wtorek, 25 grudnia 2012

Miniaturka: Magia świąt

Dla wszystkich, dosłowne wszystkich czytelników, za to, że są, że mam dla kogo pisać <3

                Był chłodny wieczór. Za oknami panowała kompletna ciemność, a śnieg prószył obficie, coraz bardziej zasypując i tak już białą, wąską uliczkę. Praktycznie w każdym domu paliły się światła, a gospodarze szykowali kolacje. Nie był to zwykły dzień, to był wieczór 24 grudnia, moment, w którym wszystkie rodziny spotykały się, żeby zasiąść do wspólnego, wigilijnego stołu i świętować przeddzień świąt.
               Wybiła 18, pierwsza gwiazdka już dawno pojawiła się na niebie, a w jednym z domków, nie było nawet mowy o kolacji, wszyscy kręcili się niespokojnie, szukając różnych bibelotów. Brązowowłosa kobieta siedziała przy stole, w niewielkiej, przytulnej kuchni i dopijała ostatnie łyki gorącego napoju. Była ubrana w srebrzystoszarą sukienkę, a jej włosy opadały kaskadą loków na ramiona. Słyszała jak jej dzieci biegają po piętrze i miała wrażenie, że sufit zaraz zawali jej się na głowę. Kochała to miejsce, sama stworzyła je od podstaw, ale po 20 latach mieszkania w nim zaczynało się już trochę starzeć. Okna były obdrapane, ściany poszarzałe, a deski skrzypiały przy każdym kroku, wydeptane przez brzdące, trenujące na niej swoje pierwsze kroki, potem podstawy gry w quiditcha, no i sztukę magii.
-Ron, gdzie ty jesteś?- wrzasnęła zirytowana kobieta, dopijając herbatę.
-Już idę- odwarknął mężczyzna, schodząc po schodach.
               Hermiona, jeszcze bardziej zdenerwowana jego tonem, podniosła się i stanęła naprzeciwko wejścia, wyczekując męża. Po chwili wszedł, wysoki, rudowłosy, o niebieskich oczach. Na jego twarzy wyraźnie malowało się zmęczenie . Nie wyglądał staro, choć łatwo można było dostrzec, że nie ma osiemnastu lat. Cały czas dobrze zbudowany, z licznymi bliznami na całym ciele. Miał na sobie czarną szatę wyjściową, która sięgała mu do kostek. Rzucił swoją torbę obok bagażu małżonki i spoczął na krześle, obserwując sceptyczną minę żony.
-O co ci chodzi?- zapytał niezbyt sympatycznie.
-O co?!- wybuchneła kobieta- O to, że robisz ciągle na przekór, proszę, żebyś się pospieszył, ty wszystko spowalniasz, mówię, żebyś spakował się wcześniej, ty robisz to na ostatnią chwilę! Czy ty mi robisz łaskę, że jedziemy do TWOJEJ rodziny na święta?
-Ach tak- rudzielec wstał- Nie sądzisz, że rozkazywanie weszło ci w krew, nie zawsze będę cię słuchał, zrozum, że jestem wolnym człowiekiem i też mam prawo podejmować własne decyzje. Poza tym ja prosiłem ciebie, żebyśmy zostali w tym roku w domu, ale się uparłaś, że musimy jechać do Nory!
-Chyba sobie żartujesz?! To ja dbam o to, żebyś utrzymywał kontakty z rodziną?! Co miałam powiedzieć, gdy twoja matka poprosiła, żebyśmy przyjechali na wigilię, skoro i tak byliśmy u nich ostatni raz pół roku temu?!- parsknęła, po czym dodała spokojniej, smutnym głosem- Jaki przykład dajesz dzieciom, chcesz, żeby też nas tak traktowały jak dorosną?
-Acha, czyli ja jestem po prostu najgorszym wzorem do naśladowania i wszystko robię wbrew zasadom, tak?- sarknął.
               Hermiona poczerwieniała na twarzy. Nienawidziła się z nim kłócić, a ostatnio zdarzało się to coraz częściej, w dodatku o każdą błahostkę. Oczy jej się zaszkliły, ale nie pozwoliła sobie uronić łzy, od dawna nie płakała, nie była tą samą, wrażliwą na wszystko dziewczyną co kiedyś, dorosła, stała się mocniejsza, odporna na wiele rzeczy, między innymi na sprzeczki z Ronem. Już chciała mu odpowiedzieć, kiedy do kuchni wparowała rudowłosa nastolatka:
-Możemy już iść?- zapytała nieśmiało.
               Obydwoje otrząsnęli się, spoglądając na siebie ostatni raz groźnymi spojrzeniami i wzięli bagaże. Skierowali się ku wyjściu, a kobieta rozporządziła:
-Rose, zawołaj Hugona- powiedziała delikatnie do córki, a kiedy ta odeszła dodała zgryźliwie do męża- Ronaldzie, czy mógłbyś sprawdzić czy drzwi na taras są zamknięte?
-Oczywiście- odparł z udawaną słodyczą.
               Pięć minut później wszyscy stanęli przy kominku w salonie i zaczęli się przenosić, za pomocą proszku fiuu, do domu rodzinnego Weasleyów. Po kolei wchodzili do paleniska i znikali w zielonych płomieniach. Kiedy pojawili się w Norze, panował tam zamęt. Rudowłosa, trochę siwiejąca, starsza kobieta krzątała się niecierpliwie po pomieszczeniu. Rozpromieniła się widząc swojego najmłodszego syna z jego rodziną.
-O, wreszcie jesteście- zakrzyknęła trochę ochrypłym głosem- Już się bałam, że coś się stało.
-Przepraszamy mamo, ale mieliśmy trochę problem ze spakowaniem się- odparł jej pierworodny, całując ją w policzek.
               Później reszta przywitała się z babcią i wymieniła krótkie informacje o ostatnich wydarzeniach. W końcu Molly oznajmiła:
-Bagaże zostawcie tutaj i chodźcie ze mną do kuchni.
               Wszyscy bez gadania odłożyli torby i ruszyli za panią domu. W kuchni działo się coś niesłychanego, panował kompletny chaos. Przez pomieszczenie przewalała się masa ludzi, zjechali się wszyscy Weasleyowie. Począwszy od najstarszych: siedzący przy kominku Bill i Fleur, tuż obok ich dzieci- osiemnastoletnia Dominique, szesnastoletni Luis i najstarsza- dwudziestoletnia Victoire wraz ze swoim chłopakiem- Tedem Lupinem (22 lata) oraz jego babcią, Andromedą Tonks. Niedaleko spoczywał Charlie, walczący przez wiele lat ze smokami, trochę podstarzały, ale widać było, że ma jeszcze dużo siły. Dalej pedantyczny Percy ze swoją uroczą żoną i córkami, szesnastoletnią Molly i trochę młodszą, trzynastoletnią Lucy. Obok spoczywał George, zabawiający rodzinę swoimi żartami, razem z Angeliną i dziećmi- Fredem (15 lat) i Roxanne (14 lat). Wszyscy byli bardzo radośni, a kiedy Ronald ze swoją małżonką przekroczyli próg, od razu pobiegli się z nimi witać. Oczywiście najpierw podszedł pan Weasley, on również trochę się zestarzał. Jego włosy praktycznie straciły swój dawny kolor na rzecz bieli i kulał na jedną nogę, ale w jego oczach nadal płonęły żywe ogniki.
-A gdzie Potterowie?- zagadnęła Hermiona, po przywitaniu się ze wszystkimi.
               Nim Molly zdążyła odpowiedzieć z pokoju gościnnego dobiegły ich dziwne dźwięki. Gospodyni od razu pobiegła sprawdzić co się dzieję, a do reszty dotarło tylko warknięcie Ginny:
-Cholerna walizka!
-Mamo!- oburzył się Albus- Jak ty się wyrażasz.
               Weasleyowie siedzący w kuchni parsknęli śmiechem. Nikt nie wiedział po kim Al odziedziczył charakter, ale z pewnością nie po matce, która w przeciwieństwie do niego była spontaniczna, bezpośrednia i miała bardzo wybuchowy temperament. Po chwili państwo Potter stanęli w drzwiach. Harry, w swoich okrągłych okularach, obejmował swoją śliczną żonę w pasie, a przed nimi wyrośli James, Albus i Lily. Najstarszy, piętnastoletni, Potter szczerzył się szeroko do rodziny, jego młodszy o rok brat również się uśmiechał, a na końcu stała przeurocza, dwunastoletnia Lily, która delikatnie unosiła kącik ust. Nastąpiła kolejna fala powitań.
               Później usiedli przy świeżo nakrytym stole i rozpoczęli ucztę. Rozmawiali wesoło, śmiali się. Nie widzieli się przez szmat czasu i wreszcie była okazja, żeby pogadać. Mimo wieku, mimo wyglądu wcale się nie zmienili, Bill i Charlie jak zawsze odważni, nie bali się poruszyć żadnego tematu, a Fleur wtrącała co jakiś czas swoje trzy grosze. Percy trochę bardziej wstydliwy, starał się nie podejmować wszystkich dyskusji, choć był do tego gorliwie namawiany. George jak zwykle dusza towarzystwa, tak samo jak Angelina, przez tyle lat związku bardzo na siebie wpłynęli. Ron i Hermiona neutralnie podchodzili do każdego tematu, w przeciwieństwie do Ginny, która bez namysłu wypowiadała swoją opinię, natomiast Harry wtrącał się raczej do tych bardziej poważnych spraw, a w razie zakłopotania charakterystycznie przeczesywał włosy.
               Po paru godzinach, kiedy było już koło 21, podzielili się na grupki, młodzi usiedli razem, a starsi osobno. Bardzo się różnili, nowe pokolenie miało własne tematy, wspomnienia i dyskusje, najczęściej o szkole, natomiast dorośli, mimo świąt, debatowali o pracy, ewentualnie również wspominali czasy szkolne, a tym samym Bitwę o Hogwart.
               Kiedy upłynęło jeszcze trochę więcej czasu, po wypiciu alkoholu, zaczęli się wyłamywać, pierwsi skapitulowali Victorie i Teddy, którzy ok. 22.30 stwierdzili, że idą spać. Potem kolejni i kolejni, tak, że w końcu w pokoju zostali jedynie Artur , Molly i Andromeda, Harry, Ginny, Al i James, Hermiona, Ron i Rosie, George z Angeliną i ich dzieci oraz Charlie. Cały czas rozmawiali beztrosko, siedząc już we wspólnym gronie i dojadając resztki.
-Możemy iść na spacer?- zagadnął chłodno swoją żonę, Ron.
-Nie ma mowy!- wykrzyknęła Molly, zanim Hermiona zdążyła odpowiedzieć, ale jej sprzeciw został zignorowany i małżeństwo zaczęło się szykować do wyjścia.
-Jest już prawie jedenasta!- wykrzykiwała gospodyni.
-Mamo, nie jesteśmy już dziećmi- odparł Ron.
-Ale tak się zachowujecie!
-Molly, nie denerwuj się wrócimy szybciej niż myślisz- rzekła uspokajająco brązowowłosa.
               Następnie wyszli, nie zważając na dalsze protesty pani Weasley. Hermiona nie do końca wiedziała czemu zgodziła się na tą propozycję, wcale nie miała ochoty na żaden spacer. Jej relacje z mężem były coraz gorsze. Nie wierzyła, że byli w stanie pokłócić się w święta, a jednak. Kobieta nigdy nie wątpiła, że Ron jest tym jedynym, że dobrze wybrała, ale miała do niego żal, o to, że zostawia ją samą z pracami domowymi, że jak nie ma dzieci, to spędza tak mało czasu w domu, że na każde jej „tak” on mówi „nie”. Odnosiła wrażenie, że już nic dla niego nie znaczy, że traktuje ją jako tylko pomoc domową, że po prostu się do niej przyzwyczaił. Przez ostatnie 3 miesiące, praktycznie ze sobą nie rozmawiali, ich kontakt był chwilowy i przelotny, zamieniali może kilka słów i każde wracało do swoich obowiązków. Czemu? Przecież w ich związku to nigdy nie miało się zdarzyć? A jednak. Najdziwniejsze było to, że wcześniejsze lata były wspaniałe, nawet jak ich dzieci przebywały w Hogwarcie, to oni witali się i żegnali pocałunkiem, dopytywali się co się dzieje w pracy, odbywali długie rozmowy na najróżniejsze tematy. W wakacje pojechali z Rose i Hugo do Paryża, tam też było fenomenalnie, przypomnieli sobie jak byli młodzi, zachowywali się jakby znowu mieli po 16 lat, ale we wrześniu wszystko się zmieniło. Najpierw praca pochłonęła Hermionę, miała masę roboty przez połowę września, ale kiedy to się uspokoiło, to Ron zaczął wracać coraz później. Zaczęli się od siebie oddalać, coraz rzadziej rozmawiali, aż w końcu ich kontakt ograniczył się jedynie do krótkich sprzeczek.
               Doszli nad jezioro. Mimo wielkiej warstwy śniegu to miejsce wyglądało tak jak zwykle, fantastycznie. Białe płatki prószyły delikatnie z nieba, na którym błyskało tysiące małych gwiazdek. Była pełnia, księżyc, mimo pory roku, rzucał jasne światło na pola i wodę. Spoczęli na starej ławeczce, zamontowanej tam przez Artura wiele lat wcześniej, kiedy jego synowie jeszcze byli mali. Cały czas milczeli, napawali się słodką ciszą i widokiem jaki ich otaczał. Wiał lekki wiaterek, a temperatura wynosiła ok. -10 stopni.
               W pewnym momencie Ron, cały czas nic nie mówiąc, złapał małżonkę za rękę. Popatrzyła na niego zdziwiona, lecz on na nią nie spojrzał. Nawet przez grube rękawiczki wyczuwał jaka jej dłoń jest zimna. Cała się trzęsła. Dopiero kiedy jej dotknął zauważył to, ale ona i tak twardo nic nie mówiła i patrzyła się w jezioro. Objął ją ramieniem, próbując trochę ogrzać. Odruchowo przysunęła się jak najbliżej, choć cały czas nie wiedziała co się dzieje.
-Ron, ja już tak dłużej nie mogę!- wydusiła z siebie po chwili i odsunęła się.
-O co ci chodzi?
-Przecież wiesz- jęknęła- Co się między nami dzieje, a właściwie co się stało, było dobrze, przez tyle lat było dobrze!- wykrzyknęła.
               Mężczyzna popatrzył na ukochaną. Rzeczywiście szukała wyjaśnienia, trapiło ją to, a on nie umiał odpowiedzieć. Sam się nad tym zastanawiał, od wielu dni, ale cały czas nie znał rozwiązania. Chciał to wszystko naprawić, pragnął, żeby było jak kiedyś. Wspomniał dzień, kiedy zaczęli się spotykać, to było po 2 maja, już nie pamiętał dokładnie którego. Przeżyli bitwę o Hogwart, wrócili do Nory i próbowali prowadzić normalne życie, lecz nie było to łatwe, tyle ludzi zginęło, tyle bliskich, nie mogli pogodzić się ze stratą. W końcu, jakiegoś pięknego dnia, udało im się porozmawiać, po raz pierwszy po bitwie, tym samym po ich pierwszym pocałunku. Było trudno, a potem poszło łatwo, nikt się nie spodziewał, że będą tak dobraną parą. Oczywiście, później na ich drodze stawały najróżniejsze przeszkody, mieli swoje wzloty i upadki, rozstania i powroty, ale przetrwali, a teraz, po prawie 30 latach znajomości, 20 latach małżeństwa wszystko zaczynało się psuć bez wyraźnego powodu.
-Ja…- wykrztusił z siebie, ale nie wiedział co ma dalej powiedzieć.
-Tak też myślałam!- warknęła, wyrwała mu dłoń i ruszyła w kierunku Nory.
-Hermiona!- krzyknął za nią.
               Kobieta z powrotem się do niego odwróciła. Jej oczy się szkliły, ale na twarzy malowała się wściekłość. Podeszła do niego szybki krokiem i stanęła z nim twarzą w twarz:
-Co ty sobie myślisz?! Po tylu miesiącach, kiedy w ogóle nie okazywaliśmy sobie uczuć, nawet nie rozmawialiśmy, ty tak po prostu zabierasz mnie na romantyczny spacer, łapiesz za rękę…- wykrzyczała drżącym głosem- Były takie dni, kiedy cię potrzebowałam, pragnęłam, żebyś był blisko, ale ciebie to nie obchodziło, ważne było jedynie to, żeby wrócić do domu, zjeść obiad i usiąść przed telewizorem!- łzy zaczęły jej spływać po pliczkach- Wyrzuciłeś mnie ze swojego życia!
-To nieprawda!- zaprzeczył.
-Tak? A ja właśnie się tak czułam, byłam dla ciebie jedynie służbą, niepotrzebną, bez której dałbyś sobie radę, gdybyś tylko chciał… Jesteś skończonym dupkiem!
               Jej płacz rozległ się echem po jeziorze. Rzuciła się na niego z pięściami, nie wiedziała co robi, waliła go z całej siły w tors, ale wcale nie sprawiało jej to satysfakcji, wręcz przeciwnie, było jej coraz gorzej. W końcu mężczyzna unieruchomił jej ręce i przytulił ją mocno do siebie. Jeszcze przez chwilę się rzucała, a potem jedynie szlochała. Trwali tak dopóki jej oddech trochę się nie uspokoił, wtedy Ron ją puścił. Cały czas patrzyła na niego ze złością, ale już trochę spokojniej. Ciągle płakała, nowe łzy spływały po starych, zaschniętych. Policzki były czerwone, a oczy przekrwione. Ron też ciężko oddychał, zdenerwowany tą sytuacją. Złapał ją za ręce. Znów próbowała je wyrwać, ale jej na to nie pozwolił.
-Zawsze miałem do ciebie wielki szacunek- zaczął mówić- Żyłem dla ciebie, pomagałem ci za wszelką cenę. Też mi było ciężko, brakowało mi ciebie…
-A próbowałeś zrobić coś, żebyśmy znów się do siebie zbliżyli?- rzekła z wyrzutem.
-A ty?
               Zapadła cisza. Słychać było jedynie ich miarowe, ale płytkie oddechy. Hermiona zacisnęła usta w wąską linię, a mąż czekał na jej odpowiedź. Obydwoje mieli racje, czyli tym samym żadne jej nie miało, ale nie umieli się z tym pogodzić.
-To nie-fair- powiedziała po chwili.
-Masz racje, to, że nie zrobiliśmy nic, żeby się do siebie zbliżyć, jest nie-fair.
-Ale…
-Nie ma żadnego „ale”. I ja i ty chcieliśmy, żeby było jak dawniej, ale żadne z nas nie zauważyło własnej winy w tej całej sytuacji, ciągle mieliśmy pretensje do siebie nawzajem o to, co się między nami dzieje i oczekiwaliśmy przeprosin.
               Kobieta głośno wypuściła powietrze. Dlaczego on zawsze miał racje? Tyle razy w ich małżeństwie przejechała się na swoich przekonaniach, musząc w końcu przyznać, że popełniła błąd. Przez ostatnie dni była kompletnie zaślepiona złością, jaka w niej narastała, że nie zauważyła, że to od niej zależy, jak ich relacja potoczy się dalej.
-Należą ci się moje przeprosiny- kontynuował mężczyzna- Ja również byłem coraz bardziej zły i nie chciałem nawet myśleć o tym, żeby z tobą rozmawiać dopóki to ty mnie nie przeprosisz. Masz rację, również przeze mnie oddaliliśmy się od siebie. Byłem zbyt dumny, żeby się do ciebie zwrócić, chociaż bardzo cię potrzebowałem, ale wiedz, że myślałem o tobie, cały czas tak samo, z tym samym uczuciem.
               Hermionie znów zaczęły spływać łzy po policzkach. On był zdolny, żeby ją przeprosić, chociażby po tak długim czasie, a ona?
-Ja też przepraszam. Nie zauważyłam tego, że tyle kłótni sama zaczynałam, że to była też moja wina.
               Nie umiała więcej powiedzieć, ale on wiedział, co myśli, czytał w jej oczach. Czuł, że spadł mu kamień z serca. Musieli się skonfrontować, żeby wreszcie powiedzieć sobie, co im leży na duszy i uświadomić sobie jak dokładnie wyglądały ich relacje. Starł kciukiem łzy, które cały czas ciekły jej po policzkach. Uśmiechnęła się, tak bardzo potrzebowała tej bliskości.
-Kochasz mnie?- szepnęła, chcąc się upewnić.
-Od tylu lat tak samo mocno… Na zawsze- odparł, również się uśmiechając.
               Wtuliła się w jego tors. Powróciło tyle wspomnień, tyle pięknych lat spędzonych razem. Przypomniała sobie, jak pierwszy raz wyznali sobie miłość, a potem powtarzali to, przecież, tyle razy, w końcu wyrzekli to przed ołtarzem, ślubując sobie, że będą razem aż do śmierci. Wspomniała pierwszy, weselny taniec, kiedy umówili się, że zatańczą do jakiejś wolnej piosenki walca, a Ron w ostatniej chwili coś pozmieniał i w rezultacie tańczyli twista. Potem powrócił widok dopiero co narodzonej Rosie, którą jej mąż nosił na rękach i cały czas do niej mówił, a żonie praktycznie nie pozwalał się do niej zbliżyć. Podobnie było z Hugonem. Tyle razem przeszli, przeżyli cały pobyt w szkole, wielokrotnie ocierając się o śmierć, bitwę o Hogwart, a potem wiele lat w związku.
               Pocałował ją. Od tak dawna się nie całowali, prawie zapomnieli jakie to uczucie. Ponownie odkrywali nowe doznania, poznawali swój dotyk, smak. Ich kontakt stawał się coraz bardziej namiętny, a ciała gorące. Usiedli na ławce. Ich ręce były splecione. Języki szalały w niesamowitym tańcu, coraz szybciej i szybciej. Ron rozpiął jej płaszcz. Nie zważali na mróz, oni byli rozgrzani. Mężczyzna zaczął całować żonę po szyi, a ona oddychała coraz szybciej, przeżywając niesłychane rozkosze. Dotykał każdego fragmentu jej ciała. Zadrżała, kiedy jego ręka powędrowała na jej udo. Tak dawno nie byli blisko.
               Nagle usłyszeli dzwony kościelne. W pobliskim miasteczku ludzie szli na pasterkę, była północ. Zaprzestali czynności wsłuchując się w głuche dudnienie.
-Chodźmy już. Pewnie twoja mama się martwi- powiedziała niechętnie kobieta, powracając do rzeczywistości.
               Ronald przytaknął i obydwoje wstali z ławeczki. Mężczyzna z powrotem zapiął jej płaszcza, a w zamian za to został obdarzony szerokim uśmiechem. Objął ją ramieniem i ruszyli przez pola.
               Oboje byli niesłychanie szczęśliwi. Tak bardzo potrzebowali tego kontaktu, którego brakowało im przez tyle dni. Wreszcie zrzucili z siebie ciężar. Znów czuli się, jakby mieli po 17 lat, mogli zrobić wszystko, byleby byli razem.     
*
Po pierwsze: Wesołych Świąt, szalonego Sylwestra i Szczęśliwego Nowego Roku!!! Mam nadzieję, że dostaliście świetne prezenty i nacieszyliście się rodziną :D
Po drugie: Jak zwykle uwagi do notki proszę kierować w komentarzach. Mi się ogólnie podoba, no dobra, zwaliłam zakończenie, no ale generalnie lubię to opowiadanie :) Jest trochę inne niż dotychczasowe rozdziały, ale mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu :*
Po trzecie: Jestem osobą bardzo sentymentalną i nie byłabym sobą gdybym nie zauważyła, że DZIŚ SĄ 1. URODZINY BLOGA!!! Nawet nie wiecie jak się cieszę, że wytrwałam aż rok, a to jedynie dzięki wam, dzięki temu, że miałam dla kogo pisać <3 Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną jeszcze przez jakiś czas, bo mam zamiar doprowadzić ten blog do końca,  jeszcze nie wiem jak, ale mam nadzieję, że mi się to uda ;) 


Trochę ze statystyk (są tu podane dane z tego bloga i z tamtego na onecie, włączając moje komentarze, na godzinę 18.10):
Ilość wejść:  6197
Ilość komentarzy: 169
Dziękuję Wam za wszystkie odwiedziny i komentarze, to naprawdę dużo dla mnie znaczy :)


14 komentarzy:

  1. Super! ♥
    A mogę wiedzieć kiedy mniej więcej będzie następna notka? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      Pff... trudno mi powiedzieć, myślę, że poda koniec, może w połowie, stycznia :/

      Usuń
  2. Simply beautiful <3 I love it *___*

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurcze... Niesamowity rozdzial. Jak zaczelam go czytac to zupelnie nie spodziewalam sie, ze to bedzie o nich jako dorosli. Fajny pomysl :) no I ta coreczka Georgea, Roxanne :* dziekuje za swiateczne zyczenia i wzajemnie! No i zycze Ci, zebys pisala dalej i dalej i dotrwala do dwu i trzy i czterorocznicy i jeszcze dluzej. Bardzo lubie Twoje notki i czekam na kolejne. Pozdrawiam Swiatecznie i Sylwestrowo.
    Roxanne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :* Cieszę się, że Ci się podoba, no ale tych urodzin myślę, że nie będzie tak dużo, no bo to opowiadanie się kiedyś skończy :/ No ale ważne, żebym nie przerwała i naprawdę jestem dumna, że udało mi się już wytrwać tyle czasu :)
      Pozdrawiam Cię gorąco :*

      Usuń
  4. Ojeju, STO LAT! Gratulacje, kochana :)
    Miniaturka jest przeurocza, naprawdę, tak realnie wszystko opisałaś. Oddalenie się małżonków, przemilczenie wielu spraw, niewypowiedzianie wyrzuty... Taa, to niestety smutne, ale prawdziwe. Cieszę się jednak, że doszli w końcu do porozumienia. Są przecież idealnie dobrani :D
    Nawet nie wiesz jak podobały mi się te święta w Norze. Byli tam dosłownie wszyscy! Ja, powiem Ci w zaufaniu, czasami nie ogarniam tych wszystkich dzieci Weasleyów, czyli młodego pokolenia :P Jest ich po prostu ZA DUŻO :D
    Zdziwiło mnie, że Teddy i Victoire zrezygnowali jako pierwsi. O 22:30! Ha ha, wyczuwam, że chcieli pobyć sami :D
    Pozdrawiam, dzięki za życzenia i Tobie życzę więcej notek, nieustającej weny i radości z pisania, oraz szczęścia w nadchodzącym 2013, no i szałowego sylwestra! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :* Miło jest mi słyszeć, że ta miniaturka się podoba, bo naprawdę nie byłam pewna jak ją przyjmiecie. Tak szczerze, to ja też nie zawsze ogarniam tych Weasleyów, musiałam sobie co nieco przypomnieć :P
      Pozdrawiam <3

      Usuń
  5. Mam zaszczyt zaprosić na nowy rozdział pt „Zawiedzone nadzieję” na www.niesmiertelne-serca.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. na http://by-elfaba.blogspot.com/ czeka Twoje zamówienie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jestem, obiad kończyłam, Otóż najpierw pobierasz plik, który wrzuciłam pod poglądem a potem wrzucasz go sobie np. na pulpit. wszystko jedno. wchodzisz w projekt->szablon a potem w prawym górnym rogu jest coś w stylu utwórz/przywróć kopię zapasową. klikasz w to i tam gdzie jest "Prześlij szablon z pliku na dysku twardym." niżej jest przeglądaj. klikasz i wybierasz plik, który ściągnęłaś. ładujesz i już. potem musisz ręcznie wstawić nagłówek.

      Usuń
    2. Dziękuję bardzo za pomoc i przepraszam za kłopot :)

      Usuń
  7. Cudowna Miniaturka. Jedna z moich ulubionych notek na twoim blogu. Bardzo podobała mi się scna nad jeziorwm. Ten pocałunek po latach. Cudownie. Co to budowy i ortografii itp. To się czego czepic nie ma bo jest bezbłeędnie :)

    Pozdrawiam i życzę weny

    ps: u mnie drugi rozdział

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten rozdział jest piękny ! Czytając go miałam cały czas łzy w oczach. :-)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy