czwartek, 25 grudnia 2014

30. Równoległa rzeczywistość

-Kto chciałby go otruć?
-Myślę, że to nie on był celem…

-Hermiono, ja już nie wiem, co mogę tu napisać…
                Rudowłosy trzynastolatek siedział załamany nad zwojem pergaminu. Przeczesał nerwowo swoją czuprynę, nie mając pojęcia, co mógłby zrobić. Było ok. 3 w nocy i już wszyscy, nawet uczniowie przygotowujący się do egzaminów, zrezygnowali i poszli spać. Została tylko ich dwójka. Siedzieli przy stoliku w samym rogu pokoju, a jedyne światło pochodziło ze świeczki stojącej na blacie.
                Dziewczyna z burzą kasztanowych loków podniosła na niego wzrok. Miała podkrążone oczy i była bardzo blada. Od iluś dni tak wyglądał każdy ich wieczór i noc- siedzieli do późna ginąc w księgach i papierach dotyczących zasad obowiązujących na lekcjach w Hogwarcie, praw ucznia, praw nauczyciela, opisów zachowań hipogryfów, ochrony magicznych zwierząt i miliona wycinków z Proroka Codziennego na temat tego, ile może zdziałać Lucjusz Malfoy… Niestety ich poszukiwania na niewiele się zdały- wszystkie informacje, które wydobyli świadczyły na korzyść Draco Malfoya. Jeśli nie znajdą nic innego, to Dziobek zostanie skazany…
-Ron, wiesz, że musimy coś wymyślić!- powiedziała z taką determinacją w głosie, że Weasley poczuł, że muszą to zrobić.
                Popatrzył się na nią. Miała zaciętą minę, pełną skupienia. Strasznie mu się podobał ten upór, jak coś zaczynała, to kończyła i wszystko musiało się udać- zawsze. Uśmiechnął się lekko. Jeśli ktoś mógłby coś tu zdziałać, to tylko ona, a on cieszył się, że może choć trochę jej w tym pomóc. Niestety jego zmęczenie brało nad nim górę i z każdą minutą czuł się coraz bardziej śpiący i miał wrażenie, że tej nocy nie wymyśli już nic mądrego.
-Jest już po 3- jęknął, na co ona rzuciła mu wrogie spojrzenie- Wiesz, że siedzenie tu nic nie da, jeśli jesteśmy prawie nieżywi…
                Zignorowała go, wczytując się w jakąś gazetę. Widział, jak powoli opadają jej powieki, żeby potem ponownie się podnieść. Ledwo trzymała się w pionie. Nie mógł patrzeć na nią w takim stanie! Było mu jej strasznie żal, nie chciał, żeby się tym tak przejmowała. Nie wiedział do końca na czym to polega, ale nie potrafił na nią patrzeć, kiedy była smutna czy przemęczona, bo serce mu się wtedy kurczyło z żalu. Dlaczego? Nie miał pojęcia…
-Hermiono, dosyć na dziś- powiedział stanowczo, lecz ona ponownie puściła jego słowa mimo uszu- Hermiono, proszę cię… -spróbował ponownie, tym razem chwytając jej dłoń, spoczywającą na stole.
                Dziewczyna podniosła gwałtownie głowę i spojrzała na niego zszokowanym wzrokiem. Przez chwilę nie mógł przestać się patrzeć w jej duże, orzechowe oczy. Był zdziwiony, że wcześniej nie zwrócił na nie uwagi… Były takie duże, głębokie, zmysłowe… „Co?!” w jego głowie krzyknął jakiś głos. O czym on w ogóle myślał?!
Zawstydzony spuścił wzrok i poczerwieniał po same końcówki uszu, natomiast Hermiona zastygła w jednej pozycji, cały czas uparcie się w niego wpatrując. Nie miał pojęcia, co powinien zrobić. A jakby wszystkiego było mało, wciąż czuł w swojej ręce jej drobną dłoń i jakoś nie potrafił jej puścić. Mijały sekundy, minuty… Tykanie zegara stawało się coraz bardziej denerwujące, a cisza jaka panowała w pomieszczeniu była nie do zniesienia. Rudzielec nieśmiało podniósł głowę i popatrzył na przyjaciółkę, która również nie wiedziała jak się zachować. Uniósł delikatnie kąciki ust, na co ona też się uśmiechnęła, lecz po chwili spłonęła rumieńcem. Chłopak poczuł, że trochę się rozluźniła. Spojrzał na blat, na którym spoczywała jej ręka, a na niej, jego, ze dwa razy większa. Ta jej była taka mała, taka ciepła… Pogładził jej wierch kciukiem, a brązowowłosą przeszedł dreszcz. Ta chwila była dla nich dziwna- nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżyli, choć na pozór przecież nic się nie wydarzyło. Wydawało im się, że dzieje się coś bardzo ważnego, dobrego, ale i intymnego.
                I wtedy zegar wybił 4, a cały czar prysł. Odsunęli się od siebie gwałtownie, oboje bardzo speszeni, nierozumiejący, co się przed chwilą stało.

-Harry, co się właściwie wydarzyło?- odezwał się łamiący się dziewczęcy głos.
-To długa historia…- odpowiedział, łamiącym się głosem mężczyzna.

Wpadła do Pokoju Wspólnego. Jej włosy już nie były tak pięknie uczesane, a makijaż delikatnie się rozmazał. Poczuł na sobie jej wściekły wzrok. Podniósł głowę i odpowiedział jej równie miłym spojrzeniem. Był na nią tak bardzo zły! Dlaczego poszła na ten bal z Krumem?! Przecież on jest dla niej za stary, chodzi do innej, dosyć podejrzanej szkoły i jest przeciwnikiem Harry’ego w Turnieju Trójmagicznym! Co on niby ma w sobie takiego, żeby Hermiona chciała z nim pójść na bal? No dobra, jest najlepszym zawodnikiem quiditcha na świecie… Ale Hermiony przecież nigdy nie interesowali sportowcy, chociaż… W sumie nie był tego taki pewien, przyjaźniła się bardzo blisko z Harrym i wielokrotnie chodziły różne pogłoski, że to nie tylko przyjaźń. Ronowi ciężko było uwierzyć w to, że jego najlepsi przyjaciele mogliby… Ale tego wieczoru mogło się zdarzyć wszystko.
Jednak najbardziej nurtowało go jedno pytanie, które było zupełnie absurdalne i nie miał pojęcia dlaczego w ogóle pojawiło się w jego głowie- dlaczego on się nie podobał Hermionie? Lochart, Harry, Krum… Dlaczego nie on, Ron Weasley? Bo nie był przystojny, dobrze zbudowany, nie grał zawodowo w quiditcha, no i na pewno nie był Wybrańcem. Do tego dochodziła dość przeciętna inteligencja i bieda. No dobra, zrozumiał dlaczego brązowowłosa nie wybrała jego, ale musiał przyznać, że go to zabolało.
Tylko po co on się w ogóle nad tym zastanawiał?! Przecież to nie chodziło o to, żeby Hermiona się w nim zakochała czy coś, w ogóle to jakiś absurdalny pomysł, tylko o to, że poszła na Bal Bożonarodzeniowy z Wiktorem Krumem- w tym momencie, największym wrogiem Rona! To chyba już podchodziło pod brak lojalności…
Właśnie miał jej to powiedzieć, ale ona warknęła:
-Co się dzieje, Ron? Dlaczego tak bardzo zależało ci na tym, żeby zepsuć mi ten wieczór?!
-Chyba masz nieco za wysokie mniemanie o sobie- parsknął chłopak- Nie obchodzi mnie to, jak spędziłaś wieczór, ale to, z kim go spędziłaś. Jak w ogóle mogłaś coś takiego zrobić?!
-Ale co?! To takie straszne, że zgodziłam się, kiedy ktoś poprosił mnie o to, żebym poszła z nim na przyjęcie?!
-Tak! Bo trzeba wziąć pod uwagę to, kim ten ktoś był! A ciebie na bal zaprosił największy przeciwnik naszego przyjaciela!
-Przestań wygadywać głupoty, Ron!
-Hermiono, nie widzisz tego, że jemu chodzi tylko o to, żeby wygrać turniej?
-Już ci mówiłam, że nie zapytał się mnie ani razu o Harry’ego!
-To nieważne! On będzie wydobywał z ciebie informacje, a ty nawet się nie zorientujesz kiedy! To, co robisz jest po prostu nielojalne!
-Chcesz mi powiedzieć, że jestem głupia, bo zgodziłam się pójść z nim na bal?! Na Merlina, Ron, to tylko zabawa! On nie chce ode mnie żadnych informacji o Harrym, tylko chce mnie lepiej poznać, a to jest jednym z głównych celów turnieju! Poza tym, Harry’emu nie przeszkadza nasza znajomość.
-Jakaś ty naiwna! Tu chodzi TYLKO I WYŁĄCZNIE  o turniej, nie o ciebie!
                Brązowowłosa wyglądała, jakby właśnie dał jej w twarz. W jej oczach pojawiły się łzy, ale mina wyrażała wściekłość. Ron poczuł ukłucie w sercu, że doprowadził ją do takiego stanu, ale nie mógł tego odpuścić- „bratanie się z wrogiem” nie prowadziło do niczego dobrego.
-Wiesz co, Ron? Nie zawsze musi chodzić o turniej czy rywalizacje. To tylko bal! I wiem, że ciężko ci to pojąć, ale niektórzy chcą ze mną spędzać czas, bo po prosu mnie lubią. Ja też mogę się komuś spodobać!
-I to nawet nie jednemu… - palnął, zanim zdążył ugryźć się w język.
-Słucham?- spytała zszokowana.
                Chłopak pragnął zapaść się pod ziemię. Spuścił wzrok i poczuł, że robi się cały czerwony. Właśnie sam się pogrążył… Dał jej bardzo wyraźnie do zrozumienia, co do niej czuje i nie za bardzo wiedział, jak teraz z tego wybrnąć.
-Ale Krumowi nie chodzi o ciebie- powtórzył, próbując się ratować- Tylko o turniej! Kiedy to wreszcie pojmiesz.
-Turniej nie jest centrum świata, Ron! Powiem ci więcej, ważniejsze rzeczy dzieją się poza nim.
-W tym momencie jest! Gdyby nie turniej, nawet nie poznałabyś Kruma i nie byłoby z nim teraz tylu problemów!
                Hermiona parsknęła ze złości, wpatrując się w niego z pogardą. Poczuł się fatalnie. Miała go teraz za ostatniego śmiecia. Nie mógł tego tak zostawić.
-Po prostu nie podoba mi się to, że zaprzyjaźniasz się z WROGIEM naszego najlepszego przyjaciela- warknął.
-No więc jak ci się to nie podoba, to chyba wiesz, co powinieneś zrobić, nie?!- krzyknęła Hermiona, której część włosów już się wymknęła spod wytwornego koka.
-Tak?!- ryknął Ron- A niby co?
-Następnym razem, jak będzie bal , to mnie zaproś, zanim zrobi to ktoś inny, a nie traktuj mnie jak ostatnią deskę ratunku!
                Ron otworzył usta i zaczął bezgłośnie poruszać wargami jak złota rybka wyjęta z wody, a Hermiona odwróciła się na pięcie i zniknęła na schodach wiodących do sypialni dziewcząt.*
                Uderzyła w sedno. Chłopak czuł się zażenowany. Przede wszystkim swoją postawą i tym, co jej powiedział, ale też tym, że zorientowała się, o co naprawdę mu chodzi. Dlaczego w ogóle przeszkadzało mu to, że poszła na ten bal z Krumem. Co go to obchodziło?! To jej życie i może z nim robić, co chce. Jest jego przyjaciółką, ale TYLKO przyjaciółką… Chyba…

-Spokojnie, panie Weasley, już dobrze- niski, żeński głos szepnął mu do ucha, po czym poczuł ukłucie- Albusie, jest coraz gorzej.
                
              Czuł, że serce bije mu kilka razy szybciej niż zazwyczaj. To nie wróżyło nic dobrego. Siedział przy stole w Wielkiej Sali wraz z Harrym. Cały czas słyszał za sobą różne okrzyki Ślizgonów, dotyczące jego osoby. Tak bardzo nie chciał grać! Pragnął udać się do dormitorium i zakopać w czeluściach swojego łóżka. Jego przyjaciel usilnie próbował odwrócić jego uwagę od stresu, od tych małp ze Slytherinu i podnieść go na duchu, ale na niewiele się to zdało. Wiedział, że jest beznadziejny! Nie miał pojęcia, jakim cudem dostał się w ogóle do drużyny. Jego gra była do dupy i był przekonany, że zawali najbliższy mecz. Nawet nie chciał sobie wyobrażać, jak to będzie wyglądać- wiedział, że to będzie klapa.
                Wtedy do stołu podeszły Hermiona i Ginny. Obie ubrane w barwy Gryffindoru. To trochę pocieszające, że choć jedna osoba im kibicowała. Brązowowłosa uśmiechnęła się do Rona, a jego serce zaczęło walić jeszcze szybciej, o ile w ogóle było to możliwe. Dlaczego tak na niego działała? Przez ostatnie kilka miesięcy spędzili ze sobą naprawdę dużo czasu, bo Granger pomagała mu z nauką, za co był jej tak wdzięczny, że chętnie by ją ozłocił. Dzięki temu, po różnych kłótniach i problemach zeszłego roku, ich relacje stały się raczej stałe, bliższe, no i przede wszystkim przyjazne. Tylko, że uświadomił sobie również, że przyjaźń z Hermioną, to nie jest do końca to, co go satysfakcjonuje.
                Kiedy ta idea pojawiła się w jego głowie, to było szaleństwo, ale z czasem to zaczęło nabierać sensu- Hermiona Granger bynajmniej nie była dla niego jedynie przyjaciółką. Na widok przyjaciółki serce nie zaczyna bić szybciej, nie robi ci się gorąco, nie masz ochoty się na nią rzucić i pocałować… To ostatnie wciąż wydawało się absurdem, ale prawda była taka, że w głowie Rona kilka razy pojawiła się taka myśl, co by było, gdyby ją pocałował. Zdarzało mu się to zwłaszcza wtedy, gdy siedzieli do późna w nocy nad książkami, a Hermiona robiła wszystko, żeby nie zasnął i żeby trochę podnieść go na duchu, że może jednak uda mu się zdać SUMy.
                Dołączyła do nich Luna Lovegood. Ron spojrzał na nią kątem oka. Czyżby miała na głowie wielkiego… lwa?! Chłopak nie miał siły o tym myśleć, choć blondynka chyba coś do niego powiedziała. Jego mózg był pochłonięty mieszaniną stresu przedmeczowego i refleksji o brązowowłosej. Popatrzył na nią. Rozmawiała z Harrym i Ginny. Miała skupioną twarz, jak wtedy, gdy tłumaczyła mu coś z transmutacji. Bardzo ładnie wtedy wyglądała… Zresztą jak zawsze. Cieszył się, że będzie na trybunach, że go wspiera. Nie miał pojęcia, jakby sobie bez niej poradził.
-Ron, musimy iść- usłyszał głos Pottera.
                Wszyscy wstali. Harry i Hermiona zamienili kilka słów na stronie. Rudzielec nie miał pojęcia, o co mogło chodzić, ale w tym momencie o wiele bardziej przejmował się meczem. Czuł, że nogi ma jak z waty. Był przekonany, że spadnie z miotły w trakcie meczu albo oberwie którąś z piłek. Podszedł niepewnie do przyjaciół, a dziewczyna zwróciła się do niego:
-Powodzenia, Ron- powiedziała Hermiona, wspinając się na palce i całując go w policzek.- Ty też się trzymaj, Harry…
                Kiedy szli przez Wielką Salę, Ron trochę oprzytomniał. Dotknął policzka, w który pocałowała go Hermiona, i zmarszczył brwi, jakby nie był całkiem pewny, co się właściwie wydarzyło.**
                Harry bardzo szybko wyprowadził go z zamku. Kiedy szli na błonia, on wciąż czuł jej wargi na swoim policzku. Motyle szalały mu w brzuchu. Jej dotyk, ciepło, zapach… Nie wierzył, że to zrobiła. To było takie cudowne! Jej drobna, gorąca dłoń na jego wielkim barku i słodkie, czułe wargi na jego policzku. Miał nadzieję, że zapamięta to uczucie na zawsze, bo jak do tej pory nigdy nie czuł się lepie. I nagle perspektywa meczu również stała się mniej straszna…

-Jego stan jest chwilowo stabilny.
-Dziękuję pani bardzo- odpowiedział zapłakany głos, Jej głos.

                Nie wierzył w to, co się właśnie stało. Pocałował ją! Tu, w Norze, na ganku, dosłownie 15 minut temu! I ona go nie odepchnęła, co więcej, powiedziała, że go kocha. Na Merlina, ona go kocha! To naprawdę możliwe?! W tym momencie, 21 sierpnia 1996 roku, o 24.57, on, Ron Weasley był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie! Rzucił się na łóżko. Wiedział, że nie jest w stanie szybko zasnąć. Czuł, że wszystkie organy w jego brzuchu wywijają fikołki i miał ciągłą, nieodpartą ochotę, żeby się śmiać.
                Usłyszał delikatne pukanie. Doszedł do wniosku, że tą swoją euforią mógł przez przypadek kogoś obudzić. Podszedł do drzwi i otworzył je cicho. Przed jego oczami ukazała się burza brązowych loków. Nie mógł powstrzymać uśmiechu. Hermiona stała tam w szortach od piżamy i bluzce na ramiączka. Również posłała mu ciepły uśmiech.
-Przepraszam cię, ale u mnie śpi Harry, pewnie rozmawiali z Ginny i…
                Ron przestał jej słuchać. No jasne, Harry! Nawet nie zauważył, że nie ma go w pokoju. Co ta miłość robi z ludźmi?
-… więc może mogłabym się tu przespać?- zakończyła dziewczyna.
-Jasne, że tak.
                Brązowowłosa rozłożyła się na łóżku, które normalnie zajmował Potter, a Weasley zgasił światło i położył się na swoim. Wciąż był pewien, że nie zaśnie, ale chciał, żeby chociaż ona trochę odpoczęła. Jego serce waliło jak oszalałe. Była tak blisko. Pragnął znów jej dotknąć, ponownie pocałować. Ta dziewczyna sprawiała, że tracił rozum, którego i tak nie miał za wiele, a to, co się wydarzyło między nimi kilkanaście minut temu, sprawiło, że mógłby teraz umrzeć ze szczęścia.
-Ron, śpisz?- usłyszał jej melodyjny głos i poczuł, jak przez jego ciało przechodzi prąd.
-Nie. Wszystko dobrze?
-Tak- westchnęła- Po prostu nie mogę zasnąć.
                Ponownie zapadła cisza. Słychać było jedynie ich nierówne oddechy. Po pokoju unosiła się delikatna woń różanego mydła. Rudzielec zaciągnął się tym zapachem.
-Ron?
-Mmm?- wydał z siebie niezbyt przytomny pomruk.
-Możesz… no wiesz… - jej głos stawał się coraz cichszy i mniej śmiały- Możesz do mnie przyjść?
                Uśmiechnął się szeroko. Szybko wygramolił się ze swojej pościeli i położył koło dziewczyny. Przez chwilę leżeli stykając się jedynie ramionami, ale było to wyjątkowo niewygodne i dosyć dziwne, dlatego chłopak objął ją ramieniem, a ona ułożyła swoją głowę na jego piersi. Czuł łaskotanie jej włosów w okolicy obojczyków. Poczuł, że robi mu się przyjemnie ciepło. Chyba nigdy nie byli tak blisko. To było cudowne. Wziął głęboki wdech i poczuł jeszcze mocniejszy zapach jej różanego mydła, który mącił mu w głowie.
-Dziękuję- szepnęła.
                Ponownie jego kąciki się uniosły. Nic nie powiedział, lecz cmoknął czubek jej głowy. Podniosła ją i spojrzała mu prosto w oczy. Przełknął głośno ślinę. Jej oczy były tak głębokie, że momentalnie się w nich gubił. Piękne, wielkie, błyszczące, orzechowe… Kiedy na niego tak patrzyła, wiedział, że jest bezbronny, że mogłaby z nim zrobić, co tylko zechce.
-Kocham cię- powiedział w przypływie impulsu, już kolejny tego dnia raz.
                Hermiona się nie odezwała, ale zmarszczyła brwi, jakby się nad czymś zastanawiała. Po chwili poczuł jej wargi na swoich. To było takie czułe, niewinne, niepewne… Objął jej twarz dłońmi i przysunął bliżej siebie, sprawiając, że ich pocałunek był bardziej stanowczy i zmysłowy. Trwali tak długo, napajając się swoją obecnością i poznając się zupełnie z innej strony.
                Kiedy Hermiona się odsunęła, w jej oczach tańczyły radosne iskierki. Była bardzo rumiana i oddychała płytko. Po chwili ziewnęła, na co Ron się zaśmiał. Cmoknął ją w policzek i rzekł:
-Śpij.
                Dziewczyna ułożyła się obok niego, a dopiero gdy zasnęła, chłopak wrócił do swojego łóżka i również oddał się w ręce Morfeusza.

-Hermiono, musisz wrócić do dormitorium, jest już bardzo późno- powiedział ktoś zmęczonym, niskim głosem.
-Nie zostawię go tutaj! Nigdzie się nie wybieram…

                Jego serce przełamało się na pół. Szedł pustym korytarzem, nie wiedząc gdzie zmierza. Miał przed oczami ten straszny widok, jej z… z tym podłym, dwulicowym, zdradzieckim, plugawym… śmieciem. Jak to w ogóle mogło się stać?! Ron był w tak wielkim szoku, że nie do końca docierały do niego wszystkie konsekwencje. Wciąż tylko widział, jak się całują.
                A po jego głowie krążyło jedno pytanie- dlaczego? Do cholery jasnej, dlaczego?! Było dobrze, ba, nawet cudownie! Byli szczęśliwi, ona była szczęśliwa... Kochał ją- nadal ją kocha… Skoro wszystko było w porządku, to po co ona to zrobiła? Jeszcze niedawno snuli wizję wspólnej przyszłości, a teraz ona całowała się z innym.
                Poczuł takie ukłucie bólu, jakiego nie czuł nigdy wcześniej. Musiał się zatrzymać i oprzeć o ścianę, żeby się nie przewrócić. Dlaczego mu to zrobiła?! Z braku sił osunął się na ziemię. Było mu już wszystko jedno. Chciał, żeby to był tylko sen, nieprawda, nocna mara, która ma na celu nauczenie go, żeby doceniał to, co ma… Ale niestety, ten koszmar nie znikał, a z każdą sekundą stawał się coraz bardziej realny, namacalny.
                Dlaczego to spotkało akurat jego?! W tym jednym, jedynym okresie jego życia, kiedy był naprawdę szczęśliwy, gdy wierzył, że może być dobrze, mimo szkoły, biedy, mimo Voldemorta i Śmierciożerców i panoszącym się po całej ziemi smutku, żalu, bólu i śmierci. Ukrył twarz w dłoniach. To było za dużo… Chciał umrzeć, byleby tylko ten ból wreszcie się skończył.
                Po jego policzkach zaczęły spływać łzy. Najpierw kilka pojedynczych, słonych kropel, a potem całe strumienie. Nie panował nad sobą, pozwolił na to, żeby jego ciałem zawładnął szloch i cierpienie. Co chwila wstrząsał nim dreszcz. Krztusił się własnymi łzami i nie był w stanie ich zatrzymać.
                Siedział tam, w pustym korytarzu, na podłodze, długo. Może pół godziny, może godzinę, może dwie… I coraz bardziej cierpiał.
                W końcu wstał. Ledwo trzymał się w pionie, czując, że jego nogi są jak z waty. Jego twarz była kamienna. Zastygły na niej nawet łzy. Miał przekrwione oczy i spuchnięte policzki. Dotarła do niego jeszcze jedna rzecz- to ona mu to zrobiła.
                Hermiona pozwoliła, żeby ten palant ją pocałował. Skrzywdziła go naumyślnie. Tyle razy mówiła, że go kocha, że jest przy nim szczęśliwa, że chce, żeby tak było zawsze, a potem pocałowała innego! Nie mógł uwierzyć, że to zrobiła! Nie ona, nie jego najukochańsza Miona… Ale jednak, sam to widział. Okazała się jedynie dwulicową…
                Ogarnęła go wściekłość na brązowowłosą i zastąpiła ona smutek i ból. Wiedział, że nie będzie w stanie jej tego wybaczyć! Dlatego pozostawało jedno rozwiązanie, mantra, która krążyła mu po głowie, kiedy dochodził już pewnym krokiem do Pokoju Wspólnego w wieży Gryffindoru- zemsta…

-Ron, Ron… Co się z nim dzieje?!- Ona płakała.
-Panno, Granger, proszę o spokój- odpowiedział stanowczo żeński głos- Jest bardzo źle, musimy go przenieść do Munga.

-Ron!
                Odwrócił się i wtedy w tłumie znajdującym się na peronie dostrzegł ją. Biegła do niego, ciągnąć za sobą wielki kufer. Przepychała się między wszystkimi, prawdopodobnie najeżdżając im na stopy walizką. Chłopak zaśmiał się na ten widok.
                Kiedy była już kilka metrów od niego, puściła swój bagaż i rzuciła mu się na szyję. Czas stanął w miejscu. Przylgnęli do siebie jak najbliżej się dało. Cały zgiełk, jaki ich otaczał, zdawał się nie istnieć. Liczyli się tylko oni- Ron i Hermiona. Po pewnym czasie dziewczyna odsunęła się od niego, dosłownie na kilka centymetrów. Spojrzała na niego z czułością, a w jej oczach były łzy. Pogładziła dłonią jego szorstki, pełen blizn policzek.
-Nareszcie- szepnęła.
                Chłopak spojrzał na nią spod przymrużonych powiek. Badał każdy szczegół jej twarzy- wysokie, nieskazitelne czoło, drobny, delikatnie zadarty nosek, piękne kości policzkowe i zaróżowione policzki, owalną szczękę, malinowe, pełne usta i te oczy- duże, orzechowe, pełne miłości oczy.
-Stęskniłem się za tobą- powiedział, dotykając jej swoim czołem.
-Ja też- odparła gładząc swoimi drobnymi dłońmi jego twarz- Nawet nie wiesz jak bardzo.
                Nie mogli dłużej wytrzymać i zatonęli w pocałunku. Zdawało im się, jakby tego nie robili od wieków, jakby na nowo musieli się poznawać. Trwali tak, zatracając się w sobie coraz bardziej. Przerwał im gwizd odjeżdżającego pociągu.
-Chyba czas na nas - wykrztusił chłopak.
                Dziewczyna skinęła głową, ale nie ruszyła się z miejsca. Cały czas jeździła dłonią po jego twarzy. Na jednym z palców połyskiwał srebrny pierścionek. Zjechała nią na jego pierś. Rudzielec zaśmiał się, ujął jej rękę i delikatnie ją ucałował.
-Myślę, że moja cudowna narzeczona musi wreszcie wrócić do domu.
                To powiedziawszy wypuścił ją ze swoich objęć, zabrał jej bagaż i ruszył w kierunku wyjścia. Ona jeszcze przez moment stała, wpatrując się w miejsce, w którym zniknął Ekspres Hogwart. Po chwili go dogoniła i złapała za rękę.
-Ron?
-Mhm?
-Kocham cię!
                Rudzielec uśmiechnął się szeroko, po czym oboje zniknęli za jedną z barierek znajdujących się na peronie.

-Ron, dasz sobie radę- to był Jej głos, cichy, piskliwy, zapłakany- Jestem przy tobie- dotknęła jego ręki- Kocham cię! Tak bardzo cię kocham, Ron…- pociągnęła nosem- Nie rób mi tego, proszę! Nie zostawiaj mnie! Kocham cię…
*HP i CO (rozdział: Bal)
** HP i ZF (rozdział: Lew i Wąż)

*
Nie jest to może najbardziej optymistyczna notka na święta, ale musicie to przeżyć :p
Trochę się z nią wkopałam, bo miała być nieco później (tj. przed nią miał być jeszcze jedne rozdział) , ale jakoś tak dobrze mi się ją pisało, że jest już teraz. Jest trochę inna, musicie to przyznać, ale chyba jestem z niej w miarę zadowolona. Myślę, że spokojnie połapiecie się, co jest co, jedynie końcówka (tj. ostatni przeskok w świadomości Rona) może być dla was zaskoczeniem, ale to pozostawiam do Waszej własnej interpretacji.
No i wiem, że strasznie długo mnie nie było. Ponad 3 miesiące o.O Pisałam Wam w między czasie, z jakich powodów, więc nie chcę się już z tego tłumaczyć. Moje życie ostatnio gna jak głupie i ja sama się w nim gubię. Jest dobrze, tak ogólnie, ale dzieje się tyle rzeczy naraz, zarówno na tle szkolnym, jak i prywatnym, że jestem totalnie zakręcona. Jak będzie dalej? Nie mam pojęcia :( Ten semestr zapowiada się jeszcze gorzej, ale z drugiej strony będą ferie, Wielkanoc itp., więc może jednak będę bardziej aktywna. W każdym razie wiedzcie, że o Was pamiętam, blog jest wciąż aktywny, a ja staram się odpowiadać na Wasze komentarze w ramach możliwości :)
Poza tym, Wesołych Świąt, kochani! Dużo spokoju, odpoczynku, możliwości spędzenia czasu z bliskimi, nadrobienia wszystkiego, na co nie mieliście czasu w ostatnim czasie, oczywiście szalonego Sylwestra, no i żeby przyszły rob był lepszy niż ten <3
A teraz ostatnia kwestia: dziś są 3 urodziny bloga! Ja w to nie wierzę, piszę to opowiadanie 3 lata, to jest coś niesamowitego. Z tej okazji pragnę Wam wszystkim serdecznie podziękować za to, że jesteście, że to czytacie, że komentujecie, za wszystkie długie dyskusje i za to, że udało nam się prywatnie trochę lepiej poznać (jak kol wiek by to nie brzmiało :P ). Po prostu dziękuję <3 xoxoxo
Statystyki (z tego bloga i z tego na Onecie, 25 grudnia, godz. 21.15):
Wejścia: 62 564

Komentarze: 2 096

Obserwatorzy