poniedziałek, 30 stycznia 2012

5. Wspaniałe urodziny

            Podczas następnych trzech dni nie wydarzyło się nic ciekawego. Nastał w końcu 11 sierpnia czyli, długo wyczekiwane, piętnaste urodziny Ginny. Molly już dawno zaplanowała córce „imprezę” urodzinową, miał na nią przybyć Bil ze swoją dziewczyną- Fleur, Fred i George, a nawet Charlie postanowił przylecieć z Rumunii. Niestety Harry nie mógł się zjawić, ale na pewno pamiętał o święcie przyjaciółki. Pani Weasley zaprosiła również Nimfadore Tonks, Remusa Lupina i Salonookiego Moody’ ego.  Ginny oczywiście o niczym nie wiedziała, tzn. domyślała się, że matka coś dla niej szykuje, ale nie wiedziała, że na taką skalę. Urodziny stały się, w ciągu dwóch ostatnich dni, najczęstszym tematem rozmów Rona i Hermiony, a rozmawiali prawie przez cały czas. Brązowowłosa szykowała prezent dla przyjaciółki przez, prawie cały lipiec, natomiast Ron nadal nie wiedział co dać siostrze i głowił się nad tym razem z przyjaciółką.
               Hermiona specjalnie wstała wcześnie, aby jeszcze raz spojrzeć na prezent dla Ginny. Wyjęła go z walizki i wyszła na korytarz, żeby mu się przyjrzeć i nie mieć obaw, że jej współlokatorka go zobaczy przed imprezą. Usłyszała z kuchni brzęk talerzy i sztućców. Stwierdziła, że to Molly już gotuje. Wczoraj wieczorem zdecydowała razem z Ronem i państwem Weasley, że będą udawać, że zapomnieli o urodzinach. Nagle usłyszała, że ktoś schodzi po schodach. Za rogiem pojawił się zaspany rudzielec. Dziewczyna uśmiechnęła się na jego widok.
-Cześć, ty też już nie śpisz?- szepnęła wesoło.
-Nie, muszę wymyślić coś dla Ginny- odpowiedział sennym głosem. Potem spojrzał na coś, co Hermiona trzymała w dłoniach i o mało co nie krzyknął z zachwytu.
-Wow, to jest świetne!- powiedział z aprobatą.
               Brązowowłosa zarumieniła się lekko i podała prezent chłopakowi, aby mógł się lepiej przyjrzeć. Ron oglądał przedmiot z zainteresowaniem i zachwyceniem. Co jakiś czas wygłaszał  jakieś pochwały, ale natychmiast był uciszany przez zawstydzoną dziewczynę, pod pretekstem, że obudzi cały dom.
-Masz talent- szepnął po dokładnym obejrzeniu prezentu- Zazdroszczę ci. Ja jeszcze nic nie wymyśliłem.
-Daj jej coś od serca- poradziła Hermiona- Coś co was łączy, co dla was obojga dużo znaczy.
-Ta- mruknął Ron- Chodź pomożemy mamie!- dodał po chwili.
               Obydwoje zeszli do kuchni, gdzie zastali panią Weasley w szale gotowania. Piekła ona tort urodzinowy, jednocześnie przygotowując śniadanie i uroczystą kolację.
-Molly!- krzyknęła brązowowłosa, widząc zdenerwowanie na twarzy gospodyni, która właśnie próbowała nałożyć krem na spód tortu jednocześnie robiąc herbatę- Pomożemy ci- to powiedziawszy wyrwała jej nóż z ręki. Rudzielec zajął się parzeniem herbaty. Teraz Molly uśmiechała się do nich szeroko.
-Dziękuję wam  bardzo- powiedziała radośnie- Już nie daję rady. Zaraz zrobię śniadanie. Hermiono jak skończysz nakładać krem przykryj go drugim biszkoptem, a ty Ron jak już zwalczysz tą herbatę to nakryj do stołu.
               Przez następną godzinę wszyscy troje krzątali się po kuchni. Ron i Hermiona wykonywali posłusznie polecenia pani Weasley, a ona sama przygotowywała co raz to nowe potrawy. Kiedy wszystkie dania na kolację i śniadanie oraz tort były gotowe, usiedli przy stole.
-Dziękuje wam bardzo- powiedziała jeszcze raz gospodyni- Gdybym robiła to sama zajęło by mi to dużo więcej czasu. Zaraz zawołam resztę. Wszystkie potrawy są tak schowane, że Ginny ich nie znajdzie. Przejęłam też listy i prezenty dla niej od Harrego i  rodziny. Pamiętacie wczorajszy plan.
               Obydwoje ochoczo pokiwali głowami. Postanowili również, że po śniadaniu udadzą się na Pokątną, aby Ron kupił coś dla siostry. Chwilę później Pani Wesley zawołała swoją córkę i męża. Pierwszy pojawił się Artur, który zamiast normalnie zejść po schodach, przeteleportował się z sypialni.
-Arturze!- powiedziała z oburzeniem Molly- Niby czemu to miało służyć?
-Przepraszam cię, kochanie, ale chciałem jeszcze raz się upewnić wszystkiego zanim Ginny zejdzie.
               Z góry słychać było trzaskanie drzwi. Oczywiste było, że solenizantka będzie w kuchni za minutę, więc Molly szepnęła najszybciej jak mogła:
-Udajemy, że zapomnieliśmy, wieczorem jest impreza, a Ron i Hermiona idą jeszcze na Pokątną coś jej kupić.
               Pan Weasley pokiwał głową i zajął swoje stałe miejsce przy stole. Gospodyni zaczęła nakładać jajecznice i tosty na talerze. Po kilku sekundach pojawiła się Ginny cała rozpromieniona. Domownicy przywitali ją tak jak zwykle, czyli bez żadnych uroczystości. Rudowłosa wyraźnie posmutniała, ale nie wydawała się obrażona, ponieważ udzielała się w codziennej, porannej dyskusji. Po śniadaniu Artur zabrał solenizantkę do salonu, a Molly, Ron i Hermiona zostali, żeby posprzątać.
-Może damy jej jeden z listów i prezentów, Molly?- zapytała Hermiona, martwiąc się czy jej przyjaciółce nie będzie przykro z powodu tego ich planu.
-Tak mamo- wtrącił się Ron- Hermiona ma rację, bo jeśli Ginny naprawdę pomyśli, że zapomnieliśmy o urodzinach to będzie jej bardzo przykro.
-No dobrze- powiedziała gospodyni- Dajmy jej prezent od Harrego, a wieczorem resztę.
-Dobra- odpowiedzieli chórem.
               Po posprzątaniu kuchni młodzi poszli przygotować się do wyjścia. Było prawie idealnie, ale na drodze stał jeden problem- Ginny.  Jak mieli wyjść, żeby solenizantka ich nie zauważyła? W końcu wywnioskowali, że najlepiej będzie wymyślić jakąś bajeczkę. Zeszli, więc na dół i podeszli do drzwi. Już myśleli, że uda im się wyjść bez spotkania z dziewczyną, gdy nagle usłyszeli jej podejrzliwy głos:
-Dokąd idziecie?
               Odwrócili się i ujrzeli zaciekawioną twarz przyjaciółki.
-My… no… wiesz… idziemy- zaczął się jąkać Ron. Hermiona stała jak wryta nie wiedząc co zrobić. Patrzyła się tylko na przyjaciółkę z nadzieją, że może da im święty spokój. Ginny jakby czytała w jej myślach, bo uśmiechnęła się szeroko i powiedziała:
-Jasne, rozumiem. Tylko wródźcie na obiad, żeby nie denerwować mamy- potem zawróciła do salonu.
               Ron i Hermiona odetchnęli z ulgą i wyszli na podwórko. Postanowili, że przeniosą się siecią fiu przez stary kominek w szopie Artura. Doszli do starej chałupy i wrzucili trochę popiołu do paleniska, zapłonął zielony ogień. Najpierw poszła Hermiona, wypowiedziała „Pokątna” i w następnej chwili już jej nie było. Ron poszedł parę sekund po niej. Obydwoje znajdowali się teraz w gabinecie Freda i Georga. Właścicieli nie było w pomieszczeniu, więc wyszli swobodnie na korytarz, a stamtąd udali się do sklepu. Nie rozmawiali z bliźniakami, bo tamci byli bardzo zajęci, więc tylko powiedzieli sobie „cześć” i opuścili sklep.
               Na Pokątnej było wyjątkowo pusto. Tyko garstka czarodziejów przemieszczała się aleją, natomiast w sklepie Wesleyów przewalały się tłumy. Ruszyli pustą uliczką w kierunku Gringotta, skąd Ron miał wziąć trochę pieniędzy na prezent.
               Doszli do banku. Rudzielec poprosił o klucz do swojej skrytki. Hermiona też wzięła swój, aby zabrać już pieniądze na książki. Najpierw pojechali do Rona. Brązowowłosej zrobiło się przykro. Leżały tam zaledwie cztery galeony, garstka sykli i mnóstwo knutów. Dziewczyna nie miała tak dużych oszczędności, jak Harry, ale w jej skrytce znajdowało się co najmniej sto galeonów i masa pozostałych pieniędzy czarodziejów. Chłopak też poczuł się dziwnie. Wstydził się przed przyjaciółką biedy, jaka panuje w jego rodzinie. Wziął więc garść knutów i kilka sykli i wyszedł szybko ze skrytki. Galeonów nawet nie ruszył, bo miały być przeznaczone na książki. Hermiona pozwoliła wziąć sobie kilka złotych monet, ale zrobiła to tak, żeby Ron nie zauważył.
               Wyszli z Gringotta i ruszyli ulicą. Na początku zajrzeli do Dziurawego Kotła, napić się piwa kremowego. Usiedli przy stoliku i zaczęli rozmawiać:
-Wymyśliłeś co jej dasz?- zapytała dziewczyna.
-Przestań, mam kompletną pustkę w głowie.
-Musisz jej dać coś od siebie.
-To bardzo twórcza rada!- odrzekł z ironią chłopak.
-Chodzi mi o to, żebyś dał jej coś, co tylko ty możesz dać, coś co was łączy, coś od serca.
-Tylko co?
               Przez następne kilka minut panowała cisza. W pewnym momencie Ron krzyknął, oznajmiając, że ma pomysł. Było to tak niespodziewana, że Hermiona o mało co nie spadła z krzesła, a kilka osób, łącznie z barmanem, spojrzało się na nich z ukosa.
-Co wymyśliłeś?- zapytała zniecierpliwiona dziewczyna.
-Zdjęcia!!!
-Co?
-Dam jej album z różnymi zdjęciami. Moimi, jej, twoimi, Harrego, rodzinnymi i naszymi wspólnymi.
-To super, ale rozumiem, że one są w domu, więc wystarczy tylko kupić album.
-No nie do końca, bo te zdjęcia są zrobione mugolskim aparatem, który tata kiedyś znalazł.
-Acha, a ty chcesz, żeby były jak żywe?
-No tak.
-Może jest jakieś zaklęcie, albo coś w tym stylu- powiedziała brązowowłosa.
-Przepraszam, że się wtrącam, ale chyba mogę wam pomóc- rzekł kelner, który sprzątał akurat stolik obok. Był wysoki, chudy i dobrze zbudowany. Miał czarne włosy i niebieskie oczy. Hermiona oceniając go szybko stwierdziła, że ma ok. 16 lat i w sumie jest bardzo przystojny.
-A niby jak?- zapytał Ron, który zaczął czerwienić się widząc, że dziewczyna patrzy na niego z zainteresowaniem.
-Miałem kiedyś podobny problem i poszedłem wtedy do Suzie Fire. Wymieniła mi wszystkie mugolskie zdjęcia, na magiczne. Pracuje w księgarni, w Esach- Floresach, dzisiaj pewnie stoi na kasie, lubi się bawić takim rzeczami.
-O to super!- powiedziała uradowana Hermiona- A ona zrobi to od ręki?
-Tak, oczywiście za niewielką opłatą, ale to naprawdę symboliczna suma. Dziewczyna jest bardzo skromna.
-Bardzo ci dziękujemy- powiedziała brązowowłosa, obdarzając chłopaka szczerym uśmiechem.
-Ta dzięki- dodał szorstko Ron.
-Nie ma sprawy- odpowiedział przystojniak, po czym spojrzał na Hermionę- Nazywam się Roger.
-Hermiona, a to mój przyjaciel Ron.
-Miło poznać, chodzicie do Hogwartu?
-Tak, a ty gdzie?
-Do Dumstrangu- powiedział chłopak, a Ron skrzywił się przypominając sobie Kruma- Pracuję tutaj w wakacje, u wujka- wskazał na Toma.
-Fajnie, a w szkole jesteś w szóstej klasie?
-Tak, właśnie teraz zaczynam.
-To tak jak my.
-Przepraszam, że przerywam- rzekł rozzłoszczony Ron- Ale chyba musimy już iść.
-Tak, masz rację, musimy jeszcze wrócić do domu- powiedziała Hermiona, spoglądając na zegarek.
               Dopili piwa, zapisali sobie nazwisko Suzie i zaczęli się zbierać. Już mieli wychodzić, podziękowawszy Rogerowi jeszcze ze sto razy, gdy Hermiona poczuła delikatny ucisk na ręku:
-Przychodź częściej- szepnął jej do ucha Roger, poluźniając uścisk.
-Na pewno będę- powiedziała brązowowłosa odpowiadając szerokim uśmiechem.
               Gdy wyszli z baru Ron szedł zdenerwowany, nie odzywając się w ogóle. Natomiast dziewczyna była rozbawiona całą tą sytuacją. Podobało jej się, że jakiś przystojniak do niej zarywał, ale była pewna swoich uczuć do rudzielca.
Doszli do księgarni i od razu poszli do kasy. Za ladą stała młoda dziewczyna, w wieku ok. 20 lat. Miała krótkie blond włosy i zielone oczy. Nie była wysoka, ale szczupła. Robiła wrażenie skromnej, ale niezależnej, świetnie dogadywała się z klientami. Teraz to Ron był zszokowany, czarownica była bardzo ładna, choć wg niego Hermiona była ładniejsza.
-Przepraszam- powiedziała do niej brązowowłosa- To ty jesteś Suzie, Suzie Fire.
-Tak to ja-rzekła niepewnie blondynka.
-Kelner z Dziurawego Kotła powiedział nam, że mogłabyś nam wymienić zdjęcia z mugolskiego aparatu na takie magiczne.
-A tak, rzeczywiście- odpowiedziała rozpromieniona dziewczyna- Macie te zdjęcia ze sobą?
-Nie- tym razem odezwał się Ron- Możemy je przynieść za jakieś 20 minut.
-Ok, będę mieć wtedy przerwę, więc znajdziecie mnie na zapleczu.
-Dobra to za 20 minut- powiedziała brązowowłosa.
               Obydwoje wyszli i udali się do sklepu Freda i Georga. Stamtąd wrócili do Nory. Przeszukali prawie cały dom wynajdując najróżniejsze zdjęcia. Niestety znaleźli tylko dwa zdjęcia Harrego, ale stwierdzili, że wystarczą. Starali się przy tym nie natknąć na Ginny, która co jakiś czas pytała się czego szukają, na co oni wciskali jej jakiś kit, że szukają np.: starych zeszytów Rona. Po piętnastominutowych poszukiwaniach poszli do szopy, a stamtąd znowu do magicznych dowcipów, na Pokątną. Pobiegli do Esów- Floresów, znaleźli zaplecze, a na nim Suzie.
               Było to dziwne miejsce. Po środku stała wielka, skórzana sofa, przy ścianach ustawione były równo dębowe meble. Blondynka siedziała na kanapie i kreśliła coś na małym, szklanym stoliku do kawy. Hermionie to  wnętrze wydało się niezwykle nowoczesne, mimo tych ciemnych, starych regałów, acz uznała, że to dość nietypowe połączenie.
-A, już jesteście?- nagle się ocknęła.
-Tak przynieśliśmy zdjęcia- powiedział Ron, wręczając jej kopertę wypchaną fotografiami.
-Dzięki- odpowiedziała Suzie obdarzając rudzielca figlarnym uśmiechem, czym sprawiła, że się zarumienił, a Hermiona zrobiła się purpurowa ze złości.
-Tak właściwie- zaczęła powoli brązowowłosa, powstrzymując gniew- Nie przedstawiliśmy ci się. Jestem Hermiona.
-A ja Ron- wtrącił chłopak.
-Miło mi was poznać- powiedziała panna Fire, uśmiechając się szeroko- Zdjęcia możecie odebrać za jakąś godzinę.
               Ron odruchowo spojrzał na zegarek, który wskazywał 13.30. Wytrzeszczył oczy, ale nie było to przewidzenie.
-A nie dałoby się szybciej?- zapytał błagalnie.
-Przykro mi, ale godzina to minimum. Kupcie album, oczywiście jeśli nie macie, my mamy duży wybór i idźcie np.: do cukierni.
               Para szła przez już zaludnioną ulicę, co minutę spoglądając na zegarek. Zrobili tak, jak im radziła Suzie kupili album w księgarni i poszli na ciastko.
-Strasznie dużo czasu nam to zajęło- jęknął Ron.
-Wiem, już prawie 14. Może napiszmy do twojej mamy list, że się spóźnimy.
-Ale jak, masz tu sowę? Świnka została w domu- powiedział powątpiewająco chłopak.
-Przecież jest poczta- odrzekła brązowowłosa, takim tonem, jakby objaśniała mu, że dwa plus dwa to cztery.
               Poszli więc do budynku, który ponoć był pocztą. Siedziało tam tysiące ptaków (nie tylko sów), a czarodzieje, przybywający tam przywiązywali im listy, lub paczuszki, poczym płacili kilka knutów, tęgiemu czarodziejowi, który siedział przy wejściu. Ron i Hermiona również znaleźli jakąś sowę i wysłali list do Molly, w którym było napisane, że się spóźnią na obiad, ale że znaleźli prezent, i że jak tylko wrócą to pomogą im w przygotowaniach, po czym zapłacili czuwającemu jegomościowi i opuścili pocztę.
               Wybiła 14.30, więc udali się do księgarni po zdjęcia. Suzie dała im ruchome fotografie, robiąc cały czas maślane oczy do rudzielca, co prawie doprowadziło jego przyjaciółkę do furii. Nie chciała wysokiej zapłaty, tylko kilka sykli. Obydwoje zadowoleni powrócili na Pokątną, potem do sklepu Freda i Georga i do domu. Wylądowali w szopie, więc postanowili od razu zrobić tam album. Zajęło to im kolejne pół godziny, zegar wskazywał 15.30. Ukryli prezent i szybko pobiegli do domu, aby pomóc gospodyni w przygotowaniach do uroczystości. Już mieli wpaść do kuchni, kiedy przed ich oczami ukazała się olbrzymia ilość potraw. Pomieszczenie było zastawione jedzeniem od podłogi po sufit, nie widać było w ogóle mebli. Obydwoje wybałuszyli oczy, gdy nagle usłyszeli:
-I jak wam się podoba?- zapytała z satysfakcją Molly- Mam nadzieję, że są smaczne.
-Na pewno. Jesteśmy pod wrażeniem, a gdzie jest Ginny?- powiedział Ron.
-Pojechała z ojcem do Londynu. Wrócą dopiero na 19.
-Przepraszamy cię bardzo- wyrzuciła z siebie Hermiona- Ale wszystko się przedłużyło. W każdym bądź razie prezent gotowy, a my możemy ci teraz pomóc.
-Nie przejmujcie się, pomożecie mi zrobić dekoracje.
               Wszyscy udali się do ogrodu, gdzie porozwieszali girlandy, transparenty na cześć Ginny i balony. Potem porozstawiali stoły i krzesła oraz rozłożyli zastawę. Wbrew pozorom zajęło im to dużo czasu, więc przygotować się mogli dopiero o 18.
               Hermiona pierwsza zajęła łazienkę, a potem poszła do swojego pokoju. Miała dylemat co na siebie założyć i jak się uczesać, jak każda normalna dziewczyna. W końcu postanowiła, że włosy zostawi rozpuszczone, a ubierze się w błękitną sukienkę. Postawiła też na lekki makijaż, srebrną biżuterie i białe koturny.
               Ron nie miał takich problemów, ale postanowił, że musi ubrać się jakoś przyzwoicie, żeby zrobić siostrze przyjemność, no i chciał zaimponować jakoś Hermionie, więc założył jeansy i białą koszulę. Uznał, że wygląda całkiem nieźle. Próbował przygładzić włosy, ale w ogóle mu to nie wyszło, więc odpuścił. Następnie poszedł do szopy po album i zapakował go w pomarańczową torebkę prezentową.
               O 18.50 zaczęli się schodzić goście, a tymczasem, na szczęście, Ginny i Artur nie wracali. Najpierw przybył Charlie, ubrany w odświętny strój, z olbrzymim prezentem dla siostry. Potem przyszedł Lupin, Tonks i Moody, każdy z nich niósł w ręku torebkę dla solenizantki. Przywitali się z domownikami i udali się do ogrodu. Potem przyjechali Bill i Fleur, a właściwie to przylecieli. Bill również miał paczkę pokaźnych rozmiarów, natomiast Fleur niosła małe pudełeczko. Na końcu pojawili się bliźniacy, jak zwykle mieli wielkie wejście, podczas którego zniszczyli ozdoby, ale natychmiast je naprawili. Obydwaj nieśli dwie duże torby. Ron wraz z matką witał gości. Gdy wszyscy przybyli zaczął się zastanawiać dlaczego Hermiona jeszcze nie zeszła i już miał po nią iść, kiedy ujrzał na schodach ukochaną. Jej turkusowa, zwiewna sukienka lekko falowała, włosy, jak zwykle, nie chciały się układać, ale to tylko dodawało jej uroku, na szyi zwisało kryształowe serduszko, a w uszach połyskiwały srebrne kolczyki. Nigdy nie wyglądała tak pięknie, choć prawie nie było jej widać bo niosła w rękach duże pudło. Rudzielec szybko do niej podbiegł i powiedział:
-Daj, pomogę ci- odeszli kawałek za dom, gdzie goście ich nie widzieli.
-Dzięki- powiedziała dziewczyna obdarzając go szczerym uśmiechem. Teraz Ron poczuł, że naprawdę ją kocha i jeśli nawet jakiś kelner z Dumstrangu do niej zarywa, to będzie o nią walczył.
-Ginny już jest?- zapytała dziewczyna, próbując przerwać niezręczną ciszę jaka zapanowała. Ona też była zszokowana wyglądem chłopaka. Tego wieczoru podobał jej się jeszcze bardziej niż zwykle, nie wiedziała czy  dlatego, że był tak elegancko, jak na  niego ubrany, czy też dlatego, że do tego harmonijnego stroju jego włosy nie chciały się układać, co ją bardzo bawiło. Ron nie odpowiedział na jej pytanie, ciągle tylko patrzył na jej malinowe usta. Nie mógł się powstrzymać i wypalił:
-Wyglądasz przepięknie.
               Dziewczyna poczuła się tak, jakby ktoś ją przytulił. Te słowa dużo dla niej znaczyły. W końcu powiedziała:
-Ty też wyglądasz niczego sobie
               Rudzielec w ogóle nie zwrócił uwagi na ten komentarz. Stał naprzeciwko brązowowłosej i wpatrywał się w jej olbrzymie, orzechowe oczy. Ona też czuła się jakby utonęła w oceanie jego wzroku. Powoli zaczęli się do siebie zbliżać, nie myśleli co robią, emocje, które nimi targały były zbyt silne. „Dzisiaj nie odpuszczę, dzisiaj się uda” pomyślał Ron znajdując się o parę centymetrów o twarzy Hermiony. Dziewczyna również chciała to zrobić, chciała, żeby rudzielec wreszcie dowiedział się co do niego czuje, była gotowa na wszystko. Ich twarze dzielił ledwo centymetry, gdy usłyszeli:
-Uwaga, idą!
               Był to głos Molly i oznaczał, że Ginny i Artur wrócili. Para szybko się ocknęła i pobiegła do pozostałych gości. Gospodyni weszła do środka, aby zawołać męża i córkę do ogródka. Hermiona zdążyła się jeszcze przywitać z przyjaciółmi w pośpiechu, po czym każdy wziął swój prezent i schował się za drzewem. Na dworze było już szarawo, a lampki wiszące nad girlandami nie zostały jeszcze zapalone, oczywiście widać było, że ktoś chowa się za drzewami i krzakami, ale trudno było rozróżnić czy to Tonks, czy Hermiona, lub Ron, czy Charlie. Nagle na progu pojawiła się jedna postać- Molly, potem Artur, a na końcu wkroczyła solenizantka, na jej widok wszyscy wyskoczyli z kryjówek i krzyknęli „STO LAT!”, a Artur machnął różdżką i lampki się zapaliły, a wyglądały trochę jak gwiazdy.
               Ginny wyglądała na naprawdę zaskoczoną, ale ani Ron, ani Hermiona nie mieli czasu na nią popatrzeć, bo momentalnie zniknęła w uściskach gości. Najpierw przytulili ją rodzice, potem rzuciła się na nią Tonks, a za nią podszedł Lupin i Moody, następnie po kolei była atakowana przez braci, oprócz Rona, i Fleur. Na końcu, kiedy dziewczyna ledwo utrzymywała się na nogach pod masą prezentów podeszła do niej Hermiona, a za nią Ron. Rudowłosa odłożyła prezenty na bok, aby móc ich uściskać.
-Wiem, że jesteś szczęśliwa i bardzo chcę, żebyś mogła się tak czuć przez całe życie, żeby nigdy nie dręczyły cię żadne problemy, żebyś radziła sobie w szkole, żebyś osiągnęła sukces, żebyś miała dobrych przyjaciół cały czas przy sobie- powiedziała brązowowłosa, dając jej prezent.
-Jeśli chodzi o przyjaciół, to zależy tylko od was czy będziecie mnie pilnować.
               Wszyscy się zaśmiali, po czym dziewczyny uściskały się i do Ginny podszedł Ron:
-Wszystkiego najlepszego, siostra!- powiedział, wręczając jej prezent- Nie życzę ci przyjaciół, bo ich już masz- w tym miejscu urwał i spojrzał na Hermionę- Ale chcę, żebyś miała w życiu dużo szczęścia, żebyś dużo osiągnęła i spełniła wszystkie swoje marzenia. Tylko o mnie nie zapomnij.
               Po tym monologu do oczu solenizantki napłynęły łzy, upuściła prezent i rzuciła się bratu na szyję. Brązowowłosa też myślała, że się popłacze. Nagle usłyszeli pukanie do drzwi.
-To nie wszyscy?- zapytała się Ginny ocierając łzy z policzków.
-Nie no, są wszyscy, których zaprosiłam- powiedziała Molly patrząc się w stronę domu.
-Ale ja kogoś jeszcze poprosiłem, żeby przyszedł- powiedział Ron z uśmiechem na twarzy.
               Wszyscy zebrani spojrzeli się na niego badawczo, a on tylko się zaśmiał i poszedł otworzyć drzwi. W między czasie kilka osób zdążyło wymienić spojrzenia, a rudowłosa zapytała się przyjaciółki o co chodzi, ale tamta też nie miała pojęcia. Parę sekund później rudzielec wrócił, a za nim do ogrodu wszedł chłopak Ginny.
-Dean!- wrzasnęła uradowana solenizantka, rzucając się mu na szyję.
-Sto lat!- powiedział chłopak uwalniając się z uścisku i wręczając jej prezent.
               Wszyscy goście byli zaskoczeni pojawieniem się Gryfona, ale miło się z nim przywitali. Hermiona czuła, że z każdą sekundą zakochuje się w Ronie coraz bardziej, podobało jej się, że ją komplementował, ale to co zrobił dla siostry jeszcze bardziej ją poruszyło. Wiedziała jakie rudzielec ma podejście do Deana od kiedy zaczął się spotykać z Ginny i bała się co będzie jak znowu zamieszkają w jednym dormitorium, a tu się okazało, że chłopak może nie jest aż tak sceptyczny w stosunku do przyjaciela. Solenizantka również była mu niezmiernie wdzięczna, bardzo dużo to da niej znaczyło. W pewnej chwili Hermiona usłyszała jakby z oddali głos Molly:
-To teraz tort!
               Dziewczyna otrząsnęła się ze wszystkich myśli dotyczących przyjaciela i podeszła do stołu. Gospodyni przyniosła ciasto i wszyscy zaśpiewali Weasleyównie „Sto lat!”. Potem zasiedli do stołu i jak zwykle rozpoczęła się burzliwa dyskusja. Hermiona rozmawiała z Billem i Fleur, brzmiało to ciekawie ponieważ wszyscy wtrącali co jakiś czas jakieś słówko lub zwrot po francusku. Ron rozmawiał z Fredem i Georgem, a Ginny i Dean słuchali opowieści Charliego o smokach. Państwo Weasley, Lupin, Tonks i Moody nie mogli zapomnieć o pracy, więc rozmawiali o Zakonie Feniksa. Po ogólnym biesiadowaniu i krótkiej sjeście Hermiona i Ron włączyli muzykę i wszyscy ruszyli na parkiet. Państwo Weasley, jak zwykle, kiwali się gdzieś z boku w rytm muzyki, chociaż jak kawałek był szybszy to wywijali na parkiecie. Ginny tańczyła po kolei z każdym mężczyzną, ale jak tylko miała okazję to szalała z Deanem, właściwie nie schodziła z parkietu, Hermiona była w podobnej sytuacji, na początku tańczyła powoli z Moodym, potem twista z Billem, salsę z Fredem i coś co przypominało tango, z Georgem, następnie po prostu podrygiwała sobie z panem Weasley, poczym znowu ruszyła w obroty najpierw z Charliem, potem z Lupinem. Na koniec zatańczyła coś podobnego do dżajfa, razem z Deanem. Chciała zatańczyć z Ronem, który też cały czas nie schodził z parkietu, ale zobaczyła, że Tonks siedzi sama, więc do niej podeszła.
-Nie tańczysz?- zapytała brązowowłosa.
-Nie, bo niby z kim?
-No wiesz zawsze, któryś jest wolny.
-Ale nie ten, z którym ja bym chciała zatańczyć- spojrzała smutno na Lupina, który podrygiwał właśnie z Molly.
-Tonks, ty coś do niego czujesz?- zapytała Hermiona niepewnie, acz bez owijania w bawełnę.
-Od kiedy jesteś taka bezpośrednia- zażartowała czarownica-Oczywiście, jestem w nim zakochana od kilku ładnych lat, ale on mi tylko powtarza, że to nie ma przyszłości, bo jest wilkołakiem.
-Ale on ciebie też kocha?- wypaliła Hermiona, zanim zdążyła ugryźć się w język.
-Tak, jestem tego pewna, ale ten idiota naprawdę myśli, że dla mnie ma jakieś znaczenie, czy on jest wilkołakiem, czy nie.
               Siedziały tak przez chwilę gadając smętnie o nieszczęśliwej miłości. Brązowowłosa też przyznała się przyjaciółce do swoich uczuć. W pewnym momencie zaczęła lecieć bardzo dobrze znana Hermionie piosenka „Somebody to love”, a Dora powiedziała:
-Uwielbiam ją- po tych słowach zaczęła się delikatnie kołysać w jej rytm.
               Nagle podszedł do nich Lupin i zaprosił Tonks do tańca. Według Hermiony wyglądali razem prześlicznie: Remus, poharatany po licznych walkach stoczonych niedawno ze Śmierciożercami, ale bardzo szczęśliwy w danej chwili i Nimfadora, która już doprowadziła się do porządku po ostatniej bitwie, z różowymi ze szczęścia włosami. Z zamyślenia wyrwał ją Ron:
-Zatańczysz?- spytał
               Dziewczyna przytaknęła i oni też ruszyli na parkiet. Tańczyli w sumie dość szybko, ale w wolniejszych momentach po prostu kiwali się przytuleni do siebie. Rudzielec był bardzo zadowolony, uszczęśliwił tego wieczoru co najmniej dwie osoby, „To dobry wynik” pomyślał i wtulił się w brązowe loki dziewczyny. Chłopak miał rację, Hermiona czuła się jak najszczęśliwsza dziewczyna na świecie. Po raz setny miała wrażenie, że są już parą i mimo tego, że było to tylko złudzenie, to nie chciała się go pozbywać, było jej bardzo dobrze. Wiedziała, że wśród innych gości na pewno wywołało to podniecone szepty, ale miała to w nosie. Liczyła się tylko ona i Ron, miała nadzieję, że kiedyś też będą tak tańczyć, do tej piosenki, tylko wtedy będą już parą, może nawet małżeństwem.
               Tańce trwały przez ok. półtorej godziny, ale potem wszyscy byli już zmęczeni i po kolei siadali do stołu. W końcu wyłączyli muzykę i znowu zabrali się do jedzenia, była prawie północ, gwiazdy mocno świeciły, a wydawało się, że jest ich dwa razy więcej, przez lampki zapalone przez Artura. Po kolejnej porcji jedzenia Ginny zaczęła oglądać podarunki. Najpierw otworzyła prezent od Deana, był to piękny, złoty, delikatny naszyjnik, który bardzo przypadł jej do gustu. Potem był prezencik Fleur, która dała rudowłosej kolczyki. Następnie zostały rozpakowane torby od Freda i Georga, znajdowały się w nich miliony drobiazgów z ich sklepu, ale również kilka książek. Od Billa Ginny dostała nowy, lepszy strój do quidicha, a od Charliego- miotłę. Wszystkie te prezenty bardzo ją usatysfakcjonowały, więc po kilku minutach uścisków otworzyła następne. Były to perfumy od Tonks, eleganckie pióro od Lupina i fałszoskop od Moody’ego. Potem była śliczna, nowa szata szkolna od państwa Weasley. W końcu przyszedł czas na podarunki Rona i Hermiony. Na pierwszy ogień poszedł album. Ginny popłakała się prawie ze wzruszenia, przeglądając zdjęcia. No i nareszcie prezent od brązowowłosej. Solenizantka otworzyła pudło i wybałuszyła oczy, po czym wyjęła z niego piękną, delikatną, długą suknię. Była szyta przez Hermionę przez połowę wakacji i naprawdę robiła wrażenie i to nie tylko na rudowłosej. Kreacja nie miała rękawów, ani ramiączek, była do ziemi, ale nie była taka poważna ze względu na swoją lilową barwę. Był to prosty krój, a uroku dodawała jej złota nić, okalająca suknię, tworząc drobne kwiatki. Brązowowłosa była bardzo z siebie bardzo zadowolona, bo jej prezent zrobił duże wrażenie na wszystkich. Kiedy Ginny trochę się otrząsnęła dała radę zapytać:
-Ty sama ją uszyłaś?
-Tak.
               Ta odpowiedź również wywarła sporo kontrowersji. Po pewnym czasie solenizantka oswoiła się z prezentami. Ona i wszyscy goście z powrotem poszli tańczyć, teraz żadna z pań nie siedziała tylko tańczyła po kolei z każdym chłopakiem. Zabawa trwała do białego rana, a potem udali się na zasłużony odpoczynek. Zarówno Hermiona, Ginny, jak i Rona zaliczyli ten dzień do jednych najlepszych podczas tych wakacji.
*
I jest nowy rozdział, zaledwie po jednym dniu przerwy, no ale był już gotowy wcześniej :P Sądzę, że czasami jest nudny lub głupawy, ale nie miałam za bardzo pomysłu czym ukoronować to święto Ginny. Powiem nieskromnie, że mi osobiście podoba się opis wieczoru :) No, ale to nie ja powinnam to oceniać, tylko wy, więc czekam na opinie :*

niedziela, 29 stycznia 2012

4. Kolejny, skomplikowany dzień u Weasleyów

            Następnego dnia Ron i jego rodzice pojechali z samego rana do wioski na zakupy. Dziewczyny zostały w domu same. Zrobiły sobie śniadanie i zjadły je na tarasie. Były w doskonałych humorach. Hermiona żałowała, że rudzielec nie mógł zostać, ale cieszyła się z tego, że wreszcie może pogadać na spokojnie z przyjaciółką. Miały zapewnione co najmniej trzy godziny świętego spokoju. Ginny też była bardzo radosna i szczęśliwa, że ma dom tylko dla siebie i Hermiony. Po śniadaniu, dziewczyny, umyły się i ubrały, poczym usiadły na sofie w salonie.
-To co teraz robimy?- zapytała żywo Ginny.
-Nie wiem- powiedziała Hermiona, wzruszając ramionami.
-No dobra- powiedziała rudowłosa, już nieco zniechęcona- To po prostu pogadajmy.
-Ok, a o czym?
-O tobie i o Ronie.
-No nie…- westchnęła brązowowłosa.
-O tak. Powiedz co jest między wami. Nie zachowujecie się jak zwykle. Jesteście jakoś strasznie pokojowo nastawieni do siebie, odbywacie długie rozmowy i widziałam jak się obściskiwaliście, wczoraj, przed domem- Ostatnie zdanie wypowiedziała z szerokim uśmiechem.
-Widziałaś to?- krzyknęła Hermiona. Teraz już musiała komuś wyznać wszystkie swoje przemyślenia- Bo widzisz, gadamy z Ronem bardzo dużo i właściwie nie mamy przed sobą tajemnic, poza tym, że nie powiedziałam mu, że się w nim bujam- wzięła głęboki oddech i zaczęła znowu mówić- Obejmowaliśmy się wczoraj ze dwa razy, kilka razy o mało co się nie pocałowaliśmy, ale zawsze coś nam przeszkadza, nie chodzi o to, że ktoś np. wchodzi, ale o to, że nie mamy odwagi. No… przynajmniej ja tak to odczuwam. Nadal nie jestem pewna czy twój brat odwzajemnia moje uczucia, a co jeśli nie, jeśli on to uważa tylko za przyjaźń?
               Dziewczyna zakończyła monolog, oparła się o łokietnik kanapy i schowała twarz w dłoniach. Bardzo cieszyła się, że powiedziała to wszytko Ginny i z niecierpliwością czekała na komentarz przyjaciółki, ta jednak milczała. Brązowowłosa zaczęła się zastanawiać czy Ron dał jej kiedyś do zrozumienia, że się mu podoba. Odpowiedź była prosta: nie! Objął ją tylko kilka razy, ale nie można tego osądzić na tej podstawie. Rudowłosa przerwała jej rozmyślenia i rzekła:
-To co powiedziałaś jest bardzo skomplikowane, ale mogę ci powiedzieć jedno: Ron cię kocha! Podobasz mu się od pierwszej, może drugiej klasy. Próbował to zatuszować, ale jak byliście w czwartej klasie kompletnie oszalał na twoim punkcie, pewnie przez to, że zaczęłaś chodzić z Wiktorem. I te wszystkie sytuacje, o których mi opowiadasz prowadzą do tego, żebyście mogli być w końcu razem, tylko musicie zebrać w sobie odwagę, żeby zrobić jakiś krok naprzód.
               Słowa Ginny bardzo pokrzepiły Hermionę, może rudowłosa miała rację, po prostu trzeba się w końcu odważyć. Brązowowłosa uśmiechnęła się szeroko do przyjaciółki i powiedziała:
-Dzięki, mam nadzieję, że masz rację. Ale skąd ty wiesz, że Ron się we mnie buja? O moich uczuciach wiesz, bo ci powiedziałam, ale nie sądzę, że twój brat ci się zwierza.
-No wiesz, znam go od piętnastu lat i widzę co się święci, z resztą gdybyś była obserwatorem tych niektórych waszych kłótni i rozmów też byś wyciągnęła takie wnioski. Harry też na pewno wie co się dzieje, a Ron mu na pewno tego nie powiedział, ponieważ jest na to zbyt nieśmiały.
               Hermiona znowu w duchu przyznała Ginny rację. Ona od razu wiedziała, że Harremu podoba się Cho, zanim zdążył o tym powiedzieć Ronowi, czy jej. Rudowłosa na pewno wiedziała co czuje jej brat. Brązowowłosa znowu zaczęła mówić:
-Jeszcze raz dzięki, pewnie masz rację, mam taką nadzieję. A co z tobą i Deanem?- powiedziała zmieniając temat.
-Jak to co? Przecież widziałaś wczoraj.
-No tak, widziałam, przez jakieś pół godziny. Opowiedz mi trochę o waszym związku.
-Świetnie się dogadujemy- zaczęła Ginny- Lubię go, jest zabawny, przystojny, opiekuńczy, prawie idealny, przynajmniej jak na razie. Nie wiem czy to prawdziwa miłość, między nami jest chemia, ale nie wiem czy to jest ten jedyny. Mimo wszystko chcę jak najlepiej zapamiętać ten okres. A nie wiesz czy Harry ma kogoś?- teraz rudowłosa próbowała zmienić temat.
-Chyba nie. Rozstali się z Cho, o ile w ogóle można powiedzieć, że się spotykali. Może poznał jakąś mugolską dziewczynę, ale nie sądzę bo jego wujostwo to wyjątkowo nieprzyjemni ludzie, cud, że pozwalają mu wychodzić na dwór. W każdym bądź razie nie wspominał mi o nikim w listach. A dlaczego pytasz?
- Z ciekawości- powiedziała Ginny lekko się rumieniąc.
               Hermiona powiedziała tylko „aha” i obie zaczęły rozmawiać o Hogwarcie i magicznych zwierzętach. Tak minęło im przed południe, nawet się nie obejrzały a wybiła 12 i państwo Wesley wrócili razem z Ronem do domu.
-Dzień dobry dziewczynki, co porabiałyście?- krzyknął Artur wchodząc do kuchni i stawiając zakupy na stole. Za nim weszła Molly niosąc kilka siatek z warzywami, a na końcu wkroczył Ron, wnosząc tyle paczek, że widać mu było ledwo czubek głowy.
-Tak po prostu rozmawiałyśmy- powiedziała Ginny, kierując się do kuchni, aby zobaczyć co jej rodzice zakupili. Hermiona poszła w jej ślady, pomogła również Ronowi poustawiać wszystkie torby na blacie.
               Przez następne półtorej godziny Molly, Ginny i Hermiona rozkładały zakupy i przygotowywały obiad, natomiast Artur i Ron zagrali jedną rundkę szachów czarodziei, a następnie nakryli do stołu. Przy posiłku było dużo zamieszania ponieważ pan Wesley znalazł w szafce lipną różdżkę Freda i Georga, po czym przez przypadek, kiedy chciał przywołać do siebie dyniowy sok z lodówki, jej użył. Skończyło się tym, że napój rozprysnął się po całym pomieszczeniu, co wywołało gniew pani Wesley oraz niepohamowany wybuch śmiechu Rona, Hermiony i Ginny. Za karę Molly kazała im posprzątać kuchnię, co zajęło im kolejną godzinę. Tak więc ok. 15 wszyscy z powrotem zasiedli do stołu i zjedli podwieczorek.
-Kiedy przyjeżdża Harry?- zapytała pani Wesley.
-Piętnastego sierpnia- odpowiedział Ron.
-A który jest dzisiaj?
-Dziś jest siódmy- wtrąciła się Hermiona.
-A to jeszcze bardzo dużo czasu, cały tydzień. Sądzę, że zakupy zrobimy dopiero jak Harry przyjedzie. W ogóle to on sam tu przybędzie, czy ktoś go przyprowadzi?
-Dostał list od Dumbledore’a, w którym jest napisane, że sam dyrektor po niego przyjdzie piętnastego- wyjaśnił Ron.
-Aha- odetchnęła Molly i zabrała się do zjedzenia kawałka ciasta, który leżał na jej talerzu.
               Podwieczorek minął szybko. Pani Wesley oznajmiła, że na kolację przybędzie Fred i George i zabrała się za sprzątnie po posiłku. Artur wrócił do swojej szopy, zawsze spędzał tam większość weekendów. Ginny stwierdziła, że jest zmęczona, więc poszła uciąć sobie drzemkę. Ron i Hermiona znowu zostali sami, obydwoje nie mieli co robić, toteż udali się do pokoju Charliego. Była ładna pogoda, a widok z tego pomieszczenia wydawał się jeszcze piękniejszy niż zwykle. Hermiona ciągle myślała o swojej rozmowie z Ginny, tak by chciała, żeby jej przyjaciółka miała rację. Postanowiła, że dzisiaj nie może dopuścić do sytuacji, że znowu będzie o krok do pocałunku. Dziś albo się pocałują, albo w ogóle się nie przytulą itp. Ron też chciał już zakończyć te gierki, on również uważał, że najwyższy czas powiedzieć sobie prawdę, wyznać swoje uczucia. Nie był pewien czy jest na to do końca gotowy. Usadowili się wygodnie na wersalce i zaczęli rozmawiać na jakiś neutralny temat. Obydwoje błądzili myślami gdzieś po swoich głowach i zdawali się być nie obecni, co sprawiało, że gdyby ktoś usłyszał ich dyskusję na temat eliksirów, stwierdziłby, że kompletnie im odbiło i nie wiedzą co mówią. Ron ciągle próbował przerwać tą rozmowę, zaczynając mówić o nich, ale średnio mu to wychodziło. Natomiast Hermiona w ogóle tego nie zauważyła, bo ciągle myślała jak ona ma zacząć taką dyskusję. Męczyli się tak z dobre pół godziny, aż (rzekomo) stwierdzili, że wyczerpali temat i zamilkli. Obydwoje wpatrywali się tępo w krajobraz. „I co teraz?” pomyślał Ron. Nie wiedział czy ma walić prosto z beczki, czy spróbować jakoś jej to pokazać. Siedział i myślał o tym. Hermiona nie była lepsza, ona również ciągle się nad tym zastanawiała. Mówiła sobie ciągle „A co jeśli on mnie wyśmieje?”. Ufała Ginny, ale nikt nie jest nieomylny, może rudowłosej jedynie wydaje się, że brązowowłosa podoba się Ronowi. Nagle usłyszeli z dołu:
-Ron, Hermiona zjedźcie do kuchni.
               Obydwoje byli lekko zmieszani, ponieważ kolacja powinna być dopiero za 4 godziny, ale zeszli posłusznie na parter i wkroczyli do pomieszczenia. W kuchni siedzieli państwo Wesley, którzy czytali uważnie jakiś list i Ginny, która wyglądała na złą, że ktoś ją obudził. Hermiona i Ron spoczęli na swoich stałych miejscach i zaczęli przyglądać się Molly i Arturowi, którzy nadal gapili się na skrawek pergaminu. W końcu Ginny nie wytrzymała tego czekania i z lekkim podirytowaniem zapytała:
-O co chodzi?
               Nie uzyskała szybkiej odpowiedzi, na którą liczyła. Wszyscy troje siedzieli otępiali patrząc się na państwa Wesley. Hermiona i Ron ciągle wymieniali zdziwione spojrzenia, a Ginny wyglądała, jakby miała zaraz coś krzyknąć i wyjść i pewnie by to zrobiła, ale właśnie przemówił Artur, bardzo poważnym głosem:
-Słuchajcie dzieci, muszę wam coś powiedzieć.
               Ginny zrobiła przerażoną minę, a Hermiona ścisnęła pod stołem rękę Rona, który był blady jak ściana. Wszyscy spodziewali się, że zaraz usłyszą coś strasznego, kto wie czy Harry nadal jest cały i zdrowy, a może to któremuś z Wesleyów coś się stało, a może zginął ktoś z Zakonu Feniksa. Całej trójce po głowie chodziły najgorsze myśli. Molly chyba zauważyła, że się denerwują, więc powiedziała:
-Spokojnie, to nic strasznego.
               Wszyscy odetchnęli z ulgą, ale starali tego po sobie nie pokazywać.
-Po prostu nie możemy w to uwierzyć, ale to nic strasznego- kontynuowała pani Wesley.
-Zostaliśmy zaproszeni na bankiet, organizowany przez Ludo Begmana, pamiętacie go?- powiedział Artur.
-Begman organizuje przyjęcia?!- krzyknęła Ginny- Teraz?! Kiedy już wierzą w powrót Voldemorta?!
-Kochanie uspokój się- powiedziała Molly- Pracownicy Ministerstwa robią co mogą, aby powstrzymać Sama- Wiesz- Kogo i jego popleczników, aurorzy działają cały czas, ale zrozum, taki bankiet pozwoli czarodziejom trochę odpocząć od wszystkich czarnych myśli. Na pewno Ministerstwo nie zostanie puste, tylko kilkunastu pracowników będzie miało dyżur i jeśli coś się stanie powiadomi resztę. Ten bal to bardzo duże wydarzenie. Ludo organizuje go od wielu lat.
-Ale nigdy nie chodziliście na te bankiety, nie zapraszał was?- ciągnęła Ginny, czerwona ze złości.
-Co roku nas zaprasza- odpowiedział Artur- Ale my nigdy nie chodziliśmy, albo wy byliście za mali, albo ja miałem dyżur w Ministerstwie itp. Ale w tym roku możemy iść, ja nie mam dyżuru, wy jesteście starsi, więc nic nie stoi na przeszkodzie.
-No ale wołaliście nas tylko po to, żeby nam powiedzieć, że któregoś wieczoru pójdziecie sobie na jakiś bankiet?- zapytał ze zdziwieniem Ron.
-Nie- zaśmiała się pani Wesley- Zawołaliśmy was, ponieważ oni zapraszają nas z rodziną, czyli dziećmi, a jak już ojciec wspomniał jak była okazja trzy lata temu, żeby pójść to ty i Ginny byliście za mali. No więc w tym roku możemy iść. Pójdziecie z nami, Fred, George, Per…- tu urwała, przypominając sobie, że syn urwał kontakty z rodziną. Łzy napłynęły jej do oczu, ale szybko się pozbierała i rzekła- Charlie i Bil też będą, przed chwilą wysłaliśmy do nich listy.
-Czyli na ten durny bankiet przyjedzie Charlie? Z Rumuni?- zapytała Ginny, której powoli przechodziła złość.
-Oczywiście- powiedział pan Wesley- Poza tym to nie jest jakiś durny bankiet, to bardzo znane przyjęcie i dobrze się jest tam pokazać.
-A Malfoyowie będą?- zapytał Ron
-Oczywiście, że nie. Przecież Lucjusz jest w więzieniu.
               Dyskusja toczyła się dalej między Ginny i państwem Wesley, ale Ron i Hermiona w ogóle się nie odzywali. Ron myślał co wtedy Hermiona będzie robić, być może Harry już przybędzie , ale to i tak głupio ich tak zostawiać samych w domu. Ale w takim razie dlaczego Molly zawołała też Hermionę? Zastanawiał się nad tym bardzo intensywnie, patrząc uważnie na brązowowłosą, która przysłuchiwała się rozmowie. Nagle Ron znowu zaczął słuchać i usłyszał:
-…oczywiście możecie kogoś zabrać, w znaczeniu partnera lub partnerkę- rzekł Artur.
-A którego jest ten bankiet?- zapytała Ginny.
-Dwudziestego sierpnia, o 19- powiedziała Molly.
               Teraz Ron myślał o Harrym. Co miał z nim zrobić? Bardzo chciał zaprosić Hermionę na bankiet, no ale wtedy co z Harrym?
-Harry wtedy już będzie- mruknął pod nosem.
               Chyba tylko Ginny i Hermiona to usłyszały. Siostra pokiwała smętnie głową.
-Ginny, ty pójdziesz z Deanem?- zapytała Molly.
-Nie- zaprzeczyła rudowłosa.
               Wszyscy się na nią spojrzeli, po głowach chodziło pytanie „Dlaczego?”. Tylko Hermiona patrzyła na przyjaciółkę z uśmiechem. W końcu Artur spytał:
-Dlaczego? Już nie jesteście razem?
-Nadal się spotykamy, tato- powiedziała Ginny, uśmiechając się- Ale nie możemy zostawić tutaj samego Harrego, więc pójdę z nim.
-To bardzo miłe z twojej strony. W takim razie nie ma problemu, wszyscy pojedziemy.
               Artur, Ron i Ginny spojrzeli na Hermionę, próbując dać do zrozumienia pani Wesley, że popełniła pewien nietakt, ona to zauważyła więc powiedziała do Rona i Hermiony:
-Wy idziecie razem, prawda?
               Para wymieniła zdziwione spojrzenia. Hermiona chciała pójść z chłopakiem na bankiet, ale nie mogła zmusić Rona aby ją zaprosił. On też bardzo chciał iść z nią na przyjęcie, ale nie miał kiedy ją zaprosić. Dziewczyna zaczęła mówić:
-Molly, my chyba nie…- w tym momencie przerwał jej Ron i rzekł- Oczywiście, że Hermiona idzie ze mną.
               Gospodyni skinęła głową, Artur napił się herbaty, a Ginny uśmiechnęła się szeroko. Natomiast brązowowłosa wpatrywała się tępo w rudzielca, uświadamiając sobie co on powiedział. Ron próbował udać, że nie wie o co chodzi i nie patrzył na nią, ale czuł jej spojrzenie. Potem domownicy się rozeszli. Molly poszła przygotować Fredowi  i Georgowi miejsce do spania, Artur udał się na kilka godzin do Ministerstwa, Ginny znowu poszła drzemać, a Ron zaciągnął Hermionę do swojego pokoju. Dziewczyna nadal był otępiała wypowiedzią przyjaciela. Chłopak bał się jej reakcji, może nie chciała z nim iść, a on, jak idiota, zapewnił matkę, że pójdą razem, z drugiej strony, nie mógł pozwolić, żeby dziewczyna została zupełnie sama w Norze.
               Kiedy weszli do sypialni Rona, Hermiona usiadła na łóżku i zaczęła się wpatrywać w rudzielca, czekając na wyjaśnienia. Chłopak spoczął na krześle naprzeciwko i spojrzał jej głęboko w oczy. Uwielbiał się w nie patrzeć, na ogół umiał po nich stwierdzić co czuje dziewczyna. Tym razem wyrażały, jakby pustkę, co dodatkowo przygnębiło rudzielca. W końcu zebrał w sobie odwagę i powiedział:
-Przepraszam, że nie zapytałem cię czy chcesz pójść ze mną na ten bankiet, ale nie chciałem tłumaczyć się mamie. Jeśli nie chcesz ze mną iść to ja to zrozumiem- zrobił przerwę, aby zobaczyć reakcję dziewczyny, ta jednak nadal się na niego tylko patrzyła, więc kontynuował- Hermiono, czy chcesz pójść ze mną na to przyjecie? Mi byłoby bardzo miło, gdybyś się zgodziła, bardzo mi na tym zależy.
               Hermiona mimowolnie się uśmiechnęła, zrobiło jej się ciepło na sercu. Nie spodziewała się tego po Ronie, ale było to niezwykle miłe. Patrzyła na niego przez chwile, gapiła się w jego piękne, błękitne jak ocean oczy i nie mogła przestać. W końcu trochę się otrząsnęła  i powiedziała:
-Oczywiście. Bardzo chętnie pójdę z tobą na ten bankiet.
               Ron uśmiechnął się szeroko. Przez chwilę bał się, że dziewczyna mu odmówi. Teraz cieszył się jak dziecko, które dostało nową zabawkę. Chciał krzyczeć ze szczęścia, ale pohamował się ze względu na obecność brązowowłosej w pokoju.
-Świetnie- powiedział po chwili nadal się szczerząc- To dwudziestego wszyscy domownicy Nory wyruszą na imprezę.
               Brązowowłosa też się uśmiechnęła. Był to jeden z najszczęśliwszych, jak dotychczas, momentów w jej życiu. Nie wiedziała dlaczego, może to, że Ron również był szczęśliwy tak ją cieszyło, a może perspektywa tego balu. Na pewno wieczór bankietu będzie cudowny.
-A ty co o tym sądzisz?- zapytał znienacka Ron.
-O czym?- zdziwiła się dziewczyna.
-O tym, że to przyjęcie jest organizowane teraz, kiedy wszyscy boją się Sama- Wiesz- Kogo, kiedy trzeba wyłapać śmierciożerców. To chyba nie jest odpowiedni moment. To znaczy, ja bardzo cieszę się, że będzie ten bal, ale sądzę, że w obecnych czasach…
-Wiesz co- przerwała mu Hermiona, widząc, że chłopak zaczyna się plątać w swojej wypowiedzi- Ja sądzę, że to przyjęcie pomoże wielu ludziom. Twoja mama ma racje, czarodzieje muszą odpocząć od rzeczywistości, choćby przez jeden wieczór. Nie wiadomo jak będzie dalej, może już nigdy nie nadarzy się okazja, aby się zabawić.
               Obydwoje posmutnieli uświadamiając sobie co się dzieje wokół nich. Hermiona była zagrożona, ze względu na swoje pochodzenie, a rodzina Wesleyów, dlatego, że sprzeciwiła się Voldemortowi. No i Harry, Czarny Pan chciał go dopaść od 15 lat, a z roku, na rok ta chęć coraz bardziej się pogłębiała. Ron i Hermiona nigdy nie mieli zamiaru odwrócić się od  przyjaciela, ale przez niego byli wielokrotnie narażeni na śmierć. Rudzielec spojrzał na dziewczynę, zaczął się zastanawiać co by zrobił gdyby ją stracił, gdyby nie zdążył wyznać jej swojej miłości, „Nie!” pomyślał odganiając te straszne myśli, chciał nacieszyć się jej widokiem, na pewno w tym roku będą mieli mało czasu dla siebie. Brązowowłosa też na niego spojrzała. Jej wzrok był smutny, ale zmieniał się, kiedy patrzyła w bezkresny błękit oczu Rona, te oczy poprawiły jej humor. Nie wiedziała co ją podkusiło, ale nagle rzuciła się chłopakowi na szyję. Chciała mu podziękować, za to, że jest przy niej, że ją wspiera. Chłopak był zupełnie zdezorientowany, ale odwzajemnił ochoczo uścisk.
               Nagle do pokoju wpadła Molly. Para natychmiast odkleiła się od siebie i spojrzała na gospodynię. Obydwoje byli cali czerwoni. Pani Wesley przyglądała się im z lekkim uśmiechem, ale też z rozżaleniem, jakby mówiła: „Jak zwykle dowiaduję się ostatnia!”. Ron, nadal cały rumiany, rzekł do matki:
-Mogłabyś następnym razem pukać?
               Powiedział to łagodnie i uprzejmie. Pani Wesley nie zwróciła na jego słowa najmniejszej uwagi, nadal patrząc to na niego, to na Hermionę. Dziewczyna nie raczyła się odezwać, a z sekundy na sekundę coraz bardziej się czerwieniła. W końcu Molly się ocknęła i powiedziała, próbując ukryć radość jaka ją ogarnęła:
-Przepraszam, chciałam zabrać z twojego pokoju zbędne koce, dla Freda i Georga.
-Są w szafie- odpowiedział chłopak najgrzeczniej jak potrafił.
-Dziękuję.
               Gospodyni podeszła do mebla, zabrała koce, uśmiechnęła się do nich szeroko i wyszła z pomieszczenia. Obydwoje byli nadal zdezorientowani. Ron w końcu zaczął nieco blednąć, w przeciwieństwie do przyjaciółki, i pomyślał „No to mamy przechlapane!”. Hermiona wybuchneła histerycznym śmiechem, zupełnie jakby umiała czytać w myślach. W sumie cała ta sytuacja była dosyć komiczna. Był tylko jeden problem: oni nie są parą. A teraz Molly myśli, że są i powie o tym bliźniakom, Arturowi, Ginny, Harremu i wszystkim innym. Rudzielec też się zaczął śmiać, było to najlepsze rozwiązanie w tej sytuacji. W końcu obydwoje się uspokoili. Postanowili, że zejdą na dół i Ron spróbuje wyjaśnić tą sytuację matce. Powoli szli po schodach, aż dotarli do kuchni, gdzie zastali panią Wesley. Chłopak od razu poszedł z nią pogadać, a Hermiona sprytnie ulotniła się do salonu, w którym zastała Ginny.
-Hej, co tam?- zapytała rudowłosa.
-W porządku- powiedziała podejrzliwie brązowowłosa, sądząc, że Molly powiedziała córce o zaistniałej scenie.
Ginny odrabiała pracę domową z jakiegoś przedmiotu i zdawała się trochę nie obecna. Po kilku minutach odłożyła pióro i rzekła:
-No, skończyłam! To co robiłaś przez ostatnią godzinę?
-Gadaliśmy trochę z Ronem.
-No tak. Po co ja w ogóle pytam- zażartowała Ginny- I co idziecie razem na bal?
-Tak- powiedział dumnie Hermiona.
               Ruda wydawała się naprawdę szczęśliwa z tego powodu. Obdarzyła przyjaciółkę szczerym uśmiechem i rzekła, po cichu:
-A nie mówiłam?!
               Brązowowłosa też się do niej uśmiechnęła. Może Ginerva miała jednak rację, może z Ronem są dla siebie stworzeni, może to prawdziwa miłość. Siedziały tak przez chwilę i nagle usłyszały podirytowany głos gospodyni:
-Przestań kłamać, Ron! Przecież wiem co się dzieje, tylko po co się ukrywacie?!
-Trochę ciszej, mamo- próbował uspokoić ją rudzielec. Artur na pewno tego nie słyszał, ale Hermiona i Ginny doskonale wychwytywały każde wypowiedziane przez nich słowo.
-Ron, dlaczego mi nie powiedziałeś, że masz dziewczynę?- ciągnęła uparcie Molly, a Ginny spojrzała się z olbrzymim zdziwieniem na przyjaciółkę. Granger odwróciła wzrok, rumieniąc się lekko.
-Hermiona nie jest moją dziewczyną- wybuchnął chłopak. Tak bardzo nie chciał wypowiadać tych słów, ale ustalili z brązowowłosą, że tak właśnie zrobi. Dziewczynę też zabolała ta wypowiedź.
-Widziałam was- powiedziała stanowczo Molly, a Ginerva jeszcze bardziej wytrzeszczyła oczy na przyjaciółkę.
-To był tylko uścisk- ciągnął rudzielec, uspakajając się nieco.
-Ale nie powiesz mi, że to nic nie znaczy!
-Po prostu jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi- powiedział Ron smętnym tonem i wyszedł z kuchni. Wpadł do salonu i spojrzał zszokowany na dziewczyny. Nie spodziewał się ich tu zastać, przynajmniej nie chciał tu spotkać Ginny. Rudowłosa była wyraźnie zmieszana i trochę zaniepokojona całą tą sytuacją. Patrzyła zdumiona to na brata, to na przyjaciółkę. Obydwoje robili się coraz bardziej czerwoni. W końcu Weasleyówna nie wytrzymała i zapytała:
-O co, do cholery, chodzi?
               Nie uzyskała odpowiedzi. Hermiona patrzyła się w jakiś punkt za oknem, a Ron gapił się w ścianę. Ginerva zaczęła się lekko denerwować.
-Powiecie mi wreszcie?- zapytała.
               Nadal nikt nic nie mówił. Brązowowłosa nie zwróciła na to najmniejszej uwagi i wciąż gapiła się w okno, natomiast rudzielec usiadł obok niej przy stole i zaczął bazgrać coś po czystym pergaminie. Para co jakiś czas spoglądała na siebie spode łba, jednak żadne z nich nie raczyło zwrócić swojego wzroku ku Ginny, która teraz również była czerwona, tyle, że ze złości.
-Nie chcecie to nie mówcie!- warknęła i wybiegła z pomieszczenia, przewracając po drodze krzesło.
               Ron popatrzył smutno na Hermionę. Dziewczyna też odwróciła wzrok w jego stronę. Obydwoje wpatrywali się w siebie. Rudzielec wyczytał w orzechowych oczach przyjaciółki, że jest jej przykro. „Dlaczego on w ogóle to zrobił, dlaczego powiedział, że nie są razem?” zapytał sam siebie, przecież wiedział co Hermiona do niego czuje. Niestety brązowowłosa nie znała jego uczuć i według niej to było najlepsze rozwiązanie, choć tak bardzo ją to zabolało. Po pewnym czasie powiedziała smutno, prawie płacząc:
-Pójdę wyjaśnić to wszystko Ginny.
-Nie- przerwał rudzielec- Tym razem ja z nią pogadam.
               To powiedziawszy wyszedł z pomieszczenia, zostawiając w nim zdenerwowaną Hermionę. Dziewczyna bała się spięć jakie mogą zajść między rodzeństwem, ale nie zatrzymywała Rona, może on lepiej to wyjaśni Ginny niż ona.
               Chłopak wspiął się po schodach i stanął przed drzwiami do malutkiego pokoju, w którym mieszkała Ginny i Hermiona. Zapukał i nic. Dokładnie tak samo, jak ktoś pukałby do niego. Ponowił próbę i znowu nic. Zaczął się zastanawiać, czy jego siostra nie wyszła gdzieś na dwór, ale stwierdził, że to mało możliwe, więc po prostu nacisnął klamkę i wszedł.
               W sypialni było dość jasno. Dziewczyna z bujnymi, rudymi włosami siedziała na parapecie i wpatrywała się w krajobraz za oknem. Kiedy zobaczyła brata, fuknęła na niego:
-Jak nie mówię proszę, to nie wchodź!
-Gdybym nie wszedł, to stał bym tam przez następne trzy godziny- powiedział sucho Ron, zamykając za sobą drzwi i siadając na jednym z łóżek.
               Ruda patrzyła na niego z mieszaniną złości i ciekawości. Nie miała ochoty gadać ani z nim, ani z Hermioną, ale wiedziała, że któreś z nich na pewno przyjdzie zaburzyć jej prywatność.
-Czego chcesz?- zapytała szorstko.
-Porozmawiać- odparł niewinnie chłopak.
-A niby o czym? Mnie przecież w tym domu nic się nie mówi!- to powiedziawszy odwróciła głowę z powrotem do okna.
-No nie obrażaj się- powiedział Ron, podchodząc do niej- To naprawdę nie jest nic ważnego. Po prostu mama jak zwykle wyciągnęła błędne wnioski.
-Tak?- zapytał Ginny, trochę się uspokajając-A z czego ona wyciągnęła te wnioski? Bo wiesz, oskarżenie, że jesteście parą jest dość poważne.
-Zobaczyła jak się przytuliliśmy- powiedział rudzielec, rumieniąc się.
-Doprawdy?- zapytała z ironią rudowłosa. Złość jej zupełnie przeszła. Wstała z parapetu, podeszła do łóżka, poczym spoczęła na nim. Ron poszedł w jej ślady.
-Ginny, my naprawdę ze sobą nie chodzimy.
-Myślisz, że nie wiem. Widzę jednak co się dzieje, jak na nią patrzysz, jak się do niej odzywasz. Nie możesz zaprzeczyć, że nic do Hermiony nie czujesz?
-No nie, masz racje. Bujam się w niej od czwartej klasy- powiedział chłopak, mając wielką potrzebę wygadanie się komuś. Od razu pożałował tych słów, „Przecież ona zaraz wygada to Hermionie!”.
-Nareszcie się do tego przyznałeś, ale muszę cię zmartwić, że wiem o tym od dwóch lat- powiedziała z uśmiechem.
-Ale nie powiedziałaś tego Hermionie?- zapytał chłopak, z lękiem w głosie.
-Nie- skłamała Ginny, chcąc ukryć przed bratem, że brązowowłosa się w nim podkochuje.
               Ron odetchnął z ulgą. Stwierdził, że to najlepszy moment, aby przyznać się siostrze, że słyszał ich rozmowę.
-Ginny, muszę ci coś powiedzieć- zaczął niepewnie- Słyszałem waszą rozmowę.
-Którą? No bo wiesz gadamy właściwie przez cały czas.
               Chłopak zaczął się zastanawiać, czy nie powinien się wycofać, ale coś w jego głowie mówiło, że musi być szczery z siostrą, więc wziął głęboki oddech i powiedział najszybciej jak umiał:
-Słyszałem jak Hermiona mówiła ci co do mnie czuje, pierwszego dnia.
               Dziewczyna siedziała oniemiała na łóżku. Nigdy nie przypuszczała, że brat podsłuchuje jej prywatne rozmowy, a może to był tylko jeden raz, może usłyszał to przez przypadek. Nie wiedziała co o tym myśleć, więc zapytała sucho:
-A co dokładnie słyszałeś?
               Rudzielec lekko się zarumienił. One wtedy mówiły też o Ginny i Deanie. Pomyślał jednak, że skoro już zaczął zwierzać się siostrze to musi skończyć:
-Wszystko od początku do momentu, kiedy Hermiona powiedziała, że się jej podobam- powiedział, lecz widząc narastającą złość siostry dodał-  Bardzo cię przepraszam. Wiem, że to wasze sprawy prywatne, ale musiałem wiedzieć. Bardzo mi na niej zależy i jestem na siebie wściekły, że nie umiem jej okazać swoich uczuć.
               Rudowłosa trochę się uspokoiła. Wiedziała jak głębokie uczucia wiążą tych dwojga, ale nie umieją tego sobie pokazać. „Dlaczego oni zachowują się jak dzieci?” westchnęła w duchu. Spojrzała na brata, wyglądał na przerażonego, nie wiedział co jego siostra o tym myśli.
-W porządku. Tylko więcej tego nie rób-powiedziała karcąco. 
-Mówisz jak mama- zaśmiał się Ron- Ale masz racje, obiecuje, że już nie będę.
-I co teraz masz zamiar zrobić?
-Chciałbym jej jakoś pokazać co czuję.
-Po prostu jej to powiedz.
-To nie takie łatwe…
Nagle usłyszeli pyknięcie, charakterystyczne dla teleportacji. Zeszli na dół przywitać się z gośćmi. W kuchni zastali Freda i Georga witających się z rodzicami oraz Hermionę stojącą obok. Podeszli przywitać się z braćmi.
Kolacja minęła przyjemnie. Dyskusja opierała się głównie na opowiadaniach bliźniaków. Molly przygotowała pieczeń wołową (przysmak Rona) i szarlotkę. Posiłek wszyscy popili piwem kremowym. Panowała radosna wrzawa. Potem przenieśli się do salonu, gdzie wygłupom nie było końca, nawet gospodyni robiła sobie żarty. Włączyli muzykę i trochę potańczyli. Zabawie nie było końca, państwo Wesley królowali na parkiecie. Ginny podrygiwała na środku pokoju z Fredem lub Georgem. Natomiast Ron i Hermiona od czasu do czasu się do nich przyłączali. Na ogół jednak siedzieli na sofie i rozmawiali.
Tak minął kolejny, długi, męczący i zdecydowanie nietypowy dzień w Norze.
*
Muszę dodawać te notki jakoś bardziej systematycznie, ponieważ albo jest duża przerwa, albo zaledwie kilka dni, no ale trudno... Ten rozdział jest taki trochę nijaki, ale ja osobiście go lubię, ważne, że wnosi kwestię bankietu, który będzie dość istotnym wydarzeniem :) Nic więcej nie powiem, bo zdradziłabym całą historię :P Proszę o komenty, zwłaszcza te krytyczne, bo nie za bardzo wiem jakie robię błędy i jak je poprawić.
Pozdrawiam czytelników i dziękuję, że czasem ktoś tu zagląda :*

Obserwatorzy