środa, 25 grudnia 2013

Miniaturka: Świąteczne cuda

                Dla moich wszystkich, najukochańszych czytelników za to, że są <3
Nadszedł grudzień, a z nim święta Bożego Narodzenia. To był ten czas, kiedy rodziny spotykały się po długiej rozłące, przyjaciele siadali wspólnie do stołu, śmiejąc się i wspominając, a nawet najgorsi wrogowie byli w stanie podać sobie ręce.
                Był 23 grudnia, do wigilii został jeden dzień. W Norze panował kompletny chaos. Goście się jeszcze nie zjechali, ale Molly już robiła zamieszanie. W kuchni pachniało masą ciast: dyniowym, pomarańczowym, makowym, żurawinowym. Oprócz tego wyczuwalna była nutka indyka i karpia. Gospodyni świetnie sobie radziła, a jej mąż, który miał wolne, posłusznie wykonywał jej polecenia dotyczące sprzątania.
                Kiedy wybiła 17, pani Weasley spojrzała z niepokojem na zegar, żeby sprawdzić, gdzie znajduje się jej najmłodszy i średni syn. Wskazówka stała w bezruchu od ponad godziny, a jej końcówka pokazywała „W drodze”. Molly westchnęła z zawodem. Chciała, żeby już byli na miejscu. Bardzo się stęskniła. Poza tym potrzebowała pomocy, a Artur nie do końca sobie radził ze sprzątaniem całego domu, a następnego dnia mieli przybyć pozostali członkowie rodziny oraz przyjaciele.
-Arturze, skończyłeś przygotowywać pokój dla Rona i George’a?
-Jak to?! Dla nich? Razem?
-No tak, myślałam, że zatrzymają się w pokoju George’a i…- głos jej się na chwilę załamał na wspomnienie zmarłego syna- …i Freda.
                Molly wyraźnie spochmurniała. Mimo że minęło ponad pół roku, to ciągle było tak bardzo bolesne, rany się jeszcze nie zagoiły i kobieta nie była pewna czy kiedykolwiek zdoła się z tego wykaraskać. Zresztą cała rodzina była w podobnej sytuacji.
                Jej mąż podszedł do niej i objął ją w pasie. Gospodyni odwróciła się do niego i popatrzyła smutno w jego oczy. On też ciągle cierpiał. Oparła głowę na jego piersi, a on cmoknął ją w czoło. Trwali tak przez chwilę, upamiętniając losy swojego dziecka, które zginęło honorowo, walcząc o dobro innych.
-Wiesz, kochanie- powiedział po pewnym czasie pan Weasley- Myślałem, że Ron będzie w jednym pokoju z Hermioną.
-Jak to?! To kto będzie spał u Ginny?
-No… Harry- mężczyzna popatrzył na wrogą minę małżonki- Rybko, oni są już na tyle dorośli, żeby móc spać, no… w jednym pomieszczeniu. W końcu wiemy, że się spotykają.
-Jak ty to niby widzisz, Arturze?! Co z pozostałymi?!
-No… Ron z Hermioną będą u niego, Harry z Ginny u niej, Bill z Fleur w jego dawnym pokoju, George będzie spał u siebie, Percy razem z Charliem, a Andromeda z Teddym zatrzymają się w pokoju Percy’ego. 
-Nie podoba mi się to. Uważam, że zarówno Ron i Hermiona, jak i Harry i Ginny nie są gotowi…
-O co ci właściwie chodzi? Czego ty się boisz?
-Oj, przestań, doskonale wiesz o co mi chodzi! Też kiedyś byliśmy młodzi.
-Sądzę, że nic się nie stanie. Poza tym, my cały czas będziemy za ścianą- zrobił pauzę, a kiedy zobaczył, że ją przekonał, dodał z zawadiackim uśmiechem, łapiąc ją w talii- Doskonale pamiętam czasy, gdy byliśmy młodzi… I co wtedy robiliśmy.
-Arturze!- zawoła kobieta, siląc się na gniew, ale to wspomnienie spowodowało, że się zarumieniła.
                Mężczyzna uśmiechnął się szerzej, a w jego oczach pojawiła się wesoła iskierka. Cmoknął żonę w usta, na co ona jeszcze bardziej poczerwieniała. Zwykle nie mieli  czasu na takie czułości. Po chwili się opamiętali, a gospodyni stanowczo powiedziała:
-Wracaj do pracy!
-Oczywiście- mrugnął do niej i odszedł.
                Pani Weasley powróciła do poprzedniego zajęcia i wtedy ujrzała w kominku zielony płomień. „Nareszcie” mruknęła sama do siebie i stanęła naprzeciwko ognia, wyczekując gości.
                Po chwili przed jej oczami stanął najpierw George, dobrze zbudowany, wysoki, rudowłosy mężczyzna, o brązowych oczach, łagodnych rysach i z wesołym uśmiechem, zza niego wyłonił się Ron, bardzo podobny do brata, może trochę niższy, o wyraźniejszych rysach, z niebieskimi oczami.
-Cześć, mamo- zawołał George, podszedł do matki i pocałował ją w policzek.
                Ron uczynił to samo, po czym oboje zasiedli przy stole, a Molly przygotowała dla nich obiad i zaparzyła herbaty. Po chwili do kuchni wrócił Artur i również przywitał się z synami. Później wszyscy usiedli, aby spożyć posiłek.
-Dlaczego zajęło wam to tyle czasu?
-Ale co?- spytał Ron.
-No podróż- gospodyni pokazała im zegar, na którym wskazówka z Georgem i Ronem  właśnie znajdywała się na napisie „w domu”- Od ponad godziny wskazywał, że jesteście w drodze.
-Wiesz, mamuś, musieliśmy jeszcze załatwić parę rzeczy na Pokątnej, ale to nieistotne- powiedział starszy- Lepiej powiedzcie co tam u was?
                No i tak zaczęła się rozmowa, która trwała dosyć długo. No w każdym razie dopóki Molly nie zagoniła wszystkich do sprzątania, a sama nie zajęła się gotowaniem.
*
                W Hogwarcie już świeciło pustkami. Co prawda odbyły się jeszcze tego dnia lekcje, ale były one skrócone, a tuż po nich odjeżdżał pierwszy pociąg do Londynu (w tym roku kursował kilka razy). Teraz była już 17, więc uczniów zostało naprawdę niewielu. Dziś miał się odbyć jeszcze jeden kurs, o 18.30, a ostatni odjeżdżał następnego dnia o 11.
                W pewnym dormitorium panowało szczególne zamieszanie. Dziewczyny były kompletnie w sosie, a za półtorej godziny miały pociąg. Pospiesznie pakowały się i przygotowały do wyjazdu. Żyło im się bardzo dobrze od kiedy mogły zamieszkać razem, za zgodą pani dyrektor.
-Ginny, nie widziałaś mojej książki?
-Nie… Hermiono…- wysapała Weasleyówna próbując zamknąć swój kufer- Nie widziałam jej.
                W końcu udało jej się zapiąć bagaż i dumna usiadła na łóżku. Była drobna, ale wysoka. Jej długie rude włosy związane były w kucyk, miała na sobie zieloną sukienkę. Jej towarzyszka była ubrana na biało, jej loki swobodnie opadały na plecy, miała orzechowe oczy, jej twarz była skupiona na poszukiwaniach zagubionej lektury. Kiedy w końcu ją odnalazła, w całym tym bałaganie, spoczęła obok przyjaciółki z satysfakcją.
 -Mam!
-Super- odparła ruda bez większego entuzjazmu- Hermiono, zaraz spóźnimy się na pociąg.
-Nie- zaprzeczyła Granger- Już jesteśmy prawie gotowe!
                Wstała i dopakowała ostatnie drobiazgi do bagażu podręcznego. Potem posprzątała wszystkie rzeczy, których nie brała ze sobą. Gotowa, stanęła na środku pokoju i z szerokim uśmiechem popatrzyła na przyjaciółkę.
-Co się stało, Gin?- spytała, widząc jej smutną minę.
-Nie wiem… nie chcę tam jechać.
-Chyba sobie żartujesz? Dlaczego? Spotkasz się z rodziną, z Harrym…
-No właśnie! Ja… Ja chyba nie chcę go widzieć.
-Czemu?
-Ostatnio praktycznie nie pisaliśmy. Mam wrażenie, że kolejny rok rozłąki to za dużo. Wcześniej, kiedy jeszcze pisaliśmy, czasem mi się wydawało, że nie mamy wspólnych tematów, a teraz nasz kontakt praktycznie się urwał. Nie chcę spędzać świąt w takiej atmosferze, wiedząc, że wszystko się psuje.
-Myślę, że trochę dramatyzujesz- odparła, jak zwykle, trzeźwo myśląca Hermiona- Może właśnie te święta sprawią, że znowu się do siebie zbliżycie. A poza tym, chyba nic takiego się między wami nie wydarzyło, prawda?
-No… no nie.
-No, to nie marudź i nie smuć się! Musimy zdążyć na pociąg.
                Po tych słowach obie pospiesznie opuściły pokój i pobiegły przed szkołę, gdzie czekały powozy, które ciągnęły testrale, aby zawieść je prosto na peron.
*
                Była już 19, a do Nory przyjeżdżało coraz więcej osób. Przybył już Charlie, Percy i Harry. Czekali już tylko na dziewczyny, bo Bill z Fleur i Andromeda z wnukiem mieli przyjechać następnego dnia. Molly wciąż krzątała się po kuchni, lecz zatrudniła również do pomocy Charliego, który wyraźnie nie był z tego zadowolony. Pozostali sprzątali, a przynajmniej mieli to robić.
                Dlatego też Harry i Ron udali się do dawnego pokoju rudzielca, pod pretekstem, że przygotują go i inne na przyjazd gości. Niemniej nie do końca spełnili swoją obietnicę, bo siedzieli teraz na łóżku Weasleya i grali w szachy.
-Trzeba będzie wystawić łóżko polowe- zauważył Harry.
-No wiem, w końcu rodzice nie zgodzą się, żeby Hermiona spała ze mną na jednym łóżku- odparł rudzielec, zastanawiając się nad kolejnym ruchem.
-Jak to Hermiona? A ja?
-Wyluzuj stary- zaśmiał się Ron- Ty będziesz u Ginny, to chyba dobrze, nie?
-Taa…
                Czarnowłosy zamilkł, czuł, że ostatnio nie układa się im zbyt dobrze. Jego dziewczyna sprawiała wrażenie jakby świetnie bawiła się bez niego w Hogwarcie. Ostatnio w ogóle przestała pisać. Do tej pory nie miał za bardzo czasu, żeby się tym przejmować, ale teraz były święta, a on nie miał ochoty spędzać ich z Ginny, wiedząc, że tak naprawdę wcale nie jest dla niej zadawalającym towarzystwem, że tylko odlicza dni do odjazdu.
-Co jest?- spytał Weasley.
-Nie, nic.
-Weź nie ściemniaj! Akurat mnie nie oszukasz.
-Myślisz, że Ginny mnie kocha?- spytał prosto z mostu.
-Wiesz- odparł rudzielec, trochę zaskoczony pytaniem- Myślę, że tak, ale skoro pytasz, to znaczy, że musi się coś złego dziać.
-Ostatnio nie mogliśmy złapać ze sobą zbyt dobrego kontaktu. Te nasze listy były takie… mdłe, suche, pozbawione jakichkolwiek emocji, tęsknoty. Mam wrażenie, że ona mnie już nie potrzebuje.
-Nie przesadzaj. Wiadomo, że inaczej jest jak się rozmawia wprost, będąc blisko, a inaczej pisząc listy, które przebywają tysiące kilometrów.
-No tak, ale, powiedz mi szczerze, kiedy piszesz z Hermioną, nie czujesz, że przestało jej na tobie zależeć, prawda?
-No nie.
-No więc widzisz, a ja niestety się tak czuję.
                Zapadła cisza. Każdy powoli analizował tą rozmowę i cały jej sens. Myśleli by nad nią pewnie dalej, gdyby Molly nie zawołała ich do pomocy.
*
                Było już ciemno kiedy George Weasley samotnie przemierzał pola, dążąc do pobliskiej wioski. Nie chciał tego spotkania, ale nie mógł jej po raz kolejny spławić, to byłoby naprawdę… no po prostu bezczelne. A w końcu darzył ją pewną, nawet dość dużą sympatią, w szkole się w niej podkochiwał, nie mógł teraz udać, że jej nie zna.
                Doszedł do jedynej, znajdującej się w tym miejscu karczmy. Gdy przekroczył jej próg, uderzył go zapach alkoholu i papierosów, a ludzie wokół głośno rozmawiali. To był mugolski bar, więc nawet nie próbował dostrzec jakichś znajomych twarzy, oprócz jednej…
Siedziała przy stoliku, koło okna i wpatrywała się w padający śnieg. Jej szaroniebieskie oczy, przypominające wzburzony ocean, były smutne . Jej krucze włosy spięte były w ciasny kok, a na sobie miała srebrną, dopasowaną sukienkę. Wyglądała przepięknie! A jednak George bardzo nie chciał do niej podchodzić.
Ale wtedy to ona go zauważyła i pomachała do niego. Nie miał wyboru, musiał do niej pójść. Kiedy doszedł do stolika, wstała. Chciała go uściskać, ale on nieznacznie się odsunął. Oboje usiedli.
-Co u ciebie, Angelino?- zagaił chłopak.
-Dobrze, dziękuję, że pytasz. A u ciebie?
-Też dobrze.
                Zapadła cisza. Dziewczyna uparcie wpatrywała się w towarzysza, a on, nieco skrępowany, odwrócił wzrok. Nie wiedział, po co chciała się z nim spotkać, ale wciąż był przekonany, że to nienajlepszy pomysł. Naprawdę nie miał siły się jej tłumaczyć, ale ona oczekiwała wyjaśnień.
-Unikasz mnie, George.
-Nie, wydaję ci się.
-Proszę cię, nie próbuj zmyślać. Wiem, że nie chcesz mnie widzieć, tyle razy dałeś mi to jasno do zrozumienia. A więc dobrze, odczepię się, ale dopiero wtedy, gdy powiesz mi prosto w twarz, czemu się tak zachowujesz?
                Już zapomniał za co ją tak lubił. Była cholernie bezpośrednia, nigdy nie owijała w bawełnę. Kiedyś byli naprawdę blisko, była dla niego przyjaciółką. Ufał jej, prawie tak bardzo jak Fredowi. Wiedział, że też wiele dla niej znaczył, ale wszystko się zmieniło po bitwie.
-Chyba zasługuję na to, żebyś powiedział mi prawdę?- naciskała.
-Dobrze, powiem ci. Masz rację, unikałem cię.
-Ale czemu? Co zrobiłam nie tak?
-Nic. To nie twoja wina. To chodzi o mnie- dziewczyna przewróciła oczami, ale George zgromił ją wzrokiem- Mówię poważnie! Nie rozumiesz tego?! Nawet nie wiesz ile dla mnie znaczysz! Zawsze byłaś częścią mojego życia, w wakacje odliczałem dni do spotkania z tobą, na lekcjach gapiłem się na ciebie, żeby odnaleźć twój uśmiech, który dodawał mi siły, cały wolny czas spędzałem z tobą!
-Więc o co chodzi?!
-O Freda! Już o nim zapomniałaś?! Tak bardzo mi go przypominasz, przecież byłaś jego dziewczyną, byliście nierozłączni, wszędzie gdzie byłaś ty był i on, a teraz… teraz, gdy widzę ciebie, czekam aż wyjdzie zza twoich pleców, aż się uśmiechnie, rzuci jakąś ciętą uwagę, będziemy się śmiać… Ale wiesz co?! Jego nie ma!
                Weasley był na skraju wyczerpania. Od pogrzebu zatracił się w pracy i było dobrze, ale teraz miał dużo czasu, wręcz za dużo, bo zaczynał wspominać, przez co o wiele bardziej cierpiał. I wiedział, że jej też jest przykro, a z każdym jego słowem jej oczy coraz bardziej się szkliły. On też miał ochotę płakać. Zamknął oczy, na siłę powstrzymując łzy. Kiedy je otworzył, zobaczył, że Angelinie się to nie udało. Opierała łokcie o stół, a twarz skryła w dłoniach. Słychać było cichy szloch. George poczuł wyrzuty sumienia. Każde jego słowo było prawdą: Angelina była dziewczyną jego brata, kochała go, może planowali razem przyszłość. Dla niej to również była ogromna strata, a Weasley tylko rozdrapał powoli gojące się rany.
                Nie mógł pozwolić, żeby płakała. Podszedł do niej i objął ją ramieniem. Instynktownie się do niego przytuliła. Poczuł, że po jego policzkach też spływa kilka pojedynczych łez. Oboje tak bardzo tęsknili. Objął ją jeszcze mocniej, a ona zaczęła rzewniej płakać. Była silna, ale każdy ma jakieś granice bólu, a jej właśnie zostały przekroczone. Nawet nie próbowała się powstrzymywać. Chłopak cmoknął ją w czubek głowy i wyszeptał: „przepraszam”. Poczuł, że wstrząsa nią dreszcz. Długo tak trwali. W końcu dziewczyna się uspokoiła. Chłopak wrócił na swoje miejsce, a ona pospiesznie wyciągnęła chusteczkę z torebki i doprowadziła się do porządku. Potem popatrzyła na przyjaciela z kamienną miną.
-Jak w ogóle śmiesz twierdzić, że o nim zapomniałam?!
-Ja przepra…
-Nie przerywaj mi! Wyobraź sobie, że nie zapomniałam i nigdy nie zapomnę! Ja zawsze będę go kochać! Wiem, że dla ciebie to była olbrzymia strata, ale dla mnie też. Naprawdę myślałam, że to ten jedyny, że po wojnie ułożymy sobie wspólnie życie… Ale jego nie ma, a ja nie chcę stracić także ciebie. Proszę, pozwól nam odbudować naszą przyjaźń. Naprawdę cię potrzebuję i wiem, że ty mnie też.
-Masz rację. Bardzo za tobą tęskniłem.
                Dziewczyna uśmiechnęła się. Bardzo jej go brakowało. Pragnęła, żeby było jak dawniej i wreszcie poczuła, że jest to możliwe.
-Więc dasz mi szanse?
-Tak.
                Dotknął jej dłoni, która leżała na stoliku i splótł ją z własną. Nic więcej nie musieli mówić, słowa były zbędne. Oboje wiedzieli, że teraz może być już tylko lepiej.
*
                Była już prawie 22, a w Norze nikt nie szykował się do snu. Wręcz przeciwnie wszyscy byli pobudzeni. Gospodyni wciąż szykowała kolacje wigilijną, a resztę goniła do pracy, choć wcale to nie był takie proste, bo żadnemu z jej synów nie chciało się sprzątać.
-Gdzie są dziewczyny?
                Charlie, który aktualnie siedział przy kuchennym stole, nie wiedział czy matka pyta się raczej jego czy samą siebie. Wiedział, że jest zdenerwowana i zmęczona tymi przygotowaniami, więc postanowił ją trochę uspokoić.
-Mamuś, pewnie zaraz będą, nie martw się.
-Masz rację. To może zawołamy Harry’ego i Rona, na pewno będą chcieli się z nimi szybko zobaczyć.
                Rudzielec upił łyka herbaty. Nie powiedziałby o sobie, że jest synkiem mamusi, bo tak naprawdę nigdy się jej nie słuchał, ale zawsze lubił z nią rozmawiać. Była taka bezpośrednia, nic przed nim nie ukrywała i w sumie chyba najbardziej lubił jej towarzystwo z całej rodziny.
-To oni są na serio razem?
-Harry… z… Ronem?!- Molly zakrztusiła się wodą.
-Nie, mamuś- zaśmiał się chłopak- Harry z Ginny, a Ron z Hermioną.
-A, rozumiem- gospodyni odetchnęła z ulgą, a jej syn zaczął się śmiać- Nie śmiej się!- spojrzała na niego z naganą, a on się uspokoił- Tak, są razem.
-To super, bo tak naprawdę, w życiu nie znalazłbym dla Ginny lepszego kandydata niż Harry.
-Tak, to prawda. To chyba najlepsze, co mogło ją spotkać. A tak się bałam, że zacznie chodzić z kimś nieodpowiednim.
-No właśnie, a Hermiona też przecież jest świetna i może Ron przy niej trochę zmądrzeje.
-Pewnie masz rację, synku, oni doskonale do siebie pasują. Mam nadzieję, że im się uda. Byłabym wniebowzięta, gdyby Hermiona została moją synową.
-Mamo, nie za wcześnie trochę, żeby mówić o ślubie?
-No może i tak, ale przecież oboje są pełnoletni, Hermiona niedługo skończy szkołę, nie można za długo czekać. A co z tobą, kochanie?
-Jak to?
-No… masz jakąś dziewczynę?
-Mamo!
-Nie złość się na mnie, po prostu chciałabym, żebyś ty sobie też ułożył życie.
-Moje życie jest idealnie poukładane!
-Ale nie czujesz się samotny?
-Nie!
                Molly już chciała coś odpowiedzieć, ale wtedy zauważyła, że w kominku pojawiają się zielone ogniki. Po chwili pojawiła się w nich Ginny, a zaraz za nią Hermiona. Gospodyni rzuciła się, żeby je uściskać. Potem przywitał się z nimi Charlie. Dziewczyny usiadły przy stole, były wyraźnie zmęczone podróżą.
-Dobrze się jechało?
-Tak, tylko wiesz, że ja nie znoszę takich długich tras- odparła Ginny.
-To na pewno coś zjecie?
-Z przyjemnością.
                Pani Weasley podała im kolacje, a pozostali członkowie rodziny zaczęli schodzić się do kuchni i witać z przybyłymi. Zaczęła się wesoła pogawędka. W między czasie nawet George zdążył wrócić do Nory. Bardzo dobrze im się rozmawiało, tyle czasu się nie widzieli. Ale kogoś brakowało…
-Mamo, gdzie jest Ron, no i… Harry?- spytała Gin.
-Nie wiem, kochanie, zaraz ich zawołam.
                Tak też, po 5 minutach, do kuchni wkroczyli chłopcy. Na widok dziewczyn stanęli jak wryci. Hermiona uśmiechnęła się szeroko. Podeszła najpierw do Harry’ego i cmoknęła go w policzek, a potem rzuciła się na szyję Ronowi. Chłopak był przeszczęśliwy. Delikatnie ją uniósł i okręcił się kilka razy, przez co brązowowłosa pisnęła. Po chwili przypomnieli sobie, że znajdują się w towarzystwie całej rodziny i, oboje zarumienieni, odsunęli się od siebie.
                Ginny wstała dosyć niepewnie. Jej spojrzenie skrzyżowało się ze wzrokiem Harry’ego. Oboje byli przygnębieni. Ron podszedł do niej i ją uściskał. Potem zapadła cisza, jakby wszyscy oczekiwali, co zrobią. Potter podszedł do swojej dziewczyny i pocałował ją w policzek. „I to tyle?!” pomyślała rudowłosa, bo to ich powitanie było dosyć zdystansowane, w porównaniu do reakcji Rona i Hermiony.
                Później wszyscy usiedli do stołu. Rozpoczęła się jakaś rozmowa. Nikt nie komentował zachowania ani Harry’ego, ani Ginny, lecz można było wyczuć, że coś jest nie tak.
*
-Mówiłam ci! Wszystko się spieprzyło!
-Ginny, uspokój się!
                Dziewczyny siedziały w pokoju rudowłosej. Sama „lokatorka” niespokojnie kręciła się po sypialni. Działo się dokładnie to, czego się obawiała. Cała magia świąt prysła, a ona myślała tylko o tym, że chciałaby już wrócić do Hogwartu.
-Nie mam zamiaru, Hermiono. Co to w ogóle było?!
-Nie wiem, czemu się tak denerwujesz, przecież się z tobą przywitał.
-Tak, przywitał! Tak samo jak przywitał się z tobą! Bez urazy, Hermiono, ale przecież jestem jego dziewczyną, zasługuję chyba na coś więcej!
-Może nie chciał za bardzo okazywać uczuć przy twoich rodzicach.
-Akurat! On…
                Wtedy rozległo się pukanie. Weasleyówna wrogo popatrzyła na drzwi i warknęła: „proszę”. Ukazał im się najpierw Ron, a zaraz za nim przyczłapał Harry. Weasley radośnie usiadł obok swojej dziewczyny, natomiast Potter spoczoł na jakimś krześle przy ścianie.
-Przeszkadzamy wam?
-Nie- odparła pogodnie Granger, rzucając przy tym przyjaciółce ostrzegawcze spojrzenie- Ale jest już prawie północ, nie idziecie spać?
-Mieliśmy zamiar- odparł z uśmiechem rudzielec- Ale wiesz, że dziś śpisz u mnie?
-Co?!
-Spokojnie- zaśmiał się Ron- Na osobnym łóżku.
-Ale… Twoi rodzice się zgodzili?
-Sami to zaproponowali, więc mam zamiar skorzystać z tej okazji.
                Rudzielec cmoknął swoją dziewczynę w policzek. Ginny miała się już zapytać, co w takim razie z Harrym, kiedy zrozumiała, że ma nocować u niej. „No pięknie” pomyślała. Zanim zdążyła zaprotestować Ron i Hermiona już wyszli.
                Kiedy byli na klatce schodowej, dziewczyna zatrzymała Weasleya i spytała z niepokojem:
-Serio, to propozycja twoich rodziców?
-Tak! A co boisz się?- chłopak uśmiechnął się zawadiacko.
-Nie, Ronaldzie!- odparła brązowowłosa, rumieniąc się- Ale chyba między Harrym i Ginny, no wiesz… chyba im się nie układa.
-Wiem o tym, dlatego też mają całą noc na to, żeby się dogadać.
-Sprytny jesteś- zażartowała Hermiona.
                Ron spojrzał na nią z udawaną urazą, ale ona tylko się zaśmiała i pociągnęła go w kierunku jego pokoju.
*
                Nadszedł kolejny dzień, wigilia  Bożego Narodzenia. Wszyscy domownicy powoli schodzili się do kuchni na śniadanie. Była może 10, ale i tak poszli późno spać.
                Hermiona nie udała się prosto do kuchni, ale przeszła po cichu do salonu, aby położyć prezenty pod choinką. Zobaczyła już całkiem sporo pakunków, więc dołożyła też swoje. Przez chwilę trzymała w rękach prezent dla Rona. Zastanawiała się, czy będzie mu się podobać, długo męczyła się nad tym, żeby coś dla niego znaleźć, ale wciąż nie była pewna czy to dobry pomysł.
-Dzień dobry!
                Poczuła, że ktoś obejmuje ją w talii i całuje w policzek. Odwróciła głowę i uśmiechnęła się do swojego chłopaka. Tak bardzo cieszyła się, że wreszcie są razem. Bez niego pobyt w Hogwarcie był udręką. Dotknęła jego dłoni, splecionych na jej brzuchu. Była naprawdę szczęśliwa.
-Dla kogo ta paczka?- spytał chłopak z zainteresowaniem, wskazując na pudełko w jej ręku.
-A co to za pytania? Nie interesuj się!- zażartowała dziewczyna.
-Ok, to już wiem, że dla mnie.
-Idiota.
                Rudzielec zaśmiał się, potem oparł brodę na jej ramieniu. Stali tak, wpatrując się w choinkę, stojącą na tle okna, zasypanego śniegiem. Wyglądało to naprawdę magicznie. Cieszyli się każdą sekundą, którą mogli spędzić ze sobą. Nie umieli się sobą nacieszyć, a nawet taka drobna czynność, jak ta, wprawiała ich w niesłychaną euforię.
-Ron, Hermiona, chodźcie na śniadanie!- zawołała ich Molly.
                Niechętnie podążyli do reszty rodziny, a tuż za nimi wszedł Harry. Zasiedli przy stole i dołączyli do rozmowy na temat Hogwartu.
-A gdzie Ginny?- spytał George.
-Późno wczoraj zasnęła- mruknął Harry.
                Nikt tego nie skomentował, ale Ron i Hermiona posłali sobie porozumiewawcze spojrzenia. Wszyscy powrócili do śniadania, a później rozeszli się do swoich prac.
*
                Harry był naprawdę zmęczony, sprzątnął z panem Weasley jego szopę i miał wrażenie, że zaraz się przewróci. Była już prawie 15, wiec postanowił zacząć się przygotowywać. Czuł, że nogi odmawiają mu posłuszeństwa i zasypia na stojąco. Też późno zasnął, cały czas myślał o Ginny. Wiedział, że ona też nie śpi, ale żadne z nich nie odważyło się, żeby rozpocząć rozmowę.
                Stanął przed jej pokojem. Był przekonany, że państwo Weasley chcieli dobrze, pozwalając im mieszkać przez ten tydzień w jednym pokoju, ale był zły. Kiedy nocował u Rona był bardziej niezależny i po sprzeczkach z Ginny nie musiał przebywać w jej pobliżu. Teraz byli na siebie skazani. Zapukał, a kiedy usłyszał zaproszenie, przekroczył próg.
                Rudowłosa siedziała na swoim łóżku i kończyła pisać list. Nie zwróciła na chłopaka najmniejszej uwagi, dlatego podszedł on do swojego łóżka i zaczął wyciągać ubrania na wieczór ze swojego kufra. Denerwowało go, że Ginny była tak blisko, a nie mógł do niej podejść, przytulić, pocałować…
                W pewnym momencie tak go wkurzyła ta myśl, że cisnął o łóżko swoją wodę kolońską, która stoczyła się na podłogę i z hukiem rozwaliła w drobny mak. Weasleyówna aż podskoczyła ze strachu, ale Harry ją zignorował. Machnął różdżką, a szkło wróciła do swojej pierwotnej postaci i wpadło w jego rękę.
                Dziewczyna wciąż patrzyła na niego z pewnym strachem, ale też złością. Potter miał dosyć, odłożył wodę na stolik i również posłał towarzyszce wrogie spojrzenie.
-Dobra, porozmawiajmy- powiedział poirytowany- O co ci chodzi?
-O co mi chodzi?! O co chodzi tobie?- odparła walecznie Gin.
-Zachowujesz się tak, jakbym ci przeszkadzał. Nie rozumiem. Co tak naprawdę się zmieniło?
-Mogłabym się ciebie spytać o to samo! Bądźmy szczerzy, już od jakiegoś czasu jest nie tak. Prawie przestałeś pisać.
-Bo byłem zajęty! Ale ty też nie pisałaś, mimo że czekałem!
-Wyobraź sobie, że też miałam co robić!
                Zapadła cisza. Oboje byli wściekli. Patrzyli się na siebie z nieukrywaną złością. W sumie żadne z nich nie wiedziało, czemu aż tak bardzo się tym denerwowali.
-Powiedz mi to prosto w twarz, Harry- zaczęła dziewczyna- Masz kogoś, prawda?
-Co?!- chłopak wyglądał, jakby przed chwilą walnął go tłuczek.
- No spotykasz się z kimś?!
-Nie… to znaczy tak! No z tobą! Przynajmniej tak mi się wydawało…
-To dlaczego jest tak beznadziejnie?- jęknęła.
-Nie wiem…
                Znowu zapadła cisza. Ta sytuacja była naprawdę męcząca. Dlaczego zaczęli wątpić w swoją uczciwość, zaufanie, miłość? Ginny westchnęła głęboko. Harry zbliżył się do niej.
-Posłuchaj mnie, przysięgam ci, że z nikim innym się nie spotykam, tylko ty się dla mnie liczysz. Uwierz mi, ta sytuacja jest nie do zniesienia, a najbardziej mnie wkurza, że nie wiem, co spowodowało, że jest źle.
-Wiem, Harry, mnie też to denerwuje. Nie rozumiem, co się stało. Może po prostu przerasta nas związek na odległość…
-Nie pozwolę ci odejść, jeśli to sugerujesz!
-Nie… po prostu zastanawiam się, jak mamy sobie z tym poradzić.
                Potter usiadł na podłodze przed swoją dziewczyną. Popatrzył jej w oczy. Ona naprawdę się tym martwiła. Wziął jej rękę w swoje dłonie i przyłożył do swoich ust. Ginny uśmiechnęła się, kiedy ją pocałował. Był taki delikatny, czuły. Nie mogła pozwolić na to, żeby kłócili się przez jakąś błahostkę.
-Kocham cię- wyszeptała.
-Ja ciebie też- odparł, zaskoczony tą zmianą tematu.
                Wpatrywali się w siebie z radością i czułością. Wiedzieli, że chcą być razem, jak najdłużej się tylko da. W pewnym momencie Potter podniósł się i pociągnął dziewczynę, żeby zrobiła to samo. Rudowłosa spojrzała na niego ze zdziwieniem, ale on tylko uśmiechnął się tajemniczo. Wyjął różdżkę z kieszeni i machnął nią w kierunku sufitu. W jednej chwili nad ich głowami pojawiła się jemioła. Weasleyówna się zaśmiała.
-To jemioła, Gin, nie można jej ignorować.
                Dziewczyna pokręciła z rozbawieniem głową. Ujęła jego twarz w dłonie i cmoknęła go w usta. Kiedy odsunęła się kawałek zobaczyła jego pełny niedowierzenia wzrok.
-Tylko tyle?
-No wiesz co!- parsknęła.
                Chłopak zaśmiał się i objął ją w pasie, zmuszając ją, żeby się do niego zbliżyła. Potem złożył na jej ustach bardzo namiętny pocałunek.
*
                Kolacja wreszcie się rozpoczęła. Panował wesoły gwar. Do domowników przybyła również Andromeda ze swoim wnukiem i Bill z małżonką. Wszyscy byli szczęśliwi, że mogą spędzić trochę czasu razem. Żartom nie było końca.
                Hermiona właśnie wysłuchiwała opowieści pani Weasley, jak to jej najmłodszy syn próbował jako dziecko użyć różdżki swojego ojca, co skończyło się tym, że matka znalazła go w salonie, płaczącego, wiszącego pod sufitem głową w dół. Ron, oczywiście czerwony na twarzy, tłumaczył, że Molly wszystko poprzekręcała, co spowodowało jeszcze większy śmiech rodziny i znajomych.
W pewnym momencie dziewczyna poczuła coś na swojej nodze. Spojrzała do stół i zauważyła, że na jej stopie siedzi Teddy i bawi się jej rajstopami. Brązowowłosa uśmiechnęła się na jego widok i zawołała do Andromedy, siedzącej zupełnie w innym końcu stołu:
-Andy, nie zgubiłaś kogoś?
-O nie! Przepraszam cię, Hermiono, już po niego idę!
-Nie, nie trzeba. Chciałam, żebyś po prostu wiedziała, gdzie jest.
                Granger wyciągnęła chłopca z pod stołu. Chyba myślał, że zrobił coś złego, bo patrzył się na nią wystraszony, ze skruszoną miną.
-I co rozrabiako?- zagadnęła go dziewczyna.
                Ted wyczuł, że się nie gniewa i również pokazał swój bezzębny uśmieszek. Hermiona zaczęła z nim gadać i się bawić. Nie dziwiła się, że chłopiec nudzi się w towarzystwie samych dorosłych. Miał dopiero trochę ponad pół roku. Brązowowłosa przesiadła się z nim na kanapę i swoją różdżką wyczarowywała różowe bąbelki, które bardzo go intrygowały.
                Ron patrzył na swoją dziewczynę z nieukrywanym zachwytem. Wyglądała przepięknie z dzieckiem na kolanach. Cały czas się uśmiechała. Widać było, że kocha maluchy, a i Teddy bardzo ją polubił. Miała świetne podejście. Chłopak zaczął się zastanawiać jak by to było, gdyby kiedyś mieli razem dzieci. Na pewno byłaby świetną matką.
-To co, kochani, chyba czas na prezenty?- powiedziała gospodyni.
-Zaczekaj jeszcze chwilę, mamo- powiedział Bill.
                Zapadła cisza. Wszyscy wpatrywali się w najstarszego syna państwa Weasley. Chłopak natomiast spojrzał się na swoją małżonkę. Jej mina była nie pewna, ale pokiwała głową. Rudowłosy pocałował jej dłoń, aby dodać jej otuchy. Potem popatrzył na zebranych przy stole. Każdemu spojrzał prosto w oczy, po czym rzekł:
-Mamy dla was dobrą wiadomość- Fleur jest w ciąży!
                Na sekundę ponownie zrobiło się cicho, ale potem wszyscy zaczęli się cieszyć, gratulować, a nawet klaskać. Molly podeszła do syna i jego żony i mocno ich uściskała. Później każdy osobno im gratulował. W końcu gospodyni, ledwo powstrzymując płacz, powiedziała:
-No dobrze, to otwórzmy wreszcie te prezenty!
                Wszyscy ruszyli w kierunku choinki. Pan Weasley założył czapkę Mikołaja i rozdawał podarunki. Teraz radość była jeszcze bardziej widoczna. Biesiadnicy zostali już w salonie, puścili muzykę i zaczęli śpiewać, a potem nawet tańczyć.
-Chodź- powiedział Ron do swojej dziewczyny.
                Panował taki gwar, że nikt i tak nie zauważyłby ich nieobecności. Poszli więc na górę, do pokoju rudzielca. Było tu bardzo cicho, zwłaszcza w porównaniu z zamieszaniem panującym w salonie. Hermiona usiadła na swoim łóżku i wpatrzyła się z wyczekiwaniem w rudzielca. Chłopak wyjął z szafki biurka pudełko.
-To dlatego nie było prezentu o ciebie! Już myślałam, że o mnie zapomniałeś- zażartowała brązowowłosa.
-Chciałem ci to dać osobiście. Sam nie otworzyłem jeszcze twojego prezentu- Ron wskazał na pakunek, leżący na jego kolanach.
                Dziewczyna uśmiechnęła się i w tym samym momencie zaczęli rozpakowywać swoje prezenty. Granger zaniemówiła, kiedy zrozumiała, co dostała od rudzielca. Był to album ze zdjęciami, tylko ich, a obok wpisane były fragmenty listów, które wzajemnie do siebie wysyłali przez te wszystkie lata. Przerzuciła kartki, zatrzymała się na stronie, gdzie była ich fotografia z ostatnich wakacji i fragment wiadomości od niej, z początku września: „Rok rozłąki to bardzo dużo, ale wytrzymamy. Musimy wytrzymać! Bo ja nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie”.  Uśmiechnęła się:
- Wytrzymaliśmy już pół roku.
                Chłopak odwzajemnij jej uśmiech, po czym rozpakował swój prezent. W środku była mini makieta stadionu do quiditcha, który znajdował się w Hogwarcie. Nad nim latali miniaturowi zawodnicy z drużyny Gryffindoru i Hufflepuffu. Skład drużyny Gryfonów był taki, jak w 5. klasie. Ron wpatrywał się z zafascynowaniem w swój prezent.
-Wiem, że to może nie jest jakiś praktyczny prezent, ale chciałam, żeby ci przypominał dobre czasy i to jak zaczęła się twoja przygoda z quiditchem. Jeśli ci się nie podoba, to…
-Hermiono, to jest genialny prezent! Nie wiem, jak wpadłaś na ten pomysł, ale jest naprawdę świetny.
                Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. Ron popatrzył na nią. Tak dobrze się znali, tyle lat. Usiadł obok niej. Odwróciła głowę. Dotknęła jego policzka. Tak bardzo cieszyła się, że może z nim spędzić trochę czasu. Chłopak oparł czoło o jej. Przez chwile po prostu napawali się swoją obecnością, a potem zatonęli w pocałunku. Było to namiętne, czułe. Ich usta, ciała był spragnione siebie. Z każdą sekundą ich ruchy stawały się coraz pewniejsze, bardziej gwałtowne, instynktowne, namiętne. Zatracali się w sobie, wiedząc, że niedługo czeka ich ponowne rozstanie.
                Rudzielec pchnął dziewczynę delikatnie, tak, żeby położyła się na łóżku. Pochylił się nad nią i ponownie pocałował. Później cmoknął ją w policzek, potem szyję, obojczyk, dekolt, a na końcu powrócił do ust. Całowali się bez opamiętania, jakby to miał być ostatni raz. Chłopak przejechał rękę wzdłuż jej ciała, wzdłuż tali, potem po udzie. Dziewczyną wstrząsnął dreszcz. Poczuła niesamowite gorąco. To on tak na nią działał. Ron ponownie cmoknął jej szyję, raz, drugi, trzeci… Myślała, że umrze z rozkoszy. Jej ręce błądziły po jego włosach i plecach. Oddychała głęboko. Nie mogła się powstrzymać, zaczęła rozpinać guziki jego koszuli. Weasley, jeszcze przez nią zachęcony, ponownie pocałował ją w usta, długo, namiętnie, a może nawet trochę brutalnie. Przejechał dłonią po jej udzie, a ona jęknęła.
-Hermiono- wyszeptał, odsuwając się od niej,
-Mmm…?
-Wyjdź za mnie!
-Co?!- dziewczyna otworzyła szeroko oczy i usiadła na łóżku.
-Wiem, że to szalone, ale nie mówię, że teraz. Dopiero jak skończysz szkołę, tak bardzo cię kocham i…
-Ron- przerwała mu- Ja i tak bym powiedziała „tak”. Kocham cię.
                Rudzielec uśmiechnął się i pocałował ją ponownie. To był długi, czuły pocałunek, który zapieczętował ich obietnice. Ponownie się w sobie zatracili, czując euforię, jakiej nigdy wcześniej nie zaznali. Pozwolili sobie na chwilę zapomnienia, bo wiedzieli, że te święta, to początek ich nowej drogi.
*
Cześć, kochani!
Ta notka powstała dzisiaj i nie ukrywam, że pisałam ją przez cały dzień. Mam do niej mega dużo zastrzeżeń, bo trochę jest to zlepek miliona różnych od siebie historii. Jednak lubię ją, bo poruszyłam w niej wątek prawie wszystkich Weasleyów. No jest przede wszystkim Romione (trochę mniej niż zwykle) i Hinny, ale jest też fragment o George’u, który mi się podoba najbardziej, o Charliem, a nawet krótki opis uczuć Bill i Fleur oraz państwa Weasley. Zrozumiem jednak, jeśli Wam się nie spodoba, bo nie jest to idealna miniaturka.
Poza tym, życzę Wam wesołych Świąt, udanego Sylwestra i oczywiście szczęśliwego Nowego Roku!
No i na koniec, wiecie co dzisiaj jest? 2.URODZINY BLOGA!!!
Wiem, że już późno, ale świętować można ;) Aż trudno mi w to uwierzyć, bo nie sądziłam, że tyle wytrzymam, a jednak jestem tu i mam Was, za co serdecznie dziękuję <3
Pozdrawiam gorąco :*
PS Macie taki śliczny, może mało świąteczny obrazek ;)
No i statystyki (25 grudnia, godzina 22.53)- dane z tego bloga i z tego na onecie:
Ilość wejść: 26 972
Ilość komentarzy: 471

Dziękuję za wszystkie odwiedziny i komentarze :*

Obserwatorzy