piątek, 29 czerwca 2012

10. Nie ma to jak w Hogwarcie


Rozdział dedykuję mojej ukochanej Roxanne, za to, że wysłuchuje mojego ciągłego ględzenia o tym blogu i wspiera mnie na duchu, kiedy jest już naprawdę źle <3
-Wstawać, bo spóźnimy się na pociąg.
                Czworo nastolatków szybko zerwało się z miejsc i zatkało uszy przed donośnym głosem gospodyni. Panowie siedzieli na podłodze, a dziewczyny na łóżkach.
-Która jest godziny?- warknęła Ginny.
-6.30- odparł jej Potter nieobecnym głosem.
-Cholera, mogliśmy się tak późno nie kłaść- rzekł rudzielec, podnosząc się powoli z podłogi.
-A nie mówiłam?!- odparła zgryźliwie Hermiona, która już sprzątała pomieszczenie.
-To dlaczego z nami cały czas siedziałaś- oburzył się jej chłopak.
-Bo chciałam, ale kilkakrotnie mówiłam „Chodźmy już spać”!
-To było to zrobić, a nie teraz nas pouczasz.
-Oczywiście, mam nie przyznawać, że mam rację, wysłuchiwać waszych jęków i nie mieć z tego żadnej satysfakcji.
-Acha, czyli musisz mieć satysfakcje lub coś innego dla siebie, kiedy my jesteśmy niezadowoleni, tak?!
-Nie przesadzasz trochę, ja…- prawie krzyknęła dziewczyna.
-Czy możecie się uspokoić- opanowała ich trochę Weasleyówna- Wiecie, kiedy ludzie się spotykają, raczej nie kłócą się o takie błahe rzeczy, w ogóle normalni ludzie się o coś takiego nie kłócą.
-Dobrze, może nie jesteśmy normalni- odpowiedziała dumnym tonem brązowowłosa.
-I znów to robisz, znów się wywyższasz i wymądrzasz…
-Spokój- krzyknął Harry- Musimy się przygotować, dziewczyny może idźcie już do siebie.
                Ginny skinęła i wyciągnęła przyjaciółkę z pomieszczenia. Doszły do własnej sypialni i zrobiły toaletę poranną, po czym poszły do łazienki. Pierwsza udała się tam rudowłosa, a kiedy wróciła, to skierowała się do niej Hermiona. Dziewczyna była wściekła. Szła powoli do toalety, rozmyślając. Czy oni zawsze musieli się kłócić o byle co?  Czemu on ciągle czepiał się najmniejszego słówka? W sumie to ona nie była lepsza, po co w ogóle się tak wymądrzała i wdała w tą…
-Jej, Hermiona, nic ci nie jest?
                Brązowowłosa zdała sobie sprawę, że poruszała się bardzo wolno, a przy pokoju chłopców w ogóle stanęła i o mało co nie oberwała od Rona drzwiami. Na szczęście wśród jej marzeń i myśli pozostało trochę instynktu i zdążyła się odsunąć.
-Nie, wszystko dobrze- odparła po chwili.
                Stali tak i patrzyli się na siebie, nic nie mówiąc. No nie! Była przecież na niego wściekła, a teraz, kiedy tak gapiła się w te jego wielkie, błękitne, piękne, głupie oczy, to odpływała. Chłopak też się nie mógł ruszyć, tęsknił za nią, za tymi wspaniałymi chwilami spędzonymi wspólnie. Od kilku dni w ogóle nie mogli się dogadać, a każda ich rozmowa kończyła się kłótnią i trzaskaniem drzwiami. Doskonale wiedział, że większość awantur on spowodował, ale dlaczego skoro tak bardzo ją kochał? To proste, bał się; wiele sporów powstało przez to, że Hermiona nie chciała się ukrywać, a on nie miał odwagi przyznać rodzicom, że się spotykają. Sam nie wiedział dlaczego, może z powodu tego, że to była jego pierwsza dziewczyna, może… Sam nie wiedział. W końcu odezwał się do ukochanej:
-Przepraszam.
-Nie ma sprawy, naprawdę nic mi nie jest, zdążyłam się uchylić- odparła złośliwie.
-Nie za to, to znaczy za to też, ale… Przepraszam cię za tą aferę dziś rano i za te wszystkie kłótnie, które wywołałem w ciągu ostatnich kilku dni.
-Och…- dziewczyna była wyraźnie zmieszana, nie spodziewała się tego- Ja też cię przepraszam, nie powinnam się wściekać o takie błahostki.
-To w porządku?
-W porządku- kiedy skończyła, podali sobie ręce, co ich bardzo rozśmieszyło.
-Co się z nami stało, było tak pięknie- zaczął rudzielec.
-Wiesz, wszystko się zmienia, teraz jesteśmy razem, twoi rodzice nic nie wiedzą, ludzie ze szkoły też, nie wiadomo co pomyślą i…
-Nie obchodzi mnie to- przerwał jej chłopak- Kocham cię i mogę to powiedzieć wszystkim.
-Ja też cię kocham.
                Obydwoje przywarli do siebie, tak dawno się nie całowali (tak im się przynajmniej wydawało). Było w tym olbrzymie uczucie, jakie między nimi powstało, wszystkie słowa, jakie pragnęli sobie powiedzieć i…
-Ron, Hermiona, wy jeszcze w piżamach, no nie…
                Krzyknęła do nich gospodyni, zanim zorientowała się co robią. Stanęła jak wryta patrząc się na syna i jego dziewczynę. Znów wyglądała na dość szczęśliwą, tak jak wtedy, kiedy zobaczyła, że się przytulają, ale starała się tego po sobie nie pokazywać. Zaczęła do nich groźnie mówić:
-Znowu będziecie mi wmawiać, że nie jesteście parą?!
                Obydwoje się zarumienili i spuścili głowy. W końcu Ron się odważył i stanął na wysokości zadania. Wyprostował się i spojrzał matce prosto w oczy, po czym uśmiechnął się do niej i rzekł:
-Nie, mamo. Naprawdę jesteśmy razem.
-Od kiedy?- ciągnęła gospodyni, udając złą.
-Od bankietu.
-I ja nic o tym nie wiem, to oburzające, karygodne…
                Zaczęła prawie krzyczeć. Nie była zła, tylko szczęśliwa, ale nie mogła im tego pokazać. Po chwili ujrzała, jak młodzi stoją i niepewnie się do niej uśmiechają, więc powiedziała łagodnym tonem:
-Tak naprawdę, to bardzo się cieszę- po czym szybko dodała, żeby nie pomyśleli sobie czegoś- Ale teraz marsz do łazienek!
                Wyszczerzyli się do niej i zrobili, jak kazała. Jakiś kwadrans później zeszli na dół, gdzie zastali resztę rodziny. Ich kufry i klatki ze zwierzętami stały już przygotowane do szkoły, przy drzwiach. Zasiedli do stołu.
-Czyżby nic po drodze nie wybuchło, albo nie pękło od waszych kłótni?- spytała z przekąsem Ginny.
-Ale to było śmieszne, naprawdę żart na poziomie- odparł jej równie złośliwie Ron.
-Żart na poziomie…- przedrzeźniała go siostra.
-Nic nie pękło od waszych kłótni…- odgryzał się rudzielec, a pozostali wybuchli śmiechem.
-Czy możecie przestać?- spytał z rozbawieniem Harry.
-To ona zaczęła- odparł całkiem naturalnie, wręcz z przyzwyczajenia, rudzielec.
-Ale zachowujecie się jak dzieci- drążył Potter, a potem zaczął ich parodiować- „Nic nie pękło po drodze… To był naprawdę żart na poziomie…”- wszyscy znów zaczęli się śmiać.
-Przestańcie się wygłupiać, bo spóźnimy się na pociąg- powiedziała do nich gospodyni, siląc się na groźną minę, choć w duchu nadal cieszyła się jak dziecko, z powodu Rona i Hermiony.
-Jakby to była jakaś nowość- odrzekł jej syn.
-Ronaldzie, czy możesz się ze mną nie kłócić i nie komentować tego co mówię?!
-Przepraszam…- szepnął rudzielec.
                Skończyli śniadanie i zaczęli dopakowywać ostatnie drobiazgi do szkoły. W przedpokoju słychać było brzęki klatek, bo zniecierpliwione sowy bardzo się miotały, na co Krzywołap również zaczynał prychać i skakać. Ginny poszła zabrać swojej rzeczy z salonu, a Hermiona została w sypialni sama, wrzucała do swojej, w sumie dużej torby, tak wiele książek i drobiazgów, że i tak musiała ją zaczarować, żeby wszystko się w niej zmieściło. W pewnym momencie usłyszała, że drzwi się otwierają, lecz do pokoju nie weszła Ginny, tylko jej starszy brat.
-Ty już gotowy?- spytała z niedowierzeniem dziewczyna.
-Acha, wiesz nie biorę ze sobą masy tomisk, które ważą…- przerwał, widząc jej groźną minę- Tak właściwie to myślałem, że skończymy to, co robiliśmy na korytarzu, w szkole pewnie nie będziemy mieć na to w ogóle czasu.
-Doprawdy- rzekła brązowowłosa z zalotnym uśmieszkiem- Chyba nie wiem o co ci chodzi, nic nie pamiętam.
                Chłopak nie czekał długo tylko podszedł do niej, złapał ją w tali i złożył namiętny pocałunek na jej ustach. To był najwspanialszy całus w ich życiu. Hermiona czuła się, jakby wszystko wokół niej zniknęło, nie było szkoły, nauki, problemów, Voldemorta… Był tylko Ron, którego tak mocno kochała, dla którego zdolna była zrobić wszystko, któremu się oddała, w którym się zatraciła. Kurcze, musiała przyznać, że cholernie dobrze całował i, mimo że powtarzała to sobie za każdym razem, zawsze było inaczej, lepiej. Była szczęściarą, największą na świecie, żadna dziewczyna akurat w tym nie mogła jej dorównać, cieszyła się jak głupia, że go ma, że go całuje, że może go objąć, porozmawiać z nim. Ta chwila mogła trwać wieki, najchętniej nie wracałaby do teraźniejszości, lecz musiała.
-Hej, gołąbeczki! Chodźcie na dół, jedziemy do Hogwartu!- krzyknęła radośnie Ginny.
                Nadal stali objęci, patrząc się na niknące w drzwiach rude włosy. Wszystko powróciło, wszystkie wątpliwości, obawy, całe zło. Były też dobre rzeczy, wracali do Hogwartu, do przyjaciół, do nauczycieli, może i było w szkole wiele nudnych przedmiotów i zdarzeń, ale była to jednak szkoła, masa czarodziei w ich wieku, wspólne wypady do Hogsmeade, indywidualność, choć i wielka odpowiedzialność, której żadne z nich nie chciało podjąć, lecz musieli. Wzięli swoje rzeczy i zaczęli opuszczać pomieszczenie. Hermiona, przed wyjściem, jeszcze spojrzała na nie, tyle było w nim wspomnień, z poprzednich lat i z tych wakacji, miała złe przeczucia, że tu nie wróci, że zostaną jej jedynie wspomnienia. Stała tak i gapiła się, aż poczuła, że rudzielec ciągnie ją za rękę, więc wyszła. Zeszli na dół i wzięli swoje kufry. Samochody z ministerstwa, które załatwił im Artur już czekały. Wszyscy do nich weszli i odjechali.
                Bardzo szybko znaleźli się na dworcu King’s Cross, przez który, jak zwykle, przewalał się tłum ludzi. Dołączyli do zgromadzonych, po czym po kolei opierali się o barierkę między peronem 9, a 10. Kiedy znaleźli się na peronie o numerze 9¾ zobaczyli jeszcze więcej przechodniów, tylko że byli to sami czarodzieje. Ron, Harry, Ginny i Hermiona pożegnali się pośpiesznie z państwem Weasley i wsiedli do czerwonego Expressu Hogwart. Znaleźli wolny przedział i zajęli go. Po krótkiej chwili dołączyli do nich Neville Longbotom, Luna Lovegood, Seamus Finnigan i oczywiście Dean Thomas, przez którego mina zrzedła zarówno Ronowi, jak i Harremu. Wszyscy się przywitali i rozmawiali beztrosko.
-Wiecie kto będzie nowym nauczycielem eliksirów?- spytał Dean.
-Jak to eliksirów? Chyba obrony przed czarną magią?- zdziwiła się Hermiona
-No nie, Snape będzie uczył obrony, a do eliksirów Dumbledore poprosił nowego nauczyciela, a właściwie Slughorna, czyli nauczyciela, który uczył tam wiele lat temu- wyjaśnił Potter.
-Ty to wiesz i nic nam nie powiedziałeś- oburzyła się rudowłosa.
-Przepraszam, jakoś nie było okazji.
-Ale jakie to ma znaczenie?- spytała melancholijnym tonem Luna.
-No ma… a zresztą- machnął na nią ręką Ron- Co ty właściwie masz na nosie?- dodał widząc dziwne okulary.
-To są okulary, dzięki którym widzę gnębiwtryski.
-Acha, a co to takiego?
-Stworzenia, które wlatują przez uszy i mieszają ci w głowie- odparła blondynka tak, jakby to była najzwyklejsza rzecz w świecie.
-No tak, wszystko jasne- mruknął Seamus, a Ginny wybuchła śmiechem.
                Dalsza podróż minęła im w bardzo przyjemnej atmosferze, ciągle śmiali się i gadali w najlepsze. W końcu dojechali do Hogsmeade. Wszyscy w szatach szkolnych opuścili pociąg, nadal szli zwartą grupą. Nagle usłyszeli za sobą złośliwy głos:
-No proszę, Potter, jeszcze masz czelność się tu pokazywać?- rzekł drwiąco Dracon.
-A co, myślałeś, że rzucę szkołę, Malfoy?
-No cóż, mógłbyś zmienić przynajmniej towarzystwo… Zdrajcy krwi, nieudacznicy- powiedział patrząc najpierw na Weasleyów, później na Longbotoma, Lovegood, Thomasa i Finnigana, po czym dodał, spoglądając na pannę Granger- No i twoja ukochana szlama…
                Na to ostatnie zdanie wszyscy chłopcy wyciągnęli różdżki, a rudzielec już miał zamiar się na niego rzucić. Malfoy zaśmiał się szyderczo.
-Czego ty ode mnie właściwie chcesz?- warknął Harry, celując w niego patykiem.
-A jak myślisz, może zemsty- odparł groźnie, a uśmiech zszedł mu z twarzy.
-Jeśli chodzi o twojego ojca, to zasłużył na to co go spotkało…
-Nie waż się tak mówić o moim ojcu, Potter- warknął Ślizgon, wyciągając swoją różdżkę i rzucając się na czarnowłosego.
                Na szczęście w porę Ron i Seamus złapali Harrego, a Crabb i Goyle, Malfoya, natomiast Pensy Parkinson szepnęła mu do ucha:
-Draco, nie warto…
                Potem cała grupka oddaliła się, a Gryfoni (i Luna) stali i patrzyli się za nimi. Nagle usłyszeli w oddali znajomy głos:
-Pirszoroczni, tutaj… Za mną, pirszoroczni…
                Automatycznie skierowali się w kierunku gajowego. Kiedy do niego doszli, zawołali:
-Cześć, Hagrid!
-Cześć, już rozrabiacie?- spytał, patrząc na odchodzącego Malfoya i jego świtę.
-To tylko ten kretyn, Malfoy- rzekł Ron, uspokajając się trochę.
-Widzę, że nieźle cię wkurzył, co tym razem?
-No więc …- zaczął rudzielec, lecz Hermiona mu przerwała:
-Czy to ważne? Co tam u ciebie?
-W porząsiu, o ile można tak powiedzieć w obecnych czasach… Widzę, że ty się dziewczyno rozwijasz- spojrzał z uznaniem na brązowowłosą, która rzeczywiście zmieniła się przez te wakacje. Lekko się zarumieniła i odparła:
-Dzięki.
-Przepraszam, że przerywam, ale chyba musimy już iść na ucztę- powiedział smutno Neville.
-Masz racje! Na razie, Hagridzie!
                Udali się do powozów, a później do zamku. Ochrona w Hogwarcie znacznie wzrosła, Filch sprawdzał każdy bagaż, a profesor Flitwick odhaczał każdego ucznia na liście. W końcu udało im się dostać do Sali Wejściowej, a potem do Wielkiej Sali. Uroczystość rozpoczęła się Ceremonią Przydziału, tiara zaśpiewała swoją pieśń o zjednoczeniu się przeciwko wrogom, a potem zaczęli jeść. Jak zwykle, niedługo później przemawiał Dumbledore i przedstawił nauczycieli:
-W tym roku Obrony Przed Czarną Magią będzie was uczył, nie kto inny, jak profesor Snape…- ze stołu Ślizgonów było słychać głośne oklaski, lecz inni uczniowie nie pałali, aż takim zachwytem, a dyrektor ciągnął swoją mowę-… natomiast eliksirów, będzie nauczał profesor Horacy Slughorn.
                Później Dumbledore zaczął mówić o tym, co się dzieje w świecie czarodziejów. Mimo, że był to bardzo istotny temat, to ani Harry, ani Ron, ani Hermiona czy Ginny, nie chcieli tego słuchać, bo dodatkowo ich to przygnębiało, więc z utęsknieniem czekali na koniec uczty. Po kolacji poszli do swoich domów i dormitoriów. Hermiona weszła do pokoju i zobaczyła Parvati i Lavender, które o czymś rozmawiały. Panna Patil od razu rzuciła się na brązowowłosą, aby ją przywitać, natomiast Lav stała w kącie, po czym podeszła i powiedziała z tą samą słodyczą, co na bankiecie:
-Witaj, jak ci minęła reszta wakacji?
-Nietypowo…- odrzekła równie sztucznie dziewczyna.
-Wiecie co, chyba coś się dzieję na dole, chodźcie- krzyknęła Parv wyglądając z pokoju.
                Wszystkie wyszły na korytarz i skierowały się do Pokoju Wspólnego. Rzeczywiście starsi uczniowie świętowali powrót do szkoły i do przyjaciół. Pannie Granger spodobało się to, że w ogóle się nie przejmowali tym co dzieję się poza zamkiem, po prostu się bawili, jak normalne nastolatki. I wtedy Hermiona go zobaczyła, Roger dostał się do Gryffindoru. Zupełnie o nim zapomniała, pominęła go na uczcie i ceremonii przydziału, teraz szedł w jej stronę.
-Cześć, udało mi się! Jestem w Gryffindorze!- krzyknął na powitanie.
-Bardzo się cieszę, u nas jest naprawdę fajnie, imprezy są często, zwłaszcza po wygranej w quiditcha, no i…
                Dziewczyna wymieniała mu wszystkie zalety domu i szkoły, starannie omijając temat tego, co jej się nie podobało. Tymczasem na dół zeszli panowie, Potter i Weasley, oraz spotkali Ginny. Stali tak i o czymś rozmawiali, kiedy rudzielec ujrzał Hermionę. O mało co nie dostał zawału, znów był z nią ten kelner, ale co on tu robił? Wtedy sobie przypomniał, że ten gościu się przenosił do Hogwartu, brązowowłosa mu nawet o tym mówiła. Poczerwieniał na twarzy i odsunął się trochę od przyjaciół. Wgapiał się w dziewczynę i jej towarzysza, nic złego nie robili, jeszcze. Co prawda chłopak miał ochotę już teraz podejść do tego kretyna i trzepnąć go w zęby, ale na razie nie miał dostatecznego powodu. Parę minut później pojawili się przy nim jego siostra i Harry. Oni również popatrzyli w miejsce gdzie stała Granger.
-To ten kelner, co ją podrywał?- spytała z zainteresowaniem Weasleyówna.
-Tak- odparł, przez zaciśnięte zęby, jej brat.
-Ale ciacho…- westchnęła, po czym dodała czując na sobie wrogie spojrzenie zarówno Rona, jak i Pottera- Po prostu jestem szczera, jeśli do tego jest sympatyczny, to na miejscu Hermiony bym cię rzuciła…
-Ginny!- warknął czarnowłosy.
-No co?!
-Nie ważne…- wtrącił rudzielec- Dzięki za wsparcie.
-Ron- powiedziała ruda- Przecież wiesz, że ona cię kocha, to o co chodzi?
-To, że on jest ode mnie sto razy lepszy…
-To akurat jest prawda…- zaczęła dziewczyna, ale przerwała, kiedy dostała od Harrego sójkę w bok- Ale to nie ma znaczenia. Hermiona wybrała ciebie.
-Może masz rację…
-Ja zawsze mam rację.
                Skończyli rozmowę, ponieważ zobaczyli, że szła do nich brązowowłosa, ciągnąc za sobą tego chłopaka. Zatrzymali się przed nimi i Hermiona powiedziała:
-To jest Roger, chodził wcześniej do Dumstrangu, a teraz przeniósł się do nas. A to moi przyjaciele Harry i Ginny, no a Rona już znasz.
                Wszyscy wymienili się uprzejmościami i pogadali krótko. W przypadku rudzielca była to bardzo sztuczna rozmowa, ale przynajmniej w miarę sympatyczna. Roger i Harry znaleźli jakiś temat związany z quidichem i zaczęli dyskutować, choć Potter odnosił się do nowego chłodno i z dużym dystansem, natomiast Ginny stała, przysłuchując się i co jakiś czas coś wtrącając. Brązowowłosa odciągnęła na chwilę rudzielca na bok i szepnęła mu do ucha:
-Dziękuję.
-Za co?- spytał z uśmiechem.
-Za to, że się nie wściekasz. Mogę cię jeszcze milion razy zapewnić, że nic mnie z nim nie łączy, ale i tak widziałam twoją minę.
-No wiesz co…- obruszył się chłopak.
-Przecież mam rację, ale mniejsza z tym.
-Fajnie jest znowu być w Hogwarcie- zaczął rudzielec
-To prawda, tutaj zawsze jest i będzie fantastycznie.
                Chłopak pocałował ją w usta, a z drugiego końca sali usłyszeli gwizdanie, zapewne od Deana i Seamusa. Wszystko było wspaniale, bo przecież nie ma to jak w Hogwarcie…
*
Moje zdanie o tym rozdziale nie jest najlepsze, ale nie będę się rozwodzić na ten temat, uważam, że to po prostu straszna szmira. Mam jednak nadzieję, że zaczekacie jeszcze kilka takich notek, żeby dojść do jakiegoś rozwinięcia akcji. Oczywiście wykorzystuję również ten paradoks, że oni idą do szkoły, a my mamy dwa miesiące wolnego xD 
PS Następny będzie lepszy :P

sobota, 2 czerwca 2012

9. Pierwsza randka


          Hermiona obudziła się o 10 rano. Miała cudowny sen, śniło jej się, że wreszcie udało im się z Ronem pocałować, że wyznała mu miłość i on jej też. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Była w sypialni Weasleya. To jednak nie był sen. Nie pamiętała za bardzo, co się wczoraj działo, poza tym pocałunkiem. Spojrzała na łóżko obok, na którym drzemał rudzielec. Uświadomiła sobie, że przyszli na górę już po północy, a w jej pokoju smacznie chrapali Harry i Ginny, którzy najwidoczniej przysnęli przy rozmowie, więc dziewczyna przeniosła się do sypialni swojego chłopaka. Jej chłopak, jak to fajnie brzmiało, nic nie było w stanie zepsuć jej dobrego samopoczucia, wywołanego wczorajszym wydarzeniem. Niestety przypomniała sobie również to, co zdarzyło się na bankiecie, czyli atak dementorów. Spochmurniała trochę, lecz gdy tylko spojrzała na ukochanego radość powróciła. Nie mogła uwierzyć w to, co się nareszcie stało, zastanawiała się, jak teraz będzie.
Nagle usłyszała, że ktoś wchodzi do pomieszczenia, a potem zobaczyła zaspanego, czarnowłosego chłopaka. Jej przyjaciel był mocno rozczochrany i sprawiał wrażenie nieobecnego. Wszedł do pokoju i wyjął ubrania ze swojego kufra, w pewnym momencie zorientował się, że brązowowłosa nie śpi i go obserwuje, przez co trochę się przestraszył.
-Już nie śpisz?- spytał szeptem.
-Jak widać nie.
-Chcesz mi coś powiedzieć?- szepnął chłopak patrząc z zainteresowaniem to na nią, to na rudzielca drzemiącego obok.
-Tylko tyle, że idę już do siebie- odparła ze złośliwym uśmieszkiem, uznała, że ich kumple zorientują się, o co chodzi, a jak nie to Ron mu powie, co się stało, po chwili dodała- Ginny śpi?
-Nie.
-To na razie.
                To powiedziawszy wyszła z łóżka i udała się do swojej sypialni, gdzie zastała przyjaciółkę, która szukała jakiś ciuchów. Dziewczyny przywitały się, po czym obie zaczęły się ubierać. Kwadrans później zeszły do kuchni, która o dziwo była pusta. No w sumie nie było to aż tak dziwne, biorąc pod uwagę wczorajsze wydarzenia i to, jak wszyscy późno poszli spać. Obie postanowiły, że przygotują śniadanie i odciążą trochę Molly. Hermiona doskonale wiedziała, że domownicy są bardzo przejęci tym atakiem dementorów, lecz ona była szczęśliwa, a uśmiech nie schodził jej z twarzy. Starała się to trochę zatuszować, bo nikt nie wiedział, co stało się po spotkaniu w kuchni, więc wyglądało to trochę dziwnie. Ruda zaparzyła kawę i herbatę, a brązowowłosa zaczęła wyjmować jedzenie na stół i robić masę kanapek. Kiedy skończyły, postanowiły chwilę odpocząć za nim zawołają wszystkich na śniadanie. W między czasie Harry oraz Ron ubrali się i zeszli na dół. Rudzielec, na powitanie, pocałował dziewczynę w policzek, co wywołało zdziwienie ich przyjaciół. Ginny jednak szybko się opamiętała i taktownie rzekła:
-Wy wyjmijcie talerze, a my z Harrym przejdziemy się po pokojach i powiemy, że jest śniadanie.
                Potter i Weasleyówna opuścili kuchnię, a Ron i Hermiona nakryli do stołu. Kiedy skończyli, usiedli przy nim i patrzyli się przez chwilę na siebie, cały czas się uśmiechając.
-To, co będziemy dziś robić?- spytał rudzielec.
-Nie wiem, może pójdziemy na Pokątną?
-Też się nad tym zastanawiałem, to dobry pomysł. Tylko, żeby mama nas póściła.
-Myślisz, że bałaby się, że coś nam się stanie?
-Na pewno i tak nie była skora wcześniej wypuszczać nas z domu, a co dopiero teraz.
-No tak, ale przecież i tak większość twojej rodziny opuści Norę, więc myślę, że pozwoli nam pójść, ewentualnie pod opieką Freda i Georga.
-Tak, pewnie masz rację, a co z Harrym i Ginny?
-No wiesz…- zająknęła się dziewczyna, trochę zdziwiona tym pytaniem. Nie miała ochoty iść tam z przyjaciółmi, tylko jedynie z Ronem. W końcu wydusiła po cichu- W sumie możemy ich zabrać.
-Serio?- spytał zniechęcony rudzielec- Naprawdę chcesz?
-A ty?- odparła nieco zirytowana i skołowana Hermiona.
-No niezbyt…
-To po co się w ogóle pytasz?
-Bo chcę znać twoją opinię!
-No to ja mówię: nie!
-A ja przyznaję ci rację!
                Po tej krótkiej kłótni zapadła chwila milczenia, podczas której każde z nich odreagowywało sytuację. Później wybuchli śmiechem. To było dość nietypowe, że ludzie, którzy byli parą od jednego dnia, a nawet krócej, już się kłócili i to o taką błahostkę. Po paru minutach do kuchni weszła reszta rodziny, najpierw Bil i Fleur, gotowi do odjazdu, tak samo jak Charlie, później zaspany Fred oraz George i ich partnerki, również trochę nieobecne, na końcu wkroczyli państwo Weasley, Ginny i Harry. Wszyscy usiedli do stołu:
-Wy zrobiliście śniadanie?- zapytała zdziwiona Molly.
-Tak.
-Dziękuję bardzo- powiedziała z wyraźną wdzięcznością, po czym zwróciła się do starszych synów- Kiedy jedziecie?
-Za chwilę- odparł Bil.
-Ja też- dodał szybko Charlie.
-My byśmy chcieli zostać tak do południa- zasugerował George.
-Nie ma problemu, zostańcie ile chcecie, ale co ze sklepem?
-Wywiesiliśmy kartkę, że otwieramy dopiero o 15.
                Po tej wypowiedzi wszyscy zabrali się do jedzenia. Po śniadaniu najstarszy Weasley i jego dziewczyna oraz młodszy brat opuścili Norę. Reszta sprzątnęła kuchnię. W pewnym momencie Ron zapytał się matki:
-Możemy iść na Pokątną?
-Nie ma mowy- odparła bez zastanowienia gospodyni
-Ale Molly…- zaczęła mówić Hermiona, lecz przerwał jej Fred- My ich zabierzemy, nie bój się nic się nie stanie.
                Pani Weasley spojrzała znacząco na męża, jednak ten nic nie powiedział, tylko się uśmiechnął. Gospodyni była zmuszona, acz niechętnie to zrobiła, przystać na tą propozycję.
                O 12 cała szóstka opuściła Norę. Ginny i Harry w końcu z nimi nie poszli, ale chyba nad tym bardzo nie ubolewali. Ron i Hermiona wylądowali w sklepie Weasleyów, a stamtąd ruszyli na Pokątną. Najpierw przeszli się nią i oglądali wystawy. Prawie się do siebie nie odzywali, wystarczało im, że są razem, a w pewnym momencie rudzielec złapał dziewczynę za rękę i dalej szli już „jako para”. Później weszli do kilku sklepów, m.in. do księgarni czy salonu z miotłami, a potem udali się do cukierni. Usiedli przy jednym ze stolików na dworze i zamówili lody. Brązowowłosa złapała „Proroka Codziennego”, który leżał, zostawiony przez kogoś, na stoliku obok. Przejrzała go szybko, po czym odrzuciła ze złością na bok.
-Co się stało?- spytał z przejęciem chłopak.
-Oczywiście napisali o tym ataku, ale wiesz co mówią?- zapytała ze złością chłopaka.
-No nie wiem…
-„Ostatni atak dementorów był dla nas wszystkich wielkim zaskoczeniem, zwłaszcza, że zdarzył się w ministerstwie magii. Wielu czarodziei szukało jego przyczyny, nasi reporterzy donoszą, że zapewne jest to wina słynnego Harrego Pottera, który przybył na ten bankiet i świadomie lub nie naraził na niebezpieczeństwo wielu ważnych ludzi, a także swoich bliskich…”- przeczytała z wściekłością.
-Spokojnie- próbował ją trochę opanować rudzielec. Był przekonany, że w razie czego jest gotowa pójść do redakcji „Proroka” i z nimi walczyć.
-Jak mam być spokojna, oni znowu to robią, jeśli maczała w tym palce Rita Skeeter, to… yhhhh… Pomyślałeś choć przez chwilę o Harrym?- wykrzyknęła, a ludzie, siedzący przy stoliku obok się na nią dziwnie spojrzeli.
-Hermuś, trochę ciszej- wyszeptał- Ja też jestem tym oburzony, ale nie możesz się tak wydzierać, bo nie wiadomo, kto cię usłyszy.
-Masz rację, chodźmy stąd.
                To powiedziawszy wstała, złapała torebkę i wyszła z kawiarni. Weasley poszedł w jej ślady. Szli przez Pokątną, w końcu zatrzymali się przy jakiejś ławce kawałek oddalonej o ruchliwej ulicy. Obydwoje na niej spoczęli i wpatrywali się w tłum, przechadzający się deptakiem. Hermiona była bardzo zdenerwowana, z jednej strony nadal cieszyła się z tego, że się z Ronem zeszli, że są na randce, a z drugiej przypomniała sobie atak i jeszcze ten artykuł bardzo ją rozzłościł i jednocześnie zmartwił. Pomijając potęgę Voldemorta, martwiła się o Pottera, znowu zaczęła się ta cała afera, czy będzie tak, jak w zeszłym roku, czy znowu wszyscy będą go uważali za idiotę i kłamcę? Ron zorientował się, że jego ukochana jest przygnębiona, objął mocno ramieniem, a ona się w niego wtuliła. Wreszcie mieli świadomość, że obydwoje tego chcą, bez żadnych wątpliwości, czuli, że wreszcie mogą okazywać sobie uczucia jakby „legalnie”. W pewnym momencie chłopak wyszeptał jej do ucha:
-Wiesz, że cię kocham?
-Wiem- odparła z uśmiechem dziewczyna- Mówiłeś mi to kilka razy. Ja też cię kocham.
                Znowu się do siebie przytulili. Świat poza nimi przestał istnieć, nic nie było ważne. Nareszcie mogli znowu się tak poczuć, mając świadomość, że mogą to powtórzyć, kiedy tylko będą chcieli, że będą mogli się pocałować w każdej chwili i żadne z nich nie będzie chciało tego powstrzymać. Było im po prostu ze sobą dobrze i tylko to się liczyło. W pewnym momencie chłopak powiedział:
-To, co powiesz na małe piwko?
-Czemu nie?
                Wstali i udali się do Dziurawego Kotła. Kiedy tam szli, trzymali się za ręce, rozmawiali beztrosko, jakby nie mieli nigdy żadnych problemów, jakby od dawna byli parą, zawsze żyli w zgodzie. To było dziwne, biorąc pod uwagę to, że byli razem dopiero od kilkunastu godzin, a w poprzednich latach kłócili się prawie non stop, ale jakie to miało teraz znaczenie? Dotarli do baru i zajęli miejsca. Obydwoje zamówili u Toma trunek i spoczęli przy stoliku. Znowu zaczęli rozmowę, tym razem dyskutowali o muzyce:
-Ile ty masz talentów?- spytał w końcu z rozbawieniem rudzielec.
-Według mnie, nie mam żadnego- odparła dziewczyna.
-Chyba sobie żartujesz?! Nie dość, że świetnie się uczysz to masz rękę do tych wszystkich robótek, a teraz jeszcze muzyka…
-Skąd wiesz, że znam się na muzyce? Może nie umiem na niczym grać i strasznie fałszuję, nie pomyślałeś o tym?
-Nie, bo masz poczucie rytmu, to wychodzi w tańcu.
-Acha, to po naszych tańcach umiesz rozpoznać czy mam do czegoś talent?- zapytała wyraźnie rozbawiona.
-Owszem.
                Sprzeczali się tak jeszcze przez chwilę, po czym skończyło się im piwo kremowe, więc Ron poszedł zamówić następną kolejkę. Brązowowłosa została sama przy stoliku, spojrzała na zegar, wskazywał już 14, ale jakoś się tym nie przejęła. Nagle zobaczyła, że koło niej stanął wysoki brunet. Od razu rozpoznała przystojniaka, był to Roger, kelner, którego razem z Ronem poznali w urodziny Ginny.
-Cześć, nie wiem czy mnie pamiętasz, jestem…- zaczął mówić zawstydzony.
-Tak pamiętam- przerwała mu dziewczyna- Roger.
-Tak, znowu się spotykamy. Przepraszam, że ci przerywam, ale zobaczyłem, że siedzisz sama i pomyślałem, że może do ciebie zagadam, bo w sumie nikogo innego tu nie znam.
-Jasne, w sumie to nie jestem sama- odparła, uśmiechając się- Ale siadaj.
-Dzięki- powiedział brunet, po czym spoczął na jednym z trzech krzeseł.
-Jak się u nas czujesz, w końcu w Anglii jest zupełnie inny klimat?
-Dobrze, pogoda bardzo dobrze na mnie wpływa, ludzie są uprzejmi, tylko, że ja nie mogłem się jakoś z nikim zakumplować.
-No tak, a kiedy wracasz do domu?
-Tak szczerze, to nie wracam, przenosimy się do Londynu, więc będę chodzić do Hogwartu.
-Ale fajnie, jak trafisz do Gryffindoru to przynajmniej będziesz kogoś znał.
-No tak.
                Rozmowa toczyła się dalej. W między czasie Weasley kupił napój i z zadowoloną miną szedł w kierunku ukochanej. Po chwili uśmiech spełzł mu z twarzy. Ujrzał, że przy ich stoliku, koło Hermiony siedzi ten pacan, kelner, chyba miał na imię Roger. Rudzielec myślał, że szlak go trafi na miejscu, zastanawiał się czy powinien wyjść i zostawić tu dziewczynę z tym kretynem, czy zrobić aferę. W końcu zdecydował się, że podejdzie do stolika, coś im powie, a potem sobie pójdzie. Kiedy dochodził do nich, usłyszał, że śmieją się i poczuł, jakby ktoś wbijał mu nóż w serce. Złość jeszcze bardziej w nim wzrosła, przyspieszył kroku i odstawił piwa na stolik tak, że o mało co się nie wylały. Dziewczyna i jej towarzysz spojrzeli na niego ze zdziwieniem. Rudzielec wziął bluzę, która wisiał na krześle obok, po czym odezwał się, z udawaną słodkością i wielką wściekłością, do pary:
-Proszę, wasze piwa! Nie przeszkadzajcie sobie, już mnie tu nie ma!
-Ron!- krzyknęła za nim dziewczyna- Nie rób scen!
                Było za późno. Weasley opuścił karczmę i udał się do sklepu braci. Hermiona siedziała ze smutną miną, była na siebie wściekła, miała ochotę się walnąć, albo rozpłakać. Założyła na siebie lekki płaszcz i wzięła torebkę. Już miała wychodzić, kiedy przypomniała sobie o Rogerze. 
-Przepraszam cię, ale muszę iść.
-Rozumiem, że to był twój chłopak- odparł zażenowany kelner.
-Tak, bywa trochę drażliwy- powiedziała smutno.
-Całkowicie go rozumiem, też bym się wściekał. Przepraszam, nie chciałem was skłócić.
-To nie twoja wina- zaprzeczyła szybko, po czym dodała- Do zobaczenia w szkole.
                To powiedziawszy prawie wybiegła z baru, pozostawiając tam Rogera. Czuła do niego jakąś sympatię, uważała, że jest przystojny i zaimponowało jej to, że był gotów wziąć na siebie winę za ich kłótnię. Z drugiej strony była na siebie wściekła, dobrze wiedziała co to zazdrość, doskonale ją odczuła poprzedniego wieczora, a przecież nie chciała się mścić, tak wyszło. Co miała zrobić, podszedł do nie chłopak, który będzie z nią chodził do szkoły, dlaczego miała z nim nie rozmawiać? Nie sądziła, że Ron zrozumie to w taki sposób. W sumie mogła to przewidzieć. Dobiegła do sklepu Weasleyów, jeszcze zamkniętego. Szybko do niego weszła, po czym zobaczyła Freda i go zapytała:
-Ron tu był?
-Tak, przed chwilą, wrócił do domu. Co wy dzisiaj tacy wściekli, pokłóciliście się?
-Tak.
                Pognała do gabinetu, gdzie zastała Georga, który pomógł jej przenieść się do domu. Hermiona wylądowała w kominku w salonie. Tuż przed nią siedzieli Harry i Ginny i o czymś ze zdenerwowaniem dyskutowali. Kiedy ujrzeli brązowowłosą, zamilkli i patrzyli się na nią pytająco. W końcu ruda rzekła:
-O co poszło?
-Nieważne, gdzie on jest?
-U siebie, albo na spacerze.
                Dziewczyna, nie zważając na zmieszanych przyjaciół, pobiegła na górę. Zapukała do sypialni chłopaka i nic. To akurat było normalne, więc nacisnęła klamkę i pchnęła drzwi. W pokoju nikogo nie było, więc zeszła na parter i spoczęła obok przyjaciół. Nie miała ochoty z nimi rozmawiać, ale była im winna jakieś wyjaśnienia. Bała się jednak zacząć. Nie musiała długo czekać na ich reakcję, Potter po paru sekundach spytał:
-Może nam powiesz co się stało?
-Pokłóciliśmy się.
-Tyle to się domyślamy, ale o co?- ciągnęła Ginny.
-O to, że gadałam z takim kelnerem w Dziurawym Kotle.
-I to tyle?- spytała z niedowierzeniem ruda- A był chociaż przystojny?
-Bardzo.
-To wszystko jasne- zaśmiał się Harry.
-To nie jest śmieszne!- syknęła Granger.
-Oczywiście, że jest- odparła Weasleyówna- Żeby pokłócić się o taką błahostkę…
-No tak, dla mnie to też niedorzeczne, ale on nie chce ze mną rozmawiać.
-Nie przejmuj się- rzekł czarnowłosy- Zaraz mu przejdzie, znasz go.
-Tak, Harry ma racje- poparła przyjaciela Ginny- On za chwilę wróci, porozmawiacie i będzie wszystko dobrze.
-Mam nadzieję.
-A tak właściwie- zmieniła temat ruda- To czy my czegoś nie przegapiliśmy, bo zachowujecie się…
                Niedane jej było skończyć, bo do domu wpadł rudzielec, który zupełnie ich zignorował i poszedł do swojego pokoju. Hermiona bez zastanowienia wstała i ruszyła za nim. Nie dogoniła go, a drzwi do sypialni zamknęły się przed jej nosem. Dziewczyna jednak nie rezygnowała i zapukała. Cisza. Mogła się tego spodziewać, więc szybko otworzyła drzwi. Chłopak siedział na łóżku i nawet na nią nie spojrzał, wiedział kto do niego przyszedł. Nie zapraszał jej, ani nie wyganiał i tak zrobi co zechce, taka już była, za to ją tak kochał. Weasley wcale nie miał ochoty z nią gadać i, ku jego zdziwieniu, dziewczyna nie zaczęła rozmowy, usiadła tylko na parapecie i patrzyła przez okno. Teraz chłopak kompletnie nie mógł jej zrozumieć, w sumie to jakaś jego cząstka chciała, żeby Hermiona do niego przybyła i przeprosiła, no i przyszła, ale tylko gapiła się na pola za szybą. Ron zaczął się zastanawiać, o co jej chodzi, przypomniał sobie dzisiejsze wydarzenia. Może zareagował trochę za ostro, przecież to była tylko rozmowa. Może brązowowłosa oczekiwała przeprosin od niego. No cóż, w takim razie mogła sobie poczekać, bo rudzielec wcale nie miał zamiaru tego robić. W końcu dziewczyna oderwała wzrok od okna i popatrzyła mu prosto w oczy, potem zeszła z parapetu i usiadła koło niego. Chłopak odruchowo się odsunął, lecz ona złapała go za rękę. Przeszyła go fala gorąca, był zmuszony na nią spojrzeć. Dziewczyna zaczęła mówić, a jej głos niósł się po całym pokoju:
-Jesteś kretynem.
-I kto to mówi?!- odgryzł się Weasley- To ty flirtujesz z jakimiś Bułgarami!
-Oj przestań, z nikim nie flirtuję! Po prostu rozmawialiśmy, chyba mam do tego prawo?
-Ja nie mówię, że nie, ale facet cię jawnie podrywał, a ty wyglądałaś na zachwyconą!- chłopak zaczął robić się czerwony i coraz głośniej mówił, natomiast jego dziewczyna zachowała kompletny spokój i patrzyła się na niego z politowaniem.
-Może i do mnie zarywał i co z tego? Mnie to nie obchodzi. W moim życiu liczy się tylko jeden facet… No dobra może trzech, ale ty jesteś najważniejszy.
-Serio?- chłopakowi przechodziła powoli złość, ale nie pokazywał tego po sobie i ciągnął temat- A ci dwaj pozostali?
-To chyba oczywiste- dziewczyna uśmiechnęła się i odrzekła- To mój ojciec i Harry.
-A przystojny kelner z pubu?- drążył z przekąsem Ron.
-No przyznaję, Roger jest świetny- powiedziała, a widząc, że Weasley zaraz wyjdzie z siebie kontynuowała- Jest szalenie ładny, ma super poczucie humoru, dobrze się z nim gada, no i będzie chodził do Hogwartu… ale to nie w nim się zakochałam.
                Rudzielec uśmiechnął się delikatnie. Wreszcie zrozumiał, że Hermionie naprawdę na nim zależy. Poczuł się jak idiota znał ją od tylu lat, powinien mieć do niej zaufanie, a tymczasem on już pierwszego dnia ich związku zrobił jej aferę o byle co.
-Dlaczego zawsze musimy się o coś kłócić?- spytała brązowowłosa po chwili.
-Taka nasza natura, chyba zawsze tak będzie.
-No cóż. Przepraszam cię, wiem jak to boli, kiedy jesteś zazdrosny o bliską ci osobę. Mogę ci jedynie powiedzieć, że nie chciałam cię skrzywdzić, naprawdę nie miałam nic złego na myśli, my po prostu gadaliśmy.
-Wiem- odrzekł z uśmiechem chłopak- Ja też przepraszam, nie powinienem się tak denerwować, chodzi o to, że się boję.
-Czego?- spytała z niepokojem.
-Tego, że mi uciekniesz, że rzucisz mnie dla innego- powiedział smutno.
-Nigdy- zaprzeczyła szybko dziewczyna, a łzy napłynęły jej do oczu- Kocham cię!
-Ja ciebie też.
                Hermiona rzuciła się mu na szyję. Co to w ogóle był za pomysł?! Nie umiałaby go zostawić, pokochać kogoś innego. Było jej przykro, że Ron aż tak się tego obawiał. Popatrzyła mu prosto w oczy, wyrażały jakby ulgę. Cmoknęła go delikatnie w usta. On jedynie się uśmiechnął się, po czym powtórzył tą czynność tylko dłużej i bardziej namiętnie. Dziewczyna czuła się cudownie, jakby nie była na ziemi, tylko w niebie, jakby spełniał się jej najcudowniejszy sen. Musiała szczerze przyznać, że Weasley fantastycznie całował, nie miała co prawda zbyt dużego porównania, jedynie z Krumem, ale wtedy o mało co nie zabrakło jej tlenu i był to jednorazowy incydent. Pamiętała jednak wszystko bardzo dokładnie. W czasie balu wyszli na chwilę z sali zaczerpnąć świeżego powietrza i wtedy on się do niej zbliżył, nie protestowała, chciała tego. W końcu Wiktor ją pocałował, ale nie było to oderwanie od rzeczywistości, było miło, ale ona ciągle zastanawiała się co dalej, no i w pewnym momencie zorientowała się, że nie może oddychać. Tym razem było inaczej, obydwoje czuli się cudownie, świat rzeczywisty przestał nagle istnieć, a oni odlecieli gdzieś wysoko, w końcu ich języki połączyły się i zaczęły wirować w szalonym tańcu. Nie całowali się tak wcześniej. To doprowadziło Hermionę do pełnej euforii, czuła się, jak po wypiciu wielu kolejek piwa kremowego lub innego trunku. Rudzielec poprowadził to idealnie, dziewczyna całkowicie się mu oddała.
                Nagle drzwi do sypialni otworzyły się i zatrzymali się w nich Harry i Ginny, w pierwszej chwili nawet nie zauważyli zakochanych i kontynuowali rozmowę, a następnie stanęli jak wryci, natomiast para automatycznie przerwała pocałunek i odsunęła się od siebie. Wszyscy tak patrzyli po sobie, a Ron i Hermiona delikatnie się zarumienili. Niezręczna cisza trwała tak przez jakiś czas, a atmosfera coraz bardziej się zagęszczała. Nikt nie wiedział co powiedzieć, po chwili czarnowłosy przełamał barierę i odezwał się, tłumacząc jak komuś głupiemu:
-Chciałem tylko wziąć kurtkę.
-Acha, idziecie na spacer?- zagadnęła brązowowłosa
-Mieliśmy taki zamiar- odparła oszołomiona ruda- Idziecie z nami?
-Chyba nie- powiedział jej brat, po czym spojrzał na dziewczynę, która przyznała mu rację.
                Potter i Weasleyówna opuścili pomieszczenie, a Ron i Hermiona wybuchli śmiechem. Obydwoje czuli się okropnie, dlaczego nie wyjaśnili im wszystkiego? Można to było tłumaczyć brakiem czasu, ale gdyby chcieli to obudziliby ich nawet o 5 nad ranem i powiedzieli co się stało. To było żałosne, ich najlepsi przyjaciele, którzy zawsze byli w stosunku do nich szczerzy, nie wiedzieli, że się spotykają. Pewnie się tego domyślili po tym jak para się rano przywitała, czy teraz po tej scenie. W końcu brązowowłosa się uspokoiła i popatrzyła na chłopaka.
-Wiesz, musimy im to wyjaśnić.
-Sądzę, że już wszystko wiedzą.
-Tak, ale lepiej będzie jak my im wszystko opowiemy.
-Masz rację. Biorę Harrego, a ty Ginny.
-No co ty?- odparła zgryźliwie dziewczyna, a chłopak dał jej lekkiego kuksańca w bok.
                Rozstali się niechętnie, ale w wesołej atmosferze. Hermiona poszła do sypialni swojej i Ginny. Wzięła do ręki jakieś mugolskie romansidło, które przywiozła z domu i zaczęła czytać. Książka tak bardzo ją wciągnęła, że nie zeszła na kolację i ocknęła się dopiero wtedy, gdy rudowłosa wróciła do pokoju.
-Hej, co tam? Dlaczego nie zeszłaś na dół?- zagadnęła przyjaźnie Weasleyówna.
-Zaczytałam się- odpowiedziała brązowowłosa, odkładając romans i patrząc na przyjaciółkę. Po pewnej chwili powiedziała- No pytaj!
-O co?- udawała zdziwioną Ginny.
-Dobrze wiesz o co.
-No dobra, chcę wiedzieć wszystko! Trochę się pogubiłam, od kiedy jesteście razem, jak to się stało i o co się dziś pożarliście?
-Wczoraj w nocy, kiedy wszyscy już poszliście do pokoi, ja udałam się na taras, a Ron poszedł za mną. Rozmawialiśmy wtedy bardzo szczerze, a on mnie pocałował i powiedział, że mnie kocha.
-Oooo- westchnęła ze wzruszenia rudowłosa- Choć biorąc pod uwagę, że to mój brat, to powinnam powiedzieć raczej „błeee”… No ale kontynuuj…
                Hermiona wyjaśniła wszystkie wydarzenia związane z pocałunkiem i obecnym dniem bardzo dokładnie, może nawet zbyt dokładnie, ponieważ Ginny westchnęła:
-Boże Święty, jaką ty masz pamięć do szczegółów?! No, ale teraz to przynajmniej wszystko rozumiem, to znaczy nie kumam tylko jeszcze tego, że wczoraj wieczorem byłaś na niego wściekła za Lavender.
-No tak, ale on mnie przeprosił, a potem zaprosił do tańca i było tak fajnie…
-Ohyda- przerwała jej złośliwie przyjaciółka.
-Ty ze swoim chłopakiem robicie dokładnie to samo- odgryzła się brązowowłosa.
-Jasne, jasne, ale Dean jest świetny, a Ron to… Ron.
-No nie…
                Sprzeczały się tak przez jakiś czas, potem trochę się pośmiały i długo rozmawiały. W tym czasie rudzielec wyjaśnił wszystko przyjacielowi i oni również długo gadali. Kolejny dzień minął, koniec lata zbliżał się coraz szybciej, szkoła czekała, a Rona i Hermionę czekało jeszcze jedno wyzwanie- musieli przyznać się jeszcze do swojego związku Arturowi i Molly.
*
Cieszcie się, że udało mi się dodać rozdział, niemniej nie podoba mi się i muszę was przeprosić, gdyż następne kilka notek będzie w podobnym stylu, tj. takie "zapchaj dziury". Nastąpi zwrot akcji itp., ale dopiero za jakiś czas. Nie wiem kiedy będzie następna notka, bo jak sami wiecie kończy się rok szkolny, co oznacza kłucie, kłucie i jeszcze raz kłucie, nadrabianie ocen i masa innych rzeczy, niepotrzebnych nam do życia, z których nauczyciele czerpią satysfakcję, no ale obiecuję, że postaram sie go dodać pod koniec czerwca, albo na początku lipca, jeszcze przed wyjazdem. Jak zwykle się rospisałam, przepraszam za to bardzo, a teraz daję wam już pole do popisu :P

Obserwatorzy