poniedziałek, 25 listopada 2013

22. Bal Bożonarodzeniowy cz. 2

-Ginny!
                Rudowłosa dziewczyna odwróciła się na dźwięk swojego imienia. W tłumie uczniów znajdujących się na korytarzu dojrzała swoją przyjaciółkę. Nawet ucieszyła się na jej widok, ale kiedy zobaczyła jej bardzo kiepski stan, uśmiech zszedł jej z twarzy. Znowu płakała. Znowu chodziło o Rona.
-Co tam, Hermiono?- spytała jak gdyby nigdy nic.
-Możemy pogadać?
-Tak, zawsze. Ale może nie tutaj.
                Minęły wszystkich ludzi, a nie było to takie łatwe, po czym udały się na Wieżę Astronomiczną. Hermionie nie kojarzyło się to miejsce najlepiej. Kiedyś, w nocy, przyszli tu z Ronem oglądać gwiazdy. To było takie… cudowne, bo mimo tego, że następnego dnia były lekcje, sprawdziany, eseje, treningi, to oni mieli to w nosie i cieszyli się sobą.
-Dlaczego wybrałaś akurat to miejsce?
-Wiesz- rudowłosa się zarumieniła- Wczoraj byłam tu z Harrym i bardzo dobrze nam się rozmawiało, to znaczy… tu jest cicho i spokojnie…
-Z Harrym?!- brązowowłosa spojrzała na towarzyszkę zszokowana.
-Hermiono, proszę, nie patrz tak na mnie. My się przyjaźnimy…
-O, serio? Bo wiesz, to raczej nie jest miejsce, w które przychodzi się z przyjacielem!
-O co ci chodzi?!- Ginny była podirytowana.
-Ile czasu masz zamiar się  oszukiwać?
-Hermiono, ja ciągle nie wiem o czym ty mówisz…
-Kochasz Harry’ego!
                Rudowłosej odebrało mowę. Już od jakiegoś czasu próbowała zatuszować to, że jej uczucia do czarnowłosego wzrosły, a przecież wszyscy wiedzieli, że od zawsze się jej podoba. A teraz była w związku, szczęśliwym związku, z Deanem i nie chciała go niszczyć! Owszem, ostatnio zbliżyli się z Harrym do siebie, ale ona nie wiedziała, czy on odwzajemnia jej uczucia, dlatego nie miała zamiaru psuć swojej relacji z Thomasem.
-Owszem, kocham go, od zawsze, jako brata…
-Ginny, wiesz, że to nieprawda.
-Nie przerywaj mi! W każdym razie, ja jestem naprawdę szczęśliwa z Deanem, a Harry jest tylko przyjacielem. I jeżeli to o tym chciałaś rozmawiać, to wybacz, ale nie mam czasu!
                Zabrała rzeczy i szybkim krokiem ruszyła w stronę schodów, ale Hermiona ją zatrzymała. Naprawdę nie wyglądała najlepiej. Była bardzo blada, miała podkrążone i przekrwione oczy, przesuszone usta i wyglądała jakby za chwilę miała się przewrócić. Ginny nie miała serca się na nią gniewać, dlatego dała za wygraną:
-Dobra, powiesz wreszcie o co chodzi?
-Ja nie wiem, co robić! Dziś… powiem w ten sposób, miałam dość bliskie spotkanie z Ronem i czułam, że chce być blisko niego, ale on… sprawiał wrażenie jakby też tego chciał. Pogubiłam się…
-Hermiono, powinnam Ci powiedzieć, że to, cokolwiek to było, co się dziś wydarzyło, to znak, że obydwoje się kochacie i chcecie być razem, ale to bez sensu. Razem z Harrym powtarzamy wam to od dłuższego czasu i nie przynosi to żadnego skutku. Więc oto moja rada: daj sobie na luz. Idź dziś na ten bal z Cormaciem, po prostu się baw i spróbuj przez te kilka godzin nie myśleć o Ronie, a potem zobaczysz jak się będziesz czuła, może coś się zmieni, może będziesz miała więcej odwagi.
-Ale…
-Nie ma żadnego „ale”! Uwierz mi, to najlepszy sposób.
*
                Było mu serio przykro. W tej jednej chwili miał wrażenie, że nic, co wydarzyło się w ciągu ostatnich tygodni nigdy nie miało miejsca, że wciąż są razem, że miał prawo ją wtedy złapać… I wtedy wszystko prysło jak bańka mydlana. Nawet był skłonny jej wybaczyć, gdyby wykonała choć jeden ruch, który wskazywałby na to, że chce do niego wrócić… Ale ona nic nie zrobiła, tylko odeszła. To go w sumie trochę rozdrażniło, bo w końcu jej pomógł, a ona mogła wyrazić chociaż odrobinę wdzięczności.
                Wściekły wpadł do swojego dormitorium i opadł na łóżko. Czuł się kompletnie wypompowany. Nie miał siły nawet ruszyć palcem. Kolejną rzeczą, która bardzo go denerwowała był ten popieprzony bal. Wszyscy na niego szli, no prawie wszyscy, ale jednak większość. A on?! On musiał gnić w dormitorium przez cały wieczór i znosić muzykę, przy której tamci się bawią. Poza tym coraz bardziej go irytowało, że Hermiona została na ten bal zaproszona. Kiedyś mu obiecała, że go weźmie, ale to był przed… A teraz? Zostanie w dormitorium, pójdzie sama, pójdzie z kimś innym? Ta myśl nie dawała mu spokoju. Naprawdę, facetowi, który by poszedł z JEGO Hermioną na bal… Cóż, nie życzył mu najlepiej. Ale z drugiej strony, jakie miał prawo ją oceniać w tej kwestii- sam spotykał się z Lavender, która, nie mógł zaprzeczyć, miała świetną figurę i nawet nie była głupia, choć do Hermiony wiele jej brakowało, ale zachowywała się przy nim ja tępa idiotka.
                Zasłonił kotary łóżka. Jakoś nie miał ochoty, żeby koledzy zawracali mu głowę, jak już przyjdą do pokoju. Zdjął z półki nad łóżkiem nieduże pudełko. Nigdy do niego nie zaglądał. Były tam przedmioty, które przywoływały mu na myśl dobre czasy, ale uświadamiały, że one nigdy nie wrócą. Wyjął z niego mugolski magnes na lodówkę, który dał mu tata, kiedy był mały. Do magnesu przyczepiona była figurka chłopca, u którego boku stał mały piesek. Zawsze bawił go ten przedmiot. Później znalazł talię kart czarodziejów, a na pierwszej widniał nie kto inny, jak Dumbledore, ale widocznie o parę lat młodszy. Zdjęcie z Egiptu- to były jedne z najlepszych wakacji w jego życiu, jego rodziny nigdy nie było stać na wyjazd za granicę, ale dzięki temu, że Bill tam pracował, mogli zwiedzić ten kawałek Afryki. Kolejnym przedmiotem były omniokulary, które Harry kupił mu na Mistrzostwach Świata w quidichu, 2 lata temu. Obok leżała odznaka Prefekta, której już od bardzo dawna nie nosił. Znajdowało się tam jeszcze kilka drobiazgów, ale to na samym dnie znajdowały się dwie najcenniejsze rzeczy.
                Jedną z nich było zdjęcie, z ostatnich wakacji, na którym znajdował się on i Hermiona. Było zrobione nad stawem, jakoś niedługo po bankiecie, kiedy wybrali się razem z Harrym i Ginny popływać. Oboje byli w kostiumach kąpielowych. Fotografia przedstawiała moment, kiedy stoją na pomoście i Ron próbuje wepchnąć swoją dziewczynę do wody, ale ona tego nie chce, więc trochę się z nim szarpie. Koniec końców, brązowowłosa stawia na swoim, a rudzielec mocno ją przytula i obydwoje zatapiają się w pocałunku. To był naprawdę cudowny dzień, byli wtedy tacy szczęśliwi, tacy zakochani, tacy wolni. Teraz wszystko obróciło się o 180 stopni- oni się rozstali, a na świecie panoszył się Lord Voldemort i nikt nie potrafił tak naprawdę go powstrzymać.
                Drugim przedmiotem była zawieszka- mała błyskotka w kształcie litery „H”. Drugą- z literą „R”- dał Hermionie. Może nie był to najbardziej oryginalny prezent, ale obydwojgu sprawił radość. Ron do tej pory pamiętał, jak to wszystko wyglądało:
„Szli zatłoczonymi korytarzami Hogwartu. Była chyba 20 i wszyscy wracali z kolacji, tak samo jak Ron i Hermiona. Rudzielec skończył trochę wcześniej trening i miał chwilę czasu, którą mógł spędzić ze swoją dziewczyną. Weszli do Pokoju Wspólnego i zajęli miejsca przy kominku. Uczniów nie było wielu. Większość z nich albo już poszła do swoich dormitoriów, albo nie wróciła jeszcze z Wielkiej Sali.
-Odrobiłeś już lekcje?- spytała Hermiona, która siedziała na ziemi i opierała się o nogi swojego chłopaka, obserwując przy tym ogień.
-A niby kiedy miałem to zrobić?- spytał z ironicznym uśmiechem.
Dziewczyna przewróciła oczami, po czym popatrzyła się na niego. Zawsze, po prostu za każdym razem, miała koszmarne wyrzuty sumienia, że odciąga go od nauki, a jednak nie umiała sobie tak po prostu pójść- miała potrzebę, żeby się z nim zobaczyć.
-To co tu robisz?- powiedziała, zła na samą siebie.
-A co, wyganiasz mnie?
-No powinieneś się uczyć…
-Chyba czegoś nie rozumiem? Siedzę z tobą, a ty chcesz, żebym poszedł sobie? Uczyć się?- chłopak był zaskoczony i trochę zirytowany.
-Ron, nie zrozum mnie źle. Ja po prostu czuję się fatalnie z tym, że ty tu siedzisz podczas kiedy powinieneś pisać esej dla Snape’ a. Tak to  będziesz to pisał po nocy i znowu będziesz spał tylko 4 godziny, a jutro od rana, cała sytuacja się powtórzy: lekcje, trening, praca domowa, sprawdziany… Nie widzisz, że ty po prostu nie masz na mnie czasu?
-Hermiono, uspokój się- powiedział, widząc, że sama się nakręca- Ile razy o tym rozmawialiśmy? Ja na serio leję na esej Snape’a. Każda minuta z tobą jest dla mnie świętością; cały dzień myślę tylko o tobie i o tym, kiedy się wreszcie spotkamy. Nie zabieraj mi tego!
Dziewczyna uśmiechnęła się smutno i przytuliła policzek do jego kolan. Naprawdę było jej z tego powodu przykro. Zastanawiała się ile tak będą to ciągnąć. Okej, po meczu, niezależnie czy Gryfoni wygrają czy przegrają, liczba treningów trochę się zmniejszy i będą mieli dla siebie więcej czasu, ale potem będzie kolejne starcie i znowu mordercze przygotowanie. W sumie miała trochę za złe Harry’emu, że zabiera jej Rona, ale z drugiej strony wiedziała, że przecież inni zawodnicy też nie mają czasu na swoje życie prywatne.
-Nie smuć się- Ron cmoknął ją w czoło i pogładził jej włosy.
-Nie smucę się. Po prostu zastanawiam się, ile tak wytrzymamy?
-O czym mówisz?
-Ciągle o tym samym. Przecież ty nie masz na nic czasu! Naprawdę sądzisz, że zawsze będą nas zadowalać tylko 2 godziny wspólnego czasu? Poza tym, jak rok szkolny zacznie się na dobre, to będzie go jeszcze mniej, już nie mówiąc o nauce, na którą już teraz nie masz czasu.
-Prosisz mnie, żebym zrezygnował z quiditcha?!
-Nie! Oczywiście, że nie. Wiem, że to spełnienie twoich marzeń i…
-Spełnienie moich marzeń właśnie siedzi na podłodze i jęczy mi o nauce- zażartował rudzielec.
-Wiesz, o czym mówię- odpowiedziała z uśmiechem, zarumieniona dziewczyna- Naprawdę nie chcę, żebyś rezygnował z quiditcha. Po prostu zastanawiam się, jak mamy wyjść z tej sytuacji.
Zapadła krótka cisza. Weasley też zaczął rozmyślać na ten temat. Po chwili stwierdził jednak, że to nie ma żadnego sensu. Będą się martwić, jak przyjdzie co do czego. Hermiona natomiast ponownie oparła głowę o jego nogi i smutno patrzyła się w ogień. Chłopak postanowił ją trochę rozweselić.
W jednej chwili wyraz twarzy dziewczyny zmienił się diametralnie i ryknęła salwą niekontrolowanego śmiechu. Była ona spowodowana tym, że Weasley, zmęczony jej refleksjami, zaczął ją łaskotać. Hermiona kiwała się na boki, w przód i w tył, a jej ruchy były coraz bardziej gwałtowne i coraz mniej przewidywalne. W końcu rudzielec, którego złapała za jedną rękę, spadł na podłogę pod wpływem jednego jej szarpnięcia. Teraz oboje się śmiali tak, że rozbolały ich brzuchy.
W pewnym momencie się uspokoili. Trwali tak, ona z podkulonymi nogami, wpatrywała się w ogień, on, siedział za nią w rozkroku, obejmował ją mocno w talii, a głowę zanurzył w jej brązowych lokach i napawał się ich zapachem. Ta chwila była taka cudowna, beztroska… Jakby czas stanął w miejscu.
-Mam coś dla ciebie- powiedział w pewnym momencie Ron, a brązowowłosa spojrzała na niego ze zdziwieniem.
Po chwili chłopak wyciągnął z kieszeni małe, zamszowe pudełko, na co Hermiona jeszcze szerzej otworzyła oczy. Wyglądało jak szkatułka na pierścionek zaręczynowy! Rudzielec, widząc jej reakcję, tylko się zaśmiał i pokręcił głową. Potem otworzył pojemnik, a oczom dziewczyny ukazały się dwie, bardzo drobne, srebrne zawieszki, jedna z turkusowym kamieniem, druga z pomarańczowym. Ta niebieska była w kształcie litery „H”, a druga, w kształcie „R”. Hermiona otworzyła usta z zachwytu, a w tym czasie Weasley wziął jej dłoń i przywiesił cudeńko „R” do bransoletki, którą dał jej na urodziny, drugie natomiast zamknął z powrotem w pudełku i włożył do kieszeni kurtki.
-I jak?- spytał z uśmiechem.
-Ron, ja…- dziewczyna nie mogła nic z siebie wykrztusić- Nie powinieneś mi tego dawać.
-Dlaczego?- chłopak zmarszczył brwi.
-Bo to już któryś z kolei tego typu prezent od ciebie, a biżuteria kosztuje…
-Przestań!
-Ron, nie złość się na mnie, po prostu…
Nie skończyła, bo Weasley zamknął jej usta pocałunkiem. Nie chciał słuchać tego typu tekstów. Kochał ją i była bezcenna, nieważne ile dał jej prezentów- i tak niczym nie mógł jej wynagrodzić tego, że go kochała.
-Nie mów tego więcej, okej?
-Dobrze, ale wiedz, że…
-Tego nie pochwalasz- przedrzeźniał ją chłopak- Tak wiem.
Hermiona zmarszczyła brwi i zrobiła urażoną minę, po chwili jednak już się śmiała, bo Ron przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie i złożył na jej ustach bardzo namiętny pocałunek.”
*
                Harry nie wiedział gdzie ma pójść. Już z pół godziny błąkał się po korytarzach Hogwartu i nie miał pojęcia, co ze sobą zrobić. Nie mógł pójść do dormitorium, bo tam był pewnie Ron, który będzie próbował wyciągnąć z niego, o co chodziło na lekcji, a na to zdecydowanie nie był gotowy. W Pokoju Wspólnym było zbyt tłoczno i nie można nigdy tam znaleźć odrobiny prywatności. W końcu poszedł stwierdził, że jedynym miejscem, które może go teraz uratować jest Wieża Astronomiczna. Tam zawsze odnajdywał spokój.
                Z takim właśnie postanowieniem, szybkim krokiem ruszył w obranym kierunku. Przecisnął się przez uczniów, przeszedł kilkoma skrótami, aż w końcu dotarł na schody, prowadzące bezpośrednio do Wieży. Kiedy dotarł na samą górę zobaczył dwie roześmiane postacie, w których rozpoznał Hermionę i Ginny.
-No i widziałaś jego minę?- spytała rozbawiona Granger.
                Weasley’ówna pokiwała głową i obie ryknęły śmiechem. Chłopak dawno nie widział brązowowłosej w takim dobrym humorze, ale to nie ona sprawiła, że jego serce wykonało kilka radosnych fikołków. Ginny wyglądała pięknie! W jej oczach widać był radosne ogniki, ogniste włosy podskakiwały przy każdym jej ruchu, a jej uśmiech… Potter czuł jak miękną mu kolana.
                Niewiele myśląc podskoczył do nich i spoczął obok Hermiony, żeby móc patrzeć na rudowłosą w pełnej okazałości. Dziewczyny spojrzały się na niego ze zdziwieniem, gdyż wcześniej go nie zauważyły, a on zamiast jakoś zareagować, tylko się szczerzył. Nie mógł nic poradzić na to, że Ginny tak na niego działała.
-Kogo obgadujecie?- spytał po chwili, może trochę zbyt entuzjastycznie.
-A nieważne- odparła mu trochę zszokowana Ginny.
                Siedzieli z Harrym naprzeciwko siebie i obydwoje się rumienili. Wczorajsze spotkanie może rzeczywiście było trochę nazbyt przyjacielskie, bo to wspomnienie o nim sprawiało, że tak się czerwienili.
-Harry, idziesz na bal?- zagadnęła Hermiona, żeby przerwać niezręczną chwilę.
-Tak… chyba tak. Trochę mi się nie chce.
-E tam, będzie fajnie!- powiedziała stanowczo ruda.
-Ale ja nie mam się w co ubrać!- odparła Granger, z nieukrywanym strachem w głosie.
-Nie przesadzaj- uśmiechnął się Harry i objął ją nonszalancko ramieniem, na co dziewczyna parsknęła śmiechem- Zawsze wyglądasz pięknie.
-Dobra, dobra, już się nie podlizuj- odparła ze śmiechem brązowowłosa- Dobra, ja lecę się przygotować.
                Pocałowała czarnowłosego w policzek, uśmiechnęła się porozumiewawczo do Ginny, na co tamta rzuciła jej mordercze spojrzenie, i poszła do swojego dormitorium. Natomiast pozostała dwójka siedziała naprzeciw siebie i z każdą sekundą czuła się coraz bardziej niezręcznie.
-Naprawdę nie chcesz tam iść?- w końcu Ginny się odezwała.
-No nie mam ochoty. Wiesz, chyba zabawa u Slughorna nie jest zbytnio w moim stylu.
                Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie i wspomniała bankiet, na którym byli w wakacje. Harry naprawdę potrafi się dobrze bawić, ale nie wiadomo w jakim stopniu słynny Bożonarodzeniowy Bal profesora eliksirów będzie przypominał tamten. A wtedy było cudownie!
„Kiedy tylko przekroczyli próg, muzyka już grała. Nie wiedziała dokładnie, co powinna zrobić. Nie chciała się naprzykrzać Harry’emu i tak był wystarczająco zszokowany jej propozycją, aby poszli tam razem. Dlatego też delikatnie pociągnęła chłopaka w kierunku którego ze stolików, ale on ją zatrzymał.
-Nie masz może ochoty zatańczyć?
                Jego twarz była bardzo pogodna i na widok tego uśmiechu rudowłosa poczuła, że robi się jej gorąco. Mimowolnie ona również się uśmiechnęła i lekko skinęła głową.
                Weszli na parkiet i zaczęli tańczyć do jakiejś szybkiej piosenki. Czarnowłosy w jednej ręce trzymał jej dłoń, a drugą obejmował ją w talii. Poruszał się rytmicznie i panował nad wszystkim, za co dziewczyna była mu naprawdę wdzięczna, bo sama czuła jak miękną jej kolana i gdyby nie Harry, to w ogóle by się nie ruszała, albo wręcz by się przewróciła.
-Jesteś spięta- zauważył chłopak, a ona poczuła jak się rumieni.
-Nie, wydaję ci się.
-Chyba jednak mam racje- odrzekł ze śmiechem- O co chodzi?
-O nic, naprawdę, wszystko jest w porządku.
                Weasley’ówna uśmiechnęła się, nieco sztucznie, ale chłopak przestał drążyć temat i tańczył dalej. Piosenka się skończyła, rozpoczęła się następna. Po jeszcze kolejnych dziewczyna rozkręciła się na dobre i Potter z rozbawieniem, ale też zachwytem patrzył jak z gracją się obraca, a jej sukienka zatacza wokół niej duże koło, jak jej włosy, choć upięte w kok, wymykają się spod kontroli. Był nią oczarowany. Nie rozumiał tego, nie rozumiał kiedy i jakim cudem zakochał się w siostrze najlepszego przyjaciela!
                I wtedy zagrali wolną piosenkę. Para na chwilę się zatrzymała i spojrzała sobie w oczy. Dla obojga była to niezręczna sytuacja, ale twardo tańczyli dalej. Ginny objęła Harry’ego za szyję, a on złapał ją w talii. Teraz rzeczywiście, oboje, byli bardzo spięci. Pierwsze kilkanaście sekund nie było zbyt komfortowe, ale potem coś się stało, w sumie żadne z nich nie wiedziało co, ale poczuli się lepiej. Dziewczyna zbliżyła się do partnera i oparła głowę na jego piersi, on natomiast zanurzył twarz w jej włosach i zaciągnął się kwiatowym zapachem jej szamponu. Było im po prostu dobrze.
                Rudowłosa odchyliła głowę i wpatrzyła się w duże, zielone oczy Harry’ego, schowane za szkłami okularów. Miał naprawdę ładne oczy. Potem popatrzyła na jego usta, wykrzywione w lekkim, uprzejmym uśmiechu. Od zawsze podobał jej się ten uśmiech, ale teraz, gdy go obserwowała, gdy patrzyła na jego wargi, poczuła, że nie chodzi tylko o uśmiech, chodzi o coś więcej- ona go pragnęła!  Nie, to było niedorzeczne! Ale prawdziwe… Kiedy trochę się uspokoiła i czuła, że zaczyna panować nad sobą, on zrobił ten ruch- nachylił się nad nią, chciał ją pocałować! To było takie… niewiarygodne, ale nie chciała go powstrzymywać. Miała gdzieś wszystko inne, nie obchodzili ją rodzice, Ron, czy Dean, pragnęła poczuć jego smak, chciała się w nim zatracić. Czas tak bardzo się dłużył, a droga, te parę centymetrów, które musieli pokonać, mijała bardzo powoli. I wtedy, kiedy właściwie stykali się nosami, gdy do pocałunku brakowało dosłownie ułamka sekundy, na sali zapadła cisza. Oboje skamienieli. Nic się nie wydarzyło, po prostu zmienił się utwór, ale brutalnie przywróciło ich to do rzeczywistości.
                Stali tak jeszcze przez kilkanaście sekund nowej piosenki. W końcu postanowili, że zrobią sobie małą przerwę i poszli napić się ponczu, a Ginny stwierdziła, że tego wieczoru jest to dla niej jedyny ratunek, żeby nie zwariować.”
                Nie powinna o tym myśleć. Przecież wtedy o mało co nie zdradziła Deana, a w końcu zależało jej na nim. W jednej chwili spoważniała i odwróciła głowę od twarzy Harry’ego. Jednak jedno pytanie nie dawało jej spokoju. Ponownie spojrzała na czarnowłosego, który obserwował ją ze skupionym wyrazem twarzy. Nie powinna o to  pytać, ale nie mogła wytrzymać, po prostu musiała się dowiedzieć. Po chwili wypaliła:
-Z kim idziesz na bal?- Harry otworzył szeroko oczy.
-Wiesz, miałem z tym problem, a nie chciałem iść tam sam- nerwowo przeczesał swoje             włosy- Dlatego zaprosiłem Lunę.
                Rudowłosa uśmiechnęła się szeroko. Wiedziała, że się przyjaźnią, ale raczej nie miała wątpliwości co do tego, że to tylko przyjaźń. Wreszcie nie musiała się martwić, że pójdzie tam z jakąś lafiryndą, która marzy tylko o tym, żeby, jakkolwiek to zabrzmi, dobrać się do niego. Ale chwila… Dlaczego w ogóle o tym myślała?! Co ją to obchodziło?! Spotykała się z Deanem i to zdecydowanie nie była jej sprawa!
-A ty… No wiesz… Idziesz z Deanem, nie?- zapytał niepewnie Potter.
-Tak- odpowiedziała po chwili zawahania, którego nie powinno być w jej głosie- Tak, oczywiście.
                W ten sposób zapadła między nimi cisza. Oboje myśleli nad tym, co wydarzy się na tym balu, ale podchodzili do tego z pewnym dystansem, a może nawet obawą. Chyba żadne z nich nie miało ochoty tam iść.
*
                „No dobra, to co ja mam na siebie włożyć?” pomyślała Hermiona. Skoro już się zdecydowała, że pójdzie na ten bal, to chciała dobrze wyglądać. Poza tym i tak nie mogła się wykręcić, bo zaprosiła Cormaca, który chyba z pięć razy w ciągu ostatnich dwóch dni pytał się jej, czy sprawa jest wciąż aktualna. Trochę ją to wkurzało, ale w sumie to było dość urocze, poza tym podobało jej się, że ktoś tak bardzo się nią interesował i liczył się z jej zdaniem. Ten chłopak zyskiwał przy bliższym poznaniu, więc dziewczyna już po kilku rozmowach stwierdziła, że źle go z początku oceniła. W rzeczywistości był bardzo szarmancki i rzucał czasem różne aluzje, mniej lub bardziej niemoralne, ale zawsze robił to w taki sposób, że brązowowłosej to nie przeszkadzało. Poza tym, co tu dużo mówić, naprawdę sprawiał wrażenie, jakby się mu podobała i nie skąpił jej komplementów przy każdym spotkaniu, nawet jeżeli wyglądała koszmarnie po przepłakaniu całej nocy. Dla niego właśnie chciała dobrze wyglądać.
                Jej współlokatorki gdzieś wybyły, za co Granger dziękowała losowi. Nie miała ochoty słuchać komentarzy Lav na temat swojego wyglądu. Plus, satysfakcji dodawał jej fakt, że ani Brown ani Patil nie zostały zaproszone na tą imprezę, co swoją drogą bardzo irytowało blondynkę, która uważało się za kogoś ważnego w tej szkole. Hermiona uśmiechnęła się złośliwie na tę myśl. Naprawdę nie miała dobrej opinii o tej dziewczynie. W sumie, to cieszył ją też fakt, że nie będzie tam Rona, bo chyba nie potrafili by się obok siebie dobrze bawić. Z każdą chwilą zdawała sobie sprawę z tego, że ta impreza to naprawdę dobry pomysł.
                Otworzyła szafę i jęknęła. Nie miała ubrań dobrych na ten bal. Większość eleganckich sukienek zostawiła w Norze, np.: tą, w której była na bankiecie w ministerstwie. Te, które zabrała ze sobą były letnie, więc też nie było opcji, bo nie nadawały się one na tą okazję, a, mimo iż Ginny proponowała to jej wielokrotnie, postanowiła nie kupować żadnej nowej kiecki w Hogsmeade. Miała nie lada problem. Pomyślała przez chwilę o tym, żeby pójść do rudowłosej i poprosić ją, aby pożyczyła jej jakiś ciuch, ale przypomniała sobie, że Weasley’ówna kupowała sukienkę tylko dlatego, że nie miała tu żadnej swojej.
                Siedziała na łóżku chyba z pół godziny i zastanawiała się, co na siebie włoży. I w pewnym momencie ją olśniło. Podeszła do kufra i wyjęła z niego pudełko, które dostała od mamy na urodziny. Wrzuciła je tam, bo była przekonana, że nie będzie korzystać z prezentu, ale w sumie, czemu nie? Trochę ją jednak zastanawiało, że mama przysyłała jej tego typu paczki- czy naprawdę wygląda za mało kobieco?
                Mianowice w pudełku znajdowała się sukienka, ale nie byle jaka sukienka, była ona z dość grubego materiału, biała w piękne, czarne, zamszowe wzory. Miała w sobie bardzo dużo uroku i od razu przypadła dziewczynie do gustu. Jaki więc był z nią problem? No cóż, powiedzmy w ten sposób, odsłaniała więcej niż zakrywała. Nie miała rękawów, ani nawet ramiączek i bardzo eksponowała biust, no i ledwo zasłaniała pupę. Kiedy dziewczyna ją przymierzyła za pierwszym razem, była w ciężkim szoku- wyglądała zupełnie jak nie ona, dlatego też szybko ją zdjęła i wpakowała na dwa miesiące do tego kufra. Teraz, kiedy patrzyła jak jej kreacja leżała na łóżku, stwierdziła, że to nie jest zły pomysł.
                Tak więc poszła do łazienki, gdzie spędziła sporo czasu na przygotowywaniu makijażu. Nie rozumiała niektórych swoich czynów, ale w końcu do niej dotarło, że podświadomie pragnie odciąć się choć na jeden wieczór od swojego codziennego wizerunku, żeby móc zapomnieć o problemach, o Voldemorcie, o Ronie. Dlatego jej makijaż również nie był typowy- zrobiła sobie ciemną kreskę i bardzo podkreśliła rzęsy, oprócz tego usta pomalowała czerwoną szminką.
                Kiedy wróciła do pokoju i zaczęła rozmyślać nad fryzurą i dodatkami, usłyszała pukanie do drzwi. W samym szlafroku, podeszła do nich i uchyliła je lekko i zobaczyła za nimi Ginny. Otworzyła je szerzej i wpuściła przyjaciółkę do pokoju.
-Hej, chciałam się spytać czy…- zaczęła ruda, po czym zrobiła pauzę i kontynuowała z uśmiechem- Ładnie wyglądasz.
-Dzięki- odburknęła zawstydzona Hermiona.
-To twoja sukienka?- spytała Weasley’ówna, patrząc na łóżko.
-Tak, a co?
-Strasznie fajna- odparła Gin- Ale nie w twoim stylu.
-Tak, wiem- powiedziała smutno brązowowłosa- Założę coś innego.
-Nie! Na pewno w niej świetnie wyglądasz! I nie waż się jej nie włożyć, bo… Chyba nie chcesz mieć ze mną do czynienia- Hermiona zaśmiała się na słowa przyjaciółki- W każdym razie, chciałam tylko pożyczyć te twoje szare botki, mogłabyś?
                Granger pokiwała głową i podała rudowłosej buty, a tamta wróciła do swojego dormitorium. Hermiona ponownie usiadła na łóżku i rozczesała swoje brunatne loki. Wkurzały ją te włosy! Nigdy nie układały się tak, jak ona by chciała. Po krótkim namyśle postanowiła, że zepnie je w kok.
                Później postanowiła dobrać dodatki. Wzięła szkatułkę z biżuterią i delikatnie, wręcz ceremonialnie ją otworzyła. Na samym wierzchu leżały prezenty od Rona: bransoletka, kolczyki, naszyjnik w kształcie róży, który idealnie pasowałby do jej dzisiejszej kreacji. Na chwilę zanurzyła się we wspomnieniach. Tak bardzo za nim tęskniła! Wszystko jej go przypominało, każdy najdrobniejszy szczegół, a wszystkie komórki jej ciała pragnęły znaleźć się jak najbliżej jego. „Nie!” Ze złością cisnęła podarunki od Weasley’a do kufra i zamknęła go szczelnie, a do swojej sukienki wybrała naszyjnik z pojedynczą perełką i kolczyki z tego samego zestawu.
                Nadszedł wreszcie czas, żeby uzyskać całkowity efekt. Była prawie 19, a ona kwadrans po była umówiona z Cormaciem. Założyła rajstopy, sukienkę, buty, wzięła torebkę, w której miała wszystkie potrzebne rzeczy i jeszcze raz poszła do łazienki, żeby sprawdzić czy jej makijaż jest w porządku i obejrzeć się w całej okazałości.
                Była serio zaskoczona swoim lustrzanym odbiciem. Nie poznała się, czuła, jakby była innym człowiekiem i o to właśnie chodziło. Sukienka podkreślała jej kobiece walory, a makijaż sprawiał, że nie wyglądała jak grzeczna uczennica. Właśnie o taki efekt chodziło. Zarzuciła jeszcze na ramiona kremowy szal, żeby nie zmarznąć i zadowolona z siebie opuściła dormitorium.
                Zeszła do dość zatłoczonego Pokoju Wspólnego, w którym znajdowali się tylko i wyłącznie goście profesora Slughorna. Kiedy przepychała się przez nich i próbowała dojrzeć Cormaca czuła na sobie spojrzenia, ludzie o niej szeptali. Na początku trochę ją to krępowało, ale kiedy jakiś chłopak na nią zagwizdał, inny puścił do niej oko, a reszta po prostu wyglądała jakby chciała się na nią rzucić, jej pewność siebie wzrosła. „Jak mało jest potrzebne facetom do szczęścia” pomyślała z dezaprobatą.
                W końcu go zobaczyła, opierał się nonszalancko o ścianę i wypatrywał jej z niecierpliwością. Gdy ją zobaczył otworzył szerzej oczy i o mało co szczęka mu nie opadła. Hermiona podeszła do niego z zadziornym uśmieszkiem. Przywitał ją pocałunkiem w dłoń.
-Wyglądasz przepięknie- powiedział z jawnym podziwem.
-Dziękuję bardzo.
                Brązowowłosa zarumieniła się. Złapała Cormaca pod rękę i razem opuścili Wieżę Gryffindoru, udając się na długo wyczekiwany bal.
*
                Rudzielec niechętnie zszedł do Pokoju Wspólnego. O dziwo nie było tam wielu uczniów, bo wszyscy poszli na Bal Bożonarodzeniowy, a reszta siedziała naburmuszona w swoich dormitoriach. Usiadł na pustej sofie przed kominkiem i patrzył w radosne ogniki. Jemu nie było do śmiechu. Umówił się tam z Lavender. Miał jej szczerze dosyć i wcale nie miał ochoty się z nią widywać, ale nie umiał z nią zerwać. Chyba nie chciał jej zranić, choć też nie miał ochoty na to, żeby strzeliła w niego jakimś zaklęciem.
                Wtedy ktoś zasłonił mu oczy. Doskonale znał te drobne, zimne dłonie. Odwrócił się, a przed jego oczami stała Lavender, ze swoimi długimi, złotymi włosami i słodkim uśmiechem, ubrana w kusą czerwoną sukienkę. Może i Ron nie przepadał za jej charakterem, a niesamowicie kręcił go jej wygląd i figura.
                Dziewczyna podeszła do niego i usiadła mu rozkrokiem na kolanach. Uśmiechała się figlarnie, a Ron poczuł, że robi się czerwony. To była dość nietypowa sytuacja, nawet jak na Lavender. Dziewczyna odrzuciła do tyłu swoje loki, odsłaniając przy tym kształtne piersi. Rudzielec głośno przełknął ślinę. To było nieuczciwe wobec niej- naprawdę chciał z nią zerwać i nie powinien jej tak podle wykorzystywać tylko dlatego, że podobały mu się jej cycki!
-Chyba jesteś trochę smutny- odezwała się dość niskim, niesamowicie seksownym, dla Rona, tonem.
-Nie, wydaje ci się- odparł, ale głos mu zadrżał.
-Nie przejmuj się, zrobimy sobie własny bal- powiedziała, przejeżdżając palcem po jego torsie.
                A potem go pocałowała, a właściwie wpiła się w jego wargi jak jakaś… pijawka. Nie czuł gorąca spowodowanego jej obecnością, nie czuł motyli w brzuchu, które pojawiały się przy każdym pocałunku z Hermioną, nie pragnął więcej, ale nie przestawał. Blondynka rozpięła pierwsze dwa guziki jego koszuli, na co nie zareagował. Może i całowanie się z Lavender nie było aż tak przyjemne jak z Granger, ale chciał dać z siebie jak najwięcej.  Trzymał ręce na wysokości jej talii i coraz mocniej przyciskał ją do siebie. Czuł jak do jego klatki piersiowej przylega jej biust i co jak co, ale akurat to go podniecało. Pocałował ją w szyję, a ona głośno jęknęła. Powtórzył tą czynność jeszcze kilka razy, po czym powrócił do jej ust.
                W pewnym momencie dziewczyna złapała jego rękę i poprowadziła ją na jedną ze swoich piersi. I wtedy w głowie Rona zapaliła się czerwona lampka. Gwałtownie się od niej odsunął- o mało co nie spadła z jego kolan. Oboje, dysząc, patrzyli się w sobie oczy, on- z przerażeniem, a ona ze zdziwieniem i irytacją.
-O co chodzi?- warknęła.
-Ja… Lav… ja…- nie mógł się wysłowić, na co blondynka zmarszczyła czoło- Myślę, że nie powinniśmy tego robić.
-A to niby dlaczego?!
-No bo… no bo nie!
-To nie jest argument!
-Bo nie chcę!
                Ron na serio się wkurzył, ale i tak przy pannie Brown emanował stoickim spokojem. Była czerwona jak pomidor, na całym ciele; w pewnym momencie trudno było dostrzec jej sukienkę. Wyglądała jakby miała za chwilę wybuchnąć.
-Jak to nie chcesz?!- wysyczała.
-No po prostu… nie chcę.
-Bo nie jestem nią?! Bo nie jestem tą kujonicą, prawda?!
-Przestań- odparł- Ona nie ma z tym nic wspólnego.
-Tak?! A robiłeś to z nią?- na te słowa rudzielec poczerwieniał.
-To na pewno nie jest twoja sprawa!
-A właśnie, że jest! Bo moją sprawą jest fakt, że MÓJ chłopak nie chce się ze mną kochać! Dlatego pytam, bo może myślisz teraz o innej?
-Nie!- krzyknął- Nie przespałem się z nią!
-I ze mną też nie chcesz? To nienormalne.
-Po prostu uważam, że nie jesteśmy gotowi… to znaczy, że nasz związek nie jest na tyle… bliski.
-Teraz to przesadziłeś!
                Wstała, przeczesała ręką swoje włosy. Założyła buty, które w między czasie zrzuciła i rzuciła chłopakowi jeszcze jedno spojrzenie- pełne wściekłości, rozgoryczenia i pogardy.
-Zastanów się, kto nie jest gotowy!
                I z podniesioną głową poszła do swojego dormitorium. Ron natomiast nie wiedział czy ma się wściekać za jej durne komentarze, czy dziękować losowi za to, że wreszcie sobie poszła.
*
                Weszli do zatłoczoczonej sali. Wszystko było wystrojone świątecznie, królowała zieleń, czerwień i złoto. Na suficie, dosłownie co kilka centymetrów, wisiały gałązki jemioły. Wśród ludzie przepychali się, ubrani na biało, kelnerzy z tacami pełnymi kieliszków ze złocistym płynem, zapewne szampanem. Już od progu powitał ich gospodarz imprezy. Potem, wraz z innymi, dopiero przybyłymi uczniami, dostali się na środek sali. W jednym miejscu był wyznaczony parkiet dla tancerzy, ale większość miejsca zajmowali rozmawiający ludzie. Hermiona gdzieś w całym tym gwarze dostrzegła Slughorna, który ciągnął za sobą Harry’ego, aby przedstawić go kilku „ważnym osobowościom”. W tym momencie dziewczyna stwierdziła, że nigdy w życiu nie chciała by być sławna.
                Cormac pociągnął ją w stronę parkietu, na którym tańczyło kilka par. Objął ją w talii i zaczął się spokojnie kołysać w rytm klubowej muzyki, którą zapewne wybrał mistrz eliksirów. To było dla niej trochę dziwne. W sumie od bardzo dawna nie tańczyła, a jej ostatnim partnerem był Ron. Bardzo się do tego przyzwyczaiła, dlatego jakoś niekomfortowo było jej tańczyć z kimś innym. Cormac chyba wyczuł jej skrępowanie, bo uśmiechnął się do niej pokrzepiająco. Miał dosyć ładny uśmiech, ale zbyt… idealny. Jego włosy, białe zęby, spojrzenie, ubiór, ruchy- wszystko było perfekcyjne, idealne. Zachowywał się tak, jakby te cechy były u niego wrodzone, jakby był taki od zawsze. Brązowowłosa doskonale wiedziała, że wzbudza zainteresowanie wśród wielu dziewczyn i czuła niejaką dumę, że to właśnie ją wziął na ten bal, ale nie pasowała jej ta nieskazitelność i perfekcja. Lubiła jak chłopak był ubrany na luzie, w stare jeansy i t-shirt, jak jego włosy był rozwiane przez wiatr, jak nie uśmiechał się tyko delikatnie, ale szczerzył pełną gębą, lubiła… Oj, kogo ona chciała oszukać?! Taki właśnie był Ron! Wiecznie w jednej koszuli w kratę i podartych spodniach, z poczochranymi włosami, których przenigdy nie mógł ułożyć i z tym swoim szerokim, pełnym uśmiechem.
-Wszystko okej?- spytał w pewnym momencie chłopak, wyrywając ją z zamyślenia.
-Tak, oczywiście.
-Na pewno? Może chcesz się czegoś napić?
-Jest dobrze. Możemy jeszcze potańczyć. Dziękuję, że pytasz.
                I on znowu się uśmiechnął i znowu pokazał jej może ze dwa zęby. Czy on się ich niby wstydził? Hermionę zaczęło to wkurzać, choć w sumie nie miała realnych powodów do złości. Zakręciła się zgrabnie i znowu przylgnęła do chłopaka, ale musiała się oprzeć o jego pierś, bo tak jej się kręciło w głowie, że o mało co się nie przewróciła.
-Może jednak zrobimy sobie przerwę- zasugerował McLaggen, a ona pokiwała głową.
                Podeszli do jednego ze stolików, które były ustawione wzdłuż ściany, na której widniał wizerunek renifera, i przy nim usiedli. Ktoś podał im szampana i jakieś koktajlowe kanapeczki. Kiedy Hermiona połknęła jedną z nich, zdała sobie sprawę, że nie jadła ani obiadu, ani kolacji. Nie czuła jednak głodu. Napiła się wina i, choć był to słaby alkohol, poczuła, jak rozgrzewa jej ciało.
-Jak się bawisz?- zagadnął ją chłopak.
-Całkiem nieźle.
-Ja też. Uważam, że Slughorn przeszedł samego siebie- spojrzał wymownie na renifera na ścianie, na co dziewczyna się roześmiała.
                Zaczęli jakąś mało istotną rozmowę. Jeszcze kilka razy podszedł do nich kelner z szampanem. Po paru kieliszkach dyskusja stawała się coraz swobodniejsza i weselsza. Brązowowłosa stwierdziła, że Cormac nawet nie jest takim sztywniakiem, na jakiego wygląda (powiedziała Hermiona Jean Granger).
-Przepraszam, ale muszę cię na chwilę opuścić. Za moment wrócę- powiedział w pewnym momencie chłopak.
                Hermiona nie była z tego zadowolona. Nie po to przyszła z nim na bal, żeby on sobie gdzieś sam łaził. Ale może dobrze, że miała chwilę prywatności, przynajmniej mogła spokojnie pomyśleć. Po pierwsze, Cormac nie był takim zadufanym w sobie, egoistycznym, chamskim snobem, za jakiego go miała. Po drugie, nawet go polubiła i uważała, że jest przystojny. No i to tyle z jej przemyśleń, potem była jedynie złość o to, że McLaggen zostawił ją samą. Patrzyła na parkiet, gdzie wolno tańczyli ludzie. Szukała wzrokiem Harry’ego, ale go nie dostrzegała. Pewnie Slughorn znowu go gdzieś ciągał. Potem zastanawiała się gdzie jest i co robi Ginny i czy przyszła z Deanem czy sama. Niestety, jej też nie znalazła. Na końcu pomyślała o Rogerze, przecież tak się odgrażał, że przyjdzie na ten bal. Ale jego też nigdzie nie widziała. Ciekawe, czy w końcu zrezygnował?
-Już jestem, przepraszam, że tak długo- nagle obok niej wyrósł Cormac.
-Nie ma sprawy- odparła bez żadnych emocji w głosie.
-Chciałbym ci coś pokazać- wyciągnął do niej rękę.
                Dziewczyna, trochę nieufnie, ją złapała i pozwoliła, żeby ją poprowadził. Wciąż szukała wśród uczniów swoich znajomych, ale nie mogła ich dostrzec. Miała wrażenie, że idą wieczność, w końcu musieli robić niezłe zakosy, żeby dostać się do docelowego miejsca, gdziekolwiek ono się nie znajdował. Cormac minął parkiet i teraz szli wzdłuż ściany, która rzucała dość duży cień, dlatego znajdowali się w półmroku.
                W pewnym momencie chłopak się zatrzymał. W tym miejscu nic nie było. Hermiona rzuciła mu zdziwione spojrzenie, a on tylko się uśmiechnął i spojrzał w górę. Dziewczyna poszła w jego ślady i nagle zrobiła się czerwona. Przygryzła z zawstydzenia wargę.
Jemioła!
-To co? Zasłużyłem na całusa?- zagadnął Cormac, a jego uśmiech budził zaufanie.
-No nie wiem- odparła niby żartem, ale w środku był trochę przerażona.
-No przestań, przecież mówiłaś, że dobrze się bawisz.
                To powiedziawszy, zbliżył się do niej i nadstawił policzek. Dziewczyna odetchnęła z ulgą, że chodzi mu tylko o to. Uśmiechnęła się i cmoknęła go, ale zahaczając o kącik ust. Zrobiła to przez przypadek! Chyba. Chłopak spojrzał się na nią ze zdziwieniem. Przysunął się jeszcze bliżej. Hermiona poczuła, że to jest ten moment, kiedy powinna uciekać, ale nogi się jej nie słuchały. Rozchyliła delikatnie wargi. Po cholerę to zrobiła?! Jej mózg wręcz krzyczał, żeby się uspokoiła i sobie poszła, a ciało i tak robiło, co chciało. I to była dla McLaggena ostatnia zachęta. Pocałował ją w usta. W pierwszej chwili chciała odejść, ale zrozumiała, jak dawno się nie całowała i jak bardzo jej tego brakowało. „To chore!” odezwał się piskliwy głosik w jej głowie, ale go zignorowała. Cormac umiał całować, to nie ulegało żadnym wątpliwościom. Jego wargi były miękkie i delikatne, ale pocałunki stanowcze i namiętne. Otworzyła szeroko czy, kiedy chłopak rozchylił jej wargi i wepchnął swój język do jej ust. „To już za dużo!” wrzeszczał wciąż ten sam piskliwy głosik. Chciała przestać, ale kiedy Cormac dotknął jej podniebienia, zrozumiała, że właśnie się rozpływa… Ron tak zawsze robił, to było takie rozczulające, takie podniecające. Cholera! Nawet, kiedy całowała się z innym chłopakiem, to myślała o tym popieprzonym rudzielcu. Westchnęła, a ruchy McLaggena stały się jeszcze bardziej namiętne i stanowcze. „Dlaczego jej się to podoba?!”  usłyszała głos w swojej głowie, ale drugi mu odpowiedział „A dlaczego niby miałoby się nie podobać?”. W sumie, skoro i tak nie spotykała się z Ronem, czemu nie mogła całować się z Cormaciem? Właśnie mogła i chciała! Chłopak cmoknął ją w szyję. Poczuła, że… Właśnie nic nie poczuła! Kiedy Weasley ją tak całował, zawsze była w innym świecie, przeżywała największe euforie. Teraz to były jedynie pocałunki i nie wyrażały nic. Już ten fakt zaczął ją zastanawiać, ale czara się przelała, kiedy McLaggen złapał ją za pupę. „O nie!” pisnął po raz setny ten głosik i tym razem postanowiła się go posłuchać. Zaczęła się wić i próbowała wyrwać, ale Cormaca jeszcze bardziej to zachęcało.* Bała się, że za chwilę zdarzy się coś nie dobrego. Odsunęła się od niego dosłownie na kilka milimetrów, bo tylko na to jej pozwolił i jęknęła:
-Cormac, przestań!
-A niby czemu?
-Bo tak mówię. Nie podoba mi się ta sytuacja.
-Przestań udawać sztywniarę, Granger. Wiem, że tego chcesz.
                I znowu pocałował ją w szyję, zaciskając przy tym dłonie na jej pośladkach. Dziewczyna na próżno się szarpała. Nie mogła nawet wyjąć różdżki, bo trzymał ją tak mocno. Zaczęła się naprawdę bać. Prosiła go, żeby przestał, ale ja ignorował. Kiedy kisnął jej płatek ucha, pisnęła i miała nadzieję, że ktoś to usłyszał. McLaggenowi się to jednak nie spodobało. Przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie i warknął:
-Lepiej bądź cicho, bo to nie skończy się dla ciebie dobrze.
-Proszę, zostaw mnie- wyjąkała.
                Chłopak uśmiechnął się złośliwie, a ona poczuła pot na swojej skroni i łzy napływające jej do oczu. „To koniec” powiedział ten wstrętny głosik w jej głowie, a ona musiała się z nim zgodzić. Nie miała pojęcia, co ma robić.
-Nie słyszałeś co mówiła?!- usłyszała w pewnym momencie wściekły syk.
                Cormac wypuścił ją z uścisku, a ona poczuła, że jej serce trochę zwalnia. Ktoś przybył jej z pomocą. Odwróciła się, żeby zobaczyć twarz wybawcy i ujrzała Rogera. Odetchnęła z ulga na jego widok. Podeszła do niego blisko, a on wysunął się trochę przed nią, żeby w razie czego móc ją ochronić. Wreszcie czuła się bezpiecznie.
-Nie mieszaj się w nie swoje sprawy, Wilde- warknął Cormac.
-Mylisz się, McLaggen, to moja sprawa, bo naprzykrzasz się mojej przyjaciółce, do czego nie masz żadnego prawa.
-I tu robisz błąd, wcale się jej nie naprzykrzam, ona sama tego chciała.
-Jakoś na to nie wyglądało, jak was tu zastałem. Chciała, żebyś ja puścił.
                Roger patrzył się na przeciwnika z taką wrogością, jakiej Hermiona nigdy nie widziała w jego oczach. Położyła jedną dłoń na jego łopatce, żeby go trochę uspokoić. W tym momencie naprawdę był w stanie zrobić wszystko.  Zresztą Cormac nie wyglądał dużo przyjaźniej, miała wrażenie, że zaraz skoczą sobie do gardeł. Jęknęła w duchu. „To wszystko moja wina!”. McLaggen rzucił Wilde’owi jeszcze jedno nienawistne spojrzenie i bez słowa odszedł. Dziewczyna miała ochotę rzucić się Rogerowi na szyję, ale za nim zdążyła cokolwiek zrobić, on się odezwał:
-Chodźmy stąd.
                Hermiona skinęła głową i razem opuścili salę pełną gości.
*
-Miałeś rację- powiedziała Hermiona.
                Szła obok Rogera, wdzięczna za to, że ją wtedy „uratował”, a jednak nie chciała mu spojrzeć w oczy. Po prostu się wstydziła. Tyle razu się na niego wkurzała o to, że przestrzegał ją przed Cormaciem, ale jego słowa, na nieszczęście, okazały się prawdą.
-No wiem- odparł bez cienia żadnych emocji.
                Choć jego głos tego nie wyrażał, kipiał z wściekłości. Jak ten pajac miał czelność coś takiego zrobić?! Co jak co, ale McLaggen dżentelmenem nie był i Rogerowi było po prostu przykro, że Granger tak się na niego nacięła. Najchętniej przyłożyłby mu w gębę! To co odstawił było szczytem chamstwa i Wilde, jako kulturalny człowiek, za którego się uważał, nie mógł znieść i zrozumieć takiego zachowania. W pewnym momencie brązowowłosa pociągnęła go na jedną z kamiennych ławek.
-Jesteś na mnie zły?- spytała, kiedy już na niej usiedli.
-Nie, dlaczego miałbym być?
-Bo się ciebie nie posłuchałam.
-Hermiono, nie jesteś już małym dzieckiem. Umiesz podejmować samodzielnie decyzje i większość z nich jest poprawna. To, że tym razem się pomyliłaś… No trudno, każdy uczy się na błędach- uśmiechnął się do niej ciepło.
-Dziękuję… za wszystko.
                Dziewczyna oparła mu głowę na ramieniu. Była padnięta. Miała zdecydowanie za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Czuła, że następnego dnia nie wstanie łóżka. Po prostu zasypiała na siedząco. Resztkami sił, cieszyła się, że ma blisko siebie Rogera. Był dla niej rzeczywiście olbrzymim wsparciem. W końcu stwierdziła, że trzeba się zbierać do pokoju.
-Chodź- powiedziała do Wilde’a i razem ruszyli przez korytarze szkoły.
                Kiedy mijali jedną z damskich toalet, dziewczyna dojrzała w niej Ginny. Zatrzymała Rogera.
-Tam jest Ginny.
-No i?
-Pójdę do niej- odparła, trochę wkurzona jego ignorancją- Tylko weź mi rzeczy.
                Wręczyła nieco zszokowanemu chłopakowi swoją gruby szal, który zdjęła, bo w zamku było naprawdę ciepła, a ją w dodatku rozgrzała adrenalina, z zaleceniem, żeby zaczekał na nią w Pokoju Wspólnym, po czym weszła do damskiej toalety.
                Roger natomiast poszedł dalej do Gryffindoru. Zastanawiał się nad logiką kobiet. Co jej w ogóle ten szal przeszkadzał? Po chwili stwierdził, że i tak tego nie zrozumie. Niemniej musiał wyglądać komicznie, facet w czarnym garniturze niesie jasne nakrycie jakiejś dziewczyny. Inna sprawa, że wcale mu to nie wadziło, a wręcz mu się to podobało. Widział jak ta chusta delikatnie okrywa jej gładkie ramiona. Poczuł woń jej perfum. To go trochę otumaniło. Dobra, musiał wreszcie to przyznać. Był zakochany w Hermionie Jean Granger! Wiedział, że nie powinien, wiedział, że słono za to zapłaci. Wszystko miało trochę inaczej wyglądać. Ale trudno, stało się, a on nie miał na to żadnego wpływu.
                Ciągle przymulony i z błogim uśmiechem na twarzy wypowiedział hasło i wkroczyła do Pokoju Wspólnego. Wydawało mu się, że nikogo tam nie ma. Było dosyć ciemno, jedynie w kominku palił się jeszcze ogień. Wilde zaczął przechodzić przez pomieszczenie, dążył do kąta, w którym zawsze z Hermioną odrabiali lekcje.
                I wtedy ktoś zagrodził mu drogę. To go przywróciło do rzeczywistości. Przed nim stał Weasley. Ron sam nie wiedział po cholerę to zrobił. Mógł mu po prostu dać przejść, ale coś mu nie pasowało. Poza tym był na niego wściekły, w końcu to przez niego rozstał się z Hermioną. Nagle poczuł znajomy zapach, woń różanych perfum, które tak bardzo mu się podobały, które zawsze go kręciły. Spojrzał w twarz Rogerowi i nie mógł uwierzyć w to, co właśnie zrozumiał.
-Ty skurwysynie, całowałeś się z nią?!
                Tego ciemnowłosy się nie spodziewał. Oboje wiedzieli o kogo chodzi, ale co go to, do cholery, obchodziło?! W jednej sekundzie zrobił się wściekły. Czy ten pieprzony Weasley nie może dać jej wreszcie spokoju? Nie widział, ile przez niego wycierpiała?!
-To na pewno nie twoja sprawa!- wrzasnął.
-A właśnie, że moja, bo chodzi o MOJĄ dziewczynę!
-Twoją BYŁĄ dziewczynę!
                Rudzielec nie wytrzymał. Walnął go pięścią w twarz. Z nosa Rogera poleciała stróżka krwi. To wszystko przelało czarę. Rzucił się na Rona i walił go na oślep. Przewrócili się. Jednak szybko sytuacja się odwróciła i to on leżał na ziemi, a Weasley okładał go pięściami. Chłopak starał się robić uniki, ale na niewiele się to zdało.
                Nie zauważyli, kiedy w pomieszczeniu pojawiła się Hermiona. Dziewczyna krzyczała, próbowała ich rozdzielić, ale oni wpadli w jakiś szał i naprawdę zdawali się jej nie widzieć. Nie wiedziała co robić. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Nie mogła nic zdziałać, zostawiła różdżkę w dormitorium. Płakała, błagała ich, żeby przestali, ale oni nie reagowali. Bała się, że jak tak dalej pójdzie, to się pozabijają. Cud, że nie wyjęli różdżek. Oni nawet o tym nie pomyśleli. To był prawdziwy, męski pojedynek i zdecydowanie magia nie miała prawa brać w tym udziału. Hermiona opadła na kolana i ukryła twarz w dłoniach. Nie mogła na to patrzeć. Co chwila podnosiła głowę i wrzeszczała na nich aby się uspokoili, ale oczywiście nie działało.
                Na szczęście w porę pojawił się Harry. Kiedy zobaczył, co się dzieje, szybko do nich podbiegł, złapał Rona, który akurat był na górze, za koszulę i podniósł do pozycji pionowej. Ucichły uderzenia w podłogę i ciało przeciwnika oraz przekleństwa, jakimi obaj mężczyźni rzucali. Roger też wstał. Teraz oboje stali, patrząc się na siebie z nienawiścią i chęcią mordu, ciężko sapiąc. Dziewczyna wciąż nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła.
                Ron patrzył raz na nią, skuloną na ziemi, raz na Wilde’a. Naprawdę miał ochotę go zabić, gdyby nie on to wszystko by się nie wydarzyło! Byli by z Hermioną szczęśliwą parą, nigdy by się nie rozstali, ona nigdy by tak nie cierpiała! Poczuł, że Harry pcha go w stronę schodów do dormitoriów. Posłusznie poszedł w tamtym kierunku, zostawiając zapłakaną dziewczynę i poobijanego Rogera.
*
                Hermiona schodziła po schodach do Pokoju Wspólnego. Była chyba 1. Naprawdę wyglądała koszmarnie, nie dość, że była zmęczona całym dniem i po prostu chciała iść spać, to w dodatku jej makijaż całkowicie się rozpłynął, kiedy płakała i choć próbowała go zmyć, nie do końca jej to wyszło, dlatego miała dosłownie czarne wory pod oczami. Prócz tego jej oczy były prawie czerwone od płaczu, a usta suche jak pieprz. Ogólnie ujmując wyglądała jak obraz nędzy i rozpaczy. Marzyła tylko o tym, żeby położyć się do łóżka i płakać, ale przecież nie mogła go tak zostawić. Dlatego właśnie znosiła z dormitorium zwykłą, mugolską apteczkę i swoją różdżkę.
                Roger siedział na jednym z foteli z miną zbitego psa, którym poniekąd był, i również wyglądał na wykończonego tym wszystkim. Miał przeciętą brew, z której, na szczęście, już przestała się sączyć krew, natomiast widok tzw. mięsa nie robił zbyt dobrego wrażenia. Z jego nosa wciąż kapała krew i najprawdopodobniej był złamany, poza tym miał wielką śliwę pod prawym okiem, co bynajmniej nie dodawało mu urody. Czuł liczne siniaki na klatce piersiowej i w ogóle na całym ciele i modlił się, żeby nie miał złamanych żeber czy obojczyków.
-Uważaj, teraz będzie bolało- powiedziała Hermiona.
                Nakierowała różdżkę na jego nos i wyszeptała formułę zaklęcia. Usłyszeli nie przyjemny chrzęst, ale z nosa wreszcie przestała kapać krew. Dziewczyna podała mu worek z lodem, żeby przyłożył sobie do oka i zmyła czerwoną ciecz z jego twarzy oraz zakleiła mu ranę na brwi. Usiadła naprzeciwko i popatrzyła na niego ze smutkiem.
-Dlaczego, Roger?
                Wilde doskonale zrozumiał o co jej chodziło i wkurzyło go to, bo przecież jej bronił. Nie chciał, żeby ten palant znowu ją skrzywdził! Tymczasem ona i tak cierpiała i to częściowo z jego winy.
-To on mnie walnął- wskazał na nos.
                Hermiona wzięła głęboki oddech i pokręciła głową. Nie mogła uwierzyć, że Ron był w stanie zrobić coś takiego. Otaksowała ciemnowłosego wzrokiem. Zaczęła się zastanawiać czy nie ma zmiażdżonych żadnych kości.
-Zdejmij koszulkę- zarządziła.
                Chłopak otworzył szeroko oczy i uśmiechnął się figlarnie, ale zgromiła go wzrokiem- to na pewno nie była odpowiednia pora na żarty. Popatrzyła na jego dobrze umięśniony tors, był cały posiniaczony, a gdzieniegdzie porozcinana była skóra. Jednak nie wyglądało na to, żeby żebra były złamane, albo wnętrzności uszkodzone. Trochę się na tym znała i umiała to rozpoznać. Namoczyła gazę spirytusem i zaczęła dezynfekować rany. Roger prawie zawył z bólu.
-Przepraszam- jęknęła, po czym już normalnym głosem powiedziała- O co poszło?
-Miał do mnie jakieś dziwne… zastrzeżenia- odparł wymijająco, krzywiąc się z bólu.
-A dokładniej?
                Chłopak westchnął. Naprawdę nie chciał jej tego mówić wprost, ale może właśnie powinna wiedzieć. To był chyba najlepszy moment, żeby powiedzieć jej, co czuje.
-Spytał, czy się całowaliśmy.
-A ty co mu odpowiedziałeś?- odparła ze stoickim spokojem, nic już nie było w stanie jej zaskoczyć.
-Że to nie jego sprawa- brązowowłosa spojrzała na niego z dezaprobatą- No co?! Przecież to prawda! Ale jak widać to go bardzo wkurzyło, dlatego mnie zdzielił, a ja, no cóż... nie pozostałem mu dłużny.
                Dziewczyna nie miała siły już nawet płakać. To było chore! Podsumowując wszystko, co powiedział jej Roger, bili się o nią! Niejedna dziewczyna o tym marzyła, ale jak widać sytuacja nie była taka zabawna.
-Dlaczego to zrobiłeś?
-Bo mi na tobie zależy- przełknął głośno ślinę- Po się w tobie zakochałem.
                Hermiona otworzyła oczy ze zdziwienia. Jak to możliwe?! Ale… ale… ona też zrozumiała, że czuje do niego coś więcej niż przyjaźń. Widziała, jak jego twarz zmarkotniała, tak jakby się tego wstydził albo bał odtrącenia. Ale ona nie miała zamiaru go odrzucać. Zbliżyła swoją twarz do jego ust, na co on wyraźnie się rozpromienił. Oparł swoje czoło o jej czoło. Przez chwilę nic nie robili, po prostu oddychali, wspólnie, w tym samym tempie. A potem... Potem się pocałowali…
*Na pewno Ci, co czytali, zobaczą nawiązanie do „Brakujących Momentów” (ff o Romione), osobiście uwielbiam to opowiadanie i czytałam je chyba ze trzy razy, dlatego było moją inspiracją.
*
8 058 wyrazów, 16 stron- chyba tym razem nie możecie powiedzieć, że za krótkie.
Z góry mówię, że wszystko w tym rozdziale było od dawna zaplanowane, dlatego w odpowiedziach na Wasze komentarze pisałam, że szybko się nie zejdą.
Przepraszam, że tak to odwlekałam, ale to wszystko przez brak czasu. Już myślałam, że skończę danego dnia rozdział, ale po prostu nie wyrabiałam. Szkoła zabiera masę czasu, a dla mnie listopad to miesiąc trochę imprezowy, bo mam urodziny, więc po prostu ciągle byłam zajęta. Przepraszam.
Za dużo opisów (wiem, że za nimi nie przepadacie)? Za dużo wspomnień? Za dużo tzw. SCEN?
Piszcie wszystko w komentarzach, krytykujcie :D
Nie wiem, kiedy następny rozdział, bo naprawdę nie mam czasu, a poza tym muszę przemyśleć, jak on będzie wyglądał, więc nic nie mówię- będę się odzywać na bieżąco :/
Pozdrawiam Was gorąco :**

PS Sprawdziłam tylko niektóre momenty, więc jak coś, to mogą być błędy, ale zależało mi na tym, żeby dłużej Was nie trzymać. W najbliższym czasie sprawdzę jeszcze raz.

Obserwatorzy