-Tak, Ginny- powiedział po pewnym czasie.
-Widzisz jest taka sytuacja, może Ron wspominał ci o
bankiecie w ministerstwie?- przerwała czekając na reakcję chłopaka.
-Tak, coś przebąkiwał- rzekł po krótkim zastanowieniu- A co?
-Chciałbyś może ze mną na niego pójść?- to powiedziawszy szybko
zamknęła oczy, żeby nie widzieć jego miny.
Potter był bardzo zdezorientowany i
jednocześnie trochę rozbawiony. Nie miał bladego pojęcia dlaczego Weasleyówna
mu to proponuje, a co z jej chłopakiem? Może chodziło tylko o to, żeby nie
został sam w domu, bo domyślał się, że Ron i Hermiona idą razem, a może było w
tym coś głębszego. Stwierdził, że jeśli zacznie zadawać więcej pytań sytuacja
stanie się krępująca dla nich obydwojga, więc powiedział:
-Tak, czemu nie?- spojrzał na dziewczynę, która otworzyła
oczy i gapiła się w niego z ulgą wypisaną na twarzy, po chwili się ocknęła i
rzekła niepewnie:
-Fajnie, ale tylko jako przyjaciele- to zdanie spowodowało,
że Harry wybuchnął śmiechem, miał nadzieję, że Ginny coś do niego czuje, ale
nie odważył się nawet pomyśleć, że na tym balu by coś ruszyło, tak więc takie
stwierdzenie jego przyjaciółki wydało się po prostu śmieszne. Trochę się
uspokoił i ujrzał urażoną twarz dziewczyny, więc odezwał się:
-Przepraszam. Oczywiście, tylko jako przyjaciele-
wypowiedziawszy to zdanie obdarzył ją szerokim uśmiechem, a ona go odwzajemniła
i zaczęła czytać książkę.
*
Od
rozmowy Harrego i Ginny o balu minęły trzy dni, podczas których nikt nawet nie
wspomniał o bankiecie w ministerstwie. Nawet państwo Weasley nie rozmawiali o
nim w towarzystwie dzieci i ich przyjaciół. Te dni spędzili tak, jak zwykle,
trochę pograli w quidicha, chodzili nad jezioro, albo grali w szachy lub inne
gry dla czarodziejów. Nadszedł 20 sierpnia, z jednej strony tak wyczekiwany, a
z drugiej niechciany dzień przyjęcia w Ministerstwie Magii. Była 9 rano, ku
zdziwieniu Hermiony, jej przyjaciele i gospodarze jeszcze spali. Łudziła się,
że może Ron kręci się po kuchni, ale szybko odpędziła od siebie tą myśl, bo
wiedziała, że Weasley i Potter siedzieli wczoraj bardzo długo w nocy i teraz
odsypiają. Dziewczyna od kilku dni myślała jedynie o bankiecie, o tym jak się
ubierze, jak zwiąże włosy, jak się umaluje. Zastanawiała się również, jak minie
ten wieczór, stwierdziła, że może być trochę drętwo, bo będzie masa jakiś
ważniaków z ministerstwa, może będą tańce, ale głównie pewnie będą siedzieć
przy stołach i rozmawiać na jakieś beznadziejne tematy. Brązowowłosa sama się
zdziwiła, że ma takie złe zdanie o głównym urzędzie magii i o jego
pracownikach, ale po ostatniej walce ze śmierciożercami i zachowaniu
Korneliusza Knota (ministra, a właściwie byłego ministra) straciła do nich
jakikolwiek szacunek, czy zaufanie. Doszła do kuchni i zrobiła sobie kawę.
Usiadła przy stole i spojrzała przez okno, popijając co jakiś czas napój. Nad
polami, mimo dość późnej godziny, nadal unosiła się delikatna mgła, a na trawie
widać było rosę. Dziewczyna wpatrywała się w ten krajobraz, jakby
zahipnotyzowana. Coraz bardziej męczyły ją myśli o przyjęciu, a zwłaszcza o
Ronie. Zastanawiała się czy jej wygląd zrobi na nim jakieś wrażenie, czy
poprosi ją choć raz do tańca, czy porozmawiają szczerze, a może wreszcie odważy
się wyznać mu swoje uczucia. W pewnym momencie zorientowała się, że od dwóch
dni zachowuje się jak typowa nastolatka, myśli jedynie o ciuchach, fryzurze,
makijażu i chłopakach. Skarciła się za to w duchu, bo przecież nie była jakąś
tam zwykłą nastolatką, była Hermioną, która czyta książki, nie dba o wygląd i za
często pakuje się wraz z przyjaciółmi w kłopoty. Zresztą była już prawie
dorosła, miała szesnaście lat, za rok będzie pełnoletnia (przynajmniej w
świecie czarów), będzie mogła się teleportować, używać magii po za szkołą, nie
łamiąc przy tym regulaminu. Zastanawiała się czy w ogóle ukończy Hogwart, to
był jej cel od kiedy poszła do pierwszej klasy, ale teraz wszystko się
zmieniło, a ona postanowiła sobie również, że będzie przy Harrym zawsze i
wszędzie i pomoże mu w zniszczeniu Voldemorta, niezależnie od tego co Potter
zrobi, gdzie i kiedy wyjedzie itp. Miała szczerą nadzieję, że naprawdę uda im
się zniszczyć Czarnego Pana, i że… Dlaczego użyła słowa im, przecież tylko
Harry może zniszczyć Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, ale wbrew
wszystkiemu była w to wplątana, nie mogła tego porzucić, od kiedy razem z
Potterem i Weasleyem odkryła w Hogwarcie trzygłowego psa, od kiedy chłopcy
uratowali ją przed trollem, od kiedy wraz z nimi poszukiwała Kamienia
Filozoficznego i pokonywała różne przeszkody, była w to wplątana jak cholera,
no cóż, jak już zaczęła to musi skończyć, nie dla siebie, nie dla Rona, nie dla
Harrego, dla całego świata czarów. Co prawda czasem myślała, że nie jest
przyjaciołom do niczego potrzebna, że sami sobie dadzą radę, ale przypominała
sobie wtedy ile razy uratowała im tyłki, ile razy dziękowali jej za pomoc, a
poza tym ona ich potrzebowała i była gotowa ich bronić własną piersią. Tak
bardzo chciała wieść normalne życie czarownicy, co prawda to trochę dziwne
stwierdzanie, choćby ze względu na jej pochodzenie, lecz była czarownicą i
zawsze nią będzie, ale nie chce walczyć z siłami zła, zresztą kto chce, ona pragnęła
skończyć szkołę, dostać pracę w Ministerstwie Magii i założyć rodzinę, mieć
przyjaciół. Tylko, kto będzie tą jej rodziną, czy możliwe, że kiedyś wyjdzie za
Rona, że będą mieli dzieci? Szanse były marne, ale…
-Hermiona, już nie śpisz?- usłyszała za sobą zaspany głos
gospodyni. Pani Weasley wpadła do kuchni i wykrzyknęła:
-Ojej, jak już późno, zaraz zrobię śniadanie…- powiedziała
po czym wrzasnęła, jak najgłośniej mogła- Pobudka!!!
W ten
sposób poranek Hermiony został zupełnie zaburzony, a w domu zapanował chaos, bo
Molly krzątała się pospiesznie po kuchni i odmawiała jakiejkolwiek pomocy od
dziewczyny, natomiast reszta domowników była niezbyt zadowolona, że ktoś ich
obudził. W końcu wszyscy zebrali się na dole, w piżamach, na śniadanie. Artur,
jak zwykle, nie za bardzo wiedział co się dzieje i co się do niego mówi,
natomiast Ginny była zła, jak osa, więc najlepiej było się do niej w ogóle nie
odzywać. Ku zdziwieniu Hermiony, Harry i Ron byli w dość dobrych humorach i
zeszli wesoło do kuchni, witając się radośnie z rodziną i przyjaciółmi, co
jeszcze bardziej rozdrażniło rudowłosą. Pani Weasley podała posiłek i, co się
nie często zdarzało, usiadła wraz z nimi. Nie skończyło się to zbyt dobrze, bo
mówiła ona do zaspanej rodziny, która wcale jej niesłuchana, ale jakoś jej to
nie przeszkadzało:
-A więc, my Arturze, pojedziemy na zakupy, czy ktoś też
chce?- odpowiedzią były jedynie ciche pomruki i kręcenie głowami, a więc
kontynuowała- Nie wiem ile nam to zajmie czasu, a ok. 15 przybędzie Charlie,
więc wy go przyjmiecie. Z Bilem i Fleur spotkamy się na miejscu, a Fred i
George będą tu wraz ze swoimi partnerkami o 17.30, wychodzimy z domu o 18.30-
znowu odpowiedź nie nastąpiła, jedynie lekkie kiwanie głowami, więc gospodyni
znów podjęła- Proszę was bardzo, abyście zachowywali się przyzwoicie na tym
przyjęciu i bądźcie punktualni- ta wypowiedź wywołała, oburzone miny Rona i
Ginny oraz, ledwo pohamowany, atak śmiechu Harrego i Hermiony.
Śniadanie
się skończyło, a wszyscy domownicy, w lepszych lub gorszych humorach, udali się
do swoich sypialni. Minęło pół godziny, a zegar wskazywał 10.30. Państwo
Weasley pojechali na zakupy. Ginny i Hermiona siedziały w swoim pokoju,
właściwie nic nie robiąc, brązowowłosa przeglądała jakąś książkę do Hogwartu, natomiast
ruda bawiła się gadżetem ze sklepu Weasleyów. Siedziały tak, prawie nic nie
mówiąc, przez kwadrans, w końcu Weasleyówna nie wytrzymała i zapytała się
przyjaciółki:
-Denerwujesz się?
-Czym?
-No bankietem, ja się strasznie tremuję!
-No wiesz, ja też, ale co ma być to będzie- powiedziała
nieco speszona.
-A gadaliście o tym z Ronem?- spytała podekscytowana Ginny.
-Nie, raczej nie umiemy rozmawiać o ważnych sprawach.
-Jak to?
-No bo widzisz- wyrzuciła z siebie Granger- Ile razy było
tak, że o mało co się nie pocałowaliśmy, ile razy próbowałam mu powiedzieć co
do niego czuje? Jasne, uwielbiam z nim spędzać czas i rozmawiamy o wielu
rzeczach, ale od dnia kiedy przyszło zaproszenie na to przyjęcie, nie rozmawialiśmy
o nim.
-Hej- powiedziała ruda, próbując pocieszyć przyjaciółkę- Nie
martw się, jestem przekonana, że ten bal coś zmieni.
-No nie wiem- powiedziała brązowowłosa, po czym szybko
zmieniła temat- A co z Harrym, zaprosiłaś go w ogóle?
-Oczywiście, ale ja miałam gorzej, bo to jednak chłopak
powinien zapraszać dziewczynę na imprezy, a poza tym on mnie wyśmiał.
-Co?! Żartujesz?- wykrzyknęła oburzona Hermiona.
-Nie, tak… To znaczy nie żartuję, ale idziemy razem-
przerwała, lecz widząc zmieszanie na twarzy przyjaciółki wyjaśniła- Chodzi o
to, że kiedy zaprosiłam Harrego, to podkreśliłam, że tylko jako przyjaciele,
miałam o tyle szczęście, że on o nic nie pytał, no ale zaczął się śmiać,
oczywiście potem mnie przeprosił i powiedział, że chętnie ze mną pójdzie, ale
jednak to trochę bolało.
-Ty nadal coś do niego czujesz?- zapytała prosto z mostu
brązowowłosa.
-Jak to nadal? Przecież nigdy nie byliśmy parą- powiedziała
ostro rudowłosa.
-No tak, masz rację, ale bardzo było widać, że się w nim
bujałaś, a myślałam, że kiedy zaczęłaś spotykać się z Michaelem, to ci
przeszło, ale chyba się myliłam.
-Sama nie wiem- jęknęła, po czym ukryła twarz w dłoniach-
Kiedyś naprawdę tak strasznie chciałam chodzić z Harrym, chciałam, żeby mnie
pokochał. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia, a jak go poznałam,
kiedy zaczęliśmy się przyjaźnić, to uczucie stało się jeszcze mocniejsze. A
teraz spotykam się z Deanem i zależy mi na nim, ale na Harrym też, więc już
sama nie wiem co robić.
-Ginny- Granger usiadła koło przyjaciółki i objęła ją
ramieniem- Może nie jestem specjalistą, ale wiem jedno, miłość jest ślepa i mam
nadzieję i prawie stuprocentową pewność, że już niedługo wszystko się wyjaśni.
Rudowłosa
pokiwała głową. Naprawdę się zastanawiała, co czuje, sama nie umiała tego określić.
W pewnym momencie obie usłyszały pukanie do drzwi. Weasleyówna wstała i
otworzyła drzwi do sypialni kluczem. Na korytarzu zobaczyła bardzo wesołego
Rona, któremu mina zbledła jak tylko ją zobaczył.
-Co się stało?- zapytał, jak tylko przekroczył próg.
-Nic, nic- wymamrotały dziewczyny. Chłopak patrzył się na
nie badawczo jeszcze przez chwilę, po czym stwierdził, że nie pozostaje mu nic
innego, jak zaufać przyjaciółkom, więc nie drążył tematu i zwrócił się do
Hermiony:
-Pójdziemy na spacer?
-A mnie to nie poprosisz?- spytała złośliwie jego siostra.
-Wrócilibyśmy w złym stanie, więc wybacz, ale nie- odparł
równie złośliwie chłopak, na co Ginny zaczęła się śmiać i powiedziała:
-To ja pójdę do Harrego
Parę sekund później drzwi się za
nią zamknęły, a rudzielec nadal stał po środku pokoju wpatrując się z
niecierpliwością w przyjaciółkę, która patrząc na niego ze złośliwym
uśmieszkiem, powiedziała:
-No muszę się zastanowić.
Weasley
nie czekał długo, tylko rzucił się na łóżko i zaczął ją łaskotać, na co dziewczyna
pisnęła i zaczęła się śmiać. Po pewnym czasie wydukała:
-Dobra, dobra, pójdę.
-No- odparł zadowolony z siebie rudzielec, po czym dodał- Za
dużo czasu spędzasz z Ginny, upodabniasz się do niej.
-Zabawne, ona powiedziała dokładnie to samo o tobie.
Obydwoje
się zaśmiali, a następnie wyszli z pomieszczenia. Kwadrans później szli już
przez podwórko. Pogoda była fantastyczna, słońce grzało dość mocno, ale nie
było za gorąco. Odruchowo skierowali się w stronę jeziora. Po drodze gawędzili
przyjemnie o Hogwarcie, co było najbardziej neutralnym tematem. Brązowowłosa
zastanawiała się dlaczego jej przyjaciel jest w takim dobrym humorze, może to
przez ten bankiet? Ale dlaczego by się z niego tak cieszył, przecież to zwykła
impreza. Chyba, że możliwe było, że on też coś do niej czuje. Jak zwykle się
rozmarzyła. Czasami wyobrażała sobie jakby to było, gdyby zaczęli się spotykać,
czy ten związek w ogóle by przetrwał, a może w pierwszym tygodniu już by się
pokłócili i zerwali. „To byłoby w naszym stylu” pomyślała dziewczyna i
uśmiechnęła się w duchu. Przypomniała sobie o ich ciągłych kłótniach i stosunku
do siebie, od czasu kiedy się poznali. Ktoś kto by ich znał w pierwszej klasie
i nie wiedział przez te wszystkie lata, a teraz dowiedziałby się, że Hermiona
buja się w Ronie, stwierdziłby, że to najzwyklejsze brednie. W końcu sprzeczali
się cały czas, w pierwszej klasie o to, że Hermiona wiedziała zawsze więcej od
chłopaka, o to że Harry i Ron pakowali ją w kłopoty, w drugiej o Locharta, w
trzeciej o Parszywka i Krzywołapa, w czwartej o Kruma i Fleur, natomiast w
piątej w sumie żyli w zgodzie, bo brązowowłosa pomagała chłopakowi w lekcjach,
a ten był jej za to niezmiernie wdzięczny. No a teraz?! W ogóle się nie
kłócili, spędzali ze sobą masę czasu i w dodatku nie mieli ochoty na kontakty z
nikim innym oprócz siebie. To było dla dziewczyny strasznie dziwne, ale nie
zaprzeczała, że miłe.
-Może byś mnie posłuchała- powiedział do niej z wyrzutem
Ron.
-Eee… Przepraszam, mógłbyś powtórzyć?- rzekła, cała
zarumieniona.
-Dlaczego zawsze, jak gdzieś idziemy to się tak zamyślasz i
zupełnie mnie ignorujesz?- drążył chłopak.
-Też tak robisz- odgryzła się Hermiona. Rudzielec uniósł
ręce, pokazując, że się poddaje, po chwili jednak odrzekł bardzo poważnym i
troskliwym, prawie ojcowskim, tonem:
-Coś się stało?
-Nie, dlaczego?- odpowiedziała brązowowłosa, niby obojętnie.
Chłopak
zamilkł, a oni nadal szli w kierunku jeziora. Hermiona kilkakrotnie widziała,
że jej przyjaciel chce coś powiedzieć, ale nie wydusił z siebie ani jednego
słowa. Dziewczyna zastanawiała się o co może mu chodzić, lecz chyba nie dane
było jej się dowiedzieć. W końcu w oddali zobaczyli staw i oboje przyspieszyli.
Brązowowłosa była przygotowana na opalanie, czy kąpanie się w wodzie, bo miała
na sobie kostium. Po ich pierwszym wypadzie nad jezioro mogła spodziewać się po
Ronie wszystkiego, a i ona czasem zachowywała się spontanicznie, co miało dość
dziwne skutki. Chłopak też założył kąpielówki, przewidując, że najdzie ich
ochota, żeby popływać. Tak więc, kiedy doszli nad wodę od razu się rozebrali i
położyli na trawie. Słońce przyjemnie łaskotało i brzuchy, co wprawiało,
zarówno chłopaka, jak i jego przyjaciółkę w euforię. Co jakiś czas jedno z nich
opowiadało jakiś suchy dowcip, a drugie wybuchało wymuszonym śmiechem. Mogliby
tak leżeć godzinami, ale każde z nich miało cały czas przed oczami wizję
dzisiejszego balu, po głowach krążyła masa pytań o przebieg przyjęcia. W pewnym
momencie Ron się zapytał:
-Naprawdę chcesz iść na ten bankiet?
-Tak, a ty nie?- odpowiedziała jednocześnie zmieszana i
zlękniona dziewczyna.
-Z tobą zawsze i wszędzie- powiedział, po czym spojrzał jej
w oczy i wyszczerzył się do niej.
Hermiona
zarumieniła się i odwzajemniła uśmiech, a po chwili wybuchnęła śmiechem,
patrząc się z politowaniem na przyjaciela. Chłopak był trochę zdezorientowany,
a jednocześnie rozbawiony, w końcu spytał:
-Co cię tak bawi?
-To, że robisz sobie ze mnie jaja.
-Wcale nie!
-Ta jasne- powiedziała powątpiewająco brązowowłosa i wpatrzyła
się w wesołe oczy przyjaciela.
-Dlaczego mi nie wierzysz, wiesz, że zależy mi na tobie?-
drążył chłopak, poważniejąc trochę. Dziewczynie zszedł z twarzy uśmiech, to
była dla niej zupełnie nowa sytuacja, nie wiedziała czy ma się tłumaczyć,
milczeć, czy rzucić się chłopakowi na szyję. W pewnym momencie zdecydowała, że
po prostu zmieni temat, więc rzekła niby zupełnie zapominając o pytaniu:
-Choć popływamy- wypowiedziawszy te słowa, wstała, weszła na
pomost i skoczyła do wody, zostawiając na trawie zmieszanego rudzielca.
Chłopak
nadal siedział na ziemi i zastanawiał się nad zachowaniem przyjaciółki. Coś
było nie tak, przecież powiedziała Ginny, że go kocha, a teraz kiedy on był
gotów wyznać jej swoje uczucia, kiedy chciał jej powiedzieć, że mu na niej cholernie
zależy, że za nią szaleje, że ją KOCHA, ona po prostu uciekła, ale dlaczego?
Ron zaczął wątpić, że Hermiona mówiła wtedy prawdę, ale dlaczego miałaby
kłamać, może żeby zażartować sobie z Ginny? Nie, to nie było w jej stylu, ona
by tak nigdy nie postąpiła, na pewno mówiła szczerze, a może po prostu sama nie
wie co czuje? W takim razie chłopak strasznie się wygłupił, co prawda nie
powiedział jeszcze, że ją…
-Idziesz- usłyszał głos dziewczyny.
Była zanurzona w wodzie do pasa.
Słońce pięknie oświetlało jej nagi brzuch, dekolt, szyję i twarz. Mokre włosy
opadały jej na ramiona, ale nie straciły przez to swojego uroku. Granger
utkwiła wzrok w swoim ukochanym, czekając na jego reakcję. Ron również się w
nią wgapiał, praktycznie połykając ją wzrokiem, kompletnie odleciał, był nią
tak zachwycony, że nic innego go nie interesowało. W końcu rudzielec otrząsnął
się i podniósł z trawy, po czym poszedł w jej ślady. Teraz stał dokładnie
naprzeciwko i nadal gapił się w jej głębokie oczy. Hermiona również patrzyła na
niego, na jego dobrze zbudowany, nagi tors. Przez jej ciało przepłynęła fala
gorąca, a zaraz po niej dreszcz. Dziewczyna nie umiała wytłumaczyć tego
zjawiska, ale chciała, żeby się powtórzyło. Wreszcie zachowywała się jak typowa
nastolatka, zachwycała się nagim chłopakiem, zresztą jak był ubrany też nie
mogła oderwać od niego wzroku. Stali tak i się w siebie wpatrywali. Znowu ta
sama sytuacja, ale tym razem rudzielec wcale nie chciał jej pocałować, ciągle
próbował rozgryźć jej zachowanie sprzed kilku minut. Brązowowłosa zbliżyła
swoją twarz do jego, uśmiechając się przy tym delikatnie. Była coraz bliżej, a
chłopak musiał się siłą powstrzymać, żeby jej nie pocałować. Nagle odsunął się
od niej o jakieś dziesięć centymetrów i rzucił, niby od niechcenia:
-Ścigamy się do drugiego brzegu?
Hermiona
była wyraźnie zawiedziona, ale przytaknęła delikatnie głową. Tak więc parę
sekund później byli już w połowie jeziora. Pływanie było jedynym sportem jaki
Granger lubiła i, w którym była dobra, nawet lepsza od Weasleya. Wygrała ten
wyścig, tak jak kilka w poprzednich dniach. Ron wcale się tym nie przejmował,
on też był świetnym pływakiem, więc dziewczyna czasem się zastanawiała, czy
przypadkiem chłopak nie daje jej wygrać. Wolała jednak wierzyć w swoje
możliwości. Teraz konkurowali w drodze z powrotem, tym razem rudzielec wygrał.
Brązowowłosa odnosiła wrażenie, jakby unosił się nad wodą i nie miała siły go
dogonić. Kiedy dopłynęli do brzegu wymienili kilka złośliwości, jak to mieli w
zwyczaju, po czym zaczęli pływać dla przyjemności. Poruszali się dość wolno w umiarkowanym
tempie, zataczali wokół siebie okręgi, odpływali kawałek dalej, aby potem znów
spotkać się połowie drogi. Obydwoje czuli się świetnie, zapomnieli o
sytuacjach, które zdarzyły się na lądzie. Woda to był ich żywioł, mogliby
spędzić całe życie w jeziorze. Hermiona jak była mała, chciała zostać zawodową
pływaczką, natomiast jej przyjaciel marzył, żeby w przyszłości mieć duży dom
tuż nad jeziorem, tak żeby dzieliło je jakieś pięć metrów. Kto wie, może kiedyś
to osiągną, może każde z nich spełni swoje marzenia, a może nawet zrealizują je
wspólnie. Wyczerpani wyścigami, obydwoje wyszli na ląd. Jedyny błąd jaki
popełnili, polegał na tym, że nie wzięli ze sobą ręczników, a wiec znów
położyli się na trawie, tym razem, żeby się wysuszyć. Leżeli tak, kąpiąc się w
słońcu. Myśleli o sobie nawzajem, liczyło się tylko to, że są obok siebie i
patrzą się w błękitne niebo, odgadując kształty bladych obłoczków,
pojawiających się na nim co jakiś czas. Niestety, kiedy niebo znów zrobiło się
nieskazitelnie błękitne, ukazały im się widoki bankietu, będzie dobrze, czy
źle? Wyznają sobie miłość, czy to nadal pozostanie ich tajemnicą? Nie ważne,
jak będzie, nie umieli przewidzieć co się stanie, chodziło tylko o to, aby oni
uczynili ten wieczór niezwykłym. W pewnym momencie Hermiona wróciła do
rzeczywistości i zadała to pytanie, które zawsze niszczyło magię tego miejsca:
-Która godzina?
Rudzielec
prychnął z niezadowoleni i oderwał wzrok od nieba. Popatrzył przez chwilę z
wyrzutem na przyjaciółkę, poczym spojrzał wrogo na zegarek:
-Już późno, jest 13.45.
-O kurcze- wykrzyknęła dziewczyna, patrząc z przerażeniem na
Rona. Już miała wizje, że nie zdąży się przygotować, że nie zjedzą obiadu, że
jest na wszystko za mało czasu. Chłopak zauważył zdenerwowanie przyjaciółki, co
go trochę rozbawiło, ale postanowił ją trochę uspokoić:
-Wyluzuj- to powiedziawszy, pogładził ją delikatnie po
ramieniu, poczym podał jej ciuchy. Sam też się ubrał i pomógł dziewczynie wstać.
Zaczęli
iść w kierunku Nory, spokojnym tempem. Brązowowłosa co chwilę trochę
przyspieszała, ale za każdym razem Ron łapał ją za rękę i zwalniał. Coraz
bardziej bawiło go jej zdenerwowanie, przecież do balu zostało blisko pięciu
godzin, a ona strasznie panikowała. W końcu się jej zapytał:
-Czym ty się tak denerwujesz?
-Wiesz jak mało czasu zostało?! Twoich rodziców nie będzie
pewnie do 17, a potem i tak nie będą mieli na nic czasu, a my musimy dokończyć
robić obiad, przyjąć Charliego i jeszcze przygotować się do tego przyjęcia. No
wiesz, ty zarzucisz na siebie spodnie, koszulę i jakąś marynarkę i będzie po
sprawie, ale ja muszę zrobić fryzurę, makijaż, wyprasować sukienkę, dobrać
buty, dodatki… Wiesz ile to czasu zajmuje?!- dziewczyna wyrzuciła z siebie taki
potok słów, że rudzielec musiał się na chwilę zatrzymać i przeanalizować jej
wypowiedź. Po chwili znów szedł drogą i śmiał się w niebogłosy. Hermiona była
wyraźnie oburzona jego zachowaniem i przyspieszyła znacznie kroku, zostawiając
przyjaciela dość daleko z tyłu. Chłopak szybko ją dogonił i opanował śmiech. W
końcu brązowowłosa syknęła do niego:
-Co cię tak bawi?
-No wiesz, pochlebiasz mi, aż tak się będziesz dla mnie
stroić?- kiedy skończył zdanie znów zaczął się śmiać, ale szybko został
uciszony przez przyjaciółkę, która walnęła go dość boleśnie w ramię.
Przez
resztę drogi cały czas sobie dokuczali, jednak
nie były to wredne docinki, tylko takie żarty na rozładowanie atmosfery.
Kiedy weszli do domu usłyszeli, że Ginny krząta się po kuchni i pokrzykuje coś
do Harrego, który chyba ją ignorował. Czarnowłosy siedział w salonie i
przeglądał jakąś książkę, natomiast Weasleyówna biegała koło garnków, zapewne
kończąc przygotowywać posiłek. Hermiona od razu poszła do przyjaciółki, aby jej
pomóc, na co tamta wyraziła dużą ulgę i wyżaliła się, że Potter wcale jej nie
pomaga, natomiast Ron poszedł do pokoju gościnnego i spoczął na sofie, koło
przyjaciela. Obydwoje słyszeli szczęk naczyń z kuchni i urywki zdań, jakie
dziewczyny do siebie mówiły z wielkim zdenerwowaniem, bardzo ich to rozbawiło.
Po chwili dotarł do nich wrzask Ginny, która usłyszała ich śmiech:
-A może byście nam pomogli?!
-Nie…- odkrzyknął Rona, poczym zwrócił się do Harrego- Tej
też odbiło?
-Jak to też?
-Hermiona wpadła w jakiś amok i prawie biegła do domu,
wykrzykując, że nic nie zdąży zrobić.
-Acha, w takim razie, tak. Czym one się tak przejmują?
-Sam nie wiem…
Dziewczyny
skończyły przygotowywać obiad, więc posiłek był gotów do podgrzania, kiedy
przybędzie Charlie. Hermiona poszła się umyć, natomiast rudowłosa udała się do
swojego pokoju, aby zacząć przygotowania. Chłopcy również poszli do swojej
sypialni, ale zamiast stroić się na przyjęcie, zagrali w szachy, rozmawiając
przy tym.
*
Dodaję nowy rozdział, a właściwie, jego część, trochę za wcześnie jak dla mnie, ale jestem ciekawa waszych opinii. Będzie obiecana zmiana akcji. Ponieważ moja złośliwość nie znagranic, to następną część wstawię dopiero jutro, albo jeszcze później,a na razie powiedzcie co sądzicie o tym.
Świetne nie przestawaj pisać i proszę dodawaj częściej posty <3
OdpowiedzUsuń