-Kto chciałby go otruć?
-Myślę, że to nie on był celem…
-Hermiono, ja już nie
wiem, co mogę tu napisać…
Rudowłosy trzynastolatek
siedział załamany nad zwojem pergaminu. Przeczesał nerwowo swoją czuprynę, nie
mając pojęcia, co mógłby zrobić. Było ok. 3 w nocy i już wszyscy, nawet
uczniowie przygotowujący się do egzaminów, zrezygnowali i poszli spać. Została
tylko ich dwójka. Siedzieli przy stoliku w samym rogu pokoju, a jedyne światło
pochodziło ze świeczki stojącej na blacie.
Dziewczyna z burzą kasztanowych
loków podniosła na niego wzrok. Miała podkrążone oczy i była bardzo blada. Od
iluś dni tak wyglądał każdy ich wieczór i noc- siedzieli do późna ginąc w
księgach i papierach dotyczących zasad obowiązujących na lekcjach w Hogwarcie,
praw ucznia, praw nauczyciela, opisów zachowań hipogryfów, ochrony magicznych
zwierząt i miliona wycinków z Proroka Codziennego na temat tego, ile może
zdziałać Lucjusz Malfoy… Niestety ich poszukiwania na niewiele się zdały- wszystkie
informacje, które wydobyli świadczyły na korzyść Draco Malfoya. Jeśli nie
znajdą nic innego, to Dziobek zostanie skazany…
-Ron, wiesz, że musimy
coś wymyślić!- powiedziała z taką determinacją w głosie, że Weasley poczuł, że
muszą to zrobić.
Popatrzył się na nią. Miała
zaciętą minę, pełną skupienia. Strasznie mu się podobał ten upór, jak coś
zaczynała, to kończyła i wszystko musiało się udać- zawsze. Uśmiechnął się
lekko. Jeśli ktoś mógłby coś tu zdziałać, to tylko ona, a on cieszył się, że
może choć trochę jej w tym pomóc. Niestety jego zmęczenie brało nad nim górę i
z każdą minutą czuł się coraz bardziej śpiący i miał wrażenie, że tej nocy nie
wymyśli już nic mądrego.
-Jest już po 3-
jęknął, na co ona rzuciła mu wrogie spojrzenie- Wiesz, że siedzenie tu nic nie
da, jeśli jesteśmy prawie nieżywi…
Zignorowała go, wczytując się w
jakąś gazetę. Widział, jak powoli opadają jej powieki, żeby potem ponownie się
podnieść. Ledwo trzymała się w pionie. Nie mógł patrzeć na nią w takim stanie!
Było mu jej strasznie żal, nie chciał, żeby się tym tak przejmowała. Nie
wiedział do końca na czym to polega, ale nie potrafił na nią patrzeć, kiedy
była smutna czy przemęczona, bo serce mu się wtedy kurczyło z żalu. Dlaczego?
Nie miał pojęcia…
-Hermiono, dosyć na
dziś- powiedział stanowczo, lecz ona ponownie puściła jego słowa mimo uszu-
Hermiono, proszę cię… -spróbował ponownie, tym razem chwytając jej dłoń,
spoczywającą na stole.
Dziewczyna podniosła gwałtownie
głowę i spojrzała na niego zszokowanym wzrokiem. Przez chwilę nie mógł przestać
się patrzeć w jej duże, orzechowe oczy. Był zdziwiony, że wcześniej nie zwrócił
na nie uwagi… Były takie duże, głębokie, zmysłowe… „Co?!” w jego głowie
krzyknął jakiś głos. O czym on w ogóle myślał?!
Zawstydzony spuścił wzrok i poczerwieniał po same końcówki uszu,
natomiast Hermiona zastygła w jednej pozycji, cały czas uparcie się w niego
wpatrując. Nie miał pojęcia, co powinien zrobić. A jakby wszystkiego było mało,
wciąż czuł w swojej ręce jej drobną dłoń i jakoś nie potrafił jej puścić.
Mijały sekundy, minuty… Tykanie zegara stawało się coraz bardziej denerwujące,
a cisza jaka panowała w pomieszczeniu była nie do zniesienia. Rudzielec
nieśmiało podniósł głowę i popatrzył na przyjaciółkę, która również nie
wiedziała jak się zachować. Uniósł delikatnie kąciki ust, na co ona też się
uśmiechnęła, lecz po chwili spłonęła rumieńcem. Chłopak poczuł, że trochę się
rozluźniła. Spojrzał na blat, na którym spoczywała jej ręka, a na niej, jego,
ze dwa razy większa. Ta jej była taka mała, taka ciepła… Pogładził jej wierch
kciukiem, a brązowowłosą przeszedł dreszcz. Ta chwila była dla nich dziwna-
nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżyli, choć na pozór przecież nic się nie
wydarzyło. Wydawało im się, że dzieje się coś bardzo ważnego, dobrego, ale i
intymnego.
I wtedy zegar wybił 4, a cały
czar prysł. Odsunęli się od siebie gwałtownie, oboje bardzo speszeni,
nierozumiejący, co się przed chwilą stało.
-Harry, co się właściwie wydarzyło?- odezwał się łamiący się
dziewczęcy głos.
-To długa historia…- odpowiedział, łamiącym się głosem
mężczyzna.
Wpadła do Pokoju Wspólnego. Jej włosy już nie były tak pięknie
uczesane, a makijaż delikatnie się rozmazał. Poczuł na sobie jej wściekły
wzrok. Podniósł głowę i odpowiedział jej równie miłym spojrzeniem. Był na nią
tak bardzo zły! Dlaczego poszła na ten bal z Krumem?! Przecież on jest dla niej
za stary, chodzi do innej, dosyć podejrzanej szkoły i jest przeciwnikiem
Harry’ego w Turnieju Trójmagicznym! Co on niby ma w sobie takiego, żeby
Hermiona chciała z nim pójść na bal? No dobra, jest najlepszym zawodnikiem
quiditcha na świecie… Ale Hermiony przecież nigdy nie interesowali sportowcy,
chociaż… W sumie nie był tego taki pewien, przyjaźniła się bardzo blisko z
Harrym i wielokrotnie chodziły różne pogłoski, że to nie tylko przyjaźń. Ronowi
ciężko było uwierzyć w to, że jego najlepsi przyjaciele mogliby… Ale tego
wieczoru mogło się zdarzyć wszystko.
Jednak najbardziej nurtowało go jedno pytanie, które było zupełnie
absurdalne i nie miał pojęcia dlaczego w ogóle pojawiło się w jego głowie- dlaczego
on się nie podobał Hermionie? Lochart, Harry, Krum… Dlaczego nie on, Ron
Weasley? Bo nie był przystojny, dobrze zbudowany, nie grał zawodowo w quiditcha,
no i na pewno nie był Wybrańcem. Do tego dochodziła dość przeciętna
inteligencja i bieda. No dobra, zrozumiał dlaczego brązowowłosa nie wybrała
jego, ale musiał przyznać, że go to zabolało.
Tylko po co on się w ogóle nad tym zastanawiał?! Przecież to nie
chodziło o to, żeby Hermiona się w nim zakochała czy coś, w ogóle to jakiś
absurdalny pomysł, tylko o to, że poszła na Bal Bożonarodzeniowy z Wiktorem
Krumem- w tym momencie, największym wrogiem Rona! To chyba już podchodziło pod
brak lojalności…
Właśnie miał jej to powiedzieć, ale ona warknęła:
-Co się dzieje, Ron?
Dlaczego tak bardzo zależało ci na tym, żeby zepsuć mi ten wieczór?!
-Chyba masz nieco za
wysokie mniemanie o sobie- parsknął chłopak- Nie obchodzi mnie to, jak
spędziłaś wieczór, ale to, z kim go spędziłaś. Jak w ogóle mogłaś coś takiego
zrobić?!
-Ale co?! To takie
straszne, że zgodziłam się, kiedy ktoś poprosił mnie o to, żebym poszła z nim
na przyjęcie?!
-Tak! Bo trzeba wziąć
pod uwagę to, kim ten ktoś był! A ciebie na bal zaprosił największy przeciwnik
naszego przyjaciela!
-Przestań wygadywać
głupoty, Ron!
-Hermiono, nie widzisz
tego, że jemu chodzi tylko o to, żeby wygrać turniej?
-Już ci mówiłam, że
nie zapytał się mnie ani razu o Harry’ego!
-To nieważne! On
będzie wydobywał z ciebie informacje, a ty nawet się nie zorientujesz kiedy!
To, co robisz jest po prostu nielojalne!
-Chcesz mi powiedzieć,
że jestem głupia, bo zgodziłam się pójść z nim na bal?! Na Merlina, Ron, to
tylko zabawa! On nie chce ode mnie żadnych informacji o Harrym, tylko chce mnie
lepiej poznać, a to jest jednym z głównych celów turnieju! Poza tym, Harry’emu
nie przeszkadza nasza znajomość.
-Jakaś ty naiwna! Tu
chodzi TYLKO I WYŁĄCZNIE o turniej, nie
o ciebie!
Brązowowłosa wyglądała, jakby
właśnie dał jej w twarz. W jej oczach pojawiły się łzy, ale mina wyrażała
wściekłość. Ron poczuł ukłucie w sercu, że doprowadził ją do takiego stanu, ale
nie mógł tego odpuścić- „bratanie się z wrogiem” nie prowadziło do niczego
dobrego.
-Wiesz co, Ron? Nie
zawsze musi chodzić o turniej czy rywalizacje. To tylko bal! I wiem, że ciężko
ci to pojąć, ale niektórzy chcą ze mną spędzać czas, bo po prosu mnie lubią. Ja
też mogę się komuś spodobać!
-I to nawet nie
jednemu… - palnął, zanim zdążył ugryźć się w język.
-Słucham?- spytała
zszokowana.
Chłopak pragnął zapaść się pod
ziemię. Spuścił wzrok i poczuł, że robi się cały czerwony. Właśnie sam się
pogrążył… Dał jej bardzo wyraźnie do zrozumienia, co do niej czuje i nie za
bardzo wiedział, jak teraz z tego wybrnąć.
-Ale Krumowi nie
chodzi o ciebie- powtórzył, próbując się ratować- Tylko o turniej! Kiedy to
wreszcie pojmiesz.
-Turniej nie jest
centrum świata, Ron! Powiem ci więcej, ważniejsze rzeczy dzieją się poza nim.
-W tym momencie jest!
Gdyby nie turniej, nawet nie poznałabyś Kruma i nie byłoby z nim teraz tylu
problemów!
Hermiona parsknęła ze złości,
wpatrując się w niego z pogardą. Poczuł się fatalnie. Miała go teraz za
ostatniego śmiecia. Nie mógł tego tak zostawić.
-Po prostu nie podoba
mi się to, że zaprzyjaźniasz się z WROGIEM naszego najlepszego przyjaciela-
warknął.
-No więc jak ci się to nie podoba, to chyba wiesz, co powinieneś
zrobić, nie?!- krzyknęła Hermiona, której część włosów już się wymknęła spod
wytwornego koka.
-Tak?!- ryknął Ron- A niby co?
-Następnym razem, jak będzie bal , to mnie zaproś, zanim zrobi to ktoś
inny, a nie traktuj mnie jak ostatnią deskę ratunku!
Ron otworzył usta
i zaczął bezgłośnie poruszać wargami jak złota rybka wyjęta z wody, a Hermiona
odwróciła się na pięcie i zniknęła na schodach wiodących do sypialni dziewcząt.*
Uderzyła w sedno. Chłopak czuł
się zażenowany. Przede wszystkim swoją postawą i tym, co jej powiedział, ale
też tym, że zorientowała się, o co naprawdę mu chodzi. Dlaczego w ogóle
przeszkadzało mu to, że poszła na ten bal z Krumem. Co go to obchodziło?! To
jej życie i może z nim robić, co chce. Jest jego przyjaciółką, ale TYLKO
przyjaciółką… Chyba…
-Spokojnie, panie Weasley, już dobrze- niski, żeński głos
szepnął mu do ucha, po czym poczuł ukłucie- Albusie, jest coraz gorzej.
Czuł, że serce bije mu kilka
razy szybciej niż zazwyczaj. To nie wróżyło nic dobrego. Siedział przy stole w
Wielkiej Sali wraz z Harrym. Cały czas słyszał za sobą różne okrzyki Ślizgonów,
dotyczące jego osoby. Tak bardzo nie chciał grać! Pragnął udać się do
dormitorium i zakopać w czeluściach swojego łóżka. Jego przyjaciel usilnie
próbował odwrócić jego uwagę od stresu, od tych małp ze Slytherinu i podnieść
go na duchu, ale na niewiele się to zdało. Wiedział, że jest beznadziejny! Nie
miał pojęcia, jakim cudem dostał się w ogóle do drużyny. Jego gra była do dupy
i był przekonany, że zawali najbliższy mecz. Nawet nie chciał sobie wyobrażać,
jak to będzie wyglądać- wiedział, że to będzie klapa.
Wtedy do stołu podeszły Hermiona
i Ginny. Obie ubrane w barwy Gryffindoru. To trochę pocieszające, że choć jedna
osoba im kibicowała. Brązowowłosa uśmiechnęła się do Rona, a jego serce zaczęło
walić jeszcze szybciej, o ile w ogóle było to możliwe. Dlaczego tak na niego
działała? Przez ostatnie kilka miesięcy spędzili ze sobą naprawdę dużo czasu,
bo Granger pomagała mu z nauką, za co był jej tak wdzięczny, że chętnie by ją
ozłocił. Dzięki temu, po różnych kłótniach i problemach zeszłego roku, ich
relacje stały się raczej stałe, bliższe, no i przede wszystkim przyjazne.
Tylko, że uświadomił sobie również, że przyjaźń z Hermioną, to nie jest do
końca to, co go satysfakcjonuje.
Kiedy ta idea pojawiła się w
jego głowie, to było szaleństwo, ale z czasem to zaczęło nabierać sensu-
Hermiona Granger bynajmniej nie była dla niego jedynie przyjaciółką. Na widok
przyjaciółki serce nie zaczyna bić szybciej, nie robi ci się gorąco, nie masz
ochoty się na nią rzucić i pocałować… To ostatnie wciąż wydawało się absurdem,
ale prawda była taka, że w głowie Rona kilka razy pojawiła się taka myśl, co by
było, gdyby ją pocałował. Zdarzało mu się to zwłaszcza wtedy, gdy siedzieli do
późna w nocy nad książkami, a Hermiona robiła wszystko, żeby nie zasnął i żeby
trochę podnieść go na duchu, że może jednak uda mu się zdać SUMy.
Dołączyła do nich Luna Lovegood.
Ron spojrzał na nią kątem oka. Czyżby miała na głowie wielkiego… lwa?! Chłopak
nie miał siły o tym myśleć, choć blondynka chyba coś do niego powiedziała. Jego
mózg był pochłonięty mieszaniną stresu przedmeczowego i refleksji o
brązowowłosej. Popatrzył na nią. Rozmawiała z Harrym i Ginny. Miała skupioną
twarz, jak wtedy, gdy tłumaczyła mu coś z transmutacji. Bardzo ładnie wtedy
wyglądała… Zresztą jak zawsze. Cieszył się, że będzie na trybunach, że go
wspiera. Nie miał pojęcia, jakby sobie bez niej poradził.
-Ron, musimy iść-
usłyszał głos Pottera.
Wszyscy wstali. Harry i Hermiona
zamienili kilka słów na stronie. Rudzielec nie miał pojęcia, o co mogło chodzić,
ale w tym momencie o wiele bardziej przejmował się meczem. Czuł, że nogi ma jak
z waty. Był przekonany, że spadnie z miotły w trakcie meczu albo oberwie którąś
z piłek. Podszedł niepewnie do przyjaciół, a dziewczyna zwróciła się do niego:
-Powodzenia, Ron- powiedziała Hermiona, wspinając się na palce i
całując go w policzek.- Ty też się trzymaj, Harry…
Kiedy szli przez
Wielką Salę, Ron trochę oprzytomniał. Dotknął policzka, w który pocałowała go
Hermiona, i zmarszczył brwi, jakby nie był całkiem pewny, co się właściwie
wydarzyło.**
Harry bardzo szybko wyprowadził
go z zamku. Kiedy szli na błonia, on wciąż czuł jej wargi na swoim policzku. Motyle
szalały mu w brzuchu. Jej dotyk, ciepło, zapach… Nie wierzył, że to zrobiła. To
było takie cudowne! Jej drobna, gorąca dłoń na jego wielkim barku i słodkie,
czułe wargi na jego policzku. Miał nadzieję, że zapamięta to uczucie na zawsze,
bo jak do tej pory nigdy nie czuł się lepie. I nagle perspektywa meczu również
stała się mniej straszna…
-Jego stan jest chwilowo stabilny.
-Dziękuję pani bardzo- odpowiedział zapłakany głos, Jej
głos.
Nie wierzył w to, co się właśnie
stało. Pocałował ją! Tu, w Norze, na ganku, dosłownie 15 minut temu! I ona go
nie odepchnęła, co więcej, powiedziała, że go kocha. Na Merlina, ona go kocha!
To naprawdę możliwe?! W tym momencie, 21 sierpnia 1996 roku, o 24.57, on, Ron
Weasley był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie! Rzucił się na łóżko.
Wiedział, że nie jest w stanie szybko zasnąć. Czuł, że wszystkie organy w jego
brzuchu wywijają fikołki i miał ciągłą, nieodpartą ochotę, żeby się śmiać.
Usłyszał delikatne pukanie.
Doszedł do wniosku, że tą swoją euforią mógł przez przypadek kogoś obudzić.
Podszedł do drzwi i otworzył je cicho. Przed jego oczami ukazała się burza
brązowych loków. Nie mógł powstrzymać uśmiechu. Hermiona stała tam w szortach
od piżamy i bluzce na ramiączka. Również posłała mu ciepły uśmiech.
-Przepraszam cię, ale
u mnie śpi Harry, pewnie rozmawiali z Ginny i…
Ron przestał jej słuchać. No jasne,
Harry! Nawet nie zauważył, że nie ma go w pokoju. Co ta miłość robi z ludźmi?
-… więc może mogłabym
się tu przespać?- zakończyła dziewczyna.
-Jasne, że tak.
Brązowowłosa rozłożyła się na
łóżku, które normalnie zajmował Potter, a Weasley zgasił światło i położył się
na swoim. Wciąż był pewien, że nie zaśnie, ale chciał, żeby chociaż ona trochę
odpoczęła. Jego serce waliło jak oszalałe. Była tak blisko. Pragnął znów jej
dotknąć, ponownie pocałować. Ta dziewczyna sprawiała, że tracił rozum, którego
i tak nie miał za wiele, a to, co się wydarzyło między nimi kilkanaście minut
temu, sprawiło, że mógłby teraz umrzeć ze szczęścia.
-Ron, śpisz?- usłyszał
jej melodyjny głos i poczuł, jak przez jego ciało przechodzi prąd.
-Nie. Wszystko dobrze?
-Tak- westchnęła- Po
prostu nie mogę zasnąć.
Ponownie zapadła cisza. Słychać
było jedynie ich nierówne oddechy. Po pokoju unosiła się delikatna woń różanego
mydła. Rudzielec zaciągnął się tym zapachem.
-Ron?
-Mmm?- wydał z siebie
niezbyt przytomny pomruk.
-Możesz… no wiesz… -
jej głos stawał się coraz cichszy i mniej śmiały- Możesz do mnie przyjść?
Uśmiechnął się szeroko. Szybko
wygramolił się ze swojej pościeli i położył koło dziewczyny. Przez chwilę
leżeli stykając się jedynie ramionami, ale było to wyjątkowo niewygodne i dosyć
dziwne, dlatego chłopak objął ją ramieniem, a ona ułożyła swoją głowę na jego
piersi. Czuł łaskotanie jej włosów w okolicy obojczyków. Poczuł, że robi mu się
przyjemnie ciepło. Chyba nigdy nie byli tak blisko. To było cudowne. Wziął
głęboki wdech i poczuł jeszcze mocniejszy zapach jej różanego mydła, który
mącił mu w głowie.
-Dziękuję- szepnęła.
Ponownie jego kąciki się
uniosły. Nic nie powiedział, lecz cmoknął czubek jej głowy. Podniosła ją i
spojrzała mu prosto w oczy. Przełknął głośno ślinę. Jej oczy były tak głębokie,
że momentalnie się w nich gubił. Piękne, wielkie, błyszczące, orzechowe… Kiedy
na niego tak patrzyła, wiedział, że jest bezbronny, że mogłaby z nim zrobić, co
tylko zechce.
-Kocham cię-
powiedział w przypływie impulsu, już kolejny tego dnia raz.
Hermiona się nie odezwała, ale
zmarszczyła brwi, jakby się nad czymś zastanawiała. Po chwili poczuł jej wargi
na swoich. To było takie czułe, niewinne, niepewne… Objął jej twarz dłońmi i
przysunął bliżej siebie, sprawiając, że ich pocałunek był bardziej stanowczy i
zmysłowy. Trwali tak długo, napajając się swoją obecnością i poznając się
zupełnie z innej strony.
Kiedy Hermiona się odsunęła, w
jej oczach tańczyły radosne iskierki. Była bardzo rumiana i oddychała płytko.
Po chwili ziewnęła, na co Ron się zaśmiał. Cmoknął ją w policzek i rzekł:
-Śpij.
Dziewczyna ułożyła się obok
niego, a dopiero gdy zasnęła, chłopak wrócił do swojego łóżka i również oddał
się w ręce Morfeusza.
-Hermiono, musisz wrócić do dormitorium, jest już bardzo
późno- powiedział ktoś zmęczonym, niskim głosem.
-Nie zostawię go tutaj! Nigdzie się nie wybieram…
Jego serce przełamało się na
pół. Szedł pustym korytarzem, nie wiedząc gdzie zmierza. Miał przed oczami ten
straszny widok, jej z… z tym podłym, dwulicowym, zdradzieckim, plugawym… śmieciem.
Jak to w ogóle mogło się stać?! Ron był w tak wielkim szoku, że nie do końca
docierały do niego wszystkie konsekwencje. Wciąż tylko widział, jak się całują.
A po jego głowie krążyło jedno
pytanie- dlaczego? Do cholery jasnej, dlaczego?! Było dobrze, ba, nawet
cudownie! Byli szczęśliwi, ona była szczęśliwa... Kochał ją- nadal ją kocha…
Skoro wszystko było w porządku, to po co ona to zrobiła? Jeszcze niedawno snuli
wizję wspólnej przyszłości, a teraz ona całowała się z innym.
Poczuł takie ukłucie bólu,
jakiego nie czuł nigdy wcześniej. Musiał się zatrzymać i oprzeć o ścianę, żeby
się nie przewrócić. Dlaczego mu to zrobiła?! Z braku sił osunął się na ziemię.
Było mu już wszystko jedno. Chciał, żeby to był tylko sen, nieprawda, nocna
mara, która ma na celu nauczenie go, żeby doceniał to, co ma… Ale niestety, ten
koszmar nie znikał, a z każdą sekundą stawał się coraz bardziej realny,
namacalny.
Dlaczego to spotkało akurat
jego?! W tym jednym, jedynym okresie jego życia, kiedy był naprawdę szczęśliwy,
gdy wierzył, że może być dobrze, mimo szkoły, biedy, mimo Voldemorta i
Śmierciożerców i panoszącym się po całej ziemi smutku, żalu, bólu i śmierci.
Ukrył twarz w dłoniach. To było za dużo… Chciał umrzeć, byleby tylko ten ból
wreszcie się skończył.
Po jego policzkach zaczęły
spływać łzy. Najpierw kilka pojedynczych, słonych kropel, a potem całe
strumienie. Nie panował nad sobą, pozwolił na to, żeby jego ciałem zawładnął
szloch i cierpienie. Co chwila wstrząsał nim dreszcz. Krztusił się własnymi
łzami i nie był w stanie ich zatrzymać.
Siedział tam, w pustym
korytarzu, na podłodze, długo. Może pół godziny, może godzinę, może dwie… I
coraz bardziej cierpiał.
W końcu wstał. Ledwo trzymał się
w pionie, czując, że jego nogi są jak z waty. Jego twarz była kamienna.
Zastygły na niej nawet łzy. Miał przekrwione oczy i spuchnięte policzki.
Dotarła do niego jeszcze jedna rzecz- to ona mu to zrobiła.
Hermiona pozwoliła, żeby ten
palant ją pocałował. Skrzywdziła go naumyślnie. Tyle razy mówiła, że go kocha,
że jest przy nim szczęśliwa, że chce, żeby tak było zawsze, a potem pocałowała
innego! Nie mógł uwierzyć, że to zrobiła! Nie ona, nie jego najukochańsza
Miona… Ale jednak, sam to widział. Okazała się jedynie dwulicową…
Ogarnęła go wściekłość na
brązowowłosą i zastąpiła ona smutek i ból. Wiedział, że nie będzie w stanie jej
tego wybaczyć! Dlatego pozostawało jedno rozwiązanie, mantra, która krążyła mu
po głowie, kiedy dochodził już pewnym krokiem do Pokoju Wspólnego w wieży
Gryffindoru- zemsta…
-Ron, Ron… Co się z nim dzieje?!- Ona płakała.
-Panno, Granger, proszę o spokój- odpowiedział stanowczo
żeński głos- Jest bardzo źle, musimy go przenieść do Munga.
-Ron!
Odwrócił się i wtedy w tłumie
znajdującym się na peronie dostrzegł ją. Biegła do niego, ciągnąć za sobą
wielki kufer. Przepychała się między wszystkimi, prawdopodobnie najeżdżając im
na stopy walizką. Chłopak zaśmiał się na ten widok.
Kiedy była już kilka metrów od
niego, puściła swój bagaż i rzuciła mu się na szyję. Czas stanął w miejscu.
Przylgnęli do siebie jak najbliżej się dało. Cały zgiełk, jaki ich otaczał,
zdawał się nie istnieć. Liczyli się tylko oni- Ron i Hermiona. Po pewnym czasie
dziewczyna odsunęła się od niego, dosłownie na kilka centymetrów. Spojrzała na
niego z czułością, a w jej oczach były łzy. Pogładziła dłonią jego szorstki,
pełen blizn policzek.
-Nareszcie- szepnęła.
Chłopak spojrzał na nią spod
przymrużonych powiek. Badał każdy szczegół jej twarzy- wysokie, nieskazitelne
czoło, drobny, delikatnie zadarty nosek, piękne kości policzkowe i zaróżowione
policzki, owalną szczękę, malinowe, pełne usta i te oczy- duże, orzechowe,
pełne miłości oczy.
-Stęskniłem się za
tobą- powiedział, dotykając jej swoim czołem.
-Ja też- odparła
gładząc swoimi drobnymi dłońmi jego twarz- Nawet nie wiesz jak bardzo.
Nie mogli dłużej wytrzymać i
zatonęli w pocałunku. Zdawało im się, jakby tego nie robili od wieków, jakby na
nowo musieli się poznawać. Trwali tak, zatracając się w sobie coraz bardziej.
Przerwał im gwizd odjeżdżającego pociągu.
-Chyba czas na nas -
wykrztusił chłopak.
Dziewczyna skinęła głową, ale
nie ruszyła się z miejsca. Cały czas jeździła dłonią po jego twarzy. Na jednym
z palców połyskiwał srebrny pierścionek. Zjechała nią na jego pierś. Rudzielec
zaśmiał się, ujął jej rękę i delikatnie ją ucałował.
-Myślę, że moja
cudowna narzeczona musi wreszcie wrócić do domu.
To powiedziawszy wypuścił ją ze
swoich objęć, zabrał jej bagaż i ruszył w kierunku wyjścia. Ona jeszcze przez
moment stała, wpatrując się w miejsce, w którym zniknął Ekspres Hogwart. Po
chwili go dogoniła i złapała za rękę.
-Ron?
-Mhm?
-Kocham cię!
Rudzielec uśmiechnął się
szeroko, po czym oboje zniknęli za jedną z barierek znajdujących się na
peronie.
-Ron, dasz sobie radę- to był
Jej głos, cichy, piskliwy, zapłakany- Jestem przy tobie- dotknęła jego ręki-
Kocham cię! Tak bardzo cię kocham, Ron…- pociągnęła nosem- Nie rób mi tego,
proszę! Nie zostawiaj mnie! Kocham cię…
*HP i CO (rozdział: Bal)
** HP i ZF (rozdział: Lew i Wąż)
*
Nie jest to może najbardziej
optymistyczna notka na święta, ale musicie to przeżyć :p
Trochę się z nią wkopałam, bo
miała być nieco później (tj. przed nią miał być jeszcze jedne rozdział) , ale
jakoś tak dobrze mi się ją pisało, że jest już teraz. Jest trochę inna, musicie
to przyznać, ale chyba jestem z niej w miarę zadowolona. Myślę, że spokojnie
połapiecie się, co jest co, jedynie końcówka (tj. ostatni przeskok w
świadomości Rona) może być dla was zaskoczeniem, ale to pozostawiam do Waszej
własnej interpretacji.
No i wiem, że strasznie długo
mnie nie było. Ponad 3 miesiące o.O Pisałam Wam w między czasie, z jakich
powodów, więc nie chcę się już z tego tłumaczyć. Moje życie ostatnio gna jak głupie
i ja sama się w nim gubię. Jest dobrze, tak ogólnie, ale dzieje się tyle rzeczy
naraz, zarówno na tle szkolnym, jak i prywatnym, że jestem totalnie zakręcona.
Jak będzie dalej? Nie mam pojęcia :( Ten semestr zapowiada się jeszcze gorzej,
ale z drugiej strony będą ferie, Wielkanoc itp., więc może jednak będę bardziej
aktywna. W każdym razie wiedzcie, że o Was pamiętam, blog jest wciąż aktywny, a
ja staram się odpowiadać na Wasze komentarze w ramach możliwości :)
Poza tym, Wesołych Świąt,
kochani! Dużo spokoju, odpoczynku, możliwości spędzenia czasu z bliskimi,
nadrobienia wszystkiego, na co nie mieliście czasu w ostatnim czasie,
oczywiście szalonego Sylwestra, no i żeby przyszły rob był lepszy niż ten <3
A teraz ostatnia kwestia: dziś są
3 urodziny bloga! Ja w to nie wierzę, piszę to opowiadanie 3 lata, to jest coś
niesamowitego. Z tej okazji pragnę Wam wszystkim serdecznie podziękować za to,
że jesteście, że to czytacie, że komentujecie, za wszystkie długie dyskusje i
za to, że udało nam się prywatnie trochę lepiej poznać (jak kol wiek by to nie
brzmiało :P ). Po prostu dziękuję <3 xoxoxo
Statystyki (z tego bloga i z tego na Onecie, 25 grudnia, godz. 21.15):
Wejścia: 62 564
Komentarze: 2 096