niedziela, 30 czerwca 2013

19. Rozstania i powroty

Minął listopad. Zima zawładnęła całą Anglią, doskwierając przy tym wszystkim uczniom Hogwartu . Nikomu nie chciało się wyściubiać nosa z dormitorium, a tymczasem nauczyciele nie odpuszczali i zadawali im esej za esejem, w końcu zbliżał się koniec semestru. Hermionie odpowiadał taki układ- mogła nie myśleć o Ronie, z którym w końcu nie porozmawiała o tamtym wydarzeniu- była na to zbyt dumna. Zachowywała się jak robot, pisała multum wypracowań, kuła z podręczników i właściwie nie ruszała się ze swojego miejsca w bibliotece, no może z wyjątkiem uczestnictwa w lekcjach.
                To było jedno z tego typu piątkowych popołudni , kiedy z nikim nie rozmawiała, kompletnie odcięta od świata, zaczytana w „Historię Hogwartu”. Wybiła 20 i wszyscy uczniowie dawno stamtąd uciekli do swoich pokojów wspólnych albo dormitoriów. Nikt nie miał zamiaru marnować takiego wspaniałego wieczoru na naukę. Ale ona nie miała po co tam wracać, w Pokoju Wspólnym czuła się obco, przytłaczała ją atmosfera, jaka tam panowała, a do dormitorium nie wracała z wiadomych powodów, nie wiedziała jak zareagowałaby na widok Lavender, dlatego też wolała jej nie widywać.
                Skończyła czytać książkę i zrobiła do niej notatki. Otoczona stosikiem podręczników, zauważyła, że jednego jej  brakuje. Udała się w stronę półek z pomocami na temat numerologii. Przebiegła palcem po grzbietach książek. Poczuła woń pergaminu, która od razu wprowadziła ją w dobry nastrój. Przyuważyła tytuł dzieła, które było jej potrzebne, lecz stało na najwyższej półce. Wspięła się na palce i próbowała je zdjąć, lecz wciąż jej to nie wychodziło. Westchnęła zrezygnowana i już wyciągała różdżkę, żeby przywołać książkę, kiedy ktoś stanął za nią i zdjął podręcznik.
                Odwróciła się, żeby podziękować „wybawcy”, ale, kiedy go ujrzała, nie była w stanie nic powiedzieć. Przed nią stał Roger. Nie mogła w to uwierzyć! Jego też za wszelką cenę starała się uniknąć. Nie rozmawiała z nim o dnia meczu i nie miała na to specjalnej ochoty, lecz chłopak stał tuż obok i trzymał jej książkę, jak niby miała go spławić?!
-Czy… czy możesz mi dać tę książkę?- powiedziała bardzo wysokim głosikiem.
-Tę?- spytał z lekkim uśmiechem, wskazując palcem na podręcznik, a ona kiwnęła głową- Tylko jeśli ze mną pogadasz.
-Roger, błagam…
-Nie, Hermiono, mamy sobie zbyt dużo do wyjaśnienia, żeby tak po prostu to zostawić.
                Dziewczyna ponownie westchnęła, ale skierowała się do stolika i zaprosiła go do niego. Wilde spoczął na krześle naprzeciwko, a lekturę, którą do tej pory kurczowo ściskał w dłoni, odłożył na blat. Spojrzał się głęboko w oczy brązowowłosej, czekając na jej ruch.
Hermiona była coraz bardziej zdenerwowana, jej usta zacisnęły się w wąską linię, a wzrok stawał się coraz groźniejszy. Kiedy ujrzała beztroski wyraz twarzy Rogera, miała ochotę dać mu w pysk, lecz gdy popatrzyła w jego srebrnoszare oczy powróciły wszystkie wspomnienia. Potrafili siedzieć tu godzinami i rozmawiać o niczym. Tak bardzo tęskniła za tamtymi czasami, mimo że to było tuż po kłótni z Ronem, ale teraz było jeszcze gorzej- potrzebowała go jeszcze bardziej. W końcu powiedziała:
-Słucham cię.
-Dobrze. Jesteś jedną z najbliższych mi osób. Gdyby nie ty, nigdy nie odnalazłbym się w Hogwarcie. Jesteś niezwykła, jedyna w swoim rodzaju i bardzo mi zależy na naszej przyjaźni.
-Z mojej perspektywy to nie do końca tak wygląda- sarknęła.
-Ja o tym doskonale wiem- warknął, ale szybko się zreflektował- Przepraszam. Chodzi mi tylko o to, że jesteś dla mnie bardzo ważna i nie chcę, żeby jeden incydent zepsuł naszą przyjaźń.
-Ten incydent- krzyknęła, nie zważając na to, że są w bibliotece- Zrujnował mi całe życie!
                Łzy zaczęły jej spływać po policzkach. Pomyśleć, że gdyby nie ten pocałunek, gdyby nie Roger, nigdy by się nie rozstała z Ronem, a teraz prawdopodobnie siedzieliby przy kominku, beztrosko przy tym gawędząc. A jednak coś jej mówiło, że powinna mu wybaczyć.
                Kiedy chłopak zobaczył, że zaczyna płakać, podszedł do niej i objął ją ramieniem. Nie protestowała. To już był dobry znak.
-Hermiono, wybacz mi proszę. Ja naprawdę bardzo cię potrzebuję i wiem, że ty mnie też. Chcę, żebyś była moją przyjaciółką…
                Dziewczyna jeszcze przez chwilę płakała, lecz po chwili udało jej się uspokoić. Odetchnęła głęboko, odchyliła głowę i powiedziała:
-Obiecaj mi, że nigdy więcej nie powtórzy się sytuacja z tamtego wieczoru.
-Obiecuję!
                Hermiona uśmiechnęła się, na co on odpowiedział tym samym, po czym pocałował ją w czoło. To był taki znak pojednania. Po chwili Roger z powrotem zajął swoje miejsce i zaczął pomagać brązowowłosej w nauce.
*
                Harry przemierzał puste korytarze z prędkością godną podziwu. Miał dosyć, chciał się jedynie położyć spać. Taki tryb życia go wykańczał. Właśnie wracał od Dumbledore’a, u którego spędził ostatnie 3 godziny.* Poza tym Snape zadał im esej na poniedziałek, a od tego zależała jego ocena na ten semestr. Był wściekły, wszystko spadło na niego naraz. W dodatku męczyła go ta sytuacja z Ronem i Hermioną. Minął prawie miesiąc, a oni nic. Brązowowłosa ciągle płakała gdzieś po kątach, a Ron nie ruszał się bez tej lafiryndy, której wszędzie był pełno. Czasem miał ochotę strzelić go w twarz. Co on sobie, do cholery jasnej, myślał?! Że poczuje się lepiej? Harry był w stanie zrozumieć, że jego przyjaciel był rozżalony, kiedy zobaczył swoją dziewczynę z innym i nawet mógł znieść, że wtedy pocałował Lavender, ale w danej chwili ta sytuacja wymykała się spod kontroli. Fakt, że Ron wciąż z nią chodzi, w ogóle do niego nie docierał i uważał, że niewybaczalne jest to, że, najzwyczajniej w świecie, chciał się zemścić na Hermionie, zranić ją…
                Skręcił za róg, żeby przejść jednym ze skrótów do wieży Gryffindoru. Pogrążony w zadumie, kroczył, nie zważając na nic. W pewnym momencie, gdzieś z boku, mignęła mu jakaś postać. Zatrzymał się, a następnie cofnął kilka kroków. Na jednej z kamiennych ławek siedziała Ginny. Patrzyła się bez wyrazu w okno, a po jej policzkach spływały łzy.
                Chłopak zaskoczony tym widokiem, przysiadł się do przyjaciółki. Dziewczyna odwróciła się do niego i obdarzyła go smutnym uśmiechem. Chwilę potem otarła łzy rękawem bluzy i spojrzała się na niego z wyczekiwaniem.
-Piękna dziś noc- zagadnął, nie za bardzo wiedząc  jak, Harry, a ona parsknęła śmiechem.
-Tak, szkoda tylko, że całe niebo jest zachmurzone- odparła, a chłopak poczerwieniał- Spokojnie, Harry, to jest teraz najmniej istotne.
-Skoro tak mówisz- uśmiechnął się do niej- Idziesz do Pokoju Wspólnego?
-Nie, jeszcze chwilę tu posiedzę.
-To, ja może cię zostawię- zaczął nieśmiało, mając nadzieję, że go zatrzyma.
-Harry, zaczekaj- powiedziała Gin, a on miał ochotę skakać z radości- Zostań ze mną, proszę.
-Jasne- odparł z szerokim uśmiechem, na co ona odpowiedziała tym samym.
                Na chwilę zapadła cisza. Rudowłosa ponownie spojrzała się na błonia, które pokrywała gruba warstwa śniegu i lodu, Harry, natomiast, patrzył się na nią- jej długie włosy, piegi na twarzy, zadumaną minę, jej szklane, orzechowe oczy i malinowe usta…  Otrząsnął się po chwili i zauważył, że znów płacze.
-Powiesz mi, co się stało?- zapytał nieśmiało.
-To naprawdę nic takiego- wykrztusiła- Nie ma sensu, żebym ci o tym opowiadała.
-Właśnie, że jest!- odparł trochę zbyt ostro, dlatego potem dodał już łagodnie- Jesteśmy przyjaciółmi, Ginny, możesz mi powiedzieć o wszystkim- rudowłosa uśmiechnęła się.
-Pokłóciłam się z Deanem, znowu…- westchnęła- Ja nie wiem, co się dzieje. W wakacje i we wrześniu wszystko było idealnie, a potem zaczęło się psuć i nie mam pojęcia czemu. Czasem się zastanawiam, jak to możliwe, że chodzimy ze sobą? Przecież mamy tak odmienne charaktery, jesteśmy zupełnie inni… Z najbanalniejszych przykładów: ja lubię zaklęcia, on woli transmutacje; ja kocham sowy, on woli koty; ja lubię grać w szachy, on woli eksplodującego durnia; ja chcę spędzać każdą wolną chwilę z przyjaciółmi, on woli, żebyśmy się kameralnie zaszyli w jakimś kącie… I takich sytuacji są tysiące, jedynie quidditch tak naprawdę nas łączy. I powiedz mi, jakie taki związek ma szanse na przetrwanie?
-Wiesz- mruknął bez przekonania Harry- Podobno przeciwieństwa się przyciągają.
-Ale my właśnie nie jesteśmy tak zupełnie inni, ale też nie jesteśmy podobni! Co za bagno!- krzyknęła.
-Gin- zaczął nieśmiało, choć w środku go roznosiło, musiał jej zadać to pytanie- A  nie myślałaś o tym, żeby z nim zerwać?
-Nie, nie chcę…- rudowłosa wybuchła płaczem.
                Tym razem Potter nie patrzył się na nią bezczynnie, tylko mocno do siebie przytulił. Dziewczyna oparła głowę na jego torsie, a jego rozpierało szczęście. Chyba nigdy nie byli ze sobą tak blisko, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Poczuł jak jej włosy łaskoczą go delikatnie w szyję. Przeszedł go przyjemny dreszcz, pragnął, żeby tak trwali zawsze, chciał ją pocałować tu i teraz… Lecz po chwili przypomniał sobie w jakiej sytuacji się znajdują. Wyszedł by na najgorszego chama. Po prostu wykorzystałby sytuację, że ona nie jest pewna swoich uczuć. Nie mógł tego zrobić Deanowi, a tym bardziej Ginny. Odsunął się od niej trochę, żeby ochłonąć, ale kiedy spojrzała na niego wielkimi, szmaragdowymi oczami, bez zastanowienia wypalił:
-Kochasz go?
-Słucham… ?
-Spytałem- zaczął całkiem spokojnie, choć wewnątrz zżerał go strach- Czy kochasz Deana?
-Ja, ja…- dziewczyna zaczęła się jąkać, zupełnie zbita z tropu.
                Nie mogła odpowiedzieć, że tak, bo byłoby to kłamstwem, ale nie chciała też mówić, że nie, bo wyglądałoby to tak, jak by chciała się naprzykrzać Harry’emu. Prawdą było, że nigdy tak naprawdę nie kochała Deana, na pewno nie w ten sposób; to co ich łączyło, to była przyjaźń, sympatia, może nawet chemia, ale nigdy miłość. Od zawsze była zakochana w Potterze i wiedziała, że to się nigdy nie zmieni.
-Ja nie wiem- wykrztusiła w końcu.
-Jak to nie wiesz?- chłopak zmarszczył brwi.
-No, ja nie wiem… Nie jestem pewna… Chyba nie… Na pewno nie w TEN sposób, jak już to tak jak brata…
-Ginny- westchnął- Sądzę, że nie ma sensu tego tak dłużej ciągnąć.
-Ja wiem, ale nie chcę z nim zrywać… Boję się zepsuć relacje, jakie zbudowaliśmy do tej pory.
-Ale jesteś nie-fair w stosunku do Deana!- Harry, chwytał się  ostatniej deski ratunku- Nie możesz go tak okłamywać!
-Chyba masz rację…- powiedziała z zadumą, po czym dodała pewniej- Tak, na pewno masz rację!
                Potter uśmiechnął się szeroko. Wreszcie miał szansę, mógł jej wyznać swoje uczucia, jak tylko zerwie z Thomasem. Ginny wstała. Była dużo pogodniejsza, niż wtedy, gdy ją tu zastał. Widać było, że potrzebowała takiej rozmowy, a Harry był zachwycony, że to właśnie on ją z nią odbył. Również wstał i zatrzymał się tuż przed przyjaciółką.
-Dziękuję, Harry.
                To powiedziawszy pocałowała go w policzek. Serce czarnowłosego wykonało kilka radosnych fikołków, ale on, jak zwykle, nie dał tego po sobie poznać. Ruszyli do pokoju wspólnego rozmawiając o jakiś przyjemnych rzeczach. Obydwoje byli przepełnieni nadzieją, że wszystko się ułoży i w tym momencie, obydwoje byli szczęśliwi.
*

                To był dość męczący tydzień, a Ron chciał się jak najszybciej położyć. Niestety wiedział, że Gryfoni szykują dziś imprezę, a on, jako, w ostatnim czasie, najbardziej popularny członek reprezentacji quidditcha powinien się na niej znaleźć.
                Trochę mu się już znudziło bycie popularnym. Czasem pragnął usiąść gdzieś w Pokoju Wspólnym i mieć święty spokój. Tymczasem, za każdym razem, gdy tam wchodził, napadało go gro ludzi, z czego każdy chciał czegoś innego. Czuł się jakby w ogóle nie miał prywatności. Co więcej, Lavender kochała spędzać z nim czas, akurat kiedy był otoczony wielbicielami.
                No właśnie, Lavender… Nic do niej nie miał. Nawet ją lubił, poza tym nieraz przyznał przed sobą, że mu się podobała, ale miała taką typową urodę, nie taką jak… No nieważne. Po pewnym czasie, zaczęła go jednak wkurzać. Po pierwsze, udawała przed nim idiotkę, a doskonale wiedział, że nią nie była, owszem, może interesowała się kosmetykami, ciuchami i tego typu rzeczami bardziej niż jego siostra czy… Niemniej nie była głupia, posiadała dużą wiedzę i naprawdę była dość inteligentna. Po drugie, co się i tak wiąże z pierwszym, nazywała go Mon-Ron, co bardzo ciężko znosił i za każdym razem, kiedy słyszał ten zwrot, dostawał szewskiej pasji. No i po trzecie, chyba najgłupszy z tych wszystkich powodów, ale też najważniejszy- nie była Hermioną!
                Z dosyć ponurym nastawieniem prawie dotarł do portretu Grubej Damy. Chcąc jak najbardziej odciągnąć moment wejścia do pomieszczenia, usiadł na kamiennej ławce, w jednej z wnęk. Zaczął rozmyślać. O czym? Głównie o Hermionie. Próbował się przed tym powstrzymywać, ale to było zbyt trudne, coraz częściej ulegał tym refleksjom. Najczęściej dopadały go pytania „co by było gdyby?”, np.: gdyby został wtedy, przy Hermionie i Wildzie i poczekał na dalszy rozwój wydarzeń, albo wtedy z nią porozmawiał, lub gdyby nie pocałował Lavender… Miliony innych, tego typu, myśli napadały go codziennie, wpędzając go w coraz większe poczucie winy. Z drugiej strony, wiedział, że to ona zawiniła. Tylko, że to wszystko nie wyglądało logicznie, wręcz było bez sensu! Znał ją tyle lat i nie mógł uwierzyć, że tak po prostu go zdradzała, a poza tym, gdyby tak było, nie zareagowałaby płaczem na jego pocałunek z Lavender. Niestety, ilekroć nachodziły go takie dygresje, uświadamiał sobie, że się łudzi. Po prostu próbuję znaleźć jakiś sposób, żeby usprawiedliwić winę Hermiony, ale jego zraniona duma mu na to nie pozwalała.
                I nagle, nie wiadomo czemu, nawiedziło go wspomnienie. Jedno z piękniejszych w jego życiu, chociaż nie- każde wspomnienie związane z Nią było piękne:
Była północ. Ostatnimi czasy nie wracali do Pokoju Wspólnego wcześniej niż o tej godzinie. Całe dnie były zawalone lekcjami, a Ron dodatkowo miał treningi. Nie było czasu na spotkania, chyba że w nocy. Znaleźli sobie kilka sprytnych kryjówek, np.: salę, w której spędzili pierwszy wieczór po pogodzeniu się, albo schody do sowiarni, na których o tej porze nikogo nie było, często też przesiadywali na Wieży Astronomicznej. Tym razem wracali z Pokoju Życzeń, który stał się ich ulubionym miejscem spotkań.
                Nagle Ron zatrzymał się, tuż obok portretu Grubej Damy. Pociągnął swoją dziewczynę w stronę wnęki, w której znajdowała się kamienna ławka i usiadł na niej.
-Ron, co ty wyprawisz?- spytała rozbawiona.
-Siedzę.
-Widzę, że siedzisz- warknęła- Ale czemu się zatrzymujesz?! Jeśli znowu nas złapią, to McGonnagal da nam popalić!
-No i co z tego?
-Ronaldzie!- powiedziała bardzo oburzonym tonem- Ja rozumiem, że może ciebie nie obchodzą oceny, czego osobiście nie popieram, ale doskonale wiesz, że ja…
                Nie skończyła mówić, bo chłopak podszedł do niej i ją pocałował. Zdezorientowana oddała pocałunek. Ron obejmował ją w pasie tak mocno, jakby bał się, że się wyrwie, ale ona nawet nie miała takiego zamiaru. Zapomniała nawet o czym mówiła.
                Nagle chłopak odsunął się i z uśmiechem rzekł:
-Nie gadaj tyle!
-Ty chamie!- zbulwersowała się brązowowłosa- Co ty sobie myślisz? Ja nie jestem…
-Mam to powtórzyć?- zagroził jej chłopak.
-Tak, proszę- jęknęła, zmieniając kompletnie ton.
                Chłopak zachichotał, po czym złożył kolejny pocałunek na jej ustach. Tym razem dużo namiętniejszy. Cały czas obejmował ją w talii, a ona gładziła rękoma jego włosy. Było im tak dobrze. Niestety od rana znowu zaczną się wszystkie codzienne zajęcia i będą się musieli rozstać prawie na cały dzień.
                Znowu to Ron odsunął się pierwszy. Popatrzył z uśmiechem na twarz ukochanej. Była zbita z tropu. Te pocałunki wytrącały ją z rytmu, a jednak były nieodłączną częścią jej obecnego życia i nie umiała sobie wyobrazić, jak miałaby wytrzymać bez nich, bez Rona choć jeden dzień.
-Usiądźmy tu na chwilę- rzekł rudowłosy.
                Oboje spoczęli na ławce. Hermina oparła mu głowę na ramieniu. Wiedziała, że zaraz znowu rozstaną się na prawie 24 godziny, żeby potem móc spędzić ze sobą masę czasu. Brązowowłosa miała potworne wyrzuty sumienia. Ron powinien teraz smacznie spać w swoim łóżku, a tymczasem siedział z nią na korytarzu. Nie mogła pozwolić, żeby był tak zmęczony.
-Chodźmy już- powiedziała po kilku minutach.
                Rudzielec westchnął. Była wyjątkowo niecierpliwą osobą pod tym względem, ale między innymi za to ją kochał (do innych rzeczy miała anielską cierpliwość).
                W Pokoju Wspólnym nie zastali nikogo. Wszyscy uczniowie regenerowali się na następny dzień pełen lekcji, sprawdzianów, esejów i innych szkolnych spraw.
                Ron, jak co wieczór, pocałował swoją dziewczynę na pożegnanie. Już odchodził do schodów, kiedy coś go tknęło i cofnął się do niej.
-Jutro o tej samej porze?- spytał spokojnie.
                Brązowowłosa popatrzyła na niego z troską. Słaniał się na nogach. Widać było, że jest zmęczony. Oczy miał podkrążone i przekrwione, usta suche, a na twarzy pojawił się kilkudniowy zarost. On praktycznie nie bywał w swoim dormitorium! Lekcje, treningi, Hermiona, lekcje, treningi, Hermiona… Tak wyglądało kilka jego ostatnich tygodni. Dziewczyna nie mogła patrzeć na to, jak się męczy. Długo zastanawiała się nad odpowiedzią i długo nie mogła ona jej przejść przez gardło, ale w końcu wydusiła:
-Nie.
-Jak to „nie”?- chłopak zmarszczył czoło.
-Skarbie, popatrz w lustro. Wyglądasz jak wrak człowieka!
-Dziękuję za komplement- sarknął, ale ona to zignorowała.
-Nie możesz zarywać nocy tylko po to, żeby się ze mną spotkać.
-Tylko po to, żeby się z tobą spotkać?! Tylko?!- nie mógł uwierzyć w jej słowa- Hermiono, do cholery jasnej, jesteś jedynym szczęściem jakie mnie spotkało na tym ziemskim padole, a ty chcesz mnie tego pozbawić?!
-No nie, ale…- odparła trochę zdezorientowana- Nie możesz tak mało spać! A przez te nasze spotkania… Ile ty w ogóle sypiasz? Cztery godziny?
-Posłuchaj, jeśli poruszasz kwestię snu, to dobrze, w takim razie zapraszam o 20 do mnie do dormitorium. Będziesz spać ze mną- powiedział zdenerwowany.
-Przecież wiesz, że to wbrew przepisom!
-No i co z tego?
-Dobrze.
-Świetnie!
                Przez chwilę patrzyli się na siebie wrogo, po czym obydwoje ryknęli śmiechem. Hermiona dotknęła jego policzka i pogładziła go.
-Po prostu się o ciebie martwię- rzekła, już spokojnie.
-Wiem, ale nie masz o co.
-Ale powinieneś więcej spać, taki tryb życia wpędzi cię w chorobę!
-Hermiono, uwierz mi, że jeśli się ze mną jutro wieczorem nie spotkasz, to dopiero będę chory.
                Brązowowłosa jeszcze raz przejechała ręką po jego twarzy. Dała mu całusa w policzek. Nie chciała, żeby przez nią tak się męczył, ale wiedziała, że go nie przekona. Ron, jakby czytając w jej myślach, powiedział:
-Nie martw się.
                Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. Nawet w chwilach, kiedy to ona powinna się o niego martwić, to on stawał się opiekuńczy. To było urocze.
-Kocham cię- powiedziała.
                W odpowiedzi Ron pocałował ją w czoło. Wiedzieli, że to jest ten moment, kiedy muszą się rozstać. Hermiona odsunęła się od niego i uśmiechnęła smutno. Dodała jeszcze:
-Jakby coś to powiedz i…
-Hermiono!
-No dobrze, dobrze.
                Rudzielec roześmiał się, widząc jej naburmuszoną minę. Pocałował ją jeszcze raz na pożegnanie i obydwoje poszli do swoich dormitoriów.
                Nie wiedział czemu akurat to wspomnienie tak bardzo zapadło mu w pamięć i akurat teraz powróciło. Jak się nad tym teraz głębiej zastanowił, to miał lepsze wspomnienia związane z nią. Jednak to go rozbiło. Wtedy była taka troskliwa, kochana… Nie mógł uwierzyć, że ta sama dziewczyna całowała się z innym chłopakiem. To naprawdę nie miało żadnego sensu!
                Już był gotowy wstać i pójść ją przeprosić, porozmawiać, jednak coś go powstrzymało. Zza rogu wyłonił się nie kto inny, jak Hermiona. Wcale nie wyglądała na przygnębioną, wręcz przeciwnie- śmiała się w niebogłosy. Obok niej szedł ten debil. Niósł stos książek i wciąż któraś mu upadała. Ron znajdował się w tak dogodnej pozycji, że mógł jednym ruchem różdżki sprawić, żeby wszystkie zniknęły, lecz tego nie zrobił. Był załamany! Ona wcale nie cierpiała po tym zerwaniu! Pewnie już od dawna chciała do tego doprowadzić, żeby móc chodzić z Wildem. W tym momencie rudzielec stwierdził, że ta dziewczyna z pewnością nie zasługuje na wybaczenie!
                Para go minęła, a on usilnie się powstrzymując, żeby nie podstawić któremuś z nich nogi, odczekał kilka minut, po czym z podniesioną głową ruszył do Pokoju Wspólnego, gdzie czekała na niego chmara wielbicieli.  
*
                Roger i Hermiona właśnie wyszli z biblioteki. Dziewczyna oczywiście zabrała ze sobą masę książek, a że towarzyszył jej mężczyzna, który był dżentelmenem, to, oczywiście, on je wszystkie niósł. Brązowowłosa nieźle się bawiła, patrząc jak nie może uporać się z lekturami, ale stwierdziła, że nie będzie mu pomagać, kiedyś musi jakoś wynagrodzić jej tamto zachowanie.
-Z kim idziesz na Bal Bożonarodzeniowy?**- spytał chłopak.
-Skąd w ogóle pomysł, że na niego idę?- odparła z przekorą. Była w doskonałym humorze.
-Bo pamiętam jak się ucieszyłaś, gdy Slughorn nam o nim powiedział.
-Wiesz- dziewczyna trochę spochmurniała- Chciałam iść na niego z Ronem…
-No tak, jasne- wpadł jej w słowo- Czyli nie masz partnera? To może masz ochotę iść ze mną?
-Niestety nie.
-Nie chcesz?
-Nie mogę.
-Jak to?- Wilde zmarszczył brwi- Idziesz z Harrym?
-Z Coramciem- jęknęła.
-Chyba żartujesz?!
-No wiesz, chciałam się odegrać na Ronie i…
-Hermiono, zgłupiałaś? Przecież to taki…
-No ja wiem- ponownie jęknęła- Ale w sumie jest miły…
-Bo chce się do ciebie dobrać!
-No może, ale ja się nie dam!
-Błagam cię, nawet się nie zorientujesz kiedy…
                Nie dane było mu skończyć, gdyż nad nimi przeleciał Irytek i złośliwie zrzucił na Rogera łajnobombę. Ciemnowłosy upuścił przez niego wszystkie książki, a do tego oblepiony był brunatną, klejącą się, podejrzaną substancją. Posłał w kierunku ducha wiązankę przekleństw i z powrotem odwrócił się do Hermiony, która praktycznie tarzała się ze śmiechu.
-No przezabawne!- warknął.
                Jej reakcją była kolejna salwa śmiechu. W końcu i on nie wytrzymał i również zaczął się śmiać. Nie mogli się uspokoić przez dobrych 10 minut. W końcu brązowowłosa się opanowała i za pomocą różdżki oczyściła ubranie i włosy chłopaka. Pozbierali wszystkie książki i beztrosko ruszyli dalej.
                Wyszli zza zakrętu na korytarz, który prowadził prosto do portretu Grubej Damy. Hermiona miała z nim dużo dobrych wspomnień, lecz niestety związanych z Ronem. Nie miała jednak czasu o tym myśleć, bo Roger co i raz wypuszczał którąś z książek, a ona w tym momencie chichotała, pomagając mu je zbierać.
-Wracając do balu- zaczął chłopak- To jak coś też tam będę.
-Jasne, jak zatruję się przystawkami Slughorna, to będę cię wołać- sarknęła.
-Ej no- zaśmiał się, ale szybko się opanował- Mówię serio.
-Ja też. Uwierz, będzie dobrze.
                Z tymi, dość błogimi i wesołymi humorami wypowiedzieli hasło i razem wkroczyli do Pokoju Wspólnego.
*
                Minęła noc i nastał następny dzień. Bodajże sobota. Harry szedł z Ronem w kierunku Wielkiej Sali. Zdążyli się już ze sobą pogodzić. Przez ostatni miesiąc spędzali razem całkiem sporo czasu. Teraz rozmawiali o czymś, śmiejąc się głośno.
-A tak a propos spania- zagadnął wesoło Potter- O której ty wczoraj wróciłeś?
-Weź nic nie mów- parsknął rudzielec.
-Stawiam, że o… 3?
-O 5!
-Brawo- zaśmiał się czarnowłosy, po czym dodał trochę poważniej- Byłeś z Lavender?
-Ta- jęknął Weasley.
-Ale we Wspólnym?
-No właśnie nie. Byliśmy w jakiejś pustej sali…
-Przespałeś się z nią?!- wykrzyknął Harry, zauważając w jaką stronę zmierza ta rozmowa.
-Pogrzało cię?!- warknął zdezorientowany Ron- I nie wrzeszcz tak!
-Sorry, po prostu… no wiesz… tak mi się skojarzyło…
-Ale ona chciała- westchnął Ron.
-A ty?
-A jak myślisz?!
-To po co z nią, do cholery, chodzisz?!
-Ja…- zaciął się na chwilę- Nie wiem.
-A ja wiem. Chcesz się odegrać na Hermionie, ale to co robisz jest podłe. Ona naprawdę cierpi, a ten pocałunek nic dla niej nie znaczył.
-Mam inne zdanie.
-Oj przestań- Harry się trochę zirytował- Ona nie rozmawiała z nim o tamtego wydarzenia!
-Czyżby? Bo wiesz, wczoraj widziałem ich na korytarzu i nie wyglądali na złych czy obrażonych.
-Żartujesz?- zdziwił się czarnowłosy.
-A czy wyglądam jakbym żartował?!
                To powiedziawszy, Ron, z podniesioną głową wkroczył do Wielkiej Sali. Za nim podreptał, wkurzony tą całą sytuacją i jednocześnie trochę zbity z tropu, Potter.
*
-Hermiono, musimy pogadać!- warknął Harry, gdy tylko wypatrzył przyjaciółkę w Pokoju Wspólnym.
                Dziewczyna podniosła wzrok znad książki. Wpatrzyła się w przyjaciela, który stał tuż przed nią i był wyraźnie zdenerwowany. Nie rozmawiała z nim od wczoraj rana i nie miała pojęcia czym mogła go tak bardzo wkurzyć (bo oczywistym było, że jest na nią zły).
-Tak?
-Nie chcesz mnie o czymś poinformować?
-Wiesz, właśnie jestem w trakcie uczenia się numerologii i mogę powiedzieć ci jaka jest twoja szczęśliwa liczba i…- zaczęła, chcąc rozluźnić atmosferę, ale chłopak jej przerwał:
-Błagam cię! Dlaczego mi nie powiedziałaś, że pogodziłaś się z Wildem?
-O…- trochę ją to zaskoczyło- Bo nie było kiedy.
-Czyli pogodziliście się…
-Wczoraj wieczorem.
-Świetnie! A możesz mi wyjaśnić z jakiej niby racji mu wybaczyłaś? Już nie pamiętasz co się wydarzyło?!
-Oczywiście, że pamiętam- teraz i ona się zirytowała- Ale wyobraź sobie, że Roger jest dla mnie ważną osobą i nie chce żyć z nim w ciągłej wojnie.
-Aha, czyli Ron nie jest tak ważny i z nim możesz walczyć?!
-Wiesz, że to inna sytuacja! To on mnie prowokuje!
-Nie, Hermiono, to od ciebie się to wszystko zaczęło. Naprawdę chciałem wierzyć, że to był jedynie przypadek, ale teraz mam poważne wątpliwości.
-A dlaczego? Bo chciałam odzyskać przyjaciela?
-A Ron. Jego nie chcesz odzyskać. Ty naprawdę zapomniałaś co was łączyło?!
-Jak w ogóle śmiesz tak mówić?! Oczywiście, że o tym pamiętam! Czy ty kiedykolwiek się zakochałeś? Jak myślisz jak czuje się człowiek zraniony przez tą najbliższą osobę?! Myślę o nim każdego dnia, znienacka dopadają mnie wspomnienia… Jestem tym zmęczona, Harry! Dlatego chcę mieć kogoś, przy kim choć na chwilę mogę o nim zapomnieć. Roger jest dla mnie tylko i wyłącznie przyjacielem!
-A ty jesteś dla niego tylko przyjaciółką?
                Dziewczyna zamilkła. Nie spodziewała się takiego zachowania po Harrym. Miała do niego żal o to, że staje przeciwko niej. Myślała, że może na niego liczyć, a tymczasem on wyraźnie chciał jej przekazać, że postępuje idiotycznie. Nie miała zamiaru go dłużej słuchać.
-To już nie jest twój interes!
                To powiedziawszy, szybkim krokiem udała się do swojego dormitorium, gdzie spokojnie mogła dać upust swojej złości. Potter natomiast został sam, wściekając się na siebie, że zamiast z nią pogadać na spokojnie, od razu na nią naskoczył i na Hermionę, za to, że była taka naiwna i nie chciała słuchać dobrych rad.
______________________________________
* Wiem, że pomijam w tym opowiadaniu niektóre ważne informacje, dlatego też chciałabym wyjaśnić. Jak zapewne wszyscy wiecie w HP i KP Harry chodził do Dumbledore’a na specjalne „lekcje”, gdzie oglądał wspomnienia Toma Riddle’a (ogólnie te spotkania z Dumbledorem mogą pojawiać się częściej niż w książce czy filmie lub w innej kolejności, ale to tylko dlatego, żeby Harry miał skąd wracać i co robić po lekcjach-.- ). Jedno ze wspomnień należy do Slughorna, lecz on je zmodyfikował i jest fałszywe, dlatego też Albus kazał Potterowi wyciągnąć z niego to wspomnienie. Jak coś, to ta część książki ciągle trwa gdzieś w tle mojego opowiadania, a Harry wypije Feliks Felicis, ale wszystko w swoim czasie ;)
** No i oczywiście odbędzie się Bal Bożonarodzeniowy u Slughorna, na którym… no zresztą sami zobaczycie :P
*
I jak? Tym razem zacznę od rozdziału: moim zdaniem jest ok i muszę Wam się przyznać, że miał wyglądać zupełnie inaczej, ale jakoś nie mogłam napisać tamtej wersji, a ta przyszła mi z łatwością. Wiem, że wciąż nie ma zbyt dużo akcji, no ale trochę się pozmieniało ;) Ja jestem z niego zadowolona.
Jak Wam mijają, kochani, wakacje? Wiem, dopiero 2 dni… Ja wciąż mam wrażenie, że jutro muszę iść do szkoły :P A w dodatku mam strasznego doła, bo właśnie skończyłam gimnazjum i cholernie tęsknię… Jakby tego było mało, to przytłacza mnie sprawa z liceum. No ale dobra, nie jest najgorzej! Przynajmniej mamy wolne xD
Nowy szablon! Nie sposób go nie zauważyć :P Jestem nim zachwycona, bo autorka zrobiła dokładnie to, o co ją prosiłam ;) Dlatego jeszcze raz dziękuję Carze za to cudo <3

Nowy rozdział… nie mam pojęcia kiedy :/ Kompletnie nie mam weny, za każdym razem, kiedy go otwieram, jakoś przechodzi mi ochota na pisanie :(( Trzymajcie kciuki, żeby wena powróciła…

Obserwatorzy