niedziela, 30 września 2012

12. Niezapomniany dzień

-Sto lat!              
              Brązowowłosa poderwała się jak na wystrzał z armaty, a serce zaczęło jej mocniej bić. Po chwili się uspokoiła, to tylko jej „ukochani” przyjaciele brutalnie wyrwali ją ze snu. Ale zaraz! Co oni robili w jej dormitorium, przecież oprócz Parvati stali nad nią Harry, Ron i Ginny, a nawet Neville, Seamus i Dean. O co im, do cholery jasnej chodziło, jak się tam w ogóle dostali i co zrobili z Lavender o tak wczesnej porze, a nie było jej z nimi? Dopiero po paru sekundach przypomniała sobie co krzyknęli, potem co to za okazja, a na końcu, że były to jej 16 urodziny, 19 września. Faza zdziwienia minęła i nastąpiło zakłopotanie, bo oni stali nad nią z tortem, trochę się niecierpliwiąc, a ona leżała przykryta do pasa kołdrą w lekkiej, dość skąpej koszulce nocnej, z opadającymi ramiączkami. W końcu mrugnęła kilka razy i otrząsnęła się trochę, po czym powiedziała:
-Ojej, dziękuję wam! Zupełnie zapomniałam i nie spodziewałam się tego.
-Nie gadaj tylko dmuchaj, bo zaraz wosk ze świeczek spłynie na ciasto i będzie nie dobre- ponagliła ją Patil i dodała- Tylko pomyśl życzenie.                
               Dziewczyna zaczęła się zastanawiać. Miała wszystko to, czego najbardziej pragnęła, jedynym, acz bardzo poważnym problemem był Voldemort, ale pomijając jego (choć było to bardzo trudne) stwierdziła, że otaczają ją bliscy i to jest dla niej najważniejsze, tak wiec pomyślała: „Chciałabym, aby Harry pokonał Voldemorta, żebym ułożyła sobie życie, żeby moim przyjaciołom również się to udało”, a potem dmuchnęła tak, że Dean odkaszlnął od dymu, który poleciał w jego stronę. Wszyscy zaczęli bić jej brawo i składać pospiesznie życzenia. Potem Ginny powiedziała z uśmiechem:
-Idziemy na dół, a ty się szykuj, za 15 minut jest śniadanie, zdążysz?
-Postaram się.                
               Gryfoni opuścili dormitorium, a dziewczyna bez krępacji wyszła spod kołdry. Już chciała podejść do kufra i coś z niego wyciągnąć, gdy spostrzegła, że w rogu nadal stoi Ron. Popatrzyła się na niego z zadziornym uśmieszkiem i uniosła jedną brew, pokazując swoje zdziwienie. Rudzielec podszedł do niej i objął ją w pasie, na co ona jeszcze szerzej otworzyła oczy.
-Chciałam się przebrać- zasugerowała złośliwie chłopakowi.
-Mnie to nie przeszkadza- odparł tak od niczego, a Granger wybuchnęła śmiechem.
-Ale mnie tak, co się stało?
-Nic, po prostu chciałem ci złożyć życzenia.
-Już składałeś…
-Ale przy wszystkich, a chciałem ci, na przykład, powiedzieć, że życzę ci szczęścia, które tak bardzo chciałbym ci dać- pocałował ją w usta- Poczucia bezpieczeństwa, żebyś wiedziała, że nie dam cię nikomu skrzywdzić- znów ją cmoknął- Miłości, abyś poczuła jak bardzo cię kocham- teraz pocałunek był dłuższy, bardziej namiętny, a oni sami sprawiali wrażenie, jakby już nigdy nie mieli się rozłączyć.                
                  Brązowowłosa zaczynała odpływać, nie mogła zapanować nad tym uczuciem, a na pewno nie pomógł jej widok błękitnych oczu Ronalda, które zobaczyła gdy tylko otworzyła swoje. Najwyraźniej był już tak pewny siebie, że nawet ich nie zamykał. Dziewczyna stwierdziła, że nie pozwoli na to o tej porze, kiedy przyjaciele na nich czekają, a ona nadal stoi z chłopakiem, prawie naga, bo obcisła koszulka na ramiączka, która ledwo zasłania jej pupę, nie była zbyt odpowiednim ,„hermionowym” okryciem; niemniej obiecała sobie, że po lekcjach zgarnie Rona w jakieś ustronne miejsce i tam będą mieli czas tylko dla siebie. Tak więc odsunęła się od niego na wyciągnięcie ramion i powiedziała, nadal uśmiechając się kokieteryjnie:
-Nie teraz.
-Prowokujesz mnie- odparł chłopak patrząc najpierw na jej śliczne oczka, ten uśmieszek, a potem na jej ciało ledwie okryte skrawkiem satyny.
-Nie przejmuj się, za pięć minut nie będę już tak wyglądać. Zejdę na dół ubrana jak przykładna uczennica, którą zresztą jestem.
-To może powinienem zostać i ci w tym przeszkodzić-powiedział, puszczając do niej oko.
-Wynocha- powiedziała, śmiejąc się i wypychając go za drzwi.                
                    W sumie była zdziwiona swoim zachowaniem, nigdy by nie pomyślała, że będzie chciała sprowokować Rona do jakiegoś, wręcz nieprzyzwoitego ruchu, tym uśmiechem, ruchami. Po chwili odrzuciła od siebie te myśli, przypomniawszy sobie o przyjaciołach, którzy na nią czekali. Poszła umyć zęby, a kiedy wróciła do pokoju miała problem z wybraniem ciuchów, co nigdy jej się nie zdarzało, jednak chciała wyglądać w tym dniu wyjątkowo, nie wyzywająco, ale ładnie, tak żeby zaimponować płci przeciwnej, a zwłaszcza Ronowi, choć przeszkadzał jej trochę mundurek szkolny. Założyła na siebie rurki, botki na lekkim obcasie, oraz miękki, beżowy sweterek, który dostała kiedyś od rodziców, sięgający do połowy uda, z dekoltem w serek, który był większy niż w bluzkach, które dotychczas nosiła, ale przyzwoity. Zachowała również przepisy i założyła pod spód białą koszulę, tak, że wystawał tylko kołnierzyk. Dopasowała delikatną biżuterię, a włosy spięła w kok. Na końcu, acz niechętnie, zarzuciła na siebie szatę szkolną. Spojrzała w lustro i stwierdziła, że mniej więcej o taki efekt jej chodziło. Nie wiedziała czemu akurat tego dnia tak jej zależało na wyglądzie, ale odpędziła od siebie to pytanie, stwierdzając, że nie ma sensu się nim dręczyć i zbiegła do przyjaciół.                      
                     Cała siódemka siedziała przy kominku i o czymś rozmawiała. W pokoju było niewielu uczniów, bo wszyscy starali się iść szybko na śniadanie, a potem na lekcje. Na szczęście był piątek, a oni tego dnia mieli tylko cztery godziny, no może oprócz Hermiony, która miała ich pięć, ale nie przeszkadzało jej to bardzo, bo plan był w miarę luźny, tylko godzina OPCM, dwie eliksirów (które nie były tak bardzo straszne, od kiedy uczył ich Slughorn), transmutacja i dla brązowowłosej numerologia.                
                      Ruszyli na śniadanie, a ku radości Hermiony kilka osób złożyło jej życzenia, na pewno była wśród nich Luna, siostra Parvati- Padma, a nawet Lav, która zrobiła to chyba tylko po to, żeby podejść do Rona, ale Granger i tak doceniła gest, a później, ku jej zdziwieniu, podeszli do niej po kolei Colin Creevey, Cormac McLaggen i na końcu Roger Wilde, którzy nie wiadomo skąd dowiedzieli się o jej małym święcie, ale nie było to najważniejsze.        
                       Potem były lekcje, no cóż, mogło być lepiej. Oczywiście Snape nie był w humorze, więc dostali do napisania na weekend esej. Później eliksiry, na których o mało co dziewczyny szlak nie trafił, bo nic jej nie wychodziło, a Potter robił wszystko idealnie razem z tą swoją durną, pomazaną książką, natomiast Ron cały czas ją zaczepiał, albo pisał jej karteczki, albo gadał tak od niechcenia, albo co chwilę pytał się o wywar. Tak głębiej się zastanawiając to robił to chyba po to, żeby poprawić jej humor, ale w tamtej chwili było to bardzo wkurzające. Dwie, strasznie dłużące się, godziny na szczęście minęły, a po nich trochę dłuższa przerwa, którą dziewczyna spędziła z Ginny. Na transmutacji nie działo się nic nowego, bo profesor McGonnagal oszczędziła sobie zajęć praktycznych, tylko zaczęła wygłaszać monolog o przemienianiu jakiś przedmiotów, o których Granger przeczytała już dawno temu. Popatrzyła najpierw w prawo, Harry bazgrał coś po pergaminie, miała wrażenie, że zobaczyła tam nazwę jakiegoś zaklęcia i anatomiczny schemat budowy ropuchy, co ją lekko zaniepokoiło, ale uznała, że nie będzie w to wnikać. Potem zwróciła głowę w lewo i zobaczyła, że rudzielec prawie zasypia, a uczniowie, siedzący w tym samym rzędzie robili w sumie to samo. Ledwo powstrzymała wybuch śmiechu. W innym wypadku pewnie stwierdziłaby, że to oburzające, ale teraz, kiedy nie słuchała pani profesor, to mogła przyjąć do wiadomości, że nie ma się w ogóle co robić, a jak ktoś tak gada i gada, to można zasnąć. Ron, czując na sobie jej spojrzenie, podniósł głowę i też na nią popatrzył, a dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało.
-Dlaczego jej nie słuchasz?- szepnął ze zdziwieniem chłopak.
-Cytuje książkę, którą dawno przeczytałam.
-No tak…- westchnął rudzielec, patrząc na nią zpolitowaniem, za co, jak zwykle, oberwał w bok.                 
                          Obydwoje mieli ochotę wybuchnąć śmiechem, ale ze względu na obecność McGonnagal, w klasie, powstrzymali się. Po co ona w ogóle tam stała i gadała, w końcu wiedziała, że nikt jej nie słucha, a i tak się wysilała, no ale przemyślenia na temat nauczycieli zostawmy w spokoju. Patrzyli się tak na siebie, nie gadali, bo nauczycielka od razu by to zauważyła, więc jedynie się sobie przyglądali i szczerzyli do siebie.                
                           Wreszcie najnudniejsza lekcja na świecie się skończyła, a szóstoklasiści wybiegli z klasy z okrzykiem radości, bo przecież kto by nie cieszył się ze skończenia lekcji w piątek ok. 11.20? No cóż, perspektywa Hermiony nie była tak przychylna jak u pozostałych, ale i tak jedna lekcja to, w końcu, mało. Ron odprowadził ją pod samą salę od numerologii i pocałował delikatnie w policzek, co wprawiło ją w doskonały nastrój na całą następną godzinę.                
                           W czasie kiedy brązowowłosa zastanawiała się nad swoim losem na podstawie cyfr, Harry i Ron poszli do pokoju wspólnego, gdzie zgromadziła się masa ich rówieśników, wtym Parvati, Dean, Neville, Seamus i o dziwo Ginny. Potter i Weasley skierowali się automatycznie w ich stronę. 
-No dobra- zaczął Seamus- To co robimy z tymi urodzinami?
-Cóż, Hermiona skończy lekcje ok. 12.30, a potem pójdziemy na obiad, a imprezę najlepiej byłoby zrobić pod wieczór- stwierdził Ron.
-No tak, ale fajnie by było, gdyby była ona taka, no, zamknięta…- wtrąciła Parv.
-Owszem, ale nie możemy wygonić nikogo z pokoju wspólnego, chyba, że zaryzykujemy z Pokojem Życzeń- zauważył Harry.
-I to jest dobry pomysł- pochwaliła Ginny.
-No tak- zaczął niepewnie Weasley, po czym zauważył, kierując swoje słowa do siostry- Dlaczego ty nie jesteś na zajęciach?
-No wiesz…- zająknęła się ruda, nie wiedząc czy może wyznać bratu prawdę.
-Zerwałaś się?- prawie krzyknął chłopak, nie był jednak pewny, czy powinien być zdziwiony, spokojny, zły czy też rozbawiony.
-Zejdź z niej, stary- wstawił się za Ginny Potter- Jakbyś to mało razy uciekał z lekcji.                
                          Rudzielec wyraźnie chciał coś odpowiedzieć, ale ograniczył się do machnięcia ręką i dalszego planowania urodzin Hermiony.
-No dobra, to w pokoju wspólnym- powiedział- A kogo zaprosimy?
-Na pewno my, Luna, może Puchoni, tj. Hanna Abbot, Susan Bones, Zachariasz Smith, Ernie McMillan*, reszta drużyny quidicha, Padma …-zaczął wyliczać Dean- Ogólnie to chyba ci co byli w GD, nie?
-No tak, czyli też Lavender, bracia Creevey…- przejął inicjatywę Harry- Terry Boot, Thony Goldstein, Michael Corner**, Cho…- wypowiedział te słowa zanim zdążył się nad nimi zastanowić, no ale na nim wzmianka o Cho nie robiła wrażenia, natomiast Dean i Ginny wymienili spojrzenia, choć chyba chodziło im o Michaela, a Seamus to zauważył, więc rzekł:
-Sądzę, że przeżyjemy bez Cornera i jego kumpli oraz bez Cho, natomiast rzeczywiście wypadałoby zaprosić Lavender no i braci Creevey, a jeśli nie obydwu, to na pewno Colina.
-No dobra, to kto zorganizuje żarcie?- spytała Parvati.
-My się możemy tym zająć- odparł Finnigan, wskazując na siebie i na Nevilla.
-Ok-odparła Weasleyówna- To ja i Parvati zajmiemy się dekoracją i przygotowaniem, a wy wszystkich zaproście- dodała wskazując na Harrego i Deana.
-A na którą?- spytał jej brat.
-Tak ok. 18, a ty musisz do tego czasu ją czymś zająć, tak na wszelki wypadek, acha, no i tam damy jej prezenty- zarządziła ruda, a wszyscy przytaknęli i rozeszli się w swoje strony.              
                            Rudzielec ruszył w kierunku sali od numerologii, spojrzał na zegarek i z radością stwierdził, że lekcja kończy się za kilka minut. Po co tak właściwie miał zająć czymś Hermionę, skoro i tak wszystko odbywało się w Pokoju Życzeń? Chyba jedynie po to, żeby nie zadawała pytań, bo jeśli pozwoliłby jej dojść do Pokoju Wspólnego, to chciałaby wiedzieć gdzie jest reszta. W takim razie najlepszym sposobem będzie zaprowadzenie jej na błonia. Dotarł pod klasę prawie równo z dzwonkiem, ale musiał szybko usunąć się na bok, bo wybiegli z niej uczniowie, cieszący się początkiem weekendu. Hermiona, jak zwykle, wyszła na końcu, spokojnie, z godnością, patrząc z dezaprobatą na ludzi tłoczących się na korytarzu. Odwróciła głowę w bok i zobaczyła Ron, który wyglądał jakby przed chwilą przeszło obok niego tornado.
-Nic ci nie jest?- spytała z rozbawieniem, patrząc na chłopaka, którego włosy sterczały jeszcze dziwniej niż zwykle, krawat zwisał gdzieś na plecach, a szata była mocno przekrzywiona.
-Nie- odparł z urazą, doprowadzając się do porządku- To nie jest zabawne.
-Masz rację, przepraszam- odparła próbując powstrzymać atak śmiechu.
-Chodź na obiad, a potem na błonia- rzekł, jak dyby nigdy nic.-Ok- rzekła zdziwiona tak nagłą propozycją.                
                               Tak więc ruszyli do Wielkiej Sali, a po obiedzie na błonia. Pogoda była śliczna, słońce mocno grzało, a na trawie siedziało mnóstwo uczniów, Ron i Hermiona skierowali się pod wielkie rozłożyste drzewo, pod którym zwykli spędzać czas; dziwne, że nikt tam jeszcze nie siedział, bo upał trochę dokuczał. Popatrzyli na jakichś pierwszaków i drugoklasistów kąpiących się w jeziorze.
-Czy oni wiedzą, że tam jest ta olbrzymia kałamarnica?- spytała z niepokojem dziewczyna.
-Nie wiem, ale jak ich dorwie to będzie zabawnie- odparł wyraźnie zainteresowany losem tych głupków, którym przyszło do głowy, żeby sobie popływać, Ron.
-Ronald!- warknęła brązowowłosa- To są dzieci, przecież oni mają 11 lat, a ty jesteś prefektem, idź lepiej i coś z tym zrób!
-Oj przestań, w regulaminie prefektów nie ma zapisu, że trzeba wyciągać jakiś młokosów z wody, bo ich zeżre jakaś wielka ryba, więc to mnie nie obowiązuje- rzekł od niechcenia.
-Kałamarnica to mięczak, Ron!- krzyknęła, po czym dodała-Gdybyś chociaż wypełniał pozostałe ze swoich obowiązków…                
                             To powiedziawszy wstała z impetem i nawrzeszczała na bachory, kąpiące się w jeziorze, a oni wyszli z wody i powiedzieli „przepraszamy, prze pani…” po czym pobiegli do szkoły. Kilku uczniów wybuchło śmiechem, w tym oczywiście Ron, ale Hermiona ich kompletnie zignorowała i wróciła pod drzewo.             
-Jest pani zadowolona, prze pani- powiedział chłopak, dusząc się ze śmiechu.-To wcale nie jest śmieszne!- parsknęła.
-Nie wcale…- odparł, wciąż chichocząc.                
                             Brązowowłosa odwróciła się do niego plecami i zrobiła urażoną minę. Rudzielec szybko się zreflektował i próbował ją przeprosić, ale jego słowa zdawały się do niej w ogóle nie docierać, a w końcu wstała i usiadła po drugiej stronie drzewa. Chłopak nie poddawał się i zrobił to samo, ukucnął przed nią i dotknął jej policzka, lecz ona odwróciła głowę, ale nawet to go nie zniechęciło. Objął jej twarz dłońmi, przesunął delikatnie, żeby była naprzeciwko jego i pocałował, krótko, ale zmysłowo. Kiedy tylko odsunął się kawałek, zobaczył szeroki uśmiech na jej twarzy.
-Naprawdę myślałeś, że obraziłabym się o coś takiego?- rzekła, śmiejąc się.
-Obrażasz się o byle co- odgryzł się urażony rudzielec.
-Teraz to sobie nagrabiłeś…- popchnęła go tak, że teraz leżał na plecach.
-No wiesz co?!- spytał rozbawiony i pociągnął ją do siebie, że wylądowała tuż obok niego.
-No i co teraz?- zapytała wyzywająco.                
                              Na jej ton chłopak zareagował od razu i zaczął ją łaskotać. Tak, to była najlepsza broń. W nią nie należało rzucać zaklęciami, nie. Łaskotki były najtrafniejsze, bo traciła czujność i orientacje, niestety trwało to tylko kilka minut, ale było najskuteczniejsze. Oczywiście Ron nie chciał nigdy jej czymś grozić, po prostu lubił patrzeć na jej śmiech, a w tym wypadku była to słodka zemsta. W końcu przestał i dał jej chwilę odetchnąć. Leżała, właściwie pod nim i próbowała nabrać trochę powietrza, kiedy już odpoczęła, rzekła:
-Dobra, jest remis i na tym skończmy.
-Jak sobie życzysz.                
                            Teraz leżeli i szczerzyli się do siebie, jak nie wiadomo co. Po kilku sekundach Hermiona zarzuciła rudzielcowi ręce na szyję i pocałowała go. Obydwoje byli zdziwieni, że ten ruch został wykonany z jej strony, ale oczywiście Ron ochoczo na niego odpowiedział, jak zwykle zniknęły problemy, szkoła, uczniowie, wielka kałamarnica… Byli tylko oni, tylko ta wspaniała łąka, na której się znajdowali, przezroczysta tafla jeziora, fantastyczne słońce, no ale przede wszystkim oni. Obydwoje zamknęli oczy, oddali się temu całkowicie. Ron jak zwykle górował, zawsze to prowadził, a dziewczyna nie protestowała, bo naprawdę świetnie całował i nie miała nic przeciwko temu. Całowali się coraz namiętniej, coraz bardziej siebie pragnęli. Brązowowłosa już odleciała, już nie była w Hogwarcie, to nie był nawet ten „świat przejściowy”, w którym znajdowała się przy każdym pocałunku z rudzielcem, to było coś głębszego, jakby najodleglejsze zakamarki jej serca, w których znajdował się tylko on i nic więcej, tylko uśmiechnięty, bezpieczny, przystojny chłopak o płomiennych włosach i oczach błękitnych jak ocean, w których można było zatonąć.
                             Ron też myślał, że zaraz oszaleje, opierał się nad nią na łokciach, niemniej miał wrażenie, że ją lekko przygniata, choć nic nie mówiła. Była taka drobna, taka bezbronna w porównaniu z nim, z jego olbrzymimi dłońmi, które gładziły jej policzki, jego klatką piersiową, wzrostem. Czasem bał się, że zrobi jej krzywdę, ale stwierdzał, że to mało możliwe, choćby w kwestii postury, był po prostu wysoki i dobrze zbudowany (co za skromność), ale nie był, dajmy na to, Hagridem. Poczuł woń jej perfum, piękny różany zapach, którego używała, który miotał mu w głowie i wywoływał najbardziej nieprzyzwoite fantazje. Dotknął językiem jej podniebienia i obydwoje poczuli, że dreszcz przebiegł im po plecach. Potem ich języki się spotkały i zaczęły wirować w szalonym tańcu. Hermiona już dawno straciła głowę, a Ron był temu bliski. Myślał, że zaraz zwariuje przez te jej malinowe wargi, cudne perfumy, ciepłe policzki i niewielkie dłonie, które przeczesywały jego czuprynę. Czuł się jakby był pijany, działała na niego jak duża dawka alkoholu, albo nawet narkotyku. Tak bardzo ją kochał, szalał za nią, nie wyobrażał sobie życia bez niej, tylko ona mogłaby zostać w przyszłości jego żoną, matką jego dzieci, kobietą, z którą chciałby spędzić…
-Cześć.                
                           Natychmiast cały czar prysnął, a oni odsunęli się od siebie kawałek nieco zdezorientowani. Leżeli na trawie i patrzyli na jasnowłosą, czytającą jakąś gazetę, postać, która spoczęła tuż obok, pod drzewem. Luna zdawała sobie nic nie robić z ich obecności, a przywitała się z nimi jedynie z grzeczności, no i chyba nie zauważyła, że im przeszkodziła, albo zupełnie ją to nie obchodziło… W każdym razie, siedziała sobie jak gdyby nigdy nic, czytając „Żonglera” i w pewnym momencie spytała:       
-Słyszycie nargle?                      
                           Ron i Hermiona usiedli obok siebie na trawie i wytrzeszczyli oczy. Trzeba było przyznać, że Luna była wyjątkiem, niezwykłym wyjątkiem, jeśli w ogóle można coś takiego powiedzieć. Mówiła cichym, spokojnym, melancholijnym głosem, a jej srebrne oczy błądziły gdzieś daleko, wydawało się, że jest zupełnie nieobecna, a jednak mówiła to tak, jakby było najtrudniejszą do zrozumienia sprawą, wymagającą wyjątkowego skupienia. 
-Przepraszam?- wykrztusiła z siebie brązowowłosa.
-No wiesz, nargle, latają wokół nas, są właściwie wszędzie, trochę jak gnębiwtryski, choć to zupełnie coś innego.
-Luna, a co to są nargle?- zapytał nieśmiało Weasley.
-To małe stworzonka, okrągłe, przypominające muszelki. Mają złote skrzydełka i porastają jasnymi włoskami, ale nie mają pancerza. Powinniście słyszeć ciche bzykanie, ja je słyszę, a wy nie?                
                           Obydwoje oparli się o drzewo, a Lovegood oburzona ich niewiedzą zrobiła im wykład o narglach, a potem stwierdziła, że będzie siedziała tu aż do nocy, bo chce zobaczyć ględotka niepospolitego, a kiedy znowu przyznali się, że nie wiedzą co to, dziewczyna opowiedziała im również o tym nieistniejącym stworzonku, żyjącym ponoć na błoniach i wychodzącym z nory jedynie wieczorem. Monolog trwał bardzo długo, kto wie czy nie ponad dwie godziny. Chłopak już dawno chciał odejść, ale Hermiona go zatrzymała, bo uważała, że niegrzecznie zostawić tak Lunę i choć sądziła, że jej wypowiedź to same bzdury, to jednak cały czas jej słuchała i potakiwała, że rozumie lub starała się wytłumaczyć Krukonce, że może to nie do końca prawda. Rudzielec zupełnie odpuścił, na początku przestał jej słuchać, apotem wręcz przysnął. Obudził się dopiero kiedy brązowowłosa walnęła go w bok, a blondynka właśnie wstawała, mówiąc:
-Idę, bo zaraz zacznie padać, wam radzę to samo.
-Dobrze, Luna, my też zaraz pójdziemy.                
                          Srebrnowłosa dziewczyna ruszyła w kierunku zamku z gazetą pod pachą, podskakując lekko i nucąc coś pod nosem. A Ron spojrzał ze zdziwieniem na swoją towarzyszkę, która wyglądała jakby miała za chwilę wybuchnąć śmiechem. Patrzyła na niebo, ale nie zobaczyła na nim ani jednej chmury. Chłopak stwierdził, że może to jakiś znak, że Luna chciała mu przekazać, że jest już późno i zaraz będzie impreza, więc szybko zerknął na zegarek, ale zauważył, że jest dopiero 17. No cóż zachowanie Krukonki było nieco dziwne zważając na pogodę, ale dziwne zachowanie to w jej przypadku norma.
-O co jej chodziło z tym deszczem?- spytała lekko zaniepokojona Granger, jakby czytając chłopakowi w myślach.
-Nie wiem, ale to Luna, więc wiesz…- odparł, a jego dziewczyna pokręciła głową z dezaprobatą.
-To niezbyt miłe- powiedziała sceptycznie.
-Oj przestań, przecież, no… to Luna…
-To jedyne co umiesz o niej powiedzieć?
-Nie, lubię ją, mimo tego, że jest strasznie dziwna, to można na niej polegać i to jest fajne.
-Oooo…- westchnęła dziewczyna, uśmiechając się do niego, nie sądziła, że ma tak pochlebne zdanie o Lovegood.
-No nie, znowu to robisz- powiedział z wyrzutem.
-Niby co?-Patrzysz się na mnie tymi swoimi oczami, uśmiechasz się słodko… Chyba naprawdę chcesz mnie sprowokować, a potem co będzie? Powiesz „nie teraz”- skończył wypowiedź tym samym tonem, a ona parsknęła śmiechem.
-Niekoniecznie…- odparła, po czym przysunęła się do niego jak najbliżej i objęła go.             
                               Siedzieli taki szczerzyli się do siebie, ale nie były to te zwykłe, nieśmiałe uśmieszki, które przesyłali sobie na co dzień, lecz wyraz twarzy dziewczyny był zadziorny, wyzywający, a Rona urzekający, ale i spragniony, zachłanny. Nie czekał długo, ale potraktował to jako zaproszenie, zachętę i zaczął ją całować. Nie było jak wtedy, teraz pocałunki były namiętne, zmysłowe, ale niedelikatne, tylko jakby łapczywe. Obydwoje chcieli być jak najbliżej siebie, a podniecenie coraz bardziej rosło. Nawet nie zauważyli, kiedy zaczęli się tarzać po trawie, lecz wcale im to nie przeszkadzało, niestety coś innego zepsuło tą chwilę.                                   
                               Nagle lunęło, najzwyczajniej w świecie zaczęło padać, bardzo mocno, dokładnie tak, jak przewidziała Luna. Wszyscy uczniowie skryli się w zamku. Niestety tej parze zajęło to trochę więcej czasu, bo dopiero po kilku minutach zorientowali się, że pada deszcz i uciekli spod drzewa. Kiedy dotarli do Pokoju Wspólnego Gryffindoru, była już 17.30, obydwoje strasznie się śmiali, potem Ron powiedział, pamiętając o imprezie:
-Może chodźmy się przebrać i spotkamy się tu za jakieś półgodziny.                
                              Dziewczyna przytaknęła i ruszyła po schodach do swojego dormitorium, natomiast rudzielec poszedł do siebie, pospiesznie złapał prezent dla brązowowłosej i pobiegł do Pokoju Życzeń dowiedzieć się co z imprezą. Ginny poinformowała go, że wszystko jest gotowe, a uczniowie zaczynali się schodzić. Chłopak wrócił do swojego dormitorium i przebrał się w suche ciuchy, kiedy zszedł na dół zegar wybił 18,a Hermiona czekała na niego przy kominku.
-Hej, przepraszam, że dopiero teraz- powiedział zbiegając ze schodów.
-Nie szkodzi, czym się tak zmęczyłeś?- odparła dziewczyna, patrząc na niego podejrzliwie, kiedy do niej podszedł.
-A niczym, po prostu…- zaczął się jąkać, a w końcu stwierdził- Nieważne, chodź, muszę ci coś pokazać.                
                                Brązowowłosa otworzyła szerzej oczy i podała mu rękę. Ruszyli wzdłuż korytarzy. W ogóle nie wiedziała gdzie zmierzają, mijali klasy, masę portretów, aż w końcu znaleźli się przy jednej ze ścian na siódmym piętrze piętrze, przy Pokoju Życzeń. Ron puścił jej dłoń i już miał zamiar próbować go otworzyć, ale dziewczyna spytała z niepokojem:
-Czy reaktywujemy GD?
-Nie, skąd ci to przyszło do głowy- odrzekł, wybuchając śmiechem.               
                                Potem zaczął chodzić wzdłuż ściany i intensywnie o czymś myśleć, a Hermiona stała trochę zła, że wyśmiał jej pomysł i trochę przestraszona, bo w ogóle nie wiedziała po co mają tam wejść, a to miejsce kojarzyło jej się jedynie z ćwiczeniem zaklęć do bitwy w ministerstwie, więc teraz spodziewała się czegoś podobnego. Jakie więc było jej zdziwienie, kiedy rudzielec stanął i otworzył przed nią wielkie, dębowe drzwi, a za nimi ukazało się ze dwudziestu uczniów, krzyczących „Sto lat!”. Prawie otworzyła usta, kiedy zobaczyła wśród nich Puchonów, którzy uczęszczali go GD, ale w sumie mało ich znała, oczywiście była też Luna, Padma, no i właściwie cała reprezentacja Gryffindoru w quidichu. Nie zdążyła nic powiedzieć, bo od razu zginęła wśród uścisków przyjaciół. Łzy napłynęły jej do oczu. Jasne, po ich porannym występie spodziewała się, że może dostanie jakieś drobiazgi, albo że Ron zorganizuje jakąś romantyczną kolacje, czy coś takiego, ale to? To było niezwykłe, zupełnie niespodziewane. Kompletnie ją zatkało. Kiedy wyzwoliła się z uścisków, rozejrzała się po pomieszczeniu Wyglądało świetnie, środek był pusty, wyłożony parkietem do tańca, a z bok ustał długi stół z masą przystawek. Cała sala przyozdobiona była balonami, serpentynami i innymi drobiazgami, które chyba pochodziły z Magicznych Dowcipów, więc należało się trzymać od nich z daleka. W oddali słychać było muzykę, wszyscy goście ustawili się w kolejce, żeby wręczyć jej prezenty. Było to zaskakujące i wyjątkowo dobrze zorganizowane, czego dziewczyna się po nich nie spodziewała.                
                                  Najpierw zaatakowała ją Ginny z drobnym pakunkiem, potem siostry Patil i, o dziwo, Lavender, która niewiadomo co tam robiła, ale był to dość miły gest. Potem przyszedł czas na Puchonów i Lunę, później Nevilla i Seamusa, a na końcu na resztę drużyny quidicha. Oczywiście na przedzie stał Harry, za nim Katie Bell, Demelza Robins, Dean Thomas, Cormac McLaggen, Jim Peaks, Roger Wilde i na samym koniuszku Ron.
-Nie spodziewałaś się, nie?- spytał, szczerząc się do niej.
-Nie, zupełnie nie.
-Wszystkiego najlepszego, żeby spełniły się wszystkie twoje marzenia.
-Już się spełniły- szepnęła, odbierając prezent i dając mu całusa w policzek.                
                                Potem zjedli tort i ogólnie usiedli przy stole, rozmawiając wesoło. Hermiona przejrzała w tym czasie prezenty, które z resztą bardzo jej się podobały, bo dostała sporo fajnych książek, od Luny kolczyki, które przypominały rzodkiewki(może niezbyt trafione, ale sympatyczne), kilka paczek z miodowego królestwa, nowe pióro, torbę z Magicznych Dowcipów, którą przesłali Fred i George razem z własnoręcznie zrobionym swetrem i toffi od państwa Weasley, od Parvati szalik, a od Lavender kolczyki, zresztą bardzo ładne, Harry dał jej perfumy, Ginny torebkę, a Roger, co ją bardzo zaskoczyło, instrument przypominający mugolską gitarą, choć Hermiona była pewna, że był magiczny. No i jak zwykle na końcu Ron, który znów ją bardzo rozczulił, bo dał jej bransoletkę i kolczyki pasujące do tego wisiora w kształcie róży (skąd on wytrzasnął te skarby), ale to nie wszystko, na bransoletce były wygrawerowanie ich imiona, zawieszka była otwierana, a w środku znajdowało się zdjęcie z wakacji, na którym stali oni, Harry i Ginny. Bezceremonialnie rzuciła mu się na szyję i zaczęła nawet cicho łkać ze wzruszenia. Na szczęście pozostali byli tak zajęci rozmową, że nic nie zauważyli, choć brązowowłosa czuła, że cały czas obserwuje ich Lavender, ale może tylko jej się zdawało.                
                                   Później, po wypiciu kilku butelek piwa kremowego, bo przecież impreza bez alkoholu, nawet słabego, to nie impreza, poszli tańczyć, dobrze się składało, ponieważ właściwie każdy miał parę. Brązowowłosa weszła na parkiet z Harrym, ale była co chwilę „porywana” jako solenizantka, więc nie zatańczyła z nim nawet całej piosenki, a do Rona też dotarła jedynie na minutę, ale i tak dobrze się bawiła. Po godzinie od wejścia na parkiet zaczął on się nieco przerzedzać, mimo że i tak nie było na nim wcześniej wielu osób, teraz zostało tylko kilka par, a reszta zeszła do stołu porozmawiać, pojeść, napić się. Oczywiście rudzielec i jego dziewczyna cały czas tańczyli, jak już im się udało złączyć, to nie mieli ochoty się od siebie odsuwać. Z boku kiwali się Dean i Ginny, a Weasley co jakiś czas łypał na nich wrogo. W innym końcu sali Luna i Neville odstawiali jakiś dziwny taniec, a w jeszcze odrębnym rogu balował Roger z Katie Bell. Wszystko było wspaniałe, goście świetnie się dogadywali i bawili, a sama solenizantka była szczęśliwa, że ma takich fajnych przyjaciół, no i że może spędzić tak dużo czasu z Ronem. Co piosenkę zmieniali styl tańca, no bo przecież zwykłe podrygiwanie na parkiecie to za mało, oni musieli zatańczyć twista, walca, rumbę i jeszcze kilka innych, choć najwięcej było przytulanych. W końcu zmęczeni spoczęli przy stole, ale akurat wtedy inni poszli poszaleć. Siedzieli tam, po czym dołączyli do nich Katie i Roger. Bell jednak długo nie spoczęła na tym miejscu, bo poszła porozmawiać z Jimem i Demelzą, a Ron szepnął do swojej dziewczyny, wskazując na Padmę, która jako jedyna siedziała sama, w odległym rogu sali:
-Żal mi jej.-No, głupio, żeby tak siedziała sama- przytaknęła brązowowłosa.
-Obrazisz się jeśli zaproszę ją do tańca, w końcu powinienem wynagrodzić jej ten bal z czwartej klasy?- stwierdził niepewnie, choć uśmiechnął się pod nosem.
-Mam być zazdrosna?- zapytała, śmiejąc się.
-Nie.
-To możesz- odparła, udając łaskawość.
-Mówiłem, że cię kocham?
-Tak, ja ciebie też- odpowiedziała, a kiedy chłopak już wstał, dodała- Wiesz, chyba rzeczywiście należy jej się jakaś rekompensata zatą porażkę na balu bożonarodzeniowym.
-Aleś ty złośliwa…- rzekł, siląc się na urażoną minę, poczym podszedł do czarnowłosej Krukonki.                
                                  Granger patrzyła, jak Padma wybucha śmiechem i szczerzy się złośliwie do Rona, na co on zareagował podobnie, pewnie wspomniał o tym nieszczęsnym balu. Tak, to był nie wypał, tzn. Hermionie się wtedy podobało, w końcu poszła na niego z jednym z najsłynniejszych graczy quidicha na świecie, który był w dodatku przystojny i kulturalny, niemniej bardzo milczący, co zaczęło jej po pewnym czasie przeszkadzać, no i całą imprezę zepsuła jej kłótnia z Weasleyem, choć tak wspominając to urocze, że był tak bardzo zazdrosny, szkoda tylko, że nie umiał inaczej okazywać uczuć. W pewnym momencie zorientowała się, że przy stole została tylko ona i Roger, który patrzył na tańczących i chyba miał z tego niezły ubaw.
-Jak się bawisz?- zagadnęła go dziewczyna.
-Całkiem nieźle, ale sądzę, że Seamus trochę przesadził… -odparł patrząc na Finnigana, chwiejącego się ze szklanką piwa i zagadującego wesoło grupkę innych uczniów- Chodź Ernie… tak on się nazywa?- spytał, spoglądając na Puchona, który był w tak wyśmienitym nastroju jak Seamus, a kiedy dziewczyna potwierdziła jego tożsamość, skończył myśl- On też zaszalał.
-No wiesz, jak imprezować to na całego- powiedziała, po czym stwierdziła, pokazując mu dziewczyny z tamtej grupki, które ledwo trzymały się na nogach- Jak wszyscy to wszyscy, zarówno panowie, jak i panie.
-To co, ty masz głowę do picia?- spytał z rozbawieniem.
-Nie, ja wypiłam tylko jedno piwo. Nie jestem zbyt imprezowa.
-Ale na parkiecie idzie ci bardzo dobrze- odparł z uznaniem Wilde.-No dobra, taniec to coś, co akurat mi wychodzi- rzekła, rumieniąc się.
-Tak samo jak eliksiry, transmutacja, zielarstwo…- zaczął wyliczać, zanim spostrzegł jej nieprzyjemny wzrok i spuścił głowę.
-Jesteś tu tak krótko, a już masz o mnie taką opinie jak wszyscy- powiedziała urażonym tonem.
-Nie, przepraszam, chodziło mi o to, że taniec nie jest twoją jedyną mocną stroną…- zaczął sie tłumaczyć, a ona parsknęła śmiechem.
-Ok, nie szkodzi. A jak się u nas czujesz, poznałeś kogoś fajnego?
-Ciebie- odpowiedział automatycznie, lecz sekundę później bardzo się speszył- No wiesz, Gryfoni są bardzo sympatyczni, np. nie wiedziałem czego mogę spodziewać się po Harrym, bo teraz już jestem pewien, że to świetny gość, no ale na początku bałem się, że to zadufana gwiazdeczka, oczywiście teraz tak nie sądzę- podkreślał, że Harry jest fajny, żeby Hermiona, go źle nie odebrała, ale kiedy dziewczyna pokiwała głową, że rozumie, zaczął mówić o innych uczniach.                
                                 Brązowowłosa musiała przyznać, że Roger wywarł na niej dobre wrażenie, choć sądziła, że jak na tak krótką znajomość, to był za bardzo bezpośredni, ale to może dobrze, bo ona też czuła się przy nim naturalnie. Rozmawiali w najlepsze, śmiejąc się co jakiś czas, ale w pewnym momencie dziewczyna stwierdziła, że Rona już bardzo długo nie ma. Cały czas słuchając Wilda, zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu. 
                                 Nagle wśród kilku par, podrygujących na parkiecie dostrzegła go, lecz wcale nie tańczył z jedną z sióstr Patil, tylko z Lavender. Ciśnienie natychmiast jej skoczyło, mierzyła wrogim wzrokiem i ją i jego. Oczywiście ta tleniona blondyna robiła do niego maślane oczka, uśmiechała się kokieteryjnie i szeptała mu do ucha słodkie słówka, a on co? Ten dureń nic sobie z tego nie robił, wręcz był zadowolony, śmiał się do niej i wgapiał w nią. Brązowowłosa już wstawała, już był gotowa podejść tam i walnąć czymś Lavender, a później naubliżać Ronowi, ale usłyszała głos bruneta, siedzącego obok:
-Coś się stało?                
                                 Dziewczyna natychmiast się opamiętała i z powrotem usiadła. Popatrzyła mu w oczy, musiała przyznać, że były piękne, niebieskie, choć przechodzące trochę w szare, ale nie zimne, lecz troskliwe. Pokręciła głową i znowu wdała się w dyskusje z chłopakiem, starając się nie patrzeć w stronę parkietu.               
                                 Impreza zakończyła się koło północy, wszyscy po cichu wyszli z pokoju, niestety Neville i Dean musieli nieść Seamusa, który po kilku kolejkach piwa kremowego, a nawet ognistej whisky, po prostu padł. Hermiona wszystkich pożegnała i wyszła z pomieszczenia na końcu razem z Weasleyami i Harrym, którzy pomagali jej nieść prezenty. Brązowowłosa starała nie patrzeć się na rudzielca, więc zaczęła rozmowę z Potterem, kiedy dotarli do Pokoju Wspólnego, nie było w nim nikogo. Dziewczyny skierowały się w stronę swoich dormitoriów, a chłopcy swoich, jednak Ron podszedł jeszcze do Hermiony i chciał ją pocałować, lecz on odwróciła głowę.
-Co się stało?- zapytał ze zdziwieniem, a Harry i Ginny usunęli się na bok, lecz nadal nie opuścili pomieszczenia.
-Nie, nic- powiedziała sarkastycznie- Po prostu świetnie się bawiłeś przez ostatnie półtorej godziny…
-Chodzi ci o ten taniec z Padmą?
-Nie! Chodzi mi o te wszystkie tańce z Lavender, fajnie było?- prawie krzyknęła.
-Ojej, możesz przestać- odgryzł się chłopak- My po prostu tańczyliśmy, a ty robisz z tego taką aferę, zresztą sama mi pozwoliłaś.
-Wiesz, jesteś na tyle dojrzały, że ja nie mogę ci niczego zabronić, czy na coś pozwalać, ale sądziłam, że zależy ci na mnie chociaż na tyle, żeby jeszcze ze mną porozmawiać pod koniec imprezy- ciągnęła, łzy napływały jej do oczu, już była zmęczona tą sprzeczką, ale nadal ją ciągnęła.
-No cóż, miałem taki zamiar po jednym tańcu z Lav-powiedział zgryźliwie- Ale tobie umilał czas ten pajac, który ciągle cię podrywa.
-Sam jesteś pajac!- wrzasnęła- On przynajmniej zwraca na mnie uwagę, a ty wolisz flirtować z jakąś lafiryndą!
-Ty siebie słyszysz?! Spędzanie z nim czasu ci szkodzi!
-Nie, kochanie, najwyraźniej spędzanie czasu z TOBĄ mi szkodzi!
-Dobrze, więc nie będziemy robić nic wspólnie- wrzasnął Ron, a Hermionie łzy zaczęły ciec po policzkach.
-Hej, spokój- wtrącił się Harry- Skończcie tą idiotyczną kłótnie i chodźmy spać.
-Tak, masz rację stary- powiedział Weasley, już nieco spokojniej, bo serce mu pękło, kiedy zobaczył, że dziewczyna przez niego płacze, ale był zbyt nabuzowany, żeby ją przeprosić- To idiotyczne, najlepiej będzie jeśli przestaniemy się spotykać, skoro wolisz spędzać czas z tym               
                              Obydwoje poszli do swoich pokoi trzaskając drzwiami i zostawiając oniemiałych przyjaciół pośrodku pokoju. Bardzo spochmurniali,najbardziej, kiedy Ron i Hermiona zaczęli ze sobą chodzić, bali się takich sytuacji.Wiedzieli, że obydwoje się kochają, ale mają zbyt wybuchowe temperamenty, byli również pewni, że dziewczyna będzie do rana płakać, a chłopak zdemoluje zezłości pół dormitorium. Chcąc, nie chcąc pożegnali się i udali powoli do swoich sypialni. Nie do końca tak wyobrażali sobie urodziny Hermiony.

* Przypomnienie: Hanna Abbot, Susan Bones, Zachariasz Smith, Ernie McMillan to Puchoni, uczęszczający do GD. 
** Przypomnienie: Terry Boot, Thony Goldstein, Michael Corner to Krukoni, uczęszczali od GD. Corner spotykał się w 5 tomie z Ginny, aci dwaj pozostali to jego kumple (o ile dobrze pamiętam są o rok młodsi od Harrego, Rona i Hermiona, czyli w wieku Ginny)
*
Jeden z lepszych rozdziałów moim zdaniem, choć idealny nie jest, ale ja tam go lubię.A wy co sądzicie? Musiałam im zepsuć tą sielankę, bo było zbyt przesłodzone,ale nie bójcie się, wszystko się ułoży i to całkiem niedługo :D Wybaczcie mi tak długą nieobecność, ale przez szkołę mam mniej czasu, a i z wenę jest trochę gorzej :( W każdym razie notki będę wstawiała średnio raz na miesiąc, a o dłuższych przerwach będę informować was w „aktualnościach”. Proszę o komentarze, jestem otwarta na konstruktywną krytykę :)

Obserwatorzy