Obchodzenie Walentynek będąc singlem i to w dodatku
popadającym w depresję nie należy do najprzyjemniejszych czynności, toteż
Hermiona, wstając 14 lutego ze swojego łóżka, nie miała najlepszych przeczuć,
co do tego dnia. Była chyba 6, ale ona zwykle wstawała o tej porze, żeby móc
się na spokojnie ogarnąć i uniknąć spotkania z Lavender. To nie do wiary! Od
prawie 4 miesięcy jej głównym życiowym celem było: „Zrób wszystko, żeby nie
spotkać tej wstrętnej, tlenionej… małpy”. Choć nie… głównym celem była rozmowa
z Ronem, tyko nie kłótnia, ale rozmowa, bez stresu, wściekłości, krzyków i
nadmiernych emocji.
Udała
się do łazienki. Załamała się patrząc na swoje odbicie. Nigdy nie dbała
nadmiernie o swój wygląd, ale w ciągu ostatniego miesiąca, to osiągnęło jakieś
apogeum! Po pierwsze, musiała sama przed sobą przyznać, że schudła. Może i
miałaby się z czego cieszyć, gdyby nie wyglądała prawie jak kościotrup, co ją
przerażało. Po drugie, była całkowicie blada. Nie wiedziała, z jakiego powodu,
ale również napawało to ją pewnym strachem, bo rzeczywiście sprawiała wrażenie,
jakby nie tliło się w niej życie. Ale czy prawda nie była taka, że czuła się
jak nieżywa? Poza tym, cała jej postawa sprawiała wrażenie, jakby świat
przestał mieć sens (poniekąd tak uważała). Jej piękne, puszyste brązowe loki
jak zwykle nie układały się tak, jakby chciała, ale wydawały się trochę
oklapnięte, a orzechowe, mądre oczy zaszły mgłą. Czy naprawdę wyglądała tak
strasznie czy tylko jej się tak zdawało? Ale na dobrą sprawę, po co miała
wyglądać dobrze? To nie miało sensu bez niego. To dla niego to wszystko robiła,
to dzięki niemu zawsze miała tą radosną iskierkę w oku… Teraz to wszystko
przepadło.
Spojrzała
z dezaprobatą na przygotowane ubranie. Jakieś dżinsy i… No właśnie, tu pojawiał
się problem. W Walentynki zawsze zakładała coś czerwonego: bluzkę, spódnicę,
sukienkę, szalik, cokolwiek. W tym roku jej sytuacja wyglądała nieco inaczej,
więc, choć wahała się, czy nie założyć czerwonego t-shirtu, w końcu zdecydowała
się na czarną koszulę, w ramach takiego swojego małego protestu… A może aktu
desperacji?
Wyszykowała
się, wróciła do pokoju po rzeczy i zeszła do salonu, w którym, jak zwykle o tej
porze, nikogo nie było. Zajęła swoje ulubione miejsce. W takich momentach na
ogół wyciągała książkę, ale tym razem wiedziała, że nie potrafiłaby się na niej
skupić. Wpatrzyła się w ścianę i zaczęła rozmyślać, co nigdy nie kończyło się dobrze.
Rozmawiała
z nim. To był plus. Wyjaśniła mu wszystko i poczuła pewną ulgę. Może jej nie
uwierzył, ale ona powiedziała mu prawdę o tym, co się wydarzyło i co czuje.
Wyznała mu to i było jej z tym lepiej. Natomiast, nie mogła zaprzeczyć, że
ogólnie ta rozmowa zakończyła się porażką. Przecież wiedziała, że on jej tak po
prostu nie wybaczy! Choć gdzieś, głęboko w jej podświadomości, tliła się taka
nadzieja… No dobrze, ale realistycznie na to patrząc, to wiedziała, że Ron nie
pozwoli na to, żeby do siebie wrócili, niemniej wydawało jej się, że trochę
inaczej zareaguje, że to będzie dyskusja zimna i bezduszna, że wszystko mu
powie od początku do końca. Nie sądziła, że będą nią targały takie emocje, a
tym bardziej, nie spodziewała się tego po nim! Dobra, wyszło jak wyszło, ale
miała nadzieję, że to coś zmieni, że on pozwoli jej choć odrobinę się do siebie
zbliżyć, tak, by móc normalnie na siebie patrzeć i zamienić dwa słowa, a
tymczasem minęło prawie półtora miesiąca, a Weasley unikał jej jak ognia-
rzadko go widywała, już o rozmowie nie wspominając. Wciąż odbywali wspólną
karę, ale Ron tuż po tym, jak dostawał sprzęt od Filcha, uciekał szybko, a ona
nie wiedziała gdzie go szukać- zamek był ogromny, a obrazów miliony! Tak więc,
cały jej misterny plan, mający na celu zbliżenie się do niego, spalił na
panewce.
Wybiła
8, a do salonu zaczęli wchodzić coraz to nowi uczniowie, jak co dzień. Tym
razem jednak byli dziwnie podekscytowani. „No tak, Walentynki” pomyślała
brązowowłosa. Większość miała na sobie chociaż akcent RÓŻU lub CZERWIENI.
Niektórzy mieli rozanielone spojrzenia i szerokie uśmiechy, a inni chodzili
naburmuszeni, patrząc się na tych szczęśliwych spode łba. Nietrudno było
odróżnić singli od tych będących w związku. Hermiona zaczęła się zastanawiać,
co będzie się działo w Wielkiej Sali, kiedy w czasie posiłków będą rozsyłane
kartki walentynkowe- pewnie ci samotni wyjdą z siebie. Cóż, Granger w końcu też
nikogo nie miała i atmosfera, którą niosło ze sobą to święto, wcale by jej nie
przeszkadzała, gdyby nie znajdowała się w tak zagmatwanej sytuacji…
Zobaczyła
na schodach do dormitorium męskiego Harry’ego. Zaczęła wypatrywać za jego
plecami Rona, ale nikogo nie zauważyła. Był sam. Miał na sobie zwykłą szkolną
szatę, a pod nią białą koszulę, a do niej jednolity, KRWISTOCZERWONY krawat.
Wyglądał na bardzo zadowolonego.
-Cześć, Hermiono- powiedział radośnie.
-Cześć- odparła z pewną rezerwą- Gdzie jest Ron?
-Jeszcze się szykuje. Chcesz na niego poczekać?
-Nie, to i tak nie miałoby sensu…- rzekła, po czym dodała-Wysłałeś
komuś Walentynkę?
-Jeszcze nie- odparł, uśmiechając się szerzej.
-Jeszcze?!
On nic
nie odpowiedział, tylko do niej mrugnął, po czym ruszył pewnym krokiem do
Wielkiej Sali, a dziewczyna podążyła za nim. Zachowywał się dziwnie i to od
dłuższego czasu, a ona nie miała pojęcia, co się dzieje. Kiedy tylko się go o
to pytała, udzielał jej jakiś wymijających odpowiedzi. A teraz jeszcze te
Walentynki! Czyżby chodziło o dziewczynę? O Ginny…? Nie wiedziała, co się
między nimi wydarzyło, ale była przekonana, że ich relacja uległa zmianie.
*
Co za
debil wymyślił, żeby określać 14 lutego mianem święta zakochanych i miłości?
Weasley naprawdę nie mógł tego zrozumieć. „Idiotyzm, czysty idiotyzm” powtarzał
w myślach. W dodatku zaspał, więc teraz w pośpiechu robił poranną toaletę i
ubierał się. Wszyscy jego współlokatorzy zdążyli opuścić dormitorium. Gdyby
Harry nie obudził go po powrocie z łazienki, prawdopodobnie spałby dalej. Tak
czy siak, dzień zapowiadał się fatalnie pod każdym względem. Dlaczego ludzie
mają sobie okazywać miłość tylko jednego dnia w roku? I dlaczego, do cholery,
to musi być akurat 14 lutego?! Wrzucił na siebie byle jakie ciuchy, dbając
jedynie o to, by nie mieć na sobie nic CZERWONEGO, na przekór tym wszystkim
durniom, kochającym Walentynki.
Zszedł
po schodach i prawie pobiegł do Wielkiej Sali, pragnąc jeszcze coś zjeść przed
lekcjami. Czuł się naprawdę lepiej od kiedy pobił się z McLaggenem. To brzmi
absurdalnie, ale właśnie tak było. Miał jakoś więcej energii, siły do życia.
Później jeszcze ta rozmowa z Hermioną… Naprawdę dała mu do myślenia, wzbudziła
w nim nadzieję. Sam fakt, że chciała mu to wszystko jakoś wyjaśnić, to już było
coś. Tylko, że on nie potrafił tego wybaczyć! Cały czas miał przed oczami ją i
Wilde’a. Przecież takich rzeczy się nie zapomina… Co więcej, wiedział, że, choć
Cormac to zwykła świnia, to Hermiona musiała pozwolić mu się do niej zbliżyć,
ale nie powiedziała mu czemu, to znaczy, twierdziła, że nie wie, ale co to
jest, do cholery, za odpowiedź?! Miał wrażenie, że nie kłamała, ale kompletnie
tego nie rozumiał.
I był
jeszcze jeden problem, Lavender. Od kiedy „pomylił” ją z Hermioną, starał się
jej unikać. Nie chciał, żeby ta sytuacja się powtórzyła. Używał najróżniejszych
wymówek, część z nich była tak wymyślna, że sam by w nie uwierzył, głównie po
to, by nie musieć ich rozważać, a część była błaha i niewiarygodna, ale jakoś
Lav się na nie nabierała. Ron czasem się zastanawiał jak można być aż tak
tępym. Nie wierzył, że nie zauważyła tego, że jej unika. W takim razie czemu
nic z tym nie robiła? Nie zadała mu nawet jednego pytania na ten temat.
Natomiast bardzo zainteresowała ją sprawa McLaggena i we wszystkich tych
krótkich chwilach, kiedy Ron się z nią widywał, wypytywała się go o to. Ale on
nie mógł jej powiedzieć prawdy! Choć w sumie… Gdyby to zrobił, pewnie by z nim
zerwała. Cholera! Dlaczego nie pomyślał o tym wcześniej?! No ale teraz było i
tak za późno. Zmyślił jej coś o tym, że pokłócili się o quiditcha, ale było to
na tyle zażarte, że przeszli do czynów. JAKOŚ w to uwierzyła, choć z trudem,
ale Ron był wdzięczny, że nie musiał wymyślać nic bardziej skomplikowanego.
Zresztą, po całym Gryffindorze krążyły najróżniejsze plotki dotyczące tej
bójki, a kiedy chłopak słyszał niektóre z nich, myślał, że umrze ze śmiechu.
W
każdym razie, Lavender Brown wciąż oficjalnie była jego dziewczyną, co wcale
nie było mu na rękę, ale nie potrafił z nią zerwać. A teraz były te pieprzone
Walentynki! Na pewno będzie chciała coś z nim robić. Pewnie dostanie od niej
jakiś przesłodzony list… Beznadzieja! Zastanawiał się też, czy nie powinien
czegoś dla niej zrobić, przynajmniej z grzeczności.
Tak czy
siak, Walentynki były dla Ronalda Weasleya najbardziej idiotycznym świętem w
całym roku i modlił się, by ten dzień już się skończył.
*
Usiedli
przy stole Gryfonów. Hermiona z dezaprobatą spojrzała na potrawy, zaserwowane
na śniadanie: wykrojone z chleba SERCA, dżemy-truskawkowy i malinowy, jakiś
sok, ale nie dyniowy, tylko JASKRAWORÓŻOWY, CZERWONE dzbanki z kawą, naleśniki,
również w kształcie SERC, a oprócz tego bezy i ciasteczka, jakże by inaczej-
CZERWONE SERCA. Musiała się mocno skrzywić, bo Harry zaczął chichotać na widok
jej miny.
-Oj, przestań, to jest bardzo smaczne- powiedział z
uśmiechem.
-No dobra, ale nie uważasz, że to głupota?
-Może i tak-rzekł obojętnie- Ale mi to nie przeszkadza.
Brązowowłosa
spojrzała się na niego przenikliwie. To naprawdę nie było dla niego typowe.
Jego zachowanie było po prostu dziwne! Był jakiś nazbyt… radosny,
optymistyczny… A może tylko jej się tak wydawało? Może to ona była zbytnio przygnębiona?
Ale nie! Znali się prawie 6 lat, wiedziała, że coś jest nie tak, może „nie tak”,
to złe określenie, lepiej powiedzieć… inaczej. Z każdą sekundą utwierdzała się
w przekonaniu, że jest zakochany- jego maślany wzrok, szeroki uśmiech, wieczny
optymizm… Ron też się tak zachowywał… i ona również, kiedy byli parą.
Chciała
pomóc Harry’emu i Ginny, ale nikt nie mógł wymagać od rudowłosej, żeby zerwała
z Deanem, jeśli coś do niego czuła. Problem w tym, że ona nie wiedziała CO to
za uczucie, a było im razem dobrze. No ale jak widać dla czarnowłosego to nie
było wielką przeszkodą, to znaczy było, ale wciąż i tak mógł adorować
Weasley’ównę. Kolejnym problemem było to, że nawet jeśli Hermiona chciałaby
jakoś zainterweniować w tej sprawie, to na pewno nie mogła pójść do rudej, bo
były skłócone od prawie miesiąca. Wiedziała, że ma prawo mieć jej za złe to, że
powiedziała o Cormacu Harry’emu, ale mogła już jej odpuścić, bo tamta chciała
dobrze. Wciąż jednak zagadką pozostawało to, jak Ron się o tym wszystkim dowiedział.
Ginny powiedziała, że nie od niej, tak samo stwierdził kiedyś Potter… Byli jej
przyjaciółmi, ufała im, ale skąd w takim razie rudzielec o tym wiedział? Tak
czy siak, wielokrotnie to przed sobą przyznała, brakowało jej przyjaciółki.
Harry był kochany, ale nie mogła z nim pogadać o wszystkim, bo… po prostu, bo
nie.
I wtedy
w progu Wielkiej Sali stanęła właśnie Ginny, ubrana w CZERWONĄ sukienkę.
Hermiona musiała przyznać, że wyglądała bardzo ładnie. Widziała reakcję Harry’ego-
jak obserwuje każdy jej ruch, jak nerwowo przełyka ślinę… Teraz już była pewna
na sto procent, że się zakochał w Weasley’ównie. Dziewczyna skierowała się do
stołu Gryfonów, posłała im uśmiech (bardziej Potterowi, niż Granger) i usiadła
obok swojego chłopaka, który miał na sobie RÓŻOWĄ koszulę. Czarnowłosy wyraźnie
posmutniał, widząc to, a w dodatku po krótkiej rozmowie Dean i Ginny zaczęli
się całować. Potter wbił wzrok w swój talerz z odrazą wpatrując się w bezę-SERCE.
Hermiona, pragnąc go pocieszyć, poklepała go po ramieniu, ale wcale na to nie
zareagował. Przełamała duże, owsiane ciastko, które spoczywało na jej talerzu
(udało jej się zgarnąć ostatnie ze stołu!) i podała pół Harry’emu.
-Super- parsknął- Czy jedzenie połamanego serca w Walentynki
coś oznacza?
-Nie wiem- zaśmiała się- Mówiłam, że to głupie święto.
Potter
przytaknął i choć wciąż wpatrywał się w swój talerz, jego mina zrobiła się
weselsza. Dziewczyna oparła głowę na jego ramieniu. Czuła, że jest mu coś
winna. Przez ostatnie miesiące ją pocieszał, powinna mu się odwdzięczyć. Oboje
byli w tej samej sytuacji- nieszczęśliwa, niespełniona miłość.
*
Lekcje
dłużyły się niesamowicie. Ron patrzył z niesmakiem na swoich rówieśników. Wszyscy
byli jacyś podminowani, ubrani w RÓŻ i CZERWIEŃ wysyłali sobie liściki miłosne
na lekcji. Chłopak pokręcił z pożałowaniem głową i w tym momencie bardzo
przypominał Hermionę. No właśnie, Hermiona! Odwrócił się i zobaczył jak siedzi
sama w jednej z ostatnich ławek, zawzięcie notując słowa nauczyciela, których
on oczywiście nie słuchał. Trudno było mu się nie uśmiechnąć na jej widok- nie
miała w swoim stroju NIC, co by wskazywało na to, że obchodzą ją Walentynki.
Największy ubaw miał z tego, że
Harry uległ temu głupiemu zwyczajowi i założył „nietypowy” krawat. Potterowi
jednak nie było do śmiechu. Czyżby chodziło o dziewczynę? Tak mu się
przynajmniej wydawało. Ale czarnowłosy nie sprawiał wrażenia, jakby chciał się
komukolwiek zwierzać, dlatego go zostawił. Ron miał do niego o to żal, ale z
drugiej strony, on też specjalnie nie opowiadał mu o tym, co czuje do Hermiony,
choć Harry wiedział wszystko i to od dawna.
I, niestety, nabijanie się z
kumpla było chyba jedyną przyjemną rzeczą jakiej się spodziewał tego dnia.
Ponownie rozejrzał się po klasie i jego wzrok, na nieszczęście, natrafił na
Lavender, która wpatrywała się w niego, prawdopodobnie od jakiegoś czasu. Miała
na sobie bardzo krótką, czarną spódniczkę, a do niej CZERWONY sweter.
Uśmiechnęła się do niego figlarnie, co znaczyło tylko tyle, że po lekcjach
dostanie więcej, czymkolwiek to „więcej” jest. To nie jest tak, że Ron mógł jej
coś zarzucić, nie jeden facet marzył o takiej dziewczynie: ładna, seksowna i
bardzo chciała… Tylko, że rudzielcowi zależało na czymś więcej, pragnął móc z
nią porozmawiać, ale niestety było to niewykonalne. I to w sumie dlatego miał
jej tak dosyć, bo, według Lav, w związku nie liczyło się nic poza
obściskiwaniem się i całowaniem, a on jednak miał nadzieję na coś nieco innego.
Odwrócił od niej wzrok.
Dużo by dał, żeby moc spędzić te
Walentynki z Hermioną. Może wtedy zmieniłby się jego stosunek do tego święta?
Albo przynajmniej wspólnie by na nie psioczyli… I widział, jak ona się stara.
Po tej feralnej rozmowie przy obrazach, unikał jej w trakcie kary, ale ona i
tak za każdym razem próbowała się do niego zbliżyć. Poza tym, kilkakrotnie
podchodziła do niego, kiedy wraz z Harrym odrabiali lekcje, pod pretekstem
rozmowy z Potterem. To w sumie mu schlebiało… Tylko było już za późno na
rozmowę… A może właśnie za wcześnie? W każdym razem, nie potrafił z nią pogadać,
bo każde wspomnienie o tym, co się między nimi wydarzyło, przywoływało obraz
jej, całującej się z Rogerem.
Skierował wzrok w stronę Wilde’a,
który siedział od początku roku w tej samej ławce, otoczony ludźmi głównie z
Hufflepufu. No oczywiście, miał na sobie CZERWONĄ bluzę! Rudzielec prychnął.
Koleś go nieźle wkurzał. Wszystko popsuł! Jak w ogóle śmiał pocałować
Hermionę?! Wiedząc, że ma chłopaka! A wcześniej był dla Rona taki milutki… Aż
krew w nim zawrzała. Ale brązowowłosa mu powiedziała, że dała Rogerowi w twarz,
zaraz po tym pocałunku. Może gdyby wtedy nie poszedł do Lavender, wszystko
wyglądałoby inaczej… I teraz też już podobno nie byli parą. Ale Ron nie
potrafił tak po prostu wybaczyć, to za bardzo bolało.
Spojrzał na nauczyciela, ale z
całym szacunkiem, nie interesowały go legendy o Amorze, mitycznym bożku, który
w rzeczywistości okazał się być czarodziejem, który wcale nie chciał sprawić,
żeby świat był piękniejszy, a ludzie się kochali, tylko chciał, by zapanował
chaos. Dlatego jego ofiary się w sobie zakochiwały, często zdradzając mężów czy
żony lub wbrew woli rodziców, co wtedy było właściwie samobójstwem.
„A podobno miłość jest piękna…”
chłopak pokręcił z dezaprobatą głową. Na własnej skórze doświadczył, jak może
ranić. Tylko, że kiedy byli z Hermioną parą, to naprawdę było wspaniale.
Cudownie było ją kochać i być przez nią kochanym… Teraz było tylko cierpienie.
Czy ona naprawdę wciąż coś do niego czuła? Chciał myśleć, że tak. Wszystkie
gesty, które wykonywała przez ostatni miesiąc świadczyły o tym, że tak jest,
ale on miał wątpliwości. Jeśli go kochała, to czemu go tak skrzywdziła? „Ty też
ją zraniłeś” powiedział jakiś uporczywy głosik w jego głowie. Z niechęcią
przyznał mu rację. Przez długi czas, kiedy tylko ją widział, a był z Lavender,
natychmiast zaczynał się z nią całować, wiedząc, że Hermionie jest przykro, że
zaczyna płakać. I przez pierwsze kilka minut czerpał z tego jaką chorą
satysfakcję, a potem dochodziło do niego, jak ona cierpi i przychodziły wyrzuty
sumienia.
Zwrócił wzrok w kierunku swojego
pergaminu. Powinien coś wysłać Lavender- bardzo nie chciał, ale powinien… A co
z Hermioną? W sumie to ona była jedyną osobą, której mógłby napisać szczerze
taki liścik. Gdyby byli parą, może poszliby na jakąś romantyczną kolację…To i
tak w sumie nie miało teraz żadnego znaczenia, bo nie byli parą!
Ponownie się odwrócił, by na nią
spojrzeć, wpatrywała się z uwagą nauczyciela, marszcząc przy tym brwi. O rany,
była cudowna! Wkurzało go, że po tym wszystkim tak na niego działała. Widząc
ją, wariował. Kiedy patrzył na jej brązowe loki, oczy… te niesamowite,
orzechowe oczy i miękkie, malinowe usta… Cholera, tak bardzo jej pragnął!
Poczuł, jak robi mu się gorąco. I wtedy odwróciła wzrok od profesora i, niby
przypadkiem, rzuciła okiem na rudzielca i zamarła… Ich spojrzenia się
skrzyżowały i nie mogli ich od siebie oderwać. Ona patrzyła na niego
przepraszająco, tęsknie, a on z zaskoczeniem i pożądaniem. Wykrzywiła lekko
usta w słodkim uśmiechu, a on poczuł ucisk w żołądku.
Odwrócił się i wpatrzył w blat.
Wziął parę głębokich oddechów, żeby ochłonąć. Musiał być silny. Wiedział, że
jeżeli pozwoli jej się do niego zbliżyć, to nie wytrzyma i będzie chciał, by
znowu była jego dziewczyną, tylko, że co chwila by sobie przypominał, jak
bardzo go skrzywdziła i jej też by to wypominał… Nie, nie był na to gotowy.
Lekcja zbliżała się ku końcowi, a
Ron notując pracę domową, po raz enty powtórzył w myślach: „Miłość jest do
dupy, a Walentynki to czysty idiotyzm.”
*
„O
rany, nigdy więcej” pomyślała po wyjściu z sali. Dobrze, że lekcje się już
skończyły, bo chyba by zwariowała. Gdyby się wtedy na nią nie spojrzał… Nie
umiała zmienić tego, że pod wpływem jego wzroku miękły jej kolana. Nie
potrafiła myśleć. Miała przed oczami jego twarz: rudą grzywkę, błękitne oczy,
piegi i usta… Aj… Musiała się jakoś na to uodpornić, bo kompletnie ją to
rozstrajało. Teraz szła szybko do Wielkiej Sali na obiad i o mało co nie wpadła
na parę całujących się siódmoklasistów. „Przeklęte Walentynki!”
Dotarła
do jadalni. Zobaczyła jak nad głowami wszystkich latają sowy i roznoszą
wiadomości walentynkowe. Niechętnie zajęła swoje stałe miejsce. Nie było tam
ani Harry’ego, ani Ginny… ani Rona. Może i lepiej, przynajmniej mogła spokojnie
pomyśleć. „Pfff… to nie takie proste” stwierdziła. Cały czas miała przed oczami
rudzielca. Kiedy spojrzała w te jego cudowne, przeklęte tęczówki, wszystko do
niej wróciło- wspólne wypady nad jezioro czy na Pokątną, na błonia albo
wykradanie się w nocy na potajemne spotkania… I miała ochotę się na niego
rzucić i całować do upadłego. Co gorsza, może to było tylko złudzenie, ale
miała wrażenie, że on też by tego chciał… Jego spojrzenie było takie… łakome.
Nie! Nie mogła sobie wmawiać takich rzeczy, nie chciała robić sobie złudnej
nadziei. Owszem, liczyła na to, że się niebawem zejdą, ale wiedziała, że to
jeszcze nie ten moment, że teraz jest na nią strasznie zły.
Zauważyła,
że niedaleko siada Ginny. Sama. Chyba powinny wreszcie pogadać, w końcu trwały
w takim zawieszeniu już prawie miesiąc. Hermiona czuła się źle nie mogąc
normalnie porozmawiać z rudowłosą i miała wrażenie, że Weasley’ówna też jej
potrzebowała.
-Co u ciebie?- zagadnęła po pewnym czasie brązowowłosa.
-Nic takiego- odparła jej przyjaciółka z pewnym
zaskoczeniem- A u ciebie?
-Bez zmian.
Zapadła
chwilowa cisza. Obie skupiły się na swoich talerzach, na których znajdowały się
pizze, w kształcie SERC, oczywiście jedynie z CZERWONYMI dodatkami, takimi jak
papryka, pomidor itp.
-Słuchaj, Ginny- powiedziała po pewnym czasie Granger-
Mam już dość tej sytuacji. Wiem, że się wtedy za bardzo wkurzyłam, nie powinnam
tak na ciebie naskakiwać… Bałam się wtedy o Rona i… Po prostu przepraszam.
-Nie, Hermiono- odparła ruda- Miałaś rację. Powiedziałaś mi
coś w zaufaniu i nie powinnam tego nikomu mówić, nawet Harry’emu. To ja
przepraszam.
-Gin, to nie tak, że nie chciałam, żeby on wiedział… Po
prostu nie było okazji, żeby mu powiedzieć, a wiesz, że dla mnie to jest bardzo
drażliwy temat.
-Rozumiem- uśmiechnęła się do Granger.
-A tak właściwie, nie wiesz, jak…
Urwała,
bo podleciały do nich trzy sowy przynosząc dwie walentynki dla Ginny i jedną
dla Hermiony. Obie się zdziwiły, ale przerwały rozmowę, żeby odczytać
wiadomości. Brązowowłosa rozwinęła rulon. Okazało się, że są to dwie karteczki
w kształcie połówek złamanego serca. Jedna była RÓŻOWA, druga CZERWONA. Na tej
pierwszej znajdował się napis:
Masz rację, Hermiono, to
wyjątkowo głupie święto. Ale nie mogłem się powstrzymać: szczęśliwego Dnia św.
Walentego!
A na drugiej:
PS Wiszę Ci ciastko… a
właściwie jego połowę.
Ściskam,
Harry
Dziewczyna
roześmiała się i popatrzyła na przyjaciółkę. Miała bardzo zagubioną minę.
Czytała jedną z walentynek tak, jakby nie mogła jej zrozumieć. Wpatrywała się w
nią przez dłuższy czas w kartkę, po czym spojrzała na przyjaciółkę.
-Od kogo?- Ginny wskazała na kartę, marszcząc brwi.
-Od Harry’ego- Granger podała jej walentynkę- A twoje?
-Jedna od Deana…
-A druga?
-No właśnie nie wiem.
-Jak to?
-Podpisano Tajemniczy
Wielbiciel…
Hermiona
uniosła ze zdziwienia brwi i wzięła karteczkę, którą podała jej Weasley’ówna.
Pismo było pochyłe i wyjątkowo zgrabne, ale miała wrażenie, że skądś je znała…
Ktoś się naprawdę postarał. Dziewczyna nie wgłębiała się w jej treść, ale zauważyła,
że była bardzo romantyczne. Czy to możliwe, że tą walentynkę wysłał…?
-O nie!- jęknęła Ginny i wyrwała jej pergamin z rąk- Dean tu
idzie.
Rudowłosa
szybko schowała karteczkę do kieszeni, a po chwili podszedł do nich Thomas.
Uśmiechnął się szeroko do Hermiony, na co ona odpowiedziała tym samym, usiadł obok
swojej dziewczyny i dał jej całusa w policzek. Brązowowłosa palnęła coś o tym,
że ma dużo zadane i szybko opuściła salę.
Gdzie
postanowiła się udać? Oczywiście do biblioteki! Kręciło jej się w głowie od
tych wszystkich rozmyślań. Nie mogła w to uwierzyć, ale wszystko wskazywało na
to, że Walentynkę Ginny wysłał Harry! Ale to było do niego tak niepodobne… Choć
z drugiej strony, ostatnio naprawdę dziwnie się zachowywał, więc w sumie był w
stanie coś takiego zrobić.
Dotarła
do czytelni, gdzie było kompletnie pusto, jeszcze bardziej niż zwykle, bo
wszyscy obchodzili te cholerne Walentynki! Zajęła swoje stałe miejsce i
wyciągnęła z torby stos książek i rulon pergaminu. Schyliła się, żeby sięgnąć
po pióro, a kiedy z powrotem usiadła prosto, zobaczyła, że tuż przed nią leży
CZERWONA karteczka, na której, drobnym pismem, zakreślono jej inicjały.
Przygryzła wargę. Istniała możliwość, że to nie dla niej… No ale z drugiej
strony, nie wierzyła w zbiegi okoliczności. Po chwili namysłu, otworzyła
liścik:
Droga Hermiono,
Szczerze mówiąc,
liczyłem na to, że spędzimy te Walentynki razem, ale jak widać los chciał
inaczej. Sporo się między nami wydarzyło i wciąż tego nie wyjaśniliśmy. Ale nie
potrafię nic poradzić na to, że cały czas o Tobie myślę, w każdej godzinie, minucie,
sekundzie… Widzę Twoją śliczną twarz i czuję ból, że już nie mogę Cię dotknąć,
pocałować. Tęsknię za Tobą!
Byłbym
najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, gdybyś zgodziła się zostać moją
walentynką.
Zakochany bez pamięci,
RW
Patrzyła z niedowierzaniem w
kartkę, a z każdą chwilą na jej twarz wpełzał coraz szerzy uśmiech. Nie
potrafiła rozpoznać pisma, bo wiadomość została napisana specjalnym piórem,
które sprawiało, że litery były ozdobione różnymi zawijasami. Nie mogła w to
uwierzyć! Czyżby wreszcie jej błagania zostały wysłuchane? Choć to było do niego trochę niepodobne…
Zbagatelizowała tę myśl. Oczywiście, że się zgodzi! Chciało jej się śmiać,
płakać, wszystko naraz! Rozsadzała ją radość.
-I jak?- usłyszała głos za swoimi plecami, który rozpoznała
od razu.
Kiedy
się odwróciła, zdała sobie sprawę jak wielką popełniła pomyłkę. „RW”… To takie
proste! To „RW” nie oznaczało Rona Weasley’a, tylko Rogera Wilde’a! Momentalnie
wyparowało z niej całe szczęście. Chłopak patrzył się na nią z nadzieją, a ona
wiedziała, że zaraz będzie musiała mu odpowiedzieć. Usiadł naprzeciwko i
wpatrywał się w nią z wyczekiwaniem, ale ona nie była w stanie nic powiedzieć.
-Hermiono…- rzekł, nie mogąc znieść tej ciszy- Wiem, że
wtedy zareagowałem zbyt agresywnie. Zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo byłaś
w nim zakochana i że nie zrobiłaś tego celowo. Powinienem dać ci więcej czasu.
Ale kiedy to powiedziałaś, nie mogłem wytrzymać. On cię skrzywdził! Nie był
ciebie wart… Dlatego przepraszam, bo wiem, że nie chciałaś mi zrobić przykrości.
Ponowię więc swoje pytanie, zostaniesz moją walentynką?
Uśmiechnął
się do niej zachęcająco i wpatrzył się w nią, jakby była obrazkiem.
Odpowiedziała na ten uśmiech. Był naprawdę rozczulający! Brakowało jej go`
przez ostatni czas. Naprawdę go lubiła- kochała z nim spędzać czas, rozmawiać,
śmiać się… W końcu zdecydowała się na odpowiedź:
-Nie- szepnęła cicho, spuszczając wzrok.
Chłopak
był wyraźnie zaskoczony. Zniknęła cała jego nadzieja na powrót do niej. Nie
mógł w to uwierzyć… Po pewnym czasie spytał:
-Dlaczego?
-Roger- zawahała się- Naprawdę cię lubię i szanuję, ale nic
więcej, dlatego chciałabym, żebyśmy byli…
-Błagam cię, tylko nie mów mi o przyjaźni!- prychnął z
niezadowoleniem.
-A co mam ci powiedzieć?- była coraz bardziej zdenerwowana-
Dużo myślałam o tym, co wtedy ci powiedziałam i wiem, że miałeś rację: ja wciąż
go kocham. I cały czas kochałam i przepraszam, że dałam ci nadzieję na to, że
mógłbyś zając jego miejsce- przerwała na chwilę, myśląc nad dalszą wypowiedzią-
Tak, kocham go, kochałam i będę kochać i nic tego nie zmieni… Muszę zrobić
wszystko, żeby go odzyskać. Naprawdę mi na tobie zależy, ale nie w ten sposób.
Przepraszam.
-Żartujesz sobie?- warknął- Po tym wszystkim, co ci zrobił,
ty nadal go kochasz?!
-Po tym wszystkim, co ja mu zrobiłam- szepnęła- Tak, kocham
go i wiem, że on mnie też.
-On ma dziewczynę! Poza tym, to nie była twoja wina…
Hermiona
spojrzała na niego z niedowierzeniem. „Nie, ale twoja tak” w ostatniej chwili
ugryzła się w język, żeby nie wypowiedzieć tego na głos. Chłopak też chyba o
tym pomyślał, bo spuścił wzrok.
-Dlaczego ze mną byłaś?- spytał po chwili.
-Bo…- to było trudne pytanie, nad którym musiała się długo
zastanawiać- Bo wiedziałam, że coś do ciebie czuję. Potem uratowałeś mnie, no
wiesz… przed Cormaciem, a później ta cała bójka z Ronem… Byłam na niego
wściekła! A ty powiedziałeś mi, że się we mnie zakochałeś, a ja wiedziałam, że
też jesteś mi bliski… a potem się całowaliśmy.
-Nie wierzę- parsknął, patrząc na nią ze złością.
-Posłuchaj mnie, Roger. To nie tak, że ja nic do ciebie nie
czuję. Po prostu wtedy nie zadawałam sobie sprawy z tego, co to za uczucie, ale
wiem, że to nie to samo, co z Ronem. Jesteś cudownym przyjacielem, ale tylko
przyjacielem.
Mówiła
to wszystko z taką mocą i przekonaniem, że sama była zdziwiona. Ale ulżyło jej,
że wreszcie mu to powiedziała, choć wiedziała, jaka będzie jego reakcja.
Patrzyła na jego twarz, która wyrażała smutek i cierpienie. Nie chciała go
ranić, ale wiedziała, że to nieuniknione. Zerwania były trudne… Choć to w sumie
nie było takie prawdziwe zerwanie.
-Przykro mi, ale nie mogę być TYLKO przyjacielem- to
powiedziawszy wstał i odszedł.
Hermiona
poczuła jak do jej oczu napływają łzy. Naprawdę chciała, żeby między nimi było
w porządku, żeby znowu mogło być tak, jak kiedyś… Przykro jej było, że musiała
go zranić, ale to przynajmniej uczciwe… Gdyby pozwoliła mu wierzyć, że też jest
w nim zakochana, to byłoby podłe!
Większą
przykrość sprawiła jej ta walentynka. Głupia, myślała, że to od Rona! A coś jej
podpowiadało, że to nie w jego stylu… Gdyby choć przez chwilę o tym pomyślała,
domyśliłaby się, że to na pewno nie rudzielec jej to wysłał. Po tych wszystkich
dniach rozłąki, po kłótni w czasie kary… Dał jej wyraźnie do zrozumienia, że za
bardzo go skrzywdziła i że jej nie wybaczy. I dopiero teraz do niej to naprawdę
dotarło! Nie było szans na to, że do siebie wrócą… Nie teraz…
*
Nie
dostał walentynki od Lavender… ani od nikogo innego. To chyba dobrze. Może się
na niego obraziła i przestanie się do niego odzywać? Oby. Z takim nastawieniem
właśnie przekraczał próg Pokoju Wspólnego Gryffindoru, który był przystrojony
CZERWONYMI serpentynami, balonami itp. Oczywiście wszędzie królowały SERCA, a
żyrandol został zaczarowany tak, że rzucał na pomieszczenie JASNORÓŻOWE
światło. Wszędzie rozbrzmiewała spokojna, nastrojowa, jazzowa muzyka. Chłopak
patrzył na to wszystko z politowaniem. Po cholerę, ktoś zadał sobie aż tyle
trudu, żeby zrobić z Pokoju Wspólnego coś aż tak kiczowatego?
-Ron?- usłyszał za sobą wysoki głosik i jęknął w duchu.
-Cześć, Lavender- odwrócił się do niej po pewnym czasie.
-Chyba nie muszę ci tłumaczyć jaki dziś dzień?- po tych
słowach, już wiedział, że zaraz będzie mu robić wyrzuty.
-Eee… No nie.
-Więc nie zapomniałeś o czymś?
-Słuchaj, dla mnie to święto to głupota. Dzień jak co dzień.
-Jak możesz?!- obruszyła się- To święto zakochanych!
-Zakochani mogę świętować codziennie- mruknął.
Blondynka
uśmiechnęła się szeroko, a on pojął, co właśnie powiedział i do kogo. Debil!
Nie o to mu chodziło… Ale Lavender oczywiście odebrała to w TEN sposób i
rzuciła się mu na szyję. Pocałowała go. Nie wiedział za bardzo, co zrobić. Po
pewnym czasie, przeklinając swoją głupotę, również ją objął. Zaczął rozmyślać,
jak tym razem się jej wywinąć. To już nawet nie było zabawne! Naprawdę chciał
się od niej uwolnić… W tym czasie, Lavender błądziła rękami po całym jego
ciele, co może byłoby nawet przyjemne, gdyby nie zastanawiał się gorączkowo jak
wyrwać się z jej uścisku i… gdyby była Hermioną. „O nie! Nie myśl o niej!”
skarcił się w duchu. Po pierwsze, nie chciał dopuścić do takiej sytuacji, jaka
zdarzyła się miesiąc temu, po drugie, wciąż bolało go to, co zrobiła.
Dziewczyna odsunęła się i spojrzała na niego z wyrzutem. Jak widać, zauważyła
kompletny brak jego udziału w tym „zbliżeniu”. Uśmiechnął się nieśmiało, po
czym sam ją pocałował. Musiał zyskać na czasie… Jak tym razem się wyłgać?
„Mam!”. Pomysł był genialny w swojej prostocie. Odsunął się od niej kawałek, a
ona westchnęła z irytacją, jakby chciała powiedzieć „co znowu?!”.
-Lav…- szepnął, choć trudno mu to przeszło przez gardło-
Muszę iść.
-Gdzie?- warknęła.
-Mam karę, a muszę wcześniej jeszcze zajrzeć do dormitorium.
Puściła
go i spojrzała na niego smutno, na co on posłał jej lekki uśmiech. Odpowiedziała
tym samym i cmoknęła go w usta. Byłaby nawet słodka, gdyby miała coś w głowie i
nie chciała się non-stop całować. To pożegnanie było urocze… Tylko, że to
Lavender, której zależy tylko na jednym.
Chłopak
ruszył do dormitorium. Oczywiście wymówka z karą była bzdurą, bo dochodziła
15.30, a on miał czyścić obrazy dopiero za trzy godziny. Dlatego postanowił
zaszyć się do tego czasu w swoim pokoju. Przynajmniej trochę odpocznie albo
nawet odrobi lekcje… Nie… To zły pomysł, nie będzie odrabiał lekcji, tylko relaks.
To mógłby w sumie być jedyny przyjemny moment tego dnia. Usiąść na łóżku,
zasunąć zasłony i odciąć się od wszystkiego-hałasu, ludzi i tych całych,
pieprzonych WALENTYNEK!
Będąc
jakieś pół piętra przed dormitorium, doszedł do jego uszu hałas, a dokładniej
krzyki. Przyspieszył kroku zastanawiając się czy dochodzą z jego sypialni.
Kiedy stanął wreszcie przed drzwiami, usłyszał:
-Mam dosyć tego, że przystawiasz się do mojej dziewczyny!
„Dziewczyny”…
Tylko jeden z nich miał dziewczynę i była nią Ginny. Ron z impetem otworzył
drzwi i wparował do pokoju. Zobaczył, że znajdują się w nim trzy osoby- Dean,
Harry i Neville. Ciemnoskóry chłopak stał wściekły na środku pomieszczenia i
patrzył z wściekłością na Pottera, natomiast Longbottom siedział na swoim łóżku,
obserwując całą scenę z przerażeniem.
-Uspokój się!- warknął Harry- Przyszła tylko pożyczyć
książkę.
-Wiesz, że nie o tym mówię! To znaczy, to mnie tylko
utwierdziło w przekonaniu- syknął Dean- Widzę, jak się na nią gapisz. Myślisz,
że jestem na tyle tępy, żeby się nie domyślić?! Te wasze spojrzenia, uśmiechy…
-Słuchaj, ja nie wiem, co ty widzisz- odparował Potter- Ale
radzę ci zbadać wzrok.
Thomas
wyglądał, jakby zaraz miał wybuchnąć, dosłownie. W jego oczach widać było taką
wściekłość, jakiej Ron nigdy nie spodziewałby się zobaczyć. Postanowił wkroczyć
do akcji, zanim jego kumple się pobiją.
-Co się dzieje?
-O, świetnie- prychnął Dean- Może zainteresuje cię, co twój
kumpel wyprawia z twoją siostrą!
-Ogarnij się, stary! Nic z nią nie robię! Po prostu przyjaźnimy
się- Harry stanął naprzeciwko kolegi.
-To się nazywa przyjaźnią?!- parsknął ciemnoskóry.
-Tak! Na tym to polega…
-Ej, chłopaki, dajcie spokój- wtrącił Neville, ale
kompletnie go zignorowali.
-Nie zasługujesz na przyjaźń z nią!- warknął Thomas- Ona nic
do ciebie nie czuje!
-A skąd ty to możesz wiedzieć?!
-Czyli, jednak ci się podoba?
-Nie… nie o to chodziło- Potter zaczął się plątać- Jest dla
mnie ważna, ale jako PRZYJACIÓŁKA- wycedził.
-To i tak za dużo po tym, jak ją olałeś.*
-To na pewno nie jest twoja sprawa!
-Właśnie, że jest! To moja DZIEWCZYNA i po prostu się od
niej odwal!
-A jak nie, to co?!
Dean
nie wytrzymał. Pchnął Pottera, a ten nie pozostał mu dłużny. Dlatego Ron
postanowił interweniować, zanim będzie za późno:
-Dosyć!- wrzasnął, stając między nimi.
Popatrzyli
na niego zdziwieni, przypominając sobie, że ktoś oprócz nich znajduje się w
pokoju. Neville stał z boku, a przerażenie powoli znikało z jego twarzy.
-Sam pomyśl, Ron- zaczął Dean, już o wiele spokojniej- Czy
nie zauważyłeś czegoś dziwnego w ich zachowaniu?
Chłopak
przełknął ślinę. Tak, zauważył. Te wszystkie razy, kiedy oddalali się gdzieś we
dwoje, ich rozmowy, kiedy nawet byli we trójkę, ale zupełnie ignorowali
rudzielca… Był zbyt zajęty rozmyślaniem o swoich problemach, użalaniem się nad
sobą, ale nawet on spostrzegł, że zachowują się inaczej. Po pewnym czasie
odezwał się, dobierając ostrożnie słowa:
-Słuchaj, Dean, Harry nie jest typem człowieka, który zarywa
do zajętych dziewczyn. I skoro mówi, że tylko się przyjaźnią, to tak jest. Ja
mu wierzę i ty też powinieneś.
-Uważaj, żebyś się nie zawiódł…- prychnął Thomas i opuścił
pomieszczenie, trzaskając drzwiami.
Weasley
usiadł na swoim łóżku. Nie chciało mu się wierzyć, że Harry i Ginny… Ale z
drugiej strony, rozumiał Deana. Jeśli czuje, że coś jest nie tak, to lepiej
działać zawczasu. Choć wcale nie chciał, żeby się pobili, wiedział, że Thomas
na pewno zmaga się wielkimi emocjami. Coś było nie tak… Ale on nigdy nie
zauważył, żeby Harry i Ginny mieli się ku sobie… Chociaż nie! Wtedy, przed
wigilią, przyłapał ich… Nawet nie wiedział, co wtedy robili, ale dałby sobie
rękę uciąć, że między nimi iskrzyło.
-Dzięki, Ron- powiedział z zakłopotaniem Harry, po czym
dodał, próbując obrócić wszystko w żart- Jeszcze moment, a pewnie by mi wybił
zęby.
Rudzielec
przez pewien czas milczał, zastanawiając się nad wszystkim, co powiedział Dean.
Po chwili odparł z kamienną twarzą, śmiertelnie poważnym, lodowatym tonem:
-Jeśli kiedykolwiek jej tkniesz, sam to zrobię.
Czarnowłosemu
uśmiech spełzł z twarzy. Patrzył jak jego przyjaciel znika za czerwonymi
kotarami . Tylko jedna myśl krążyła mu po głowie: „To koniec!”.
*
Była
17.30. O 18 szła na kolacje. Tak samo, jak Ron. A później odbywali wspólną
karę. Choć nie, „wspólną” to za dużo powiedziane. Była przekonana, że i tym
razem gdzieś jej ucieknie, ale nie miała już siły go szukać. Natomiast ten
pomysł, który zrodził się w jej głowie kilka godzin temu mógł wypalić. Nie
liczyła na to, że od razu coś zmieni, ale przynajmniej będzie wiedział, że jej
zależy, że nie odpuściła i nie ma takiego zamiaru.
Doszła do sowiarni, gdzie stała
grupka chłopców, którzy prawdopodobnie nie pomyśleli o tym, żeby wysłać swoim
dziewczynom Walentynki i dopiero gdy się na nich śmiertelnie obraziły,
postanowili w ostatniej chwili zrobić im tę przyjemność. Albo wręcz przeciwnie-
ci, którzy cały dzień nie mogli się zebrać, by wyznać uczucia swoim wybrankom i
zdecydowali się na to dopiero teraz. Hermiona naprawdę tego nie rozumiała.
Czemu musiał istnieć specjalny dzień, żeby chłopak mógł powiedzieć dziewczynie,
że mu się podoba czy dać kwiaty, czekoladki albo zaprosić na randkę? Czemu
akurat tego dnia wszyscy postanawiali przełamać lody i zagadać do kogoś, w kim
od dawna się kochali? Uważała, że nie powinno być takiej sytuacji. Kiedy ktoś
ci się podoba, starasz się do niego zagadać niezależnie od daty. Sama
wiedziała, że zbliżenie się do osoby, w której jesteś zakochany, nie jest
łatwe. Jej też zajęło to sporo czasu. Ale może dlatego ich związek był taki
wyjątkowy? Bo nie musieli czekać do lutego, żeby powiedzieć, co do siebie
czują!
Tylko,
że teraz, cały czas przekonana o swojej racji w sprawie święta zakochanych,
sama temu uległa. Z jednej strony, robiła to trochę wbrew swoim zasadom, ale z
drugiej, może gdyby byli wciąż parą, też by obchodzili Walentynki… Nie
wiedziała tego. Ale była pewna, że musi coś zrobić. Liczyła na to, że to do
niego jakoś dotrze. Spojrzała na CZERWONY rulonik, który trzymała w ręku.
Przygryzła wargę, zastanawiając się, czy na pewno chce to zrobić. To już chyba
była desperacja! Nie powinna mu tego przekazywać listownie… Choć w sumie, już
mu wszystko wyjaśniła, a on to zignorował. Kiedy dostanie to na papierze, może
zareaguje inaczej.
Dopchała
się w końcu do wolnej sowy. Była mała i aż paliła się do tego, żeby gdzieś ją
wysłać. Przypominała jej Świnkę. Oczywiście! Wszystko musiało się jej kojarzyć
z nim! Zła na samą siebie, jeszcze raz zastanowiła się, czy dobrze robi, po
czym przywiązała kartę do nóżki sowy i opuściła pomieszczenie.
Idąc
korytarzem, zastanawiała się nad jego reakcją. Czy będzie zaskoczony czy
wściekły? A może się ucieszy… Nie miała pojęcia. I wiedziała, że jej nie
zobaczy, bo, nie wiedziała, jak to robił, ale zawsze jadł chwilę przed nią albo
chwilę po. Było ok. 17.45, więc postanowiła udać się już do Wielkiej Sali, w
której pewnie zaczęły pojawiać się pierwsze potrawy na kolacje.
Szła,
zagłębiona we własnych myślach, kiedy kątem oka spojrzała, że ktoś siedzi na
jednej z kamiennych ław. Nie byłoby w tym nic dziwnego, non-stop ktoś się tam
zatrzymywał, żeby coś sprawdzić, zanotować, już nie mówiąc o wszystkich
zakochanych, którzy kochali się na nich obściskiwać, z tym, że teraz,
rozpoznała tę postać. Cofnęła się i usiadła obok. Miał zakrytą twarz dłońmi.
Czuł, że ktoś opada koło niego.
-Cześć, Hermiono.
-Cześć, Harry. Wszystko ok?
-Nie- powiedział sucho- Ale co z tego.
-Harry, pamiętaj, że możesz mi powiedzieć wszystko- rzekła z
wyraźną troską w głosie.
-Chyba powinienem sam się z tym uporać…
-Jak chcesz. Ale wiedz, że jak z siebie to wyrzucisz, to
będzie ci łatwiej.
-Może- powiedział smutno, po czym krzyknął, zmieniając
znacznie swój ton- Jestem draniem!
-Wcale nie-odparła, próbując go uspokoić- Jesteś dobry,
Harry.
-Nie, Hermiono…- znowu zakrył twarz- Robię coś bardzo złego,
podłego!
-Powiesz mi wreszcie, co się stało?
-W sumie, to nie wiem… Nie rozumiem dlaczego teraz…- zdawał
się mówić bardziej do siebie niż do niej.
-Harry…- nie miała pojęcia, jak na to odpowiedzieć.
-Dziś przyszła do mnie Ginny-wykrztusił w końcu- Chciała
pożyczyć jakąś książkę, w sumie nawet nie wiem którą. Dałem ją jej, ona mi
podziękowała, uśmiechnęła się i ja też…
-I…?
-I tak staliśmy. A potem przyszedł Dean. Zamienili dwa słowa
i… pocałowała go- Hermiona złapała jego ramię, żeby dodać mu otuchy- I wyszła.
Niby nic takiego, prawda?
-No tak.
-A potem on zaczął rzucać do mnie jakieś dziwne teksty, w
stylu, że pewnie uważam, że jest ładna- przerwał, by po chwili kontynuować, ale
zdecydowanie bardziej zdenerwowanym głosem- Chyba odpowiedziałem, że tak, a on się
wściekł. Na początku w ogóle nie rozumiałem, o co chodzi. Starałem się go
uspokoić, ale na nic się to zdało, no więc w końcu też się wkurzyłem i
zaczęliśmy się kłócić.
-Przykro mi, Harry, ale…
-Czekaj, to nie wszystko!- powiedział szybko- I potem
przyszedł Ron- popatrzył na nią, zacisnęła mocno powieki, ale nic nie mówiła-
No i chciał wiedzieć, co się dzieje, bo chyba już wrzeszczeliśmy. No i w końcu
załapał. A Dean był bardzo zły. I ciągle powtarzał, żebym się do niej nie zbliżał,
że na nią nie zasługuję… I potem powiedział coś w stylu, że mam ją zostawić w
spokoju, a ja się spytałem, co zrobi, jeśli go nie posłucham. Wtedy mnie
popchnął, a ja zrobiłem to samo. Byłem wściekły! Gotowy go załatwić gołymi
rękami… Ale na szczęście Ron wkroczył do akcji i nas powstrzymał.
-Wiesz, Harry- powiedziała, starając się, by jej głos nie
drżał- Myślę, że powinniście sobie wreszcie to wszystko wyjaśnić. Ty z Ginny.
Ona z Deanem. Długo tego nie pociągniecie. On coś podejrzewa i będzie teraz
robił wyrzuty tobie, a po pewnym czasie i jej. Musicie podjąć jakąś decyzję.
-Ale to nie jestem w tym wszystkim najgorsze- kontynuował,
jakby jej nie usłyszał- Podziękowałem potem Ronowi. Ale on też był zły i
powiedział, że jeśli jej dotknę, to mnie załatwi.
No tak!
To było w stylu Rona. Gdyby dowiedział się, że Harry’emu podoba się Ginny,
mógłby się naprawdę wściec. A w przypływie złości był w stanie zrobić dużo i
oboje o tym wiedzieli. Ale nie Harry’emu… Mógłby się wkurzyć, zwyzywać go, ale
nie zrobiłby mu krzywdy fizycznej… To znaczy, mógłby, ale niegroźną… Nie tak,
jak McLaggenowi.
-Harry, myślę, że nie powinieneś się obawiać Rona.
-Nie rozumiesz, Hermiono- prawie krzyknął- Kiedy kłóciłem
się z Deanem, mówiłem, że się z Ginny tylko przyjaźnimy. Wmawiałem to im. Jeśli
on się teraz dowie… Stracę najlepszego przyjaciela.
-Nie mów tak, Harry- rzekła pewnym tonem – Jak Ron się
dowie, to może się na początku wścieknie, ale potem to zaakceptuje. Jestem o
tym przekonana.
-JEŚLI się dowie…- szepnął.
-Harry, nie możesz tego tak dłużej ciągnąć. Powinieneś
najpierw pogadać z Ginny. Jeśli będziecie chcieli być razem, Ron nie będzie
mógł z tym nic zrobić.
-To znaczy, jeżeli ona coś do mnie czuje…
-Tego się nie dowiesz, dopóki o tym nie porozmawiacie.
Pokiwał
smutno głową. Brązowowłosa nie zdawała sobie sprawy, jak mocno ściskała jego
ramię, dopóki go nie puściła. Uśmiechnęła się pocieszająco, ale to nic nie
dało.
-Hermiono- znowu się odezwał- Chyba zrobiłem dziś coś bardzo
głupiego.
Pokiwała
głową. Wiedziała o czym mówi. Od samo początku była przekonana, że to on wysłał
tą walentynkę. Ale to nie było głupie… Po prostu nie wiedział, co zrobić. Tak,
jak ona…
-Nie, Harry, to nie jest takie głupie.
Uśmiechnął
się smutno. Wzięła go pod ramię i oparła na nim głowę. Było im dobrze w swoim
towarzystwie. Mogli na siebie liczyć.
-Wiesz – powiedział po pewnym czasie- Walentynki są serio do
bani.
Roześmiała
się. „O tak, zdecydowanie są!”
*
Była
prawie północ. Wszyscy jego współlokatorzy już spali albo sprawiali takie
wrażenie. Zmęczony padł na łóżko. To była naprawdę długa kara. Kiedy Filch
kazał mu iść do hallu, pomyślał, że to nie takie złe. I nawet nie musiał za
bardzo kryć się przed Hermioną, bo woźny skierował ją do innego pomieszczenia.
Problem w tym, że ludzie z obrazów, które czyścił, nie byli z tego zadowoleni i
zrobili dość duży hałas. Po pewnym czasie przyszedł Snape, wściekły, jak zwykle
zresztą. Było trochę zamieszania, Filch go przeprosił, tamten sobie poszedł i
już był względny spokój.
Ale
znowu ją zobaczył! I potem przez następne kilka godzin myślał tylko o niej.
Spotykali się zawsze w tym samym miejscu, przy schowku na miotły. Stała tam
razem z Filchem. Ron poczuł, że na jej widok robi mu się gorąco. Wyglądała,
jakby coś ją wyjątkowo trapiło. Już miał do niej podejść i spytać się o co
chodzi, ale się powstrzymał. I to krótkie spotkanie, sprawiło, że jego
refleksje podczas całej kary, dotyczyły tylko i wyłącznie jej.
Poczuł,
że coś go uwiera w biodro. Wyciągnął z kieszeni mały rulonik pergaminu. Na
kolacji dostał walentynkę. Od Lavender. To znaczy, nie był tego pewien, bo jej
nie otworzył. Ale kto inny mógłby mu to wysłać?
Zostawił kartkę na łóżku i
poszedł do łazienki. Kiedy wrócił nie miał już na nic siły. Położył się i
zakrył szczelnie zasłonami. Już przyłożył policzek do poduszki, gdy przypomniał
sobie o walentynce. Chyba wypadałoby, żeby chociaż ją przeczytał. Zapalił
różdżkę i rozwinął pergamin. Po chwili otworzył oczy szeroko ze zdziwienia. Przewertował
treść jeszcze dwa razy i wciąż nie mógł w nią uwierzyć.
Drogi Ronie,
Nie wierzę, że to
robię- nienawidzę Walentynek! Ale nie zmarnuję okazji na to, żeby móc Ci to
powiedzieć. Staram się z Tobą porozmawiać normalnie, na żywo, ale unikasz mnie.
W sumie, to Ci się nie dziwię. Dlatego wysyłam list.
Naprawdę nie wiem od
czego zacząć. Chyba powinnam Cię przede wszystkim przeprosić. Kiedy zobaczyłam,
że całujesz się z Lavender, wtedy na meczu, mój świat się zawalił. I potem było
mi źle, choć to i tak mało powiedziane. A później chciałam się na Tobie
odegrać, za to, że robiłeś wszystko po to, żeby mnie skrzywdzić. Więc zaczęłam
postępować dokładnie tak samo. Dlatego przepraszam.
Poza tym, chcę Ci
podziękować. Doskonale wiesz za co. Nie mam pojęcia, jak się dowiedziałeś, ale
jestem Ci wdzięczna. Wiem, że mogę na Ciebie liczyć, nawet, kiedy ze sobą nie
rozmawiamy.
I teraz najważniejsze:
w Walentynki ludzie wyznają sobie, co do siebie czują, więc i ja to zrobię.
Kocham Cię, Ron! Po tym wszystkim, co się wydarzyło, ja cały czas Cię kocham i
myślę, że nigdy nie przestanę. Chciałabym, żebyś powiedział, że czujesz to samo.
Na Merlina, jak ja bardzo bym tego chciała! Ale ostatnio zaprzeczyłeś… No może
nie dosłownie, ale takie było przesłanie. I, nie wierzę, że tak myślę, ale ja
mogę to zrozumieć i zaakceptować. Po prostu wiedz, że moje uczucia co do Ciebie
się nie zmieniły i nie sądzę, by kiedykolwiek tak się stało.
Dlatego, choć naprawdę
nie znoszę tego święta, a dzień już się właściwie kończy, bardzo bym chciała,
byś został moją walentynką.
Wciąż zakochana w
Tobie,
Hermiona
Czuł
jak łzy napływają mu do oczu. Zacisnął mocno powieki. Nie, to było za trudne!
Jak mógł nienawidzić kogoś, kto go kochał i kogo, cały czas, kochał on! Mówią,
że od miłości do nienawiści tylko jeden krok… To dlaczego tak cholernie trudno
go zrobić?!
Drżącymi
rękoma zdjął z półki nad łóżkiem swoje „pudełko na skarby” i włożył do niego
walentynkę. Położył się i poczuł, że jest mu naprawdę źle. Chciał do niej biec,
powiedzieć, że jej wybacza, że ją kocha… Ale nie potrafił tego zrobić, ta rana
wciąż była zbyt świeża…
*Chodzi tu o to, że Ginny kochała się w Harrym, ale on nigdy
nie odwzajemniał tego uczucia.
*
Hej :D
Jak wakacje? Dobra,
nie odpowiadajcie :p I tak wiem, że świetnie ;) U mnie spokojniej niż zwykle,
bo w sumie nie wyjeżdżam, ale jest fajnie :D
Ech… Ten rozdział
naprawdę wzbudza we mnie obawy i duże wątpliwości i boję się, że gdzieś się w
tym wszystkim poplączę :( No ale jest i, uwierzcie, podchodziłam do niego kilka razy, a to jest
ostateczna wersja. Lepiej nie będzie :p
Na pewno mówiłam Wam
kiedyś, że nienawidzę Walentynek :p I choć do lutego daleko, to i tak przez ten
rozdział musiałam o nich dużo myśleć- zdecydowanie za dużo! Ale jakby cały
świat mnie wspierał: albo natrafiłam w TV na jakiś serial- odcinek Walentynkowy,
albo szukając czegoś w internecie, natknęłam się na temat walentynek itp., chyba to
mi w jakiś sposób pomogło.
Dlaczego tak nie znoszę tego święta? Po pierwsze (co zawarłam w rozdziale), czemu musi być specjalny dzień, żeby zrobić dla siebie coś miłego, żeby chłopak dał dziewczynie kwiatka/czekoladki, żeby powiedzieć, że lubi się kogoś trochę bardziej?
Po drugie, nienawidzę tej nagonki- wszędzie czerwień, serca... Bardzo mnie to wkurza ten cały „przemysł Walentynkowy”.
Dlaczego tak nie znoszę tego święta? Po pierwsze (co zawarłam w rozdziale), czemu musi być specjalny dzień, żeby zrobić dla siebie coś miłego, żeby chłopak dał dziewczynie kwiatka/czekoladki, żeby powiedzieć, że lubi się kogoś trochę bardziej?
Po drugie, nienawidzę tej nagonki- wszędzie czerwień, serca... Bardzo mnie to wkurza ten cały „przemysł Walentynkowy”.
No dobra, już nie
psioczę :p Ale mam coś jeszcze:
All of me Pewnie znacie, ostatnimi czasy bardzo popularne, non-stop leci w radio. To jest piosenka, która stała się bliska mojemu sercu w ciągu ostatnich 2 miesięcy. Osobiście nie przepadam za oryginałem (mam swój ulubiony cover), ale wsłuchajcie się w tekst... Aż chciałabym, żeby Ron mógł skierować te słowa do Hermiony (ew na odwrót :p) <3 *.*
Lego House (Ostatnio mam fazę na Eda Sheerana) No to musicie znać :p Teledysk jest moim zdaniem trochę schizowy, ale Rupert!!! <3 <3 <3
Dobra, chyba skończyłam swój wywód :p
Czekam na Wasze opinie :)
Pozdrawiam :*