Z dedykacją dla Neli,
mojej pierwszej czytelniczki, za to, że sobie o mnie przypomniała i że
była ze mną od samego początku :*
Wybiła północ. Brązowowłosa dziewczyna snuła się, a właściwie skradała, po
korytarzach ciemnego zamku. Miała na sobie gruby sweter, ale mimo to chłodne,
nocne, październikowe powietrze sprawiało, że przechodziły ją dreszcze.
Rozglądała się w obawie, czy nie spotka żadnego nauczyciela. Na szczęście
nikogo nie zauważyła. Zatrzymała się w końcu przy jakiejś opuszczonej sali na
czwartym piętrze, pod którą kazał jej przyjść Ron. Wcale nie była
zachwycona pomysłem spotkania się właśnie tam i to o tej porze, ale zbliżał się
pierwszy mecz quiditcha w tym roku, więc Weasley miał ciągle treningi, zarówno
w dni powszednie, po lekcjach, jak i w weekendy. Dajmy na to dzisiaj, sobota,
jedna z niewielu cieplejszych o tej porze roku, a Hermiona zamiast wyjść ze
swoim chłopakiem na błonia i spędzić po prostu razem czas, odrabiała lekcje, bo
rudzielec od 7 rano do prawie 22 był na treningu. Nie miała jednak zamiaru
mówić mu co myśli o tych jego całodziennych rozgrzewkach, bo dopiero
poprzedniego dnia się pogodzili i nie chciała wszczynać kolejnej kłótni. Nie
zmieniało to jednak faktu, że było jej przykro, bo nawet nie umówili się
bezpośrednio, tylko chłopak wysłał jej liścik ze wskazówkami gdzie i o której
mają się spotkać.
Oparła się o ścianę i wyjęła różdżkę. Nie zapalała światła, bo mogłoby to
sprowadzić jakiegoś nauczyciela, aurora czy nawet Filcha. Żyli w takich
czasach, że, dla bezpieczeństwa, po korytarzach w każdym momencie ktoś
krążył.
Mina Hermiony, czego łatwo się domyślić, nie wyrażała radości czy przychylności
całemu zdarzeniu, raczej sceptyzm i dezaprobatę. Nie była tchórzliwa, co to, to
nie, wielokrotnie odznaczyła się swoją odwagą, choćby parę miesięcy temu w
ministerstwie. Nie bała się profesorów czy pracowników ministerstwa, ale jej
osobowość i wychowanie nie pozwalały na to, żeby dostać uwagę czy odjęte punkty
za szwendanie się po zamku w nocy. Po prostu tego nie lubiła, zawsze była
wzorową uczennicą i miała zamiar nadal nią być, nawet kiedy zaczęła chodzić z
Weasleyem. Jeśli chodzi o Rona, to, no cóż… Był jaki był, nauka go nie bardzo
obchodziła, jeśli już się starał, to bardziej po to, żeby nie dostać szlabanu
od mamy, niż żeby się czegoś dowiedzieć. Był typowym leniem, najchętniej
siedziałby na łóżku i bawił się gadżetami z Magicznych Dowcipów. Miał jednak
pasję, czego brązowowłosa mu trochę zazdrościła, kochał grać w quiditcha i był
w tej dyscyplinie niezły, zapewne dzięki braciom, z których większość w to
grała, w dodatku na wysokich pozycjach. Chłopak zawsze chciał im dorównać, stąd
masa treningów, nawet w trakcie wakacji. Sprawiło to, jednak, że stał się
dobry, tak samo jak reszta członków obecnej drużyny.
Dziewczyna po raz kolejny uświadomiła sobie, jak bardzo jej na nim zależy. Nie
był idealny, miał wiele wad, ale wyróżniał się lojalnością, a kiedy trzeba było
potrafił wziąć się w garść i zrobić coś w słusznej sprawie. Był też, wbrew
pozorom, bardzo wrażliwy, starannie ukrywał swoje emocje, lecz Hermiona, po
wielu latach znajomości, potrafiła je rozpoznawać po oczach. Oczywiście plusem
była też jego dość nietypowa uroda, był bardzo przystojny, wysoki, dobrze
zbudowany, o pięknych, błękitnych oczach i ognistorudych włosach, lecz nie
wygląd był najważniejszy.
Rozmyślała tak, uśmiechając się pod nosem, kiedy usłyszała kroki. Automatycznie
ukucnęła, pragnąc zniknąć z tego miejsca jak najszybciej. Różdżkę trzymała
gotową, żeby w najgorszym razie trafić przeciwnika jakimś zaklęciem. Przeklęła
w duchu, że dała się namówić na to całe, nocne spotkanie. Serce biło jej coraz
szybciej, cała zesztywniała, oczekując jakiegoś nauczyciela. Patrzyła się w
prawą stronę, wydawało się jej, że stamtąd dochodzą odgłosy. Słyszała coraz
głośniejsze tupanie, podniosła wyżej i ścisnęła mocno różdżkę, kierując jej
koniec w głąb korytarza.
-Akuku!- usłyszała znajomy głos, a przed jej twarzą pojawił
się bukiet różowych goździków.
Kroki ucichły, a ona powoli zaczynała rozumieć co się przed chwilą stało.
Odebrała kwiatki, wstała, odwróciła się i syknęła:
-Ronald, jak mogłeś mnie tak wystraszyć?! Spóźniłeś
się.
Chłopakowi zrzedła nieco mina, spodziewał się trochę innej, weselszej reakcji,
jednak nie dał tego po sobie poznać i tylko wzruszył ramionami, szczerząc się
do niej.
-Wiesz- zaczął mówić- Nie chciałem, żebyś się przestraszyła,
sądziłem, że słyszysz, że idę.
-Owszem, słyszałam, że KTOŚ idzie, ale skąd miałam wiedzieć,
że to ty?!- jej usta zacisnęły się w wąską linię.
-Przepraszam, ale po prostu zobaczyłem cie taką skuloną i
postanowiłem zrobić ci niespodziankę.
-Chciałeś zrobić mi niespodziankę, czy przyprawić o zawał?!
-Oj przestań- znowu wzruszył ramionami i pociągnął ją do
drzwi sali, które otworzył zaklęciem.
-Jakbyś chciał wiedzieć, to mi się to wszystko nie…- znów
zaczęła się skarżyć, lecz zaniemówiła z wrażenia.
Ujrzała pomieszczenie pełne mebli, przysłoniętymi białymi prześcieradłami i po
środku mały stolik, na którym stały świeczki, ciastka i czerwone wino. W tle
leciała romantyczna muzyka z jakiegoś radia, a na podłodze wyłożona była
„dróżka” z płatków czerwonych róż, prowadząca do stołu.
-Podoba ci się?- zapytał rudzielec, patrząc z dumą na swoje
dzieło.
Hermiona spojrzała najpierw na piękne kwiaty, które trzymała w ręku, potem na
„alejkę” i stolik, a później wsłuchała się w ciche dźwięki muzyki, które
napełniły ją szczęściem i spokojem. Na końcu popatrzyła się w niebieskie oczy
ukochanego i pokiwała delikatnie głową.
Usiedli przy stole, a Ron rozlał im wino do kieliszków. Dziewczyna jeszcze raz
rozejrzała się po pomieszczeniu. Była to dość duża klasa, bez okien, a
wszystkie meble były przykryte. Jedynie na ścianach widać było obrazy, lecz nie
przedstawiały postaci, tylko martwą naturę, krajobrazy i zwierzęta. Popatrzyła
na chłopaka, który przyglądał się jej z zainteresowaniem.
-O co chodzi?- spytała.
Rudzielec wzruszył, po raz kolejny tej nocy, ramionami. Co miał jej powiedzieć?
Przychodziła mu do głowy masa najróżniejszych określeń. Była cudowna pod każdym
względem, nawet teraz kiedy unosiła jedną brew w wyrazie zdziwienia, jej włosy
były poczochrane, a oczy zaspane. Po prostu była piękna i tyle, najpiękniejsza
na całym świecie.
-O nic- odparł po chwili.
-To dlaczego się tak na mnie patrzysz?
-Bo jesteś śliczna.
Hermiona zarumieniła się lekko. Nikt wcześniej nie dawał jej tyle szczęścia, co
Ron. Pragnęła odpłacić mu tym samym, ale nigdy nie wiedziała co powiedzieć, czy
że jest przystojny, fantastyczny… Żaden z przymiotników nie mógł określić tego
co w nim tak kochała, bo najbardziej podobało jej się, że jest wrażliwy, ale i
twardy, zabawny, a kiedy trzeba poważny i wiele innych sprzeczności, które
właśnie czyniły go wyjątkowym. Teraz to ona nie mogła oderwać od niego wzroku.
Wstała, podeszła do niego i usiadła mu na kolanach, przytulając go mocno.
Rudzielec odpowiedział na uścisk, niemniej zapytał ze zdziwieniem:
-A to za co?
-Za to, że jesteś- odparła uśmiechając się szeroko.
Patrzyli na siebie przez ułamek sekundy, a potem nie wytrzymali i zanurzyli się
w pocałunku. Tak dawno nie byli blisko, potrzebowali tego, pragnęli siebie
nawzajem. Ich zbliżenie było głębokie, ale subtelne, ledwie muskali się ustami,
a i tak powodowało to, że ogarniała ich fala gorąca i wielkie szczęście.
Odsunęli się od siebie, posyłając sobie szczere uśmiechy. W końcu
dziewczyna wróciła na swoje miejsce i napiła się wina.
-Skąd wziąłeś te ciasta?- odezwała się po chwili, próbując
szarlotki.
-Z kuchni- odparł od niechcenia.
-W znaczeniu od skrzatów domowych?!
-Proszę cię, Hermiono- powiedział spokojnie, widząc, jak
narasta w niej złość- Myślałem, że już się pogodziłaś z tym, że one dla nas
pracują.
-O nie!- warknęła- To, że zawiesiłam stowarzyszenie, nie
oznacza, że będę pozwalać na pomiatanie tymi biednymi stworzeniami.
-Czyli wznawiasz działalność wszy?
-Nie, Ron- odpowiedziała przez zaciśnięte zęby- Niemniej
sądzę, że chociaż my moglibyśmy nie nadużywać ich dobroci.
-O czym ty mówisz?- chłopaka coraz bardziej śmieszyła ta
dyskusja- Przecież one same chcą dla nas pracować, nie sądzę, że robią to z
łaski.
-Tak, bo czarodzieje namieszali im w głowach, a wszyscy wiemy,
że tak naprawdę skrzaty powinny być wolne, zajmować w społeczeństwie taką
pozycje jak my, Zgredek jest najlepszym przykładem.
-Tak? A pamiętasz, jak traktują go inni, a w dodatku mam ci
przypomnieć historię z czapkami?
-Czyli uważasz, że moje poglądy są niesłuszne?!- krzyknęła.
-Nie, po prostu sądzę, że nie zbawisz świata, zwłaszcza,
jeśli ten świat tego nie chce.
Jego, niby spokojny, ton był pełen bezczelności, ale i szczerości, niemniej
brązowowłosa nie miała zamiaru przyznać mu racji, bo cały czas posiadała własne
spojrzenie na tą sprawę. Była wściekła jego zachowaniem.
-Koniec!- wrzasnęła- Wychodzę!
„A zapowiadał się taki miły wieczór…” pomyślała, wstając z miejsca. Skierowała
się prosto do wyjścia, nie raczyła nawet obdarzyć go swoim spojrzeniem, a było
ono gorsze od wzroku bazyliszka. Dotknęła klamki, kiedy poczuła, że w przedmiot
uderza cienki niebieski promień.
-Chyba sobie żartujesz?- parsknęła, kiedy zorientowała się,
że Weasley wzmocnił zaklęcie, zamykające drzwi.
-Ja czy ty?- poczuła jego oddech na karku i rękę na
nadgarstku, gdy próbowała wyciągnąć nią własną różdżkę.
Odwróciła się do niego, tak, że ich twarze dzieliły zaledwie centymetry.
Rudzielec nadal ściskał jej dłoń, ale ją to nie bolało, nie miało boleć. Stali
naprzeciwko siebie, ona, z zaciętą miną, wpatrzona w niego, z gniewem, on, z
niewinnym uśmieszkiem, doszukujący się na jej twarzy choć cienia radości.
Dziewczyna poczuła, że już mu odpuszcza, przestaje się gniewać za tą idiotyczną
rozmowę, tonie w jego błękitnych oczach… Nie, nie chciała tego! Musiała mu
pokazać, że nie jest jego zabawką, ani służącą, sądziła, że on to wie, ale
chciała udowodnić, że ona też potrafi postawić na swoim. Dlaczego tak na nią
działał, dlaczego zawsze ulegała pod jego spojrzeniem? W końcu, gdy już
zaczynała powoli odpływać, zdobyła w sobie siłę, żeby dość obojętnie rzec:
-Mógłbyś mnie puścić?
-Nie, bo wtedy sobie pójdziesz- stwierdził rzecz oczywistą
Ron, na co brązowowłosa wywróciła oczami.
-Owszem, taki mam zamiar i wolałabym, żebyś mi tego nie
utrudniał, chyba że chcesz ze mną walczyć.
-Zwariowałaś?!-krzyknął i puścił jej rękę, jakby zaczęła go
parzyć- Hermiono, to była tylko rozmowa, przepraszam, jeśli zachowałem się
chamsko czy cie uraziłem, chciałem po prostu być szczery.
Powiedział to z takim wyrzutem, że sam był zaskoczony. Nie wiedział czemu, ale
bardzo go dotknęło to, że Granger stwierdziła, że jeśli jej nie puści, to
będą musieli się „bić”. Tak się nie robi, nie mówi. Nigdy nie
skierowałby, celowo, w nią różdżki, a co dopiero wypowiedział jakiekolwiek
zaklęcie, co więcej, nie zrobił tego nawet na spotkaniach GD, gdy były to
niegroźne ćwiczenia.
Brązowowłosa była zszokowana jego zachowaniem, a jeszcze bardziej swoim.
Dlaczego to powiedziała, skoro tak naprawdę nie miała zamiaru nic takiego
robić, nie zdobyłaby się na to? Stała i patrzyła się na niego ze zdziwieniem.
Oddychał płytko i bardzo szybko, widać po nim było, że jest zdenerwowany.
Dziewczyna miała coraz bardziej przerażony wyraz twarzy, chciała coś mu
powiedzieć, ale nie wiedziała co. W końcu to on się odezwał:
-Proszę, zostań.
Granger pokiwała głową, ta cała sytuacja sprawiła, że zapomniała o poprzedniej
rozmowie i, że się na niego gniewa. Wypiła duszkiem kieliszek wina, co
sprawiło, że trochę zawirowało jej w głowie. Postanowiła puścić w niepamięć to,
co się stało przed chwilą i po prostu spędzić czas ze swoim chłopakiem. Dobrze
wiedziała, że gdyby wyszła, od razu by tego pożałowała.
Ron spoczął na swoim poprzednim miejscu i również spożył alkohol. Co mu
strzeliło do głowy, żeby robić takie sceny, właściwie bez powodu? Widocznie był
to jeden z drażliwych, dla niego, tematów, których nie można poruszać, na pewno
Granger to sobie zapamięta. Weasley, czując się coraz bardziej głupio pod
czujnym spojrzeniem dziewczyny dolał sobie jeszcze napoju.
Przez chwilę się do siebie nie odzywali, po czym zaczęli dyskusję o Magicznych
Dowcipach Weasleyów. Sprawiło to, że, po następnych kilku kieliszkach,
rozmawiali beztrosko i wesoło, jakby w ogóle tego wieczoru nic się nie
zdarzyło. W końcu Ron zaproponował:
-Zatańczysz?
Brązowowłosa pokiwała głową, po czym chwyciła jego dłoń. Stanęli po
środku, a rudzielec złapał ją w pasie. Poczuli, że wino uderza im do mózgów,
choć żadne z nich nie było pijane. Kiwali się na boki do wolnej muzyki.
Przytulili się do siebie, byli najbliżej jak się dało. Hermiona oparła głowę na
torsie swojego chłopaka, wsłuchując się w bicie jego serca. Potem usłyszała
słowa piosenki:
„Gorzko-słodkie wspomnienia.
To wszystko co wezmę ze sobą.
Więc do widzenia, proszę nie płacz.
Oboje wiemy, że nie jestem tym, czego Ci trzeba.
A ja zawszę będę Cię kochać
Zawsze będę Cię kochać”
Uświadomiła
sobie wtedy, jak bardzo zależy jej na Ronie. Nie wyobrażała sobie teraz, że
mogłaby go stracić, choć jeszcze 24 godziny wcześniej nie umiała się do niego
odezwać i myślała, że to koniec. Nigdy wcześniej nie sądziła, że będzie kogoś
tak mocno kochać, że będzie gotowa oddać za niego życie, ale również odejść,
żeby był szczęśliwy, tak jak we fragmencie tej piosenki. Łzy pociekły jej po
policzku, gdy pomyślała, że Weasley mógłby żyć bez niej, z inną
dziewczyną.
Chłopak przytulił się do niej mocno, zapominając o rzeczywistości. Nagle
usłyszał ciche pochlipywanie. Odsunął się kawałeczek od ukochanej i uniósł delikatnie
jej brodę. Oczy miała przekrwione, a na jego sweter ściekały krople słonych
łez.
-Co się stało?- szepnął.
-Nic- pokręciła głową- Kocham cię!
-Ja ciebie też.
-Na pewno?
-Co to za pytanie?- wyraził zdumienie rudzielec- Oczywiście,
nie wierzysz mi?
-Wierzę, po prostu chcę, żebyś był szczęśliwy i nie spotykał
się ze mną tylko dlatego, że nie chcesz mnie zranić- wykrztusiła.
-Co ci przyszło do głowy?!- prawie krzyknął- Jestem z tobą,
bo cię kocham, już od wielu lat! Nigdy nie zrobiłbym tego o co mnie posądzasz!
Jesteś całym moim światem, nie mógłbym cię tak po prostu zostawić.
Zatrzymał się i patrzył na swoją dziewczynę. Nagle ujrzał ją 20 lat później,
krzątającą się uroczo po domu, apodyktycznie mówiącą coś do niego i ICH dzieci.
Po raz któryś stwierdził, że tylko z nią mógłby spędzić resztę życia. Potem
szepnął, prawie dokładnie w tym samym momencie, w którym piosenkarka zaśpiewała
ostatnie słowa utworu: „Zawsze będę cię kochać”.
Pocałował ją, niby kolejny już raz, ale i tak było niezwykle. Jedną dłonią
otarł łzy z jej policzka, a drugą zanurzył w jej miękkich lokach. Chciał jej
dać jak najwięcej, żeby już nigdy nie pomyślała, że spotyka się z nią tylko z
łaski. Jego pocałunki były bardzo namiętne, może nawet brutalne, ale Hermionie
to w żaden sposób nie przeszkadzało. Straciła jakikolwiek kontakt z
rzeczywistością. Poczuła, jak rudzielec przesuwa dłoń wzdłuż jej pleców i
zaczyna delikatnie gładzić jej udo, przez co przeszedł ją dreszcz. Nie miała
siły mówić mu, że jeszcze nie są gotowi, bo sama tego chciała. Nadal nie
zaprzestając czynności powoli rozpięła pierwszy guzik jego koszuli. Nie chciała
się spieszyć, natomiast Ron potraktował to jako zachętę i pocałował ją
delikatnie w szyję. Dziewczyna jęknęła z rozkoszy i poddała się temu miłemu
gestowi.
Nagle usłyszeli, że ktoś naciska mocno zardzewiałą i skrzypiącą klamkę.
Przestali się całować lecz nadal stali objęci, czując się tak bezpieczniej. Ron
skierował swoją różdżkę w drzwi i czekał, żeby trafić zaklęciem nieproszonego
gościa.
Oślepiło ich światło dobiegające z korytarza, a w otworze pojawiła się wysoka
postać w czarnej szacie i tiarze. Chłopak opuścił różdżkę, gdy tylko się
zorientował, że przed nim stoi opiekunka jego domu, profesor McGonnagal.
Nauczycielka nie była zbyt zadowolona, co wyrażała jej dobrze widoczna twarz,
toteż Gryfoni spuścili z zakłopotaniem głowy, czekając na dalszy bieg
wydarzeń. McGonnagal nic nie mówiła, tylko próbowała zadać im karę swoim
groźnym wzrokiem, co najwyraźniej przynosiło odpowiednie skutki, bo Hermionie,
nie wiedzieć czemu, bardzo interesujące wydały się jej stopy, natomiast Ron
zaczął liczyć kafelki podłogowe.
-Czy wy wiecie która jest godzina?!- syknęła pani profesor.
Nie uzyskała odpowiedzi, bo młodzi jeszcze bardziej zacisnęli usta, ale było to
pytanie retoryczne, więc kontynuowała, a w jej głosie wyczuć można było
olbrzymi gniew:
-Obydwoje jesteście świadomi jak bardzo niebezpieczne są
nocne przechadzki w obecnych czasach, nawet w szkole, które i tak są od zawsze
zakazane. Rozumiem, że uczniowie muszą od czasu do czasu zrobić nam na przekór,
wymknąć się gdzieś o północy, ale nie teraz, gdy Sami Wiecie Kto panoszy się po
świecie. Nie jesteście pierwszymi których przyłapałam w tym roku w nocy, po za
swoimi dormitoriami, ale sądziłam, że WY przeżyliście dosyć, żeby wiedzieć jak
bardzo zagrożeni jesteście. Tym bardziej nie spodziewałam się takiego
zachowania po tobie, panno Granger.
Na te słowa obydwoje podnieśli głowy i spojrzeli na jej srogą minę. Twarz
Hermiony wyrażała wstyd i strach, ale nic nie mówiła, natomiast Ron trochę
poczerwieniał i rzekł:
-Pani profesor, to był mój pomysł, to nie jest jej wina.
-Tak, panie Weasley, domyślam się, że to pan był inicjatorem
tego... spotkania, niemniej panna Granger również brała w nim udział i jest tak
samo winna.
Zapadła cisza. Brązowowłosa posłała chłopakowi krótki uśmiech, a potem znowu
obydwoje odwrócili głowy od twarzy McGonnagal. Nauczycielka rozejrzała się po
sali, a kiedy ujrzała stolik i usłyszała cichą muzykę, westchnęła:
-Cieszcie się, że to ja mam dziś dyżur, a nie profesor
Snape, albo ktokolwiek inny. Doprawdy, nie wiem dlaczego to robię, ale dzisiaj
nie dam, wam szlabanu…- młodzi podnieśli głowy i wyraźnie się rozpromienili-…
ale nie myślcie sobie, że nie wyciągnę żadnych konsekwencji. Po pierwsze,
obydwoje tracicie po 10 punktów dla Gryffindoru, a po drugie, ta sytuacja ma
się nigdy więcej nie powtórzyć… -zarówno Ron, jak i Hermiona pokiwali głowami-Robię
to tylko dlatego, że ty Hermiono jesteś wzorową uczennicą, a jeśli chodzi o
pana, panie Weasley, to liczę na ponowne sukcesy w quiditchu. A teraz wynocha
stąd!
Ton McGonnagal brzmiał, jakby chciała powiedzieć „Też kiedyś miałam 16 lat…”.
Młodzi wyszli z klasy, a ona tuż za nimi, odprowadzając ich pod sam portret
Grubej Damy, gdzie akurat natknęli się na Harrego. Pani profesor nie była tym
faktem w ogóle zaskoczona, a jej głos wydawał się wyjątkowo sceptyczny:
-A pan, panie Potter, co robi tutaj tak późno?
-Wracam od dyrektora- odparł chłopak, zgodnie z prawdą.
McGonnagal pokiwał głową i odeszła, natomiast oni wybuchli cichym śmiechem.
-No ładnie, ale daliście się przyłapać- zażartował
czarnowłosy.
-Przestań, cud boski, że nam odpuściła- rzekła Hermiona, po
czym dodała w kierunku rudzielca- To nasz ostatni taki wypad.
-Doprawdy…- szepnął Ron, na co Harry zachichotał, a
brązowowłosa obrzuciła go groźnym spojrzeniem.
Później wypowiedzieli hasło, oczywiście po długiej próbie obudzenia Grubej
Damy, i weszli do Pokoju Wspólnego, w bardzo dobrych humorach. Przeszli przez
krótki korytarz, nadal cicho się śmiejąc, gdy zobaczyli, że w pomieszczeniu
pali się światło, lecz to co ujrzeli sekundę później od razu zepsuło im
nastroje, a przynajmniej Harremu i Ronowi.
Zobaczyli Ginny i Deana, siedzących na fotelu w dość dziwnej, jednoznacznej
pozycji, namiętnie się całujących, choć nie wyglądało na to, żeby posunęli się
za daleko. Hermiona jęknęła w duchu, a jej obaj przyjaciele poczerwienieli ze
złości. Zanim para zorientowała, że nie są sami, minęło kilkadziesiąt sekund,
podczas których Weasley zaczął wyciągać różdżkę ze spodni, ale brązowowłosa mu
w tym przeszkodziła, po czym taktownie odchrząknęła. Thomas i Weasleyówna
natychmiast od siebie odskoczyli. Obydwoje byli świadomi tego, co się za chwilę
wydarzy. Zapadła niezręczna cisza. Harry i Ron mierzyli gniewnymi spojrzeniami
rudowłosą i jej chłopaka, a Granger modliła się w duchu, żeby nie doszło do awantury.
Marzenie ściętej głowy. Ron nie wytrzymał długo i wybuchnął:
-Czy moglibyście nie robić TEGO w najbardziej publicznym
miejscu w szkole?!
-Jakbyś chciał wiedzieć to jest ok. 4 nad ranem i nikogo tu
nie było dopóki nie przyleźliście!
Weasleyowie mierzyli się morderczymi spojrzeniami, a Hermiona stała obok nie
wiedząc co zrobić; w podobnej sytuacji znalazł się Dean, uśmiechnął się
nieśmiało do Pottera, ale ten popatrzył na niego wzrokiem, którego nie
powstydziłby się sam Bazyliszek, więc chłopak spuścił głowę.
-Coś jeszcze chcesz mądrego powiedzieć?- powiedziała
rudowłosa, z udawaną słodyczą.
-Bardzo wiele, ale się powstrzymam przy „obcych”- odparł jej
równie „miło” brat.
-Ginny, chodźmy już do łóżka- rzekł Dean, próbując
załagodzić sytuacje, ale odniosło to inne skutki, gdyż Harry i Ron odebrali tą
propozycję bardzo dwuznacznie- To znaczy…
-Idź, do zobaczenia rano, ja jeszcze chwilę zostanę- rzekła
rudowłosa.
Kiedy skończyła to mówić, pocałowała swojego chłopaka w usta. Sekundę później
świsnął między nimi, pomarańczowy promień, który minął jej głowę zaledwie o
centymetr. To był Ron, który celował w ich twarze, pewnie by trafił, ale
Hermiona popchnęła go na Harrego i zaklęcie obrało niepożądany kierunek.
Ginny patrzyła na brata ze łzami w oczach, ale również wyjęła swoją „broń”,
Dean, po tym incydencie, zrobił to samo. Stali naprzeciwko siebie, po jednej
stronie Thomas i Weasleyówna, a po drugiej jej brat i Potter, który również w
między czasie zaczął w nich celować. Brązowowłosa, natomiast, została obok,
obserwując z przerażeniem całą tą sytuację. Kiedy jej przyjaciółka rzuciła w
brata zaklęciem, które trafiło go w bark, rozpętało się piekło. Nic nie mówili,
słychać było jedynie gwizdy czarów, a ich blask oślepiał Granger. W końcu, gdy
udało się jej cokolwiek zobaczyć, wyczarowała między nimi magiczną barierę.
Znowu stali po środku, Ron trzymał się mocno za lewe ramię, a Dean próbował
rozmasować sobie piszczel.
Rudowłosa nie wytrzymała, patrzyła na przyjaciół z olbrzymim gniewem, jak mogli
ją tak zawieść?! Wrzasnęła na rudzielca:
-Nienawidzę cię, Ron, z całego serca cię nienawidzę!
Pobiegła po schodach do dormitorium dziewcząt, a pozostali nadal stali w
pomieszczeniu, powoli docierało do nich co się przed chwilą stało. Najbardziej
bolało to Weasleya. Jak mógł pozwolić, żeby emocje tak bardzo nad nim
zapanowały? Hermiona była bliska płaczu, patrzyła na tą całą sytuację z
przerażeniem , co się stało, że najlepsi przyjaciele zaczęli między sobą
walczyć? Ona też skierowała się do dormitorium, lecz nie omieszkała sobie na
koniec powiedzieć:
-Gratuluje, właśnie zniszczyliście wieloletnią przyjaźń,
brawo! Mogę was zostawić, czy się pozabijacie?- przez sekundę czekała na
odpowiedź, a później stwierdziła- Nieważne, róbcie co chcecie, mnie to i tak
nie obchodzi…
Pobiegła na górę, prosto do przyjaciółki, zostawiając winowajców samych sobie.
Miotały nią liczne uczucia, przede wszystkim fakt po czyjej stronie ma stanąć,
bo doskonale wiedziała, że zarówno Ron, jak i jego siostra, będą kazali jej
wybrać, ale czy w tej sytuacji da się to zrobić?
*
Taki prezent z okazji Mikołajek ;) Miał się pojawić wczoraj, ale miałam małe problemy techniczne.
I co sądzicie? Powiem
szczerze, że zdaję sobie sprawę z tego, że ten rozdział może być w jakiś sposób
przesadzony, za dużo wątków upchniętych w jednej notce, ale jest to jeden z
moich ulubionych rozdziałów i mam nadzieję, że, mimo wszystko, przypadnie wam
do gustu :)
Przeczytałam i bardzo mi się spodobało :)
OdpowiedzUsuńTen moment, kiedy Ron powiedział, że jej nie puści... fajne to było ;)
No i szkoda, że emocje wzięły górę. Na miejscu Ginny też byłabym śmiertelnie obrażona na ich zachowanie. Wyszła z tego bardzo nieciekawa sytuacja...
No ja wiem, najzabawniejsze, że ten rozdział miał wyglądać zupełnie inaczej, ale jakoś nade mną też emocje wzięły górę i na spontanie zaczęłam tworzyć takie sceny jak ta, kiedy Hermiona chce wyjść, czy tą końcową bójkę :P
UsuńDzięki, że wpadłaś ;)
Pozdrawiam
Niedawno zaczęłam czytać Twojego bloga i muszę powiedzieć, że to jeden z moich ulubionych. Na prawdę masz talent! Jedyną wadą jest to, że dość rzadko pojawiają się notki, ale zdaję sobie sprawę z tego, że możesz mieć dużo na głowie. Sama prawie na nic nie mam czasu :) Dużym plusem są długie, wyczerpujące i ciekawie opisane notki :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ojej, dziękuję :) Wiem, że notki pojawiają się za rzadko, ale naprawdę nie wyrabiam, na pociesznie mogę powiedzieć, że w tym miesiącu pojawi się jeszcze jedna ;D Wielkie dzięki za miłe słowa ;)
UsuńPozdrawiam :)
Genialny rozdzial! Ta "nietypowa noc" byla swietna! A najbardziej rozbawila mnie ta sytuacja z McGonagal, swietna! I to "Akuku" tez zabawne bylo :D no a taką romantyczna kolacje z alejką i muzyką i winem to ja bym strrrrasznie chciala kiedys przezyc. Masz bardzo romantyczną dusze i bardzo umiejętnie przelewasz to na "papier". Gratuluje i czekam z niecierpliwoscia na kolejny rozdzial. :)
OdpowiedzUsuńRoxanne
Dziękuję :* Wszystkim bardzo się podoba ta scena z McGonnagal :P Jakimś cudem udało mi się wymyślić coś śmiesznego ;P Uwierz, ja też chciałabym przeżyć taką noc <3
UsuńPozdrawiam gorąco :*
Uwielbiam Twojego bloga ♥ !
OdpowiedzUsuńKiedy będzie następna notka? Bo już nie mogę się doczekać :D
Dziękuję za miłe słowa ;D Myślę, a właściwie jestem pewna, że 25 grudnia :)
UsuńMam zaszczyt zaprosić na Rozdział 003 „Hogwardzkie niespodzianki” na bloga www.niesmiertelne-serca.blogspot.com !! Autorka życzy przyjemnej lektury.
OdpowiedzUsuńhttp://wojenny-pyl.blogspot.com/ - pojawił się nowy rozdział, zapraszam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za dedykację. ;* Rozdział przeczytam później, bo muszę nadrobić jeszcze kilka poprzednich. Nie miałam na nic czasu przez egzaminy, ale teraz- dwa tygodnie wolnego. Mam nadzieję, że wystarczy mi czasu na przeczytanie wszystkich zaległych rozdziałów.:)
OdpowiedzUsuńNela
Też mam taką nadzieję :) Dziś będzie jeszcze jedna notka, miniaturka, niezwiązana z tym opowiadaniem, tzn w innych ramach czasowych :P Jeśli znajdziesz chwilę, to, proszę, przeczytaj i najlepiej skomentuj ;)
UsuńBuziaki :*
Kiedy ten nowy rozdział? Miał być 25, wyrobisz się?
OdpowiedzUsuńTak, rozdział pojawi się w ciągu najbliższej godziny :)
UsuńTen fragment z łóżkiem, to mnie rozwaliło XD
OdpowiedzUsuńLuna