Leżenie
w szpitalu było bardzo nudne. Zwłaszcza, od kiedy miał już siłę, żeby nie spać
około dziesięciu, dwunastu godzin na dobę, a wciąż siadanie, a tym bardziej
wstawanie, było dla niego problemem. Przyjaciele odwiedzali go dosyć często, ale
nie mogli przy nim przesiadywać całymi dniami, co doskonale rozumiał. Zbliżał
się mecz Quiditcha, więc Harry’ego i Ginny widywał coraz rzadziej. Raz na
tydzień wpadali jego rodzice, czasami przychodził ktoś inny. No i oczywiście
była Hermiona…
Ona – na
całe szczęście – przychodziła codziennie. Co prawda, zaczynała mieć głupie
pomysły, w stylu nadrabianie z nim zaległości w nauce, a Ron w żaden sposób nie
był w stanie jej tego wyperswadować, argumentując, że jeszcze nie jest z nim do
końca w porządku, a w ogóle, to wszyscy nauczyciele powinni skakać z radości,
że przeżył, a nie męczyć go nauką. Czasem sama odrabiała przy nim lekcje, bo od
kiedy jego stan się polepszał, nikt nie chciał jej dawać taryfy ulgowej.
Nawet,
mimo tych wszystkich zastrzeżeń, obecność dziewczyny była dla niego zbawienna. Bardzo
potrzebował teraz towarzystwa, zwłaszcza jej towarzystwa. Uczyli się siebie
od nowa. Prowadzili długie rozmowy, dużo
żartowali i się śmiali, trochę wspominali wakacje w Norze – zupełnie, jakby
cofnęli się w czasie do sierpnia, kiedy dopiero próbowali „być parą”. To był
bardzo dobry czas i miła odmiana, po trzech miesiącach ciągłego płaczu, kłótni,
nieodzywania się do siebie...
Wybiła
15, a do Skrzydła Szpitalnego wkroczyła postać, w zasadzie było widać tylko
włosy, bo reszta zniknęła za stertą książek. Ron jęknął w duchu. Czego innego
mógł się po niej spodziewać? Nawet pani Pomfrey stwierdziła, że dyskusje z nią
są bez sensu, więc już nie zwracała uwagi na to, ile rzeczy przynosiła ze sobą - w zasadzie, to w ogóle nie zwracała na nią
uwagi, bo Hermiona była od kilku tygodni stałym bywalcem szpitala.
-Cześć, Ron – powiedziała wesoło, odkładając książki na
etażerce.
-Po co nam tego aż tyle? – jęknął rudzielec.
-Większość jest tylko dla mnie, nie martw się – odparła z
uśmiechem, po czym wzięła pergamin i zaczęła coś na nim skrobać.
-Hermiono?
-To tylko krótka notatka na Runy, szybko ją zrobię i zajmę
się Tobą.
-Brzmi kusząco – wyszczerzył się chłopak, a ona przewróciła
oczami – Ale nie o to mi chodzi. Wiesz, że nie musisz tu przychodzić
codziennie?
-Jak to? – spojrzała na niego – Masz mnie już dosyć, prawda?
-Nie, nie, to nie tak! – zaczerwienił się po same końcówki
uszu – Chodzi mi o to, że mam wyrzuty sumienia, że cały czas tu siedzisz.
Wygodniej byłoby Ci odrabiać lekcje czy uczyć się bibliotece albo w Pokoju
Wspólnym. Już nie mówiąc o tym, że NIGDY nie odpoczywasz!
-Nie martw się, Ron – uśmiechnęła się lekko – Spotkanie z
Tobą, to dla mnie odpoczynek.
-Ale…
-Nie ma żadnego „ale”, tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.
-Wcale nie chcę… Już nigdy.
Patrzyli
się sobie w oczy. Żadne z nich nie zniosłoby więcej rozstania. Po tym
wszystkim, byli pewni swoich uczyć, jak nigdy. Wiedzieli, że nie potrafią i nie
chcą bez siebie żyć. Rudzielec z trudem wyciągnął rękę, a ona szybko ją
złapała.
-Kocham Cię, Hermiono – powiedział cicho, pierwszy raz, od
kiedy się pogodzili.
-A ja Ciebie, Ron.
Dziewczyna
odłożyła pergamin a szafkę nocną i – korzystając z tego, że pielęgniarka jest
czymś zajęta – wgramoliła się na łóżko i przytuliła do chłopaka. To było takie
przyjemne! Od tak dawna nie byli blisko. Przytulanie go i bycie przytulaną
przez niego było najcudowniejszym uczuciem na świecie! W jego ramionach, nawet
teraz, gdy był tak osłabiony, czuła się bezpiecznie. Czuła całym swoim ciałem
jego ciepło, jego oddech na szyi, jego zapach – pachniał świeżo skoszoną trawą.
Po tak długim czasie rozłąki, nie wierzyła w swoje szczęście – w to, że się
pogodzili i, przede wszystkim, w to, że Ron wyzdrowieje.
Podniosła
delikatnie głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. On też poruszył głową, żeby na nią popatrzeć.
Widziała grymas bólu na jego twarzy, który towarzyszył każdemu ruchowi.
Pogładziła go delikatnie po policzku, a on zmrużył oczy z rozkoszy. Potem go
pocałowała, bardzo subtelnie. Lecz on nie pozwolił się jej odsunąć, tylko wpił
się w jej usta. Dziewczyna jęknęła. Nie całowali się tak od… bardzo dawna. Ich
języki zaczęły wirować w szalonym tempie, a oddechy przyspieszyły. Co jakiś
czas było słychać rozkoszne pomruki.
Wtedy
usłyszeli kroki tuż przy wejściu do sali. Hermiona błyskawicznie wróciła na
swoje krzesło, na co Ron wydał siebie jęk zawodu.
-Pani Pomfrey może zaraz tu przyjść – szepnęła.
-Ale ja chcę więcej – marudził – Bardzo się za tym
stęskniłem.
-Ja też, Ronaldzie, ale chwilowo musimy się z tym wstrzymać
– powiedziała stanowczo – A teraz zabierzemy się za Zielarstwo.
*
Było
około 19. Za oknami panował zmrok, a salę oświetlało kilka świec. Brązowowłosa
dziewczyna czytała opasłą książkę, a rudowłosy chłopak, ponieważ strasznie się
nudził, starał się jej przeszkodzić – a to coś do niej mówił, czasem próbował
wstać, na co ona momentalnie się odrywała od lektury i stanowczo zabraniała mu
się ruszać, czasem wypuszczał ze swojej różdżki różowe bąbelki w jej kierunku,
a także muskał delikatnie jej dłoń. W każdym razie, niespecjalnie dobrze się
bawił, ale nudzenie się w jej obecności było dużo lepsze niż nudzenie się
samotnie.
-O, Harry – wykrzyknął Ron.
Czarnowłosy
wyszczerzył się do przyjaciela. Natomiast Hermiona zniesmaczona zamknęła
książkę, bo wiedziała, że przy tych dwóch nie uda jej się w spokoju czytać.
Potter podszedł i uścisnął przyjacielowi rękę, a rudzielec, choć bardzo słabo,
odpowiedział, po czym pocałował brązowowłosą w czubek głowy.
-Przepraszam, że dopiero teraz, ale był trening, a potem
miałem lekcję z Dumbledorem.
-O! – wykrzyknęła dziewczyna – I czego się dowiedziałeś?
Przyjaciel
opowiedział im o wszystkim. Przez te zawirowania między Ronem i Hermioną bardzo
dawno o tym nie rozmawiali, więc chłopak streścił im kilka ostatnich spotkań z
dyrektorem. Później wspólnie zastanawiali się, co można zrobić, żeby wyciągnąć
ze Slughorna prawdziwe wspomnienie o Tomie Riddle’u. Starali się mówić cicho,
żeby nikt niepożądany nie usłyszał ich rozmowy. Czuli się jak za dawnych
czasów, kiedy we trójkę rozwiązywali wszystkie problemy, zagadki. Razem ważyli
pierwszy eliksir wieloskokowy, cofali się w czasie, uczyli się zaklęć – jednym
słowem: pakowali się w kłopoty. Zarówno Ron, jak i Hermiona czuli wyrzuty
sumienia, że przez ostatni kwartał zostawili Pottera ze swoimi problemami. Za
to on był dla nic przez ten czas ogromnym wsparciem.
-A jak przed jutrzejszym meczem? – zagadnął Weasley, gdy
wyczerpali poprzedni temat.
-Bywało lepiej – westchnął czarnowłosy – Mamy okrojony
skład: Ty jesteś tutaj, a Katie jest w Mungu… I nie wiadomo kiedy wróci… - „I
czy wróci” pomyśleli wszyscy.
-To kto będzie grał?
-No ja jako szukający, Ginny, Demelza i Dean jako ścigający,
Wilde i Peaks standardowo, a obrońcą… - przełknął ślinę – …będzie McLaggen.
-Co?! – wykrzyknęli chórem Ron i Hermiona.
-Jak mogłeś mu na to pozwolić?! – denerwował się rudzielec.
-Ja…
-Przecież to jest skończony… skończona świnia! On skrzywdził
Hermionę! – dziewczyna spuściła wzrok na podłogę.
-Ale…
-Ten człowiek jest nieobliczalny! Powinien zostać wydalony
ze szkoły, a nie Ty mu jeszcze dajesz grać!
-Ale to nie była jego decyzja!
Usłyszeli
dziewczęcy głos, a do pomieszczenia wkroczyła rudowłosa dziewczyna. Potter
przełknął ślinę, co nie uszło uwadze Hermiony. Ginny najpierw uściskała brata,
potem Hermionę, a na koniec – po krótkim zawahaniu – pocałowała Harry’ego w
policzek, a jego przeszedł dreszcz. Ron i jego dziewczyna wymienili zdziwione
spojrzenia.
-To czyja to była niby decyzja, Gin?
-Nasza – powiedziała, podsuwając sobie krzesło – W sensie,
całej drużyny. Kiedy zastanawialiśmy się jaki skład wystawić, Harry nie chciał
pozwolić grać Cormacowi. Zresztą ja też nie. Ale reszta się z tym nie zgadzała.
Nie rozumieli dlaczego, skoro mamy rezerwowego obrońcę, który jako tako zna
naszą taktykę, mamy szukać kogoś zupełnie nowego. W końcu przyznaliśmy im
rację.
-Z McLaggenem gra się koszmarnie – żalił się Potter, co
poprawiło trochę humor Ronowi – Ale gdybyśmy wzięli kogoś zupełnie zielonego,
to byłoby o wiele gorzej.
-Podjęliście słuszną decyzję – szepnęła Hermiona, po długim
milczeniu.
-A jak Ty się czujesz, Ron? – zmieniła temat Ginny.
-Bywało gorzej – chciał zademonstrować, że lepiej mu idzie
wstawanie, ale nie miał jeszcze wystarczająco siły – No cóż… Z każdym dniem
jest podobno lepiej. Na szczęście, mam dobrą opiekę i miłe towarzystwo –
spojrzał czule na Hermionę.
-To miła odmiana, że już się do siebie odzywacie –
uśmiechnął się czarnowłosy.
-I że się nie kłócicie – dodała Weasleyówna.
-Dla nas też, uwierzcie.
Przez
jakiś czas rozmawiali na przeróżne tematy, poczynając od pogody, kończywszy na
ostatnich wieściach z Ministerstwa Magii. Dawno nie mogli spędzić czasu w takim
składzie. Ron chciał wiedzieć wszystko, w końcu był odseparowany od wszystkich
wiadomości przez kilka tygodni, a jeśli liczyć czas rozstania z Hermioną, kiedy
w ogóle nie interesowało go to, co się dzieje na świecie. W końcu Harry z Ginny stwierdzili, że są zmęczeni.
Pożegnali się z przyjaciółmi i opuścili Skrzydło Szpitalne.
-Dziwnie się zachowują, nie?
Brązowowłosa
przytaknęła. Wiedziała trochę więcej niż jej chłopak, ale obiecała
przyjaciołom, że nic nikomu nie powie. Zwłaszcza, że wiedziała, jak rudzielec
reagował na związki jego siostry. Sama zastanawiała się, czy przez ten wypadek
Rona czegoś nie przegapiła. Miała wrażenie, że coś w relacji Pottera z
Weasleyówną się zmieniło.
Z
rozmyślań wyrwało ją głośne ziewnięcie Rona. Roześmiała się powiedziała:
-Śpij, kochanie, to był długi dzień.
-A jutro też przyjedziesz?
-Jasne, jak zawsze – odparła wesoło – Będę tak przychodzić,
dopóki mi nie powiesz, że mam przestać.
-To nigdy nie nastąpi – wyszczerzył się do niej.
Pociągnął
ją delikatnie za rękaw, bo na więcej nie miał siły, dając znak na co ma ochotę.
Dziewczyna roześmiała się, po czym pochyliła się nad nim i złożyła na jego
ustach długi i namiętny pocałunek. Po czym wróciła na swoje miejsce i gładziła
chłopaka po policzku. Trwała tak, dopóki nie zasnął.
*
-Co Ty wyprawiasz?! – warknął Harry, kiedy znaleźli się z
Ginny na jakimś pustym korytarzu.
-Nie wiem o co Ci chodzi! – odparowała – Odwiedziłam brata w
szpitalu.
-Nie o tym mówię! Przecież mieliśmy ograniczyć nasze
kontakty!
-To Ty tak stwierdziłeś…
-A Ty się zgodziłaś!
-Ale skąd miałam wiedzieć, że Ty też tam będziesz?! Przecież
w ogóle nie rozmawiamy…
-Ale dlaczego wtedy do mnie podeszłaś i mnie pocałowałaś?! –
jęknął.
Zapadła
cisza. Słychać było tylko ich płytkie oddechy. To nie była normalna sytuacja –
oboje wiedzieli, że chcą ze sobą być, a nie mogli. Dusili się w tej relacji.
Tak bardzo siebie pragnęli! Lecz wiedzieli, że to nie może tak zostać…
-Ja… - zająknęła się dziewczyna – Bardzo chciałam być blisko
Ciebie, choć przez chwilę…
-Nawet nie wiesz, jak na mnie działasz – westchnął chłopak –
Jak takim jednym gestem potrafisz rozpalić wszystkie moje zmysły.
-To mi schlebia – uśmiechnęła się zalotnie, lecz pod wpływem
jego spojrzenia, znów spoważniała – Przepraszam…
Czarnowłosy
pokiwał smutno głową. Tak bardzo chciał, żeby to się już skończyło. Chciał móc
jej dotknąć, objąć, pocałować… Świadomość, że ona też chce z nim być sprawiała,
że miał ochotę umrzeć ze szczęścia.
Dziewczyna
złapała go za rękę. Zadrżał. Później za drugą. Patrzyli prosto w swoje twarze,
tonąc w swoich oczach. Potem zetknęli się czołami. Czuł jak mocno wali mu
serce. Tak bardzo potrzebował być blisko niej, zatracić się, zapomnieć o
wszystkich problemach… Ich usta dzieliła coraz mniejsza odległość. W ostatniej
chwili się odsunął, szepcząc:
-Nie…
-Przepraszam – odpowiedziała, cicho.
-Właśnie dlatego nie powinniśmy się spotykać sami… - chciał
odejść, lecz go zatrzymała:
-Ja to zakończę, Harry. Dla Ciebie – zrobiła pauzę – Dla
nas.
Pokiwał
głową i ruszył w kierunku Wieży Gryffindoru. Ona jeszcze chwilę stała w tym samym
miejscu, patrząc na jego oddalającą się sylwetkę, po czym poszła w tę samą
stronę.
*
Brązowowłosa
trochę się cieszyła z tego, że Ron już zasnął. Po prostu była potwornie
zmęczona. A z drugiej strony, po tak długim okresie ciągłego bólu i płaczu,
wreszcie odżyła. Miała dużo więcej siły i ochoty do życia. Spędzanie czasu z
nim sprawiało jej olbrzymią przyjemność, nawet wtedy, gdy przeszkadzał jej
czytać. Tak dobrze było znowu poczuć się kochaną, mieć go dla siebie, rozmawiać
z nim, dotykać, całować…
Z
trudem wgramoliła się do Pokoju Wspólnego, niosąc masę książek. Marzyła tylko o
tym, żeby położyć się szybko spać. W salonie prawie nikogo nie było – nic
dziwnego, było późno, a jutro od rana zaczynały się zajęcia. Już była prawie
przy schodach, gdy zobaczyła przy kominku czarną czuprynę.
-Myślałam, że już dawno śpisz – zagadnęła Harry’ego, który
siedział nad mapą Huncwotów.
-Nie… - westchnął – Próbuję przestać myśleć…
-O czym?
-O problemach.
-Co się dzieje? – spytała zaniepokojona, siadają koło
przyjaciela.
-No przecież już o tym dziś rozmawialiśmy…
-Harry – spojrzała mu prosto w oczy – Za dobrze Cię znam. To
nie chodzi tylko o Sam-Wiesz-Kogo…
-Chyba masz rację. Za dobrze mnie znasz – uśmiechnął się
smutno.
-Coś z Ginny? Pokłóciliście się?
-Czemu tak myślisz?
-Wiesz… - zaczęła niepewnie – Bardzo dziwnie się dziś
zachowywaliście… Jest między Wami jakieś napięcie, to od razu widać…
-Niedobrze, że aż tak to widać. Myślisz, że Ron też się
zorientował?
-Chyba tak… Potem o Was pytał.
-I co mu powiedziałaś?
-Zgodnie z prawdą – że nie wiem, co się dzieje.
-Hermiono – westchnął, nerwowo przeczesując włosy – Obiecaj,
że to zostanie tylko między nami.
-Jasne, jak zawsze.
-Ginny, powiedziała mi, że się we mnie zakochała. Ja… - i
wtedy go olśniło – Czy Ty o tym wiedziałaś?
-Tak… - powiedziała zszokowana.
-Czemu mi nie powiedziałaś? – jęknął, lecz nie dał jej dojść
do słowa – Mam nadzieję, że nie powiedziałaś jej o mnie?
-No co Ty, Harry, oczywiście, że jej nie powiedziałam –
oburzyła się dziewczyna.
-Przepraszam, musiałem być pewien.
-Czegoś tu nie rozumiem… - zaczęła Hermiona – Czemu to jest
według Ciebie problem?
-Bo ona oficjalnie wciąż jest z Deanem…
-Ojej – jęknęła brązowowłosa.
-No właśnie…
-A nieoficjalnie?
-To nie tak jak myślisz – powiedział stanowczo –
Powiedziałem jej, że dopóki nie zerwie z Deanem, nie powinniśmy się spotykać na
osobności. To chyba rozsądne, prawda?
-Bardzo, Harry. Dobrze zrobiłeś! – złapała jego ramię, żeby
dodać mu otuchy.
-Ja… Hermiono, ja nie mogę znieść tej sytuacji – jego usta
niebezpiecznie zadrżały – Czuję, jakby coś miało mnie rozerwać od środka. Ona
jest dla mnie taka… taka… zakazana…
Ukrył
twarz w dłoniach, a przyjaciółka mocno go przytuliła. Szeptała mu do ucha, że
wszystko będzie dobrze. Wiedziała, że Harry’emu musi być strasznie ciężko, ale
w głębi duszy, była przekonana, że wszystko się ułoży. Wreszcie powiedzieli
sobie z Ginny, co czują! Teraz wszystko musiało być dobrze. Każdy z ich czwórki
wreszcie miał szansę na to, żeby być szczęśliwym.
Bardzo, bardzo, bardzo przepraszam za tę obsuwę, ale nie mam od dwóch miesięcy internetu w domu, a na studiach jest cięższy okres i po prostu nie miałam jak wstawić tego rozdziału. Mam nadzieję, że kolejny pojawi się w długi weekend majowy :)
Cieszę się, że wciąż tu jesteście - nowi i stali bywalcy :D Czytam wszystkie komentarze, ale nie udzielam się w dyskusji, również przez brak internetu :( Myślę, że teraz, jak będzie trochę wolnego, to uda mi się złapać jakieś WiFi i trochę z Wami pogadać <3
Wiem, że zmienił mi się styl, po pierwsze, minęło parę ładnych lat, jednak trochę dojrzałam :P Po drugie, zmieniło mi się myślenie na temat relacji damsko-męskich. Identycznie jak kiedyś raczej nie będzie, ale pomysł się nie zmienił i będę dążyć do tego, żeby zakończyć opowiadanie :)
Trzymajcie się ciepło :*