poniedziałek, 16 kwietnia 2012

8. Upragniony bal cz. 2

-Nad czym tak myślisz?- spytał kumpla Harry.
-Nad następnym ruchem- odparł obojętnie rudzielec.
-Ta, jasne, gdybyś się tak dogłębnie zastanawiał nad grą, to bym z tobą nie wygrał już dwa razy. No mów, co jest?
-Zastanawiam się nad tym bankietem.
-Acha, a może jakoś rozwiniesz tą myśl…
-Boję się zachowania Hermiony, to znaczy nie wiem co mam zrobić, to jest…- chłopak zaczął się plątać w wypowiedzi, nie wiedząc, jak ująć w słowa to co czuje.
-Ok, spokojnie. Po kolei. Hermiona ci się podoba, tak?- pomagał mu przyjaciel.
-Tak… A skąd ty to w ogóle wiesz?
-Bo to widać, obydwoje robicie do siebie maślane oczka, ale żadne was nie daje się przekonać, że podoba się drugiemu.
-Nie przesadzaj, wiesz… A zresztą, tak, Hermiona mi się podoba i kiedyś podsłuchałem, jak mówiła Ginny, że ja jej też.
-No więc w czym problem.
-W tym, że jak dzisiaj chciałem powiedzieć jej co czuje, to zwiała.
-Jak to? Powiedziałeś, że chcesz jej coś wyznać, a ona uciekła?- zapytał z niedowierzaniem Harry, unosząc przy tym jedną brew.
-Powiedziałem jej, że jestem gotów dla niej zrobić wszystko, a ona najpierw mi nie uwierzyła, a kiedy ją zapewniłem, że to prawda, to ona przez długi czas milczała, po czym stwierdziła, że idzie popływać. Najgorsze jest to, że potem, w wodzie, chyba chciała mnie pocałować.
-Jak to, więc się całowaliście?
-No nie…
-Ale ty chciałeś i ona chciała?
-Chyba tak.
-To dlaczego tego nie zrobiłeś?!
-Bo próbowałem rozkminić, dlaczego wcześniej uciekła, kiedy byłem gotów wyznać jej swoje uczucia!
-Boże…- westchnął Potter i przeczesał sobie włosy, ze zdenerwowania-Zachowujecie się, jak dzieci.
-Powiedział facet, którego dziewczyna płakała przy pierwszym pocałunku- powiedział zgryźliwie Ron.
-Przynajmniej się już całowałem- odparł rozdrażniony Harry.
                Pewnie kłócili by się tak dłużej, gdyby nie to, że usłyszeli, że dziewczyny ich wołają. Chcąc, nie chcąc zapakowali szachy i zeszli na dół. Okazało się, że wybiła 15, a w domu pojawił się Charlie, który właśnie witał się z siostrą i jej przyjaciółką. Obie były w szlafrokach, a Ginny miała turban na głowie. Chłopcy też powitali Weasleya, poczym wszyscy usiedli do obiadu w jadalni.
-Jak podróż?- spytała brata Ginny.
-W porządku, trochę przeleciałem na miotle, mniej więcej do Niemiec, a potem się przeteleportowałem. Nie było żadnych trudności. Widzę, że już się przygotowujecie?- powiedział z rozbawieniem do siostry i jej przyjaciółki, które się lekko zarumieniły.
-No tak, w końcu zostało niewiele czasu- odparła obojętnie Hermiona.
-A o której wychodzimy?
-O 18.30, ale o 17.30 będzie tu Fred i George. Jakby co, to będziesz nocował w swoim pokoju, tam jest twój bagaż.
-Ok.
                Rozmowa zakończyła się, a posiłek został zjedzony. Tym razem to panowie sprzątali po obiedzie, oprócz Charliego, który poszedł do swojego pokoju, a dziewczyny wróciły do przygotowań. Kiedy weszły do swojej sypialni obie spoczęły na łóżkach i każda zaczęła wcierać jakieś kremy i balsamy w swoje ciało, po czym zaczęły dyskusje:
-Z godziny na godzinę coraz bardziej się denerwuje- powiedziała ruda, a brązowowłosa przytaknęła jej, nadal zastanawiając się nad tym co zaszło nad jeziorem.
-Co z tobą?- zapytała się jej przyjaciółka.
-Jestem kretynką.
-No nie, dlaczego tak mówisz? Co się znowu stało?
-Twój brat chyba chciał mi coś ważnego powiedzieć- odrzekła, ale zobaczyła zdziwioną twarz dziewczyny, więc musiała kontynuować- Kiedy byliśmy dziś nad jeziorem on sprawiał wrażenie, jakby nie chciał iść na ten bal, a jak się go o to zapytałam to powiedział, że dla mnie może pójść wszędzie. Na początku myślałam, że sobie żartuje, ale on mówił na poważnie, a ja zamiast mu wyznać co czuję to uciekłam od rozmowy i stwierdziłam, że chcę popływać. Potem staliśmy w wodzie i byłam gotowa go pocałować i zrobiłabym to gdyby on się nie odsunął. Najwidoczniej obraził się. Co prawda jak wracaliśmy do Nory to wszystko było już ok, ale boję się tej imprezy.
-Nie przesadzaj- pocieszała ją Ginny- Ron na pewno się na ciebie nie złości, pójdziecie na ten bankiet, będziecie tańczyć, zagrają wolny kawałek, wy się do siebie przytulicie i wtedy on cię pocałuje.
                Kiedy Weasleyówna skończyła wypowiedź uśmiechnęła się szeroko do koleżanki, która była bardzo rozbawiona tą wizją, ale była jej przychylna. Tak bardzo chciała, żeby ruda miała rację, miała szczerą nadzieję, że stanie się dokładnie tak, jak powiedziała.
                Rozmowa się zakończyła, a panny kontynuowały przygotowania do balu. Na początku wymyśliły i wykonały sobie nawzajem fryzury i makijaż. Zajęło im to trochę czasu. Potem wyprasowały kreacje. Kiedy były w trakcie tej czynności usłyszały, jak państwo Weasley wrócili do domu, chyba w tym samym czasie przybyli Fred i George ze swoimi partnerkami, więc dziewczyny stwierdziły, że muszą się sprężyć. W pewnym pośpiechu dobrały dodatki do sukni i buty. Na końcu obie się w nie wystroiły. Zegar wskazywał 18.10, a one gotowe stały przeglądając się w lustrze.
-To będzie udany wieczór- powiedziała Ginny, uśmiechając się do swojego odbicia i obracając kilka razy.
-Mam nadzieję- odparła Hermiona, która stała dość niepewnie w eleganckiej sukni, na szpilkach. Uważała, że wygląda dość ładnie, przyzwoicie. Przejechała dłonią po delikatnej spódnicy, a potem poprawiła fryzurę.
-No to chodź czas na wielkie wejście- zażartowała Weasleyówna, stojąca w drzwiach z kopertówką.
-Idź, ja jeszcze spakuję torebkę- to powiedziawszy skierowała się w kierunku biurka, a w tym czasie jej przyjaciółka opuściła sypialnię.
                Dziewczyna podeszła do blatu i zaczęła wrzucać do woreczka najpotrzebniejsze rzeczy: różdżkę, kosmetyki, grzebień, zapasowe baletki i masę innych drobiazgów. Jej torebeczka jak zwykle była zaczarowana, ponieważ brązowowłosa nigdy nie umiała zmieścić do niej wszystkich, najpotrzebniejszych rzeczy, więc stosowała na niej zaklęcie zmniejszająco- zwiększające. Była już gotowa, spojrzała jeszcze raz po pokoju, czy niczego nie zapomniała. Nagle ujrzała na parapecie małe pudełeczko. Podeszła i wzięła paczuszkę do ręki. Była zaadresowana do niej. Brązowowłosa trochę się przestraszyła, bo wcześniej ani ona, ani Ginny go nie zauważyły. Delikatnie pociągnęła za wstążkę i otworzyła pakunek. Na samym wierzchu znajdował się liścik, a pod nim… piękny, pozłacany naszyjnik. Wisiorek był w kształcie róży, był zarazem delikatny, jak i bardzo elegancki. Dziewczyna otworzyła liścik, a łzy napłynęły jej do oczu, ponieważ na kartce było napisane:
                „To skromny drobiazg ode mnie, mam nadzieję, że ci się spodoba. Nie mam gustu do biżuterii, ale ten naszyjnik od razu mi się z tobą skojarzył. Możesz go założyć na ten bal, sprawiłoby mi to wielką przyjemność.
TWÓJ Ron”
                Hermiona w ogóle się nie zastanawiając zdjęła wisior, który miał na szyi i rzuciła go na łóżko. Potem założyła nowy naszyjnik od przyjaciela. Zdecydowanie dodawał jej uroku i uzupełniał całą kreacje. Dziewczyna była zachwycona. Spojrzała na zegar, który wskazywał już 18.20, chwyciła torebkę i wybiegła z pokoju.
                Na dole zgromadziło się już prawie całe towarzystwo, nie było tylko Hermiony i państwa Weasley. Fred przyszedł z Angeliną Johnson, natomiast George z bardzo sympatyczną dziewczyną, która miała na imię Emily. Siedzieli w piątkę, wraz z Charliem i rozmawiali o miotłach. Harry i Ginny stali kawałek dalej, czekając na resztę. Potter ciągle się zachwycał i komplementował przyjaciółkę, która w sukni od Hermiony wyglądała fantastycznie. Ron krążył wokół mebli sam, wyczekując z niecierpliwością na partnerkę. Co jakiś czas zerkał na Freda, w odświętnej szacie i jego dziewczynę w beżowej kreacji, na Georga, który również był ubrany bardzo elegancko i jego przyjaciółkę w zielonej sukni. Potem spojrzał na Charliego, który miał na sobie szatę wyjściową, ale na jego twarzy widać było liczne zadrapania, zrobione przez smoki, co sprawiało, że wyglądał na trochę zaniedbanego. Następnie zwrócił twarz w kierunku Harrego i Ginny, którzy ochoczo rozmawiali, Potter jak zwykle w swoim eleganckim stroju, a rudowłosa w sukience, którą dostała na urodziny. Nawet on musiał przyznać, że jego siostra wyglądała wyjątkowo pięknie. Potem ujrzał swoje rozmazane odbicie w oknie, stwierdził, że nie wygląda najgorzej, na pewno lepiej niż w czwartej klasie. Teraz miał na sobie przyzwoitą, czarną szatę wyjściową, którą nie dawno dostał i założył ją pierwszy raz, udało mu się nawet ułożyć trochę włosy, z czego był bardzo dumny. Stał tak i patrzył na swoje odbicie, kiedy usłyszał zachwycone głosy i komentarz Georga:
-Wow, Hermiona! Wyglądasz świetnie!
                Odwrócił się w kierunku schodów i ujrzał anioła! A tak mu się przynajmniej wydawało. Jego partnerka kroczyła z gracją po schodach, podciągając delikatnie suknie, aby na nią nie nadepnąć. Jej strój był oszałamiający, miał delikatny, turkusowy kolor. Suknia była fantastyczna, była na dość grubych ramiączkach, na górze miała ozdobny gorset, a na dole bardzo rozłożystą, lejącą się, gładką spódnicę. Brązowowłosa, oprócz tej kreacji, miała w uszach dość długie złote kolczyki, a na szyi wisiorek od Rona, co sprawiło mu wielką radość. Jej twarz była pokryta delikatnym makijażem, a brązowe loki opadały jej na ramiona, w ręku miała małą torebeczkę. Kiedy tylko dotarła na parter przystanęła, a spojrzenia wszystkich tam zgromadzony spoczęły na niej. Dziewczyna czuła się w tej sytuacji niekomfortowo, więc zwróciła się do bliźniaków:
-Gdzie wasi rodzice?
-Jeszcze się przygotowują, zaraz powinni zejść- odparł Fred, nie mogąc odkleić od niej wzroku.
                Hermiona podeszła bliżej Harrego, Rona i Ginny, a reszta towarzystwa wróciła do poprzedniej rozmowy. Chłopcy nadal się w nią wgapiali, nie mogąc wykrztusić ani jednego słowa, natomiast rudowłosa parsknęła śmiechem i szepnęła do przyjaciółki:
-Mówiłam ci, że zrobisz duże wrażenie.
                Brązowowłosa zarumieniła się lekko, słysząc to zdanie. Podeszła jeszcze bliżej do rudzielca, a ich przyjaciele taktownie odeszli w drugi koniec pokoju. Para nadal stała i patrzyła na siebie, w końcu chłopak z siebie wykrztusił:
-Wyglądasz cudownie, fantastycznie…- próbował znaleźć przymiotnik, który okazałby jego zachwyt.
                Dziewczyna oblała się jeszcze większym rumieńcem i spojrzała w oczy Rona. Naprawdę wyrażały podziw, co ją bardzo usatysfakcjonowało. Po chwili przypomniała sobie, że miała poruszyć jeszcze jedną kwestię.
-Dziękuję ci- rzekła do chłopaka, który zdawał się być nieobecny.
-Za co?- spytał ze zdziwieniem.
-Za ten wisiorek- to powiedziawszy wskazała na róże zwisającą na jej piersi, a jej towarzysz uśmiechnął się szeroko.
-Cieszę się, że go założyłaś. Mam nadzieję, że ci się podoba?
-Tak, bardzo, jest fantastyczny, naprawdę…
                Dziewczyna przerwała słysząc gospodynię, która zbiegała w długiej, brązowej sukni po schodach, plącząc się co jakiś czas o nią. Za Molly powoli kroczył jej mąż, w lekko zniszczonej szacie odświętnej. Obydwoje mieli na głowach tiary. Pani domu obwieściła, że samochody z ministerstwa już czekają i, że powinni wychodzić. W między czasie wyraziła podziw dla Hermiony i Ginny, za ich wspaniałe sukienki. Wszyscy wyszli z domu, a pan Weasley zaczarował go tak, aby nikt nieproszony się do niego nie dostał. Czarodzieje weszli do aut, które z olbrzymią prędkością wystrzeliły w powietrze. Szybując nad wioskami, a potem nad Londynem, Ron przypomniał sobie, jak w drugiej klasie wraz z Harrym ukradli samochód jego ojca i polecieli nim do Hogwartu. Skończyło się tym, że uderzyli w bijącą wierzbę, zaczarowany samochód pojechał do Zakazanego Lasu i tam pozostał, a rudzielec złamał swoją różdżkę. Plus był taki, że profesor Dumbledore i McGonnagal nie wywalili ich ze szkoły.
W końcu pojawili się pod ukrytym wejściem do ministerstwa. Było ono położone w tak obskurnej uliczce, że mimo tego iż w centrum Londynu panował zamęt i przewalały się przez nie tłumy, tak tu nie było żywej duszy. Weasleyowie i ich goście opuścili pojazdy i przeszli przez chodnik. Kiedy wszyscy stanęli przed starą, zniszczoną bramą, Artur podszedł do niej i wypowiedział hasło.
Grupa weszła do budynku, a ich oczom ukazał się niezwykły widok. Masa czarodziei, było ich tam kilkaset, przechadzała się przez atrium. Każdy miał na sobie elegancki strój, a niektórzy nawet tiary. Wybiła 19, a wielkie drzwi na głównej ścianie pomieszczenia otworzyły się. Stanął w nich Ludo Begman i radośnie przywitał swoich gości, po czym wraz ze swoją partnerką wszedł do sali. Następnie u wrót pojawił się niski człowieczek, ubrany tak, jak ludzie w baroku. Zaczął on wyczytywać każde nazwisko, a pary po kolei przekraczały próg. Hermiona poczuła się, jakby była w jednej z bajek, które czytali jej rodzice, jak była mała. Weasleyowie ustawili się  w dalszej części kolejki, lecz za nimi stało jeszcze wielu ludzi. Stanęli w parach, od najstarszych do najmłodszych. W końcu niski jegomość zaczął wyczytywać ich imiona i nazwiska:
-Pracownik ministerstwa, szanowny pan Artur Weasley i jego małżonka, Molly Weasley.
                Tak, kilka sekund później znaleźli się na sali, wśród wielu innych czarodziei. Podeszli do jednego ze stolików i wszyscy przy nim spoczęli. Hermiona, rozglądając się po sali, zauważyła kilka znajomych twarzy, ale nie miała czasu się im przyjrzeć, gdyż gospodarz zaprosił wszystkich do jedzenia. Po posiłku zaczęły się tańce, pierwszy rozpoczął Ludo ze swoją żoną, przy następnych już wiele par weszło na parkiet. Ron i jego towarzyszka jeszcze przez chwilę siedzieli, po czym dołączyli do par, kiwających się na parkiecie. Po krótkim czasie oboje stwierdzili, że są zmęczeni i postanowili się czegoś napić, tak więc zeszli na bok sali, a po chwili usłyszeli za sobą znajomy głos:
-Cześć, Ron!
                Obydwoje się odwrócili i ujrzeli ich koleżankę- Lavender Brown. Hermiona szybko ją oceniła. Znała Lav od prawie sześciu lat i wiedziała, że dba o swój wygląd, ale tym razem przeszła samą sibie. Nie dość, że przez wakacje bardzo wyładniała, to w dodatku miała na sobie fantastyczną, czerwoną sukienkę, złotą biżuterię, a jej blond włosy spływały jej po ramionach. Była po prostu cudna. Rudzielcowi, prawie szczęka opadła, on również znał dziewczynę od paru lat, ale nigdy wcześniej tak nie wyglądała, chyba każdy facet się na jej widok ślinił. Chłopakowi zaschło w ustach i nie mógł nic z siebie wykrztusić, więc stał tak i tylko się na nią gapił. W tym czasie jego partnerka zrobiła się czerwona, jak pomidor i zacisnęła pięści. Była jednak grzeczną osobą, więc taktownie odchrząknęła, żeby zwrócić uwagę koleżance, że ją zignorowała. Lavender zareagowała od razu:
-A Hermiona, nie zauważyłam cię!- to powiedziawszy, rzuciła jej się na szyję.
-A, no widzisz- odpowiedziała dziewczyna przesłodkim tonem.
-Wyglądasz fantastycznie, naprawdę cudownie.
-Dziękuję, ty też- rzekła z wymuszonym uśmiechem.
-Nie spodziewałam się ciebie tu spotkać, przyszliście razem?
-Tak- odparła szybko brązowowłosa, po czym dodała zgryźliwie- A ty jesteś sama?
-Z rodzicami.
                Hermiona odpowiedziała tylko krótkie „acha” i napiła się łyka napoju. Ron nadal stał i gapił się na Lav, której najwyraźniej sprawiało to przyjemność. Kapela zaczęła grać jakiś wolny kawałek, a blondyna zgarnęła Weasleya do tańca. Brązowowłosa prawie kipiała ze złości, nie zdążyła zareagować, a ta małpa zabrała jej facet. Oczywiście ten idiota poszedłby wszędzie za jakąś laską! Zrezygnowana dziewczyna wróciła do swojego stolika, który był pusty i usiadła na jednym z krzeseł. Miała doskonały widok na parkiet, a na samym środku (tak jej się przynajmniej wydawało) bujał się Ron z tą kretynką. Ta zołza przytuliła się do niego i szeptała mu coś do ucha, a on był zadowolony i się do niej uśmiechał, a czasem coś odpowiadał. Lav jeździła chłopakowi delikatnie dłonią po plecach, a brązowowłosa miała wrażenie, że dym leci jej z uszu. W pewnym momencie zobaczyła, że obok niej siada zdyszana Ginny:
-Zazdrosna?- spytała z rozbawieniem ruda, Harry w tym czasie poszedł po coś do picia.
-Ta małpa zgarnęła go do tańca i żadne z nich nie spytało mnie co o tym myślę- syknęła, zaciskając zęby.
-Kto to w ogóle jest?
-Lavender Brown!
-Serio?
-Co serio?- o rozmowy dołączył się Potter, który właśnie przyniósł napoje- A gdzie w ogóle jest Ron?- dodał po chwili.
-Patrz, tam- powiedziała Ginny, wskazując palcem na brata i jego partnerkę.
-O, co to za dziewczyna?- spytał się chłopak z zainteresowaniem, lecz po chwili zmienił nastawienie, bo Hermiona walnęła go w bark.
-Nie przejmuj się to tylko jeden taniec- pocieszała przyjaciółkę, rudowłosa.
-Chodź- powiedział do Granger Wybraniec, podając jej rękę- Teraz zatańczysz ze mną.
                Obydwoje wstali, a Hermiona uśmiechnęła się z podziękowaniem do przyjaciela. Odchodząc, spojrzeli jeszcze na Ginny, ale ona tylko się śmiała, a później poszła zatańczyć z Charliem. Harry i Hermiona ustawili się gdzieś z boku sali i zaczęli się kołysać w rytm muzyki. Czarnowłosy mocno objął przyjaciółkę, a ona odpowiedziała tym samym. Obydwoje byli szczęśliwi, że mają siebie, dziewczynie powoli przechodziła złość na Rona, coraz mocniej wtulała się w ramię Harrego. On też czuł, że jej potrzebuje, czasami miał ochotę jej o wszystkim powiedzieć, o tym co czuje do Ginny, o jego planach co do Voldemorta, że blizna nadal go czasami boli, o tym jak bardzo się boi i jak bardzo jej potrzebuje. Oczywiście się powstrzymywał, nie chciał zrzucać na nią swoich problemów i tak miał już wyrzuty sumienia, że za wiele razy naraził ją niebezpieczeństwo i był jej wdzięczny, że w każdym wypadku ratowała mu tyłek. Teraz to on chciał jej pomóc, wiedział jak bardzo cierpi, widząc Weasleya z inną dziewczyną, wiedział, że bardzo jej na nim zależy. Oczywiście był świadomy, że jej uczucia są odwzajemnione.
-Nie przejmuj się- szepnął jej delikatnie do ucha.
-Łatwo ci mówić- odparła drżącym głosem, a przyjaciel jeszcze mocniej ją przytulił, aby dodać jej otuchy. Już nic nie mówił miał nadzieję, że sama jego obecność jej pomoże.
                Piosenka się skończyła, a brązowowłosa wypuściła Pottera z uścisku i zaciągnęła do stołu, przy którym siedzieli bliźniacy, ich dziewczyny oraz Ginny. Wszyscy byli zaabsorbowani rozmową i nie zwrócili uwagi na przyjaciół. Po pewnym czasie rudowłosa rzuciła do swojego partnera:
-To wracamy na parkiet?
                Chłopak odparł, że tak, acz zrobił to niechętnie, bo był już bardzo zmęczony. Tak więc Hermiona została przy stole razem z Fredem, Georgem, Angeliną i Emily. Nie miała ochoty z nimi gadać, nadal gapiła się na Rona i Lavender, którzy podskakiwali w rytm jakiejś szybkiej piosenki. Tańczyli dopiero trzeci, albo czwarty taniec, ale brązowowłosa miała wrażenie, że Weasley zostawił ją samą na cały wieczór. Rozejrzała się ogólnie po sali, ujrzała Harrego i Ginny, królujących po środku parkietu, Charliego, tańczącego z jakąś panną, która wydała jej się znajoma oraz Bila i Fleur, którzy stali w ciemnym kącie sali i zamiast tańczyć namiętnie się całowali. Dziewczyna strasznie im tego pozazdrościła, miała nadzieję, że na tej imprezie wreszcie pocałują się z rudzielcem, a tym czasem siedziała przy stole, nic nie robiąc, podczas gdy jej partner obtańcowywał inną laskę. W pewnym momencie piosenka się skończyła, a dziewczyna ujrzała Rona i Lav schodzących z parkietu. Brown pocałowała na pożegnanie chłopaka w policzek, na co Hermiona znowu zrobiła się cała czerwona. Parę sekund później Ron kroczył ku niej z zadowoloną miną. Na chwilę spoczął na krześle obok poczym zapytał:
-Zatańczysz?
-Nie wolisz tańczyć z Lavender?!- odpowiedziała zgryźliwie dziewczyna.
-Nie, skąd ci ten pomysł przyszedł do głowy?
-Może stąd, że zostawiłeś mnie dla niej na jakieś pół godziny?- to powiedziawszy wstała i zgodnością wyszła z sali.
                Rudzielec siedział zaskoczony na krześle, a towarzystwo obok niego zupełnie zamilkło, czekając na jego reakcję. Jak widać kłótnia młodej pary była o wiele ciekawsza niż rozmowa, którą wcześniej prowadzili. Weasley siedział zamyślony, a złość na siebie samego coraz bardziej w nim narastała. Nie sądził, że tak bardzo zranił Granger tańcząc z Lav, dopiero teraz uświadomił sobie, jak okropnie się zachował  w stosunku do dziewczyny. Sam by się strasznie wkurzył, gdyby ona tańczyła przez pół godziny z jakimś kolesiem, zostawiając go na pastwę losu. W końcu postanowił z nią pogadać, więc wstał i prawie wybiegł z pomieszczenia. Gdy tylko pojawił się atrium, zobaczył kilka grup ludzi, którzy prowadzili konwersację, kilka młodych par obściskujących się gdzieś po bokach i swoją przyjaciółkę, która siedziała na schodach prowadzących do olbrzymiej fontanny. Siedziała sama, a w obrębie kilku metrów również nikogo nie było. Ron szybko do niej podszedł i przycupnął obok. Dziewczyna automatycznie odwróciła głowę w przeciwną stronę, nie płakała, co prawda powstrzymywała się jedynie ze względu na swój makijaż, ale nie płakała. Czuła na sobie spojrzenie chłopaka, świdrujące ją na wylot. W końcu się na niego popatrzyła, a jej oczy wyrażały ból i rozczarowanie. Rudzielec zrobił przepraszającą minę i zaczął powoli do niej mówić:
-Przepraszam cię. Nie chciałem cię skrzywdzić, zachowałem się jak kretyn, wystarczyło, że jakaś ładna dziewczyna do mnie podeszła i już straciłem głowę. Wiem, jestem idiotą. Głównie przez to, że zapomniałem, że żadna nigdy nie będzie wyglądać tak pięknie jak ty, że z żadną inną nie będę chciał spędzić tyle czasu, że na żadnej mi tak bardzo nie zależy, jak na tobie- to powiedziawszy spojrzał na nią, była bliska płaczu, ale tym razem ze wzruszenia. Jej oczy się szkliły, ale z twarzy nie schodził szeroki uśmiech. Chłopak, pocieszony zachowaniem przyjaciółki, kontynuował:
-To zatańczysz ze mną, chociaż raz?
-Tak, oczywiście- oparła brązowowłosa, nadal się uśmiechając, po czym chwyciła jego rękę i razem weszli do sali.
                Parkiet nadal był pełny, a przy stołach nikogo nie było. Hermiona zastanawiała się, jak wszyscy się tu mieszczą i w dodatku tańczą, ale zaprzestała rozmyślań, bo stwierdziła, że czarodzieje mogą zrobić wszystko. Chłopak spojrzał odruchowo w kierunku ławy, przy której spożywali posiłek ze swoją rodzina, ale nie wypatrzył nikogo z krewnych, więc stwierdził, że wszyscy balują. Para również ruszyła na środek pomieszczenia i zaczęli tańczyć twista, czy coś takiego. Po chwili utwór zmienił się na wolną piosenkę. Obydwoje zaczęli powoli, w rytm muzyki kiwać się na boki. Chłopak przysunął się, jak najbliżej swojej partnerki, ona też się do niego zbliżyła. Zatonęli w uścisku, który wyrażał wszystkie ich uczucia. Rudzielec wtulał się w miękki loki dziewczyny, natomiast ona oparła głowę na jego mocno umięśnionym, bezpiecznym ramieniu. W pewnym momencie Wesley wyszeptał jej do ucha:
-Jesteś dla mnie wszystkim.
                Dziewczyna odchyliła delikatnie głowę i spojrzała mu prosto w oczy. Wszyscy wokół nich tańczyli, ale oni stali po środku i się na siebie patrzyli. Nikt oprócz nich nie był ważny, liczył się tylko Ron, no i oczywiście Hermiona. Brązowowłosej znowu w oczach pojawiły się łzy, zbliżyła  twarz do ust chłopaka, on też to zrobił. Już dzieliły ich tylko milimetry, obydwoje byli pewni, czego chcą, obydwoje pragnęli tego pocałunku!
                Nagle zgasły wszystkie światła, muzyka przestała grać, a na sali zrobiło się potwornie zimno, do pomieszczenia wtargnęło z dziesięć nieludzkich postaci, a wśród czarodziei wybuchła panika. Wszystko to wydarzyło się w ciągu sekundy, nikt nie zdążył zareagować, a dementorzy rozpoczęli swoje ataki na ludziach. Po chwili kilka czarowników i czarownic (w tym Harry, Ron i Hermiona) wystrzeliło ze swoich różdżek srebrny promień. Pomieszczenie rozbłysło i zaczęło po nim biegać masa przezroczystych zwierząt w tym jelenie, psy, wydry, borsuki, króliki i wiele innych. Zakapturzone postacie zaczęły uciekać przez olbrzymie drzwi i okna, ale drogę zagrodzili im aurorzy, zaalarmowani przez kogoś obecnego na sali. Schwytali oni dementorów, zabrali poszkodowanych, po czym jak najszybciej opuścili ministerstwo. Goście przestali się bać, ale zapanowała ogólna wrzawa, spowodowana tym atakiem. W pewnym momencie na środek sali wszedł Ludo Begman i obwieścił donośnym głosem:
-Drodzy państwo! Bardzo mi przykro z powodu tego zamieszania. Niestety musimy zaprzestać zabawy i rozejść się, ze względów bezpieczeństwa!
                Wszyscy czarodzieje skierowali się do wyjścia, wszyscy oprócz Weasleyów i ich towarzyszy, ponieważ Artur zatrzymał się, aby przedyskutować z Begmanem sprawę. Po jakimś kwadransie, kiedy pozostałym gościom udało się opuścić pomieszczenie, oni również wyszli z ministerstwa. Po drodze młodzi milczeli, natomiast państwo Weasley dyskutowali o tym ataku. Kiedy samochody dotarły do Nory, wybiła 23. Wszyscy wyszli z ponurymi minami z aut i skierowali się do domu. Każdy poszedł do swojego pokoju, lecz po przebraniu się domownicy i ich goście powrócili do kuchni, gdzie rozpoczęła się rozmowa na temat tego, co stało się w ministerstwie.
-Jeżeli tam nie jest bezpieczne to już nigdzie- powiedziała zdenerwowana Angelina.
-W Hogwarcie- poprawił ją Harry, patrząc na nią karcąco.
-Chyba w to nie wierzysz- rzekł do niego Fred- Dumbledore się starzeje, wielu sądzi, że nie umie już pilnować szkoły tak, jak kiedyś.
-A ty rozumiem się zaliczasz do tych co w niego wątpią- syknęła Ginny.
-Nie, po prostu uważam, że nie możecie bezgranicznie ufać Dumbledorowi, bo możecie się na tym nieźle przejechać.
-Co to jest niby za zwrot?- warknęła na syna pani Weasley.
-Chodzi mi o to, że wiem, że on ma dobre chęci, ale jest już stary i może nie umieć upilnować zamku.
-Masz racje- odrzekła Molly, po czym zwróciła się do Harrego, Rona, Hermiony i Ginny-Dlatego żadne z was nie wróci do szkoły w tym roku.
-Co?!- wykrzyknęli chórem, a Fred znowu wziął sprawę w swoje ręce:
-Mamo, nie do końca o to mi chodziło.
-To, co tak właściwie miałeś na myśli?
-To, że w Hogwarcie nie jest już tak, jak kiedyś, ale wierzę w umiejętności Harrego, Rona, Hermiony i Ginny i wiem, że dadzą sobie radę w razie niebezpieczeństwa.
-Dosyć!- powiedział donośnie Artur, widząc, że jego żona chcę coś odpowiedzieć synowi- Po pierwsze: nie możesz rozkazywać ani Harremu, ani Hermionie, zrobią co zechcą. Po drugie: ja nie wyrażam zgody, aby nasze dzieci nie poszły do szkoły. Nie są jeszcze pełnoletni, a nie mogą zostać w domu, bo tutaj są jeszcze bardziej zagrożeni atakiem.
                Ta wypowiedź zamknęła wszystkim usta i milczeli przez kilka minut. W końcu pan Weasley znowu zaczął omawiać kwestię ataku przez dementorów:
-Nic nie poradzimy na to zamieszanie. Musimy reaktywować zakon, ponieważ jest w nim coraz mniej członków, a mimo tego, że ministerstwo już wie o Voldemorcie, to są za słabi i za mało zorganizowani.
-To co powinniśmy zrobić?- odezwała się Hermiona.
-Przede wszystkim musimy znaleźć jak najwięcej członków. Powinniśmy włączyć w to nawet waszych kolegów ze szkoły i…
-Arturze, przecież to tylko dzieci, oni nie mogą walczyć z Czarnym Panem- krzyknęła gospodyni.
-Nie jesteśmy dziećmi, za dużo przeszliśmy, żebyś mogła nas tak nazywać!- warknął Ron, a siostra od razu go poparła.
-Uspokójmy się wszyscy- powiedział Charlie- Porozmawiamy o tym jutro. Dzisiaj jest już za późno, z poza tym jesteśmy zbyt zdenerwowani. Chodźmy spać.
                Wszyscy poszli za jego radą, rzeczywiście byli zbyt zbulwersowani, żeby o tym rozmawiać, więc opuścili kuchnię. Większość udała się na schody, lecz brązowowłosa poszła do salonu. Najmłodszy z Weasleyów instynktownie udał się za nią, zachowując jednak pewną odległość. Dziewczyna otworzyła drzwi i wyszła na taras zaczerpnąć świeżego powietrza. Zegar wybił północ, a na dworze nadal było ciepło i przyjemnie. Usiadła na słomianej sofie i wpatrywała się w gwiazdy na bezchmurnym niebie. W pewnym momencie usłyszała, że ktoś się do niej zbliża. Skierowała głowę w stronę dźwięku i ujrzała Rona. Chłopak spoczął obok niej i również spojrzał w górę. Siedzieli tak przez kilka minut, po czym Granger spytała:
-A ty co myślisz o tym ataku?
-Sam nie wiem. Boję się, bo przecież jak zdołali włamać się do ministerstwa to mogą bardzo wiele.
-A sądzisz, że w Hogwarcie nie jest bezpiecznie?
-Nie, sądzę, że jest tak, jak zwykle i jakieś brednie o tym, że Dumbledore się starzeje nie mają żadnego znaczenia. To Voldemort staje się silniejszy i ma coraz więcej popleczników. Dyrektor może powstrzymać go od ataku na szkołę, ale go nie pokona, dobrze wiemy, że jest tylko jedna osoba, która może to zrobić.
                Po policzku Hermiony zaczęły spływać słone łzy. Rudzielec chciał ją objąć, ale odsunęła się kawałek i otarła je. Po chwili znowu się odezwała, lecz tym razem jej głos delikatnie drżał:
-Nie tak wyobrażałam sobie ten wieczór, miało być tak cudownie.
-Wiem, przepraszam cię za to, że zostawiłem cię i poszedłem tańczyć z Lavender- odparł ze skruchą chłopak.
-Miałam raczej na myśli ten napad dementorów- rzekła dziewczyna z delikatnym uśmiechem- Ale dziękuję za przeprosiny.
-Wiesz, że ja nic do niej nie czuję?- wypalił Ron, a brązowowłosa spojrzała mu prosto w oczy.
-Wiem, za dobrze cię znam, ale przyznaj, że ci się podoba.
-Być może. Jest bardzo ładna, ale ty, jak już wspominałem, jesteś o wiele piękniejsza.
                Teraz Hermiona nie wytrzymała i rzuciła się mu na szyję. On naprawdę powiedział, że jest piękna i to drugi raz! To była najcudowniejsza chwila w jej życiu, choć nie, ta naj, najcudowniejsza wydarzyła się kilka sekund później. Rudzielec spojrzał na nią, na jej wielkie orzechowe oczy, na rumieńce na twarzy i na jędrne, malinowe usta. Nie mógł się powstrzymać i pocałował ją. Ich twarze przyległy do siebie i nie mogły się rozłączyć. Po chwili chłopak przestał i wypuścił ją z uścisku, aby zobaczyć jej reakcję. Patrzyła na niego, lecz nie wiedział jak określić jej zachowanie, nie miał pojęcia, czy jest zadowolona, zaniepokojona, czy nieźle skołowana. Bał się coś powiedzieć, lecz nie mógł znieść tej ciszy i atmosfery, jaka tak nagle zawisła w powietrzu.
-Jesteś całym moim światem. Kocham cię!- szepnął.
                Hermiona wybuchneła płaczem. Oczywiście były to łzy szczęścia, tak bardzo wyczekiwała tej chwili i wreszcie się stało, nareszcie się im udało. Nie było słów, które mogłyby wyrazić jej radość. Nigdy wcześniej się tak nie czuła, coraz mocniej płakała i była coraz bardziej szczęśliwa. W końcu powiedziała przez łzy:
-Ja… też cię… kocham!
                Jeszcze przez chwilę się na siebie patrzyli, po czym ponownie zanurzyli się w namiętnym pocałunku. Nic poza nim się nie liczyło, cały świat, jakby zniknął. Teraz musiało być dobrze, mimo całego zła, oni byli blisko siebie, najbliżej jak się dało i nic innego nie miało już znaczenia.
*
Kolejna część dodana, nie mogę wytrzymać, jestem tak strasznie ciekawa co powiecie. Kurczę, problem tkwi w tym, że jak go napisałam, to myślałam, że jest super, a teraz, po przeczytaniu go z 50 razy sądzę, że jest słaby, no a wy co mówicie, w końcu długo na to czekaliście :D
P.S. Poprawiłam błędy techniczne, tj. te sklejone wyrazy, no i generalnie dodałam trochę słów, ale nie wprowadzałam nowego wątku. Jest to informacja dla tych, którzy, ewentualnie, będą chcieli przeczytać to drugi raz.

sobota, 14 kwietnia 2012

8. Upragniony bal cz.1

-Harry?- czarnowłosy chłopak, siedzący w salonie zwrócił wzrok w kierunku rudej dziewczyny, która znajdowała się w rogu pokoju. Było bardzo wcześnie, a ich przyjaciele jeszcze spali. Gospodarze kręcili się po domu dyskutując o wczorajszej wyprawie młodych i o ich późnym powrocie do Nory.
-Tak, Ginny- powiedział po pewnym czasie.
-Widzisz jest taka sytuacja, może Ron wspominał ci o bankiecie w ministerstwie?- przerwała czekając na reakcję chłopaka.
-Tak, coś przebąkiwał- rzekł po krótkim zastanowieniu- A co?
-Chciałbyś może ze mną na niego pójść?- to powiedziawszy szybko zamknęła oczy, żeby nie widzieć jego miny.
 Potter był bardzo zdezorientowany i jednocześnie trochę rozbawiony. Nie miał bladego pojęcia dlaczego Weasleyówna mu to proponuje, a co z jej chłopakiem? Może chodziło tylko o to, żeby nie został sam w domu, bo domyślał się, że Ron i Hermiona idą razem, a może było w tym coś głębszego. Stwierdził, że jeśli zacznie zadawać więcej pytań sytuacja stanie się krępująca dla nich obydwojga, więc powiedział:
-Tak, czemu nie?- spojrzał na dziewczynę, która otworzyła oczy i gapiła się w niego z ulgą wypisaną na twarzy, po chwili się ocknęła i rzekła niepewnie:
-Fajnie, ale tylko jako przyjaciele- to zdanie spowodowało, że Harry wybuchnął śmiechem, miał nadzieję, że Ginny coś do niego czuje, ale nie odważył się nawet pomyśleć, że na tym balu by coś ruszyło, tak więc takie stwierdzenie jego przyjaciółki wydało się po prostu śmieszne. Trochę się uspokoił i ujrzał urażoną twarz dziewczyny, więc odezwał się:
-Przepraszam. Oczywiście, tylko jako przyjaciele- wypowiedziawszy to zdanie obdarzył ją szerokim uśmiechem, a ona go odwzajemniła i zaczęła czytać książkę.
*
                Od rozmowy Harrego i Ginny o balu minęły trzy dni, podczas których nikt nawet nie wspomniał o bankiecie w ministerstwie. Nawet państwo Weasley nie rozmawiali o nim w towarzystwie dzieci i ich przyjaciół. Te dni spędzili tak, jak zwykle, trochę pograli w quidicha, chodzili nad jezioro, albo grali w szachy lub inne gry dla czarodziejów. Nadszedł 20 sierpnia, z jednej strony tak wyczekiwany, a z drugiej niechciany dzień przyjęcia w Ministerstwie Magii. Była 9 rano, ku zdziwieniu Hermiony, jej przyjaciele i gospodarze jeszcze spali. Łudziła się, że może Ron kręci się po kuchni, ale szybko odpędziła od siebie tą myśl, bo wiedziała, że Weasley i Potter siedzieli wczoraj bardzo długo w nocy i teraz odsypiają. Dziewczyna od kilku dni myślała jedynie o bankiecie, o tym jak się ubierze, jak zwiąże włosy, jak się umaluje. Zastanawiała się również, jak minie ten wieczór, stwierdziła, że może być trochę drętwo, bo będzie masa jakiś ważniaków z ministerstwa, może będą tańce, ale głównie pewnie będą siedzieć przy stołach i rozmawiać na jakieś beznadziejne tematy. Brązowowłosa sama się zdziwiła, że ma takie złe zdanie o głównym urzędzie magii i o jego pracownikach, ale po ostatniej walce ze śmierciożercami i zachowaniu Korneliusza Knota (ministra, a właściwie byłego ministra) straciła do nich jakikolwiek szacunek, czy zaufanie. Doszła do kuchni i zrobiła sobie kawę. Usiadła przy stole i spojrzała przez okno, popijając co jakiś czas napój. Nad polami, mimo dość późnej godziny, nadal unosiła się delikatna mgła, a na trawie widać było rosę. Dziewczyna wpatrywała się w ten krajobraz, jakby zahipnotyzowana. Coraz bardziej męczyły ją myśli o przyjęciu, a zwłaszcza o Ronie. Zastanawiała się czy jej wygląd zrobi na nim jakieś wrażenie, czy poprosi ją choć raz do tańca, czy porozmawiają szczerze, a może wreszcie odważy się wyznać mu swoje uczucia. W pewnym momencie zorientowała się, że od dwóch dni zachowuje się jak typowa nastolatka, myśli jedynie o ciuchach, fryzurze, makijażu i chłopakach. Skarciła się za to w duchu, bo przecież nie była jakąś tam zwykłą nastolatką, była Hermioną, która czyta książki, nie dba o wygląd i za często pakuje się wraz z przyjaciółmi w kłopoty. Zresztą była już prawie dorosła, miała szesnaście lat, za rok będzie pełnoletnia (przynajmniej w świecie czarów), będzie mogła się teleportować, używać magii po za szkołą, nie łamiąc przy tym regulaminu. Zastanawiała się czy w ogóle ukończy Hogwart, to był jej cel od kiedy poszła do pierwszej klasy, ale teraz wszystko się zmieniło, a ona postanowiła sobie również, że będzie przy Harrym zawsze i wszędzie i pomoże mu w zniszczeniu Voldemorta, niezależnie od tego co Potter zrobi, gdzie i kiedy wyjedzie itp. Miała szczerą nadzieję, że naprawdę uda im się zniszczyć Czarnego Pana, i że… Dlaczego użyła słowa im, przecież tylko Harry może zniszczyć Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, ale wbrew wszystkiemu była w to wplątana, nie mogła tego porzucić, od kiedy razem z Potterem i Weasleyem odkryła w Hogwarcie trzygłowego psa, od kiedy chłopcy uratowali ją przed trollem, od kiedy wraz z nimi poszukiwała Kamienia Filozoficznego i pokonywała różne przeszkody, była w to wplątana jak cholera, no cóż, jak już zaczęła to musi skończyć, nie dla siebie, nie dla Rona, nie dla Harrego, dla całego świata czarów. Co prawda czasem myślała, że nie jest przyjaciołom do niczego potrzebna, że sami sobie dadzą radę, ale przypominała sobie wtedy ile razy uratowała im tyłki, ile razy dziękowali jej za pomoc, a poza tym ona ich potrzebowała i była gotowa ich bronić własną piersią. Tak bardzo chciała wieść normalne życie czarownicy, co prawda to trochę dziwne stwierdzanie, choćby ze względu na jej pochodzenie, lecz była czarownicą i zawsze nią będzie, ale nie chce walczyć z siłami zła, zresztą kto chce, ona pragnęła skończyć szkołę, dostać pracę w Ministerstwie Magii i założyć rodzinę, mieć przyjaciół. Tylko, kto będzie tą jej rodziną, czy możliwe, że kiedyś wyjdzie za Rona, że będą mieli dzieci? Szanse były marne, ale…
-Hermiona, już nie śpisz?- usłyszała za sobą zaspany głos gospodyni. Pani Weasley wpadła do kuchni i wykrzyknęła:
-Ojej, jak już późno, zaraz zrobię śniadanie…- powiedziała po czym wrzasnęła, jak najgłośniej mogła- Pobudka!!!
                W ten sposób poranek Hermiony został zupełnie zaburzony, a w domu zapanował chaos, bo Molly krzątała się pospiesznie po kuchni i odmawiała jakiejkolwiek pomocy od dziewczyny, natomiast reszta domowników była niezbyt zadowolona, że ktoś ich obudził. W końcu wszyscy zebrali się na dole, w piżamach, na śniadanie. Artur, jak zwykle, nie za bardzo wiedział co się dzieje i co się do niego mówi, natomiast Ginny była zła, jak osa, więc najlepiej było się do niej w ogóle nie odzywać. Ku zdziwieniu Hermiony, Harry i Ron byli w dość dobrych humorach i zeszli wesoło do kuchni, witając się radośnie z rodziną i przyjaciółmi, co jeszcze bardziej rozdrażniło rudowłosą. Pani Weasley podała posiłek i, co się nie często zdarzało, usiadła wraz z nimi. Nie skończyło się to zbyt dobrze, bo mówiła ona do zaspanej rodziny, która wcale jej niesłuchana, ale jakoś jej to nie przeszkadzało:
-A więc, my Arturze, pojedziemy na zakupy, czy ktoś też chce?- odpowiedzią były jedynie ciche pomruki i kręcenie głowami, a więc kontynuowała- Nie wiem ile nam to zajmie czasu, a ok. 15 przybędzie Charlie, więc wy go przyjmiecie. Z Bilem i Fleur spotkamy się na miejscu, a Fred i George będą tu wraz ze swoimi partnerkami o 17.30, wychodzimy z domu o 18.30- znowu odpowiedź nie nastąpiła, jedynie lekkie kiwanie głowami, więc gospodyni znów podjęła- Proszę was bardzo, abyście zachowywali się przyzwoicie na tym przyjęciu i bądźcie punktualni- ta wypowiedź wywołała, oburzone miny Rona i Ginny oraz, ledwo pohamowany, atak śmiechu Harrego i Hermiony.
                Śniadanie się skończyło, a wszyscy domownicy, w lepszych lub gorszych humorach, udali się do swoich sypialni. Minęło pół godziny, a zegar wskazywał 10.30. Państwo Weasley pojechali na zakupy. Ginny i Hermiona siedziały w swoim pokoju, właściwie nic nie robiąc, brązowowłosa przeglądała jakąś książkę do Hogwartu, natomiast ruda bawiła się gadżetem ze sklepu Weasleyów. Siedziały tak, prawie nic nie mówiąc, przez kwadrans, w końcu Weasleyówna nie wytrzymała i zapytała się przyjaciółki:
-Denerwujesz się?
-Czym?
-No bankietem, ja się strasznie tremuję!
-No wiesz, ja też, ale co ma być to będzie- powiedziała nieco speszona.
-A gadaliście o tym z Ronem?- spytała podekscytowana Ginny.
-Nie, raczej nie umiemy rozmawiać o ważnych sprawach.
-Jak to?
-No bo widzisz- wyrzuciła z siebie Granger- Ile razy było tak, że o mało co się nie pocałowaliśmy, ile razy próbowałam mu powiedzieć co do niego czuje? Jasne, uwielbiam z nim spędzać czas i rozmawiamy o wielu rzeczach, ale od dnia kiedy przyszło zaproszenie na to przyjęcie, nie rozmawialiśmy o nim.
-Hej- powiedziała ruda, próbując pocieszyć przyjaciółkę- Nie martw się, jestem przekonana, że ten bal coś zmieni.
-No nie wiem- powiedziała brązowowłosa, po czym szybko zmieniła temat- A co z Harrym, zaprosiłaś go w ogóle?
-Oczywiście, ale ja miałam gorzej, bo to jednak chłopak powinien zapraszać dziewczynę na imprezy, a poza tym on mnie wyśmiał.
-Co?! Żartujesz?- wykrzyknęła oburzona Hermiona.
-Nie, tak… To znaczy nie żartuję, ale idziemy razem- przerwała, lecz widząc zmieszanie na twarzy przyjaciółki wyjaśniła- Chodzi o to, że kiedy zaprosiłam Harrego, to podkreśliłam, że tylko jako przyjaciele, miałam o tyle szczęście, że on o nic nie pytał, no ale zaczął się śmiać, oczywiście potem mnie przeprosił i powiedział, że chętnie ze mną pójdzie, ale jednak to trochę bolało.
-Ty nadal coś do niego czujesz?- zapytała prosto z mostu brązowowłosa.
-Jak to nadal? Przecież nigdy nie byliśmy parą- powiedziała ostro rudowłosa.
-No tak, masz rację, ale bardzo było widać, że się w nim bujałaś, a myślałam, że kiedy zaczęłaś spotykać się z Michaelem, to ci przeszło, ale chyba się myliłam.
-Sama nie wiem- jęknęła, po czym ukryła twarz w dłoniach- Kiedyś naprawdę tak strasznie chciałam chodzić z Harrym, chciałam, żeby mnie pokochał. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia, a jak go poznałam, kiedy zaczęliśmy się przyjaźnić, to uczucie stało się jeszcze mocniejsze. A teraz spotykam się z Deanem i zależy mi na nim, ale na Harrym też, więc już sama nie wiem co robić.
-Ginny- Granger usiadła koło przyjaciółki i objęła ją ramieniem- Może nie jestem specjalistą, ale wiem jedno, miłość jest ślepa i mam nadzieję i prawie stuprocentową pewność, że już niedługo wszystko się wyjaśni.
                Rudowłosa pokiwała głową. Naprawdę się zastanawiała, co czuje, sama nie umiała tego określić. W pewnym momencie obie usłyszały pukanie do drzwi. Weasleyówna wstała i otworzyła drzwi do sypialni kluczem. Na korytarzu zobaczyła bardzo wesołego Rona, któremu mina zbledła jak tylko ją zobaczył.
-Co się stało?- zapytał, jak tylko przekroczył próg.
-Nic, nic- wymamrotały dziewczyny. Chłopak patrzył się na nie badawczo jeszcze przez chwilę, po czym stwierdził, że nie pozostaje mu nic innego, jak zaufać przyjaciółkom, więc nie drążył tematu i zwrócił się do Hermiony:
-Pójdziemy na spacer?
-A mnie to nie poprosisz?- spytała złośliwie jego siostra.
-Wrócilibyśmy w złym stanie, więc wybacz, ale nie- odparł równie złośliwie chłopak, na co Ginny zaczęła się śmiać i powiedziała:
-To ja pójdę do Harrego
                Parę sekund później drzwi się za nią zamknęły, a rudzielec nadal stał po środku pokoju wpatrując się z niecierpliwością w przyjaciółkę, która patrząc na niego ze złośliwym uśmieszkiem, powiedziała:
-No muszę się zastanowić.
                Weasley nie czekał długo, tylko rzucił się na łóżko i zaczął ją łaskotać, na co dziewczyna pisnęła i zaczęła się śmiać. Po pewnym czasie wydukała:
-Dobra, dobra, pójdę.
-No- odparł zadowolony z siebie rudzielec, po czym dodał- Za dużo czasu spędzasz z Ginny, upodabniasz się do niej.
-Zabawne, ona powiedziała dokładnie to samo o tobie.
                Obydwoje się zaśmiali, a następnie wyszli z pomieszczenia. Kwadrans później szli już przez podwórko. Pogoda była fantastyczna, słońce grzało dość mocno, ale nie było za gorąco. Odruchowo skierowali się w stronę jeziora. Po drodze gawędzili przyjemnie o Hogwarcie, co było najbardziej neutralnym tematem. Brązowowłosa zastanawiała się dlaczego jej przyjaciel jest w takim dobrym humorze, może to przez ten bankiet? Ale dlaczego by się z niego tak cieszył, przecież to zwykła impreza. Chyba, że możliwe było, że on też coś do niej czuje. Jak zwykle się rozmarzyła. Czasami wyobrażała sobie jakby to było, gdyby zaczęli się spotykać, czy ten związek w ogóle by przetrwał, a może w pierwszym tygodniu już by się pokłócili i zerwali. „To byłoby w naszym stylu” pomyślała dziewczyna i uśmiechnęła się w duchu. Przypomniała sobie o ich ciągłych kłótniach i stosunku do siebie, od czasu kiedy się poznali. Ktoś kto by ich znał w pierwszej klasie i nie wiedział przez te wszystkie lata, a teraz dowiedziałby się, że Hermiona buja się w Ronie, stwierdziłby, że to najzwyklejsze brednie. W końcu sprzeczali się cały czas, w pierwszej klasie o to, że Hermiona wiedziała zawsze więcej od chłopaka, o to że Harry i Ron pakowali ją w kłopoty, w drugiej o Locharta, w trzeciej o Parszywka i Krzywołapa, w czwartej o Kruma i Fleur, natomiast w piątej w sumie żyli w zgodzie, bo brązowowłosa pomagała chłopakowi w lekcjach, a ten był jej za to niezmiernie wdzięczny. No a teraz?! W ogóle się nie kłócili, spędzali ze sobą masę czasu i w dodatku nie mieli ochoty na kontakty z nikim innym oprócz siebie. To było dla dziewczyny strasznie dziwne, ale nie zaprzeczała, że miłe.
-Może byś mnie posłuchała- powiedział do niej z wyrzutem Ron.
-Eee… Przepraszam, mógłbyś powtórzyć?- rzekła, cała zarumieniona.
-Dlaczego zawsze, jak gdzieś idziemy to się tak zamyślasz i zupełnie mnie ignorujesz?- drążył chłopak.
-Też tak robisz- odgryzła się Hermiona. Rudzielec uniósł ręce, pokazując, że się poddaje, po chwili jednak odrzekł bardzo poważnym i troskliwym, prawie ojcowskim, tonem:
-Coś się stało?
-Nie, dlaczego?- odpowiedziała brązowowłosa, niby obojętnie.
                Chłopak zamilkł, a oni nadal szli w kierunku jeziora. Hermiona kilkakrotnie widziała, że jej przyjaciel chce coś powiedzieć, ale nie wydusił z siebie ani jednego słowa. Dziewczyna zastanawiała się o co może mu chodzić, lecz chyba nie dane było jej się dowiedzieć. W końcu w oddali zobaczyli staw i oboje przyspieszyli. Brązowowłosa była przygotowana na opalanie, czy kąpanie się w wodzie, bo miała na sobie kostium. Po ich pierwszym wypadzie nad jezioro mogła spodziewać się po Ronie wszystkiego, a i ona czasem zachowywała się spontanicznie, co miało dość dziwne skutki. Chłopak też założył kąpielówki, przewidując, że najdzie ich ochota, żeby popływać. Tak więc, kiedy doszli nad wodę od razu się rozebrali i położyli na trawie. Słońce przyjemnie łaskotało i brzuchy, co wprawiało, zarówno chłopaka, jak i jego przyjaciółkę w euforię. Co jakiś czas jedno z nich opowiadało jakiś suchy dowcip, a drugie wybuchało wymuszonym śmiechem. Mogliby tak leżeć godzinami, ale każde z nich miało cały czas przed oczami wizję dzisiejszego balu, po głowach krążyła masa pytań o przebieg przyjęcia. W pewnym momencie Ron się zapytał:
-Naprawdę chcesz iść na ten bankiet?
-Tak, a ty nie?- odpowiedziała jednocześnie zmieszana i zlękniona dziewczyna.
-Z tobą zawsze i wszędzie- powiedział, po czym spojrzał jej w oczy i wyszczerzył się do niej.
                Hermiona zarumieniła się i odwzajemniła uśmiech, a po chwili wybuchnęła śmiechem, patrząc się z politowaniem na przyjaciela. Chłopak był trochę zdezorientowany, a jednocześnie rozbawiony, w końcu spytał:
-Co cię tak bawi?
-To, że robisz sobie ze mnie jaja.
-Wcale nie!
-Ta jasne- powiedziała powątpiewająco brązowowłosa i wpatrzyła się w wesołe oczy przyjaciela.
-Dlaczego mi nie wierzysz, wiesz, że zależy mi na tobie?- drążył chłopak, poważniejąc trochę. Dziewczynie zszedł z twarzy uśmiech, to była dla niej zupełnie nowa sytuacja, nie wiedziała czy ma się tłumaczyć, milczeć, czy rzucić się chłopakowi na szyję. W pewnym momencie zdecydowała, że po prostu zmieni temat, więc rzekła niby zupełnie zapominając o pytaniu:
-Choć popływamy- wypowiedziawszy te słowa, wstała, weszła na pomost i skoczyła do wody, zostawiając na trawie zmieszanego rudzielca.
                Chłopak nadal siedział na ziemi i zastanawiał się nad zachowaniem przyjaciółki. Coś było nie tak, przecież powiedziała Ginny, że go kocha, a teraz kiedy on był gotów wyznać jej swoje uczucia, kiedy chciał jej powiedzieć, że mu na niej cholernie zależy, że za nią szaleje, że ją KOCHA, ona po prostu uciekła, ale dlaczego? Ron zaczął wątpić, że Hermiona mówiła wtedy prawdę, ale dlaczego miałaby kłamać, może żeby zażartować sobie z Ginny? Nie, to nie było w jej stylu, ona by tak nigdy nie postąpiła, na pewno mówiła szczerze, a może po prostu sama nie wie co czuje? W takim razie chłopak strasznie się wygłupił, co prawda nie powiedział jeszcze, że ją…
-Idziesz- usłyszał głos dziewczyny.
Była zanurzona w wodzie do pasa. Słońce pięknie oświetlało jej nagi brzuch, dekolt, szyję i twarz. Mokre włosy opadały jej na ramiona, ale nie straciły przez to swojego uroku. Granger utkwiła wzrok w swoim ukochanym, czekając na jego reakcję. Ron również się w nią wgapiał, praktycznie połykając ją wzrokiem, kompletnie odleciał, był nią tak zachwycony, że nic innego go nie interesowało. W końcu rudzielec otrząsnął się i podniósł z trawy, po czym poszedł w jej ślady. Teraz stał dokładnie naprzeciwko i nadal gapił się w jej głębokie oczy. Hermiona również patrzyła na niego, na jego dobrze zbudowany, nagi tors. Przez jej ciało przepłynęła fala gorąca, a zaraz po niej dreszcz. Dziewczyna nie umiała wytłumaczyć tego zjawiska, ale chciała, żeby się powtórzyło. Wreszcie zachowywała się jak typowa nastolatka, zachwycała się nagim chłopakiem, zresztą jak był ubrany też nie mogła oderwać od niego wzroku. Stali tak i się w siebie wpatrywali. Znowu ta sama sytuacja, ale tym razem rudzielec wcale nie chciał jej pocałować, ciągle próbował rozgryźć jej zachowanie sprzed kilku minut. Brązowowłosa zbliżyła swoją twarz do jego, uśmiechając się przy tym delikatnie. Była coraz bliżej, a chłopak musiał się siłą powstrzymać, żeby jej nie pocałować. Nagle odsunął się od niej o jakieś dziesięć centymetrów i rzucił, niby od niechcenia:
-Ścigamy się do drugiego brzegu?
                Hermiona była wyraźnie zawiedziona, ale przytaknęła delikatnie głową. Tak więc parę sekund później byli już w połowie jeziora. Pływanie było jedynym sportem jaki Granger lubiła i, w którym była dobra, nawet lepsza od Weasleya. Wygrała ten wyścig, tak jak kilka w poprzednich dniach. Ron wcale się tym nie przejmował, on też był świetnym pływakiem, więc dziewczyna czasem się zastanawiała, czy przypadkiem chłopak nie daje jej wygrać. Wolała jednak wierzyć w swoje możliwości. Teraz konkurowali w drodze z powrotem, tym razem rudzielec wygrał. Brązowowłosa odnosiła wrażenie, jakby unosił się nad wodą i nie miała siły go dogonić. Kiedy dopłynęli do brzegu wymienili kilka złośliwości, jak to mieli w zwyczaju, po czym zaczęli pływać dla przyjemności. Poruszali się dość wolno w umiarkowanym tempie, zataczali wokół siebie okręgi, odpływali kawałek dalej, aby potem znów spotkać się połowie drogi. Obydwoje czuli się świetnie, zapomnieli o sytuacjach, które zdarzyły się na lądzie. Woda to był ich żywioł, mogliby spędzić całe życie w jeziorze. Hermiona jak była mała, chciała zostać zawodową pływaczką, natomiast jej przyjaciel marzył, żeby w przyszłości mieć duży dom tuż nad jeziorem, tak żeby dzieliło je jakieś pięć metrów. Kto wie, może kiedyś to osiągną, może każde z nich spełni swoje marzenia, a może nawet zrealizują je wspólnie. Wyczerpani wyścigami, obydwoje wyszli na ląd. Jedyny błąd jaki popełnili, polegał na tym, że nie wzięli ze sobą ręczników, a wiec znów położyli się na trawie, tym razem, żeby się wysuszyć. Leżeli tak, kąpiąc się w słońcu. Myśleli o sobie nawzajem, liczyło się tylko to, że są obok siebie i patrzą się w błękitne niebo, odgadując kształty bladych obłoczków, pojawiających się na nim co jakiś czas. Niestety, kiedy niebo znów zrobiło się nieskazitelnie błękitne, ukazały im się widoki bankietu, będzie dobrze, czy źle? Wyznają sobie miłość, czy to nadal pozostanie ich tajemnicą? Nie ważne, jak będzie, nie umieli przewidzieć co się stanie, chodziło tylko o to, aby oni uczynili ten wieczór niezwykłym. W pewnym momencie Hermiona wróciła do rzeczywistości i zadała to pytanie, które zawsze niszczyło magię tego miejsca:
-Która godzina?
                Rudzielec prychnął z niezadowoleni i oderwał wzrok od nieba. Popatrzył przez chwilę z wyrzutem na przyjaciółkę, poczym spojrzał wrogo na zegarek:
-Już późno, jest 13.45.
-O kurcze- wykrzyknęła dziewczyna, patrząc z przerażeniem na Rona. Już miała wizje, że nie zdąży się przygotować, że nie zjedzą obiadu, że jest na wszystko za mało czasu. Chłopak zauważył zdenerwowanie przyjaciółki, co go trochę rozbawiło, ale postanowił ją trochę uspokoić:
-Wyluzuj- to powiedziawszy, pogładził ją delikatnie po ramieniu, poczym podał jej ciuchy. Sam też się ubrał i pomógł dziewczynie wstać.
                Zaczęli iść w kierunku Nory, spokojnym tempem. Brązowowłosa co chwilę trochę przyspieszała, ale za każdym razem Ron łapał ją za rękę i zwalniał. Coraz bardziej bawiło go jej zdenerwowanie, przecież do balu zostało blisko pięciu godzin, a ona strasznie panikowała. W końcu się jej zapytał:
-Czym ty się tak denerwujesz?
-Wiesz jak mało czasu zostało?! Twoich rodziców nie będzie pewnie do 17, a potem i tak nie będą mieli na nic czasu, a my musimy dokończyć robić obiad, przyjąć Charliego i jeszcze przygotować się do tego przyjęcia. No wiesz, ty zarzucisz na siebie spodnie, koszulę i jakąś marynarkę i będzie po sprawie, ale ja muszę zrobić fryzurę, makijaż, wyprasować sukienkę, dobrać buty, dodatki… Wiesz ile to czasu zajmuje?!- dziewczyna wyrzuciła z siebie taki potok słów, że rudzielec musiał się na chwilę zatrzymać i przeanalizować jej wypowiedź. Po chwili znów szedł drogą i śmiał się w niebogłosy. Hermiona była wyraźnie oburzona jego zachowaniem i przyspieszyła znacznie kroku, zostawiając przyjaciela dość daleko z tyłu. Chłopak szybko ją dogonił i opanował śmiech. W końcu brązowowłosa syknęła do niego:
-Co cię tak bawi?
-No wiesz, pochlebiasz mi, aż tak się będziesz dla mnie stroić?- kiedy skończył zdanie znów zaczął się śmiać, ale szybko został uciszony przez przyjaciółkę, która walnęła go dość boleśnie w ramię.
                Przez resztę drogi cały czas sobie dokuczali, jednak  nie były to wredne docinki, tylko takie żarty na rozładowanie atmosfery. Kiedy weszli do domu usłyszeli, że Ginny krząta się po kuchni i pokrzykuje coś do Harrego, który chyba ją ignorował. Czarnowłosy siedział w salonie i przeglądał jakąś książkę, natomiast Weasleyówna biegała koło garnków, zapewne kończąc przygotowywać posiłek. Hermiona od razu poszła do przyjaciółki, aby jej pomóc, na co tamta wyraziła dużą ulgę i wyżaliła się, że Potter wcale jej nie pomaga, natomiast Ron poszedł do pokoju gościnnego i spoczął na sofie, koło przyjaciela. Obydwoje słyszeli szczęk naczyń z kuchni i urywki zdań, jakie dziewczyny do siebie mówiły z wielkim zdenerwowaniem, bardzo ich to rozbawiło. Po chwili dotarł do nich wrzask Ginny, która usłyszała ich śmiech:
-A może byście nam pomogli?!
-Nie…- odkrzyknął Rona, poczym zwrócił się do Harrego- Tej też odbiło?
-Jak to też?
-Hermiona wpadła w jakiś amok i prawie biegła do domu, wykrzykując, że nic nie zdąży zrobić.
-Acha, w takim razie, tak. Czym one się tak przejmują?
-Sam nie wiem…             
                Dziewczyny skończyły przygotowywać obiad, więc posiłek był gotów do podgrzania, kiedy przybędzie Charlie. Hermiona poszła się umyć, natomiast rudowłosa udała się do swojego pokoju, aby zacząć przygotowania. Chłopcy również poszli do swojej sypialni, ale zamiast stroić się na przyjęcie, zagrali w szachy, rozmawiając przy tym. 
*

Dodaję nowy rozdział, a właściwie, jego część, trochę za wcześnie jak dla mnie, ale jestem ciekawa waszych opinii. Będzie obiecana zmiana akcji. Ponieważ moja złośliwość nie znagranic, to następną część wstawię dopiero jutro, albo jeszcze później,a na razie powiedzcie co sądzicie o tym.
 

Obserwatorzy