niedziela, 25 marca 2012

7. Quidditch, śmiech, zabawa i wiele więcej

             Dzień po przyjeździe gościa do Nory, dom był, jakby wymarły. Wszyscy musieli odespać ostatnią noc, zwłaszcza Harry, Ron i Hermiona, którzy rozmawiali do białego rana w pokoju rudzielca. Potter powinien przez następne dwa tygodnie mieszkać w starym pokoju Freda i Georga, ale tej nocy nie miał siły się tam przenosić. Podobnie postąpiła Hermiona, która zamiast wrócić do sypialni swojej i Ginny, zasnęła na łóżku Weasley’a, natomiast sam chłopak drzemał na podłodze, obok przyjaciela.
               Wybiło południe, panna Weasley pomagała matce posprzątać po śniadaniu, które właśnie zjadły. Artur był już w drodze do ministerstwa, natomiast pozostała trójka jeszcze spała. Kobiety chodziły powoli po kuchni, obie jeszcze dość zaspane. Rudowłosa zabrała ostatnią szklankę ze stołu i włożyła ją do zlewu, po czym powiedziała:
-Może pójdę ich obudzić?
-Tak, już późno- odparła gospodyni i zaczęła zmywać naczynia.
               Ginny wspięła się po schodach na górę i bezceremonialnie wparowała do pokoju brata. Krzyknęła ze strachu, bo o mało co nie nadepnęła na śpiącego na podłodze Harrego. Cała trójka poderwała się na nogi, a Ron i Hermiona złapali różdżki, które leżały obok nich i skierowali je w kierunku rudowłosej.
-Przestraszyłaś nas- warknął rudzielec, wkładając patyk do kieszeni spodni od dresu.
-Przepraszam, chciałam was obudzić, bo jest już 12, ale nie wiedziałam, że pod drzwiami będzie spał Harry- wyjaśniła ze zdenerwowaniem Weasley’ówna, spoglądając na czarnowłosego przyjaciela, który przecierał oczy.
-Nie przejmuj się- odparła brązowowłosa spokojnym tonem, obdarzając przy tym karcącym spojrzeniem Rona- Dobrze, że nas obudziłaś, już bardzo późno.
               Kiedy Hermiona skończyła swoją wypowiedź, obje dziewczyny wyszły, a chłopcy zaczęli sprzątać sypialnie. Na podłodze leżała masa plastikowych opakowań po słodyczach oraz kilka butelek po kremowym piwie, które spożyli wczoraj w nocy. W czasie porządków Harry zapytał kumpla:
-To co dziś będziemy robić?
-Nie wiem- odparł obojętnie Weasley- Może pogramy w quidicha ?
-Ok- zgodził się czarnowłosy.
               Dziesięć minut później pokój był dokładnie wysprzątany, a Ron, Harry i Hermiona jedli śniadanie, towarzyszyła im Ginny.
-To jakie mamy plany na dziś?- zapytała brązowowłosa.
               I Harremu i Ronowi było głupio odpowiedzieć na to pytanie, bo doskonale wiedzieli, że ich przyjaciółka nie przepada za sportem, który uprawiają i będzie się nudzić, jednak zarówno Potter, jak i Wesleyowie tak dawno nie grali w quidicha, że szkoda było im zmarnować taką szansę. Czarnowłosy spojrzał na Hermionę, która wpatrywała się w niego z wyczekiwaniem i nie wiedział co powiedzieć. Dziewczyna zaczęła się denerwować, że coś się stało, a przyjaciele chcą to przed nią ukryć, postanowiła to przyspieszyć.
-A więc…- powiedziała podirytowanym głosem.
               Chłopcy nadal bali się jej to powiedzieć, ale w końcu Harry się odważył i rzekł najciszej jak umiał:
-Chcemy pograć w quidicha.
               Ku zdziwieniu Pottera i Weasley’a dziewczyna wybuchneła śmiechem, a Ginny się do niej przyłączyła. Panowie siedzieli zupełnie osłupiali i spoglądali co jakiś czas na siebie, wreszcie Ron zapytał:
-Co was tak śmieszy?
-To, że powiedzieliście to tak, jakby ktoś umarł- odpowiedziała rudowłosa, uspokajając się.
-Dlaczego właściwie wprowadziliście „taki” nastrój?- spytała Hermiona.
-No bo nie chcemy, żebyś się nudziła w tym czasie, a ty nie lubisz przecież grać- odparł speszony Harry.
-To prawda, więc usiądę pod drzewem i na was popatrzę lub poczytam książkę- to powiedziawszy, obdarowała ich szerokim uśmiechem, po czym dodała- Ale może najpierw skończmy jeść.
               Resztę posiłku spożyli w ciszy, jak  najszybciej. Potem posprzątali po sobie i wybiegli na dwór. Była śliczna pogoda, wprost wymarzona do gry w quidicha. Ron, Harry i Ginny automatycznie skierowali się do szopy po miotły, natomiast Hermiona poszła, z książką pod pachą, usiąść pod wielką lipą. Obserwowała przyjaciół. Tak się cieszyła, że ich ma, że są bezpieczni, że są razem z nią. Od początku wiedziała, że będą często grywać w quidicha, zwłaszcza, że Ron będzie musiał przejść eliminację do drużyny.
               I wystartowali, wszystkie piłki poleciały w górę, a raczej ich imitacje. Ron zatrzymał się między drzewami, które służyły za pętle, natomiast Harry i Ginny zabierali sobie nawzajem „kafla”, szukając jednocześnie „złotego znicza”. Brązowowłosa była przyzwyczajona do tego widoku, bo jej przyjaciele bardzo często spędzali tak wakacje w ubiegłych latach. Czasem żałowała, że nie gra z nimi i chciała biec po miotłę, ale była perfekcjonistką i doskonale widziała, że sport nie jest jej mocną dobrą stroną, więc nawet nie próbowała go uprawiać.
               Otworzyła książkę, którą ze sobą przyniosła i zaczęła ją czytać, jednak po chwili znudziło jej się to i znów odłożyła ją na bok. Popatrzyła na rudzielca, jego włosy lekko mierzwił wiatr, a w oczach było widać, nawet z tak dużej odległości, iskierki, miał zaciętą minę i tylko czekał, aż któreś z jego przyjaciół rzuci „kafla” w stronę „pętli”. Quidich w wykonaniu tej trójki czarodziejów był bardzo zabawny, bo nie dość, że zawodników było niewielu, to w dodatku sami musieli się bronić przed piłkami zastępującymi tłuczki. Były one o wiele lżejsze od prawdziwych, ponieważ uczestnicy gry przewidywali, że mogą nie dać rady ich odbijać i od czasu do czasu nimi oberwą, jednak one też mogły wyrządzić krzywdę. Dziewczyna cały czas wpatrywała się w ukochanego, zapał z jakim grał bardzo jej imponował, nie umiałaby go zmienić, a nawet tego nie chciała. Owszem, Ron często ją denerwował i prowokował do kłótni, lecz ostatnie kilka dni jakie spędzili razem, były najcudowniejsze, jakie dziewczyna w życiu przeżyła. Obydwoje bardzo dorośli, wiedzieli co ich czeka w niedalekiej przyszłości, ale starali się żyć tak, jakby każdy dzień był ostatnim, przynajmniej chcieli tak przeżyć te wakacje. Hermiona cały czas powtarzała w myślach „Carpe Diem!”, co oznaczało „Chwytaj Dzień”, ale czy naprawdę stosowała się do tych słów? Bo w sumie, co osiągnęła tego lata? Nie powiedziała Ronowi, że go kocha, nie stawiła temu czoła, a nawet teraz zamiast wsiąść na miotłę i bawić się razem z przyjaciółmi, to ona siedziała pod jakimś nudnym drzewem i niby czytała jakąś głupią książkę. Dlaczego nie pójdzie z nimi pograć? Odpowiedź była banalna: bała się odtrącenia, nawet w tak błahej sprawie byłoby jej z tego powodu przykro, a przecież bardzo prawdopodobne jest, że jeśli poleci do nich i będzie się chciała przyłączyć do gry, to może usłyszeć, że oni trenują i nie mają czasu na jakieś wygłupy. Tak więc, chcąc, niechcąc wzięła z powrotem do ręki książkę i zagłębiła się w lekturze.
               Po jakiś dziesięciu minutach zobaczyła, że w jej kierunku leci Ron. Przestraszyła się, że coś mu się stało, może walnął go ten „tłuczek”, a ona nie obserwowała przez ostatnie kilka minut gry, więc nic nie widziała. Szybko zerwała się na nogi i podbiegła do rudzielca, który wylądował parę cali od niej.
-Co się stało?- spytała zdenerwowana.
-Nic- odparł, zaskoczony jej reakcją, chłopak- A co niby miało się stać? Chciałem tylko zapytać cię czy nie masz ochoty jednak z nami zagrać, bo nie wydaje mi się, że ten kloc jest jakoś bardzo ciekawy- to powiedziawszy spojrzał z obrzydzeniem na książkę, leżącą pod drzewem, na której było napisane „Nieznane zioła i ich zastosowanie”.
               Hermiona już chciała odpowiedzieć na złośliwy komentarz o książce, ale się powstrzymała. Co ma do stracenia, jeśli się zgodzi? Powtórzyła sobie w głowie kilka razy „Chwytaj Dzień!”, poczym rzekła do chłopaka:
-Jasne, czemu nie?
               Na twarzy rudzielca pojawił się szeroki uśmiech, złapał dziewczynę za rękę i pociągnął do szopy po miotłę. Wybrali jeden ze staroci, który wydawał się najbardziej sprawny i bezpieczny, a potem wystartowali w górę. Gra była niewyrównana, bo Ron i Hermiona byli w jednej drużynie, ale nie było to ważne. Świetnie się bawili, dostali ataku śmiechu i maksymalnej głupawki, co doprowadziło do tego, że Harry o mało co nie spadł z miotły. W pewnym momencie wszystkie piłki wylądowały na ziemi, a oni tylko się gonili na miotłach. Niestety, niedługo później na podwórze wyszła Molly i, lekko zdegustowana oraz zdenerwowana zachowaniem młodych, zawołała ich do domu na obiad. Hermiona ani przez chwilę nie żałowała swojej decyzji, cieszyła się również bardzo z tego, że Ron do niej wtedy przyszedł i zaprosił do gry, był to niby taki po prostu miły gest, ale dla dziewczyny znaczył bardzo wiele, miała wrażenie, że rozumieją się bez słów, że on czyta w jej myślach.
               Weszli do domu po czym usiedli do obiadu. Gospodyni przygotowała przepyszny rosół i naleśniki. Cała czwórka była tak zmęczona zabawą, że pochłonęli wszystko w ciągu kilku minut. Przy deserze byli już zapchani, więc zamiast jeść, głównie rozmawiali.
-Ale było fajnie, nawet nie wiecie jak tęskniłem za tym przez całe wakacje- wykrzyknął Harry.
-Nam ciebie też brakowało- odparła Hermiona.
-To co dzisiaj będziemy jeszcze robić?- zapytał czarnowłosy, zjadając swój kawałek ciasta.
               Pozostali popatrzyli na siebie nawzajem, po czym doszli do porozumienia i odpowiedzieli chórem:
-Pójdziemy nad jezioro.
-Co za zgodność!- powiedział zdziwiony Potter.
-No wiesz, trochę się zmieniło od czerwca- rzekła Ginny, patrząc na Rona i Hermionę, którzy zrobili się czerwoni na twarzach.
-Ok, w takim razie po obiedzie pójdziemy się przebrać i zasuwamy nad wodę- rzucił rudzielec.
               Wszystko szło po myśli Weasley’a, dziewczyny udały się do swojej sypialni, a każdy z chłopców do swojej. Hermiona i Ginny, kiedy wdrapały się do swojego pokoju, zaczęły szukać kostiumów i pakować do toreb ręczniki. W pewnym momencie brązowowłosa spytała przyjaciółki:
-A co z tym bankietem?
-Jakim bankietem?- zdziwiła się rudowłosa.
-No wiesz, z tym w ministerstwie. Twój ojciec dostał zaproszenie dla siebie i całej rodziny, z osobami towarzyszącymi. Miałaś chyba poprosić Harrego, żeby z tobą poszedł.
-Tak, masz rację. Zupełnie o tym zapomniałam, ale trochę mi głupio tak go zaprosić.
-Po prostu wyjaśnij mu sytuację i powiedz, że byłoby ci bardzo miło, gdyby ci towarzyszył i…
-Dziewczyny idziecie?!- usłyszały z dołu głos Rona.
               Obie pośpiesznie zamknęły torby i zbiegły z nimi na dół, gdzie czekali chłopcy z plecakami, kocem i prowiantem.
-Sorry, że tak długo- mruknęła Ginny.
               Ani Ron, ani Harry nic na to nie odpowiedzieli. Wszyscy ruszyli przez pola w kierunku jeziora. Hermiona i Ron szli tam w te wakacje już trzeci raz, a za każdym razem myśleli o tym pierwszym, snuli się więc w milczeniu z tyłu, natomiast Harry i Ginny pogrążyli się w bardzo interesującej dyskusji o quidichu, tak że nawet nie zauważyli, że ich przyjaciele wcale się w niej nie udzielają. Brązowowłosa kompletnie zatraciła się we wspomnieniach, nawet nie zwróciła uwagi, że już przeszli połowę drogi nad wodę. Nagle usłyszała przyciszony, głęboki głos rudzielca:
-O czym myślisz?
               Dziewczyna znów poczuła się tak, jakby chłopak umiał czytać w jej myślach. Spojrzała na przednią parę, która nadal była zainteresowana jedynie swoją rozmową. Co miała powiedzieć Ronowi? Że chciałaby spędzić to po południe, jak to pierwszego dnia?!
-Tak się zastanawiam co będziemy robić- skłamała po długim namyśle.
-Pewnie to co zwykle- odparł lekceważąco Weasley- Ja chciałbym popłynąć na drugą stronę jeziora, płyniesz ze mną?
-Wpław?!- zdziwiła się Hermiona.
-Tak, to małe jeziorko, więc nawet się nie zmęczymy, a tamci są i tak zajęci sobą, że nawet nie zauważą. To co?
-Jasne- odpowiedziała w końcu- Czemu nie?
               Na tym skończyła się ich rozmowa. Dochodzili już nad jezioro. Gdy tylko dotarli nad wodę rozłożyli koc i wszyscy się na nim położyli. Patrzyli w bezchmurne niebo, jak zahipnotyzowani. Wszystko przestało istnieć, po za tym wspaniałym kolorem. Hermiona poczuła się trochę tak, jakby wpatrywała się w oczy Rona, błękitne, głębokie, bezgranicznie piękne…
-To co będziemy robić najpierw- przerwała im Ginny.
               Brązowowłosa spojrzała ukradkiem na rudzielca, który napotkawszy jej spojrzenie, pokręcił przecząco głową, więc dziewczyna wzruszyła niewinnie ramionami Nikt się nie odezwał.
-No co z wami?!- powiedziała, już nieco zdenerwowana, Weasleyówna.
-Korzystajmy ze słońca, póki jest- rzucił jej brat.
               Tak więc wszyscy poszli za jego radą i zdjęli z siebie ubrania, po czym jeszcze raz położyli się na kocu, próbując się opalić. Po jakimś kwadransie po kolei zaczęli wstawać twierdząc, że im się nudzi. Pierwsza była Ginny, która powiedziała, że idzie do wody, a w jej ślady poszedł Harry. Ron i Hermiona wytrzymali najdłużej, ale i oni w pewnym momencie stwierdzili, że to bezsensu i usiedli na pomoście mocząc nogi. Ron spojrzał na zegarek, ku jego zdziwieniu była już 17.
-To kiedy płyniemy na tą „wyprawę”- spytała z przekąsem brązowowłosa.
-Jak nie chcesz to nie musisz- odparł urażony rudzielec.
-Oj, przecież sobie tylko żartuje- powiedziała szatynka, uśmiechając się szczerze i słodko na niego patrząc.
               Chłopak był wyraźnie oczarowany jej urokiem, chwilę tylko się na nią patrzył, a potem otrząsnął się i odpowiedział, siląc się na obojętność:
-Myślałem, że może, jak już będzie ciemniej, kiedy na niebo wzejdą gwiazdy- powiedział to takim rozmarzonym tonem, że teraz to Hermiona nie mogła oderwać od niego wzroku, zadała sobie tylko pytanie: Co się stało z dawnym Ronem? Im więcej czasu z nim spędzała, tym była bardziej pewna, że diametralnie się zmienił, choć może się myliła… W sumie to rudzielec często się z nią sprzeczał, jak za dawnych lat, żartował ze wszystkiego i ze wszystkich…
-Coś nie tak?- zapytał w końcu chłopak, czując się niekomfortowo pod spojrzeniem przyjaciółki.
-Nie, nie, nic, po prostu bardzo się zmieniłeś.
-Powtarzasz mi to od kiedy przyjechałaś, praktycznie non stop, a to nie prawda- odpowiedział zdenerwowany.
-Nie, nie, Ron!- wyrzuciła z siebie Hermiona, patrząc na przyjaciela, który już miał odejść- Ja nie chciałam cię w żaden sposób urazić!
               Rudzielec zatrzymał się i odwrócił w jej kierunku, spojrzał w te przecudowne, czekoladowe oczy i wyczytał w nich zdenerwowanie, wyrzuty sumienia, a może nawet strach. Doskonale wiedział, że się zmienił, że obydwoje się zmienili, ale nie miał pojęcia, dlaczego Hermiona podkreślała to na każdym kroku, nie wiedział, czy chodzi jej o to, że kiedyś było lepiej, czy że woli jak jest taki, jak teraz. Z powrotem usiadł koło dziewczyny i spytał powoli:
-To dlaczego ciągle to mówisz?
-Bo jest to dla mnie zaskoczenie- odparła nieśmiało- Ale tak jest dobrze, nie chcę, żebyś się zmieniał, po prostu sadzę, że wydoroślałeś i to wszystko. Przepraszam, że cały czas to powtarzam, trochę trudno jest mi się przyzwyczaić do tej części ciebie, która sobie ze mnie nie kpi i się ze mną nie kłóci.
-Dla mnie też jest to zmiana, no cóż, jak sama stwierdziłaś wydoroślałem, ty też się zmieniłaś, ale przecież tak jest w porządku, prawda?
               Hermiona pokiwała głową i popatrzyła na niego, a jednak jego twarz wyrażała mniej więcej to co w pierwszej klasie, tj. zdziwienie, niezrozumienie itp. Patrzyła na niego, a ukazał jej się chłopak, jakiego zobaczyła pierwszego września, w ekspresie Hogwart, prawie sześć lat temu. Coś się jednak zmieniło, teraz była w nim po uszy zakochana, a czasami miała nawet wrażenie, że on też coś do niej czuje. Jedno było pewne, że przez ostatnie kilka dni bardzo się ze sobą zżyli. Siedzieli tak i patrzyli sobie w oczy, ich twarze powoli się do siebie zbliżały, usta lekko rozchylały, mając się za kilka sekund złączyć w pierwszym pocałunku. Już dzieliły ich tylko milimetry, do tego momentu został ułamek sekundy, już byli tak blisko, a jednak za daleko…
-Hej, gołąbeczki! Wchodzicie do wody?- usłyszeli z jeziora głos Pottera.
               Chcąc, niechcąc obydwoje zwrócili głowy w tamtym kierunku. Głupio im było izolować się tak od przyjaciół, więc odkrzyknęli „tak” i wskoczyli do wody. Pływali przez chwilę przy brzegu, a potem podpłynęli do Ginny i Harrego. Zaczęli się we czwórkę ścigać, robić inne konkursy wodne itd. Generalnie bawili się jak małe dzieci, siedząc w jeziorze prawie przez półtorej godziny. W końcu zaczęło się ściemniać, a Potter i Weasley’ówna stwierdzili, że są zmęczeni, więc wyszli z wody i usiedli na kocu, jak zwykle o czymś dyskutując. Brązowowłosa spojrzała pytająco na rudzielca a on rzekł:
-Jesteś zmęczona?
-Nie!
-To w takim razie możemy płynąć na drugi brzeg jeziora, to dobry mement.
               Skierowali się w kierunku drugiego końca stawu. Płynęli powoli, utrzymując cały czas takie samo tępo. Nie była to długa wyprawa, ale nie mieli zamiaru się dobijać, żeby tam dotrzeć. Kiedy tam dopłynęli starali się usiąść na brzegu. Obydwoje stwierdzili, że nie był to dobrze przemyślany plan, bo byli w samych kostiumach i, nie dość, że było im zimno, to w dodatku brzeg był porośnięty kłującymi krzewami, po których ledwo mogli chodzić, a co dopiero na nich usiąść. W końcu udało im się znaleźć w miarę miękkie miejsce, gdzie można było usiąść, co też poczynili. Było już ciemno, a na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy. Obydwoje gapili się w nie przez prawie dziesięć minut.
-I co?- spytał Ron.
-Nie rozumiem, o co ci chodzi?
-Jak ci się podoba?
-Jest przepięknie- odparła dziewczyna z zachwytem i nutą wdzięczności w głosie- Byłeś tu kiedyś?
-Tak, z rok temu przypłynęliśmy tu łódką razem z rodzicami, Ginny, Charliem, Billem i resztą, chcieliśmy zjeść tu obiad, ale nie wyrobiliśmy się, więc przybyliśmy na kolację. Wtedy też była taka pogoda i świeciły gwiazdy. Pomyślałem sobie wczoraj, że fajnie byłoby ci to pokazać, a nie chciałem ciągnąć z nami Ginny.
               Brązowowłosa uśmiechnęła się szeroko do przyjaciela, cieszyła się, że pokazuje jej te wszystkie ważne dla niego miejsca, ale liczyła na coś więcej, bo przecież takie wieczory, przy tak pięknym niebie spędza się z chłopakiem lub dziewczyną, a oni byli najlepszymi przyjaciółmi, najlepszymi, ale tylko przyjaciółmi. Bardzo chciała, żeby Ron ją przytulił, pocałował w policzek, pokazywał i opisywał gwiazdy, które zresztą sama znała, chciała po prostu poczuć się jak w filmie, choć dużo radości sprawiał jej sam fakt, że byli razem.
-Patrz!- powiedział chłopak, pokazując jej mały wóz.
               Przynajmniej jedno z jej życzeń się spełniło, co zupełnie wystarczało.
-A tam widać wolarz- dodała, wskazując miejsce niedaleko Wielkiej Niedźwiedzicy.
-Zawsze musisz być mądrzejsza ode mnie?!- powiedział z przekąsem rudzielec.
-Owszem- odgryzła się dziewczyna.
               Zaczęli się sprzeczać, ale tak naprawdę były to zwykłe żarty.  W pewnym momencie rudzielec popchnął Hermionę tak, że przewaliła się na zimie, nie pozostała mu długo dłużna, tak więc po trzydziestu sekundach obydwoje tarzali się po ziemi. Po chwili zatrzymali się w pozycji, która krępowała jedno i drugie, ale jakoś nie chcieli jej zmienić, tzn. Hermiona leżała na Ronie, obydwoje mocno się śmiali, choć szybko się opanowali. Stało się to czego dziewczyna się obawiała, bała się, że utonie w tych pięknych oczach i będzie tak jak zwykle, czyli, że się nie pocałują. Leżeli tak kilka minut wpatrując się w siebie nawzajem. Weasley stwierdził, że tym razem ją pocałuje, że musi to zrobić, był już tak blisko od jej ust, dzielił ich zaledwie centymetr i znowu im przerwano, bo usłyszeli donośny głos z drugiego brzegu:
-Ron, Hermiona, gdzie jesteście?
               Niestety byli zmuszeni wstać i wracać do przyjaciół, chłopak tylko odkrzyknął, że już idą i wskoczyli do wody. Tym razem bardzo się śpieszyli, nawet urządzili coś w rodzaju wyścigu. Kiedy dotarli na pomost zobaczyli rozgniewaną Ginny i Harrego, pakującego rzeczy.
-Gdzie wyście byli?!- warknęła rudowłosa.
-Popłynęliśmy na drugi brzeg, wiesz, tam gdzie kiedyś urządziliśmy sobie piknik z rodzicami- odparł niewinnie Ron.
-A dlaczego nic nam nie powiedzieliście, nie mówiąc już o tym, że mogliście nas zabrać ze sobą- ciągnęła dziewczyna.
-Przepraszamy, ale byliście tak zajęci rozmową, że nie chcieliśmy wam przeszkadzać- Tym razem wtrąciła brązowowłosa.
               Ginny już chciała coś odpowiedzieć, ale została uciszona przez Harrego, który stał już ubrany, ze spakowanym plecakiem i koszykiem po prowiancie:
-Już daj im spokój- rzekł, po czym dodał- Pakujcie się i wracamy do Nory.
               Tak też zrobili. Chwilę później wracali do domu, była już 21, cała czwórka kompletnie straciła poczucie czasu nad wodą, ale uznali, że był to bardzo udany wypad, uważali tak zwłaszcza Ron i Hermiona, choć po raz setny nie udało im się pocałować i, jak zwykle, nie umieli o tym porozmawiać, to niewątpliwie ich pobyt tego po południa nad jeziorem był bardzo urozmaicony, ciekawy, a nawet trochę dziwny. Szli przez puste pastwiska właściwie nie odzywając się do siebie. Najbardziej to milczenie doskwierało Harremu, który spodziewał się spotkać przyjaciół, których pożegnał w czerwcu, a w sumie poznał praktycznie nowych ludzi. Tak, bardzo się zmienili, oczywiście poza Ginny, która była taka sama, jak wcześniej, no może trochę wyładniała i była śmielsza w stosunku do niego. Zastanawiał się dlaczego w tym roku tak dobrze się dogadują, co jest przyczyną tej zmiany, bo przecież rudowłosa zawsze się przy nim peszyła, mniej lub bardziej, ale za każdym razem, kiedy z nią rozmawiał. I wtedy zdał sobie sprawę, że to właśnie za nią tęsknił najbardziej, od kiedy zaczęła spotykać się z Michaelem, czy teraz z Deanem, zaczął być o nią bardzo zazdrosny. Czy możliwe, że ją kocha? Tak, na pewno, ale pytanie czy jest to prawdziwa miłość, którą spotyka się raz na całe życie, i z którą chce się spędzić resztę swoich dni, czy kocha ją jak siostrę? Wiedział, że podoba się rudowłosej, zawsze mu to powtarzał Ron, ale nigdy nie myślał o niej w ten sposób, nigdy nie sądził, że mogliby być razem, a teraz chciał z nią spędzić jak najwięcej czasu, nie miał wcale ochoty gadać z Ronem, czy Hermioną, chciał porozmawiać z Ginny, wyżalić się jej, wyjawić wszystkie sekrety, wspomnienia, a także wysłuchać jej problemów, tajemnic…
-Harry!- usłyszał nagle głos Hermiony- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
               Chłopak zorientował się, że idzie obok brązowowłosej, która niesie kilka toreb, a Weasleyowie podążają za nimi pogrążeni w jakiejś niezbyt interesującej, sądząc po minie Rona, dyskusji.
-Tak szczerze mówiąc, to nie- odparł nieco zawstydzony i spojrzał przepraszająco na przyjaciółkę.
-Pytałam o twoją bliznę, bolała cię ostatnio?- powtórzyła zdenerwowana dziewczyna.
-A, nie- rzekł z ignorancją. Ujrzał zmartwioną minę brązowowłosej i dodał- Nie będziemy teraz o tym rozmawiać. To nieważne.
-Harry, to bardzo…
-Proszę cię, dosyć- powiedział.
-Dobrze, niech ci będzie- odpuściła dziewczyna- To jak spędziłeś cały lipiec?
-No wiesz, tak, jak pisałem ci w listach. Czytałem, chodziłem na spacery, modliłem się, aby stamtąd wyjechać i wykonywałem za nich obowiązki.
-To okropne, jak możesz pozwalać, żeby cię tak traktowali!
-I tak jest lepiej niż kiedyś. Ja jestem starszy i po prostu im się stawiam, a oni wiedzą, że mimo zakazu odważę się użyć czarów, więc są trochę uprzejmiejsi, a mi to wystarcza. Lepiej ty opowiedz co porabiałaś, byłaś we Włoszech?
-Tak, we Florencji, było bardzo miło. Potem wróciliśmy do Anglii, a moi rodzice poszli do pracy, więc trochę się ponudziłam, no a niedługo później przyjechałam do Nory.
-Acha, no i co właściwie robiliście przez te dwa tygodnie?
-No cóż, było kilka ciekawych historii, były urodziny Ginny, a tak ogólnie to raczej chodziliśmy z Ronem na spacery, graliśmy w szachy i dużo rozmawialiśmy.
-Chcesz mi powiedzieć, że ostatnie czternaście dni spędziłaś na spacerach i rozmowach z Ronem i jeszcze żyjecie, a krew się nie polała?!- prawie wykrzyknął z udawanym zdziwieniem rozbawiony chłopak.   
-Bardzo śmieszne- odgryzła się Hermiona.
-Sorry, nie mogłem się powstrzymać, ale ty mówisz serio?
-Jak najbardziej- rzekła poważnie, po czym dodała- Jak mi nie wierzysz, to zapytaj się jego- to powiedziawszy skinęła głową w kierunku rudzielca, który szedł ze znudzoną miną obok siostry, która mu coś opowiadała z wielkim zapałem.
               W końcu doszli do Nory, ale była już prawie 22, musieli w takim razie bardzo wolno iść. Weszli na podwórko, a potem skierowali się ścieżką do drzwi domu. Kiedy je otworzyli „napadła” ich od razu pani Weasley:
-Gdzie wyście byli?!- wykrzyknęła ze złością.
- Nad jeziorem, przecież ci mówiliśmy gdzie idziemy- odpowiedział spokojnie Ron, zdziwiony zachowaniem matki, po czym odłożył bagaż, który niósł, na schody.
-No tak, ale dlaczego wracacie tak późno!- ciągnęła wściekła gospodyni.
-Nie mówiłaś, że mamy jakieś ograniczenia- rzekła Ginny.
-Myślałam, że jesteście na tyle dojrzali, żeby wiedzieć to sami- parsknęła, wchodząc do kuchni.
               Oniemiała czwórka podążyła za nią i zajęła swoje stałe miejsca przy stole. Po pewnym czasie Hermiona niepewnie zapytała:
-O co ci chodzi, Molly?
-O to, że powinniście doskonale wiedzieć jakie niebezpieczeństwa czekają na was daleko od domu.
-Przecież już walczyliśmy ze śmierciożercami, dalibyśmy sobie radę- powiedział oburzony rudzielec.
-Guzik prawda- powiedział złośliwym tonem Molly- Gdybyście mieli do czynienia z setką popleczników Voldemorta naraz i znienacka, nic byście nie zrobili, a kto wie czy byście jeszcze żyli, zwłaszcza, że doskonale wiecie, że poszukują ciebie, Harry. Kiedy byłeś u wujostwa byłeś bardziej bezpieczny, bo mieszkałeś wśród mugoli i dodatkowo pilnowali cię czarodzieje, a tutaj, na odludziu jesteś jedynie nie narażony na atak, tylko kiedy jesteś w pobliżu domu lub w ciągu dnia, bo wtedy cię nie tkną. Dlatego, od dzisiaj macie wracać przed dziewiątą do Nory, zrozumiano?
-Tak, przepraszamy- powiedział nieśmiało Potter.
               Tuż po tych sowach gospodyni podała kolację, a oni spożyli ją w ciszy i spokoju. Niedługo później udali się do swoich sypialni i łazienki. Po toalecie wieczornej Ginny położyła się z jakąś książką i szybko zasnęła, natomiast Hermiona postanowiła pójść do chłopców trochę z nimi porozmawiać. Kiedy zapukała do pokoju rudzielca, usłyszała podirytowany głos Rona:
-Proszę!
               Dziewczyna weszła do pomieszczenia i zobaczyła poczerwieniałego ze złości Weasley’a, który siedział na krześle i jego przyjaciela, który stał przy oknie ze smutną miną, wpatrując się w bezkresną otchłań.
-Mogę wejść? Coś się stało?- zapytała niepewnie brązowowłosa.
-Wchodź- rzekł rudzielec niezbyt przyjaznym tonem- Może ty przemówisz temu idiocie do rozsądku.
-Co jest?- spytała zaniepokojona Harrego. Jej przyjaciel milczał nadal gapiąc się w przestrzeń za oknem. Dziewczyna skierowała pytające spojrzenie w kierunku Rona, który natychmiast zaczął jej ze zdenerwowaniem opowiadać:
-Bo widzisz nasz ukochany kumpel- zaczął z udawaną słodyczą w głosie- Postanowił, że sobie stąd pojedzie nie wiadomo jak, kiedy i gdzie, bo nie chce nas narażać na niebezpieczeństwo.
-Chyba cię pogrzało?!- wykrzyknęła Hermiona do czarnowłosego.
-Nie krzycz tak, bo wszystkich obudzisz- odpowiedział ze spokojem Potter, co jeszcze bardziej zirytowało jego przyjaciół, po czym usiadł na łóżku. Granger spoczęła koło niego, wzięła głęboki oddech i powiedziała już trochę ciszej:
-Powtórzę znowu: pogrzało cię?
-A co niby według ciebie mam zrobić?- teraz to Harry podniósł głos.
-Przecież nieraz nas narażałeś na niebezpieczeństwo- rzekła dziewczyna- A poza tym, nawet jak odejdziesz to my cię znajdziemy i będziemy przy tobie przez cały czas- dodała, a Ron z nieukrywanym rozbawieniem jej przytaknął.
-Nie chce was stracić- odezwał się cicho Potter.
-Stracisz nas dopiero wtedy, jeśli sam odejdziesz, żaden śmierciożerca nas nie dopadnie- odrzekł rudzielec.
-Dzięki- powiedział chłopak już o wiele bardziej wesoły- Naprawdę dziękuję!
-Nie ma sprawy, tylko nie waż się stąd uciekać- powiedziała Hermiona i mocno objęła przyjaciela, to mu dodało otuchy.
-Ok, nie będę- rzekł szczerząc do niej szeroko zęby- To ja już pójdę do siebie, dobranoc- to powiedziawszy wyszedł z pokoju
-Dobrze się spisałaś- powiedział z uznaniem Ron, po wyjściu Harrego.
-Dzięki, ty też- odparła dziewczyna. Ona też wstała, a chłopak odprowadził ją do drzwi. Tuż przed wyjściem obydwoje jeszcze na chwilę się zatrzymali i Hermiona pocałowała rudzielca w policzek. Było to taki po prostu przyjacielski gest, a jednak oboje mieli motyle w brzuchu. Po tym całusie szybko zasnęli i mieli „słodkie” sny.
               I tak, bardzo szybko minął kolejny dzień wakacji, a rok szkolny zbliżał się wielkimi krokami, jednak każdy dzień przeżyty z Hermioną był dla Rona czymś niezwykłym, fantastycznym i chciał z nią spędzić, jak najwięcej takich dni.
*
Nowy rozdział, czyli kolejna przesłodzona notka, osobiście sądzę, że nie najgorszy, ale ja lubię takie "melancholijne" romansidła. Jak już nieraz powtarzałam akcja się rozkręci, choć może dla was będzie to kolejny, banalny zwrot akcji. Mam dużo pomysłów, ale trudno mi je jakoś posklejać i przybrać słowa, dlatego zwróciłam się z prośbą o wasze, bo może staną się dla mnie inspiracją. A więc komentujcie! 

Obserwatorzy