czwartek, 25 grudnia 2014

30. Równoległa rzeczywistość

-Kto chciałby go otruć?
-Myślę, że to nie on był celem…

-Hermiono, ja już nie wiem, co mogę tu napisać…
                Rudowłosy trzynastolatek siedział załamany nad zwojem pergaminu. Przeczesał nerwowo swoją czuprynę, nie mając pojęcia, co mógłby zrobić. Było ok. 3 w nocy i już wszyscy, nawet uczniowie przygotowujący się do egzaminów, zrezygnowali i poszli spać. Została tylko ich dwójka. Siedzieli przy stoliku w samym rogu pokoju, a jedyne światło pochodziło ze świeczki stojącej na blacie.
                Dziewczyna z burzą kasztanowych loków podniosła na niego wzrok. Miała podkrążone oczy i była bardzo blada. Od iluś dni tak wyglądał każdy ich wieczór i noc- siedzieli do późna ginąc w księgach i papierach dotyczących zasad obowiązujących na lekcjach w Hogwarcie, praw ucznia, praw nauczyciela, opisów zachowań hipogryfów, ochrony magicznych zwierząt i miliona wycinków z Proroka Codziennego na temat tego, ile może zdziałać Lucjusz Malfoy… Niestety ich poszukiwania na niewiele się zdały- wszystkie informacje, które wydobyli świadczyły na korzyść Draco Malfoya. Jeśli nie znajdą nic innego, to Dziobek zostanie skazany…
-Ron, wiesz, że musimy coś wymyślić!- powiedziała z taką determinacją w głosie, że Weasley poczuł, że muszą to zrobić.
                Popatrzył się na nią. Miała zaciętą minę, pełną skupienia. Strasznie mu się podobał ten upór, jak coś zaczynała, to kończyła i wszystko musiało się udać- zawsze. Uśmiechnął się lekko. Jeśli ktoś mógłby coś tu zdziałać, to tylko ona, a on cieszył się, że może choć trochę jej w tym pomóc. Niestety jego zmęczenie brało nad nim górę i z każdą minutą czuł się coraz bardziej śpiący i miał wrażenie, że tej nocy nie wymyśli już nic mądrego.
-Jest już po 3- jęknął, na co ona rzuciła mu wrogie spojrzenie- Wiesz, że siedzenie tu nic nie da, jeśli jesteśmy prawie nieżywi…
                Zignorowała go, wczytując się w jakąś gazetę. Widział, jak powoli opadają jej powieki, żeby potem ponownie się podnieść. Ledwo trzymała się w pionie. Nie mógł patrzeć na nią w takim stanie! Było mu jej strasznie żal, nie chciał, żeby się tym tak przejmowała. Nie wiedział do końca na czym to polega, ale nie potrafił na nią patrzeć, kiedy była smutna czy przemęczona, bo serce mu się wtedy kurczyło z żalu. Dlaczego? Nie miał pojęcia…
-Hermiono, dosyć na dziś- powiedział stanowczo, lecz ona ponownie puściła jego słowa mimo uszu- Hermiono, proszę cię… -spróbował ponownie, tym razem chwytając jej dłoń, spoczywającą na stole.
                Dziewczyna podniosła gwałtownie głowę i spojrzała na niego zszokowanym wzrokiem. Przez chwilę nie mógł przestać się patrzeć w jej duże, orzechowe oczy. Był zdziwiony, że wcześniej nie zwrócił na nie uwagi… Były takie duże, głębokie, zmysłowe… „Co?!” w jego głowie krzyknął jakiś głos. O czym on w ogóle myślał?!
Zawstydzony spuścił wzrok i poczerwieniał po same końcówki uszu, natomiast Hermiona zastygła w jednej pozycji, cały czas uparcie się w niego wpatrując. Nie miał pojęcia, co powinien zrobić. A jakby wszystkiego było mało, wciąż czuł w swojej ręce jej drobną dłoń i jakoś nie potrafił jej puścić. Mijały sekundy, minuty… Tykanie zegara stawało się coraz bardziej denerwujące, a cisza jaka panowała w pomieszczeniu była nie do zniesienia. Rudzielec nieśmiało podniósł głowę i popatrzył na przyjaciółkę, która również nie wiedziała jak się zachować. Uniósł delikatnie kąciki ust, na co ona też się uśmiechnęła, lecz po chwili spłonęła rumieńcem. Chłopak poczuł, że trochę się rozluźniła. Spojrzał na blat, na którym spoczywała jej ręka, a na niej, jego, ze dwa razy większa. Ta jej była taka mała, taka ciepła… Pogładził jej wierch kciukiem, a brązowowłosą przeszedł dreszcz. Ta chwila była dla nich dziwna- nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżyli, choć na pozór przecież nic się nie wydarzyło. Wydawało im się, że dzieje się coś bardzo ważnego, dobrego, ale i intymnego.
                I wtedy zegar wybił 4, a cały czar prysł. Odsunęli się od siebie gwałtownie, oboje bardzo speszeni, nierozumiejący, co się przed chwilą stało.

-Harry, co się właściwie wydarzyło?- odezwał się łamiący się dziewczęcy głos.
-To długa historia…- odpowiedział, łamiącym się głosem mężczyzna.

Wpadła do Pokoju Wspólnego. Jej włosy już nie były tak pięknie uczesane, a makijaż delikatnie się rozmazał. Poczuł na sobie jej wściekły wzrok. Podniósł głowę i odpowiedział jej równie miłym spojrzeniem. Był na nią tak bardzo zły! Dlaczego poszła na ten bal z Krumem?! Przecież on jest dla niej za stary, chodzi do innej, dosyć podejrzanej szkoły i jest przeciwnikiem Harry’ego w Turnieju Trójmagicznym! Co on niby ma w sobie takiego, żeby Hermiona chciała z nim pójść na bal? No dobra, jest najlepszym zawodnikiem quiditcha na świecie… Ale Hermiony przecież nigdy nie interesowali sportowcy, chociaż… W sumie nie był tego taki pewien, przyjaźniła się bardzo blisko z Harrym i wielokrotnie chodziły różne pogłoski, że to nie tylko przyjaźń. Ronowi ciężko było uwierzyć w to, że jego najlepsi przyjaciele mogliby… Ale tego wieczoru mogło się zdarzyć wszystko.
Jednak najbardziej nurtowało go jedno pytanie, które było zupełnie absurdalne i nie miał pojęcia dlaczego w ogóle pojawiło się w jego głowie- dlaczego on się nie podobał Hermionie? Lochart, Harry, Krum… Dlaczego nie on, Ron Weasley? Bo nie był przystojny, dobrze zbudowany, nie grał zawodowo w quiditcha, no i na pewno nie był Wybrańcem. Do tego dochodziła dość przeciętna inteligencja i bieda. No dobra, zrozumiał dlaczego brązowowłosa nie wybrała jego, ale musiał przyznać, że go to zabolało.
Tylko po co on się w ogóle nad tym zastanawiał?! Przecież to nie chodziło o to, żeby Hermiona się w nim zakochała czy coś, w ogóle to jakiś absurdalny pomysł, tylko o to, że poszła na Bal Bożonarodzeniowy z Wiktorem Krumem- w tym momencie, największym wrogiem Rona! To chyba już podchodziło pod brak lojalności…
Właśnie miał jej to powiedzieć, ale ona warknęła:
-Co się dzieje, Ron? Dlaczego tak bardzo zależało ci na tym, żeby zepsuć mi ten wieczór?!
-Chyba masz nieco za wysokie mniemanie o sobie- parsknął chłopak- Nie obchodzi mnie to, jak spędziłaś wieczór, ale to, z kim go spędziłaś. Jak w ogóle mogłaś coś takiego zrobić?!
-Ale co?! To takie straszne, że zgodziłam się, kiedy ktoś poprosił mnie o to, żebym poszła z nim na przyjęcie?!
-Tak! Bo trzeba wziąć pod uwagę to, kim ten ktoś był! A ciebie na bal zaprosił największy przeciwnik naszego przyjaciela!
-Przestań wygadywać głupoty, Ron!
-Hermiono, nie widzisz tego, że jemu chodzi tylko o to, żeby wygrać turniej?
-Już ci mówiłam, że nie zapytał się mnie ani razu o Harry’ego!
-To nieważne! On będzie wydobywał z ciebie informacje, a ty nawet się nie zorientujesz kiedy! To, co robisz jest po prostu nielojalne!
-Chcesz mi powiedzieć, że jestem głupia, bo zgodziłam się pójść z nim na bal?! Na Merlina, Ron, to tylko zabawa! On nie chce ode mnie żadnych informacji o Harrym, tylko chce mnie lepiej poznać, a to jest jednym z głównych celów turnieju! Poza tym, Harry’emu nie przeszkadza nasza znajomość.
-Jakaś ty naiwna! Tu chodzi TYLKO I WYŁĄCZNIE  o turniej, nie o ciebie!
                Brązowowłosa wyglądała, jakby właśnie dał jej w twarz. W jej oczach pojawiły się łzy, ale mina wyrażała wściekłość. Ron poczuł ukłucie w sercu, że doprowadził ją do takiego stanu, ale nie mógł tego odpuścić- „bratanie się z wrogiem” nie prowadziło do niczego dobrego.
-Wiesz co, Ron? Nie zawsze musi chodzić o turniej czy rywalizacje. To tylko bal! I wiem, że ciężko ci to pojąć, ale niektórzy chcą ze mną spędzać czas, bo po prosu mnie lubią. Ja też mogę się komuś spodobać!
-I to nawet nie jednemu… - palnął, zanim zdążył ugryźć się w język.
-Słucham?- spytała zszokowana.
                Chłopak pragnął zapaść się pod ziemię. Spuścił wzrok i poczuł, że robi się cały czerwony. Właśnie sam się pogrążył… Dał jej bardzo wyraźnie do zrozumienia, co do niej czuje i nie za bardzo wiedział, jak teraz z tego wybrnąć.
-Ale Krumowi nie chodzi o ciebie- powtórzył, próbując się ratować- Tylko o turniej! Kiedy to wreszcie pojmiesz.
-Turniej nie jest centrum świata, Ron! Powiem ci więcej, ważniejsze rzeczy dzieją się poza nim.
-W tym momencie jest! Gdyby nie turniej, nawet nie poznałabyś Kruma i nie byłoby z nim teraz tylu problemów!
                Hermiona parsknęła ze złości, wpatrując się w niego z pogardą. Poczuł się fatalnie. Miała go teraz za ostatniego śmiecia. Nie mógł tego tak zostawić.
-Po prostu nie podoba mi się to, że zaprzyjaźniasz się z WROGIEM naszego najlepszego przyjaciela- warknął.
-No więc jak ci się to nie podoba, to chyba wiesz, co powinieneś zrobić, nie?!- krzyknęła Hermiona, której część włosów już się wymknęła spod wytwornego koka.
-Tak?!- ryknął Ron- A niby co?
-Następnym razem, jak będzie bal , to mnie zaproś, zanim zrobi to ktoś inny, a nie traktuj mnie jak ostatnią deskę ratunku!
                Ron otworzył usta i zaczął bezgłośnie poruszać wargami jak złota rybka wyjęta z wody, a Hermiona odwróciła się na pięcie i zniknęła na schodach wiodących do sypialni dziewcząt.*
                Uderzyła w sedno. Chłopak czuł się zażenowany. Przede wszystkim swoją postawą i tym, co jej powiedział, ale też tym, że zorientowała się, o co naprawdę mu chodzi. Dlaczego w ogóle przeszkadzało mu to, że poszła na ten bal z Krumem. Co go to obchodziło?! To jej życie i może z nim robić, co chce. Jest jego przyjaciółką, ale TYLKO przyjaciółką… Chyba…

-Spokojnie, panie Weasley, już dobrze- niski, żeński głos szepnął mu do ucha, po czym poczuł ukłucie- Albusie, jest coraz gorzej.
                
              Czuł, że serce bije mu kilka razy szybciej niż zazwyczaj. To nie wróżyło nic dobrego. Siedział przy stole w Wielkiej Sali wraz z Harrym. Cały czas słyszał za sobą różne okrzyki Ślizgonów, dotyczące jego osoby. Tak bardzo nie chciał grać! Pragnął udać się do dormitorium i zakopać w czeluściach swojego łóżka. Jego przyjaciel usilnie próbował odwrócić jego uwagę od stresu, od tych małp ze Slytherinu i podnieść go na duchu, ale na niewiele się to zdało. Wiedział, że jest beznadziejny! Nie miał pojęcia, jakim cudem dostał się w ogóle do drużyny. Jego gra była do dupy i był przekonany, że zawali najbliższy mecz. Nawet nie chciał sobie wyobrażać, jak to będzie wyglądać- wiedział, że to będzie klapa.
                Wtedy do stołu podeszły Hermiona i Ginny. Obie ubrane w barwy Gryffindoru. To trochę pocieszające, że choć jedna osoba im kibicowała. Brązowowłosa uśmiechnęła się do Rona, a jego serce zaczęło walić jeszcze szybciej, o ile w ogóle było to możliwe. Dlaczego tak na niego działała? Przez ostatnie kilka miesięcy spędzili ze sobą naprawdę dużo czasu, bo Granger pomagała mu z nauką, za co był jej tak wdzięczny, że chętnie by ją ozłocił. Dzięki temu, po różnych kłótniach i problemach zeszłego roku, ich relacje stały się raczej stałe, bliższe, no i przede wszystkim przyjazne. Tylko, że uświadomił sobie również, że przyjaźń z Hermioną, to nie jest do końca to, co go satysfakcjonuje.
                Kiedy ta idea pojawiła się w jego głowie, to było szaleństwo, ale z czasem to zaczęło nabierać sensu- Hermiona Granger bynajmniej nie była dla niego jedynie przyjaciółką. Na widok przyjaciółki serce nie zaczyna bić szybciej, nie robi ci się gorąco, nie masz ochoty się na nią rzucić i pocałować… To ostatnie wciąż wydawało się absurdem, ale prawda była taka, że w głowie Rona kilka razy pojawiła się taka myśl, co by było, gdyby ją pocałował. Zdarzało mu się to zwłaszcza wtedy, gdy siedzieli do późna w nocy nad książkami, a Hermiona robiła wszystko, żeby nie zasnął i żeby trochę podnieść go na duchu, że może jednak uda mu się zdać SUMy.
                Dołączyła do nich Luna Lovegood. Ron spojrzał na nią kątem oka. Czyżby miała na głowie wielkiego… lwa?! Chłopak nie miał siły o tym myśleć, choć blondynka chyba coś do niego powiedziała. Jego mózg był pochłonięty mieszaniną stresu przedmeczowego i refleksji o brązowowłosej. Popatrzył na nią. Rozmawiała z Harrym i Ginny. Miała skupioną twarz, jak wtedy, gdy tłumaczyła mu coś z transmutacji. Bardzo ładnie wtedy wyglądała… Zresztą jak zawsze. Cieszył się, że będzie na trybunach, że go wspiera. Nie miał pojęcia, jakby sobie bez niej poradził.
-Ron, musimy iść- usłyszał głos Pottera.
                Wszyscy wstali. Harry i Hermiona zamienili kilka słów na stronie. Rudzielec nie miał pojęcia, o co mogło chodzić, ale w tym momencie o wiele bardziej przejmował się meczem. Czuł, że nogi ma jak z waty. Był przekonany, że spadnie z miotły w trakcie meczu albo oberwie którąś z piłek. Podszedł niepewnie do przyjaciół, a dziewczyna zwróciła się do niego:
-Powodzenia, Ron- powiedziała Hermiona, wspinając się na palce i całując go w policzek.- Ty też się trzymaj, Harry…
                Kiedy szli przez Wielką Salę, Ron trochę oprzytomniał. Dotknął policzka, w który pocałowała go Hermiona, i zmarszczył brwi, jakby nie był całkiem pewny, co się właściwie wydarzyło.**
                Harry bardzo szybko wyprowadził go z zamku. Kiedy szli na błonia, on wciąż czuł jej wargi na swoim policzku. Motyle szalały mu w brzuchu. Jej dotyk, ciepło, zapach… Nie wierzył, że to zrobiła. To było takie cudowne! Jej drobna, gorąca dłoń na jego wielkim barku i słodkie, czułe wargi na jego policzku. Miał nadzieję, że zapamięta to uczucie na zawsze, bo jak do tej pory nigdy nie czuł się lepie. I nagle perspektywa meczu również stała się mniej straszna…

-Jego stan jest chwilowo stabilny.
-Dziękuję pani bardzo- odpowiedział zapłakany głos, Jej głos.

                Nie wierzył w to, co się właśnie stało. Pocałował ją! Tu, w Norze, na ganku, dosłownie 15 minut temu! I ona go nie odepchnęła, co więcej, powiedziała, że go kocha. Na Merlina, ona go kocha! To naprawdę możliwe?! W tym momencie, 21 sierpnia 1996 roku, o 24.57, on, Ron Weasley był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie! Rzucił się na łóżko. Wiedział, że nie jest w stanie szybko zasnąć. Czuł, że wszystkie organy w jego brzuchu wywijają fikołki i miał ciągłą, nieodpartą ochotę, żeby się śmiać.
                Usłyszał delikatne pukanie. Doszedł do wniosku, że tą swoją euforią mógł przez przypadek kogoś obudzić. Podszedł do drzwi i otworzył je cicho. Przed jego oczami ukazała się burza brązowych loków. Nie mógł powstrzymać uśmiechu. Hermiona stała tam w szortach od piżamy i bluzce na ramiączka. Również posłała mu ciepły uśmiech.
-Przepraszam cię, ale u mnie śpi Harry, pewnie rozmawiali z Ginny i…
                Ron przestał jej słuchać. No jasne, Harry! Nawet nie zauważył, że nie ma go w pokoju. Co ta miłość robi z ludźmi?
-… więc może mogłabym się tu przespać?- zakończyła dziewczyna.
-Jasne, że tak.
                Brązowowłosa rozłożyła się na łóżku, które normalnie zajmował Potter, a Weasley zgasił światło i położył się na swoim. Wciąż był pewien, że nie zaśnie, ale chciał, żeby chociaż ona trochę odpoczęła. Jego serce waliło jak oszalałe. Była tak blisko. Pragnął znów jej dotknąć, ponownie pocałować. Ta dziewczyna sprawiała, że tracił rozum, którego i tak nie miał za wiele, a to, co się wydarzyło między nimi kilkanaście minut temu, sprawiło, że mógłby teraz umrzeć ze szczęścia.
-Ron, śpisz?- usłyszał jej melodyjny głos i poczuł, jak przez jego ciało przechodzi prąd.
-Nie. Wszystko dobrze?
-Tak- westchnęła- Po prostu nie mogę zasnąć.
                Ponownie zapadła cisza. Słychać było jedynie ich nierówne oddechy. Po pokoju unosiła się delikatna woń różanego mydła. Rudzielec zaciągnął się tym zapachem.
-Ron?
-Mmm?- wydał z siebie niezbyt przytomny pomruk.
-Możesz… no wiesz… - jej głos stawał się coraz cichszy i mniej śmiały- Możesz do mnie przyjść?
                Uśmiechnął się szeroko. Szybko wygramolił się ze swojej pościeli i położył koło dziewczyny. Przez chwilę leżeli stykając się jedynie ramionami, ale było to wyjątkowo niewygodne i dosyć dziwne, dlatego chłopak objął ją ramieniem, a ona ułożyła swoją głowę na jego piersi. Czuł łaskotanie jej włosów w okolicy obojczyków. Poczuł, że robi mu się przyjemnie ciepło. Chyba nigdy nie byli tak blisko. To było cudowne. Wziął głęboki wdech i poczuł jeszcze mocniejszy zapach jej różanego mydła, który mącił mu w głowie.
-Dziękuję- szepnęła.
                Ponownie jego kąciki się uniosły. Nic nie powiedział, lecz cmoknął czubek jej głowy. Podniosła ją i spojrzała mu prosto w oczy. Przełknął głośno ślinę. Jej oczy były tak głębokie, że momentalnie się w nich gubił. Piękne, wielkie, błyszczące, orzechowe… Kiedy na niego tak patrzyła, wiedział, że jest bezbronny, że mogłaby z nim zrobić, co tylko zechce.
-Kocham cię- powiedział w przypływie impulsu, już kolejny tego dnia raz.
                Hermiona się nie odezwała, ale zmarszczyła brwi, jakby się nad czymś zastanawiała. Po chwili poczuł jej wargi na swoich. To było takie czułe, niewinne, niepewne… Objął jej twarz dłońmi i przysunął bliżej siebie, sprawiając, że ich pocałunek był bardziej stanowczy i zmysłowy. Trwali tak długo, napajając się swoją obecnością i poznając się zupełnie z innej strony.
                Kiedy Hermiona się odsunęła, w jej oczach tańczyły radosne iskierki. Była bardzo rumiana i oddychała płytko. Po chwili ziewnęła, na co Ron się zaśmiał. Cmoknął ją w policzek i rzekł:
-Śpij.
                Dziewczyna ułożyła się obok niego, a dopiero gdy zasnęła, chłopak wrócił do swojego łóżka i również oddał się w ręce Morfeusza.

-Hermiono, musisz wrócić do dormitorium, jest już bardzo późno- powiedział ktoś zmęczonym, niskim głosem.
-Nie zostawię go tutaj! Nigdzie się nie wybieram…

                Jego serce przełamało się na pół. Szedł pustym korytarzem, nie wiedząc gdzie zmierza. Miał przed oczami ten straszny widok, jej z… z tym podłym, dwulicowym, zdradzieckim, plugawym… śmieciem. Jak to w ogóle mogło się stać?! Ron był w tak wielkim szoku, że nie do końca docierały do niego wszystkie konsekwencje. Wciąż tylko widział, jak się całują.
                A po jego głowie krążyło jedno pytanie- dlaczego? Do cholery jasnej, dlaczego?! Było dobrze, ba, nawet cudownie! Byli szczęśliwi, ona była szczęśliwa... Kochał ją- nadal ją kocha… Skoro wszystko było w porządku, to po co ona to zrobiła? Jeszcze niedawno snuli wizję wspólnej przyszłości, a teraz ona całowała się z innym.
                Poczuł takie ukłucie bólu, jakiego nie czuł nigdy wcześniej. Musiał się zatrzymać i oprzeć o ścianę, żeby się nie przewrócić. Dlaczego mu to zrobiła?! Z braku sił osunął się na ziemię. Było mu już wszystko jedno. Chciał, żeby to był tylko sen, nieprawda, nocna mara, która ma na celu nauczenie go, żeby doceniał to, co ma… Ale niestety, ten koszmar nie znikał, a z każdą sekundą stawał się coraz bardziej realny, namacalny.
                Dlaczego to spotkało akurat jego?! W tym jednym, jedynym okresie jego życia, kiedy był naprawdę szczęśliwy, gdy wierzył, że może być dobrze, mimo szkoły, biedy, mimo Voldemorta i Śmierciożerców i panoszącym się po całej ziemi smutku, żalu, bólu i śmierci. Ukrył twarz w dłoniach. To było za dużo… Chciał umrzeć, byleby tylko ten ból wreszcie się skończył.
                Po jego policzkach zaczęły spływać łzy. Najpierw kilka pojedynczych, słonych kropel, a potem całe strumienie. Nie panował nad sobą, pozwolił na to, żeby jego ciałem zawładnął szloch i cierpienie. Co chwila wstrząsał nim dreszcz. Krztusił się własnymi łzami i nie był w stanie ich zatrzymać.
                Siedział tam, w pustym korytarzu, na podłodze, długo. Może pół godziny, może godzinę, może dwie… I coraz bardziej cierpiał.
                W końcu wstał. Ledwo trzymał się w pionie, czując, że jego nogi są jak z waty. Jego twarz była kamienna. Zastygły na niej nawet łzy. Miał przekrwione oczy i spuchnięte policzki. Dotarła do niego jeszcze jedna rzecz- to ona mu to zrobiła.
                Hermiona pozwoliła, żeby ten palant ją pocałował. Skrzywdziła go naumyślnie. Tyle razy mówiła, że go kocha, że jest przy nim szczęśliwa, że chce, żeby tak było zawsze, a potem pocałowała innego! Nie mógł uwierzyć, że to zrobiła! Nie ona, nie jego najukochańsza Miona… Ale jednak, sam to widział. Okazała się jedynie dwulicową…
                Ogarnęła go wściekłość na brązowowłosą i zastąpiła ona smutek i ból. Wiedział, że nie będzie w stanie jej tego wybaczyć! Dlatego pozostawało jedno rozwiązanie, mantra, która krążyła mu po głowie, kiedy dochodził już pewnym krokiem do Pokoju Wspólnego w wieży Gryffindoru- zemsta…

-Ron, Ron… Co się z nim dzieje?!- Ona płakała.
-Panno, Granger, proszę o spokój- odpowiedział stanowczo żeński głos- Jest bardzo źle, musimy go przenieść do Munga.

-Ron!
                Odwrócił się i wtedy w tłumie znajdującym się na peronie dostrzegł ją. Biegła do niego, ciągnąć za sobą wielki kufer. Przepychała się między wszystkimi, prawdopodobnie najeżdżając im na stopy walizką. Chłopak zaśmiał się na ten widok.
                Kiedy była już kilka metrów od niego, puściła swój bagaż i rzuciła mu się na szyję. Czas stanął w miejscu. Przylgnęli do siebie jak najbliżej się dało. Cały zgiełk, jaki ich otaczał, zdawał się nie istnieć. Liczyli się tylko oni- Ron i Hermiona. Po pewnym czasie dziewczyna odsunęła się od niego, dosłownie na kilka centymetrów. Spojrzała na niego z czułością, a w jej oczach były łzy. Pogładziła dłonią jego szorstki, pełen blizn policzek.
-Nareszcie- szepnęła.
                Chłopak spojrzał na nią spod przymrużonych powiek. Badał każdy szczegół jej twarzy- wysokie, nieskazitelne czoło, drobny, delikatnie zadarty nosek, piękne kości policzkowe i zaróżowione policzki, owalną szczękę, malinowe, pełne usta i te oczy- duże, orzechowe, pełne miłości oczy.
-Stęskniłem się za tobą- powiedział, dotykając jej swoim czołem.
-Ja też- odparła gładząc swoimi drobnymi dłońmi jego twarz- Nawet nie wiesz jak bardzo.
                Nie mogli dłużej wytrzymać i zatonęli w pocałunku. Zdawało im się, jakby tego nie robili od wieków, jakby na nowo musieli się poznawać. Trwali tak, zatracając się w sobie coraz bardziej. Przerwał im gwizd odjeżdżającego pociągu.
-Chyba czas na nas - wykrztusił chłopak.
                Dziewczyna skinęła głową, ale nie ruszyła się z miejsca. Cały czas jeździła dłonią po jego twarzy. Na jednym z palców połyskiwał srebrny pierścionek. Zjechała nią na jego pierś. Rudzielec zaśmiał się, ujął jej rękę i delikatnie ją ucałował.
-Myślę, że moja cudowna narzeczona musi wreszcie wrócić do domu.
                To powiedziawszy wypuścił ją ze swoich objęć, zabrał jej bagaż i ruszył w kierunku wyjścia. Ona jeszcze przez moment stała, wpatrując się w miejsce, w którym zniknął Ekspres Hogwart. Po chwili go dogoniła i złapała za rękę.
-Ron?
-Mhm?
-Kocham cię!
                Rudzielec uśmiechnął się szeroko, po czym oboje zniknęli za jedną z barierek znajdujących się na peronie.

-Ron, dasz sobie radę- to był Jej głos, cichy, piskliwy, zapłakany- Jestem przy tobie- dotknęła jego ręki- Kocham cię! Tak bardzo cię kocham, Ron…- pociągnęła nosem- Nie rób mi tego, proszę! Nie zostawiaj mnie! Kocham cię…
*HP i CO (rozdział: Bal)
** HP i ZF (rozdział: Lew i Wąż)

*
Nie jest to może najbardziej optymistyczna notka na święta, ale musicie to przeżyć :p
Trochę się z nią wkopałam, bo miała być nieco później (tj. przed nią miał być jeszcze jedne rozdział) , ale jakoś tak dobrze mi się ją pisało, że jest już teraz. Jest trochę inna, musicie to przyznać, ale chyba jestem z niej w miarę zadowolona. Myślę, że spokojnie połapiecie się, co jest co, jedynie końcówka (tj. ostatni przeskok w świadomości Rona) może być dla was zaskoczeniem, ale to pozostawiam do Waszej własnej interpretacji.
No i wiem, że strasznie długo mnie nie było. Ponad 3 miesiące o.O Pisałam Wam w między czasie, z jakich powodów, więc nie chcę się już z tego tłumaczyć. Moje życie ostatnio gna jak głupie i ja sama się w nim gubię. Jest dobrze, tak ogólnie, ale dzieje się tyle rzeczy naraz, zarówno na tle szkolnym, jak i prywatnym, że jestem totalnie zakręcona. Jak będzie dalej? Nie mam pojęcia :( Ten semestr zapowiada się jeszcze gorzej, ale z drugiej strony będą ferie, Wielkanoc itp., więc może jednak będę bardziej aktywna. W każdym razie wiedzcie, że o Was pamiętam, blog jest wciąż aktywny, a ja staram się odpowiadać na Wasze komentarze w ramach możliwości :)
Poza tym, Wesołych Świąt, kochani! Dużo spokoju, odpoczynku, możliwości spędzenia czasu z bliskimi, nadrobienia wszystkiego, na co nie mieliście czasu w ostatnim czasie, oczywiście szalonego Sylwestra, no i żeby przyszły rob był lepszy niż ten <3
A teraz ostatnia kwestia: dziś są 3 urodziny bloga! Ja w to nie wierzę, piszę to opowiadanie 3 lata, to jest coś niesamowitego. Z tej okazji pragnę Wam wszystkim serdecznie podziękować za to, że jesteście, że to czytacie, że komentujecie, za wszystkie długie dyskusje i za to, że udało nam się prywatnie trochę lepiej poznać (jak kol wiek by to nie brzmiało :P ). Po prostu dziękuję <3 xoxoxo
Statystyki (z tego bloga i z tego na Onecie, 25 grudnia, godz. 21.15):
Wejścia: 62 564

Komentarze: 2 096

niedziela, 7 września 2014

29. Bolesne urodziny

-Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin, Ron- powiedział Harry, kiedy pierwszego marca obudzili ich Seamus i Dean, hałaśliwie wybierając się na śniadanie.- Masz prezent.
Rzucił paczkę na łóżko Rona, gdzie leżał już mały stosik innych paczek, podrzucony zapewne w nocy przez skrzaty domowe.
-Dzięki- mruknął zaspany Ron i zabrał się do rozwijania paczki.
(…)
-Ron, śniadanie.
-Nie jestem głodny.
Harry wybałuszył oczy.
-Przecież dopiero co powiedziałeś…
-No dobra, zejdę z tobą- westchnął Ron- ale nie chce mi się jeść.
Harry spojrzał na niego podejrzliwie.
-Przed chwilą zjadłeś pół pudełka czekoladowych kociołków, tak?
-Nie o to chodzi.- Ron znowu westchnął.- Ty tego nie zrozumiesz.
-Chyba nie- odrzekł Harry, wciąż zdumiony, i odwrócił się, by otworzyć drzwi.
-Harry!- zawołał nagle Ron.
-Co?
-Harry, ja tego nie wytrzymam!
-Czego nie wytrzymasz?- zapytał Harry, teraz już naprawdę zaniepokojony.
Ron był blady i wyglądał, jakby go zemdliło.
-Nie mogę przestać o niej myśleć!- powiedział ochrypłym głosem.
-Ale dlaczego przeszkadza ci to w zjedzeniu śniadania?- zapytał, starając się odwołać do rozsądku Rona.
-Ona pewnie nie wie, że istnieję- odrzekł Ron, wzruszając ramionami.
-A o kim TY mówisz?- zapytał Harry, nabierając przekonania, że ta rozmowa prowadzi w jakimś dziwnym kierunku.
-O Romildzie Vane- powiedział cicho Ron, a twarz mu się tak rozjaśniła, jakby ugodził w nią promień słońca.
Patrzyli na siebie chyba z minutę, zanim Harry zapytał:
-To żart, prawda? Żartujesz?
-Harry… ja… ja ją chyba kocham- wyznał Ron zduszonym głosem.*

*
„A więc to tak będzie wyglądał ten dzień” pomyślała Hermiona, siedząc w Pokoju Wspólnym. Sporo osób już poszło na śniadanie. Ona wyczekiwała Harry’ego, no i Rona. W sumie sama do końca nie wiedziała, co chciałaby mu powiedzieć. Złożyć życzenia, ot tak, po prostu? To byłaby skrajna bezczelność, skoro nie rozmawiali od prawie trzech miesięcy. Ale i tak czekała, stwierdziła, że najwyżej będzie improwizować.
                Wielokrotnie wyobrażała sobie, jak będą wyglądać jego urodziny. Po pierwsze, miało być wtedy wyjście do Hogsmeade, które odwołano z powodu wypadku Katie Bell. Dlatego myślała, że pójdą tam na piwo albo obiad i długi romantyczny spacer i tam da mu prezent. Albo że tam zajrzą tylko w kilka miejsc, a resztę dnia przesiedzą w zamku, w Pokoju Wspólnym. Perspektywa spędzenia z nim urodzin sam na sam zawsze była kusząca, ale w końcu on jej wyprawił imprezę, więc też rozważała opcję, żeby skrzyknąć kilkoro znajomych i zrobić mu niespodziankę. Było milion możliwości! Tylko, że wszystko i tak przestało mieć sens, kiedy się rozstali.
                Zastanawiała się również, co mogłaby mu dać. I chciała, żeby to było coś wyjątkowego, tak, jak biżuteria, którą dostała od niego. Myślała o albumie ze zdjęciami albo własnoręcznie wykonanej czapce… Wpadła nawet na pomysł z nową miotłą. W końcu zasługiwał na nią! Tylko, że wiedziała, że on by jej nie przyjął, bo to drogi prezent.
                Nie miało to większego znaczenia, bo i tak ze sobą nie rozmawiali. Czuła jednak, że należy mu się od niej jakiś upominek i w końcu się na niego zdecydowała. Leżał już jakiś czas w jej szufladzie. A teraz, kiedy wreszcie nadszedł ten dzień, nie miała pojęcia, jak mu go przekazać.
                Spojrzała na zegar. Była sobota, ale na ogół o 9 i Ron i Harry byli już dość długo na nogach. Dziwne, że jeszcze nie pojawili się w Pokoju Wspólnym. Westchnęła z irytacją, ale postanowiła jeszcze trochę poczekać. Chciała zobaczyć rudzielca, złożyć mu życzenia… Nawet, gdyby miał ją kompletnie zignorować.
                To mu dość dobrze wychodziło. Unikał jej podczas kary, nie patrzył na nią na lekcjach i kompletnie olał jej walentynkę… Tego ostatniego nie była pewna, no ale w każdym razie, ani na nią nie odpisał, ani z nią o tym nie porozmawiał. Dziewczyna w głębi serca liczyła na to, że coś z jej słów do niego dotarło i że w końcu będą w stanie porozmawiać. Bez zobowiązań, zwyczajnie pogadać.
                Znowu popatrzyła na zegar. Kwadrans po dziewiątej. „Myślenie zajmuje mi zdecydowanie za dużo czasu” stwierdziła. Zaniechała dalszego czekania i ruszyła do Wielkiej Sali na upragniony posiłek.
*
                Rudowłosa dziewczyna schodziła bardzo powoli po schodach. Była strasznie zaspana. Od dwóch tygodni sen z powiek spędzała jej ta walentynka. Kto, do cholery, mógłby jej coś takiego wysłać?! Przecież wszyscy wiedzieli, że spotyka się z Deanem. Poza tym, nie to, żeby kiedykolwiek narzekała na powodzenie u chłopców, ale nigdy wcześniej jej się to nie zdarzyło. Dlaczego akurat teraz? Jeszcze tylko tego brakowało! Miała chłopaka, którego bardzo lubiła, ale i tak się wahała czy powinni być parą, bo bardzo zbliżyła się do Harry’ego… A teraz jeszcze pojawił się jakiś trzeci!
                Rozejrzała się po Pokoju Wspólnym, ale nie było nikogo z jej znajomych. W ręku trzymała małą paczuszkę- prezent dla Rona. Postanowiła zajrzeć do jego dormitorium. Znowu zaczęła wspinać się po schodach. Kiedy dotarła do ich pokoju, okazało się, że nikogo w nim nie ma. Wściekła zeszła do salonu, przeklinając przyjaciół za to, że wciąż musi chodzić po tych schodach. Znowu popatrzyła po pokoju, ale nie zauważyła nikogo z nich, więc poszła na śniadanie.
                Jej myśli powróciły do Walentynek. Liczyła na to, że jeśli dostanie walentynkę od kogoś innego niż Dean, to będzie to… Harry. Była zła o to na siebie, ale co mogła na to poradzić. Gdyby to był on, może byłaby w stanie rozstać się z Deanem… Dla niego… Nie! To głupie rozmyślania! Potter nigdy tak naprawdę nie dał jej jakiegoś wyraźnego znaku, że mu się podoba, więc musiała pogodzić się z tym, że są tylko przyjaciółmi. A od Walentynek był dla niej wyjątkowo oschły i miała wrażenie, że jej unika.
                Ale sprawa liściku wciąż pozostawała niewyjaśniona. Już ją to męczyło, ale nie mogła przestać o tym myśleć. W szkole jest tyle dziewczyn, dlaczego akurat ktoś jest jej „tajemniczym wielbicielem”? I dlaczego ujawnia się dopiero teraz? To musiał być ktoś, kto ją trochę znał, na to przynajmniej wskazywała treść walentynki. Westchnęła z irytacją i wyjęła ze swojej kieszeni liścik, który, nie wiedzieć czemu, cały czas nosiła ze sobą i ponownie wczytała się w jego treść.
Droga Ginny,
Piszę ten list tylko dlatego, że są Walentynki, a w Walentynki powinniśmy być ze sobą szczerzy i wyznawać, co do siebie czujemy. I choć wiem, że nie domyślisz się kim jestem, chcę Ci to powiedzieć.
Mógłbym napisać o Tobie poemat! O Twoich ognistorudych, dzikich włosach, o brązowych, mądrych oczach, o subtelnym, słodkim uśmiechu… Kiedy Cię widzę, nie mogę oddychać. Jesteś tak piękna, że czasem czuję się zawstydzony, że mogę na Ciebie patrzeć.
Chyba nie muszę mówić, jak bardzo jestem zaszczycony, kiedy coś do mnie powiesz, kiedy kierujesz do mnie swój uśmiech. Wtedy czuję, jakbym mógł zrobić wszystko. Chwile spędzone z Tobą, to najpiękniejszy czas w moim życiu.
Wiem, że jesteś w związku, wiem, że nie wiesz kim jestem i wiem, że Ty do mnie nic nie czujesz, ale chciałem być z Tobą szczery.
Kocham Cię!
Tajemniczy Wielbiciel
                Nie mogła tego tak po prostu zignorować. Ktoś powiedział jej, że ją kocha! Takich rzeczy się nie olewa! Jak to możliwe, że nie miała pojęcia kto to?! Przecież to się zauważa. Próbowała zrobić listę potencjalnych autorów tego listu, ale na nic to się zdało, bo znała bardzo dużo osób w tej szkole, a tak na dobrą sprawę, to mógł być każdy.
                Wzięła głęboki oddech i z rezygnacją schowała karteczkę z powrotem do kieszeni. Dotarła wreszcie na śniadanie do Wielkiej Sali.
*
                „Tu też ich nie ma” stwierdziła Hermiona, lustrując stół Gryfonów. Prawie wszystkie miejsca były zajęte, ale Harry’ego i Rona nie było. To trochę dziwne…
                Usiadła tam, gdzie zawsze. Chwilę później w drzwiach zobaczyła Ginny, trzymającą w dłoni paczuszkę, ale była sama. Rudowłosa uśmiechnęła się do niej promiennie i ruszyła w jej stronę.
-Cześć, Hermiono.
-Cześć. Nie wiesz gdzie jest Ron?
-Nie, nie mogłam go znaleźć. Mam dla niego prezent- wskazała na pakunek.
-Szkoda, chciałam mu złożyć życzenia- westchnęła Granger.
-Na pewno niedługo go znajdziemy- rudowłosa uśmiechnęła się do przyjaciółki- Wszystko w porządku?
-Tak! To znaczy nie… w sumie nie wiem.
-Jak to?- rudowłosa spojrzała na nią ze zdziwieniem.
-Jakoś tak dziwnie się czuję, Ginny. Nie potrafię tego do końca wyjaśnić…
-Spróbuj- Weasleyówna uśmiechnęła się lekko- Bo nie wiem, co mogę ci poradzić.
-Chodzi o to, że to jego urodziny!- wyrzuciła z siebie- Powinniśmy je spędzić razem, powinien się cieszyć, a ja powinnam dać mu powód do radości…
-Hermiono, sytuacja jest jaka jest i nic na to nie poradzisz. Te urodziny nie będą wyglądały tak, jakbyście byli teraz parą, ale możesz sprawić, by był szczęśliwy z twojego powodu.
-Jak, do cholery?! Ginny, jak?- jęknęła.
-No możesz z nim pogadać.
-Myślisz, że to takie proste- prychnęła brązowowłosa- Próbowałam tyle razy, a on zawsze mnie odtrąca… To znaczy, może to źle powiedziane- nie miałam tych prób tak wiele, bo on mnie unika. Praktycznie się nie widujemy!
-To jest do załatwienia…
-Ale nie rozumiesz, że on nie chce ze mną gadać?- warknęła Hermiona, lecz gdy zobaczyła urażoną minę przyjaciółki, zreflektowała się- Przepraszam.
-Słuchaj, ja rozumiem, że jest ci przykro z tego powodu, ale nie ma sytuacji bez wyjścia. Możemy się jakoś umówić, że ja gdzieś przytrzymam Rona, a ty, niby przypadkiem, się tam pojawisz, a wtedy nie będzie mógł się wywinąć. I myślę, że ta rozmowa może być inna. W końcu to jego urodziny, wtedy zawsze ma lepszy humor… Poza tym, może on przez te kilka miesięcy wreszcie dojrzał do rozmowy z tobą.
-Może…- dziewczyna nie sprawiała wrażenia przekonanej.
-Będzie dobrze- powiedziała, może trochę nazbyt entuzjastycznie, Ginny.
-Miejmy nadzieję, bo…
-Cześć- przerwał im radosny głos Deana, który właśnie podszedł do nich.
                Chłopak pocałował swoją dziewczynę na powitanie. Brązowowłosa miała wrażenie, jakby jej przyjaciółka się lekko wzdrygnęła. Ale może tak jej się tylko wydawało… Obdarzyła chłopaka szerokim uśmiechem, na co on odpowiedział tym samym.
-Nie widziałeś może gdzieś Rona?- zagadnęła Granger.
-Jak wychodziłem, to jeszcze spał. Powinien się tu niedługo pojawić.
-A Harry?- spytała mimochodem rudowłosa.
                Thomas rzucił jej badawcze spojrzenie. Hermiona doskonale wiedziała, co sobie teraz myśli. Ciemnowłosemu wyraźnie zrobiło się przykro i widać było po nim również złość.
                Chłopak burknął „nie” i zabrał się za śniadanie. One zrobiły to samo. Resztę posiłku spożyli w milczeniu.
*
                Wracała do Pokoju Wspólnego po śniadaniu. Zostawiła w Wielkiej Sali Deana i Ginny, którzy byli na siebie źli. Trochę miała wyrzuty sumienia, że porzuciła przyjaciółkę w takiej sytuacji, ale nie miała najmniejszej ochoty uczestniczyć w ich kłótni, która mogła wybuchnąć w każdym momencie.
                Hermiona doskonale wiedziała z jakiego powodu Thomas się tak wścieka, ale rudowłosa nie była tego świadoma, więc uważała jego złość za bezpodstawną. Granger aż korciło, żeby coś zrobić, żeby im pomóc, ale obiecała sobie, że nie będzie się mieszać w ich sprawy. Miała dosyć własnych problemów. Poza tym, Harry nigdy by jej nie wybaczył, gdyby opowiedziała Weasleyównie o tym, co zdarzyło się między nim a Deanem.
                Ona natomiast zastanawiała się, gdzie podziewa się jej przyjaciel, no i, przede wszystkim, Ron. Co chciała mu powiedzieć? Co zrobić? Nie miała pojęcia, ale wiedziała, że musi go zobaczyć. To jego urodziny! Wyjątkowy dzień i chciała w tym dniu przy nim być. Tylko, że on tego nie chciał…
                Pomyślała o prezencie, leżącym w jej szufladzie. O chwili kiedy go kupiła. Wydawało jej się, że to było wieki temu. Siedemnaste urodziny ma się raz, a ona pragnęła, żeby jego będą wyjątkowe. No i były, ale chyba nie w tym znaczeniu, co powinny.
                Cofnęła się pamięcią o rok- 1 marca 1995:
„Marzec zaczął się dość chłodno, ale przynajmniej słonecznie. Dla piątoklasistów był to okres nauki do egzaminów- SUM’ów. Co więcej, niektórzy z nich należeli do drużyny quiditcha, a wielkimi krokami zbliżał się mecz o Puchar, więc drużyny trenowały właściwie non-stop.
                Była 17. Hermiona siedziała przy jednym ze stolików w Pokoju Wspólnym Gryffindoru, sama, bo Ginny i Ron mieli trening, a Harry był na lekcjach oklumencji u Snape’a. Dziewczyna powtarzała materiał z Zielarstwa, robiąc przy tym trochę notatek, żeby dać je Harry’emu i Ronowi.
                W pewnym momencie zobaczyła, że przez próg przechodzą Weasley’owie. Zarówno Ron, jak i jej siostra byli poczochrani, a ich ubrania były zakurzone. Widać było, że są bardzo zmęczeni. Brązowowłosa uśmiechnęła się lekko i pomachała do nich. Chwilę później siedzieli już we trójkę.
-Gdzie Harry?- zagadnął Ron.
-Z tego, co wiem, to u Snape’a. A jak trening?- podjęła rozmowę Granger.
-Beznadziejnie- jęknął rudzielec.
-Nie było tak źle- próbowała pocieszyć go Ginny.
-Wiesz, że to nieprawda! Było tragicznie! Ja nie powinienem grać, ze mną nie macie szans na wygraną…
-Ron, nie mów tak…
-Dlaczego, skoro tak jest?! Ostatni mecz był klapą i to przeze mnie! Powinniście znaleźć nowego bramkarza, jeśli chcecie wygrać Puchar.
-Tylko, że to Angelina wybiera skład- zauważyła Hermiona.
-No właśnie- zgodziła się Weasleyówna- A ona NA SZCZĘŚCIE uważa, że dasz sobie radę.
-Szkoda, że tak bardzo się myli…
-Przestań!- warknęła Ginny- Wybaczcie, ale chyba pójdę do siebie. Jestem padnięta.
                Rudowłosa odeszła, a między nimi zapadła cisza. Brązowowłosa przyglądała się uważnie przyjacielowi. Był na skraju wyczerpania. Nie dość, że egzaminy, to również treningi. Wykańczało go to i fizycznie i psychicznie!
-Wiesz, Ron- zaczęła- Myślę, że skoro Angelina chce, żebyś był w drużynie, to znaczy, że naprawdę dużo umiesz.
-A ja myślę, że po prostu nie chce mi zrobić przykrości wywalając mnie z drużyny- odburknął.
-Bez urazy, ale nie sądzę, żeby to czy tobie jest przykro, było tak ważne jak puchar…
                Chłopak patrzył się na nią przez chwilę, po czym parsknął śmiechem. Dziewczyna była wyraźnie zmieszana, co tylko jeszcze bardziej go rozbawiło.
-To nie był żart- mruknęła.
-Ja wiem…- odparł Ron, wreszcie opanowując śmiech- Po prostu… Wyszło na to, że mam gigantyczne ego, skoro sądzę, że jestem dla drużyny ważniejszy niż puchar.
-Nie, to nie tak- odpowiedziała z uśmiechem, zadowolona z tego, że udało jej się poprawić mu humor- Ja naprawdę sądzę, że jesteś ważny dla drużyny, ale…
-Puchar jest ważniejszy- dokończył za nią chłopak.
-Oj, nie o to mi chodziło!
-Dobrze, Hermiono- rzekł uspokajająco- Ale proszę, skończmy już ten temat.
-Dobrze- odparła- Zrobiłam ci notatki z zielarstwa.
-O nie- westchnął- Możemy ponownie zmienić temat?
-Ron! Wiesz przecież, że do egzaminów zostało mało czasu.
-Tak, wiem- trochę się nachmurzył- Ale naprawdę nie mam ochoty o tym rozmawiać.
-To nie ma znaczenia!- odpowiedziała stanowczo- Musisz podejść do SUM’ów i masz je zdać!
-Hermiono, dlaczego właściwie tak bardzo ci na tym zależy?
-Bo jesteś dla mnie ważny!
                Zamilkli. Dziewczyna spuściła wzrok, uświadamiając sobie, co właśnie powiedziała. Jej twarz zrobiła się czerwona, zresztą tak samo jak Rona. Czas mijał, sekundy stawały się wiecznością, a ona marzyła tylko o tym, żeby zapaść się pod ziemię. Jak mogła coś takiego palnąć?!
-Hermiono – szepnął w końcu niepewnie Ron, a ona podniosła wzrok- Dziękuję ci. Za to, co dla mnie robisz. Za twoją pomoc w nauce na początku roku i za to, że nawet teraz przygotowujesz dla mnie te materiały. Jesteś niesamowita.
                Na jej twarz wpełzł szeroki uśmiech i zarumieniła się jeszcze bardziej. Czuła jak jej serce zaczyna szybciej bić. Ile jeszcze będzie ukrywać, że to, co do niego czuje, to nie tylko przyjaźń? Miała ochotę rzucić mu się na szyję i… pocałować. Czuła się dziwnie, nietypowo, ale pasowało jej to.
                Po chwili ocknęła się i zaczęła grzebać w torbie. Chłopak spojrzał na nią ze zdziwieniem. W końcu wyprostowała się, a w jej rękach spoczywała średniej wielkości paczuszka.
-Właściwie gadamy o quiditchu i nauce, a zapomnieliśmy, jaki ważny jest dziś dzień- rzekła z uśmiechem, wręczając mu prezent- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Ron!  
                Rudzielec uśmiechnął się i zaczął rozpakowywać paczkę. Kiedy zobaczył jej zawartość, jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył. W środku była książka opisująca dokładnie dzieje Armat z Chudley. Hermiona wiedziała, że jej nie ma, bo podpytała o to kiedyś Harry’ego, a była pewna, że się z niej ucieszy.
-Hermiono, to jest genialny prezent!- wykrzyknął z entuzjazmem, na co ona się zarumieniła.
                Ron odłożył książkę na blat i w przypływie radości mocno objął przyjaciółkę. Ona zastygła, by po chwili oddać uścisk. To było cudowne! I kompletnie nierealne… Przytuliła głowę do jego piersi. Jego serce biło szybko, szybciej niż zwykle, a przynajmniej tak się jej zdawało. W jego ramionach czuła się tak błogo. Miała wrażenie, że nic nie może się jej stać. Czuła go całym swoim ciałem i stwierdziła, że mogłaby w tej chwili umrzeć. Odchyliła głowę i spojrzała mu w oczy. Poczuła, jak przez jej ciało przechodzi prąd. Zaparło jej dech w piersi. W tym momencie była już na sto procent pewna, że to, co czuje do Ronalda Weasleya bynajmniej nie jest przyjaźnią. W jego oczach dostrzegła radość, tak wielką, że aż ją to zdziwiło.
                Po chwili chłopak zarumienił się i wypuścił ze swoich objęć. Dziewczyna, z nieco zawiedzioną miną, spojrzała na swój podręcznik do zielarstwa. Również się zarumieniła.
-Eee… To w takim razie, cieszę się, że prezent ci się podoba- wykrztusiła z siebie po chwili.
-Bardzo- szepnął.
                Hermiona ponownie spojrzała mu w oczy, ale po chwili stracili ten kontakt.
-To może wrócimy do zielarstwa- powiedziała smutna.
-Taa- odparł chłopak.
                Brązowowłosa zaczęła przeglądać podręcznik, udając, że czegoś szuka. Notatki dla rudzielca leżały pod książką i doskonale o tym wiedziała, ale musiała odwrócić swoją uwagę od niego. Na niewiele się to zdało, bo po chwili usłyszała jego miękki, niski głos:
-Hermiono- dziewczyna podniosła głowę i zobaczyła jego rumianą twarz, a na niej nieśmiały uśmiech- Naprawdę dziękuję ci za wszystko, co dla mnie robisz. Jesteś najlepsza.”
                Odnosiła wrażenie, że wtedy wszystko było łatwiejsze, choć Ron nie znał jej uczuć, a ona jego. Mogli być przynajmniej przyjaciółmi. Teraz nawet to jej nie pozostało.
                Dotarła do Pokoju Wspólnego, miejsca, w którym spędziła 1 marca w zeszłym roku. Zajęła ten sam stolik. Była może 10.30. Czekała, mając nadzieję, że znowu pojawi się przy niej Ron.
*
                Szli w kierunku Gryffindoru. Trzymali się za ręce, ale właściwie przez całą drogę milczeli. Dean był od rana jakiś markotny, a Ginny nie miała pojęcia o co chodzi. Próbowała go jakoś rozweselić przy śniadaniu, ale wszystko poszło na marne, więc w końcu i ona się zezłościł i przestała odzywać.
-Wszystko w porządku?- spytała w końcu.
-Taa- odparł niezbyt przekonująco.
-Przecież widzę, że coś jest nie tak.
-Mogę o coś spytać?- spytał po chwili, a na jego twarzy widać było wahanie.
-Tak, jasne.
-Dlaczego, kiedy do was podszedłem na śniadaniu, od razu spytałaś o Harry’ego?
-Oh- dziewczyna zarumieniła się lekko- Nie wiem, po prostu przyszło mi to na myśl, bo mówiliśmy o Ronie…
-Jasne- rzekł- A co was łączy?
-Nie rozumiem…
-No bo między tobą, a Harrym coś ewidentnie jest- odważył się w końcu powiedzieć.
-To coś, o czym mówisz, to przyjaźń- odpowiedziała stanowczo, choć sama w to nie wierzyła.
-A nie widzisz, że między nami relacje się ostatnio popsuły?
-Dean, co ty właściwie insynuujesz?- powiedziała, coraz bardziej zirytowana.
-Nie, nic…
-No jak już zacząłeś ten temat, to skończ.
-Chyba nie ma takiej potrzeby…- odpowiedział po chwili namysłu, smutnym głosem.
                Rudowłosa patrzyła się na niego z konsternacją. Podał jej rękę i chciał ruszyć dalej, ale ona tylko pokręciła głową. Chłopak wzruszył ramionami, po czym zniknął za rogiem korytarza.
                Co to właściwie miało być? Była kompletnie zagubiona. Czyżby Dean wiedział, że zakochała się w Harrym? Ale to przecież nierealne, skoro ona sama nie była tego pewna. Powinno być jej teraz przykro z powodu tej rozmowy, ale ona poczuła wściekłość. Dlaczego był czas, kiedy nikt nie chciał z nią być, a teraz nagle ma grono wielbicieli?!
                Po pierwsze, Dean. Z nim sprawa była najpoważniejsza, bo oficjalnie byli parą i to już ponad pół roku. Poza tym naprawdę go lubiła. Ale miał rację, między nimi ostatnio coś się zepsuło. Dalej był Harry. Podobał jej się od 2. Klasy. Myślała, że to zniknęło, ale to, co czuła w jego towarzystwie, przekonała się, że nie. Poza tym Potter wysyłał jej sygnały, że też mu się podoba. Tylko dlaczego dopiero teraz?! No i ostatni z tej listy był Tajemniczy Wielbiciel, który otwarcie jej wyznał, że ją kocha! Przecież takich rzeczy nie mówi się byle komu! A ona nawet nie wiedziała co to za chłopak…
„Dlaczego faceci są tacy trudni do rozgryzienia?!” pomyślała z wściekłością.
*
                Wybiła 11. Hermiona nie miała w sumie nic do roboty, bo wszystkie lekcje odrobiła poprzedniego dnia, więc teraz tylko siedziała, wpatrując się w zamknięty podręcznik do zielarstwa. Co by było gdyby znowu do niej podszedł? Zmęczony po treningu, a ona powiedziałaby mu, że ma dla niego prezent…
                Wtedy zobaczyła na progu Ginny. Ale była sama. Dziewczyna machnęła do niej, a rudowłosa skierowała się do tego stolika.
-Co robisz?- zagadnęła Weasley’ówna.
-Nic- brązowowłosa schowała podręcznik do torby- Jak śniadanie?
-Dziwnie- odparła Gin- Szkoda, że tak szybko zwiałaś, może by wtedy tego wszystkiego nie powiedział…
-Ale o co chodzi?
-Miałam bardzo nietypową rozmowę z Deanem, to nawet nie była kłótnia… Nie wiem jak ją określić. Ale zrozumiałam z niej tylko tyle, że on podejrzewa mnie o to, że zdradzam go z Harrym.
-Powiedział ci to?! Tak po prostu…
-Żeby on mi cokolwiek powiedział wtedy tak po prostu!- parsknęła ze złością ruda- Najpierw zaczął się dopytywać, czemu zapytałam się czy wie gdzie jest Harry, potem stwierdził, że między nami, w sensie mną i Harrym, coś jest- cholera wie, o co chodziło, a na końcu zauważył, że w naszym związku ostatnio coś się popsuło…
-Ale zerwaliście?
-Nie! I chyba w ogóle nie chciał tego zrobić… Wszystko co mówił, to były tylko takie przemyślenia i w sumie nie wiedziałam, co mu na to odpowiedzieć, czy zacząć się z nim kłócić, czy powiedzieć mu, że nie jest tak, jak myśli…
-No ale jak to się skończyło?
-Poszedł sobie, tak po prostu.
-No dobra, to rzeczywiście dziwne- skwitowała Hermiona- Ale skoro on coś podejrzewa… To może czas stanąć wreszcie przed wyborem.
-To znaczy?
-No wiesz- brązowowłosa się zarumieniła- Dean albo Harry.
-Tylko, że ja nie wiem, czy Harry coś do mnie czuje!
-Ale też nie jesteś pewna czy kochasz Deana.
-No tak- jęknęła rudowłosa- Do dupy z tym wszystkim.
-Nie jest tak źle- odparła jej przyjaciółka z uśmiechem.
-Może masz rację. A widziałaś w końcu Harry’ego albo Rona?
-No właśnie nie! Nie mam pojęcia co się z nim dzieje.
-Ech, no trudno. A wracając do naszej rozmowy z Wielkiej Sali, to ja naprawdę sądzę, że powinnaś pogadać z Ronem i to dzisiaj. W urodziny będzie miał lepszy humor.
-Ciekawe jak mam to zrobić, skoro nie mam pojęcia gdzie jest- parsknęła Hermiona.
-Może powinnyśmy ich poszukać…
-Nie no, chyba nie… Prędzej czy później tu przyjdą.
-Pewnie masz rację. To co dziś planujesz? Może byśmy spędziły ten dzień razem. Mogłybyśmy przejść się po błoniach, bo jest dosyć ładnie albo…
                I w tym momencie brązowowłosa zobaczyła Pottera, który właśnie wszedł do Pokoju Wspólnego. Wyglądał na zdenerwowanego. Rozglądał się po pokoju, jakby kogoś szukał. Dziewczyna pomachała do niego ręką, a on natychmiast do nich podbiegł. Miał nierówny, przyspieszony oddech, był blady i miał poczochrane włosy. Coś było nie tak… Coś się stało!
-Cześć, Harry. Cały poranek zastanawiamy się z Hermioną gdzie…- zaczęła Ginny, ale on wszedł jej w słowo.
-Ron został otruty! Jest w skrzydle szpitalnym…
                Obie zamarły, wpatrując się w niego z zaskoczeniem. Granger poczuła, jak zaczyna jej być duszno. Jak to otruty?! Kto mógł mu to zrobić? Oddychała nienaturalnie szybko i płytko, jakby nie mogła złapać powietrza. Przed jej oczami zaczęły pojawiać się ciemne plamy, a odgłosy z otoczenia jakby ucichły. Głowa zaczęła pulsować z bólu.
-Jego stan jest bardzo ciężki- powiedział czarnowłosy śmiertelnie poważnym tonem.
                Poczuła, że chce jej się płakać. Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech, a potem nie było już nić… Tylko pusta, biała karta.

*Fragment z HP i KP „Urodzinowe niespodzianki” str. 421-424 J.K. Rowling. Tekst został nieco zmodyfikowany przez mnie na potrzeby tego opowiadania- powycinałam niektóre fragmenty rozmowy Harry’ego i Rona, ale wszystko zacytowałam z książki.
*
Ojej, wiem, długo Was przytrzymałam… Ja naprawdę chciałam napisać ten rozdział wcześniej, doskonale wiedziałam, jak ma wyglądać, ale jakoś nie mogłam się za niego zabrać. Wybaczcie :(
Mam nadzieję, że o mnie pamiętacie mimo ponad miesięcznej nieobecności. No i myślę, że teraz, po wakacjach, znowu wrócimy do naszych długich dyskusji ;)
To, że wakacje minęły Wam super, to już wiem, bo pytałam :p Ale jak szkoła? Ja mam wrażenie, jakby był co najmniej listopad, a nie pierwszy tydzień września -.- Kogo czekają w tym roku egzaminy gimnazjalne? Albo gorzej- matury?
Jeśli chodzi o rozdział, to, jak już mówiłam, wszystko jest w nim przemyślane. Jest to część wprowadzająca do otrucia i, tak, jak radziliście, podzielę samo otrucie na kilka rozdziałów. To, co możecie mi zarzucić, to to, że nie opisałam samego momentu, kiedy Ron bierze eliksir miłosny, a potem truciznę. Zrobiłam to z prostych powodów- prawdopodobnie mój opis byłby plagiatem książki. Według mnie, ta scena jest świetnie opisana w Księciu. Dlatego wstęp jest zacytowany. Tak naprawdę schody zaczną się od następnej notki. Mam pomysł, ale pewnie będzie stres, jak przy zemście, bo to będzie naprawdę trudny do opisania moment.
Jeśli chodzi o częstotliwość dodawania rozdziałów, to nie mogę Wam podawać żadnych, nawet przybliżonych terminów, bo szkoła się zaczęła, więc znowu trzeba się będzie uczyć, a mam już plany na właściwie wszystkie weekendy we wrześniu.
Jeszcze raz przepraszam za długą nieobecność i życzę powodzenia w szkole i w życiu :)
Buziaki :***

sobota, 26 lipca 2014

28. Co za debil wymyślił, żeby określać 14 lutego mianem święta zakochanych?!

               Obchodzenie Walentynek będąc singlem i to w dodatku popadającym w depresję nie należy do najprzyjemniejszych czynności, toteż Hermiona, wstając 14 lutego ze swojego łóżka, nie miała najlepszych przeczuć, co do tego dnia. Była chyba 6, ale ona zwykle wstawała o tej porze, żeby móc się na spokojnie ogarnąć i uniknąć spotkania z Lavender. To nie do wiary! Od prawie 4 miesięcy jej głównym życiowym celem było: „Zrób wszystko, żeby nie spotkać tej wstrętnej, tlenionej… małpy”. Choć nie… głównym celem była rozmowa z Ronem, tyko nie kłótnia, ale rozmowa, bez stresu, wściekłości, krzyków i nadmiernych emocji.
                Udała się do łazienki. Załamała się patrząc na swoje odbicie. Nigdy nie dbała nadmiernie o swój wygląd, ale w ciągu ostatniego miesiąca, to osiągnęło jakieś apogeum! Po pierwsze, musiała sama przed sobą przyznać, że schudła. Może i miałaby się z czego cieszyć, gdyby nie wyglądała prawie jak kościotrup, co ją przerażało. Po drugie, była całkowicie blada. Nie wiedziała, z jakiego powodu, ale również napawało to ją pewnym strachem, bo rzeczywiście sprawiała wrażenie, jakby nie tliło się w niej życie. Ale czy prawda nie była taka, że czuła się jak nieżywa? Poza tym, cała jej postawa sprawiała wrażenie, jakby świat przestał mieć sens (poniekąd tak uważała). Jej piękne, puszyste brązowe loki jak zwykle nie układały się tak, jakby chciała, ale wydawały się trochę oklapnięte, a orzechowe, mądre oczy zaszły mgłą. Czy naprawdę wyglądała tak strasznie czy tylko jej się tak zdawało? Ale na dobrą sprawę, po co miała wyglądać dobrze? To nie miało sensu bez niego. To dla niego to wszystko robiła, to dzięki niemu zawsze miała tą radosną iskierkę w oku… Teraz to wszystko przepadło.
                Spojrzała z dezaprobatą na przygotowane ubranie. Jakieś dżinsy i… No właśnie, tu pojawiał się problem. W Walentynki zawsze zakładała coś czerwonego: bluzkę, spódnicę, sukienkę, szalik, cokolwiek. W tym roku jej sytuacja wyglądała nieco inaczej, więc, choć wahała się, czy nie założyć czerwonego t-shirtu, w końcu zdecydowała się na czarną koszulę, w ramach takiego swojego małego protestu… A może aktu desperacji?
                Wyszykowała się, wróciła do pokoju po rzeczy i zeszła do salonu, w którym, jak zwykle o tej porze, nikogo nie było. Zajęła swoje ulubione miejsce. W takich momentach na ogół wyciągała książkę, ale tym razem wiedziała, że nie potrafiłaby się na niej skupić. Wpatrzyła się w ścianę i zaczęła rozmyślać, co nigdy nie kończyło się dobrze.
                Rozmawiała z nim. To był plus. Wyjaśniła mu wszystko i poczuła pewną ulgę. Może jej nie uwierzył, ale ona powiedziała mu prawdę o tym, co się wydarzyło i co czuje. Wyznała mu to i było jej z tym lepiej. Natomiast, nie mogła zaprzeczyć, że ogólnie ta rozmowa zakończyła się porażką. Przecież wiedziała, że on jej tak po prostu nie wybaczy! Choć gdzieś, głęboko w jej podświadomości, tliła się taka nadzieja… No dobrze, ale realistycznie na to patrząc, to wiedziała, że Ron nie pozwoli na to, żeby do siebie wrócili, niemniej wydawało jej się, że trochę inaczej zareaguje, że to będzie dyskusja zimna i bezduszna, że wszystko mu powie od początku do końca. Nie sądziła, że będą nią targały takie emocje, a tym bardziej, nie spodziewała się tego po nim! Dobra, wyszło jak wyszło, ale miała nadzieję, że to coś zmieni, że on pozwoli jej choć odrobinę się do siebie zbliżyć, tak, by móc normalnie na siebie patrzeć i zamienić dwa słowa, a tymczasem minęło prawie półtora miesiąca, a Weasley unikał jej jak ognia- rzadko go widywała, już o rozmowie nie wspominając. Wciąż odbywali wspólną karę, ale Ron tuż po tym, jak dostawał sprzęt od Filcha, uciekał szybko, a ona nie wiedziała gdzie go szukać- zamek był ogromny, a obrazów miliony! Tak więc, cały jej misterny plan, mający na celu zbliżenie się do niego, spalił na panewce.
                Wybiła 8, a do salonu zaczęli wchodzić coraz to nowi uczniowie, jak co dzień. Tym razem jednak byli dziwnie podekscytowani. „No tak, Walentynki” pomyślała brązowowłosa. Większość miała na sobie chociaż akcent RÓŻU lub CZERWIENI. Niektórzy mieli rozanielone spojrzenia i szerokie uśmiechy, a inni chodzili naburmuszeni, patrząc się na tych szczęśliwych spode łba. Nietrudno było odróżnić singli od tych będących w związku. Hermiona zaczęła się zastanawiać, co będzie się działo w Wielkiej Sali, kiedy w czasie posiłków będą rozsyłane kartki walentynkowe- pewnie ci samotni wyjdą z siebie. Cóż, Granger w końcu też nikogo nie miała i atmosfera, którą niosło ze sobą to święto, wcale by jej nie przeszkadzała, gdyby nie znajdowała się w tak zagmatwanej sytuacji…
                Zobaczyła na schodach do dormitorium męskiego Harry’ego. Zaczęła wypatrywać za jego plecami Rona, ale nikogo nie zauważyła. Był sam. Miał na sobie zwykłą szkolną szatę, a pod nią białą koszulę, a do niej jednolity, KRWISTOCZERWONY krawat. Wyglądał na bardzo zadowolonego.
-Cześć, Hermiono- powiedział radośnie.
-Cześć- odparła z pewną rezerwą- Gdzie jest Ron?
-Jeszcze się szykuje. Chcesz na niego poczekać?
-Nie, to i tak nie miałoby sensu…- rzekła, po czym dodała-Wysłałeś komuś Walentynkę?
-Jeszcze nie- odparł, uśmiechając się szerzej.
-Jeszcze?!
                On nic nie odpowiedział, tylko do niej mrugnął, po czym ruszył pewnym krokiem do Wielkiej Sali, a dziewczyna podążyła za nim. Zachowywał się dziwnie i to od dłuższego czasu, a ona nie miała pojęcia, co się dzieje. Kiedy tylko się go o to pytała, udzielał jej jakiś wymijających odpowiedzi. A teraz jeszcze te Walentynki! Czyżby chodziło o dziewczynę? O Ginny…? Nie wiedziała, co się między nimi wydarzyło, ale była przekonana, że ich relacja uległa zmianie.
*
                Co za debil wymyślił, żeby określać 14 lutego mianem święta zakochanych i miłości? Weasley naprawdę nie mógł tego zrozumieć. „Idiotyzm, czysty idiotyzm” powtarzał w myślach. W dodatku zaspał, więc teraz w pośpiechu robił poranną toaletę i ubierał się. Wszyscy jego współlokatorzy zdążyli opuścić dormitorium. Gdyby Harry nie obudził go po powrocie z łazienki, prawdopodobnie spałby dalej. Tak czy siak, dzień zapowiadał się fatalnie pod każdym względem. Dlaczego ludzie mają sobie okazywać miłość tylko jednego dnia w roku? I dlaczego, do cholery, to musi być akurat 14 lutego?! Wrzucił na siebie byle jakie ciuchy, dbając jedynie o to, by nie mieć na sobie nic CZERWONEGO, na przekór tym wszystkim durniom, kochającym Walentynki.
                Zszedł po schodach i prawie pobiegł do Wielkiej Sali, pragnąc jeszcze coś zjeść przed lekcjami. Czuł się naprawdę lepiej od kiedy pobił się z McLaggenem. To brzmi absurdalnie, ale właśnie tak było. Miał jakoś więcej energii, siły do życia. Później jeszcze ta rozmowa z Hermioną… Naprawdę dała mu do myślenia, wzbudziła w nim nadzieję. Sam fakt, że chciała mu to wszystko jakoś wyjaśnić, to już było coś. Tylko, że on nie potrafił tego wybaczyć! Cały czas miał przed oczami ją i Wilde’a. Przecież takich rzeczy się nie zapomina… Co więcej, wiedział, że, choć Cormac to zwykła świnia, to Hermiona musiała pozwolić mu się do niej zbliżyć, ale nie powiedziała mu czemu, to znaczy, twierdziła, że nie wie, ale co to jest, do cholery, za odpowiedź?! Miał wrażenie, że nie kłamała, ale kompletnie tego nie rozumiał.
                I był jeszcze jeden problem, Lavender. Od kiedy „pomylił” ją z Hermioną, starał się jej unikać. Nie chciał, żeby ta sytuacja się powtórzyła. Używał najróżniejszych wymówek, część z nich była tak wymyślna, że sam by w nie uwierzył, głównie po to, by nie musieć ich rozważać, a część była błaha i niewiarygodna, ale jakoś Lav się na nie nabierała. Ron czasem się zastanawiał jak można być aż tak tępym. Nie wierzył, że nie zauważyła tego, że jej unika. W takim razie czemu nic z tym nie robiła? Nie zadała mu nawet jednego pytania na ten temat. Natomiast bardzo zainteresowała ją sprawa McLaggena i we wszystkich tych krótkich chwilach, kiedy Ron się z nią widywał, wypytywała się go o to. Ale on nie mógł jej powiedzieć prawdy! Choć w sumie… Gdyby to zrobił, pewnie by z nim zerwała. Cholera! Dlaczego nie pomyślał o tym wcześniej?! No ale teraz było i tak za późno. Zmyślił jej coś o tym, że pokłócili się o quiditcha, ale było to na tyle zażarte, że przeszli do czynów. JAKOŚ w to uwierzyła, choć z trudem, ale Ron był wdzięczny, że nie musiał wymyślać nic bardziej skomplikowanego. Zresztą, po całym Gryffindorze krążyły najróżniejsze plotki dotyczące tej bójki, a kiedy chłopak słyszał niektóre z nich, myślał, że umrze ze śmiechu.
                W każdym razie, Lavender Brown wciąż oficjalnie była jego dziewczyną, co wcale nie było mu na rękę, ale nie potrafił z nią zerwać. A teraz były te pieprzone Walentynki! Na pewno będzie chciała coś z nim robić. Pewnie dostanie od niej jakiś przesłodzony list… Beznadzieja! Zastanawiał się też, czy nie powinien czegoś dla niej zrobić, przynajmniej z grzeczności. 
                Tak czy siak, Walentynki były dla Ronalda Weasleya najbardziej idiotycznym świętem w całym roku i modlił się, by ten dzień już się skończył.
*
                Usiedli przy stole Gryfonów. Hermiona z dezaprobatą spojrzała na potrawy, zaserwowane na śniadanie: wykrojone z chleba SERCA, dżemy-truskawkowy i malinowy, jakiś sok, ale nie dyniowy, tylko JASKRAWORÓŻOWY, CZERWONE dzbanki z kawą, naleśniki, również w kształcie SERC, a oprócz tego bezy i ciasteczka, jakże by inaczej- CZERWONE SERCA. Musiała się mocno skrzywić, bo Harry zaczął chichotać na widok jej miny.
-Oj, przestań, to jest bardzo smaczne- powiedział z uśmiechem.
-No dobra, ale nie uważasz, że to głupota?
-Może i tak-rzekł obojętnie- Ale mi to nie przeszkadza.
                Brązowowłosa spojrzała się na niego przenikliwie. To naprawdę nie było dla niego typowe. Jego zachowanie było po prostu dziwne! Był jakiś nazbyt… radosny, optymistyczny… A może tylko jej się tak wydawało? Może to ona była zbytnio przygnębiona? Ale nie! Znali się prawie 6 lat, wiedziała, że coś jest nie tak, może „nie tak”, to złe określenie, lepiej powiedzieć… inaczej. Z każdą sekundą utwierdzała się w przekonaniu, że jest zakochany- jego maślany wzrok, szeroki uśmiech, wieczny optymizm… Ron też się tak zachowywał… i ona również, kiedy byli parą.
                Chciała pomóc Harry’emu i Ginny, ale nikt nie mógł wymagać od rudowłosej, żeby zerwała z Deanem, jeśli coś do niego czuła. Problem w tym, że ona nie wiedziała CO to za uczucie, a było im razem dobrze. No ale jak widać dla czarnowłosego to nie było wielką przeszkodą, to znaczy było, ale wciąż i tak mógł adorować Weasley’ównę. Kolejnym problemem było to, że nawet jeśli Hermiona chciałaby jakoś zainterweniować w tej sprawie, to na pewno nie mogła pójść do rudej, bo były skłócone od prawie miesiąca. Wiedziała, że ma prawo mieć jej za złe to, że powiedziała o Cormacu Harry’emu, ale mogła już jej odpuścić, bo tamta chciała dobrze. Wciąż jednak zagadką pozostawało to, jak Ron się o tym wszystkim dowiedział. Ginny powiedziała, że nie od niej, tak samo stwierdził kiedyś Potter… Byli jej przyjaciółmi, ufała im, ale skąd w takim razie rudzielec o tym wiedział? Tak czy siak, wielokrotnie to przed sobą przyznała, brakowało jej przyjaciółki. Harry był kochany, ale nie mogła z nim pogadać o wszystkim, bo… po prostu, bo nie.
                I wtedy w progu Wielkiej Sali stanęła właśnie Ginny, ubrana w CZERWONĄ sukienkę. Hermiona musiała przyznać, że wyglądała bardzo ładnie. Widziała reakcję Harry’ego- jak obserwuje każdy jej ruch, jak nerwowo przełyka ślinę… Teraz już była pewna na sto procent, że się zakochał w Weasley’ównie. Dziewczyna skierowała się do stołu Gryfonów, posłała im uśmiech (bardziej Potterowi, niż Granger) i usiadła obok swojego chłopaka, który miał na sobie RÓŻOWĄ koszulę. Czarnowłosy wyraźnie posmutniał, widząc to, a w dodatku po krótkiej rozmowie Dean i Ginny zaczęli się całować. Potter wbił wzrok w swój talerz z odrazą wpatrując się w bezę-SERCE. Hermiona, pragnąc go pocieszyć, poklepała go po ramieniu, ale wcale na to nie zareagował. Przełamała duże, owsiane ciastko, które spoczywało na jej talerzu (udało jej się zgarnąć ostatnie ze stołu!) i podała pół Harry’emu.
-Super- parsknął- Czy jedzenie połamanego serca w Walentynki coś oznacza?
-Nie wiem- zaśmiała się- Mówiłam, że to głupie święto.
                Potter przytaknął i choć wciąż wpatrywał się w swój talerz, jego mina zrobiła się weselsza. Dziewczyna oparła głowę na jego ramieniu. Czuła, że jest mu coś winna. Przez ostatnie miesiące ją pocieszał, powinna mu się odwdzięczyć. Oboje byli w tej samej sytuacji- nieszczęśliwa, niespełniona miłość.
*
                Lekcje dłużyły się niesamowicie. Ron patrzył z niesmakiem na swoich rówieśników. Wszyscy byli jacyś podminowani, ubrani w RÓŻ i CZERWIEŃ wysyłali sobie liściki miłosne na lekcji. Chłopak pokręcił z pożałowaniem głową i w tym momencie bardzo przypominał Hermionę. No właśnie, Hermiona! Odwrócił się i zobaczył jak siedzi sama w jednej z ostatnich ławek, zawzięcie notując słowa nauczyciela, których on oczywiście nie słuchał. Trudno było mu się nie uśmiechnąć na jej widok- nie miała w swoim stroju NIC, co by wskazywało na to, że obchodzą ją Walentynki.
Największy ubaw miał z tego, że Harry uległ temu głupiemu zwyczajowi i założył „nietypowy” krawat. Potterowi jednak nie było do śmiechu. Czyżby chodziło o dziewczynę? Tak mu się przynajmniej wydawało. Ale czarnowłosy nie sprawiał wrażenia, jakby chciał się komukolwiek zwierzać, dlatego go zostawił. Ron miał do niego o to żal, ale z drugiej strony, on też specjalnie nie opowiadał mu o tym, co czuje do Hermiony, choć Harry wiedział wszystko i to od dawna.
I, niestety, nabijanie się z kumpla było chyba jedyną przyjemną rzeczą jakiej się spodziewał tego dnia. Ponownie rozejrzał się po klasie i jego wzrok, na nieszczęście, natrafił na Lavender, która wpatrywała się w niego, prawdopodobnie od jakiegoś czasu. Miała na sobie bardzo krótką, czarną spódniczkę, a do niej CZERWONY sweter. Uśmiechnęła się do niego figlarnie, co znaczyło tylko tyle, że po lekcjach dostanie więcej, czymkolwiek to „więcej” jest. To nie jest tak, że Ron mógł jej coś zarzucić, nie jeden facet marzył o takiej dziewczynie: ładna, seksowna i bardzo chciała… Tylko, że rudzielcowi zależało na czymś więcej, pragnął móc z nią porozmawiać, ale niestety było to niewykonalne. I to w sumie dlatego miał jej tak dosyć, bo, według Lav, w związku nie liczyło się nic poza obściskiwaniem się i całowaniem, a on jednak miał nadzieję na coś nieco innego. Odwrócił od niej wzrok.
Dużo by dał, żeby moc spędzić te Walentynki z Hermioną. Może wtedy zmieniłby się jego stosunek do tego święta? Albo przynajmniej wspólnie by na nie psioczyli… I widział, jak ona się stara. Po tej feralnej rozmowie przy obrazach, unikał jej w trakcie kary, ale ona i tak za każdym razem próbowała się do niego zbliżyć. Poza tym, kilkakrotnie podchodziła do niego, kiedy wraz z Harrym odrabiali lekcje, pod pretekstem rozmowy z Potterem. To w sumie mu schlebiało… Tylko było już za późno na rozmowę… A może właśnie za wcześnie? W każdym razem, nie potrafił z nią pogadać, bo każde wspomnienie o tym, co się między nimi wydarzyło, przywoływało obraz jej, całującej się z Rogerem.
Skierował wzrok w stronę Wilde’a, który siedział od początku roku w tej samej ławce, otoczony ludźmi głównie z Hufflepufu. No oczywiście, miał na sobie CZERWONĄ bluzę! Rudzielec prychnął. Koleś go nieźle wkurzał. Wszystko popsuł! Jak w ogóle śmiał pocałować Hermionę?! Wiedząc, że ma chłopaka! A wcześniej był dla Rona taki milutki… Aż krew w nim zawrzała. Ale brązowowłosa mu powiedziała, że dała Rogerowi w twarz, zaraz po tym pocałunku. Może gdyby wtedy nie poszedł do Lavender, wszystko wyglądałoby inaczej… I teraz też już podobno nie byli parą. Ale Ron nie potrafił tak po prostu wybaczyć, to za bardzo bolało.
Spojrzał na nauczyciela, ale z całym szacunkiem, nie interesowały go legendy o Amorze, mitycznym bożku, który w rzeczywistości okazał się być czarodziejem, który wcale nie chciał sprawić, żeby świat był piękniejszy, a ludzie się kochali, tylko chciał, by zapanował chaos. Dlatego jego ofiary się w sobie zakochiwały, często zdradzając mężów czy żony lub wbrew woli rodziców, co wtedy było właściwie samobójstwem.
„A podobno miłość jest piękna…” chłopak pokręcił z dezaprobatą głową. Na własnej skórze doświadczył, jak może ranić. Tylko, że kiedy byli z Hermioną parą, to naprawdę było wspaniale. Cudownie było ją kochać i być przez nią kochanym… Teraz było tylko cierpienie. Czy ona naprawdę wciąż coś do niego czuła? Chciał myśleć, że tak. Wszystkie gesty, które wykonywała przez ostatni miesiąc świadczyły o tym, że tak jest, ale on miał wątpliwości. Jeśli go kochała, to czemu go tak skrzywdziła? „Ty też ją zraniłeś” powiedział jakiś uporczywy głosik w jego głowie. Z niechęcią przyznał mu rację. Przez długi czas, kiedy tylko ją widział, a był z Lavender, natychmiast zaczynał się z nią całować, wiedząc, że Hermionie jest przykro, że zaczyna płakać. I przez pierwsze kilka minut czerpał z tego jaką chorą satysfakcję, a potem dochodziło do niego, jak ona cierpi i przychodziły wyrzuty sumienia.
Zwrócił wzrok w kierunku swojego pergaminu. Powinien coś wysłać Lavender- bardzo nie chciał, ale powinien… A co z Hermioną? W sumie to ona była jedyną osobą, której mógłby napisać szczerze taki liścik. Gdyby byli parą, może poszliby na jakąś romantyczną kolację…To i tak w sumie nie miało teraz żadnego znaczenia, bo nie byli parą!
Ponownie się odwrócił, by na nią spojrzeć, wpatrywała się z uwagą nauczyciela, marszcząc przy tym brwi. O rany, była cudowna! Wkurzało go, że po tym wszystkim tak na niego działała. Widząc ją, wariował. Kiedy patrzył na jej brązowe loki, oczy… te niesamowite, orzechowe oczy i miękkie, malinowe usta… Cholera, tak bardzo jej pragnął! Poczuł, jak robi mu się gorąco. I wtedy odwróciła wzrok od profesora i, niby przypadkiem, rzuciła okiem na rudzielca i zamarła… Ich spojrzenia się skrzyżowały i nie mogli ich od siebie oderwać. Ona patrzyła na niego przepraszająco, tęsknie, a on z zaskoczeniem i pożądaniem. Wykrzywiła lekko usta w słodkim uśmiechu, a on poczuł ucisk w żołądku.
Odwrócił się i wpatrzył w blat. Wziął parę głębokich oddechów, żeby ochłonąć. Musiał być silny. Wiedział, że jeżeli pozwoli jej się do niego zbliżyć, to nie wytrzyma i będzie chciał, by znowu była jego dziewczyną, tylko, że co chwila by sobie przypominał, jak bardzo go skrzywdziła i jej też by to wypominał… Nie, nie był na to gotowy.
Lekcja zbliżała się ku końcowi, a Ron notując pracę domową, po raz enty powtórzył w myślach: „Miłość jest do dupy, a Walentynki to czysty idiotyzm.”
*
                „O rany, nigdy więcej” pomyślała po wyjściu z sali. Dobrze, że lekcje się już skończyły, bo chyba by zwariowała. Gdyby się wtedy na nią nie spojrzał… Nie umiała zmienić tego, że pod wpływem jego wzroku miękły jej kolana. Nie potrafiła myśleć. Miała przed oczami jego twarz: rudą grzywkę, błękitne oczy, piegi i usta… Aj… Musiała się jakoś na to uodpornić, bo kompletnie ją to rozstrajało. Teraz szła szybko do Wielkiej Sali na obiad i o mało co nie wpadła na parę całujących się siódmoklasistów. „Przeklęte Walentynki!”
                Dotarła do jadalni. Zobaczyła jak nad głowami wszystkich latają sowy i roznoszą wiadomości walentynkowe. Niechętnie zajęła swoje stałe miejsce. Nie było tam ani Harry’ego, ani Ginny… ani Rona. Może i lepiej, przynajmniej mogła spokojnie pomyśleć. „Pfff… to nie takie proste” stwierdziła. Cały czas miała przed oczami rudzielca. Kiedy spojrzała w te jego cudowne, przeklęte tęczówki, wszystko do niej wróciło- wspólne wypady nad jezioro czy na Pokątną, na błonia albo wykradanie się w nocy na potajemne spotkania… I miała ochotę się na niego rzucić i całować do upadłego. Co gorsza, może to było tylko złudzenie, ale miała wrażenie, że on też by tego chciał… Jego spojrzenie było takie… łakome. Nie! Nie mogła sobie wmawiać takich rzeczy, nie chciała robić sobie złudnej nadziei. Owszem, liczyła na to, że się niebawem zejdą, ale wiedziała, że to jeszcze nie ten moment, że teraz jest na nią strasznie zły.
                Zauważyła, że niedaleko siada Ginny. Sama. Chyba powinny wreszcie pogadać, w końcu trwały w takim zawieszeniu już prawie miesiąc. Hermiona czuła się źle nie mogąc normalnie porozmawiać z rudowłosą i miała wrażenie, że Weasley’ówna też jej potrzebowała.
-Co u ciebie?- zagadnęła po pewnym czasie brązowowłosa.
-Nic takiego- odparła jej przyjaciółka z pewnym zaskoczeniem- A u ciebie?
-Bez zmian.
                Zapadła chwilowa cisza. Obie skupiły się na swoich talerzach, na których znajdowały się pizze, w kształcie SERC, oczywiście jedynie z CZERWONYMI dodatkami, takimi jak papryka, pomidor itp.
  -Słuchaj, Ginny- powiedziała po pewnym czasie Granger- Mam już dość tej sytuacji. Wiem, że się wtedy za bardzo wkurzyłam, nie powinnam tak na ciebie naskakiwać… Bałam się wtedy o Rona i… Po prostu przepraszam.
-Nie, Hermiono- odparła ruda- Miałaś rację. Powiedziałaś mi coś w zaufaniu i nie powinnam tego nikomu mówić, nawet Harry’emu. To ja przepraszam.
-Gin, to nie tak, że nie chciałam, żeby on wiedział… Po prostu nie było okazji, żeby mu powiedzieć, a wiesz, że dla mnie to jest bardzo drażliwy temat.
-Rozumiem- uśmiechnęła się do Granger.
-A tak właściwie, nie wiesz, jak…
                Urwała, bo podleciały do nich trzy sowy przynosząc dwie walentynki dla Ginny i jedną dla Hermiony. Obie się zdziwiły, ale przerwały rozmowę, żeby odczytać wiadomości. Brązowowłosa rozwinęła rulon. Okazało się, że są to dwie karteczki w kształcie połówek złamanego serca. Jedna była RÓŻOWA, druga CZERWONA. Na tej pierwszej znajdował się napis:
Masz rację, Hermiono, to wyjątkowo głupie święto. Ale nie mogłem się powstrzymać: szczęśliwego Dnia św. Walentego!
A na drugiej:
PS Wiszę Ci ciastko… a właściwie jego połowę.
Ściskam,
Harry
                Dziewczyna roześmiała się i popatrzyła na przyjaciółkę. Miała bardzo zagubioną minę. Czytała jedną z walentynek tak, jakby nie mogła jej zrozumieć. Wpatrywała się w nią przez dłuższy czas w kartkę, po czym spojrzała na przyjaciółkę.
-Od kogo?- Ginny wskazała na kartę, marszcząc brwi.
-Od Harry’ego- Granger podała jej walentynkę- A twoje?
-Jedna od Deana…
-A druga?
-No właśnie nie wiem.
-Jak to?
-Podpisano Tajemniczy Wielbiciel…
                Hermiona uniosła ze zdziwienia brwi i wzięła karteczkę, którą podała jej Weasley’ówna. Pismo było pochyłe i wyjątkowo zgrabne, ale miała wrażenie, że skądś je znała… Ktoś się naprawdę postarał. Dziewczyna nie wgłębiała się w jej treść, ale zauważyła, że była bardzo romantyczne. Czy to możliwe, że tą walentynkę wysłał…?
-O nie!- jęknęła Ginny i wyrwała jej pergamin z rąk- Dean tu idzie.
                Rudowłosa szybko schowała karteczkę do kieszeni, a po chwili podszedł do nich Thomas. Uśmiechnął się szeroko do Hermiony, na co ona odpowiedziała tym samym, usiadł obok swojej dziewczyny i dał jej całusa w policzek. Brązowowłosa palnęła coś o tym, że ma dużo zadane i szybko opuściła salę.
                Gdzie postanowiła się udać? Oczywiście do biblioteki! Kręciło jej się w głowie od tych wszystkich rozmyślań. Nie mogła w to uwierzyć, ale wszystko wskazywało na to, że Walentynkę Ginny wysłał Harry! Ale to było do niego tak niepodobne… Choć z drugiej strony, ostatnio naprawdę dziwnie się zachowywał, więc w sumie był w stanie coś takiego zrobić.
                Dotarła do czytelni, gdzie było kompletnie pusto, jeszcze bardziej niż zwykle, bo wszyscy obchodzili te cholerne Walentynki! Zajęła swoje stałe miejsce i wyciągnęła z torby stos książek i rulon pergaminu. Schyliła się, żeby sięgnąć po pióro, a kiedy z powrotem usiadła prosto, zobaczyła, że tuż przed nią leży CZERWONA karteczka, na której, drobnym pismem, zakreślono jej inicjały. Przygryzła wargę. Istniała możliwość, że to nie dla niej… No ale z drugiej strony, nie wierzyła w zbiegi okoliczności. Po chwili namysłu, otworzyła liścik:
Droga Hermiono,
Szczerze mówiąc, liczyłem na to, że spędzimy te Walentynki razem, ale jak widać los chciał inaczej. Sporo się między nami wydarzyło i wciąż tego nie wyjaśniliśmy. Ale nie potrafię nic poradzić na to, że cały czas o Tobie myślę, w każdej godzinie, minucie, sekundzie… Widzę Twoją śliczną twarz i czuję ból, że już nie mogę Cię dotknąć, pocałować. Tęsknię za Tobą!
Byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, gdybyś zgodziła się zostać moją walentynką.
Zakochany bez pamięci,
RW
                Patrzyła z niedowierzaniem w kartkę, a z każdą chwilą na jej twarz wpełzał coraz szerzy uśmiech. Nie potrafiła rozpoznać pisma, bo wiadomość została napisana specjalnym piórem, które sprawiało, że litery były ozdobione różnymi zawijasami. Nie mogła w to uwierzyć! Czyżby wreszcie jej błagania zostały wysłuchane? Choć  to było do niego trochę niepodobne… Zbagatelizowała tę myśl. Oczywiście, że się zgodzi! Chciało jej się śmiać, płakać, wszystko naraz! Rozsadzała ją radość.
-I jak?- usłyszała głos za swoimi plecami, który rozpoznała od razu.
                Kiedy się odwróciła, zdała sobie sprawę jak wielką popełniła pomyłkę. „RW”… To takie proste! To „RW” nie oznaczało Rona Weasley’a, tylko Rogera Wilde’a! Momentalnie wyparowało z niej całe szczęście. Chłopak patrzył się na nią z nadzieją, a ona wiedziała, że zaraz będzie musiała mu odpowiedzieć. Usiadł naprzeciwko i wpatrywał się w nią z wyczekiwaniem, ale ona nie była w stanie nic powiedzieć.
-Hermiono…- rzekł, nie mogąc znieść tej ciszy- Wiem, że wtedy zareagowałem zbyt agresywnie. Zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo byłaś w nim zakochana i że nie zrobiłaś tego celowo. Powinienem dać ci więcej czasu. Ale kiedy to powiedziałaś, nie mogłem wytrzymać. On cię skrzywdził! Nie był ciebie wart… Dlatego przepraszam, bo wiem, że nie chciałaś mi zrobić przykrości. Ponowię więc swoje pytanie, zostaniesz moją walentynką?
                Uśmiechnął się do niej zachęcająco i wpatrzył się w nią, jakby była obrazkiem. Odpowiedziała na ten uśmiech. Był naprawdę rozczulający! Brakowało jej go` przez ostatni czas. Naprawdę go lubiła- kochała z nim spędzać czas, rozmawiać, śmiać się… W końcu zdecydowała się na odpowiedź:
-Nie- szepnęła cicho, spuszczając wzrok.
                Chłopak był wyraźnie zaskoczony. Zniknęła cała jego nadzieja na powrót do niej. Nie mógł w to uwierzyć… Po pewnym czasie spytał:
-Dlaczego?
-Roger- zawahała się- Naprawdę cię lubię i szanuję, ale nic więcej, dlatego chciałabym, żebyśmy byli…
-Błagam cię, tylko nie mów mi o przyjaźni!- prychnął z niezadowoleniem.
-A co mam ci powiedzieć?- była coraz bardziej zdenerwowana- Dużo myślałam o tym, co wtedy ci powiedziałam i wiem, że miałeś rację: ja wciąż go kocham. I cały czas kochałam i przepraszam, że dałam ci nadzieję na to, że mógłbyś zając jego miejsce- przerwała na chwilę, myśląc nad dalszą wypowiedzią- Tak, kocham go, kochałam i będę kochać i nic tego nie zmieni… Muszę zrobić wszystko, żeby go odzyskać. Naprawdę mi na tobie zależy, ale nie w ten sposób. Przepraszam.
-Żartujesz sobie?- warknął- Po tym wszystkim, co ci zrobił, ty nadal go kochasz?!
-Po tym wszystkim, co ja mu zrobiłam- szepnęła- Tak, kocham go i wiem, że on mnie też.
-On ma dziewczynę! Poza tym, to nie była twoja wina…
                Hermiona spojrzała na niego z niedowierzeniem. „Nie, ale twoja tak” w ostatniej chwili ugryzła się w język, żeby nie wypowiedzieć tego na głos. Chłopak też chyba o tym pomyślał, bo spuścił wzrok.
-Dlaczego ze mną byłaś?- spytał po chwili.
-Bo…- to było trudne pytanie, nad którym musiała się długo zastanawiać- Bo wiedziałam, że coś do ciebie czuję. Potem uratowałeś mnie, no wiesz… przed Cormaciem, a później ta cała bójka z Ronem… Byłam na niego wściekła! A ty powiedziałeś mi, że się we mnie zakochałeś, a ja wiedziałam, że też jesteś mi bliski… a potem się całowaliśmy.
-Nie wierzę- parsknął, patrząc na nią ze złością.
-Posłuchaj mnie, Roger. To nie tak, że ja nic do ciebie nie czuję. Po prostu wtedy nie zadawałam sobie sprawy z tego, co to za uczucie, ale wiem, że to nie to samo, co z Ronem. Jesteś cudownym przyjacielem, ale tylko przyjacielem.
                Mówiła to wszystko z taką mocą i przekonaniem, że sama była zdziwiona. Ale ulżyło jej, że wreszcie mu to powiedziała, choć wiedziała, jaka będzie jego reakcja. Patrzyła na jego twarz, która wyrażała smutek i cierpienie. Nie chciała go ranić, ale wiedziała, że to nieuniknione. Zerwania były trudne… Choć to w sumie nie było takie prawdziwe zerwanie.
-Przykro mi, ale nie mogę być TYLKO przyjacielem- to powiedziawszy wstał i odszedł.
                Hermiona poczuła jak do jej oczu napływają łzy. Naprawdę chciała, żeby między nimi było w porządku, żeby znowu mogło być tak, jak kiedyś… Przykro jej było, że musiała go zranić, ale to przynajmniej uczciwe… Gdyby pozwoliła mu wierzyć, że też jest w nim zakochana, to byłoby podłe!
                Większą przykrość sprawiła jej ta walentynka. Głupia, myślała, że to od Rona! A coś jej podpowiadało, że to nie w jego stylu… Gdyby choć przez chwilę o tym pomyślała, domyśliłaby się, że to na pewno nie rudzielec jej to wysłał. Po tych wszystkich dniach rozłąki, po kłótni w czasie kary… Dał jej wyraźnie do zrozumienia, że za bardzo go skrzywdziła i że jej nie wybaczy. I dopiero teraz do niej to naprawdę dotarło! Nie było szans na to, że do siebie wrócą… Nie teraz…
*
                Nie dostał walentynki od Lavender… ani od nikogo innego. To chyba dobrze. Może się na niego obraziła i przestanie się do niego odzywać? Oby. Z takim nastawieniem właśnie przekraczał próg Pokoju Wspólnego Gryffindoru, który był przystrojony CZERWONYMI serpentynami, balonami itp. Oczywiście wszędzie królowały SERCA, a żyrandol został zaczarowany tak, że rzucał na pomieszczenie JASNORÓŻOWE światło. Wszędzie rozbrzmiewała spokojna, nastrojowa, jazzowa muzyka. Chłopak patrzył na to wszystko z politowaniem. Po cholerę, ktoś zadał sobie aż tyle trudu, żeby zrobić z Pokoju Wspólnego coś aż tak kiczowatego?
-Ron?- usłyszał za sobą wysoki głosik i jęknął w duchu.
-Cześć, Lavender- odwrócił się do niej po pewnym czasie.
-Chyba nie muszę ci tłumaczyć jaki dziś dzień?- po tych słowach, już wiedział, że zaraz będzie mu robić wyrzuty.
-Eee… No nie.
-Więc nie zapomniałeś o czymś?
-Słuchaj, dla mnie to święto to głupota. Dzień jak co dzień.
-Jak możesz?!- obruszyła się- To święto zakochanych!
-Zakochani mogę świętować codziennie- mruknął.
                Blondynka uśmiechnęła się szeroko, a on pojął, co właśnie powiedział i do kogo. Debil! Nie o to mu chodziło… Ale Lavender oczywiście odebrała to w TEN sposób i rzuciła się mu na szyję. Pocałowała go. Nie wiedział za bardzo, co zrobić. Po pewnym czasie, przeklinając swoją głupotę, również ją objął. Zaczął rozmyślać, jak tym razem się jej wywinąć. To już nawet nie było zabawne! Naprawdę chciał się od niej uwolnić… W tym czasie, Lavender błądziła rękami po całym jego ciele, co może byłoby nawet przyjemne, gdyby nie zastanawiał się gorączkowo jak wyrwać się z jej uścisku i… gdyby była Hermioną. „O nie! Nie myśl o niej!” skarcił się w duchu. Po pierwsze, nie chciał dopuścić do takiej sytuacji, jaka zdarzyła się miesiąc temu, po drugie, wciąż bolało go to, co zrobiła. Dziewczyna odsunęła się i spojrzała na niego z wyrzutem. Jak widać, zauważyła kompletny brak jego udziału w tym „zbliżeniu”. Uśmiechnął się nieśmiało, po czym sam ją pocałował. Musiał zyskać na czasie… Jak tym razem się wyłgać? „Mam!”. Pomysł był genialny w swojej prostocie. Odsunął się od niej kawałek, a ona westchnęła z irytacją, jakby chciała powiedzieć „co znowu?!”.
-Lav…- szepnął, choć trudno mu to przeszło przez gardło- Muszę iść.
-Gdzie?- warknęła.
-Mam karę, a muszę wcześniej jeszcze zajrzeć do dormitorium.
                Puściła go i spojrzała na niego smutno, na co on posłał jej lekki uśmiech. Odpowiedziała tym samym i cmoknęła go w usta. Byłaby nawet słodka, gdyby miała coś w głowie i nie chciała się non-stop całować. To pożegnanie było urocze… Tylko, że to Lavender, której zależy tylko na jednym.  
                Chłopak ruszył do dormitorium. Oczywiście wymówka z karą była bzdurą, bo dochodziła 15.30, a on miał czyścić obrazy dopiero za trzy godziny. Dlatego postanowił zaszyć się do tego czasu w swoim pokoju. Przynajmniej trochę odpocznie albo nawet odrobi lekcje… Nie… To zły pomysł, nie będzie odrabiał lekcji, tylko relaks. To mógłby w sumie być jedyny przyjemny moment tego dnia. Usiąść na łóżku, zasunąć zasłony i odciąć się od wszystkiego-hałasu, ludzi i tych całych, pieprzonych WALENTYNEK!
                Będąc jakieś pół piętra przed dormitorium, doszedł do jego uszu hałas, a dokładniej krzyki. Przyspieszył kroku zastanawiając się czy dochodzą z jego sypialni. Kiedy stanął wreszcie przed drzwiami, usłyszał:
-Mam dosyć tego, że przystawiasz się do mojej dziewczyny!
                „Dziewczyny”… Tylko jeden z nich miał dziewczynę i była nią Ginny. Ron z impetem otworzył drzwi i wparował do pokoju. Zobaczył, że znajdują się w nim trzy osoby- Dean, Harry i Neville. Ciemnoskóry chłopak stał wściekły na środku pomieszczenia i patrzył z wściekłością na Pottera, natomiast Longbottom siedział na swoim łóżku, obserwując całą scenę z przerażeniem.
-Uspokój się!- warknął Harry- Przyszła tylko pożyczyć książkę.
-Wiesz, że nie o tym mówię! To znaczy, to mnie tylko utwierdziło w przekonaniu- syknął Dean- Widzę, jak się na nią gapisz. Myślisz, że jestem na tyle tępy, żeby się nie domyślić?! Te wasze spojrzenia, uśmiechy…
-Słuchaj, ja nie wiem, co ty widzisz- odparował Potter- Ale radzę ci zbadać wzrok.
                Thomas wyglądał, jakby zaraz miał wybuchnąć, dosłownie. W jego oczach widać było taką wściekłość, jakiej Ron nigdy nie spodziewałby się zobaczyć. Postanowił wkroczyć do akcji, zanim jego kumple się pobiją.
-Co się dzieje?
-O, świetnie- prychnął Dean- Może zainteresuje cię, co twój kumpel wyprawia z twoją siostrą!
-Ogarnij się, stary! Nic z nią nie robię! Po prostu przyjaźnimy się- Harry stanął naprzeciwko kolegi.
-To się nazywa przyjaźnią?!- parsknął ciemnoskóry.
-Tak! Na tym to polega…
-Ej, chłopaki, dajcie spokój- wtrącił Neville, ale kompletnie go zignorowali.
-Nie zasługujesz na przyjaźń z nią!- warknął Thomas- Ona nic do ciebie nie czuje!
-A skąd ty to możesz wiedzieć?!
-Czyli, jednak ci się podoba?
-Nie… nie o to chodziło- Potter zaczął się plątać- Jest dla mnie ważna, ale jako PRZYJACIÓŁKA- wycedził.
-To i tak za dużo po tym, jak ją olałeś.*
-To na pewno nie jest twoja sprawa!
-Właśnie, że jest! To moja DZIEWCZYNA i po prostu się od niej odwal!
-A jak nie, to co?!
                Dean nie wytrzymał. Pchnął Pottera, a ten nie pozostał mu dłużny. Dlatego Ron postanowił interweniować, zanim będzie za późno:
-Dosyć!- wrzasnął, stając między nimi.
                Popatrzyli na niego zdziwieni, przypominając sobie, że ktoś oprócz nich znajduje się w pokoju. Neville stał z boku, a przerażenie powoli znikało z jego twarzy.
-Sam pomyśl, Ron- zaczął Dean, już o wiele spokojniej- Czy nie zauważyłeś czegoś dziwnego w ich zachowaniu?
                Chłopak przełknął ślinę. Tak, zauważył. Te wszystkie razy, kiedy oddalali się gdzieś we dwoje, ich rozmowy, kiedy nawet byli we trójkę, ale zupełnie ignorowali rudzielca… Był zbyt zajęty rozmyślaniem o swoich problemach, użalaniem się nad sobą, ale nawet on spostrzegł, że zachowują się inaczej. Po pewnym czasie odezwał się, dobierając ostrożnie słowa:
-Słuchaj, Dean, Harry nie jest typem człowieka, który zarywa do zajętych dziewczyn. I skoro mówi, że tylko się przyjaźnią, to tak jest. Ja mu wierzę i ty też powinieneś.
-Uważaj, żebyś się nie zawiódł…- prychnął Thomas i opuścił pomieszczenie, trzaskając drzwiami.
                Weasley usiadł na swoim łóżku. Nie chciało mu się wierzyć, że Harry i Ginny… Ale z drugiej strony, rozumiał Deana. Jeśli czuje, że coś jest nie tak, to lepiej działać zawczasu. Choć wcale nie chciał, żeby się pobili, wiedział, że Thomas na pewno zmaga się wielkimi emocjami. Coś było nie tak… Ale on nigdy nie zauważył, żeby Harry i Ginny mieli się ku sobie… Chociaż nie! Wtedy, przed wigilią, przyłapał ich… Nawet nie wiedział, co wtedy robili, ale dałby sobie rękę uciąć, że między nimi iskrzyło.
-Dzięki, Ron- powiedział z zakłopotaniem Harry, po czym dodał, próbując obrócić wszystko w żart- Jeszcze moment, a pewnie by mi wybił zęby.
                Rudzielec przez pewien czas milczał, zastanawiając się nad wszystkim, co powiedział Dean. Po chwili odparł z kamienną twarzą, śmiertelnie poważnym, lodowatym tonem:
-Jeśli kiedykolwiek jej tkniesz, sam to zrobię.   
                Czarnowłosemu uśmiech spełzł z twarzy. Patrzył jak jego przyjaciel znika za czerwonymi kotarami . Tylko jedna myśl krążyła mu po głowie: „To koniec!”.
*
                Była 17.30. O 18 szła na kolacje. Tak samo, jak Ron. A później odbywali wspólną karę. Choć nie, „wspólną” to za dużo powiedziane. Była przekonana, że i tym razem gdzieś jej ucieknie, ale nie miała już siły go szukać. Natomiast ten pomysł, który zrodził się w jej głowie kilka godzin temu mógł wypalić. Nie liczyła na to, że od razu coś zmieni, ale przynajmniej będzie wiedział, że jej zależy, że nie odpuściła i nie ma takiego zamiaru.
Doszła do sowiarni, gdzie stała grupka chłopców, którzy prawdopodobnie nie pomyśleli o tym, żeby wysłać swoim dziewczynom Walentynki i dopiero gdy się na nich śmiertelnie obraziły, postanowili w ostatniej chwili zrobić im tę przyjemność. Albo wręcz przeciwnie- ci, którzy cały dzień nie mogli się zebrać, by wyznać uczucia swoim wybrankom i zdecydowali się na to dopiero teraz. Hermiona naprawdę tego nie rozumiała. Czemu musiał istnieć specjalny dzień, żeby chłopak mógł powiedzieć dziewczynie, że mu się podoba czy dać kwiaty, czekoladki albo zaprosić na randkę? Czemu akurat tego dnia wszyscy postanawiali przełamać lody i zagadać do kogoś, w kim od dawna się kochali? Uważała, że nie powinno być takiej sytuacji. Kiedy ktoś ci się podoba, starasz się do niego zagadać niezależnie od daty. Sama wiedziała, że zbliżenie się do osoby, w której jesteś zakochany, nie jest łatwe. Jej też zajęło to sporo czasu. Ale może dlatego ich związek był taki wyjątkowy? Bo nie musieli czekać do lutego, żeby powiedzieć, co do siebie czują!
                Tylko, że teraz, cały czas przekonana o swojej racji w sprawie święta zakochanych, sama temu uległa. Z jednej strony, robiła to trochę wbrew swoim zasadom, ale z drugiej, może gdyby byli wciąż parą, też by obchodzili Walentynki… Nie wiedziała tego. Ale była pewna, że musi coś zrobić. Liczyła na to, że to do niego jakoś dotrze. Spojrzała na CZERWONY rulonik, który trzymała w ręku. Przygryzła wargę, zastanawiając się, czy na pewno chce to zrobić. To już chyba była desperacja! Nie powinna mu tego przekazywać listownie… Choć w sumie, już mu wszystko wyjaśniła, a on to zignorował. Kiedy dostanie to na papierze, może zareaguje inaczej.
                Dopchała się w końcu do wolnej sowy. Była mała i aż paliła się do tego, żeby gdzieś ją wysłać. Przypominała jej Świnkę. Oczywiście! Wszystko musiało się jej kojarzyć z nim! Zła na samą siebie, jeszcze raz zastanowiła się, czy dobrze robi, po czym przywiązała kartę do nóżki sowy i opuściła pomieszczenie.
                Idąc korytarzem, zastanawiała się nad jego reakcją. Czy będzie zaskoczony czy wściekły? A może się ucieszy… Nie miała pojęcia. I wiedziała, że jej nie zobaczy, bo, nie wiedziała, jak to robił, ale zawsze jadł chwilę przed nią albo chwilę po. Było ok. 17.45, więc postanowiła udać się już do Wielkiej Sali, w której pewnie zaczęły pojawiać się pierwsze potrawy na kolacje.
                Szła, zagłębiona we własnych myślach, kiedy kątem oka spojrzała, że ktoś siedzi na jednej z kamiennych ław. Nie byłoby w tym nic dziwnego, non-stop ktoś się tam zatrzymywał, żeby coś sprawdzić, zanotować, już nie mówiąc o wszystkich zakochanych, którzy kochali się na nich obściskiwać, z tym, że teraz, rozpoznała tę postać. Cofnęła się i usiadła obok. Miał zakrytą twarz dłońmi. Czuł, że ktoś opada koło niego.
-Cześć, Hermiono.
-Cześć, Harry. Wszystko ok?
-Nie- powiedział sucho- Ale co z tego.
-Harry, pamiętaj, że możesz mi powiedzieć wszystko- rzekła z wyraźną troską w głosie.
-Chyba powinienem sam się z tym uporać…
-Jak chcesz. Ale wiedz, że jak z siebie to wyrzucisz, to będzie ci łatwiej.
-Może- powiedział smutno, po czym krzyknął, zmieniając znacznie swój ton- Jestem draniem!
-Wcale nie-odparła, próbując go uspokoić- Jesteś dobry, Harry.
-Nie, Hermiono…- znowu zakrył twarz- Robię coś bardzo złego, podłego!
-Powiesz mi wreszcie, co się stało?
-W sumie, to nie wiem… Nie rozumiem dlaczego teraz…- zdawał się mówić bardziej do siebie niż do niej.
-Harry…- nie miała pojęcia, jak na to odpowiedzieć.
-Dziś przyszła do mnie Ginny-wykrztusił w końcu- Chciała pożyczyć jakąś książkę, w sumie nawet nie wiem którą. Dałem ją jej, ona mi podziękowała, uśmiechnęła się i ja też…
-I…?
-I tak staliśmy. A potem przyszedł Dean. Zamienili dwa słowa i… pocałowała go- Hermiona złapała jego ramię, żeby dodać mu otuchy- I wyszła. Niby nic takiego, prawda?
-No tak.
-A potem on zaczął rzucać do mnie jakieś dziwne teksty, w stylu, że pewnie uważam, że jest ładna- przerwał, by po chwili kontynuować, ale zdecydowanie bardziej zdenerwowanym głosem- Chyba odpowiedziałem, że tak, a on się wściekł. Na początku w ogóle nie rozumiałem, o co chodzi. Starałem się go uspokoić, ale na nic się to zdało, no więc w końcu też się wkurzyłem i zaczęliśmy się kłócić.
-Przykro mi, Harry, ale…
-Czekaj, to nie wszystko!- powiedział szybko- I potem przyszedł Ron- popatrzył na nią, zacisnęła mocno powieki, ale nic nie mówiła- No i chciał wiedzieć, co się dzieje, bo chyba już wrzeszczeliśmy. No i w końcu załapał. A Dean był bardzo zły. I ciągle powtarzał, żebym się do niej nie zbliżał, że na nią nie zasługuję… I potem powiedział coś w stylu, że mam ją zostawić w spokoju, a ja się spytałem, co zrobi, jeśli go nie posłucham. Wtedy mnie popchnął, a ja zrobiłem to samo. Byłem wściekły! Gotowy go załatwić gołymi rękami… Ale na szczęście Ron wkroczył do akcji i nas powstrzymał.
-Wiesz, Harry- powiedziała, starając się, by jej głos nie drżał- Myślę, że powinniście sobie wreszcie to wszystko wyjaśnić. Ty z Ginny. Ona z Deanem. Długo tego nie pociągniecie. On coś podejrzewa i będzie teraz robił wyrzuty tobie, a po pewnym czasie i jej. Musicie podjąć jakąś decyzję.
-Ale to nie jestem w tym wszystkim najgorsze- kontynuował, jakby jej nie usłyszał- Podziękowałem potem Ronowi. Ale on też był zły i powiedział, że jeśli jej dotknę, to mnie załatwi.
                No tak! To było w stylu Rona. Gdyby dowiedział się, że Harry’emu podoba się Ginny, mógłby się naprawdę wściec. A w przypływie złości był w stanie zrobić dużo i oboje o tym wiedzieli. Ale nie Harry’emu… Mógłby się wkurzyć, zwyzywać go, ale nie zrobiłby mu krzywdy fizycznej… To znaczy, mógłby, ale niegroźną… Nie tak, jak McLaggenowi.
-Harry, myślę, że nie powinieneś się obawiać Rona.
-Nie rozumiesz, Hermiono- prawie krzyknął- Kiedy kłóciłem się z Deanem, mówiłem, że się z Ginny tylko przyjaźnimy. Wmawiałem to im. Jeśli on się teraz dowie… Stracę najlepszego przyjaciela.
-Nie mów tak, Harry- rzekła pewnym tonem – Jak Ron się dowie, to może się na początku wścieknie, ale potem to zaakceptuje. Jestem o tym przekonana.
-JEŚLI się dowie…- szepnął.
-Harry, nie możesz tego tak dłużej ciągnąć. Powinieneś najpierw pogadać z Ginny. Jeśli będziecie chcieli być razem, Ron nie będzie mógł z tym nic zrobić.
-To znaczy, jeżeli ona coś do mnie czuje…
-Tego się nie dowiesz, dopóki o tym nie porozmawiacie.
                Pokiwał smutno głową. Brązowowłosa nie zdawała sobie sprawy, jak mocno ściskała jego ramię, dopóki go nie puściła. Uśmiechnęła się pocieszająco, ale to nic nie dało.
-Hermiono- znowu się odezwał- Chyba zrobiłem dziś coś bardzo głupiego.
                Pokiwała głową. Wiedziała o czym mówi. Od samo początku była przekonana, że to on wysłał tą walentynkę. Ale to nie było głupie… Po prostu nie wiedział, co zrobić. Tak, jak ona…
-Nie, Harry, to nie jest takie głupie.
                Uśmiechnął się smutno. Wzięła go pod ramię i oparła na nim głowę. Było im dobrze w swoim towarzystwie. Mogli na siebie liczyć.
-Wiesz – powiedział po pewnym czasie- Walentynki są serio do bani.
                Roześmiała się. „O tak, zdecydowanie są!”
*
                Była prawie północ. Wszyscy jego współlokatorzy już spali albo sprawiali takie wrażenie. Zmęczony padł na łóżko. To była naprawdę długa kara. Kiedy Filch kazał mu iść do hallu, pomyślał, że to nie takie złe. I nawet nie musiał za bardzo kryć się przed Hermioną, bo woźny skierował ją do innego pomieszczenia. Problem w tym, że ludzie z obrazów, które czyścił, nie byli z tego zadowoleni i zrobili dość duży hałas. Po pewnym czasie przyszedł Snape, wściekły, jak zwykle zresztą. Było trochę zamieszania, Filch go przeprosił, tamten sobie poszedł i już był względny spokój.
                Ale znowu ją zobaczył! I potem przez następne kilka godzin myślał tylko o niej. Spotykali się zawsze w tym samym miejscu, przy schowku na miotły. Stała tam razem z Filchem. Ron poczuł, że na jej widok robi mu się gorąco. Wyglądała, jakby coś ją wyjątkowo trapiło. Już miał do niej podejść i spytać się o co chodzi, ale się powstrzymał. I to krótkie spotkanie, sprawiło, że jego refleksje podczas całej kary, dotyczyły tylko i wyłącznie jej.
                Poczuł, że coś go uwiera w biodro. Wyciągnął z kieszeni mały rulonik pergaminu. Na kolacji dostał walentynkę. Od Lavender. To znaczy, nie był tego pewien, bo jej nie otworzył. Ale kto inny mógłby mu to wysłać?
Zostawił kartkę na łóżku i poszedł do łazienki. Kiedy wrócił nie miał już na nic siły. Położył się i zakrył szczelnie zasłonami. Już przyłożył policzek do poduszki, gdy przypomniał sobie o walentynce. Chyba wypadałoby, żeby chociaż ją przeczytał. Zapalił różdżkę i rozwinął pergamin. Po chwili otworzył oczy szeroko ze zdziwienia. Przewertował treść jeszcze dwa razy i wciąż nie mógł w nią uwierzyć.
Drogi Ronie,
Nie wierzę, że to robię- nienawidzę Walentynek! Ale nie zmarnuję okazji na to, żeby móc Ci to powiedzieć. Staram się z Tobą porozmawiać normalnie, na żywo, ale unikasz mnie. W sumie, to Ci się nie dziwię. Dlatego wysyłam list.
Naprawdę nie wiem od czego zacząć. Chyba powinnam Cię przede wszystkim przeprosić. Kiedy zobaczyłam, że całujesz się z Lavender, wtedy na meczu, mój świat się zawalił. I potem było mi źle, choć to i tak mało powiedziane. A później chciałam się na Tobie odegrać, za to, że robiłeś wszystko po to, żeby mnie skrzywdzić. Więc zaczęłam postępować dokładnie tak samo. Dlatego przepraszam.
Poza tym, chcę Ci podziękować. Doskonale wiesz za co. Nie mam pojęcia, jak się dowiedziałeś, ale jestem Ci wdzięczna. Wiem, że mogę na Ciebie liczyć, nawet, kiedy ze sobą nie rozmawiamy.
I teraz najważniejsze: w Walentynki ludzie wyznają sobie, co do siebie czują, więc i ja to zrobię. Kocham Cię, Ron! Po tym wszystkim, co się wydarzyło, ja cały czas Cię kocham i myślę, że nigdy nie przestanę. Chciałabym, żebyś powiedział, że czujesz to samo. Na Merlina, jak ja bardzo bym tego chciała! Ale ostatnio zaprzeczyłeś… No może nie dosłownie, ale takie było przesłanie. I, nie wierzę, że tak myślę, ale ja mogę to zrozumieć i zaakceptować. Po prostu wiedz, że moje uczucia co do Ciebie się nie zmieniły i nie sądzę, by kiedykolwiek tak się stało.
Dlatego, choć naprawdę nie znoszę tego święta, a dzień już się właściwie kończy, bardzo bym chciała, byś został moją walentynką.
Wciąż zakochana w Tobie,
Hermiona
                Czuł jak łzy napływają mu do oczu. Zacisnął mocno powieki. Nie, to było za trudne! Jak mógł nienawidzić kogoś, kto go kochał i kogo, cały czas, kochał on! Mówią, że od miłości do nienawiści tylko jeden krok… To dlaczego tak cholernie trudno go zrobić?!
                Drżącymi rękoma zdjął z półki nad łóżkiem swoje „pudełko na skarby” i włożył do niego walentynkę. Położył się i poczuł, że jest mu naprawdę źle. Chciał do niej biec, powiedzieć, że jej wybacza, że ją kocha… Ale nie potrafił tego zrobić, ta rana wciąż była zbyt świeża…

*Chodzi tu o to, że Ginny kochała się w Harrym, ale on nigdy nie odwzajemniał tego uczucia.

*
Hej :D
Jak wakacje? Dobra, nie odpowiadajcie :p I tak wiem, że świetnie ;) U mnie spokojniej niż zwykle, bo w sumie nie wyjeżdżam, ale jest fajnie :D
Ech… Ten rozdział naprawdę wzbudza we mnie obawy i duże wątpliwości i boję się, że gdzieś się w tym wszystkim poplączę :( No ale jest i, uwierzcie, podchodziłam do niego kilka razy, a to jest ostateczna wersja. Lepiej nie będzie :p
Na pewno mówiłam Wam kiedyś, że nienawidzę Walentynek :p I choć do lutego daleko, to i tak przez ten rozdział musiałam o nich dużo myśleć- zdecydowanie za dużo! Ale jakby cały świat mnie wspierał: albo natrafiłam w TV na jakiś serial- odcinek Walentynkowy, albo szukając czegoś w internecie, natknęłam się na temat walentynek itp., chyba to mi w jakiś sposób pomogło.
Dlaczego tak nie znoszę tego święta? Po pierwsze (co zawarłam w rozdziale), czemu musi być specjalny dzień, żeby zrobić dla siebie coś miłego, żeby chłopak dał dziewczynie kwiatka/czekoladki, żeby powiedzieć, że lubi się kogoś trochę bardziej?
Po drugie, nienawidzę tej nagonki- wszędzie czerwień, serca... Bardzo mnie to wkurza ten cały „przemysł Walentynkowy”.
No dobra, już nie psioczę :p Ale mam coś jeszcze:
All of me Pewnie znacie, ostatnimi czasy bardzo popularne, non-stop leci w radio. To jest piosenka, która stała się bliska mojemu sercu w ciągu ostatnich 2 miesięcy. Osobiście nie przepadam za oryginałem (mam swój ulubiony cover), ale wsłuchajcie się w tekst... Aż chciałabym, żeby Ron mógł skierować te słowa do Hermiony (ew na odwrót :p) <3 *.*
Lego House (Ostatnio mam fazę na Eda Sheerana) No to musicie znać :p Teledysk jest moim zdaniem trochę schizowy, ale Rupert!!! <3 <3 <3
Dobra, chyba skończyłam swój wywód :p
Czekam na Wasze opinie :)
Pozdrawiam :*

Obserwatorzy