niedziela, 26 lutego 2012

6. Powrót przyjaciela

             Minęło kolejne kilka dni. Wszyscy byli bardzo radośni i przeżywali od nowa imprezę urodzinową Ginny. Sama dziewczyna chodziła po domu cały czas uśmiechnięta, z nikim się nie kłóciła, nawet nie złościła się kiedy jednego dnia została obudzona o siódmej rano. Ron i Hermiona też byli w świetnych humorach. Niestety nie rozmawiali o tym co wydarzyło się między nimi tamtego wieczory, ale nadal spędzali ze sobą mnóstwo czasu. Nadszedł wytęskniony, przez wszystkich domowników dzień, 15 sierpnia.
               Była piąta rano, a rudowłosy chłopak już kręcił się po domu. Nie mógł spać, a nie chciało mu się siedzieć w swoim pokoju. Ubrał się w jakiś dres i wyszedł na podwórko. Nie denerwował się tak od dnia przyjazdu Hermiony. Był naprawdę przerażony. Ciągle po głowie krążyły mu jakieś straszne myśli. Usiadł na ławce przed domem. Poranne powietrze mocno go orzeźwiło, a buty miał mokre od rosy. Myślał o swoim przyjacielu. Co jak coś się nie uda? Co jak to był fałszywy list? Co jeśli Harremu coś grozi? Co wtedy będzie? Jak mu pomogą? Kto pokona…
               Jego rozmyślania przerwał dźwięk dochodzący z kuchni, odgłos tłuczonego szkła. Ron odruchowo wyjął różdżkę z kieszeni i wszedł powoli do domu, po czym udał się do kuchni. Już celował patykiem w postać, kiedy zrozumiał, że widzi Hermionę, skuloną na ziemi i zbierającą odłamki szklanki. Dziewczyna była bardzo roztrzęsiona, co chwilę kawałek wypadał jej z ręki, którą miała całą poharataną od ostrych krawędzi pękniętego kubka. W końcu podniosła się na nogi, które się pod nią ugięły. Chłopak podbiegł, żeby ją podtrzymać, ale ona odsunęła się o kilka cali i machnęła różdżką. Nagle wszystkie fragmenty złączyły się w jedno i wylądowały w ręku brązowowłosej. Dziewczyna ostrożnie postawiła naczynie na blacie stołu i usiadła na krześle. Rudzielec spoczął naprzeciwko niej, dopiero wtedy zobaczył jak ona wygląda. Włosy miała rozczochrane, oczy przymrużone, a pod nimi wielkie sińce, była bardzo blada i ręce jej się trzęsły. Dziewczyna podniosła wzrok i popatrzyła w jego głębokie, błękitne oczy. Na ogół ją to odprężało, ale dzisiaj nawet nie miała na to siły. Zdołała z siebie wykrztusić:
-Przepraszam, że cię obudziłam. Chciałam się tylko napić herbaty.
               Jej głos był bardzo cichy i niemelodyjny, jak zwykle, tylko szorstki i czuć było, że się załamuje. Ron złapał ją za rękę, na co przeszedł ją dreszcz, ale odwzajemniła uścisk. W końcu chłopak rzekł, swoim niskim, ciepłym głosem:
-Nie obudziłaś mnie, nie mogłem spać, więc wyszedłem na dwór. Zrobić ci herbaty?
               To powiedziawszy chciał puścić jej rękę, ale ona jeszcze mocniej ją ścisnęła. Szepnęła „nie” i przysunęła się jak najbliżej Rona. Oparła mu głowę na ramieniu, to jej przyniosło dużą ulgę. Rudzielec wyczuł, że jego przyjaciółka potrzebuje bliskości drugiej osoby, więc objął ją ramieniem. Ona wtuliła się w niego, teraz nie istniało już nic żadne problemy i zmartwienia, tylko oni i więź jaka między nimi powstała. Chłopak trochę poluźnił uścisk i zapytał wolno:
-Spałaś w ogóle tej nocy?
               Brązowowłosa tylko pokręciła przecząco głową i jeszcze mocniej się do niego przytuliła. Ron czuł wielkie szczęście, że daje jej takie wsparcie, ale postanowił ją jeszcze zapytać:
-Martwisz się o Harrego?
               Hermiona odchyliła lekko głowę i spojrzała mu prosto w twarz. Z jednej strony, była zła, że poruszył akurat ten temat i zniszczył tak piękną chwilę, a z drugiej, miała wreszcie okazje się komuś wyżalić:
-Oczywiście, a co jeśli coś pójdzie źle? Jeśli on jest w niebezpieczeństwie?- jęknęła, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Ukryła twarz w miękkim swetrze chłopaka. On też się do niej mocniej przytulił i szepnął do ucha:
-Ja też się o niego martwię, ale obydwoje wiemy, że jest świetnym czarodziejem i ma dobrą opiekę, więc musimy myśleć pozytywnie.
               To powiedziawszy wtulił się w jej miękkie, brązowe loki. Tak jak zwykle, kompletnie stracili poczucie czasu i nie wiedzieli czy mija dziesięć minut, czy godzin, ale to się najmniej liczyło, ważne, że byli we dwoje. Niestety tę piękną chwilę przerwała pewna osoba wkraczając do kuchni i potykając się o jakiś garnek. Para szybko się od siebie odsunęła i ujrzała Ginny leżącą plackiem na podłodze i mruczącą jakieś przekleństwa pod nosem. Ron podniósł się, aby pomóc siostrze wstać. Dziewczyna ledwo się podźwignęła. Nie wyglądała dużo lepiej niż Hermiona i była w bardzo złym humorze. Kiedy już stała na nogach i otrzepała się spojrzała na brata oraz przyjaciółkę, którzy mieli dość niepewne miny, mruknęła:
-Sorry, że przeszkadzam, ale nie sądziłam, że ktoś będzie na nogach tak rano.
-Nie szkodzi- odpowiedzieli chórem.
               Potem wszyscy usiedli przy stole. Rudzielec spojrzał na zegarek i zorientował się, że jest dopiero szósta. Chcąc przerwać niezręczną ciszę powiedział:
-Napijecie się herbaty?
-Ja kawy- odrzekła Ginny.
-To ja zrobię- wtrąciła się brązowowłosa tym samym, niewyraźnym głosem. Próbowała wstać, ale znowu się zachwiała, więc Ron zerwał się na nogi i popchnął ją delikatnie na krzesło, aby usiadła. Dziewczyna zrezygnowała z dalszych buntów i komentarzy, oparła ręce na stole i westchnęła. To wywołało śmiech Ginny i rumieniec na twarzy chłopaka. W końcu znowu we troje siedzieli przy stole popijając kawę i herbatę.
-O której on przyjedzie?- spytała ruda już nieco bardziej ożywiona.
-W ostatnim liście napisał, że Dumbledore przyjdzie po niego o 15, ale że mają jeszcze gdzieś razem iść, więc pewnie będzie wieczorem.
-I mamy wytrzymać do wieczora? To jakieś żarty- parsknęła Weasleyówna, a przyjaciele przyznali jej racje.
-Mi też się to nie podoba, ale co my możemy na to poradzić?- rzekła Hermiona.
-No to przynajmniej zaplanujmy co będziemy dziś robić, bo ja nie wytrzymam całego dnia w domu.
-Możemy iść na zakupy- powiedział Ron.
-Nie- Hermiona pokręciła głową- Byliśmy trzy dni temu.
-Serio?- zdziwiła się rudowłosa- Beze mnie?
-Tak, bo chcieliśmy kupić prezent dla ciebie.
-Acha.
               Dalsza część rozmowy polegała na tym, że rzucali różne pomysły co mogą robić, ale żaden nie został przyjęty. W końcu przesiedzieli tak godzinę i nic nie ustalili, a do kuchni zeszła Molly Weasley:
-Już nie śpicie?- spytała zdziwiona.
-Nie- mruknęli chórem.
-Długo tu siedzicie?
-Jakiś czas- warknęła Ginny
               Gospodyni też wyglądała na zdenerwowaną, ale nie wiedzieli czy było to spowodowane bezczelną odpowiedzią córki, czy Harrym. Spojrzała się sceptycznie na rudowłosą i rzekła:
-Ja rozumiem, że się czymś denerwujesz, ale to nie powód, ani żaden pretekst, żebyś mogła się tak do mnie odzywać.
-Przepraszam.
-Dobrze- Molly trochę się ożywiła- To co chcecie na śniadanie?
-Wszystko jedno- odpowiedział Ron, i żeby nie urazić matki dodał- Wszystko co zrobisz będzie pyszne.
               Pani Weasley uśmiechnęła się do siebie i zajęła się robieniem tostów, a młodzi wymknęli się z kuchni do salonu.
-Ja pójdę się trochę ogarnąć- powiedziała Hermiona, a Ginny pokiwała głową i poszły razem na górę, natomiast Ron postanowił wykorzystać tę godzinę, zanim matka zacznie wołać domowników na śniadanie, na krótką drzemkę.
               O ósmej Molly oznajmiła swoim donośnym głosem, że przygotowała posiłek. Artur zszedł jako pierwszy, ledwo obudzony, jeszcze w piżamie. Po nim zeszły dziewczyny już ubrane, Ginny miała na sobie legginsy i  zieloną tunikę, natomiast Hermiona szorty i top z jakąś aplikacją, obie związały włosy, i próbowały ukryć cienie pod oczami pod dużą warstwą pudru, ale nie za bardzo im to wyszło. Na końcu pojawił się Ron, który zarzucił na siebie jakąś koszulę i jeansy.
-Dzień dobry wszystkim- powiedział pan Weasley, ziewając.
-Dzień dobry- odpowiedzieli naraz.
-To jakie macie plany na dzisiaj- zapytała gospodyni, jak co dzień.
-Jeszcze nie wiemy.
               Na tym zakończyła się rozmowa. Śniadanie minęło im w ciszy, nikt nie miał odwagi, ani ochoty się odzywać. Po posiłku Ginny posprzątała talerze, państwo Weasley poszli do swojej sypialni, a Ron i Hermiona udali się do salonu zastanowić się nad tym, co będą robić.
-Może zagramy w coś?- zaproponował Ron.
-Nie, nie możemy przecież grać przez cały dzień- rzekła Hermiona
               Do salonu wpadła Ginny, dość rozpromieniona i powiedziała:
-Chodźmy nad jezioro, zrobimy sobie tam piknik, popływamy i będzie fajnie. Powiemy mamie, że nie wrócimy na obiad i przyjdziemy dopiero po południu.
               Ron i Hermiona spojrzeli po sobie, wspominając ich ostatnią wyprawę nad wodę, ale tym razem nie będzie takiej sytuacji, ponieważ idzie z nimi Ginny. Ostatecznie uznali, że to dobry pomysł i poszli się pakować.
               Godzinę później, o dziesiątej, cała trójka zmierzała z plecakami i torbami przez pola. Po drodze gawędzili przyjemnie i starali się nie myśleć o Harrym. Kiedy doszli nad wodę rozłożyli koce, rozebrali się i wskoczyli do jeziora. Pływali bardzo długo, ponieważ wszyscy to uwielbiali, ale po pewnym czasie zaczęło im być zimno więc rozłożyli się na słonecznej polanie.
-Ale fajnie- krzyknęła uradowana Ginny, wycierając włosy.
-No- przytaknął Ron, biorąc dwa ręczniki do ręki i rzucając jeden Hermionie.
               Wszyscy usiedli na leżakach, a Ron założył nawet okulary przeciwsłoneczne, co wywołało wybuch śmiechu przez dziewczyny. Chłopak zawstydził się i zdjął okulary, ale Ginny szybko zainterweniowała:
-Nie, nie zdejmuj. My też mamy okulary- to mówiąc obie wyjęły własną parę i założyły na nos. Teraz to Ron się zaśmiał.
               Siedzieli sobie tak przez pewien czas rozmawiając na neutralny temat, czyli o Hogwarcie:
-Myślicie, że to co mówią w Proroku to prawda?- spytała Ginny.
-Nie, na pewno nie. To stek bzdur, ale niestety ludzie w nie wierzą- odrzekła Hermiona.
-No tak, ale to dziwne, że nawet mama zaczyna się zastanawiać czy z Dumbledore’m jest wszystko w porządku.
-Molly w to wierzy?- zapytała zdumiona Hermiona.
-Chyba tak, jakiś czas temu stwierdziła, że mamy nie wracać do Hogwartu, bo tam nie jest już bezpiecznie-wyjaśniła rudowłosa.
-Na szczęście tata się wtrącił i stwierdził, że mama popada w histerię i że obydwoje pojedziemy, jak co roku, do szkoły- dodał chłopak.
-Do czego to doszło- powiedziała zdenerwowana brązowowłosa- Ale to prawda, że ludzie w to wierzą, bo nawet moi rodzice, mugole, wiedzą, że dzieje się coś złego.
-Ale powiedziałaś im o tym, co się wydarzyło w ministerstwie?- spytała z przejęciem Ginny.
-Nie, no co ty.
-Nasi siłą rzeczy wiedzą, no ale właśnie to powoduje, że matce od czasu do czasu odbija i gada jakieś bzdury- stwierdził rudzielec.
-Jak wy sobie wyobrażacie następne lata, przecież to będzie koszmar-powiedziała Hermiona.
-Masz racje, będzie okropnie, ale wszyscy wiemy jak powinny się skończyć rządy Voldemorta- rzekł Ron, a dziewczyny spojrzały na niego, ze zmartwieniem wypisanym na twarzy.
-No dobra- skwitowała rudowłosa- Ale nie wiadomo jak się to wszystko potoczy, przecież my  właściwie nic nie wiemy o Tym- Którego- Imienia- Niewolno- Wymawiać, więc jak go niby pokonać?
               Ron i Hermiona tylko pokręcili przecząco głowami. Myśleli o przepowiedni profesor Trewlaney, zapamiętali doskonale słowa: „Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania czarnego pana... Zrodzony z tych, którzy trzykrotnie mu się oparli, a narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca... A choć czarny pan naznaczy go jako równego sobie, będzie on miał moc, jakiej czarny pan nie zna... I jeden z nich musi zginać z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje... Ten, który ma moc pokonania czarnego pana, narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca...” Było tylko jedno wyjście, Harry musi pokonać Voldemorta, ale nie jest to wcale takie proste, może przy tym zginąć, a tego najbardziej się obawiali, lecz mimo to, że zagrożenie było olbrzymie obydwoje postanowili, że będą przy nim, bez względu na wszystko. Kiedyś rozmawiali o tym we dwójkę, ta dyskusja nie skończyła się przyjemnie, bo Hermiona zaczęła płakać, a Ron próbował ją wtedy pocieszyć, ale robił to bez żadnego przekonania i sam był bliski histerii. Teraz musieli być spokojni, bo była przy nich Ginny, która nie wiedziała nic o tym i nie mogła się dowiedzieć.
-Halo…- wrzasnęła rudowłosa, przerywając ich wspomnienia- Co z wami?!
-Sorry, zamyśliłem się- powiedział chłopak, a brązowowłosa tylko przytaknęła głową.
-Która jest godzina- zapytała po chwili Hermiona.
- Pierwsza- odrzekł rudzielec i spojrzał w jej wielkie, zmartwione, orzechowe oczy, próbując w nich wyczytać co dziewczyna naprawdę myśli.
-To co, chodźmy jeszcze popływać- rzuciła Ginny, a przyjaciele bez słowa podążyli za nią.
               Rudowłosa szybko wskoczyła do wody, chłopak za nią, natomiast brązowowłosa zatrzymała się na pomoście, pogrążając się dalej w czarnych myślał. Ron zauważył, że jego siostra popłynęła już daleko, a przyjaciółka wacha się stojąc na  mostku, więc postanowił podpłynąć do Hermiony i zorientować się co się dzieje.
-Wszystko w porządku?- spytał dziewczyny.
-Nic nie jest w porządku, jest do bani, cały czas się strasznie denerwuję, teraz, jeszcze, jak powiedzieliście mi o Molly i Hogwarcie to nawet bardziej- odpowiedziała rozpaczliwym tonem.
-Musisz patrzeć na to wszystko optymistycznie, jeżeli sobie wmówisz, ze Harremu coś grozi to nie wiadomo czy tak się nie stanie- odpowiedział rudzielec.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego smętnie i usiadła na pomoście. Lekki wiaterek rozwiewał jej poczochrane włosy, a brązowe oczy błądziły gdzieś w oddali. Ron wyszedł z wody i przycupnął obok niej. Przez moment obydwoje siedzieli bezczynnie, gapiąc się w nieskazitelną toń jeziora. W pewnym momencie chłopak stwierdził, że nie może dopuścić do tego, że siedzą razem na mostku i myślą o najgorszym, więc postanowił działać.
-To skaczemy- krzyknął i zsunął się do wody, ciągnąc za rękę dziewczynę, która wpadła do jeziora tuż obok niego.
-Co to było?- wrzasnęła rozdrażniona Hermiona.
-Sposób na pozbycie się nieprzyjemnych myśli- odpowiedział beztrosko Ron, na co brązowowłosa wybuchneła śmiechem, po chwili chłopak dodał- Chodź musimy dogonić Ginny, ścigamy się na trzy. Raz… Dwa… Trzy…
               Na ostatnie słowo wystrzelili jak z procy, prawie skakali po wodzie, zamiast pływać. W końcu dogonili rudowłosą. Powygłupiali się trochę, urządzali wyścigi, konkursy, kto wytrzyma dłużej pod wodą itp. Tym razem trwało to znacznie dłużej, kiedy wyszli na polanę było już wpół do czwartej.
Wszyscy wiedzieli, że Harry przybędzie dopiero ok. szóstej, więc postanowili jeszcze trochę czasu spędzić w plenerze. Przez jakieś pół godziny siedzieli na leżakach i tylko rozmawiali, ale później kompletnie im odbiło, zaczęli się ścigać po polach i przy tym wywracać, po czym staczali się z górki. Zabawa była świetna, ale po pewnym czasie trochę się zmęczyli tą bieganiną, więc stanęli, żeby odpocząć. Jak zwykle, któraś z dziewczyn zadała pytanie o godzinę, tym razem była już piąta. Przyjaciele postanowili zbierać się już do domu, żeby przywitać tam pana Pottera.
Kiedy wybiła 17.30, cała trójka właśnie przekroczyła próg Nory. Nie przywitali się z nikim tylko od razu poszli rozpakować rzeczy i przebrać się. Minęło kolejne piętnaście minut zanim zeszli do kuchni, żeby porozmawiać z Molly.
-I jak się bawiliście?- spytała gospodyni, kiedy spoczęli na krzesłach przy stole.
-Świetnie- odparł rudzielec- To był naprawdę dobry pomysł.
-Jesteście głodni?
-Bardzo- powiedziała Ginny.
               Parę minut później każde z nich dostało talerz rosołu i placki z jabłkami. Zjedli wszystko łapczywie, opowiadając przy tym pani Weasley o zabawie nad jeziorem. W pewnym momencie do kuchni wpadł Artur:
-Jest już 18, nie sądzicie, że Harry już powinien tu być?- powiedział ze zdenerwowaniem.
-Masz rację, już późno, na pewno za chwilę przybędzie- powiedziała spokojnie Molly.
               Po tych słowach wszyscy zaczęli krzątać się nerwowo po kuchni, pozbierali talerz i przygotowali miejsce dla Harrego. Kwadrans później wszystko było już gotowe, a oni usiedli przy stole, cierpliwie wyczekując przyjaciela.
-Kiedy on będzie?- jęknęła Ginny.
-Spokojnie, zaraz tu przybędzie- odpowiedział Ron, z nutą zwątpienia w głosie. Spojrzał na Hermionę, która wyglądała na bardzo zdenerwowaną, ręce się jej trzęsły, była blada, jak ściana i chciało jej się płakać. Rudzielec uśmiechnął się do niej smutno, ale to wcale nie pomogło.
-Może chodźmy do salonu- rzuciła Weasley’ówna, po czym wyszła z pomieszczenia, a jej przyjaciele poszli w jej ślady, tak więc w kuchni zostali tylko gospodarze.
               Siedzieli w pokoju gościnnym, a czas dłużył się niemiłosiernie, minęło ledwie dziesięć minut a oni odnosili wrażenie jakby czekali kilka godzin. Żadne z nich nie mogło sobie znaleźć zajęcia, co jakiś czas Ginny wstawała i przechadzała się po pokoju, Ron brał do rąk figurkę stojącą na stole, a Hermiona poprawiał maniakalnie poduszki, które i tak układały się jak chciały.
               Nagle usłyszeli dziwny huk z kuchni, a chwilę później do pomieszczenia weszła Molly i powiedziała:
-Ron, Errol przyniósł wiadomość do ciebie- to powiedziawszy wręczyła synowi kopertę.
               Rudzielec powoli otworzył list lecz zanim przeczytał list spojrzał po twarzach kobiet, które go otaczały i wyczytał na nich wielkie przerażenie. Rozłożył kartkę i zaczął czytać:
Drogi Ronie!
               Niestety nie uda mi się dzisiaj przybyć do Nory. Profesor Dumbledore zabrał mnie do jakiejś wioski i mamy coś załatwić, ale nie wiem jeszcze o co chodzi. Dumbledore mówi, że może to nam zająć cały wieczór, albo nawet całą noc. Nie przejmuj się mną i idź spokojnie spać, zobaczymy się jutro rano. Pozdrów i przeproś ode mnie rodziców i dziewczyny.
Przepraszam za problem, twój kumpel!
Harry
               Rudzielec zaklął pod nosem i podał list wyczekującej Hermionie. Ona również była w podłym nastroju i nie miała ochoty nic mówić, więc oddała kartkę Ginny, a ona gospodyni. Wszyscy siedzieli w milczeniu w salonie, a atmosfera coraz bardziej się zagęszczała. Byli tak wściekli, że najmniejsze wspomnienie o Harrym mogło wywołać kłótnię. Molly jednak zaryzykowała i powiedziała bardzo spokojnym tonem:
-No cóż, wstaniemy jutro wcześniej, żeby się z nim przywitać, a teraz może idźcie do swoich pokoi.
               Nikt nie zaprotestował, więc w trójkę weszli po schodach na górę, Ron poszedł do swojej sypialni, a dziewczyny do swojej. Rudzielec wparował do pokoju i padł na łóżko. Miotały nim najróżniejsze emocje, z jednej strony sądził, że jego przyjaciel jest kompletnym kretynem umawiając się z nimi tak a robiąc inaczej, choć na pewno wiedział, że strasznie się o niego martwią, a z drugiej strony bał się, że to nie Harry wysłał tą wiadomość, albo że zrobił to pod przymusem. Chłopak nie miał zamiaru dzielić się swoimi przemyśleniami z resztą domowników, wiedział że dziewczyny są bardzo roztrzęsione tym listem i boją się o Harrego, a jego rodzice próbują tylko zatuszować to, że również obawiają się najgorszego. Chłopak, zupełnie wykończony czarnymi myślami, zasnął.
               W tym samym czasie Ginny i Hermiona również weszły do swojego pokoju. Brązowowłosa usiadła na krześle przy oknie i ukryła twarz w dłoniach. Była bardzo zmęczona tą sytuacją, nie dość, że doskonale wiedziała, że już niedługo będzie musiała walczyć o swoje (i najbliższych przyjaciół) życie, to w dodatku nie miała pojęcia co dzieje się z Harrym, w ogóle nie zwracała uwagi na przyjaciółkę, która nerwowo przechadzała się po pokoju i kopała co jakiś czas przedmiot leżący na podłodze. Parę godzin później Hermiona położyła się na łóżku i przysnęła. Obudziła się o północy. Usłyszała, że część domowników nie śpi, Ginny w ogóle nie było w sypialni, a Molly i Artur szykowali się do snu. Brązowowłosa pomyślała, że pójdzie się umyć i przebrać w piżamę.
               Ron obudził się dopiero koło dwunastej w nocy, usłyszał, że jego matka kręci się po domu. Nie miał na nic siły, więc przebrał się w piżamę i znów położył. Tym razem nie mógł zasnąć, wszystkie nieprzyjemne myśli powrócił. Rudzielec leżał tak z kwadrans, kiedy usłyszał głos Ginny:
-Mamo!
               Na ogół chłopak nie reagował na takie krzyki, które go nie dotyczyły, ale tym razem postanowił wyjść na korytarz i zobaczyć co się dzieje.
               Hermiona również wyszła z łazienki dowiedzieć się dlaczego Ginny tak krzyczy. Kiedy dziewczyna stanęła na korytarzu, zobaczyła, że na parterze stoi jej przyjaciółka z wysoko podniesioną głową, na schodach przy pierwszym piętrze była Molly, a nad nią stał Ron. Wszyscy patrzyli się w dół na Weasley’ównę.
-Harry przyjechał? Na dole stoi jego sowa i kufer- krzyknęła rudowłosa.
-Co ty mówisz, przyjedzie jutro-odparła pani Weasley.
-Jest u ciebie, prawda?- Ginny wrzasnęła do brata.
-Chyba żartujesz- odparł rudzielec.
               Brązowowłosa w ogóle nie wiedziała co się dzieje, zdołała z siebie tylko wykrztusić:
-Serio?
 Nagle wszyscy usłyszeli z hollu niski, donośny, radosny głos:
-Serio!
               Cała czwórka pobiegła do drzwi. Ginny pierwsza go zobaczyła i rzuciła się mu na szyję, potem dotarła pani Weasley i uściskała go, z zapytaniem czy nie jest głodny. Gdy Hermiona zobaczyła przyjaciela, łzy napłynęły jej do oczu. Mocno go przytuliła i nie chciała puścić, w pewnym momencie usłyszała głos Rona, który dotarł na dół jako ostatni:
-Puść chłopaka, bo go udusisz.
               On również podszedł do Harrego i uściskał go. Wbrew pozorom bardzo mu ulżyło. Teraz, kiedy Potter dotarł do Nory już wszystko było dobrze, musiało być. Wszyscy zasnęli bardzo późno, zwłaszcza Harry, Ron i Hermiona, którzy siedzieli prawie do piątej nad ranem. Chcieli nacieszyć się swoim towarzystwem po prawie dwumiesięcznej rozłące. Zasnęli spokojnie, mając poczucie, że razem są bezpieczni.

*
Rozdział jest taki sobie, nie wiem czy dobrze opisałam przyjazd Harrego, ale nie miałam żadnego pomysłu, a nadszedł czas, żeby wreszcie pojawił się w moim opowiadaniu. A wy co sądzicie?

Obserwatorzy