sobota, 15 lutego 2014

23. Całkowite zaćmienie serca

              „Czy to był sen?” to była pierwsza myśl Hermiony po obudzeniu się. Było chyba południe, ale ona poszła późno spać, no i miała dość dużo wrażeń. „Czy ja do reszty zgłupiałam?!” to była jej druga myśl. Poprzedniego wieczoru, poszła na bal z chłopakiem, który chciał się do niej dobrać, co gorsza- pozwoliła mu na to. Gdyby nie Roger, mogłoby stać się coś złego. No właśnie, Roger! „My się pocałowaliśmy!” To było niewiarygodne! Przecież byli tylko przyjaciółmi… to znaczy, mieli być… no, jak widać wyszło trochę inaczej.
                Była  oszołomiona. Wstała z łóżka i zachwiała się na nogach. „Czy ja wczoraj coś piłam?”. Nie wiedziała kompletnie, co myśleć. Starannie przypominała sobie każdą chwilę tej nocy i napawało ją to coraz większym przerażeniem. Zachowywała się jak nie ona! Poza tym, Ron i Roger się o nią pobili! „Czy to jest jakiś idiotyczny film romantyczny?!”
                Poszła do łazienki. Dziękowała losowi, że Lavender i Parvati wstały wcześniej niż ona i nie było ich już w dormitorium. Jeszcze tylko tego brakowało, żeby musiała się tłumaczyć tej tlenionej małpie, że Ron się pobił z innym chłopakiem o nią. Choć nie, to nie był jej problem, niech ten durny Weasley sam się w to bawi, ją to nic nie obchodziło, no dobra, może trochę…
                Nie sądziła, że kiedykolwiek będzie świadkiem takiej sytuacji. To było jakieś chore! „Ale to, że się o mnie bił, to znaczy, że może mnie jeszcze kocha…” pojawił się jakiś głupi głosik nadziei w jej głowie. „Nie!” odpowiedział mu rozsądek. Nie wiedziała, co kierowało wczoraj Ronem, ale nie była to miłość, raczej zraniona duma i honor. „Co ten pajac sobie myśli?! On może się lizać z pierwszą lepszą dziewczyną, a ja nie mogę wrócić z przyjacielem do Pokoju Wspólnego?” strasznie ją to wszystko zdenerwowało, z tym, że był jeden problem…
                Roger już nie  był TYLKO przyjacielem. Do cholery jasnej, pocałowała go! Przyjaciele niewątpliwie tak nie robią! Ale nie miała wyrzutów sumienia, wręcz przeciwnie, cieszyła się. Wilde był jej naprawdę bliski, może zawsze czuła do niego tak zwane „coś więcej”, tylko nie chciała się do tego przyznać, zwłaszcza, kiedy spotykała się jeszcze z Ronem.
                Z tym, dosyć optymistycznym podejściem, zeszła na dół, mając na dzieję na spotkanie ze swoim nowym chłopakiem.
*
-Ron, obudź się!
                Rudzielec uchylił powieki. Ktoś brutalnie rozsunął kotary jego łóżka, pozwalając, żeby promienie słońca wyrwały go z błogiego snu. Czuł, że wszystko go boli. Każdy najmniejszy ruch przysparzał mu cierpienia. Nie miał siły wstać, ale postać, której jeszcze nie zidentyfikował, stojąca nad nim, nie sprawiała wrażenia najcierpliwszej. Podniósł się do pozycji siedzącej i syknął przy tym z bólu. Otworzył szczerzej oczy i rozpoznał, że przed nim znajduje się Ginny, a gdzieś za nią krząta się Harry. Ten obrazek tak go zdziwił, że postanowił szybko wstać i był to błąd, gdyż momentalnie zakręciło mu się w głowie, nogi odmówiły mu posłuszeństwa i o mało by nie upadł, gdyby siostra go nie przytrzymała.
-Przestań się wygłupiać i siadaj na miejsce!- warknęła.
                Była bardzo zła, ale też zmartwiona. Ron nie wyglądał dobrze. Miał podbite oko, tak, że cały jego policzek zrobił się fioletowy. Na jego czole widać było kilka ran, które nie zostały opatrzone, więc na całej skroni była zaschnięta krew. Oprócz tego miał miliony siniaków na rękach i nogach, dziewczyna podejrzewała, że również na plecach i na piersi. Oczywiście miał jeszcze gdzieniegdzie porozcinaną skórę na dłoniach czy przedramieniu, ale to raczej nie było groźne.
-Trzymaj- powiedział Harry, dając mu butelkę piwa kremowego.
-Dzięki.
- Jak się czujesz?
                Weasley wypił płyn jednym duszkiem. Było trochę lepiej, no ale wciąż go wszystko bolało, a najbardziej głowa. „Czy ja mam kaca?” pomyślał, nie mogąc sobie przypomnieć, co takiego się wydarzyło poprzedniego wieczoru. „No ale chyba aż tak bym się nie upił… chyba…”
-Czy ja wczoraj coś piłem?
                Ginny i Harry wymienili zdziwione spojrzenia. Chłopak wydawał im się kompletnie wytrącony z rzeczywistości, zagubiony. Może jednak coś było nie tak, skoro nie pamiętał, albo przynajmniej sprawiał takie wrażenie, co się wydarzyło.
-Z tego co wiem, to nie- powiedziała mu Ginny, podając lusterko.
                Ron na początku popatrzył ze zdziwieniem na siostrę, ale kiedy zobaczył swoje odbicie, myślał, że się przewróci. Wyglądał koszmarnie! I wtedy właśnie dotarło do niego, co zrobił poprzedniego wieczoru. Zacisnął pięści i ponownie wstał, ale z racji tego, że nie bardzo mu to wyszło, jego towarzysze popchnęli go delikatnie, żeby usiadł. Chłopak był wściekły.
-Muszę dorwać Wilde’a!
-Ron uspokój się- odparła rudowłosa- To ci w żaden sposób nie pomoże. Musimy sprawdzić czy nic ci nie jest. Idź najpierw się opłucz, a potem opatrzę ci te wszystkie rany.
                Chłopak niechętnie skinął głową i poszedł do łazienki, natomiast jego siostra usiadła zdołowana na jego łóżku. No to już chyba była przesada! Wzięła głęboki oddech, też nie spała najlepiej tej nocy, wiedząc o tej całej aferze. Najbardziej jej  było żal Hermiony, która musiała to bardzo przeżywać.
-Gin, wszystko dobrze?- spytał z troską Harry.
                „Do cholery, czy on musi być taki uroczy?!”. No właśnie, oprócz jakiejś dziwnej sytuacji między jej bratem, a najlepszą przyjaciółką, rudowłosa miała własne problemy. Tak bardzo ją to wkurzało, ale i tak prędzej czy później musiała przyznać się sama przed sobą, że coraz bardziej zakochuje się w Harrym, a przecież spotykała się z Deanem!
-Nie, Harry, nic nie jest dobrze. Wszystko się wali!
-Ale przecież nie możesz aż tak się przejmować tym ich związkiem…
                Ginny przełknęła ślinę, przecież nie mogła mu powiedzieć, o co naprawdę chodzi. Ostatnio bardzo się do siebie zbliżyli, ale może on ją traktował tylko jako przyjaciółkę, może nie odwzajemniał jej uczuć, choć gdzieś w jej sercu pozostawała nadzieję, że jest prawdopodobieństwo, że on też ją kocha…
                Chłopak usiadł obok niej i wpatrywał się w jej profil, ale ona nie odrywała wzroku od swoich kolan. Coś był wyraźnie nie tak, a on miał zamiar się dowiedzieć co.
-To nie chodzi tylko o Rona i Hermionę, prawda?
-Oczywiście, Harry! Zależy mi na nich i na ich związku, ale istnieje świat poza nimi, np.: Voldemort…
-Proszę, nie mów o tym…- jęknął Potter.
-Przepraszam- Ginny zarumieniła się delikatnie- Wiem, że ciebie to męczy jeszcze bardziej.
                Teraz ich spojrzenia się spotkały. Były smutne, zbolałe, ale wyrażały też pożądanie. Oboje pragnęli, potrzebowali bliskości drugiej osoby, a jednak jakoś nie mogli tego dostać.
-W każdym razie…- zaczął Harry- Chyba jest coś jeszcze?
-No… tak- stwierdziła w końcu- Chodzi o Deana.
-Czy on ci coś zrobił?!- Harry był gotowy iść i go pobić.
-Nie, nie, spokojnie. Kiedyś o tym rozmawialiśmy, pamiętasz? Ja go uwielbiam, ale między nami ostatnio się psuje, a ja nie potrafię powiedzieć mu, że to koniec.
-Powinnaś być z nim szczera, Gin, bo…- niedane było mu skończyć.
-Wszystko w porządku?- spytał Ron.
                Stał w drzwiach do łazienki. Jego twarz wyglądała trochę lepiej po zmyciu zaschniętej krwi, ale wciąż nie było dobrze. Poza tym, nie miał na sobie koszulki, a jego klatka była praktycznie cała fioletowo-zielona od siniaków, a przez środek biegła niezbyt głęboka, ale długa rana, z której delikatnie sączyła się krew.
                Rudowłosa westchnęła z rozpaczy, wzięła środki dezynfekujące i poszła opatrzyć brata, a asystował jej przy tym czarnowłosy.
*
                Hermiona próbowała doprowadzić się do porządku, ale średnio jej to wyszło. Przez całą noc nie spała, ale dużo płakała i trudno było to zatuszować. Zrobiła to, co mogła i, cały czas ziewając, zeszła do Pokoju Głównego. Była bardzo ciekawa czy już cały Gryffindor wiedział o tym wczorajszym incydencie. Na szczęście w salonie było dosłownie kilka osób, które nie zainteresowały się zbytnio jej osobą, co wskazywało na to, że nic nie wiedzą. Dziewczyna popatrzyła na zegarek. Było sporo po 12, zbliżała się pora obiadu.
                Zastanawiała się co się dzieje z Rogerem. Może już dawno wstał i teraz gdzieś krążył po zamku… Ciągle miała wyrzuty sumienia, że nie zaprowadziła go do pani Pomfrey, ale wtedy zarówno on, jak i Ron dostaliby szlaban za bójkę. Postanowiła w końcu chwilę jeszcze posiedzieć w Pokoju, a nuż Wilde przyjdzie.
                Bardzo chciała z nim porozmawiać, ale nie wiedziała jak. W sumie niewiele pamiętała od momentu, kiedy zaczęli się całować. Ile to dla niego znaczyło? I ważniejsze, ile to znaczyło dla niej? Było naprawdę fajnie i czuła, że Rogerowi bardzo na niej zależy, ale czy to powód, żeby zacząć się spotykać?
                Złapała się za głowę, kiedy dotarło do niej, co tak naprawdę zrobiła. Całowała się poprzedniej nocy z dwoma chłopakami i tak naprawdę z żadnym nie miała zamiaru się związać! Co się z nią stało?! Kiedyś pocałunek znaczył dla niej o wiele, wiele więcej. W wakacje modliła się o to, aby Ron ją pocałował, a kiedy wreszcie to zrobili, to wiedziała, że jest to początek jakiejś innej, wspaniałej relacji. Teraz nie czuła nic takiego, jedynie żal, niedowierzanie i olbrzymi wstyd, że stała się tak łatwą zdobyczą.
                Z drugiej strony, Roger był dla niej taki kochany. Dbał o nią, troszczył się. Naprawdę chciała go mieć blisko przy sobie. Wiedziała, że nie może go stracić, ale czy to był powód, żeby zacząć z nim chodzić? No ale, jeśli nie zaczną się spotykać, ich przyjaźń może się rozpaść. Przecież go kochała, więc w czym tkwił problem?  Zależało jej na nim, więc czemu by nie spróbować? Może to właśnie była miłość jej życia, tylko jeszcze o tym nie wiedziała?
                To było aż niewyobrażalne- Roger miłością jej życia. Jeszcze niedawno myślała, że jest nią Ron, tyle razy mówił, że ją kocha, a ona mu wierzyła, ba, odwzajemniała te uczucia. A ich relacja była budowana przez ponad 5 lat, przez 5 lat się w nim kochała, przez 5 lat ją odtrącał, przez 5 lat jej pomagał, ale również przez te 5 lat wyrządził jej bardzo dużo bólu… Wilde by jej nie skrzywdził. Był na to zbyt kochany, zbyt honorowy. Bardzo się nią opiekował, co było słodkie. Ale fakt, że znali się niecałe pół roku… Czy przez tak krótki czas można się zakochać? 
-Cześć.
                Ocknęła się. Przed nią stał Roger. Wyglądał jak zwykle, no może z wyjątkiem opatrunku na brwi i wielkiej śliwy pod okiem. Co dziwne, w połączeniu z jego srebrzystymi oczami i szelmowskim uśmiechem wyglądało to całkiem nieźle. Był wyraźnie zadowolony. Nie przejął się, że na jego widok ta garstka osób, będąca teraz w pokoju wspólnym zaczęła ze strachem szeptać o jego wyglądzie. W tym momencie był chyba najszczęśliwszym chłopakiem na świecie.
-Cześć- odparła trochę nieśmiało.
                Stali n przeciwko siebie, cały czas milcząc, on, uśmiechnięty od ucha do ucha, ona, zarumieniona i speszona. Po chwili, Hermiona wspięła się na palce i cmoknęła Rogera w policzek. Jednak nie odsunęła się od niego, zastygając w tej pozycji, czuła, że jej ciało odmawia posłuszeństwa.
Chłopak długo nie czekał. Objął ją w talii. Z trudem przełykała ślinę. Czuła, jak przez jej ciało przechodzą dreszcze. Potem złożył długi pocałunek na jej ustach. Nie mogła ustać, jej kolana stały się jak z waty, a jednak to nie było to samo co z Ronem. Owszem, było miło, a ona reagowała bardzo emocjonalnie na tą bliskość, ale to był tylko pocałunek, jeden z wielu.
-Idziemy na obiad?- zagadnął z uśmiechem, kiedy się od siebie odsunęli.
-Jasne- pisnęła, z tego zdenerwowania nie mogła powiedzieć nic więcej.
                Wyszli z wieży Gryffindoru i ruszyli w stronę Wielkie Sali, a wszyscy się za nimi oglądali, bo to jednak niecodzienny widok, żeby Hermiona Granger i Roger Wilde prowadzali się po zamku za rękę.
*
-Głowa mnie boli- jęknął Ron.
                Razem z Harrym i Ginny schodzili do Pokoju Wspólnego. Wszyscy byli wykończeni tą nocą i porankiem, no ale nie mogli zmarnować całego dnia.
-Przestań narzekać- warknęła na niego siostra.
-A ciekawe co ty być zrobiła na moim miejscu?- odgryzł się rudzielec.
-Na pewno nie rzuciłabym się na Rogera! Sam jesteś sobie winien!
-Dosyć!- wtrącił się Harry, widząc, że jego przyjaciel chce coś odpowiedzieć- Żadne z nas nie jest w najlepszym humorze, dlatego chodźmy do Wielkiej Sali i w spokoju zjedzmy śniadanie, czy tam obiad…
                Znaleźli się w praktycznie pustym salonie. Kilka osób siedziało po bokach i rozmawiało lub odrabiało lekcje. Wszystkie spojrzenia spoczęły na Ronie, kiedy pojawił się w pomieszczeniu, natomiast on obdarzał wszystkich wrogimi minami, tak więc chwilę później wszyscy powrócili do swoich poprzednich zajęć.
-Uspokój się, dobra?- syknęła Gin, kiedy byli już na korytarzu.
-O co ci chodzi?!
-O to, że to nie ich wina, że pobiłeś się z Rogerem!
-Ale muszą się na mnie tak gapić?
-Tak, bo…
-Czy możecie się wreszcie uspokoić?!- krzyknął Harry.
                Oboje zamilkli i dalej wszyscy szli w ciszy. Rudzielec cały czas miał spuszczoną głowę i był tak zamyślony, że nie zauważał niczego, co działo się wokół. Natomiast Potter co i ras zerkał na dziewczynę. Szła szybki, pewnym krokiem z wysoko uniesioną brodą. Było widać, że jest wściekła z powodu brata, ale też można było dostrzec smutek i zmęczenie. Ona też bardzo przejmowała się całą tą sytuacją z Ronem i Hermioną, ale również Deanem.
                Doszli do Wielkiej Sali, gdzie uczniów było dosyć mało, bo zwarzywszy na porę dnia, wszyscy bawili się w świeżym śniegu a dworze. Przez pomieszczenie przewijała się zaledwie garstka osób. Ron czuł, że jego żołądek skurczył się do wielkości orzeszka i że gdy cokolwiek zje, od razu to zwróci. Niemniej Harry i Ginny siłą ciągnęli go na śniadanie.
                Wtedy zobaczył coś, co zdecydowanie nie zwiększyło mu apetytu. Przy stole Gryfonów, w miejscu, gdzie na ogół siadał z Harrym i Hermioną, znajdowała się właśnie brązowowłosa, ale  towarzystwie tego debila, Wilde’a. Co więcej, śmiali się, rozmawiali, a ten cham miał czelność pocałować ją na jego oczach. Najbardziej bolało go to, że Hermiona już nie cierpiała z powodu rozstania, zapomniała o nim, była… szczęśliwa. Poczuł, jakby ktoś mu wbił sztylet w serce i zaczął go obracać. To było nie do zniesienia!
                Prawie ze łzami w oczach, odwrócił się i wyszedł z jadalni. Czuł, że zaraz mu pęknie serce.
-Ron, do cholery!- zawołała za nim Ginny.
                Na ten krzyk brązowowłosa i jej towarzysz odwrócili się w kierunku drzwi. Granger poczuła niesłychane wyrzuty sumienia i ukłucie bólu, jakiego nigdy do tej pory nie czuła. Coś w tej postaci, będącej do niej tyłem, w tych ognistorudych włosach sprawiało, że wiedziała, że właśnie najdotkliwiej jak to możliwe skrzywdziła osobę, na której jej najbardziej w życiu zależało…
*
                Ron wszedł, a właściwie wpadł do swojego dormitorium. Był wściekły, miał ochotę rzucić się na Wilde’a i wydrapać mu oczy. Przewrócił krzesło, które stało obok. Potem złapał pierwszą lepszą rzecz, w tym wypadku podręcznik do transmutacji, i rzucił nią o ścianę, potem kolejną i jeszcze jedną… To jednak nie poprawiało mu humoru, wręcz przeciwnie, coraz bardziej się nakręcał. Podszedł do ściany, na której wisiało lustro. Zobaczył swoje nędzne, posiniaczone odbicie, a złość w nim jeszcze bardziej wzrosła. To przez tego idiotę!
                Walnął pięścią w lustro. Szkło pękło na samym środku i poleciało z niego kila odłamków, a jeden rozciął Ronowi w dłoń. Rudzielec, przeklinając swoją własną głupotę, machnął różdżką, a jego rana zaczęła bardzo piec i boleć, ale wiedział, że zaraz skóra się zrośnie. Ta sytuacja go trochę otrzeźwiła.
                Co się z nim działo? Ostatnio nie umiał nad sobą zapanować. Zawsze był bardzo emocjonalny, ale teraz to przekraczało jego wszelkie wyobrażenia. Nawet jego dziwił fakt, że aż tak się tym denerwował. Po tym, jak pocałował Lavender, powinien umieć traktować Hermionę z dystansem, tymczasem, jak tylko ją widział, czuł, że jego serce zaczyna wyczyniać jakieś dziwne akrobacje. Nie potrafił patrzeć na nią bez żadnego uczucia. Fakt, że byli razem z Wildem na stołówce, że zachowywali się w TEN sposób, świadczył o tym, że byli parą, a co idzie za tym… Hermiona… Trudno było w to uwierzyć, ale… Ale ona wyrzuciła go ze swojego życia.
-Stary, co ty wyprawiasz?
                W drzwiach sypialni stanął Potter i sceptycznie rozejrzał się po zdemolowanym pokoju. To już była gruba przesada! Musieli się w końcu z Hermioną pogodzić, bo prędzej czy później któreś z nich zrobi coś naprawdę głupiego, czego może żałować do końca życia.
-Ron!- Harry popatrzył na kolegę, który w ogóle nie reagował na jego słowa- Coś do ciebie powiedziałem!
-Wiem-warknął rudzielec.
-To może byś odpowiedział!
                Przez chwilę mierzyli się groźnymi spojrzeniami. W każdej chwili w ich rękach mogłyby pojawić się różdżki. W końcu Weasley spuścił wzrok i usiadł na swoim łóżku. Zakrył twarz dłońmi chcąc się uspokoić. Czarnowłosy natomiast stał i z nieukrywanym przerażeniem przyglądał się kumplowi. Kompletnie nie wiedział, co powinien zrobić, a miał wrażenie, że Ron może się w każdej chwili rozpłakać.
-Posłuchaj mnie, nie możesz…
-Czego znowu nie mogę?! Złościć się, demolować dormitorium?!
-To też- syknął Potter przez zaciśnięte zęby- Ale miałem na myśli to, że nie możesz…
-Wiesz co, zaczyna mnie wkurzać to, że co chwila czegoś mi zakazujesz! Nie możesz mną rządzić!
-Posłuchaj siebie przez chwilę!- Harry poczuł, jak zalewa go krew- Jak ty się zachowujesz?! Ile ty masz lat?! W jaki sposób chcesz cokolwiek naprawić, rozwalając nasz pokój?! Jak myślisz, Hermiona będzie chciała być z kimś niestabilnym emocjonalnie?! Pomyśl przez chwilę, a potem dopiero przejdź do czynów! Bo na razie zachowujesz się jak skończony idiota!
                Rudzielec nie odpowiadał. Jego twarz stała się jeszcze bardziej purpurowa, o ile to możliwe. Miał ochotę rzucić się na niego z pięściami. „Stop!” powiedział sam sobie. Dotarło do niego, że Harry ma rację. Co się z nim działo, że był w stanie bić się z najlepszym kumplem? Niemniej, jego słowa bardzo bolały, wiedział, że nie może na niego liczyć, a to go bardzo raziło.
-Zawsze stajesz po jej stronie…- powiedział bardziej do siebie, niż do Pottera.
                Zanim czarnowłosy zdążył cokolwiek odpowiedzieć, rudzielec wyminął go i opuścił, wciąż zrujnowane, dormitorium. Harry westchnął z rezygnacją. Nie chciał, żeby to tak wyszło, pragnął z nim po prostu pogadać, ale ostatnio w ogóle im to nie szło. Zły na samego siebie zaczął sprzątać sypialnię.
*
                Brązowowłosa chciała znaleźć miejsce, gdzie absolutnie nikt nie będzie jej przeszkadzał. Nie chciała towarzystwa Harry’ego, Ginny czy Rogera, musiała być sama, przemyśleć kilka spraw. W końcu udała się do biblioteki. Zapach starych ksiąg ją odprężał. Nie było tam wielu uczniów, w końcu była sobota. Usiadła między regałami, w jednym z najdalszych zakątków pomieszczenia. Westchnęła głęboko.
                Miała wrażenie, że cała ta sytuacja to sen, bardzo pragnęła, żeby to był TYLKO sen… Ciągle tkwiła jej przed oczami zrozpaczona mina Rona. Poczuła się strasznie, tak źle, że nie umiała tego opisać. Tak jakby dźgnęła jakąś jego cząstkę nożem… Może to najgłupsze wyjaśnienie tej sytuacji, ale jedyne, jakie jej przychodziło do głowy. Bo wtedy, gdy zraniła jego, skrzywdziła również siebie. Nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć. Jej rozum podpowiadał, że w rzeczywistości nic złego nie zrobiła, ale serce łkało, żeby wróciła do Rona. Nienawidziła tego „rozdwojenia”! Drażniło ją to wszystko! Chciała cofnąć czas, do wakacji, kiedy wszystko było proste, kiedy wiedziała, że Ron jest tylko jej, kiedy była pewna jego miłości, no i swoich uczuć do niego… Cierpiała z powodu ich rozstania, ale z drugiej strony nie potrafiła zapomnieć tego, co jej zrobił. Nie wiedziała, czy wciąż go kocha…
                Poczuła czyjąś obecność obok. Nie podniosła wzroku. Chciała dać intruzowi do zrozumienia, że nie chce towarzystwa. Osoba była jednak uparta i usiadła koło niej. Hermiona westchnęła z rezygnacją i odwróciła głowę w stronę przybysza. Obok niej siedział Roger wpatrujący się w regał przed nimi. Delikatnie się uśmiechał. Dobry humor nie opuszczał go od poprzedniego wieczora. Jego włosy były poczochrane, co tylko dodawało mu uroku. Miał na sobie czarny podkoszulek, który uwydatniał jego mięśnie. Dziewczyna przełknęła głośno ślinę. Wyglądał niezwykle atrakcyjnie. Poza tym, przez jego rozmarzony wzrok i niewinny wyraz twarzy, nie umiała się nie uśmiechnąć.
                Po kilku sekundach chłopak też odwrócił się do brązowowłosej. Wiedział, że coś ją dręczy, co gorsza, miał pewne przypuszczenia o co chodziło. Niemniej, patrząc na nią, na jej brązowe loki, czekoladowe oczy i te niesamowicie seksowne, pełne usta, nie umiał się skupić. Ciągle tylko szczerzył się od ucha do ucha, przez co ona zachichotała. W końcu się opanował i zapytał, tak głębokim głosem, że zadrżała:
-Co się dzieje?
-Nic.
-Myślałem, że możemy sobie powiedzieć o wszystkim.
-Bo tak jestem. Ale na razie muszę przemyśleć kilka spraw.
                Chłopak spochmurniał. To znaczyło tylko dwie rzeczy, po pierwsze, że nie zaufała mu do końca, a po drugie, że ciągle kochała tego debila. Nie potrafił zrozumieć, czemu wciąż coś do niego czuła?! Przecież skrzywdził ją i zrobił to celowo! Takich rzeczy się nie wybacza…
                Hermiona widziała, jak Rogerowi robi się przykro, przez co jej serce również ścisnęło się z bólu. Mimo iż nie była pewna swoich uczuć do niego, to nie chciała, żeby cierpiał, w dodatku przez nią. Dotknęła jego policzka. Kiedy odwrócił się, uśmiechnęła się słodko, na co odpowiedział tym samym. Rozbrajała go! Nie umiał przy niej normalnie funkcjonować. Dziewczyna lekko musnęła go w usta. Jego oczy zabłysły pożądaniem. Ujął jej twarz w dłonie i pocałował tak namiętnie, że straciła oddech. Było niesamowicie zmysłowo, ale jednak… To nie było to samo, co z Ronem! Nienawidziła siebie za to, że przy każdym zbliżeniu z Rogerem, porównywała go z Weasleyem., ale nie panowała nad tym, takie myśli nachodziły ją same z siebie. Czuła, że gdy byli parą, to było coś niesamowitego, niezastąpionego…
                Chłopak odsunął się od niej. Teraz stykali się czołami, nerwowo łapiąc powietrze. Oboje byli trochę przymuleni. Hermiona wciąż myślała o rudzielcu, za co sama siebie wyklinała, natomiast Wilde napawał się jej obecnością. Była dla niego jak narkotyk. Wdychał zapach jej słodkich perfum, przez co odpływał.
-Powiesz mi teraz co się stało?- spytał rozmarzonym głosem.
-Nic się nie stało!- odparła pogodnie, choć w jej głosie można było wyczuć nutkę zawahania.
                Roger uśmiechnął się szeroko. Zaczął się bawić kosmykami jej włosów, na co się zaśmiała. Musnął ustami jej szyję. Zadrżała. A jednak nie czuła tego prądu, jaki pojawiał się przy pocałunkach z… „Zamknij się!” warknęła w myślach na cieniutki, roztrzęsiony głosik w swojej głowie, który ciągle przypominał jej o Weasleyu. Przestała zwracać uwagę na to, co robi jej chłopak. Dopiero kiedy Wilde wstał i z uśmiechem podał jej rękę, ocknęła się.
-Chodźmy stąd.
                Rzuciła mu smuty uśmiech, ale on nie wyczuł, że coś było nie tak. Chwyciła jego dłoń i razem opuścili bibliotekę.
*
-Harry, co się stało?
                Ginny weszła do dormitorium chłopców w momencie, gdy Potter kończył sprzątać pokój. Był zmęczony tą całą sytuacją. Nie miał ochoty jej tego wszystkiego opowiadać, bardzo by się tym zmartwiła. Potrzebował chwili, żeby skupić myśli, a dziewczyna skutecznie mu to uniemożliwiała. Jej spojrzenie przewiercało go na wylot i wiedział, że bardzo trudno będzie mu cokolwiek zrobić w jej obecności.
-Nic- odparł, trochę drżącym głosem.
-Ach tak? Bo widzisz, mijałam na korytarzu wściekłego Rona… Pomyślałam, że coś może o tym wiesz.
                To go zdenerwowało. Dlaczego fakt, że jej durny brat był zły, co nie było ostatnio czymś nadzwyczajnym, musiał wynikać z winy Harry’ego? Poza tym wkurzyło go, że nigdy nie przychodzi, żeby pogadać z nim, żeby dowiedzieć się, co się u niego dzieje, zawsze musi chodzić o Rona i Hermionę.
-Twój kochany braciszek zwariował.
-Harry!- krzyknęła z oburzeniem- Dlaczego tak go traktujesz? Przecież się przyjaźnicie…
-Mam tego dosyć, Gin!- warknął, ciskając książkę, którą właśnie podniósł z podłogi, o łóżko- Ciągle tylko Ron, Hermiona, Ron, Hermiona… Ja na serio mam własne problemy!
-Wyobraź sobie, że ja też! A jednak mi na nich zależy i chcę im pomóc !
-Nie widzisz, że oni nie chcą tej pomocy?!
-Jesteś zarozumiałym hipokrytą!- wrzasnęła tak głośno, że Harry poczuł, jak jej słowa dzwonią mu w uszach- Tyle razem przeszliście, tyle razy uratowali ci tyłek… Chyba nie potrafisz tego docenić. Jesteś im coś winien!
-Możesz mi powiedzieć prosto w twarz, że jestem do dupy i że nic bym bez nich nie osiągnął!
-Właśnie to zrobiłam, jakbyś nie zauważył!
                Pottera zatkało, a i ją samą zdziwiły te słowa. W rzeczywistości tak nie uważała, to znaczy sądziła, że wiele zawdzięczał Ronowi i Hermionie, ale znała jego wartość. Niemniej była zbyt dumna, żeby go teraz przepraszać, z resztą chciała, żeby zrozumiał, że do ich OBOWIĄZKÓW należy pomoc przyjaciołom.
                Odwróciła się na pięcie i opuściła pomieszczenie, zataczając wokół koło swoimi rudo-złotymi włosami i zostawiając wściekłego Pottera samego sobie.
*
                Rudzielec siedział w Pokoju Wspólnym. Dochodziła północ. Zaczynał się denerwować tym czekaniem. Stwierdził, że w sumie głupio postąpił. Zaplątał się tylko jeszcze bardziej w tą porąbaną sytuację. Z drugiej strony, musiał się jakoś od tego oderwać, choć wybrał chyba najgorszy i najbardziej okrutny sposób.
                Wtedy ją zobaczył. Schodziła dumnie po schodach. Miała na sobie krótką, obcisłą granatową sukienkę. Jej jasne włosy były upięte w ciasny kok. Przełknął głośno ślinę. Chciał stamtąd uciec, ale to byłoby wyjątkowo tchórzliwe. Stanęła przed nim, unosząc wysoko brodę, widać było, że jest obrażona i w sumie mogłoby tak zostać…
-Dostałam twoją wiadomość- rzekła sucho.
-Eee… to dobrze…- odparł, nerwowo pocierając kark- Słuchaj, chciałbym cię przeprosić.
                Nie musiał nic więcej mówić. Wyraz twarzy Lavender zmienił się w jednej chwili. Szeroko się do niego uśmiechnęła, po czym rzuciła się mu na szyję. „To aż tak łatwe?” zdziwił się w duchu.
-Nic nie szkodzi, Mon-Ron!- pisnęła swoim zwykłym głosikiem.
                A potem pocałowała go, a właściwie wpiła się w jego usta. Wiedział, że teraz jest już jego. Dowartościowało go to i był pewien, że Hermiona nie będzie zadowolona, kiedy ich jutro razem zobaczy, ale jakoś nie napawało go to radością, wręcz przeciwnie, czuł się coraz gorzej. Niemniej, chciał, żeby wrócili z Brown do siebie i udało mu się to. Dziewczyna odsunęła się od niego wciąż się szczerząc, na co odpowiedział jej trochę wymuszonym uśmiechem, po czym rzekł, starając się, by jego głos brzmiał kusząco:
-Chodźmy stąd.
                W oczach Lavender pojawił się błysk- nie wiedział czy to dobrze, czy źle. Chwycił ją za rękę i razem opuścili pokój, niemniej w sercu Rona pojawił się niepokój.
*
Hej, kochani! :D
Trochę mnie nie było, przepraszam :( Pisałam Wam czemu zajęło to tyle czasu, szkoła, brak weny itd. Myślę, że wszyscy doskonale to znamy. Dochodzi jeszcze przeprowadzka i chora noga i w tym momencie jeden dzień mija, jakby trwał  sekundę…. No dobra, ale teraz zaczęły mi się ferie i mam pomysł na kolejny rozdział, więc, miejmy nadzieję, będzie lepiej :D
Co do rozdziału: jest trochę dziwny. Nie mam jednoznacznej opinii. Wiem, że może być trochę nużący, niemniej jest dość emocjonalny, co może trochę rozkręca akcję. No nie wiem… Pozostawiam go Wam do oceny ;)
Tytuł jest inny niż zwykle. To tytuł piosenki Bonnie Tyler „Total eclipse of the heart”, może ktoś z Was ją zna? Na pozór nie ma nic wspólnego z tą notką, ale można się doszukać głębszego połączenia ;) (Mam ostatnio za dużo jakiś dziwnych rozkmin :p)
Tym, co, tak jak ja, zaczynają ferie, życzę udanego wypoczynku, a pozostałym, no cóż… Powodzenia w szkole, spróbujcie przeżyć :p
Buziaki :*

Angie13

Obserwatorzy