niedziela, 7 września 2014

29. Bolesne urodziny

-Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin, Ron- powiedział Harry, kiedy pierwszego marca obudzili ich Seamus i Dean, hałaśliwie wybierając się na śniadanie.- Masz prezent.
Rzucił paczkę na łóżko Rona, gdzie leżał już mały stosik innych paczek, podrzucony zapewne w nocy przez skrzaty domowe.
-Dzięki- mruknął zaspany Ron i zabrał się do rozwijania paczki.
(…)
-Ron, śniadanie.
-Nie jestem głodny.
Harry wybałuszył oczy.
-Przecież dopiero co powiedziałeś…
-No dobra, zejdę z tobą- westchnął Ron- ale nie chce mi się jeść.
Harry spojrzał na niego podejrzliwie.
-Przed chwilą zjadłeś pół pudełka czekoladowych kociołków, tak?
-Nie o to chodzi.- Ron znowu westchnął.- Ty tego nie zrozumiesz.
-Chyba nie- odrzekł Harry, wciąż zdumiony, i odwrócił się, by otworzyć drzwi.
-Harry!- zawołał nagle Ron.
-Co?
-Harry, ja tego nie wytrzymam!
-Czego nie wytrzymasz?- zapytał Harry, teraz już naprawdę zaniepokojony.
Ron był blady i wyglądał, jakby go zemdliło.
-Nie mogę przestać o niej myśleć!- powiedział ochrypłym głosem.
-Ale dlaczego przeszkadza ci to w zjedzeniu śniadania?- zapytał, starając się odwołać do rozsądku Rona.
-Ona pewnie nie wie, że istnieję- odrzekł Ron, wzruszając ramionami.
-A o kim TY mówisz?- zapytał Harry, nabierając przekonania, że ta rozmowa prowadzi w jakimś dziwnym kierunku.
-O Romildzie Vane- powiedział cicho Ron, a twarz mu się tak rozjaśniła, jakby ugodził w nią promień słońca.
Patrzyli na siebie chyba z minutę, zanim Harry zapytał:
-To żart, prawda? Żartujesz?
-Harry… ja… ja ją chyba kocham- wyznał Ron zduszonym głosem.*

*
„A więc to tak będzie wyglądał ten dzień” pomyślała Hermiona, siedząc w Pokoju Wspólnym. Sporo osób już poszło na śniadanie. Ona wyczekiwała Harry’ego, no i Rona. W sumie sama do końca nie wiedziała, co chciałaby mu powiedzieć. Złożyć życzenia, ot tak, po prostu? To byłaby skrajna bezczelność, skoro nie rozmawiali od prawie trzech miesięcy. Ale i tak czekała, stwierdziła, że najwyżej będzie improwizować.
                Wielokrotnie wyobrażała sobie, jak będą wyglądać jego urodziny. Po pierwsze, miało być wtedy wyjście do Hogsmeade, które odwołano z powodu wypadku Katie Bell. Dlatego myślała, że pójdą tam na piwo albo obiad i długi romantyczny spacer i tam da mu prezent. Albo że tam zajrzą tylko w kilka miejsc, a resztę dnia przesiedzą w zamku, w Pokoju Wspólnym. Perspektywa spędzenia z nim urodzin sam na sam zawsze była kusząca, ale w końcu on jej wyprawił imprezę, więc też rozważała opcję, żeby skrzyknąć kilkoro znajomych i zrobić mu niespodziankę. Było milion możliwości! Tylko, że wszystko i tak przestało mieć sens, kiedy się rozstali.
                Zastanawiała się również, co mogłaby mu dać. I chciała, żeby to było coś wyjątkowego, tak, jak biżuteria, którą dostała od niego. Myślała o albumie ze zdjęciami albo własnoręcznie wykonanej czapce… Wpadła nawet na pomysł z nową miotłą. W końcu zasługiwał na nią! Tylko, że wiedziała, że on by jej nie przyjął, bo to drogi prezent.
                Nie miało to większego znaczenia, bo i tak ze sobą nie rozmawiali. Czuła jednak, że należy mu się od niej jakiś upominek i w końcu się na niego zdecydowała. Leżał już jakiś czas w jej szufladzie. A teraz, kiedy wreszcie nadszedł ten dzień, nie miała pojęcia, jak mu go przekazać.
                Spojrzała na zegar. Była sobota, ale na ogół o 9 i Ron i Harry byli już dość długo na nogach. Dziwne, że jeszcze nie pojawili się w Pokoju Wspólnym. Westchnęła z irytacją, ale postanowiła jeszcze trochę poczekać. Chciała zobaczyć rudzielca, złożyć mu życzenia… Nawet, gdyby miał ją kompletnie zignorować.
                To mu dość dobrze wychodziło. Unikał jej podczas kary, nie patrzył na nią na lekcjach i kompletnie olał jej walentynkę… Tego ostatniego nie była pewna, no ale w każdym razie, ani na nią nie odpisał, ani z nią o tym nie porozmawiał. Dziewczyna w głębi serca liczyła na to, że coś z jej słów do niego dotarło i że w końcu będą w stanie porozmawiać. Bez zobowiązań, zwyczajnie pogadać.
                Znowu popatrzyła na zegar. Kwadrans po dziewiątej. „Myślenie zajmuje mi zdecydowanie za dużo czasu” stwierdziła. Zaniechała dalszego czekania i ruszyła do Wielkiej Sali na upragniony posiłek.
*
                Rudowłosa dziewczyna schodziła bardzo powoli po schodach. Była strasznie zaspana. Od dwóch tygodni sen z powiek spędzała jej ta walentynka. Kto, do cholery, mógłby jej coś takiego wysłać?! Przecież wszyscy wiedzieli, że spotyka się z Deanem. Poza tym, nie to, żeby kiedykolwiek narzekała na powodzenie u chłopców, ale nigdy wcześniej jej się to nie zdarzyło. Dlaczego akurat teraz? Jeszcze tylko tego brakowało! Miała chłopaka, którego bardzo lubiła, ale i tak się wahała czy powinni być parą, bo bardzo zbliżyła się do Harry’ego… A teraz jeszcze pojawił się jakiś trzeci!
                Rozejrzała się po Pokoju Wspólnym, ale nie było nikogo z jej znajomych. W ręku trzymała małą paczuszkę- prezent dla Rona. Postanowiła zajrzeć do jego dormitorium. Znowu zaczęła wspinać się po schodach. Kiedy dotarła do ich pokoju, okazało się, że nikogo w nim nie ma. Wściekła zeszła do salonu, przeklinając przyjaciół za to, że wciąż musi chodzić po tych schodach. Znowu popatrzyła po pokoju, ale nie zauważyła nikogo z nich, więc poszła na śniadanie.
                Jej myśli powróciły do Walentynek. Liczyła na to, że jeśli dostanie walentynkę od kogoś innego niż Dean, to będzie to… Harry. Była zła o to na siebie, ale co mogła na to poradzić. Gdyby to był on, może byłaby w stanie rozstać się z Deanem… Dla niego… Nie! To głupie rozmyślania! Potter nigdy tak naprawdę nie dał jej jakiegoś wyraźnego znaku, że mu się podoba, więc musiała pogodzić się z tym, że są tylko przyjaciółmi. A od Walentynek był dla niej wyjątkowo oschły i miała wrażenie, że jej unika.
                Ale sprawa liściku wciąż pozostawała niewyjaśniona. Już ją to męczyło, ale nie mogła przestać o tym myśleć. W szkole jest tyle dziewczyn, dlaczego akurat ktoś jest jej „tajemniczym wielbicielem”? I dlaczego ujawnia się dopiero teraz? To musiał być ktoś, kto ją trochę znał, na to przynajmniej wskazywała treść walentynki. Westchnęła z irytacją i wyjęła ze swojej kieszeni liścik, który, nie wiedzieć czemu, cały czas nosiła ze sobą i ponownie wczytała się w jego treść.
Droga Ginny,
Piszę ten list tylko dlatego, że są Walentynki, a w Walentynki powinniśmy być ze sobą szczerzy i wyznawać, co do siebie czujemy. I choć wiem, że nie domyślisz się kim jestem, chcę Ci to powiedzieć.
Mógłbym napisać o Tobie poemat! O Twoich ognistorudych, dzikich włosach, o brązowych, mądrych oczach, o subtelnym, słodkim uśmiechu… Kiedy Cię widzę, nie mogę oddychać. Jesteś tak piękna, że czasem czuję się zawstydzony, że mogę na Ciebie patrzeć.
Chyba nie muszę mówić, jak bardzo jestem zaszczycony, kiedy coś do mnie powiesz, kiedy kierujesz do mnie swój uśmiech. Wtedy czuję, jakbym mógł zrobić wszystko. Chwile spędzone z Tobą, to najpiękniejszy czas w moim życiu.
Wiem, że jesteś w związku, wiem, że nie wiesz kim jestem i wiem, że Ty do mnie nic nie czujesz, ale chciałem być z Tobą szczery.
Kocham Cię!
Tajemniczy Wielbiciel
                Nie mogła tego tak po prostu zignorować. Ktoś powiedział jej, że ją kocha! Takich rzeczy się nie olewa! Jak to możliwe, że nie miała pojęcia kto to?! Przecież to się zauważa. Próbowała zrobić listę potencjalnych autorów tego listu, ale na nic to się zdało, bo znała bardzo dużo osób w tej szkole, a tak na dobrą sprawę, to mógł być każdy.
                Wzięła głęboki oddech i z rezygnacją schowała karteczkę z powrotem do kieszeni. Dotarła wreszcie na śniadanie do Wielkiej Sali.
*
                „Tu też ich nie ma” stwierdziła Hermiona, lustrując stół Gryfonów. Prawie wszystkie miejsca były zajęte, ale Harry’ego i Rona nie było. To trochę dziwne…
                Usiadła tam, gdzie zawsze. Chwilę później w drzwiach zobaczyła Ginny, trzymającą w dłoni paczuszkę, ale była sama. Rudowłosa uśmiechnęła się do niej promiennie i ruszyła w jej stronę.
-Cześć, Hermiono.
-Cześć. Nie wiesz gdzie jest Ron?
-Nie, nie mogłam go znaleźć. Mam dla niego prezent- wskazała na pakunek.
-Szkoda, chciałam mu złożyć życzenia- westchnęła Granger.
-Na pewno niedługo go znajdziemy- rudowłosa uśmiechnęła się do przyjaciółki- Wszystko w porządku?
-Tak! To znaczy nie… w sumie nie wiem.
-Jak to?- rudowłosa spojrzała na nią ze zdziwieniem.
-Jakoś tak dziwnie się czuję, Ginny. Nie potrafię tego do końca wyjaśnić…
-Spróbuj- Weasleyówna uśmiechnęła się lekko- Bo nie wiem, co mogę ci poradzić.
-Chodzi o to, że to jego urodziny!- wyrzuciła z siebie- Powinniśmy je spędzić razem, powinien się cieszyć, a ja powinnam dać mu powód do radości…
-Hermiono, sytuacja jest jaka jest i nic na to nie poradzisz. Te urodziny nie będą wyglądały tak, jakbyście byli teraz parą, ale możesz sprawić, by był szczęśliwy z twojego powodu.
-Jak, do cholery?! Ginny, jak?- jęknęła.
-No możesz z nim pogadać.
-Myślisz, że to takie proste- prychnęła brązowowłosa- Próbowałam tyle razy, a on zawsze mnie odtrąca… To znaczy, może to źle powiedziane- nie miałam tych prób tak wiele, bo on mnie unika. Praktycznie się nie widujemy!
-To jest do załatwienia…
-Ale nie rozumiesz, że on nie chce ze mną gadać?- warknęła Hermiona, lecz gdy zobaczyła urażoną minę przyjaciółki, zreflektowała się- Przepraszam.
-Słuchaj, ja rozumiem, że jest ci przykro z tego powodu, ale nie ma sytuacji bez wyjścia. Możemy się jakoś umówić, że ja gdzieś przytrzymam Rona, a ty, niby przypadkiem, się tam pojawisz, a wtedy nie będzie mógł się wywinąć. I myślę, że ta rozmowa może być inna. W końcu to jego urodziny, wtedy zawsze ma lepszy humor… Poza tym, może on przez te kilka miesięcy wreszcie dojrzał do rozmowy z tobą.
-Może…- dziewczyna nie sprawiała wrażenia przekonanej.
-Będzie dobrze- powiedziała, może trochę nazbyt entuzjastycznie, Ginny.
-Miejmy nadzieję, bo…
-Cześć- przerwał im radosny głos Deana, który właśnie podszedł do nich.
                Chłopak pocałował swoją dziewczynę na powitanie. Brązowowłosa miała wrażenie, jakby jej przyjaciółka się lekko wzdrygnęła. Ale może tak jej się tylko wydawało… Obdarzyła chłopaka szerokim uśmiechem, na co on odpowiedział tym samym.
-Nie widziałeś może gdzieś Rona?- zagadnęła Granger.
-Jak wychodziłem, to jeszcze spał. Powinien się tu niedługo pojawić.
-A Harry?- spytała mimochodem rudowłosa.
                Thomas rzucił jej badawcze spojrzenie. Hermiona doskonale wiedziała, co sobie teraz myśli. Ciemnowłosemu wyraźnie zrobiło się przykro i widać było po nim również złość.
                Chłopak burknął „nie” i zabrał się za śniadanie. One zrobiły to samo. Resztę posiłku spożyli w milczeniu.
*
                Wracała do Pokoju Wspólnego po śniadaniu. Zostawiła w Wielkiej Sali Deana i Ginny, którzy byli na siebie źli. Trochę miała wyrzuty sumienia, że porzuciła przyjaciółkę w takiej sytuacji, ale nie miała najmniejszej ochoty uczestniczyć w ich kłótni, która mogła wybuchnąć w każdym momencie.
                Hermiona doskonale wiedziała z jakiego powodu Thomas się tak wścieka, ale rudowłosa nie była tego świadoma, więc uważała jego złość za bezpodstawną. Granger aż korciło, żeby coś zrobić, żeby im pomóc, ale obiecała sobie, że nie będzie się mieszać w ich sprawy. Miała dosyć własnych problemów. Poza tym, Harry nigdy by jej nie wybaczył, gdyby opowiedziała Weasleyównie o tym, co zdarzyło się między nim a Deanem.
                Ona natomiast zastanawiała się, gdzie podziewa się jej przyjaciel, no i, przede wszystkim, Ron. Co chciała mu powiedzieć? Co zrobić? Nie miała pojęcia, ale wiedziała, że musi go zobaczyć. To jego urodziny! Wyjątkowy dzień i chciała w tym dniu przy nim być. Tylko, że on tego nie chciał…
                Pomyślała o prezencie, leżącym w jej szufladzie. O chwili kiedy go kupiła. Wydawało jej się, że to było wieki temu. Siedemnaste urodziny ma się raz, a ona pragnęła, żeby jego będą wyjątkowe. No i były, ale chyba nie w tym znaczeniu, co powinny.
                Cofnęła się pamięcią o rok- 1 marca 1995:
„Marzec zaczął się dość chłodno, ale przynajmniej słonecznie. Dla piątoklasistów był to okres nauki do egzaminów- SUM’ów. Co więcej, niektórzy z nich należeli do drużyny quiditcha, a wielkimi krokami zbliżał się mecz o Puchar, więc drużyny trenowały właściwie non-stop.
                Była 17. Hermiona siedziała przy jednym ze stolików w Pokoju Wspólnym Gryffindoru, sama, bo Ginny i Ron mieli trening, a Harry był na lekcjach oklumencji u Snape’a. Dziewczyna powtarzała materiał z Zielarstwa, robiąc przy tym trochę notatek, żeby dać je Harry’emu i Ronowi.
                W pewnym momencie zobaczyła, że przez próg przechodzą Weasley’owie. Zarówno Ron, jak i jej siostra byli poczochrani, a ich ubrania były zakurzone. Widać było, że są bardzo zmęczeni. Brązowowłosa uśmiechnęła się lekko i pomachała do nich. Chwilę później siedzieli już we trójkę.
-Gdzie Harry?- zagadnął Ron.
-Z tego, co wiem, to u Snape’a. A jak trening?- podjęła rozmowę Granger.
-Beznadziejnie- jęknął rudzielec.
-Nie było tak źle- próbowała pocieszyć go Ginny.
-Wiesz, że to nieprawda! Było tragicznie! Ja nie powinienem grać, ze mną nie macie szans na wygraną…
-Ron, nie mów tak…
-Dlaczego, skoro tak jest?! Ostatni mecz był klapą i to przeze mnie! Powinniście znaleźć nowego bramkarza, jeśli chcecie wygrać Puchar.
-Tylko, że to Angelina wybiera skład- zauważyła Hermiona.
-No właśnie- zgodziła się Weasleyówna- A ona NA SZCZĘŚCIE uważa, że dasz sobie radę.
-Szkoda, że tak bardzo się myli…
-Przestań!- warknęła Ginny- Wybaczcie, ale chyba pójdę do siebie. Jestem padnięta.
                Rudowłosa odeszła, a między nimi zapadła cisza. Brązowowłosa przyglądała się uważnie przyjacielowi. Był na skraju wyczerpania. Nie dość, że egzaminy, to również treningi. Wykańczało go to i fizycznie i psychicznie!
-Wiesz, Ron- zaczęła- Myślę, że skoro Angelina chce, żebyś był w drużynie, to znaczy, że naprawdę dużo umiesz.
-A ja myślę, że po prostu nie chce mi zrobić przykrości wywalając mnie z drużyny- odburknął.
-Bez urazy, ale nie sądzę, żeby to czy tobie jest przykro, było tak ważne jak puchar…
                Chłopak patrzył się na nią przez chwilę, po czym parsknął śmiechem. Dziewczyna była wyraźnie zmieszana, co tylko jeszcze bardziej go rozbawiło.
-To nie był żart- mruknęła.
-Ja wiem…- odparł Ron, wreszcie opanowując śmiech- Po prostu… Wyszło na to, że mam gigantyczne ego, skoro sądzę, że jestem dla drużyny ważniejszy niż puchar.
-Nie, to nie tak- odpowiedziała z uśmiechem, zadowolona z tego, że udało jej się poprawić mu humor- Ja naprawdę sądzę, że jesteś ważny dla drużyny, ale…
-Puchar jest ważniejszy- dokończył za nią chłopak.
-Oj, nie o to mi chodziło!
-Dobrze, Hermiono- rzekł uspokajająco- Ale proszę, skończmy już ten temat.
-Dobrze- odparła- Zrobiłam ci notatki z zielarstwa.
-O nie- westchnął- Możemy ponownie zmienić temat?
-Ron! Wiesz przecież, że do egzaminów zostało mało czasu.
-Tak, wiem- trochę się nachmurzył- Ale naprawdę nie mam ochoty o tym rozmawiać.
-To nie ma znaczenia!- odpowiedziała stanowczo- Musisz podejść do SUM’ów i masz je zdać!
-Hermiono, dlaczego właściwie tak bardzo ci na tym zależy?
-Bo jesteś dla mnie ważny!
                Zamilkli. Dziewczyna spuściła wzrok, uświadamiając sobie, co właśnie powiedziała. Jej twarz zrobiła się czerwona, zresztą tak samo jak Rona. Czas mijał, sekundy stawały się wiecznością, a ona marzyła tylko o tym, żeby zapaść się pod ziemię. Jak mogła coś takiego palnąć?!
-Hermiono – szepnął w końcu niepewnie Ron, a ona podniosła wzrok- Dziękuję ci. Za to, co dla mnie robisz. Za twoją pomoc w nauce na początku roku i za to, że nawet teraz przygotowujesz dla mnie te materiały. Jesteś niesamowita.
                Na jej twarz wpełzł szeroki uśmiech i zarumieniła się jeszcze bardziej. Czuła jak jej serce zaczyna szybciej bić. Ile jeszcze będzie ukrywać, że to, co do niego czuje, to nie tylko przyjaźń? Miała ochotę rzucić mu się na szyję i… pocałować. Czuła się dziwnie, nietypowo, ale pasowało jej to.
                Po chwili ocknęła się i zaczęła grzebać w torbie. Chłopak spojrzał na nią ze zdziwieniem. W końcu wyprostowała się, a w jej rękach spoczywała średniej wielkości paczuszka.
-Właściwie gadamy o quiditchu i nauce, a zapomnieliśmy, jaki ważny jest dziś dzień- rzekła z uśmiechem, wręczając mu prezent- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Ron!  
                Rudzielec uśmiechnął się i zaczął rozpakowywać paczkę. Kiedy zobaczył jej zawartość, jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył. W środku była książka opisująca dokładnie dzieje Armat z Chudley. Hermiona wiedziała, że jej nie ma, bo podpytała o to kiedyś Harry’ego, a była pewna, że się z niej ucieszy.
-Hermiono, to jest genialny prezent!- wykrzyknął z entuzjazmem, na co ona się zarumieniła.
                Ron odłożył książkę na blat i w przypływie radości mocno objął przyjaciółkę. Ona zastygła, by po chwili oddać uścisk. To było cudowne! I kompletnie nierealne… Przytuliła głowę do jego piersi. Jego serce biło szybko, szybciej niż zwykle, a przynajmniej tak się jej zdawało. W jego ramionach czuła się tak błogo. Miała wrażenie, że nic nie może się jej stać. Czuła go całym swoim ciałem i stwierdziła, że mogłaby w tej chwili umrzeć. Odchyliła głowę i spojrzała mu w oczy. Poczuła, jak przez jej ciało przechodzi prąd. Zaparło jej dech w piersi. W tym momencie była już na sto procent pewna, że to, co czuje do Ronalda Weasleya bynajmniej nie jest przyjaźnią. W jego oczach dostrzegła radość, tak wielką, że aż ją to zdziwiło.
                Po chwili chłopak zarumienił się i wypuścił ze swoich objęć. Dziewczyna, z nieco zawiedzioną miną, spojrzała na swój podręcznik do zielarstwa. Również się zarumieniła.
-Eee… To w takim razie, cieszę się, że prezent ci się podoba- wykrztusiła z siebie po chwili.
-Bardzo- szepnął.
                Hermiona ponownie spojrzała mu w oczy, ale po chwili stracili ten kontakt.
-To może wrócimy do zielarstwa- powiedziała smutna.
-Taa- odparł chłopak.
                Brązowowłosa zaczęła przeglądać podręcznik, udając, że czegoś szuka. Notatki dla rudzielca leżały pod książką i doskonale o tym wiedziała, ale musiała odwrócić swoją uwagę od niego. Na niewiele się to zdało, bo po chwili usłyszała jego miękki, niski głos:
-Hermiono- dziewczyna podniosła głowę i zobaczyła jego rumianą twarz, a na niej nieśmiały uśmiech- Naprawdę dziękuję ci za wszystko, co dla mnie robisz. Jesteś najlepsza.”
                Odnosiła wrażenie, że wtedy wszystko było łatwiejsze, choć Ron nie znał jej uczuć, a ona jego. Mogli być przynajmniej przyjaciółmi. Teraz nawet to jej nie pozostało.
                Dotarła do Pokoju Wspólnego, miejsca, w którym spędziła 1 marca w zeszłym roku. Zajęła ten sam stolik. Była może 10.30. Czekała, mając nadzieję, że znowu pojawi się przy niej Ron.
*
                Szli w kierunku Gryffindoru. Trzymali się za ręce, ale właściwie przez całą drogę milczeli. Dean był od rana jakiś markotny, a Ginny nie miała pojęcia o co chodzi. Próbowała go jakoś rozweselić przy śniadaniu, ale wszystko poszło na marne, więc w końcu i ona się zezłościł i przestała odzywać.
-Wszystko w porządku?- spytała w końcu.
-Taa- odparł niezbyt przekonująco.
-Przecież widzę, że coś jest nie tak.
-Mogę o coś spytać?- spytał po chwili, a na jego twarzy widać było wahanie.
-Tak, jasne.
-Dlaczego, kiedy do was podszedłem na śniadaniu, od razu spytałaś o Harry’ego?
-Oh- dziewczyna zarumieniła się lekko- Nie wiem, po prostu przyszło mi to na myśl, bo mówiliśmy o Ronie…
-Jasne- rzekł- A co was łączy?
-Nie rozumiem…
-No bo między tobą, a Harrym coś ewidentnie jest- odważył się w końcu powiedzieć.
-To coś, o czym mówisz, to przyjaźń- odpowiedziała stanowczo, choć sama w to nie wierzyła.
-A nie widzisz, że między nami relacje się ostatnio popsuły?
-Dean, co ty właściwie insynuujesz?- powiedziała, coraz bardziej zirytowana.
-Nie, nic…
-No jak już zacząłeś ten temat, to skończ.
-Chyba nie ma takiej potrzeby…- odpowiedział po chwili namysłu, smutnym głosem.
                Rudowłosa patrzyła się na niego z konsternacją. Podał jej rękę i chciał ruszyć dalej, ale ona tylko pokręciła głową. Chłopak wzruszył ramionami, po czym zniknął za rogiem korytarza.
                Co to właściwie miało być? Była kompletnie zagubiona. Czyżby Dean wiedział, że zakochała się w Harrym? Ale to przecież nierealne, skoro ona sama nie była tego pewna. Powinno być jej teraz przykro z powodu tej rozmowy, ale ona poczuła wściekłość. Dlaczego był czas, kiedy nikt nie chciał z nią być, a teraz nagle ma grono wielbicieli?!
                Po pierwsze, Dean. Z nim sprawa była najpoważniejsza, bo oficjalnie byli parą i to już ponad pół roku. Poza tym naprawdę go lubiła. Ale miał rację, między nimi ostatnio coś się zepsuło. Dalej był Harry. Podobał jej się od 2. Klasy. Myślała, że to zniknęło, ale to, co czuła w jego towarzystwie, przekonała się, że nie. Poza tym Potter wysyłał jej sygnały, że też mu się podoba. Tylko dlaczego dopiero teraz?! No i ostatni z tej listy był Tajemniczy Wielbiciel, który otwarcie jej wyznał, że ją kocha! Przecież takich rzeczy nie mówi się byle komu! A ona nawet nie wiedziała co to za chłopak…
„Dlaczego faceci są tacy trudni do rozgryzienia?!” pomyślała z wściekłością.
*
                Wybiła 11. Hermiona nie miała w sumie nic do roboty, bo wszystkie lekcje odrobiła poprzedniego dnia, więc teraz tylko siedziała, wpatrując się w zamknięty podręcznik do zielarstwa. Co by było gdyby znowu do niej podszedł? Zmęczony po treningu, a ona powiedziałaby mu, że ma dla niego prezent…
                Wtedy zobaczyła na progu Ginny. Ale była sama. Dziewczyna machnęła do niej, a rudowłosa skierowała się do tego stolika.
-Co robisz?- zagadnęła Weasley’ówna.
-Nic- brązowowłosa schowała podręcznik do torby- Jak śniadanie?
-Dziwnie- odparła Gin- Szkoda, że tak szybko zwiałaś, może by wtedy tego wszystkiego nie powiedział…
-Ale o co chodzi?
-Miałam bardzo nietypową rozmowę z Deanem, to nawet nie była kłótnia… Nie wiem jak ją określić. Ale zrozumiałam z niej tylko tyle, że on podejrzewa mnie o to, że zdradzam go z Harrym.
-Powiedział ci to?! Tak po prostu…
-Żeby on mi cokolwiek powiedział wtedy tak po prostu!- parsknęła ze złością ruda- Najpierw zaczął się dopytywać, czemu zapytałam się czy wie gdzie jest Harry, potem stwierdził, że między nami, w sensie mną i Harrym, coś jest- cholera wie, o co chodziło, a na końcu zauważył, że w naszym związku ostatnio coś się popsuło…
-Ale zerwaliście?
-Nie! I chyba w ogóle nie chciał tego zrobić… Wszystko co mówił, to były tylko takie przemyślenia i w sumie nie wiedziałam, co mu na to odpowiedzieć, czy zacząć się z nim kłócić, czy powiedzieć mu, że nie jest tak, jak myśli…
-No ale jak to się skończyło?
-Poszedł sobie, tak po prostu.
-No dobra, to rzeczywiście dziwne- skwitowała Hermiona- Ale skoro on coś podejrzewa… To może czas stanąć wreszcie przed wyborem.
-To znaczy?
-No wiesz- brązowowłosa się zarumieniła- Dean albo Harry.
-Tylko, że ja nie wiem, czy Harry coś do mnie czuje!
-Ale też nie jesteś pewna czy kochasz Deana.
-No tak- jęknęła rudowłosa- Do dupy z tym wszystkim.
-Nie jest tak źle- odparła jej przyjaciółka z uśmiechem.
-Może masz rację. A widziałaś w końcu Harry’ego albo Rona?
-No właśnie nie! Nie mam pojęcia co się z nim dzieje.
-Ech, no trudno. A wracając do naszej rozmowy z Wielkiej Sali, to ja naprawdę sądzę, że powinnaś pogadać z Ronem i to dzisiaj. W urodziny będzie miał lepszy humor.
-Ciekawe jak mam to zrobić, skoro nie mam pojęcia gdzie jest- parsknęła Hermiona.
-Może powinnyśmy ich poszukać…
-Nie no, chyba nie… Prędzej czy później tu przyjdą.
-Pewnie masz rację. To co dziś planujesz? Może byśmy spędziły ten dzień razem. Mogłybyśmy przejść się po błoniach, bo jest dosyć ładnie albo…
                I w tym momencie brązowowłosa zobaczyła Pottera, który właśnie wszedł do Pokoju Wspólnego. Wyglądał na zdenerwowanego. Rozglądał się po pokoju, jakby kogoś szukał. Dziewczyna pomachała do niego ręką, a on natychmiast do nich podbiegł. Miał nierówny, przyspieszony oddech, był blady i miał poczochrane włosy. Coś było nie tak… Coś się stało!
-Cześć, Harry. Cały poranek zastanawiamy się z Hermioną gdzie…- zaczęła Ginny, ale on wszedł jej w słowo.
-Ron został otruty! Jest w skrzydle szpitalnym…
                Obie zamarły, wpatrując się w niego z zaskoczeniem. Granger poczuła, jak zaczyna jej być duszno. Jak to otruty?! Kto mógł mu to zrobić? Oddychała nienaturalnie szybko i płytko, jakby nie mogła złapać powietrza. Przed jej oczami zaczęły pojawiać się ciemne plamy, a odgłosy z otoczenia jakby ucichły. Głowa zaczęła pulsować z bólu.
-Jego stan jest bardzo ciężki- powiedział czarnowłosy śmiertelnie poważnym tonem.
                Poczuła, że chce jej się płakać. Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech, a potem nie było już nić… Tylko pusta, biała karta.

*Fragment z HP i KP „Urodzinowe niespodzianki” str. 421-424 J.K. Rowling. Tekst został nieco zmodyfikowany przez mnie na potrzeby tego opowiadania- powycinałam niektóre fragmenty rozmowy Harry’ego i Rona, ale wszystko zacytowałam z książki.
*
Ojej, wiem, długo Was przytrzymałam… Ja naprawdę chciałam napisać ten rozdział wcześniej, doskonale wiedziałam, jak ma wyglądać, ale jakoś nie mogłam się za niego zabrać. Wybaczcie :(
Mam nadzieję, że o mnie pamiętacie mimo ponad miesięcznej nieobecności. No i myślę, że teraz, po wakacjach, znowu wrócimy do naszych długich dyskusji ;)
To, że wakacje minęły Wam super, to już wiem, bo pytałam :p Ale jak szkoła? Ja mam wrażenie, jakby był co najmniej listopad, a nie pierwszy tydzień września -.- Kogo czekają w tym roku egzaminy gimnazjalne? Albo gorzej- matury?
Jeśli chodzi o rozdział, to, jak już mówiłam, wszystko jest w nim przemyślane. Jest to część wprowadzająca do otrucia i, tak, jak radziliście, podzielę samo otrucie na kilka rozdziałów. To, co możecie mi zarzucić, to to, że nie opisałam samego momentu, kiedy Ron bierze eliksir miłosny, a potem truciznę. Zrobiłam to z prostych powodów- prawdopodobnie mój opis byłby plagiatem książki. Według mnie, ta scena jest świetnie opisana w Księciu. Dlatego wstęp jest zacytowany. Tak naprawdę schody zaczną się od następnej notki. Mam pomysł, ale pewnie będzie stres, jak przy zemście, bo to będzie naprawdę trudny do opisania moment.
Jeśli chodzi o częstotliwość dodawania rozdziałów, to nie mogę Wam podawać żadnych, nawet przybliżonych terminów, bo szkoła się zaczęła, więc znowu trzeba się będzie uczyć, a mam już plany na właściwie wszystkie weekendy we wrześniu.
Jeszcze raz przepraszam za długą nieobecność i życzę powodzenia w szkole i w życiu :)
Buziaki :***

Obserwatorzy