-Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin, Ron- powiedział Harry, kiedy
pierwszego marca obudzili ich Seamus i Dean, hałaśliwie wybierając się na
śniadanie.- Masz prezent.
Rzucił paczkę na łóżko Rona,
gdzie leżał już mały stosik innych paczek, podrzucony zapewne w nocy przez skrzaty
domowe.
-Dzięki- mruknął zaspany Ron i zabrał się do rozwijania paczki.
(…)
-Ron, śniadanie.
-Nie jestem głodny.
Harry wybałuszył oczy.
-Przecież dopiero co powiedziałeś…
-No dobra, zejdę z tobą- westchnął Ron- ale nie chce mi się jeść.
Harry spojrzał na niego
podejrzliwie.
-Przed chwilą zjadłeś pół pudełka czekoladowych kociołków, tak?
-Nie o to chodzi.- Ron znowu westchnął.- Ty tego nie zrozumiesz.
-Chyba nie- odrzekł Harry, wciąż zdumiony, i odwrócił się, by otworzyć
drzwi.
-Harry!- zawołał nagle Ron.
-Co?
-Harry, ja tego nie wytrzymam!
-Czego nie wytrzymasz?- zapytał Harry, teraz już naprawdę
zaniepokojony.
Ron był blady i wyglądał, jakby
go zemdliło.
-Nie mogę przestać o niej myśleć!- powiedział ochrypłym głosem.
-Ale dlaczego przeszkadza ci to w zjedzeniu śniadania?- zapytał,
starając się odwołać do rozsądku Rona.
-Ona pewnie nie wie, że istnieję- odrzekł Ron, wzruszając ramionami.
-A o kim TY mówisz?- zapytał Harry, nabierając przekonania, że ta
rozmowa prowadzi w jakimś dziwnym kierunku.
-O Romildzie Vane- powiedział cicho Ron, a twarz mu się tak rozjaśniła,
jakby ugodził w nią promień słońca.
Patrzyli na siebie chyba z
minutę, zanim Harry zapytał:
-To żart, prawda? Żartujesz?
-Harry… ja… ja ją chyba kocham- wyznał Ron zduszonym głosem.*
*
„A więc to tak będzie wyglądał
ten dzień” pomyślała Hermiona, siedząc w Pokoju Wspólnym. Sporo osób już poszło
na śniadanie. Ona wyczekiwała Harry’ego, no i Rona. W sumie sama do końca nie
wiedziała, co chciałaby mu powiedzieć. Złożyć życzenia, ot tak, po prostu? To
byłaby skrajna bezczelność, skoro nie rozmawiali od prawie trzech miesięcy. Ale
i tak czekała, stwierdziła, że najwyżej będzie improwizować.
Wielokrotnie
wyobrażała sobie, jak będą wyglądać jego urodziny. Po pierwsze, miało być wtedy
wyjście do Hogsmeade, które odwołano z powodu wypadku Katie Bell. Dlatego
myślała, że pójdą tam na piwo albo obiad i długi romantyczny spacer i tam da mu
prezent. Albo że tam zajrzą tylko w kilka miejsc, a resztę dnia przesiedzą w
zamku, w Pokoju Wspólnym. Perspektywa spędzenia z nim urodzin sam na sam zawsze
była kusząca, ale w końcu on jej wyprawił imprezę, więc też rozważała opcję,
żeby skrzyknąć kilkoro znajomych i zrobić mu niespodziankę. Było milion
możliwości! Tylko, że wszystko i tak przestało mieć sens, kiedy się rozstali.
Zastanawiała
się również, co mogłaby mu dać. I chciała, żeby to było coś wyjątkowego, tak,
jak biżuteria, którą dostała od niego. Myślała o albumie ze zdjęciami albo
własnoręcznie wykonanej czapce… Wpadła nawet na pomysł z nową miotłą. W końcu
zasługiwał na nią! Tylko, że wiedziała, że on by jej nie przyjął, bo to drogi
prezent.
Nie
miało to większego znaczenia, bo i tak ze sobą nie rozmawiali. Czuła jednak, że
należy mu się od niej jakiś upominek i w końcu się na niego zdecydowała. Leżał
już jakiś czas w jej szufladzie. A teraz, kiedy wreszcie nadszedł ten dzień,
nie miała pojęcia, jak mu go przekazać.
Spojrzała
na zegar. Była sobota, ale na ogół o 9 i Ron i Harry byli już dość długo na
nogach. Dziwne, że jeszcze nie pojawili się w Pokoju Wspólnym. Westchnęła z
irytacją, ale postanowiła jeszcze trochę poczekać. Chciała zobaczyć rudzielca,
złożyć mu życzenia… Nawet, gdyby miał ją kompletnie zignorować.
To mu
dość dobrze wychodziło. Unikał jej podczas kary, nie patrzył na nią na lekcjach
i kompletnie olał jej walentynkę… Tego ostatniego nie była pewna, no ale w
każdym razie, ani na nią nie odpisał, ani z nią o tym nie porozmawiał. Dziewczyna
w głębi serca liczyła na to, że coś z jej słów do niego dotarło i że w końcu
będą w stanie porozmawiać. Bez zobowiązań, zwyczajnie pogadać.
Znowu
popatrzyła na zegar. Kwadrans po dziewiątej. „Myślenie zajmuje mi zdecydowanie
za dużo czasu” stwierdziła. Zaniechała dalszego czekania i ruszyła do Wielkiej
Sali na upragniony posiłek.
*
Rudowłosa
dziewczyna schodziła bardzo powoli po schodach. Była strasznie zaspana. Od
dwóch tygodni sen z powiek spędzała jej ta walentynka. Kto, do cholery, mógłby
jej coś takiego wysłać?! Przecież wszyscy wiedzieli, że spotyka się z Deanem. Poza
tym, nie to, żeby kiedykolwiek narzekała na powodzenie u chłopców, ale nigdy
wcześniej jej się to nie zdarzyło. Dlaczego akurat teraz? Jeszcze tylko tego
brakowało! Miała chłopaka, którego bardzo lubiła, ale i tak się wahała czy
powinni być parą, bo bardzo zbliżyła się do Harry’ego… A teraz jeszcze pojawił
się jakiś trzeci!
Rozejrzała
się po Pokoju Wspólnym, ale nie było nikogo z jej znajomych. W ręku trzymała
małą paczuszkę- prezent dla Rona. Postanowiła zajrzeć do jego dormitorium.
Znowu zaczęła wspinać się po schodach. Kiedy dotarła do ich pokoju, okazało
się, że nikogo w nim nie ma. Wściekła zeszła do salonu, przeklinając przyjaciół
za to, że wciąż musi chodzić po tych schodach. Znowu popatrzyła po pokoju, ale
nie zauważyła nikogo z nich, więc poszła na śniadanie.
Jej
myśli powróciły do Walentynek. Liczyła na to, że jeśli dostanie walentynkę od
kogoś innego niż Dean, to będzie to… Harry. Była zła o to na siebie, ale co
mogła na to poradzić. Gdyby to był on, może byłaby w stanie rozstać się z
Deanem… Dla niego… Nie! To głupie rozmyślania! Potter nigdy tak naprawdę nie
dał jej jakiegoś wyraźnego znaku, że mu się podoba, więc musiała pogodzić się z
tym, że są tylko przyjaciółmi. A od Walentynek był dla niej wyjątkowo oschły i
miała wrażenie, że jej unika.
Ale
sprawa liściku wciąż pozostawała niewyjaśniona. Już ją to męczyło, ale nie
mogła przestać o tym myśleć. W szkole jest tyle dziewczyn, dlaczego akurat ktoś
jest jej „tajemniczym wielbicielem”? I dlaczego ujawnia się dopiero teraz? To
musiał być ktoś, kto ją trochę znał, na to przynajmniej wskazywała treść
walentynki. Westchnęła z irytacją i wyjęła ze swojej kieszeni liścik, który,
nie wiedzieć czemu, cały czas nosiła ze sobą i ponownie wczytała się w jego
treść.
Droga Ginny,
Piszę ten list tylko dlatego, że są Walentynki, a w Walentynki
powinniśmy być ze sobą szczerzy i wyznawać, co do siebie czujemy. I choć wiem,
że nie domyślisz się kim jestem, chcę Ci to powiedzieć.
Mógłbym napisać o Tobie poemat! O Twoich ognistorudych, dzikich
włosach, o brązowych, mądrych oczach, o subtelnym, słodkim uśmiechu… Kiedy Cię
widzę, nie mogę oddychać. Jesteś tak piękna, że czasem czuję się zawstydzony,
że mogę na Ciebie patrzeć.
Chyba nie muszę mówić, jak bardzo jestem zaszczycony, kiedy coś do mnie
powiesz, kiedy kierujesz do mnie swój uśmiech. Wtedy czuję, jakbym mógł zrobić
wszystko. Chwile spędzone z Tobą, to najpiękniejszy czas w moim życiu.
Wiem, że jesteś w związku, wiem, że nie wiesz kim jestem i wiem, że Ty
do mnie nic nie czujesz, ale chciałem być z Tobą szczery.
Kocham Cię!
Tajemniczy Wielbiciel
Nie
mogła tego tak po prostu zignorować. Ktoś powiedział jej, że ją kocha! Takich
rzeczy się nie olewa! Jak to możliwe, że nie miała pojęcia kto to?! Przecież to
się zauważa. Próbowała zrobić listę potencjalnych autorów tego listu, ale na
nic to się zdało, bo znała bardzo dużo osób w tej szkole, a tak na dobrą
sprawę, to mógł być każdy.
Wzięła
głęboki oddech i z rezygnacją schowała karteczkę z powrotem do kieszeni.
Dotarła wreszcie na śniadanie do Wielkiej Sali.
*
„Tu też
ich nie ma” stwierdziła Hermiona, lustrując stół Gryfonów. Prawie wszystkie
miejsca były zajęte, ale Harry’ego i Rona nie było. To trochę dziwne…
Usiadła
tam, gdzie zawsze. Chwilę później w drzwiach zobaczyła Ginny, trzymającą w
dłoni paczuszkę, ale była sama. Rudowłosa uśmiechnęła się do niej promiennie i
ruszyła w jej stronę.
-Cześć, Hermiono.
-Cześć. Nie wiesz gdzie jest Ron?
-Nie, nie mogłam go znaleźć. Mam dla niego prezent- wskazała
na pakunek.
-Szkoda, chciałam mu złożyć życzenia- westchnęła Granger.
-Na pewno niedługo go znajdziemy- rudowłosa uśmiechnęła się
do przyjaciółki- Wszystko w porządku?
-Tak! To znaczy nie… w sumie nie wiem.
-Jak to?- rudowłosa spojrzała na nią ze zdziwieniem.
-Jakoś tak dziwnie się czuję, Ginny. Nie potrafię tego do
końca wyjaśnić…
-Spróbuj- Weasleyówna uśmiechnęła się lekko- Bo nie wiem, co
mogę ci poradzić.
-Chodzi o to, że to jego urodziny!- wyrzuciła z siebie- Powinniśmy
je spędzić razem, powinien się cieszyć, a ja powinnam dać mu powód do radości…
-Hermiono, sytuacja jest jaka jest i nic na to nie
poradzisz. Te urodziny nie będą wyglądały tak, jakbyście byli teraz parą, ale
możesz sprawić, by był szczęśliwy z twojego powodu.
-Jak, do cholery?! Ginny, jak?- jęknęła.
-No możesz z nim pogadać.
-Myślisz, że to takie proste- prychnęła brązowowłosa-
Próbowałam tyle razy, a on zawsze mnie odtrąca… To znaczy, może to źle
powiedziane- nie miałam tych prób tak wiele, bo on mnie unika. Praktycznie się
nie widujemy!
-To jest do załatwienia…
-Ale nie rozumiesz, że on nie chce ze mną gadać?- warknęła
Hermiona, lecz gdy zobaczyła urażoną minę przyjaciółki, zreflektowała się-
Przepraszam.
-Słuchaj, ja rozumiem, że jest ci przykro z tego powodu, ale
nie ma sytuacji bez wyjścia. Możemy się jakoś umówić, że ja gdzieś przytrzymam
Rona, a ty, niby przypadkiem, się tam pojawisz, a wtedy nie będzie mógł się
wywinąć. I myślę, że ta rozmowa może być inna. W końcu to jego urodziny, wtedy zawsze
ma lepszy humor… Poza tym, może on przez te kilka miesięcy wreszcie dojrzał do
rozmowy z tobą.
-Może…- dziewczyna nie sprawiała wrażenia przekonanej.
-Będzie dobrze- powiedziała, może trochę nazbyt
entuzjastycznie, Ginny.
-Miejmy nadzieję, bo…
-Cześć- przerwał im radosny głos Deana, który właśnie
podszedł do nich.
Chłopak
pocałował swoją dziewczynę na powitanie. Brązowowłosa miała wrażenie, jakby jej
przyjaciółka się lekko wzdrygnęła. Ale może tak jej się tylko wydawało…
Obdarzyła chłopaka szerokim uśmiechem, na co on odpowiedział tym samym.
-Nie widziałeś może gdzieś Rona?- zagadnęła Granger.
-Jak wychodziłem, to jeszcze spał. Powinien się tu niedługo
pojawić.
-A Harry?- spytała mimochodem rudowłosa.
Thomas
rzucił jej badawcze spojrzenie. Hermiona doskonale wiedziała, co sobie teraz
myśli. Ciemnowłosemu wyraźnie zrobiło się przykro i widać było po nim również
złość.
Chłopak
burknął „nie” i zabrał się za śniadanie. One zrobiły to samo. Resztę posiłku
spożyli w milczeniu.
*
Wracała
do Pokoju Wspólnego po śniadaniu. Zostawiła w Wielkiej Sali Deana i Ginny,
którzy byli na siebie źli. Trochę miała wyrzuty sumienia, że porzuciła
przyjaciółkę w takiej sytuacji, ale nie miała najmniejszej ochoty uczestniczyć
w ich kłótni, która mogła wybuchnąć w każdym momencie.
Hermiona
doskonale wiedziała z jakiego powodu Thomas się tak wścieka, ale rudowłosa nie
była tego świadoma, więc uważała jego złość za bezpodstawną. Granger aż
korciło, żeby coś zrobić, żeby im pomóc, ale obiecała sobie, że nie będzie się
mieszać w ich sprawy. Miała dosyć własnych problemów. Poza tym, Harry nigdy by
jej nie wybaczył, gdyby opowiedziała Weasleyównie o tym, co zdarzyło się między
nim a Deanem.
Ona
natomiast zastanawiała się, gdzie podziewa się jej przyjaciel, no i, przede
wszystkim, Ron. Co chciała mu powiedzieć? Co zrobić? Nie miała pojęcia, ale
wiedziała, że musi go zobaczyć. To jego urodziny! Wyjątkowy dzień i chciała w
tym dniu przy nim być. Tylko, że on tego nie chciał…
Pomyślała
o prezencie, leżącym w jej szufladzie. O chwili kiedy go kupiła. Wydawało jej
się, że to było wieki temu. Siedemnaste urodziny ma się raz, a ona pragnęła, żeby
jego będą wyjątkowe. No i były, ale chyba nie w tym znaczeniu, co powinny.
Cofnęła
się pamięcią o rok- 1 marca 1995:
„Marzec zaczął się dość chłodno,
ale przynajmniej słonecznie. Dla piątoklasistów był to okres nauki do
egzaminów- SUM’ów. Co więcej, niektórzy z nich należeli do drużyny quiditcha, a
wielkimi krokami zbliżał się mecz o Puchar, więc drużyny trenowały właściwie
non-stop.
Była 17. Hermiona
siedziała przy jednym ze stolików w Pokoju Wspólnym Gryffindoru, sama, bo Ginny
i Ron mieli trening, a Harry był na lekcjach oklumencji u Snape’a. Dziewczyna
powtarzała materiał z Zielarstwa, robiąc przy tym trochę notatek, żeby dać je
Harry’emu i Ronowi.
W pewnym momencie
zobaczyła, że przez próg przechodzą Weasley’owie. Zarówno Ron, jak i jej
siostra byli poczochrani, a ich ubrania były zakurzone. Widać było, że są
bardzo zmęczeni. Brązowowłosa uśmiechnęła się lekko i pomachała do nich. Chwilę
później siedzieli już we trójkę.
-Gdzie Harry?- zagadnął Ron.
-Z tego, co wiem, to u Snape’a. A jak trening?- podjęła rozmowę Granger.
-Beznadziejnie- jęknął rudzielec.
-Nie było tak źle- próbowała pocieszyć go Ginny.
-Wiesz, że to nieprawda! Było tragicznie! Ja nie powinienem grać, ze
mną nie macie szans na wygraną…
-Ron, nie mów tak…
-Dlaczego, skoro tak jest?! Ostatni mecz był klapą i to przeze mnie!
Powinniście znaleźć nowego bramkarza, jeśli chcecie wygrać Puchar.
-Tylko, że to Angelina wybiera skład- zauważyła Hermiona.
-No właśnie- zgodziła się Weasleyówna- A ona NA SZCZĘŚCIE uważa, że
dasz sobie radę.
-Szkoda, że tak bardzo się myli…
-Przestań!- warknęła Ginny- Wybaczcie, ale chyba pójdę do siebie.
Jestem padnięta.
Rudowłosa odeszła,
a między nimi zapadła cisza. Brązowowłosa przyglądała się uważnie
przyjacielowi. Był na skraju wyczerpania. Nie dość, że egzaminy, to również
treningi. Wykańczało go to i fizycznie i psychicznie!
-Wiesz, Ron- zaczęła- Myślę, że skoro Angelina chce, żebyś był w
drużynie, to znaczy, że naprawdę dużo umiesz.
-A ja myślę, że po prostu nie chce mi zrobić przykrości wywalając mnie
z drużyny- odburknął.
-Bez urazy, ale nie sądzę, żeby to czy tobie jest przykro, było tak
ważne jak puchar…
Chłopak patrzył
się na nią przez chwilę, po czym parsknął śmiechem. Dziewczyna była wyraźnie
zmieszana, co tylko jeszcze bardziej go rozbawiło.
-To nie był żart- mruknęła.
-Ja wiem…- odparł Ron, wreszcie opanowując śmiech- Po prostu… Wyszło na
to, że mam gigantyczne ego, skoro sądzę, że jestem dla drużyny ważniejszy niż
puchar.
-Nie, to nie tak- odpowiedziała z uśmiechem, zadowolona z tego, że
udało jej się poprawić mu humor- Ja naprawdę sądzę, że jesteś ważny dla
drużyny, ale…
-Puchar jest ważniejszy- dokończył za nią chłopak.
-Oj, nie o to mi chodziło!
-Dobrze, Hermiono- rzekł uspokajająco- Ale proszę, skończmy już ten
temat.
-Dobrze- odparła- Zrobiłam ci notatki z zielarstwa.
-O nie- westchnął- Możemy ponownie zmienić temat?
-Ron! Wiesz przecież, że do egzaminów zostało mało czasu.
-Tak, wiem- trochę się nachmurzył- Ale naprawdę nie mam ochoty o tym
rozmawiać.
-To nie ma znaczenia!- odpowiedziała stanowczo- Musisz podejść do SUM’ów
i masz je zdać!
-Hermiono, dlaczego właściwie tak bardzo ci na tym zależy?
-Bo jesteś dla mnie ważny!
Zamilkli.
Dziewczyna spuściła wzrok, uświadamiając sobie, co właśnie powiedziała. Jej
twarz zrobiła się czerwona, zresztą tak samo jak Rona. Czas mijał, sekundy
stawały się wiecznością, a ona marzyła tylko o tym, żeby zapaść się pod ziemię.
Jak mogła coś takiego palnąć?!
-Hermiono – szepnął w końcu niepewnie Ron, a ona podniosła wzrok-
Dziękuję ci. Za to, co dla mnie robisz. Za twoją pomoc w nauce na początku roku
i za to, że nawet teraz przygotowujesz dla mnie te materiały. Jesteś
niesamowita.
Na jej twarz
wpełzł szeroki uśmiech i zarumieniła się jeszcze bardziej. Czuła jak jej serce
zaczyna szybciej bić. Ile jeszcze będzie ukrywać, że to, co do niego czuje, to
nie tylko przyjaźń? Miała ochotę rzucić mu się na szyję i… pocałować. Czuła się
dziwnie, nietypowo, ale pasowało jej to.
Po chwili ocknęła
się i zaczęła grzebać w torbie. Chłopak spojrzał na nią ze zdziwieniem. W końcu
wyprostowała się, a w jej rękach spoczywała średniej wielkości paczuszka.
-Właściwie gadamy o quiditchu i nauce, a zapomnieliśmy, jaki ważny jest
dziś dzień- rzekła z uśmiechem, wręczając mu prezent- Wszystkiego najlepszego z
okazji urodzin, Ron!
Rudzielec uśmiechnął
się i zaczął rozpakowywać paczkę. Kiedy zobaczył jej zawartość, jego uśmiech
jeszcze bardziej się poszerzył. W środku była książka opisująca dokładnie
dzieje Armat z Chudley. Hermiona wiedziała, że jej nie ma, bo podpytała o to
kiedyś Harry’ego, a była pewna, że się z niej ucieszy.
-Hermiono, to jest genialny prezent!- wykrzyknął z entuzjazmem, na co
ona się zarumieniła.
Ron odłożył
książkę na blat i w przypływie radości mocno objął przyjaciółkę. Ona zastygła,
by po chwili oddać uścisk. To było cudowne! I kompletnie nierealne… Przytuliła
głowę do jego piersi. Jego serce biło szybko, szybciej niż zwykle, a
przynajmniej tak się jej zdawało. W jego ramionach czuła się tak błogo. Miała
wrażenie, że nic nie może się jej stać. Czuła go całym swoim ciałem i stwierdziła,
że mogłaby w tej chwili umrzeć. Odchyliła głowę i spojrzała mu w oczy. Poczuła,
jak przez jej ciało przechodzi prąd. Zaparło jej dech w piersi. W tym momencie
była już na sto procent pewna, że to, co czuje do Ronalda Weasleya bynajmniej
nie jest przyjaźnią. W jego oczach dostrzegła radość, tak wielką, że aż ją to
zdziwiło.
Po chwili chłopak
zarumienił się i wypuścił ze swoich objęć. Dziewczyna, z nieco zawiedzioną
miną, spojrzała na swój podręcznik do zielarstwa. Również się zarumieniła.
-Eee… To w takim razie, cieszę się, że prezent ci się podoba-
wykrztusiła z siebie po chwili.
-Bardzo- szepnął.
Hermiona ponownie
spojrzała mu w oczy, ale po chwili stracili ten kontakt.
-To może wrócimy do zielarstwa- powiedziała smutna.
-Taa- odparł chłopak.
Brązowowłosa
zaczęła przeglądać podręcznik, udając, że czegoś szuka. Notatki dla rudzielca
leżały pod książką i doskonale o tym wiedziała, ale musiała odwrócić swoją
uwagę od niego. Na niewiele się to zdało, bo po chwili usłyszała jego miękki,
niski głos:
-Hermiono- dziewczyna podniosła głowę i zobaczyła jego rumianą twarz, a
na niej nieśmiały uśmiech- Naprawdę dziękuję ci za wszystko, co dla mnie
robisz. Jesteś najlepsza.”
Odnosiła
wrażenie, że wtedy wszystko było łatwiejsze, choć Ron nie znał jej uczuć, a ona
jego. Mogli być przynajmniej przyjaciółmi. Teraz nawet to jej nie pozostało.
Dotarła
do Pokoju Wspólnego, miejsca, w którym spędziła 1 marca w zeszłym roku. Zajęła
ten sam stolik. Była może 10.30. Czekała, mając nadzieję, że znowu pojawi się
przy niej Ron.
*
Szli w
kierunku Gryffindoru. Trzymali się za ręce, ale właściwie przez całą drogę
milczeli. Dean był od rana jakiś markotny, a Ginny nie miała pojęcia o co chodzi.
Próbowała go jakoś rozweselić przy śniadaniu, ale wszystko poszło na marne,
więc w końcu i ona się zezłościł i przestała odzywać.
-Wszystko w porządku?- spytała w końcu.
-Taa- odparł niezbyt przekonująco.
-Przecież widzę, że coś jest nie tak.
-Mogę o coś spytać?- spytał po chwili, a na jego twarzy widać
było wahanie.
-Tak, jasne.
-Dlaczego, kiedy do was podszedłem na śniadaniu, od razu
spytałaś o Harry’ego?
-Oh- dziewczyna zarumieniła się lekko- Nie wiem, po prostu
przyszło mi to na myśl, bo mówiliśmy o Ronie…
-Jasne- rzekł- A co was łączy?
-Nie rozumiem…
-No bo między tobą, a Harrym coś ewidentnie jest- odważył
się w końcu powiedzieć.
-To coś, o czym mówisz, to przyjaźń- odpowiedziała
stanowczo, choć sama w to nie wierzyła.
-A nie widzisz, że między nami relacje się ostatnio popsuły?
-Dean, co ty właściwie insynuujesz?- powiedziała, coraz
bardziej zirytowana.
-Nie, nic…
-No jak już zacząłeś ten temat, to skończ.
-Chyba nie ma takiej potrzeby…- odpowiedział po chwili
namysłu, smutnym głosem.
Rudowłosa
patrzyła się na niego z konsternacją. Podał jej rękę i chciał ruszyć dalej, ale
ona tylko pokręciła głową. Chłopak wzruszył ramionami, po czym zniknął za
rogiem korytarza.
Co to
właściwie miało być? Była kompletnie zagubiona. Czyżby Dean wiedział, że
zakochała się w Harrym? Ale to przecież nierealne, skoro ona sama nie była tego
pewna. Powinno być jej teraz przykro z powodu tej rozmowy, ale ona poczuła
wściekłość. Dlaczego był czas, kiedy nikt nie chciał z nią być, a teraz nagle
ma grono wielbicieli?!
Po
pierwsze, Dean. Z nim sprawa była najpoważniejsza, bo oficjalnie byli parą i to
już ponad pół roku. Poza tym naprawdę go lubiła. Ale miał rację, między nimi
ostatnio coś się zepsuło. Dalej był Harry. Podobał jej się od 2. Klasy.
Myślała, że to zniknęło, ale to, co czuła w jego towarzystwie, przekonała się,
że nie. Poza tym Potter wysyłał jej sygnały, że też mu się podoba. Tylko
dlaczego dopiero teraz?! No i ostatni z tej listy był Tajemniczy Wielbiciel,
który otwarcie jej wyznał, że ją kocha! Przecież takich rzeczy nie mówi się
byle komu! A ona nawet nie wiedziała co to za chłopak…
„Dlaczego faceci są tacy trudni do rozgryzienia?!” pomyślała
z wściekłością.
*
Wybiła
11. Hermiona nie miała w sumie nic do roboty, bo wszystkie lekcje odrobiła
poprzedniego dnia, więc teraz tylko siedziała, wpatrując się w zamknięty
podręcznik do zielarstwa. Co by było gdyby znowu do niej podszedł? Zmęczony po
treningu, a ona powiedziałaby mu, że ma dla niego prezent…
Wtedy
zobaczyła na progu Ginny. Ale była sama. Dziewczyna machnęła do niej, a
rudowłosa skierowała się do tego stolika.
-Co robisz?- zagadnęła Weasley’ówna.
-Nic- brązowowłosa schowała podręcznik do torby- Jak
śniadanie?
-Dziwnie- odparła Gin- Szkoda, że tak szybko zwiałaś, może
by wtedy tego wszystkiego nie powiedział…
-Ale o co chodzi?
-Miałam bardzo nietypową rozmowę z Deanem, to nawet nie była
kłótnia… Nie wiem jak ją określić. Ale zrozumiałam z niej tylko tyle, że on
podejrzewa mnie o to, że zdradzam go z Harrym.
-Powiedział ci to?! Tak po prostu…
-Żeby on mi cokolwiek powiedział wtedy tak po prostu!-
parsknęła ze złością ruda- Najpierw zaczął się dopytywać, czemu zapytałam się
czy wie gdzie jest Harry, potem stwierdził, że między nami, w sensie mną i
Harrym, coś jest- cholera wie, o co chodziło, a na końcu zauważył, że w naszym
związku ostatnio coś się popsuło…
-Ale zerwaliście?
-Nie! I chyba w ogóle nie chciał tego zrobić… Wszystko co
mówił, to były tylko takie przemyślenia i w sumie nie wiedziałam, co mu na to
odpowiedzieć, czy zacząć się z nim kłócić, czy powiedzieć mu, że nie jest tak,
jak myśli…
-No ale jak to się skończyło?
-Poszedł sobie, tak po prostu.
-No dobra, to rzeczywiście dziwne- skwitowała Hermiona- Ale
skoro on coś podejrzewa… To może czas stanąć wreszcie przed wyborem.
-To znaczy?
-No wiesz- brązowowłosa się zarumieniła- Dean albo Harry.
-Tylko, że ja nie wiem, czy Harry coś do mnie czuje!
-Ale też nie jesteś pewna czy kochasz Deana.
-No tak- jęknęła rudowłosa- Do dupy z tym wszystkim.
-Nie jest tak źle- odparła jej przyjaciółka z uśmiechem.
-Może masz rację. A widziałaś w końcu Harry’ego albo Rona?
-No właśnie nie! Nie mam pojęcia co się z nim dzieje.
-Ech, no trudno. A wracając do naszej rozmowy z Wielkiej
Sali, to ja naprawdę sądzę, że powinnaś pogadać z Ronem i to dzisiaj. W
urodziny będzie miał lepszy humor.
-Ciekawe jak mam to zrobić, skoro nie mam pojęcia gdzie
jest- parsknęła Hermiona.
-Może powinnyśmy ich poszukać…
-Nie no, chyba nie… Prędzej czy później tu przyjdą.
-Pewnie masz rację. To co dziś planujesz? Może byśmy
spędziły ten dzień razem. Mogłybyśmy przejść się po błoniach, bo jest dosyć
ładnie albo…
I w tym
momencie brązowowłosa zobaczyła Pottera, który właśnie wszedł do Pokoju
Wspólnego. Wyglądał na zdenerwowanego. Rozglądał się po pokoju, jakby kogoś
szukał. Dziewczyna pomachała do niego ręką, a on natychmiast do nich podbiegł.
Miał nierówny, przyspieszony oddech, był blady i miał poczochrane włosy. Coś
było nie tak… Coś się stało!
-Cześć, Harry. Cały poranek zastanawiamy się z Hermioną gdzie…-
zaczęła Ginny, ale on wszedł jej w słowo.
-Ron został otruty! Jest w skrzydle szpitalnym…
Obie
zamarły, wpatrując się w niego z zaskoczeniem. Granger poczuła, jak zaczyna jej
być duszno. Jak to otruty?! Kto mógł mu to zrobić? Oddychała nienaturalnie
szybko i płytko, jakby nie mogła złapać powietrza. Przed jej oczami zaczęły
pojawiać się ciemne plamy, a odgłosy z otoczenia jakby ucichły. Głowa zaczęła
pulsować z bólu.
-Jego stan jest bardzo ciężki- powiedział czarnowłosy
śmiertelnie poważnym tonem.
Poczuła,
że chce jej się płakać. Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech, a potem nie było
już nić… Tylko pusta, biała karta.
*Fragment z HP i KP „Urodzinowe niespodzianki” str. 421-424 J.K. Rowling. Tekst został nieco zmodyfikowany przez mnie na potrzeby tego opowiadania- powycinałam niektóre fragmenty rozmowy Harry’ego i Rona, ale wszystko zacytowałam z książki.
*
Ojej, wiem, długo Was
przytrzymałam… Ja naprawdę chciałam napisać ten rozdział wcześniej, doskonale
wiedziałam, jak ma wyglądać, ale jakoś nie mogłam się za niego zabrać.
Wybaczcie :(
Mam nadzieję, że o mnie
pamiętacie mimo ponad miesięcznej nieobecności. No i myślę, że teraz, po
wakacjach, znowu wrócimy do naszych długich dyskusji ;)
To, że wakacje minęły Wam super,
to już wiem, bo pytałam :p Ale jak szkoła? Ja mam wrażenie, jakby był co
najmniej listopad, a nie pierwszy tydzień września -.- Kogo czekają w tym roku
egzaminy gimnazjalne? Albo gorzej- matury?
Jeśli chodzi o rozdział, to, jak
już mówiłam, wszystko jest w nim przemyślane. Jest to część wprowadzająca do
otrucia i, tak, jak radziliście, podzielę samo otrucie na kilka rozdziałów. To,
co możecie mi zarzucić, to to, że nie opisałam samego momentu, kiedy Ron bierze
eliksir miłosny, a potem truciznę. Zrobiłam to z prostych powodów- prawdopodobnie
mój opis byłby plagiatem książki. Według mnie, ta scena jest świetnie opisana w
Księciu. Dlatego wstęp jest zacytowany. Tak naprawdę schody zaczną się od
następnej notki. Mam pomysł, ale pewnie będzie stres, jak przy zemście, bo to
będzie naprawdę trudny do opisania moment.
Jeśli chodzi o częstotliwość dodawania
rozdziałów, to nie mogę Wam podawać żadnych, nawet przybliżonych terminów, bo
szkoła się zaczęła, więc znowu trzeba się będzie uczyć, a mam już plany na
właściwie wszystkie weekendy we wrześniu.
Jeszcze raz przepraszam za długą
nieobecność i życzę powodzenia w szkole i w życiu :)
Buziaki :***