-Ron, wstawaj wreszcie!
To
marudzenie Harry’ego doprowadzało go do szału. Czemu nie dał mu świętego
spokoju? Weasley wiedział, że jego kumpel ma własne problemy i byłoby bardzo
dobrze gdyby się nimi zajął. Rudzielec nawet chętnie by mu pomógł, byleby nie
wałkować codziennie tematu rozstania z Hermioną i związku z Lavender. Widział, że Pottera męczy coś jeszcze… Coś,
co w żadnym stopniu nie dotyczy Voldemorta. Próbował coś z niego wydusić od
kiedy przyznał mu się kiedyś na lekcji, że podoba mu się jakaś dziewczyna, ale
on zawsze wtedy zmieniał temat.
-Ron, do cholery!
Czarnowłosy
trochę się niecierpliwił. Bardzo chciał zejść już na śniadanie, bo zdecydowanie
na głodnego był nerwowy. Poza tym wkurzało go, że każdego dnia musiał siłą
wyciągać kumpla z łóżka, bo inaczej spędziłby w nim resztę życia. Wielokrotnie
obiecywał sobie, że więcej tego nie zrobi, że da mu spokój, ale co ranek
przypominał sobie, jak ważną osobą dla niego jest Ron i że nie pozwoli mu się
stoczyć.
Usłyszał
stukot niskich obcasów. Tylko jedna dziewczyna przychodziła tu o tej porze…
Jego serce wywinęło kilka radosnych koziołków na samą myśl o tym, że ją
zobaczy. Przełknął głośno ślinę. Trochę się obawiał przebywać z nią w
towarzystwie Rona, który po ostatniej Wigilii zaczął ich baczniej obserwować. Ale
co mógł poradzić na to, że się zakochał?
-Cześć, Harry.
Jej
śpiewny głos poniósł się echem po pomieszczeniu. Chłopak nie mógł powstrzymać
uśmiechu na jej widok. Była niezwykła! Ubrana w zwiewną sukienkę do kolan, z rozpuszczonymi
ognisto-rudymi włosami… Poczuł nieodpartą chęć, żeby ją pocałować i gdyby nie
obecność jej brata w pokoju, prawdopodobnie by to zrobił.
-Wszystko w porządku?- zwróciła się do niego tym swoim
cudownym głosem.
-Tak, ale on nie chce wstać…
-Znowu- westchnęła z rezygnacją, po czym krzyknęła na
Weasleya- Ronaldzie, ogarnij się wreszcie! Codziennie przerabiamy to samo! Czy
mógłbyś z łaski swojej podnieść swoje cztery litery i ruszyć do łazienki?!
Rudzielec
zrozumiał, że już nie ma żadnych szans. Ten ton świadczył o tym, że nie
przyjmuje sprzeciwu. W normalnej sytuacji by się z nią pokłócił o to, ale był
tak zdołowany, że nie miał na to siły. Powoli wysunął się zza kotar, rzucił
nieprzyjemne spojrzenie przyjaciołom, złapał kilka ciuchów, ponownie obdarzył
towarzyszy bardzo niekulturalną miną i opuścił pomieszczenie.
-Harry, powinniśmy porozmawiać.
„O nie”
jęknął w duchu Potter. Przełknął głośno ślinę i wyraźnie się zaniepokoił. To
nie wróżyło nic dobrego. Może chciała z nim pogadać o tamtym wieczorze? Może
wreszcie doszła do wniosku, że powinna przestać dawać mu nadzieję, że cokolwiek
między nimi będzie? Choć z drugiej strony, może właśnie chciała mu powiedzieć,
że nie kocha Deana, tylko jego….?
-O co chodzi?
-Ale nie tutaj, nie teraz.
-No ale to kiedy i gdzie?- Harry coraz bardziej się martwił,
patrząc na rudowłosą wiedział, że to coś poważnego.
-Po śniadaniu. Jeszcze nie wiem gdzie… Ale to nie ma
znaczenia. Bylebyśmy byli sami.
Harry
poczuł jak zaczyna mu pulsować krew w żyłach. Coś się stało, na pewno coś się
stało! Szumiało mu w głowie ze zdenerwowania. Zaczął się bać o Ginny. A co
jeśli coś jej grozi? „Nie!” skarcił sam siebie. Musiał myśleć pozytywnie. Ona
po prostu chciała z nim porozmawiać i nie było w tym nic dziwnego.
Po
chwili do dormitorium wkroczył Ron, w trochę lepszym nastroju i razem ruszyli
do Wielkiej Sali.
*
Hermiona
zeszła do Pokoju Wspólnego. Była naprawdę w podłym humorze. Wydarzenia z
poprzedniego wieczoru napsuły jej sporo krwi i zabrały kilka godzin snu, które
poświęciła na rozmyślania.
Irytowała
ją ta sytuacja z Rogerem. Jak w ogóle mogła sobie na coś takiego pozwolić?! Nie
dziwiła mu się, że się obraził, choć z drugiej strony, była na niego o to zła,
bo wiedział co czuje. Ona po prostu nie była gotowa na nowy związek! I może
nigdy nie będzie… Kogo chciała oszukać? Rogera, siebie…? Ginny uderzyła w samo
sedno: spotykała się z nim z wdzięczności. Ale było im razem dobrze! Nie mogła
zaprzeczyć, że coś do niego czuła. Nie chciała się z nim kłócić, potrzebowała
go. Ich związek był… dobry, lubili razem spędzać czas, śmiać się, mogli nawet
milczeć, a i tak nie wprowadzało to napiętej atmosfery. Jednak to nie było to
samo, co z Ronem i musiała się wreszcie sama przed sobą do tego przyznać. Tamten
związek był inny, było w nim coś magicznego i nie miało to żadnego związku z
tym, że mają różdżki i spotykają w lesie jednorożce. Wtedy czuła, że nie może
bez niego wytrzymać ani sekundy. Kiedy były lekcje zawsze siedzieli koło
siebie, stykając się ramionami. On chwytał jej dłoń pod ławką, a na jej twarz
wpełzał rumienieć, albo patrzył się na nią, a gdy odrywała się na chwilę od
swoich notatek, widziała jego uśmiech i radość w błękitnych oczach. Czasami to
ona nie mogła wytrzymać i wpatrywała się w niego, jak robi niechlujne zapiski
na pergaminie i mierzwi ze znudzenia swoje rude włosy. Albo, to też jej się
zdarzyło kilka razy, kiedy widziała, że kompletnie nic nie rozumie, to cmokała
go w policzek, żeby dodać mu trochę motywacji. Gdy on miał treningi, ona
zatracała się w pracach domowych, a i tak odliczała każdą minutę do ich
spotkania. Była taka szczęśliwa, wiedząc, że go ma, że kiedy zejdzie rano do
Pokoju Wspólnego, spotka go, pocałuje… Zawsze czekała na ten moment. Z Rogerem
nie miała takich potrzeb. Często potrzebowała trochę czasu dla siebie. Nie
goniła go, żeby móc z nim spędzić chwilę, to on do niej zawsze przychodził. Ale
teraz to i tak nie miało większego znaczenia, bo Roger był na nią wściekły i
nie chciał się z nią widzieć.
Te
rozmyślenia ją męczyły. Chyba łatwiej byłoby gdyby była sama… Tylko, że ona już
poznała usta i dotyk Rona i nie potrafiła o nich zapomnieć! A Roger był jakąś
formą odwyku- chciała przy nim zapomnieć o rudzielcu.
W końcu
dotarła do jadalni, w której nie zastała ani Rogera, ani Rona, za co była
wdzięczna losowi, bo na razie od nowa próbowała przyzwyczaić się do bycia
singielką.
*
-Zatrzymajmy się tutaj.
Ginny i
Harry przed chwilą wyszli z Wielkiej Sali, po czym udali się na Wieżę
Astronomiczną, żeby spokojnie porozmawiać. Usiedli na wąskiej, kamiennej
ławeczce, która była tak mała, że siedzieli ściśnięci, ramię w ramię. Potter
czuł jak serce podchodzi mu do gardła. Cała ta sytuacja: tajemnicza rozmowa, ta
bliskość, wszystko to powodowało, że czuł, że za moment dostanie palpitacji
serca.
-Posłuchaj mnie, bo to ważne… -zaczęła mówić Ginny- Chodzi o
Hermionę.
Czarnowłosy
odetchnął z ulgą. To znaczy, że jeszcze ma u niej szansę, że nie chce mu
powiedzieć, żeby się od niej odwalił!
-Co się stało?
-Wczoraj dużo rozmawiałyśmy- rudowłosa zarumieniła się na to
wspomnienie, bo w końcu ta dyskusja dotyczyła też Harry’ego- o Rogerze, o ich
związku…
-I…?
-Ja chyba wiem, czemu oni się spotykają!
-Nie obraź się, Gin- zaczął nieśmiało chłopak- Ale ja też to
chyba wiem. To oczywiste.
-No właśnie nie! Pomyśl przez chwilę! Pierwsza myśl jaka Ci
się nasuwa, to to, że zrobiła to dla zemsty.
-No właśnie.
-Ale Hermiona jest na to zbyt inteligentna i dobra!
-No tak, ale ja też z nią wczoraj o tym rozmawiałem i…
-Czekaj, czekaj! Dlaczego z nią o tym gadałeś?
-No tak wyszło.
Potter
był wyraźnie zawstydzony. Poczerwieniał na twarzy pod świdrującym spojrzeniem
towarzyszki. To była krępująca sytuacja dla nich obojga. Przecież nie mogli się
przyznać czego tak naprawdę dotyczyły dyskusje z brązowowłosą.
-No i co ci powiedziała?- spytała po pewnym czasie
Weasleyówna.
-No… no…- jej przyjaciel nie bardzo wiedział co powiedzieć.
-Czy było to coś, co tobą wstrząsnęło?
-No nie.
-A widzisz! Ona się spotyka z nim z wdzięczności.
-A co ona mu niby zawdzięcza?!
-Harry, tylko się nie denerwuj- dziewczyna przełknęła ślinę,
bała się jego reakcji- Pamiętasz bal u Slughorna?
-Oczywiście.
-I Hermiona poszła na niego z Cormaciem…
-No tak- czarnowłosy coraz bardziej się niepokoił.
-Widzisz, ona była wtedy w strasznym stanie i bardzo chciała
choć na chwilę się zapomnieć i…
-Ginny, przejdź wreszcie do rzeczy!
-No wiesz- rudowłosa poczerwieniała-On chciał ją zaciągnąć
do łóżka…
*
Rudzielec
szedł pustymi korytarzami zamku. Potrzebował przemyśleć kilka rzeczy, dlatego
właśnie nie wracał do Wieży Gryffindoru, w której panował wieczny gwar i zamieszanie.
Harry i
Ginny ulotnili się gdzieś po śniadaniu. Chłopak zaczął się zastanawiać co się
między nimi dzieje. Ostatnio spędzali razem bardzo dużo czasu. Wciąż gdzieś we
dwoje znikali. Mimo że często przebywali też z rudowłosym, to czuł się w ich towarzystwie
dziwnie samotny. No i ostatnio wciąż przyłapywał ich w jakiś dziwnych
sytuacjach. Czy to możliwe, że byli parą? Nie! To śmieszne. Przyjaźnili się, od
bardzo dawna. No i chyba powiedzieliby mu gdyby zaczęli się spotykać. Choć z
drugiej strony, Ginny była jego małą siostrzyczką, może nie chcieli mu mówić…
No nie! Przecież Ginny miała chłopaka, a Harry był jego najlepszym kumplem i na
pewno prędzej czy później by mu coś powiedział. Nie zmieniało to jednak faktu,
że Ron naprawdę czuł, że jest ze wszystkim sam, że nie ma nikogo, kto mógłby mu
pomóc…
To
znaczy, była jedna osoba, która ukoiłaby jego ból, ale ona go nie chciała i dała
mu to wyraźnie do zrozumienia, np. przez to, że spotykała się z innym! To było
nie do zniesienia! Tak cholernie za nią tęsknił… Nie był w stanie tego opisać.
Za każdym razem, gdy widział ją na korytarzu, w Pokoju Wspólnym czy na lekcjach
czuł ukłucie w sercu. Jak to się mogło stać, że wszystko, co między nimi było,
zniknęło w jednej chwili? Nie rozumiał tego… Byli razem szczęśliwi. Dlaczego
ona mu to zrobiła? Był gotów zrobić dla niej wszystko! Myślał nad ich wspólną
przyszłością, potrafił sobie wyobrażać szczęśliwą rodzinę, jaką mogliby
stworzyć… To wszystko zniknęło, a na miejscu marzeń pojawił się żal i
rozgoryczenie. To było niewiarygodne! Myślał, że ją zna, że ona go kocha… Jak
bardzo się mylił! Wciąż to do niego nie docierało i miał wrażenie, że to jest
jakiś zły sen. Tyle lat się starł, żeby zwróciła na niego uwagę, tyle czasu
tłumił swoje uczucia, bojąc się odrzucenia, ale się udało, byli parą i w
momencie, w którym w ogóle się tego nie spodziewał, wszystko legło w gruzach.
Gdzie się podziały te romantyczne spacery? Długie rozmowy na mniej lub bardziej
poważne tematy? Kradzione pocałunki między lekcjami czy treningami?
Chłopak
wszedł po schodach. Nie miał konkretnego celu, ale potrzebował po prostu
jakiegoś ustronnego miejsca. W końcu stwierdził, że pójdzie na Wieżę
Astronomiczną. Zawsze mu się tam dobrze myślało. Wysokość, świeże powietrze,
piękny widok- działało to na niego uspokajająco.
Już
wchodził po wąskich, kręconych, kamiennych stopniach, prowadzących wprost do
obserwatorium, lecz usłyszał podniesione głosy. Zirytowany tym, że nigdzie nie
może znaleźć prywatności, już chciał się wycofać, gdy rozpoznał wśród nich
rozwścieczony głos Harry’ego:
-Powiedz mi, że żartujesz!
-Harry, proszę, uspokój się- tym razem to była Ginny- Nie
dałeś mi skończyć. Usiądź.
Ron
słyszał jak jego przyjaciel głośno opada na ławkę, a jego siostra bierze
głęboki oddech:
-Nic się nie stało.
-No właśnie się stało! Jak on w ogóle śmiał?! Jak go
zobaczę, to zatłukę gołymi rękami!
Weasley
poważnie się zaniepokoił. Potter rzadko bywał aż tak wściekły. To musiało być
coś naprawdę poważnego, coś złego…
-Ale do niczego nie doszło!- krzyknęła piskliwym głosem
rudowłosa.
-Ale on próbował! Co on sobie myślał?! Co ONA sobie
myślała?!
-Daj mi skończyć!
-Dobrze- chłopak odetchnął, próbując się uspokoić.
-Ja nie wiem wszystkiego. Z tego, co mi mówiła, to zaciągnął
ja pod jemiołę, no ale to jeszcze jest do zniesienia.
-Powiedzmy- mruknął.
-No a potem, cóż… -Ginny też była bardzo zdenerwowana-
Cormac nie poprzestał na jednym pocałunku.
Czyli
chodziło o McLaggena! Ron od zawsze szczerze go nienawidził… Sytuacja jest dość
jasna. Z tym, że… Jest tylko jedna dziewczyna, o której los Harry by się aż tak
martwił…
-Nie wierzę, że Hermiona mu na to pozwoliła!
Rudzielec
poczuł, jak rośnie w nim gniew. Zrobił się czerwony na twarzy i mimowolnie
zacisnął pięści. Jeśli ten debil skrzywdził JEGO Hermionę… Był gotowy go za to
zabić! Ale szok był tak silny, że nie mógł się ruszyć z miejsca…
-Harry, ja nie wiem do końca jak to było- ciągnęła
Weasleyówna- W pewnym momencie on zaczął… przekraczać granice, a Hermiona,
oczywiście, się na to nie zgadzała, ale do niego to nie docierało. Była
bezbronna, nie wiedziała co zrobić…
-Nie mogę w to uwierzyć…- powiedział płaczliwie Harry.
-No i wtedy pojawił się Roger. Też nie wiem, co powiedział
czy zrobił, tylko tyle, że to on uwolnił ją od McLaggena. Gdyby nie on… nawet
nie chcę myśleć, co by się wtedy stało, w końcu Cormac jest wielki, nie miałaby
z nim szans…
-Jak zobaczę tego typa, jak go dorwę… -zaczął ze złością
Potter.
-To co?!- krzyknęła rozpaczliwie Ginny-Co zrobisz?
-Jeszcze nie wiem- odparł cicho.
Od tego
momentu Ron już ich nie słuchał. On wiedział co ma zrobić! Zbiegł szybko po
schodkach, nie dbając o to, czy go usłyszą. Potem pędził przez korytarze, a w
jego głowie kłębiła się tylko jedna myśl: „Dorwać i zabić McLaggena!”.
*
Hermiona
szła szybko przez korytarz. Zapomniała wziąć książek z biblioteki, które były
jej potrzebne do eseju, przez co musiała się tam cofać, z czego zdecydowanie
nie była zadowolona. Było już po 13, zbliżała się pora obiadowa, a ona chciała
napisać to wypracowanie jeszcze przed posiłkiem.
Nagle
zobaczyła na horyzoncie chłopaka. Od razu rozpoznała w nim Harry’ego.
Uśmiechnęła się na jego widok. W całej tej sytuacji on był jakimś promykiem
słońca. Mogła usiąść i z nim porozmawiać o wszystkim, a czasem nawet
pożartować. Jednak kiedy podeszła bliżej, zorientowała się, że coś jest nie
tak. Szedł szybko i bardzo pewnie. Na jego twarzy malowała się złość, a w ręku
ściskał różdżkę tak mocno, że pobielały mu knykcie.
-Cześć, Ha…- zaczęła mówić z pewnym niepokojem, ale wszedł
jej w słowo:
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?
-Ale o czym?
-O balu! O Cormacu!
Hermionie
zrobiło się ciemno przed oczami. Nie chciała tego wspominać, ani o tym myśleć.
Usiadła na pobliskiej ławce, czując, że w każdej chwili może się przewrócić.
Ale moment… Skąd on wiedział?!
-Kto ci powiedział?
-To nie jest ważne! Hermiono, czy ty zdajesz sobie sprawę z
tego, że…- tym razem ona mu przerwała głosem nieznoszącym sprzeciwu:
-Zadałam ci pytanie! Skąd o tym wiesz?!
Chłopak
spuścił wzrok. Najwyraźniej w świecie nie miał się tego dowiedzieć. Poczuł żal
do brązowowłosej, że mu nie powiedziała. Czyżby po tych wszystkich latach mu
nie ufała? Niemniej, widział, że jest bardzo zła, więc nie chciał narobić Ginny
problemów.
-Dobra- warknęła dziewczyna- Są dwie osoby, które o tym
wiedzą, a zgaduję, że Roger ci się nie zwierzał. Czyli wiesz to od Ginny!
Czarnowłosy
poczerwieniał i jeszcze bardziej uparcie wpatrywał się w podłogę. Dlaczego mu
nie powiedziała? Przecież byli przyjaciółmi… Chyba…
-Taka z niej przyjaciółka!- prychnęła Granger.
-Przestań!- syknął Harry- Pomyśl przez chwilę! Kto cię
wyciąga z doła? Kto jest zawsze przy Tobie?
-Masz rację, Harry- powiedziała już spokojniej- Ale
wiedziała, że nie powinna tego NIKOMU mówić.
-Nawet mi? To chciałaś powiedzieć?
Tym
razem ona się zarumieniła. Po prostu nie potrafiła rozmawiać z nim o tym, nie
wiedziała czemu. To był jakiś jej słaby punkt…
-Myślałem, że jestem dla ciebie kimś ważnym…
-Bo jesteś!
-To dlaczego mi nie powiedziałaś?- powiedział to z takim
żalem, że ścisnęło jej serce.
-Ja… ja nie wiem- wypaliła- Nie chciałam nikomu mówić, ani
tobie, ani Ginny. Ona się dowiedziała, bo tak potoczyła się rozmowa. To jest
dla mnie naprawdę trudne…
-Wiem- mruknął.
Objął
ją, chcąc jej przekazać swoje wsparcie. Czuła się przy nim bezpiecznie. Chciało
jej się płakać wspominając tamten wieczór, ale nie umiała. Może już nie
potrafiła płakać? Może straciła wszystkie
łzy? A może te wspomnienia były po prostu zbyt gorzkie…
-Nie pozwolę nikomu, żeby cię skrzywdził-powiedział Potter,
odsuwając się od niej.
-Wiem- odparła- Dziękuję.
*
Ginny
siedziała w miękkim fotelu w Pokoju Wspólnym. Potrzebowała odpoczynku. To
wszystko ją wykańczało. Zamknęła oczy zatapiając się w czerwonym zamszu.
Wreszcie miała chwilę dla siebie. Mogła spokojnie pomyśleć.
Wczorajsza
rozmowa z Hermioną bardzo ją przygnębiła. To musiało strasznie boleć. Nie
wiedziała, co by zrobiła, gdyby Roger wtedy nie zareagował. W tym momencie
rudowłosa strasznie się cieszyła, że on tam był, że czuwa nad Hermioną.
Niestety
z tym wszystkim łączył się również Harry. Ich poranna wymiana zdań… Nie
wiedziała, co o tym myśleć. Z jednej strony, dobrze, że tak zareagował, to
takie bardzo naturalne, ale z drugiej, cóż ukrywać, najzwyczajniej w świecie
była zazdrosna! Zastanawiała się, czy jest tak bliska Potterowi, że gdyby
chodziło o nią, też by się tak zachował. Gnębiło ją to przez cały dzień! Zdała
sobie sprawę, jak bardzo jest w nim zakochana, jeśli potrafi być zła na
przyjaciółkę o to, że jest z nim tak blisko.
Usłyszała,
że ktoś siada na fotelu obok. Wciąż miała zamknięte oczy. Nie chciała niczyjego
towarzystwa. Może intruz pomyśli, że śpi i sobie pójdzie…
Harry
nie mógł oderwać od niej wzroku. Była uosobieniem anioła! Miała zamknięte oczy,
co sprawiało, że wyglądała niewinnie jak dziecko. Jej kąciki ust były
minimalnie uniesione. Rude włosy opadały miękko na oparcie fotela. Mógłby na
nią patrzeć godzinami! Spojrzał na jej malinowe, pełne, lekko rozchylone usta…
Poczuł jak robi mu się gorąco i przełknął głośno ślinę.
Niechętnie
i bardzo powoli uchyliła powieki, żeby zobaczyć, kto zakłóca jej spokój. Kiedy
go zobaczyła, jej serce zaczęło nienaturalnie szybko bić. Nie potrafiła
powstrzymać uśmiechu.
-Obudziłem cię?- spytał nieśmiało Potter.
-Nie, nie spałam- obdarzyła go jeszcze szerszym uśmiechem, a
on poczerwieniał- Coś się stało?
„O
nie!” jęknął w duchu, gdyż zapomniał o tym, co chciał jej powiedzieć. Na pewno
będzie wściekła, w końcu nie powinien tego robić… Ale on po prostu musiał!
-Posłuchaj, błagam tylko się nie złość…- na te słowa jej
mina zrzedła.
-O co chodzi?
-Gadałem z Hermioną.
-To chyba nic nadzwyczajnego?
-O balu….
-Harry!- jęknęła rudowłosa.
-Ja Cię strasznie przepraszam, ale musiałem…
-A co to zmieniło? Myślisz, że jest jej lepiej?
-No nie wiem, ale…
-Nic się nie zmieniło, oprócz tego, że teraz jest na mnie
wściekła!- krzyknęła.
-Ginny, ja nie mogłem tego tak zostawić- szepnął.
-Czemu?
-Nie mówisz poważnie?- rzekł zszokowany Potter- Przecież
wiesz o co w tym wszystkim chodzi, ja nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś jej się
stało! A mogło! A mnie przy niej nie było…
Zamilkła.
Nie wiedziała, co mu na to odpowiedzieć. Z jednej strony, zgadzała się z nim,
sama była przerażona tym wydarzeniem. Z drugiej jednak strony, to chore, ale
poczuła ukłucie zazdrości. Niby Harry tylko przyjaźnił się z Hermioną, ale ta
jego troska… Czy kiedykolwiek zachowałby się tak w stosunku do niej?
-Ginny- powiedział cicho, obserwując, jak dziewczyna ma
coraz bardziej ponury wyraz twarzy, a jej oczy zaczynają się szklić-
Przepraszam cię… Ale Hermiona na pewno ci to wybaczy.
Pokiwała
smutno głową. Czarnowłosy nie zdawał sobie sprawy z tego, co tak naprawdę ją
dręczyło, był przekonany, że chodzi o Hermionę. Miał koszmarne wyrzuty
sumienia. W przypływie impulsu, chwytając się ostatniej deski ratunku, objął
ją.
Rudowłosa
zamarła, lecz po chwili pozwoliła, żeby ciepłe ramiona Harry’ego otoczyły całe
jej ciało. Czuła jak po kręgosłupie przebiega jej prąd. To było takie cudowne!
Nigdy czegoś takiego nie przeżyła. Nie rozumiała jak on mógł tak na nią
działać. Oddała się jego troskliwym dłonią i trwali tak… w nieskończoność.
*
Było
już dosyć późno. Zamek zaczął pustoszeć. Ron wciąż był wściekły. Cały dzień
rozmyślał nad planem dnia McLaggena i kiedy może go dorwać. Doszedł do wniosku,
że Cormac ma jakieś korki chyba u Slughorna, więc będzie wracał późnym
wieczorem. Dlatego też, kiedy wybiła 23 rudzielec kręcił się niespokojnie po
korytarzu prowadzącym z gabinetu Mistrza Eliksirów do Wieży Gryffindoru.
Czuł
się jakby był w jakimś transie. Ciągle tkwiło mu przed oczami wyobrażenie tego
śmiecia, próbującego dobrać się do Hermiony. Widział jej zbolałą minę, smutne,
pełne łez oczy… Nie wybaczy mu tego, nigdy! Nie pozwoli, żeby uszło mu to na
sucho!
Może
nie byli z brązowowłosą już parą, wiele rzeczy między nimi się wydarzyło, ale
chłopak nigdy nie miał zamiaru pozwolić komukolwiek na skrzywdzenie jej. Każdy,
kto by spróbował… No cóż, na pewno nie skończyłby dobrze. Zawsze starał się jej
bronić, nawet jako dzieciak, zaczynając od tego nieszczęsnego Malfoya i
zaklęcia ze ślimakami. Nikt nie mógł jej obrażać! A to, co zrobił McLaggen
wykraczało już zupełnie poza wszelkie granice…
I wtedy
usłyszał kroki. Schował się za obrazem. Zobaczył go, z tym idiotycznym
uśmieszkiem i pieprzonym zadowoleniem na twarzy. „Teraz albo nigdy…”
*
Brązowowłosa
dziewczyna szła pustymi korytarzami. To już się robiło nudne: zawsze, gdy
musiała coś przemyśleć, szła do biblioteki, a ostatnio bardzo dużo rozmyślała,
więc właściwie stamtąd nie wychodziła, co kończyło się tym, że pani Pince
musiała ją po prostu z niej wypraszać. Dziś nie zauważyła jej obecności aż do
samego zamknięcia i zgaszenia świateł, dlatego też Hermiona wracała tak późno.
Była
bardzo zdołowana. Wszystko spadło jej na głowę na raz i jakoś nie potrafiła
sobie z tym poradzić. Po pierwsze: Ron! Co ona do niego czuła? Coraz częściej
łapała się na tym, że wciąż o nim myśli i, nie chciała do siebie tego
dopuszczać, ale wciąż go kochała.
Po
drugie, Roger. Nie wiedziała czy go kocha, nie wiedziała czy kiedykolwiek
będzie, a jednak czuła się lepiej, gdy mogła być blisko niego. Teraz, kiedy się
pokłócili, jej samopoczucie było o wiele gorsze.
Po
trzecie, Harry i Ginny. Nie powinna mieć żalu do Weasleyówny o to, że
powiedziała czarnowłosemu prawdę, a jednak go miała. To była dla niej krępująca
sprawa. Nie chciała, żeby KTOKOLWIEK wiedział. Ufała swoim przyjaciołom, ale
miała wrażenie, że zaraz ktoś się przypadkiem dowie i potem cała szkoła będzie
o tym rozmawiać, przekazując sobie coraz to mniej realne i podkoloryzowane
informacje.
Skręciła.
Znalazła się na korytarzu prowadzącym bezpośrednio do Pokoju Wspólnego. Już
podeszła do portretu, kiedy kilkaset metrów dalej ujrzała coś, co bardzo ją
zaniepokoiło. Podeszła bliżej. Korytarz oświetlała tylko jedna świeca znajdująca
się na ścianie. Na podłodze ujrzała… wielką kulę! Krzyknęła, gdy dotarło do
niej, co naprawdę widzi…
Później
zapadła cisza i słychać było tylko głuche uderzenia o podłogę. Nie mogła w to
uwierzyć! Nie potrafiła się ruszyć. Coś w niej wrzeszczało, że powinna ich
powstrzymać, lecz nie umiała. W głębi duszy jej ulżyło…
Ron
siedział nad Cormaciem i okładał go pięściami gdzie popadnie. Jego furia
przekroczyła wszelkie granice i działał teraz jak w jakimś amoku. Nie potrafił
i nie chciał przestać. Nie obchodziły go konsekwencje, nic go nie obchodziło
oprócz tego, by ten gnój raz na zawsze zapamiętał, że nie ma prawa nawet
spojrzeć na Hermionę. Bił go bez opamiętania, choć widział, jak z kącika jego
ust sączy się krew, a oczy sinieją. Strzelił go w nos, raz, drugi, trzeci… Tak,
że w jego miejscu powstała wielka, czerwona, spuchnięta bulwa.
McLaggen
otrząsnął się z pierwszego szoku i zaczął odpowiadać rudzielcowi tym samym, co
nie było łatwe, bo Ronem kierowała niczym niepohamowana zawiść i wściekłość.
Walnął go w brzuch tak boleśnie, że rudzielec stracił oddech, po czym unieruchomił
jego ręce:
-I po co ci to Weasley?- powiedział kpiąco- Chodzi o
quiditcha czy twoją dziewczynę? Bo wiesz, na obu płaszczyznach cię zmiażdżyłem…
Ronald
poczerwieniał jeszcze bardziej, o ile to było możliwe, odzyskał wszystkie siły
i przyłożył mu w twarz, tym razem uszkadzając łuk brwiowy, ale blondyn tylko
się zaśmiał i z tym swoim debilnym, ironicznym uśmieszkiem powiedział:
-Nie wierzę, że tak o nią walczysz. Przecież ona cię nie
chce. To zwykła…
-Jak w ogóle śmiesz, skurwysynu!- walnął go jeszcze kilka
razy z taką mocą, że trochę to oszołomiło McLaggena- Hermiona jest
najwspanialszą istotą na świecie! Co chciałeś wtedy osiągnąć?! Chciałeś
zniszczyć jedyną cząstkę tego świata, która pozostała czysta?! Tylko taki chuj
jak ty, mógłby to zrobić!
To ją
zszokowało i na chwilę przywróciło mowę. Powiedział, że jest najlepsza na całym
świecie! Jak to możliwe…
-Ron…- westchnęła.
Niestety
zrobiła to za głośno, bo chłopak zauważył jej obecność i wystarczyła chwila
rozproszenia, żeby McLaggen, który nie był jednak tak otumaniony, jakby się
wydawało, powalił go na ziemię. Wbił mu kolano między żebra tak, że rudzielec
ledwo mógł oddychać i zaczął walić go pięściami prosto w nos, czoło, usta…
Twarz Weasleya zaczęła powoli przypominać tą jego przeciwnika. Była czerwona i
z każdym uderzeniem coraz mocniej puchła.
Granger
uświadomiła sobie co się dzieje i podbiegła z wrzaskiem do nich. Miała
nadzieję, że ktoś usłyszy hałasy i zaraz się zjawi. Próbowała ich rozdzielić,
ale nie miała szans z dwoma wściekłymi chłopakami. Bezsilnie biegała wokół
nich, chcąc wytłumaczyć im, że to nie ma sensu, ale oczywiście nie odniosła
żadnych skutków. Widziała jak Ron traci siły, jak z każdą sekundą na jego ciele
pojawiają się nowe siniaki i rany. Nie potrafiła tego znieść!
„Jaka
ja jestem głupia!” pomyślała. Chwilę później wyciągnęła ze swojej kieszeni
różdżkę. Wyczarowała między nimi tarczę, która odrzuciła ich z dala od siebie.
Przez moment byli tak oszołomieni, że nie mogli wstać. Potem jednak się
podnieśli i spojrzeli z wściekłością na siebie. Po chwili oni również
przypomnieli sobie o różdżkach. Wymierzyli nimi w siebie, a Hermiona
zapiszczała w duchu z bezradności.
Po
korytarzu zaczęły latać rozmaite zaklęcia. Dziewczyna stanęła u boku Rona,
próbując go trochę uspokoić. W tym momencie jej głos tylko motywował chłopaka
do bardziej zażartej walki. Może miałoby to jakiś sens, gdyby ta bójka nie
toczyła się o nią… Co za ironia?! Tyle dziewczyn zawsze marzyło, żeby faceci
się o nie bili, a brązowowłosa przeżywała to już drugi raz i nie było to nic
przyjemnego, zwłaszcza, że cały czas bała się, że Ronowi stanie się coś złego!
Hermiona
co chwilę krzyczała protego, ale jej
tarcza nie miała szans z mocnymi, nasyconymi nienawiścią zaklęciami, które
rzucali chłopcy. Ona była słaba i właściwie bezradna. Nie mogła tak naprawdę
nic więcej zrobić, żeby ich uspokoić. Każdy ruch w stronę rudzielca mógł
poskutkować jego dekoncentracją, czyli jednocześnie przewagą Cormaca, a nie
mogła na to pozwolić.
Weasley
nienawidził McLaggena z całego serca i miał ochotę go teraz zabić. Nie zasługiwał…
na nic, co miał. Na tę gębę, na którą leciały wszystkie dziewczyny, na to, by
uczęszczać do Hogwartu, by nazywać się Gryfonem! Na tą całą swoją fortunę,
kontakty, obiadki u Slughorna, a nawet fałszywych znajomych! A przede wszystkim
nigdy nie miał prawa tknąć Hermiony! Kiedy znowu o tym sobie przypomniał,
zawrzała w nim krew.
Ciskał
w niego zaklęciami z częstotliwością mniej więcej jedno na sekundę. Myślał
tylko o tym, żeby jak najbardziej go zranić. Począwszy od tych, które
wywoływały jedynie napady śmiechu, czy powiększały uzębienie, kończąc na
typowych zaklęciach ofensywnych. Żałował, że nie pamiętał formuły czaru, którą
kiedyś pokazał mu Harry w książce od eliksirów, z dopiskiem „Na wrogów”. O tak,
teraz zdecydowanie by się przydała…
Cormac
był coraz słabszy, natomiast Ron stawał się z każdą chwilą silniejszy. Przewaga
nad przeciwnikiem go motywowała. Nie powinno tak być, ale co mógł na to
poradzić… Twarz McLaggena była tak zniekształcona, że trudno było odróżnić jego usta od nosa, niemniej w ciemnych oczach
czaiła się niczym nieprzyćmiona wściekłość. Mimo że ledwo stał na nogach, wciąż
z tą samą zawiścią rzucał w Rona zaklęciami, więc rudzielec też nieźle oberwał.
Brązowowłosa,
wciąż na nowo odnawiając tarczę i używając lekkich zaklęć na Cormacu, co i tak
na niewiele się zdało, patrzyła jak z nosa jej ukochanego zaczyna kapać krew,
jak na jego ciele z każdą sekundą pojawiają się liczne rany i siniaki, jak
ugina się z bólu, po oberwaniu kolejnym zaklęciem… W jej oczach stanęły łzy. Chciała
go jak najszybciej opatrzyć, jakoś mu pomóc, ale on zdawał się być nieobecny.
Jak w transie walczył z blondynem, robił to prawie mechanicznie… Nie mogła mu
teraz przeszkodzić, bo prawdopodobnie oberwałby naprawdę ciężką klątwą.
I wtedy
między nimi, mijając twarz rudzielca zaledwie o centymetr, świsnął zielony
promień. Oboje wiedzieli, co to oznacza. Dla dziewczyny czas się zatrzymał.
Zaczęła się naprawdę bać. Cormac był
zdolny do wszystkiego, dopiero teraz to do niej dotarło. Ron natomiast spojrzał
się na niego z taką determinacją i nienawiścią, z jaką chyba jeszcze na nikogo
w życiu nie patrzył i, nim Hermiona zdążyła się zorientować, wycelował w niego
różdżką.
Brązowowłosa
zobaczyła w jakie słowo układają się jego usta i zareagowała momentalnie:
popchnęła rudzielca na najbliższą ścianę, w momencie, gdy z jego broni
wystrzelił czerwony promień. Czar odbił się rykoszetem od pobliskiego muru i
ledwie dotknął Cormaca, uderzając w przeciwległą ścianę, co i tak spowodowało,
że chłopak zgiął się w pół, upadł na ziemię i zawył z bólu.
Hermiona
poczuła, jak łzy spływają jej po policzkach. Ruszyła w stronę poszkodowanego,
ale on już zaczął się podnosić. Zaklęcie nie uderzyło bezpośrednio w niego,
dlatego było tak krótkotrwałe. Dziewczyna popatrzyła na Weasleya, jego twarz
była kamienna, nie wyrażała satysfakcji, ale też żadnego żalu.
Cormac stanął ponownie
naprzeciwko nich. Mimo całej tej opuchlizny, dostrzegła ironiczny uśmiech na
jego twarzy. I w tym momencie ona też poczuła do niego czystą nienawiść. Drżącą
ręką sięgnęła po różdżkę i stanęła ramię w ramię z Ronem. Blondyn się
zamachnął, a ona wiedziała, co chce zrobić. Ponownie wyczarowała tarczę, ale
wiedziała, że ona nie wytrzyma, zwłaszcza TEGO zaklęcia…
-Co tu się dzieje?!
Wszystko
ucichło, a oni opuścili różdżki. Dotarło do nich w jak bardzo niekorzystnej są
sytuacji. Teraz mogło stać się wszystko… Począwszy od wywalenia ze szkoły.
Hermiona, mimo to, dziękowała w duchu, że wszystko się już zakończyło. Nie
miała pojęcia ile jeszcze wytrzyma, czy w ogóle wytrzyma…
Na
widok profesor McGonnagal serce Rona zamarło. Z jednej strony poczuł ulgę, a
drugiej, zdał sobie sprawę ze wszystkich konsekwencji… Wiedział, że będzie miał
problemy- on, McLaggen i Hermiona. Był świadomy tego ile ta szkoła dla niej
znaczy… Zdał sobie sprawę z tego, że to prawdopodobnie jego ostatnie minuty w
Hogwarcie. Za takie rzeczy, no cóż… nie nagradzano. Co z tego, że miał powody,
przecież nikt go w tej sprawie nie poprze. Za to, co zrobił, a właściwie co
chciał zrobić, mógł nawet wylądować w Azkabanie. Ale nie żałował! Tak, to
idiotyczne, wiedział, że poniesie srogie konsekwencje swoich czynów, ale miał
też świadomość tego, że McLaggen również oberwie i nigdy więcej nie zbliży się
do Hermiony.
Więcej
nie pamiętał. Ze swoich myśli ocknął się dopiero, gdy znalazł się w gabinecie
Dumbledore’a, twarzą w twarz ze zmartwionym dyrektorem.
*
Brązowowłosa
wyszła z gabinetu Dumbledore’a. Czuła się jak we śnie. Nie docierało do niej
to, co się wydarzyło. A najbardziej nierealne było, co wtedy usłyszała. Czyli
Ron ją jednak kochał? To znaczy WCIĄŻ ją kochał… Jak mogła być taka głupia i w to zwątpić?!
Ujrzała
na korytarzu Harry’ego i Ginny. Oboje byli w piżamach i wyglądali na
zaniepokojonych.
-No i co Hermiono?- podbiegł do niej Potter.
-Właściwie, to nie wiem…- powiedziała otępiałym głosem.
-Jak to nie wiesz?!
-No McGonnagal wzięła nas wszystkich do gabinetu, potem
opowiedziała Dumbledorowi całą sytuację. Wtedy… wtedy…- głos jej się załamał-
Wtedy Ron powiedział, że nic nie zrobiłam, więc dyrektor odjął tylko punkty
Gryffindorowi i kazał mi wyjść.
Cała
drżała, jej oczy szkliły się od łez. On to zrobił dla niej! A powiedział, że to
nie jej wina… Właśnie, że jej! Pozwoliła mu odejść… Teraz mogło się wydarzyć
wszystko, mogą go nawet wywalić ze szkoły! Nie zniosłaby tego, zwłaszcza, od
kiedy zrozumiała, jak bardzo go kocha.
-Hermiono, będzie dobrze- powiedziała pokrzepiająco
rudowłosa.
-Nie, nie będzie!- w Granger narastała wściekłość i nagle ją
olśniło-Skąd on o tym wiedział?
-Nie mam pojęcia- odparła Weasleyówna.
-To ciekawe, bo ja powiedziałam tylko tobie! Harry już wie,
może Ronowi też powiedziałaś?!
-Słuchaj, teraz przesadzasz. Jak w ogóle śmiesz mówić takie
rzeczy?!
-Jak mam ci niby ufać, skoro nie potrafisz dotrzymać
tajemnicy?
-Dziewczyny, dosyć!- warknął Harry, widząc, że rudowłosa
chce coś powiedzieć- Hermiono, jesteś nie-fair. Ginny chciała ci pomóc,
informując mnie o tym. Ale żadne z nas nie powiedziało o tym Ronowi. Nie wiem,
jak się dowiedział…
Hermiona
chciała odpowiedzieć, ale nie miała już siły tego drążyć. Coś jej nie grało, w
końcu, do cholery, kto mógł mu powiedzieć?! Ale nie mogła stracić przyjaciół,
nie teraz, kiedy Ron znajdował się w tak koszmarnym położeniu! Teraz musieli
trzymać się razem i wspólnie go wspierać, co w tym momencie oznaczało cierpliwe
czekanie na jego wyjście.
-Będzie dobrze- rzekła Harry, nie za bardzo wiedząc czy chce
przekonać siebie czy dziewczyny.
Rudowłosa
rzuciła mu smutny uśmiech i przytuliła się do niego, na co on odpowiedział tym
samym. Z jednej strony, nawet w takiej chwili, Hermiona obserwując ich,
cieszyła się, a z drugiej, poczuła koszmarną zazdrość, że ona nie może tak po
prostu podejść do Rona i go objąć.
Nagle
posąg wielkiego orła zaczął się przesuwać. Brązowowłosej serce zamarło w
piersi. Jako pierwszy przez próg przeszedł McLaggen, którego ciągnął za sobą
Filch. Hermiona do tej pory nie wiedziała, jak bardzo Ron go zmasakrował. Jego
twarz była tak spuchnięta, że nie widać było oczu! Do tego utyka i cały czas
jęczał z bólu. A jednak nie poczuła ani grama współczucia.
Za nim
wyszedł rudzielec. Wyglądał o wiele lepiej od przeciwnika. Miał sporo siniaków
na szyi i rękach, rany w kilku miejscach na twarzy i podbite oko, ale nie
wyglądało na to, żeby coś gorszego się stało, po prostu był pobijany. Hermiona
myślała, że umrze ze szczęścia, kiedy go zobaczyła. Za nim wyszedł nie kto inny
jak profesor Dumbledore i rzekł:
-Nie martwcie się, kochani, pan Weasley zna i rozumie swoją
winę i został za to ukarany, ale nie oznacza to nic więcej jak szlaban i
odjęcie punktów waszemu domowi.
Wszyscy
odetchnęli z ulgą. Dyrektor uśmiechnął się do nich i wrócił do gabinetu. Harry
i Ginny podeszli do Rona i zaczęli coś do niego mówić. On tylko uśmiechał się
szarmancko. Jego siostra rzuciła mu się na szyję i oboje zatonęli w długim
uścisku, choć rudzielec trochę się ugiął, bo siostra trafiła prosto w jego
siniaki na klatce piersiowej. Potter ochrzanił kumpla za idiotyczne zachowanie
i za to, że nie pozwolił mu brać w tym udziału. Później ruszyli w stronę Wieży
Gryffindoru. Wtedy brązowowłosa stanęła im na drodze:
-Ron, chciałam…- zaczęła niepewnie, ale on wszedł jej w
słowo.
-Daruj sobie!- warknął.
-Ale proszę cię…
-Nie- powiedział prawie bezgłośnie, mijając ją szybko.
Stała
oszołomiona pośrodku korytarza. Patrzyła jak ruda czupryna jej ukochanego znika
w ciemności. Harry i Ginny posłali jej współczujące spojrzenia, ale również
poszli dalej. Ona natomiast czuła jak jej, i tak już zrujnowany, świat rozpada się
w drobny mak.
*
Wiecie co, naprawdę mnie nastraszyliście i teraz boję się Waszych opinii :o Rozdział przeczytany przeze mnie z milion razy (a i tak pewnie są literówki), sama zemsta z dziesięć razy więcej... Przez cały dzień się zastanawiałam czy go wstawić i w końcu doszłam do wniosku, że już i tak dużo razy go poprawiałam i dopieszczałam i że jak jeszcze trochę zrobię, to mogę go zepsuć :(
Kurde, naprawdę się boję :p Czuję, że tak to powinno wyglądać, że rozdział jest tak... odpowiednio wyważony. Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam :/
Specjalne pozdrowionka dla PotteroweLove, która rozgryzła mnie już na początku :* ^^ No i oczywiście dla Selenki, Romione The Best Couple i Romione Ever, za długą dyskusję na różne tematy, gdyby nie Wy, pewnie nie wpadłabym na wiele (mam nadzieję) dobrych pomysłów <3
Ale pozdrawiam Was wszystkich i dziękuję za to, że jesteście :***
PS Bez muzyki w trakcie, bo tam mi odpowiadała tylko ta "głucha cisza" ;) Ale to są utwory, które były inspiracją (niekoniecznie związane z tematyką i nstrojem), może komuś się coś spodoba :)