piątek, 29 czerwca 2012

10. Nie ma to jak w Hogwarcie


Rozdział dedykuję mojej ukochanej Roxanne, za to, że wysłuchuje mojego ciągłego ględzenia o tym blogu i wspiera mnie na duchu, kiedy jest już naprawdę źle <3
-Wstawać, bo spóźnimy się na pociąg.
                Czworo nastolatków szybko zerwało się z miejsc i zatkało uszy przed donośnym głosem gospodyni. Panowie siedzieli na podłodze, a dziewczyny na łóżkach.
-Która jest godziny?- warknęła Ginny.
-6.30- odparł jej Potter nieobecnym głosem.
-Cholera, mogliśmy się tak późno nie kłaść- rzekł rudzielec, podnosząc się powoli z podłogi.
-A nie mówiłam?!- odparła zgryźliwie Hermiona, która już sprzątała pomieszczenie.
-To dlaczego z nami cały czas siedziałaś- oburzył się jej chłopak.
-Bo chciałam, ale kilkakrotnie mówiłam „Chodźmy już spać”!
-To było to zrobić, a nie teraz nas pouczasz.
-Oczywiście, mam nie przyznawać, że mam rację, wysłuchiwać waszych jęków i nie mieć z tego żadnej satysfakcji.
-Acha, czyli musisz mieć satysfakcje lub coś innego dla siebie, kiedy my jesteśmy niezadowoleni, tak?!
-Nie przesadzasz trochę, ja…- prawie krzyknęła dziewczyna.
-Czy możecie się uspokoić- opanowała ich trochę Weasleyówna- Wiecie, kiedy ludzie się spotykają, raczej nie kłócą się o takie błahe rzeczy, w ogóle normalni ludzie się o coś takiego nie kłócą.
-Dobrze, może nie jesteśmy normalni- odpowiedziała dumnym tonem brązowowłosa.
-I znów to robisz, znów się wywyższasz i wymądrzasz…
-Spokój- krzyknął Harry- Musimy się przygotować, dziewczyny może idźcie już do siebie.
                Ginny skinęła i wyciągnęła przyjaciółkę z pomieszczenia. Doszły do własnej sypialni i zrobiły toaletę poranną, po czym poszły do łazienki. Pierwsza udała się tam rudowłosa, a kiedy wróciła, to skierowała się do niej Hermiona. Dziewczyna była wściekła. Szła powoli do toalety, rozmyślając. Czy oni zawsze musieli się kłócić o byle co?  Czemu on ciągle czepiał się najmniejszego słówka? W sumie to ona nie była lepsza, po co w ogóle się tak wymądrzała i wdała w tą…
-Jej, Hermiona, nic ci nie jest?
                Brązowowłosa zdała sobie sprawę, że poruszała się bardzo wolno, a przy pokoju chłopców w ogóle stanęła i o mało co nie oberwała od Rona drzwiami. Na szczęście wśród jej marzeń i myśli pozostało trochę instynktu i zdążyła się odsunąć.
-Nie, wszystko dobrze- odparła po chwili.
                Stali tak i patrzyli się na siebie, nic nie mówiąc. No nie! Była przecież na niego wściekła, a teraz, kiedy tak gapiła się w te jego wielkie, błękitne, piękne, głupie oczy, to odpływała. Chłopak też się nie mógł ruszyć, tęsknił za nią, za tymi wspaniałymi chwilami spędzonymi wspólnie. Od kilku dni w ogóle nie mogli się dogadać, a każda ich rozmowa kończyła się kłótnią i trzaskaniem drzwiami. Doskonale wiedział, że większość awantur on spowodował, ale dlaczego skoro tak bardzo ją kochał? To proste, bał się; wiele sporów powstało przez to, że Hermiona nie chciała się ukrywać, a on nie miał odwagi przyznać rodzicom, że się spotykają. Sam nie wiedział dlaczego, może z powodu tego, że to była jego pierwsza dziewczyna, może… Sam nie wiedział. W końcu odezwał się do ukochanej:
-Przepraszam.
-Nie ma sprawy, naprawdę nic mi nie jest, zdążyłam się uchylić- odparła złośliwie.
-Nie za to, to znaczy za to też, ale… Przepraszam cię za tą aferę dziś rano i za te wszystkie kłótnie, które wywołałem w ciągu ostatnich kilku dni.
-Och…- dziewczyna była wyraźnie zmieszana, nie spodziewała się tego- Ja też cię przepraszam, nie powinnam się wściekać o takie błahostki.
-To w porządku?
-W porządku- kiedy skończyła, podali sobie ręce, co ich bardzo rozśmieszyło.
-Co się z nami stało, było tak pięknie- zaczął rudzielec.
-Wiesz, wszystko się zmienia, teraz jesteśmy razem, twoi rodzice nic nie wiedzą, ludzie ze szkoły też, nie wiadomo co pomyślą i…
-Nie obchodzi mnie to- przerwał jej chłopak- Kocham cię i mogę to powiedzieć wszystkim.
-Ja też cię kocham.
                Obydwoje przywarli do siebie, tak dawno się nie całowali (tak im się przynajmniej wydawało). Było w tym olbrzymie uczucie, jakie między nimi powstało, wszystkie słowa, jakie pragnęli sobie powiedzieć i…
-Ron, Hermiona, wy jeszcze w piżamach, no nie…
                Krzyknęła do nich gospodyni, zanim zorientowała się co robią. Stanęła jak wryta patrząc się na syna i jego dziewczynę. Znów wyglądała na dość szczęśliwą, tak jak wtedy, kiedy zobaczyła, że się przytulają, ale starała się tego po sobie nie pokazywać. Zaczęła do nich groźnie mówić:
-Znowu będziecie mi wmawiać, że nie jesteście parą?!
                Obydwoje się zarumienili i spuścili głowy. W końcu Ron się odważył i stanął na wysokości zadania. Wyprostował się i spojrzał matce prosto w oczy, po czym uśmiechnął się do niej i rzekł:
-Nie, mamo. Naprawdę jesteśmy razem.
-Od kiedy?- ciągnęła gospodyni, udając złą.
-Od bankietu.
-I ja nic o tym nie wiem, to oburzające, karygodne…
                Zaczęła prawie krzyczeć. Nie była zła, tylko szczęśliwa, ale nie mogła im tego pokazać. Po chwili ujrzała, jak młodzi stoją i niepewnie się do niej uśmiechają, więc powiedziała łagodnym tonem:
-Tak naprawdę, to bardzo się cieszę- po czym szybko dodała, żeby nie pomyśleli sobie czegoś- Ale teraz marsz do łazienek!
                Wyszczerzyli się do niej i zrobili, jak kazała. Jakiś kwadrans później zeszli na dół, gdzie zastali resztę rodziny. Ich kufry i klatki ze zwierzętami stały już przygotowane do szkoły, przy drzwiach. Zasiedli do stołu.
-Czyżby nic po drodze nie wybuchło, albo nie pękło od waszych kłótni?- spytała z przekąsem Ginny.
-Ale to było śmieszne, naprawdę żart na poziomie- odparł jej równie złośliwie Ron.
-Żart na poziomie…- przedrzeźniała go siostra.
-Nic nie pękło od waszych kłótni…- odgryzał się rudzielec, a pozostali wybuchli śmiechem.
-Czy możecie przestać?- spytał z rozbawieniem Harry.
-To ona zaczęła- odparł całkiem naturalnie, wręcz z przyzwyczajenia, rudzielec.
-Ale zachowujecie się jak dzieci- drążył Potter, a potem zaczął ich parodiować- „Nic nie pękło po drodze… To był naprawdę żart na poziomie…”- wszyscy znów zaczęli się śmiać.
-Przestańcie się wygłupiać, bo spóźnimy się na pociąg- powiedziała do nich gospodyni, siląc się na groźną minę, choć w duchu nadal cieszyła się jak dziecko, z powodu Rona i Hermiony.
-Jakby to była jakaś nowość- odrzekł jej syn.
-Ronaldzie, czy możesz się ze mną nie kłócić i nie komentować tego co mówię?!
-Przepraszam…- szepnął rudzielec.
                Skończyli śniadanie i zaczęli dopakowywać ostatnie drobiazgi do szkoły. W przedpokoju słychać było brzęki klatek, bo zniecierpliwione sowy bardzo się miotały, na co Krzywołap również zaczynał prychać i skakać. Ginny poszła zabrać swojej rzeczy z salonu, a Hermiona została w sypialni sama, wrzucała do swojej, w sumie dużej torby, tak wiele książek i drobiazgów, że i tak musiała ją zaczarować, żeby wszystko się w niej zmieściło. W pewnym momencie usłyszała, że drzwi się otwierają, lecz do pokoju nie weszła Ginny, tylko jej starszy brat.
-Ty już gotowy?- spytała z niedowierzeniem dziewczyna.
-Acha, wiesz nie biorę ze sobą masy tomisk, które ważą…- przerwał, widząc jej groźną minę- Tak właściwie to myślałem, że skończymy to, co robiliśmy na korytarzu, w szkole pewnie nie będziemy mieć na to w ogóle czasu.
-Doprawdy- rzekła brązowowłosa z zalotnym uśmieszkiem- Chyba nie wiem o co ci chodzi, nic nie pamiętam.
                Chłopak nie czekał długo tylko podszedł do niej, złapał ją w tali i złożył namiętny pocałunek na jej ustach. To był najwspanialszy całus w ich życiu. Hermiona czuła się, jakby wszystko wokół niej zniknęło, nie było szkoły, nauki, problemów, Voldemorta… Był tylko Ron, którego tak mocno kochała, dla którego zdolna była zrobić wszystko, któremu się oddała, w którym się zatraciła. Kurcze, musiała przyznać, że cholernie dobrze całował i, mimo że powtarzała to sobie za każdym razem, zawsze było inaczej, lepiej. Była szczęściarą, największą na świecie, żadna dziewczyna akurat w tym nie mogła jej dorównać, cieszyła się jak głupia, że go ma, że go całuje, że może go objąć, porozmawiać z nim. Ta chwila mogła trwać wieki, najchętniej nie wracałaby do teraźniejszości, lecz musiała.
-Hej, gołąbeczki! Chodźcie na dół, jedziemy do Hogwartu!- krzyknęła radośnie Ginny.
                Nadal stali objęci, patrząc się na niknące w drzwiach rude włosy. Wszystko powróciło, wszystkie wątpliwości, obawy, całe zło. Były też dobre rzeczy, wracali do Hogwartu, do przyjaciół, do nauczycieli, może i było w szkole wiele nudnych przedmiotów i zdarzeń, ale była to jednak szkoła, masa czarodziei w ich wieku, wspólne wypady do Hogsmeade, indywidualność, choć i wielka odpowiedzialność, której żadne z nich nie chciało podjąć, lecz musieli. Wzięli swoje rzeczy i zaczęli opuszczać pomieszczenie. Hermiona, przed wyjściem, jeszcze spojrzała na nie, tyle było w nim wspomnień, z poprzednich lat i z tych wakacji, miała złe przeczucia, że tu nie wróci, że zostaną jej jedynie wspomnienia. Stała tak i gapiła się, aż poczuła, że rudzielec ciągnie ją za rękę, więc wyszła. Zeszli na dół i wzięli swoje kufry. Samochody z ministerstwa, które załatwił im Artur już czekały. Wszyscy do nich weszli i odjechali.
                Bardzo szybko znaleźli się na dworcu King’s Cross, przez który, jak zwykle, przewalał się tłum ludzi. Dołączyli do zgromadzonych, po czym po kolei opierali się o barierkę między peronem 9, a 10. Kiedy znaleźli się na peronie o numerze 9¾ zobaczyli jeszcze więcej przechodniów, tylko że byli to sami czarodzieje. Ron, Harry, Ginny i Hermiona pożegnali się pośpiesznie z państwem Weasley i wsiedli do czerwonego Expressu Hogwart. Znaleźli wolny przedział i zajęli go. Po krótkiej chwili dołączyli do nich Neville Longbotom, Luna Lovegood, Seamus Finnigan i oczywiście Dean Thomas, przez którego mina zrzedła zarówno Ronowi, jak i Harremu. Wszyscy się przywitali i rozmawiali beztrosko.
-Wiecie kto będzie nowym nauczycielem eliksirów?- spytał Dean.
-Jak to eliksirów? Chyba obrony przed czarną magią?- zdziwiła się Hermiona
-No nie, Snape będzie uczył obrony, a do eliksirów Dumbledore poprosił nowego nauczyciela, a właściwie Slughorna, czyli nauczyciela, który uczył tam wiele lat temu- wyjaśnił Potter.
-Ty to wiesz i nic nam nie powiedziałeś- oburzyła się rudowłosa.
-Przepraszam, jakoś nie było okazji.
-Ale jakie to ma znaczenie?- spytała melancholijnym tonem Luna.
-No ma… a zresztą- machnął na nią ręką Ron- Co ty właściwie masz na nosie?- dodał widząc dziwne okulary.
-To są okulary, dzięki którym widzę gnębiwtryski.
-Acha, a co to takiego?
-Stworzenia, które wlatują przez uszy i mieszają ci w głowie- odparła blondynka tak, jakby to była najzwyklejsza rzecz w świecie.
-No tak, wszystko jasne- mruknął Seamus, a Ginny wybuchła śmiechem.
                Dalsza podróż minęła im w bardzo przyjemnej atmosferze, ciągle śmiali się i gadali w najlepsze. W końcu dojechali do Hogsmeade. Wszyscy w szatach szkolnych opuścili pociąg, nadal szli zwartą grupą. Nagle usłyszeli za sobą złośliwy głos:
-No proszę, Potter, jeszcze masz czelność się tu pokazywać?- rzekł drwiąco Dracon.
-A co, myślałeś, że rzucę szkołę, Malfoy?
-No cóż, mógłbyś zmienić przynajmniej towarzystwo… Zdrajcy krwi, nieudacznicy- powiedział patrząc najpierw na Weasleyów, później na Longbotoma, Lovegood, Thomasa i Finnigana, po czym dodał, spoglądając na pannę Granger- No i twoja ukochana szlama…
                Na to ostatnie zdanie wszyscy chłopcy wyciągnęli różdżki, a rudzielec już miał zamiar się na niego rzucić. Malfoy zaśmiał się szyderczo.
-Czego ty ode mnie właściwie chcesz?- warknął Harry, celując w niego patykiem.
-A jak myślisz, może zemsty- odparł groźnie, a uśmiech zszedł mu z twarzy.
-Jeśli chodzi o twojego ojca, to zasłużył na to co go spotkało…
-Nie waż się tak mówić o moim ojcu, Potter- warknął Ślizgon, wyciągając swoją różdżkę i rzucając się na czarnowłosego.
                Na szczęście w porę Ron i Seamus złapali Harrego, a Crabb i Goyle, Malfoya, natomiast Pensy Parkinson szepnęła mu do ucha:
-Draco, nie warto…
                Potem cała grupka oddaliła się, a Gryfoni (i Luna) stali i patrzyli się za nimi. Nagle usłyszeli w oddali znajomy głos:
-Pirszoroczni, tutaj… Za mną, pirszoroczni…
                Automatycznie skierowali się w kierunku gajowego. Kiedy do niego doszli, zawołali:
-Cześć, Hagrid!
-Cześć, już rozrabiacie?- spytał, patrząc na odchodzącego Malfoya i jego świtę.
-To tylko ten kretyn, Malfoy- rzekł Ron, uspokajając się trochę.
-Widzę, że nieźle cię wkurzył, co tym razem?
-No więc …- zaczął rudzielec, lecz Hermiona mu przerwała:
-Czy to ważne? Co tam u ciebie?
-W porząsiu, o ile można tak powiedzieć w obecnych czasach… Widzę, że ty się dziewczyno rozwijasz- spojrzał z uznaniem na brązowowłosą, która rzeczywiście zmieniła się przez te wakacje. Lekko się zarumieniła i odparła:
-Dzięki.
-Przepraszam, że przerywam, ale chyba musimy już iść na ucztę- powiedział smutno Neville.
-Masz racje! Na razie, Hagridzie!
                Udali się do powozów, a później do zamku. Ochrona w Hogwarcie znacznie wzrosła, Filch sprawdzał każdy bagaż, a profesor Flitwick odhaczał każdego ucznia na liście. W końcu udało im się dostać do Sali Wejściowej, a potem do Wielkiej Sali. Uroczystość rozpoczęła się Ceremonią Przydziału, tiara zaśpiewała swoją pieśń o zjednoczeniu się przeciwko wrogom, a potem zaczęli jeść. Jak zwykle, niedługo później przemawiał Dumbledore i przedstawił nauczycieli:
-W tym roku Obrony Przed Czarną Magią będzie was uczył, nie kto inny, jak profesor Snape…- ze stołu Ślizgonów było słychać głośne oklaski, lecz inni uczniowie nie pałali, aż takim zachwytem, a dyrektor ciągnął swoją mowę-… natomiast eliksirów, będzie nauczał profesor Horacy Slughorn.
                Później Dumbledore zaczął mówić o tym, co się dzieje w świecie czarodziejów. Mimo, że był to bardzo istotny temat, to ani Harry, ani Ron, ani Hermiona czy Ginny, nie chcieli tego słuchać, bo dodatkowo ich to przygnębiało, więc z utęsknieniem czekali na koniec uczty. Po kolacji poszli do swoich domów i dormitoriów. Hermiona weszła do pokoju i zobaczyła Parvati i Lavender, które o czymś rozmawiały. Panna Patil od razu rzuciła się na brązowowłosą, aby ją przywitać, natomiast Lav stała w kącie, po czym podeszła i powiedziała z tą samą słodyczą, co na bankiecie:
-Witaj, jak ci minęła reszta wakacji?
-Nietypowo…- odrzekła równie sztucznie dziewczyna.
-Wiecie co, chyba coś się dzieję na dole, chodźcie- krzyknęła Parv wyglądając z pokoju.
                Wszystkie wyszły na korytarz i skierowały się do Pokoju Wspólnego. Rzeczywiście starsi uczniowie świętowali powrót do szkoły i do przyjaciół. Pannie Granger spodobało się to, że w ogóle się nie przejmowali tym co dzieję się poza zamkiem, po prostu się bawili, jak normalne nastolatki. I wtedy Hermiona go zobaczyła, Roger dostał się do Gryffindoru. Zupełnie o nim zapomniała, pominęła go na uczcie i ceremonii przydziału, teraz szedł w jej stronę.
-Cześć, udało mi się! Jestem w Gryffindorze!- krzyknął na powitanie.
-Bardzo się cieszę, u nas jest naprawdę fajnie, imprezy są często, zwłaszcza po wygranej w quiditcha, no i…
                Dziewczyna wymieniała mu wszystkie zalety domu i szkoły, starannie omijając temat tego, co jej się nie podobało. Tymczasem na dół zeszli panowie, Potter i Weasley, oraz spotkali Ginny. Stali tak i o czymś rozmawiali, kiedy rudzielec ujrzał Hermionę. O mało co nie dostał zawału, znów był z nią ten kelner, ale co on tu robił? Wtedy sobie przypomniał, że ten gościu się przenosił do Hogwartu, brązowowłosa mu nawet o tym mówiła. Poczerwieniał na twarzy i odsunął się trochę od przyjaciół. Wgapiał się w dziewczynę i jej towarzysza, nic złego nie robili, jeszcze. Co prawda chłopak miał ochotę już teraz podejść do tego kretyna i trzepnąć go w zęby, ale na razie nie miał dostatecznego powodu. Parę minut później pojawili się przy nim jego siostra i Harry. Oni również popatrzyli w miejsce gdzie stała Granger.
-To ten kelner, co ją podrywał?- spytała z zainteresowaniem Weasleyówna.
-Tak- odparł, przez zaciśnięte zęby, jej brat.
-Ale ciacho…- westchnęła, po czym dodała czując na sobie wrogie spojrzenie zarówno Rona, jak i Pottera- Po prostu jestem szczera, jeśli do tego jest sympatyczny, to na miejscu Hermiony bym cię rzuciła…
-Ginny!- warknął czarnowłosy.
-No co?!
-Nie ważne…- wtrącił rudzielec- Dzięki za wsparcie.
-Ron- powiedziała ruda- Przecież wiesz, że ona cię kocha, to o co chodzi?
-To, że on jest ode mnie sto razy lepszy…
-To akurat jest prawda…- zaczęła dziewczyna, ale przerwała, kiedy dostała od Harrego sójkę w bok- Ale to nie ma znaczenia. Hermiona wybrała ciebie.
-Może masz rację…
-Ja zawsze mam rację.
                Skończyli rozmowę, ponieważ zobaczyli, że szła do nich brązowowłosa, ciągnąc za sobą tego chłopaka. Zatrzymali się przed nimi i Hermiona powiedziała:
-To jest Roger, chodził wcześniej do Dumstrangu, a teraz przeniósł się do nas. A to moi przyjaciele Harry i Ginny, no a Rona już znasz.
                Wszyscy wymienili się uprzejmościami i pogadali krótko. W przypadku rudzielca była to bardzo sztuczna rozmowa, ale przynajmniej w miarę sympatyczna. Roger i Harry znaleźli jakiś temat związany z quidichem i zaczęli dyskutować, choć Potter odnosił się do nowego chłodno i z dużym dystansem, natomiast Ginny stała, przysłuchując się i co jakiś czas coś wtrącając. Brązowowłosa odciągnęła na chwilę rudzielca na bok i szepnęła mu do ucha:
-Dziękuję.
-Za co?- spytał z uśmiechem.
-Za to, że się nie wściekasz. Mogę cię jeszcze milion razy zapewnić, że nic mnie z nim nie łączy, ale i tak widziałam twoją minę.
-No wiesz co…- obruszył się chłopak.
-Przecież mam rację, ale mniejsza z tym.
-Fajnie jest znowu być w Hogwarcie- zaczął rudzielec
-To prawda, tutaj zawsze jest i będzie fantastycznie.
                Chłopak pocałował ją w usta, a z drugiego końca sali usłyszeli gwizdanie, zapewne od Deana i Seamusa. Wszystko było wspaniale, bo przecież nie ma to jak w Hogwarcie…
*
Moje zdanie o tym rozdziale nie jest najlepsze, ale nie będę się rozwodzić na ten temat, uważam, że to po prostu straszna szmira. Mam jednak nadzieję, że zaczekacie jeszcze kilka takich notek, żeby dojść do jakiegoś rozwinięcia akcji. Oczywiście wykorzystuję również ten paradoks, że oni idą do szkoły, a my mamy dwa miesiące wolnego xD 
PS Następny będzie lepszy :P

1 komentarz:

Obserwatorzy