sobota, 14 kwietnia 2012

8. Upragniony bal cz.1

-Harry?- czarnowłosy chłopak, siedzący w salonie zwrócił wzrok w kierunku rudej dziewczyny, która znajdowała się w rogu pokoju. Było bardzo wcześnie, a ich przyjaciele jeszcze spali. Gospodarze kręcili się po domu dyskutując o wczorajszej wyprawie młodych i o ich późnym powrocie do Nory.
-Tak, Ginny- powiedział po pewnym czasie.
-Widzisz jest taka sytuacja, może Ron wspominał ci o bankiecie w ministerstwie?- przerwała czekając na reakcję chłopaka.
-Tak, coś przebąkiwał- rzekł po krótkim zastanowieniu- A co?
-Chciałbyś może ze mną na niego pójść?- to powiedziawszy szybko zamknęła oczy, żeby nie widzieć jego miny.
 Potter był bardzo zdezorientowany i jednocześnie trochę rozbawiony. Nie miał bladego pojęcia dlaczego Weasleyówna mu to proponuje, a co z jej chłopakiem? Może chodziło tylko o to, żeby nie został sam w domu, bo domyślał się, że Ron i Hermiona idą razem, a może było w tym coś głębszego. Stwierdził, że jeśli zacznie zadawać więcej pytań sytuacja stanie się krępująca dla nich obydwojga, więc powiedział:
-Tak, czemu nie?- spojrzał na dziewczynę, która otworzyła oczy i gapiła się w niego z ulgą wypisaną na twarzy, po chwili się ocknęła i rzekła niepewnie:
-Fajnie, ale tylko jako przyjaciele- to zdanie spowodowało, że Harry wybuchnął śmiechem, miał nadzieję, że Ginny coś do niego czuje, ale nie odważył się nawet pomyśleć, że na tym balu by coś ruszyło, tak więc takie stwierdzenie jego przyjaciółki wydało się po prostu śmieszne. Trochę się uspokoił i ujrzał urażoną twarz dziewczyny, więc odezwał się:
-Przepraszam. Oczywiście, tylko jako przyjaciele- wypowiedziawszy to zdanie obdarzył ją szerokim uśmiechem, a ona go odwzajemniła i zaczęła czytać książkę.
*
                Od rozmowy Harrego i Ginny o balu minęły trzy dni, podczas których nikt nawet nie wspomniał o bankiecie w ministerstwie. Nawet państwo Weasley nie rozmawiali o nim w towarzystwie dzieci i ich przyjaciół. Te dni spędzili tak, jak zwykle, trochę pograli w quidicha, chodzili nad jezioro, albo grali w szachy lub inne gry dla czarodziejów. Nadszedł 20 sierpnia, z jednej strony tak wyczekiwany, a z drugiej niechciany dzień przyjęcia w Ministerstwie Magii. Była 9 rano, ku zdziwieniu Hermiony, jej przyjaciele i gospodarze jeszcze spali. Łudziła się, że może Ron kręci się po kuchni, ale szybko odpędziła od siebie tą myśl, bo wiedziała, że Weasley i Potter siedzieli wczoraj bardzo długo w nocy i teraz odsypiają. Dziewczyna od kilku dni myślała jedynie o bankiecie, o tym jak się ubierze, jak zwiąże włosy, jak się umaluje. Zastanawiała się również, jak minie ten wieczór, stwierdziła, że może być trochę drętwo, bo będzie masa jakiś ważniaków z ministerstwa, może będą tańce, ale głównie pewnie będą siedzieć przy stołach i rozmawiać na jakieś beznadziejne tematy. Brązowowłosa sama się zdziwiła, że ma takie złe zdanie o głównym urzędzie magii i o jego pracownikach, ale po ostatniej walce ze śmierciożercami i zachowaniu Korneliusza Knota (ministra, a właściwie byłego ministra) straciła do nich jakikolwiek szacunek, czy zaufanie. Doszła do kuchni i zrobiła sobie kawę. Usiadła przy stole i spojrzała przez okno, popijając co jakiś czas napój. Nad polami, mimo dość późnej godziny, nadal unosiła się delikatna mgła, a na trawie widać było rosę. Dziewczyna wpatrywała się w ten krajobraz, jakby zahipnotyzowana. Coraz bardziej męczyły ją myśli o przyjęciu, a zwłaszcza o Ronie. Zastanawiała się czy jej wygląd zrobi na nim jakieś wrażenie, czy poprosi ją choć raz do tańca, czy porozmawiają szczerze, a może wreszcie odważy się wyznać mu swoje uczucia. W pewnym momencie zorientowała się, że od dwóch dni zachowuje się jak typowa nastolatka, myśli jedynie o ciuchach, fryzurze, makijażu i chłopakach. Skarciła się za to w duchu, bo przecież nie była jakąś tam zwykłą nastolatką, była Hermioną, która czyta książki, nie dba o wygląd i za często pakuje się wraz z przyjaciółmi w kłopoty. Zresztą była już prawie dorosła, miała szesnaście lat, za rok będzie pełnoletnia (przynajmniej w świecie czarów), będzie mogła się teleportować, używać magii po za szkołą, nie łamiąc przy tym regulaminu. Zastanawiała się czy w ogóle ukończy Hogwart, to był jej cel od kiedy poszła do pierwszej klasy, ale teraz wszystko się zmieniło, a ona postanowiła sobie również, że będzie przy Harrym zawsze i wszędzie i pomoże mu w zniszczeniu Voldemorta, niezależnie od tego co Potter zrobi, gdzie i kiedy wyjedzie itp. Miała szczerą nadzieję, że naprawdę uda im się zniszczyć Czarnego Pana, i że… Dlaczego użyła słowa im, przecież tylko Harry może zniszczyć Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, ale wbrew wszystkiemu była w to wplątana, nie mogła tego porzucić, od kiedy razem z Potterem i Weasleyem odkryła w Hogwarcie trzygłowego psa, od kiedy chłopcy uratowali ją przed trollem, od kiedy wraz z nimi poszukiwała Kamienia Filozoficznego i pokonywała różne przeszkody, była w to wplątana jak cholera, no cóż, jak już zaczęła to musi skończyć, nie dla siebie, nie dla Rona, nie dla Harrego, dla całego świata czarów. Co prawda czasem myślała, że nie jest przyjaciołom do niczego potrzebna, że sami sobie dadzą radę, ale przypominała sobie wtedy ile razy uratowała im tyłki, ile razy dziękowali jej za pomoc, a poza tym ona ich potrzebowała i była gotowa ich bronić własną piersią. Tak bardzo chciała wieść normalne życie czarownicy, co prawda to trochę dziwne stwierdzanie, choćby ze względu na jej pochodzenie, lecz była czarownicą i zawsze nią będzie, ale nie chce walczyć z siłami zła, zresztą kto chce, ona pragnęła skończyć szkołę, dostać pracę w Ministerstwie Magii i założyć rodzinę, mieć przyjaciół. Tylko, kto będzie tą jej rodziną, czy możliwe, że kiedyś wyjdzie za Rona, że będą mieli dzieci? Szanse były marne, ale…
-Hermiona, już nie śpisz?- usłyszała za sobą zaspany głos gospodyni. Pani Weasley wpadła do kuchni i wykrzyknęła:
-Ojej, jak już późno, zaraz zrobię śniadanie…- powiedziała po czym wrzasnęła, jak najgłośniej mogła- Pobudka!!!
                W ten sposób poranek Hermiony został zupełnie zaburzony, a w domu zapanował chaos, bo Molly krzątała się pospiesznie po kuchni i odmawiała jakiejkolwiek pomocy od dziewczyny, natomiast reszta domowników była niezbyt zadowolona, że ktoś ich obudził. W końcu wszyscy zebrali się na dole, w piżamach, na śniadanie. Artur, jak zwykle, nie za bardzo wiedział co się dzieje i co się do niego mówi, natomiast Ginny była zła, jak osa, więc najlepiej było się do niej w ogóle nie odzywać. Ku zdziwieniu Hermiony, Harry i Ron byli w dość dobrych humorach i zeszli wesoło do kuchni, witając się radośnie z rodziną i przyjaciółmi, co jeszcze bardziej rozdrażniło rudowłosą. Pani Weasley podała posiłek i, co się nie często zdarzało, usiadła wraz z nimi. Nie skończyło się to zbyt dobrze, bo mówiła ona do zaspanej rodziny, która wcale jej niesłuchana, ale jakoś jej to nie przeszkadzało:
-A więc, my Arturze, pojedziemy na zakupy, czy ktoś też chce?- odpowiedzią były jedynie ciche pomruki i kręcenie głowami, a więc kontynuowała- Nie wiem ile nam to zajmie czasu, a ok. 15 przybędzie Charlie, więc wy go przyjmiecie. Z Bilem i Fleur spotkamy się na miejscu, a Fred i George będą tu wraz ze swoimi partnerkami o 17.30, wychodzimy z domu o 18.30- znowu odpowiedź nie nastąpiła, jedynie lekkie kiwanie głowami, więc gospodyni znów podjęła- Proszę was bardzo, abyście zachowywali się przyzwoicie na tym przyjęciu i bądźcie punktualni- ta wypowiedź wywołała, oburzone miny Rona i Ginny oraz, ledwo pohamowany, atak śmiechu Harrego i Hermiony.
                Śniadanie się skończyło, a wszyscy domownicy, w lepszych lub gorszych humorach, udali się do swoich sypialni. Minęło pół godziny, a zegar wskazywał 10.30. Państwo Weasley pojechali na zakupy. Ginny i Hermiona siedziały w swoim pokoju, właściwie nic nie robiąc, brązowowłosa przeglądała jakąś książkę do Hogwartu, natomiast ruda bawiła się gadżetem ze sklepu Weasleyów. Siedziały tak, prawie nic nie mówiąc, przez kwadrans, w końcu Weasleyówna nie wytrzymała i zapytała się przyjaciółki:
-Denerwujesz się?
-Czym?
-No bankietem, ja się strasznie tremuję!
-No wiesz, ja też, ale co ma być to będzie- powiedziała nieco speszona.
-A gadaliście o tym z Ronem?- spytała podekscytowana Ginny.
-Nie, raczej nie umiemy rozmawiać o ważnych sprawach.
-Jak to?
-No bo widzisz- wyrzuciła z siebie Granger- Ile razy było tak, że o mało co się nie pocałowaliśmy, ile razy próbowałam mu powiedzieć co do niego czuje? Jasne, uwielbiam z nim spędzać czas i rozmawiamy o wielu rzeczach, ale od dnia kiedy przyszło zaproszenie na to przyjęcie, nie rozmawialiśmy o nim.
-Hej- powiedziała ruda, próbując pocieszyć przyjaciółkę- Nie martw się, jestem przekonana, że ten bal coś zmieni.
-No nie wiem- powiedziała brązowowłosa, po czym szybko zmieniła temat- A co z Harrym, zaprosiłaś go w ogóle?
-Oczywiście, ale ja miałam gorzej, bo to jednak chłopak powinien zapraszać dziewczynę na imprezy, a poza tym on mnie wyśmiał.
-Co?! Żartujesz?- wykrzyknęła oburzona Hermiona.
-Nie, tak… To znaczy nie żartuję, ale idziemy razem- przerwała, lecz widząc zmieszanie na twarzy przyjaciółki wyjaśniła- Chodzi o to, że kiedy zaprosiłam Harrego, to podkreśliłam, że tylko jako przyjaciele, miałam o tyle szczęście, że on o nic nie pytał, no ale zaczął się śmiać, oczywiście potem mnie przeprosił i powiedział, że chętnie ze mną pójdzie, ale jednak to trochę bolało.
-Ty nadal coś do niego czujesz?- zapytała prosto z mostu brązowowłosa.
-Jak to nadal? Przecież nigdy nie byliśmy parą- powiedziała ostro rudowłosa.
-No tak, masz rację, ale bardzo było widać, że się w nim bujałaś, a myślałam, że kiedy zaczęłaś spotykać się z Michaelem, to ci przeszło, ale chyba się myliłam.
-Sama nie wiem- jęknęła, po czym ukryła twarz w dłoniach- Kiedyś naprawdę tak strasznie chciałam chodzić z Harrym, chciałam, żeby mnie pokochał. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia, a jak go poznałam, kiedy zaczęliśmy się przyjaźnić, to uczucie stało się jeszcze mocniejsze. A teraz spotykam się z Deanem i zależy mi na nim, ale na Harrym też, więc już sama nie wiem co robić.
-Ginny- Granger usiadła koło przyjaciółki i objęła ją ramieniem- Może nie jestem specjalistą, ale wiem jedno, miłość jest ślepa i mam nadzieję i prawie stuprocentową pewność, że już niedługo wszystko się wyjaśni.
                Rudowłosa pokiwała głową. Naprawdę się zastanawiała, co czuje, sama nie umiała tego określić. W pewnym momencie obie usłyszały pukanie do drzwi. Weasleyówna wstała i otworzyła drzwi do sypialni kluczem. Na korytarzu zobaczyła bardzo wesołego Rona, któremu mina zbledła jak tylko ją zobaczył.
-Co się stało?- zapytał, jak tylko przekroczył próg.
-Nic, nic- wymamrotały dziewczyny. Chłopak patrzył się na nie badawczo jeszcze przez chwilę, po czym stwierdził, że nie pozostaje mu nic innego, jak zaufać przyjaciółkom, więc nie drążył tematu i zwrócił się do Hermiony:
-Pójdziemy na spacer?
-A mnie to nie poprosisz?- spytała złośliwie jego siostra.
-Wrócilibyśmy w złym stanie, więc wybacz, ale nie- odparł równie złośliwie chłopak, na co Ginny zaczęła się śmiać i powiedziała:
-To ja pójdę do Harrego
                Parę sekund później drzwi się za nią zamknęły, a rudzielec nadal stał po środku pokoju wpatrując się z niecierpliwością w przyjaciółkę, która patrząc na niego ze złośliwym uśmieszkiem, powiedziała:
-No muszę się zastanowić.
                Weasley nie czekał długo, tylko rzucił się na łóżko i zaczął ją łaskotać, na co dziewczyna pisnęła i zaczęła się śmiać. Po pewnym czasie wydukała:
-Dobra, dobra, pójdę.
-No- odparł zadowolony z siebie rudzielec, po czym dodał- Za dużo czasu spędzasz z Ginny, upodabniasz się do niej.
-Zabawne, ona powiedziała dokładnie to samo o tobie.
                Obydwoje się zaśmiali, a następnie wyszli z pomieszczenia. Kwadrans później szli już przez podwórko. Pogoda była fantastyczna, słońce grzało dość mocno, ale nie było za gorąco. Odruchowo skierowali się w stronę jeziora. Po drodze gawędzili przyjemnie o Hogwarcie, co było najbardziej neutralnym tematem. Brązowowłosa zastanawiała się dlaczego jej przyjaciel jest w takim dobrym humorze, może to przez ten bankiet? Ale dlaczego by się z niego tak cieszył, przecież to zwykła impreza. Chyba, że możliwe było, że on też coś do niej czuje. Jak zwykle się rozmarzyła. Czasami wyobrażała sobie jakby to było, gdyby zaczęli się spotykać, czy ten związek w ogóle by przetrwał, a może w pierwszym tygodniu już by się pokłócili i zerwali. „To byłoby w naszym stylu” pomyślała dziewczyna i uśmiechnęła się w duchu. Przypomniała sobie o ich ciągłych kłótniach i stosunku do siebie, od czasu kiedy się poznali. Ktoś kto by ich znał w pierwszej klasie i nie wiedział przez te wszystkie lata, a teraz dowiedziałby się, że Hermiona buja się w Ronie, stwierdziłby, że to najzwyklejsze brednie. W końcu sprzeczali się cały czas, w pierwszej klasie o to, że Hermiona wiedziała zawsze więcej od chłopaka, o to że Harry i Ron pakowali ją w kłopoty, w drugiej o Locharta, w trzeciej o Parszywka i Krzywołapa, w czwartej o Kruma i Fleur, natomiast w piątej w sumie żyli w zgodzie, bo brązowowłosa pomagała chłopakowi w lekcjach, a ten był jej za to niezmiernie wdzięczny. No a teraz?! W ogóle się nie kłócili, spędzali ze sobą masę czasu i w dodatku nie mieli ochoty na kontakty z nikim innym oprócz siebie. To było dla dziewczyny strasznie dziwne, ale nie zaprzeczała, że miłe.
-Może byś mnie posłuchała- powiedział do niej z wyrzutem Ron.
-Eee… Przepraszam, mógłbyś powtórzyć?- rzekła, cała zarumieniona.
-Dlaczego zawsze, jak gdzieś idziemy to się tak zamyślasz i zupełnie mnie ignorujesz?- drążył chłopak.
-Też tak robisz- odgryzła się Hermiona. Rudzielec uniósł ręce, pokazując, że się poddaje, po chwili jednak odrzekł bardzo poważnym i troskliwym, prawie ojcowskim, tonem:
-Coś się stało?
-Nie, dlaczego?- odpowiedziała brązowowłosa, niby obojętnie.
                Chłopak zamilkł, a oni nadal szli w kierunku jeziora. Hermiona kilkakrotnie widziała, że jej przyjaciel chce coś powiedzieć, ale nie wydusił z siebie ani jednego słowa. Dziewczyna zastanawiała się o co może mu chodzić, lecz chyba nie dane było jej się dowiedzieć. W końcu w oddali zobaczyli staw i oboje przyspieszyli. Brązowowłosa była przygotowana na opalanie, czy kąpanie się w wodzie, bo miała na sobie kostium. Po ich pierwszym wypadzie nad jezioro mogła spodziewać się po Ronie wszystkiego, a i ona czasem zachowywała się spontanicznie, co miało dość dziwne skutki. Chłopak też założył kąpielówki, przewidując, że najdzie ich ochota, żeby popływać. Tak więc, kiedy doszli nad wodę od razu się rozebrali i położyli na trawie. Słońce przyjemnie łaskotało i brzuchy, co wprawiało, zarówno chłopaka, jak i jego przyjaciółkę w euforię. Co jakiś czas jedno z nich opowiadało jakiś suchy dowcip, a drugie wybuchało wymuszonym śmiechem. Mogliby tak leżeć godzinami, ale każde z nich miało cały czas przed oczami wizję dzisiejszego balu, po głowach krążyła masa pytań o przebieg przyjęcia. W pewnym momencie Ron się zapytał:
-Naprawdę chcesz iść na ten bankiet?
-Tak, a ty nie?- odpowiedziała jednocześnie zmieszana i zlękniona dziewczyna.
-Z tobą zawsze i wszędzie- powiedział, po czym spojrzał jej w oczy i wyszczerzył się do niej.
                Hermiona zarumieniła się i odwzajemniła uśmiech, a po chwili wybuchnęła śmiechem, patrząc się z politowaniem na przyjaciela. Chłopak był trochę zdezorientowany, a jednocześnie rozbawiony, w końcu spytał:
-Co cię tak bawi?
-To, że robisz sobie ze mnie jaja.
-Wcale nie!
-Ta jasne- powiedziała powątpiewająco brązowowłosa i wpatrzyła się w wesołe oczy przyjaciela.
-Dlaczego mi nie wierzysz, wiesz, że zależy mi na tobie?- drążył chłopak, poważniejąc trochę. Dziewczynie zszedł z twarzy uśmiech, to była dla niej zupełnie nowa sytuacja, nie wiedziała czy ma się tłumaczyć, milczeć, czy rzucić się chłopakowi na szyję. W pewnym momencie zdecydowała, że po prostu zmieni temat, więc rzekła niby zupełnie zapominając o pytaniu:
-Choć popływamy- wypowiedziawszy te słowa, wstała, weszła na pomost i skoczyła do wody, zostawiając na trawie zmieszanego rudzielca.
                Chłopak nadal siedział na ziemi i zastanawiał się nad zachowaniem przyjaciółki. Coś było nie tak, przecież powiedziała Ginny, że go kocha, a teraz kiedy on był gotów wyznać jej swoje uczucia, kiedy chciał jej powiedzieć, że mu na niej cholernie zależy, że za nią szaleje, że ją KOCHA, ona po prostu uciekła, ale dlaczego? Ron zaczął wątpić, że Hermiona mówiła wtedy prawdę, ale dlaczego miałaby kłamać, może żeby zażartować sobie z Ginny? Nie, to nie było w jej stylu, ona by tak nigdy nie postąpiła, na pewno mówiła szczerze, a może po prostu sama nie wie co czuje? W takim razie chłopak strasznie się wygłupił, co prawda nie powiedział jeszcze, że ją…
-Idziesz- usłyszał głos dziewczyny.
Była zanurzona w wodzie do pasa. Słońce pięknie oświetlało jej nagi brzuch, dekolt, szyję i twarz. Mokre włosy opadały jej na ramiona, ale nie straciły przez to swojego uroku. Granger utkwiła wzrok w swoim ukochanym, czekając na jego reakcję. Ron również się w nią wgapiał, praktycznie połykając ją wzrokiem, kompletnie odleciał, był nią tak zachwycony, że nic innego go nie interesowało. W końcu rudzielec otrząsnął się i podniósł z trawy, po czym poszedł w jej ślady. Teraz stał dokładnie naprzeciwko i nadal gapił się w jej głębokie oczy. Hermiona również patrzyła na niego, na jego dobrze zbudowany, nagi tors. Przez jej ciało przepłynęła fala gorąca, a zaraz po niej dreszcz. Dziewczyna nie umiała wytłumaczyć tego zjawiska, ale chciała, żeby się powtórzyło. Wreszcie zachowywała się jak typowa nastolatka, zachwycała się nagim chłopakiem, zresztą jak był ubrany też nie mogła oderwać od niego wzroku. Stali tak i się w siebie wpatrywali. Znowu ta sama sytuacja, ale tym razem rudzielec wcale nie chciał jej pocałować, ciągle próbował rozgryźć jej zachowanie sprzed kilku minut. Brązowowłosa zbliżyła swoją twarz do jego, uśmiechając się przy tym delikatnie. Była coraz bliżej, a chłopak musiał się siłą powstrzymać, żeby jej nie pocałować. Nagle odsunął się od niej o jakieś dziesięć centymetrów i rzucił, niby od niechcenia:
-Ścigamy się do drugiego brzegu?
                Hermiona była wyraźnie zawiedziona, ale przytaknęła delikatnie głową. Tak więc parę sekund później byli już w połowie jeziora. Pływanie było jedynym sportem jaki Granger lubiła i, w którym była dobra, nawet lepsza od Weasleya. Wygrała ten wyścig, tak jak kilka w poprzednich dniach. Ron wcale się tym nie przejmował, on też był świetnym pływakiem, więc dziewczyna czasem się zastanawiała, czy przypadkiem chłopak nie daje jej wygrać. Wolała jednak wierzyć w swoje możliwości. Teraz konkurowali w drodze z powrotem, tym razem rudzielec wygrał. Brązowowłosa odnosiła wrażenie, jakby unosił się nad wodą i nie miała siły go dogonić. Kiedy dopłynęli do brzegu wymienili kilka złośliwości, jak to mieli w zwyczaju, po czym zaczęli pływać dla przyjemności. Poruszali się dość wolno w umiarkowanym tempie, zataczali wokół siebie okręgi, odpływali kawałek dalej, aby potem znów spotkać się połowie drogi. Obydwoje czuli się świetnie, zapomnieli o sytuacjach, które zdarzyły się na lądzie. Woda to był ich żywioł, mogliby spędzić całe życie w jeziorze. Hermiona jak była mała, chciała zostać zawodową pływaczką, natomiast jej przyjaciel marzył, żeby w przyszłości mieć duży dom tuż nad jeziorem, tak żeby dzieliło je jakieś pięć metrów. Kto wie, może kiedyś to osiągną, może każde z nich spełni swoje marzenia, a może nawet zrealizują je wspólnie. Wyczerpani wyścigami, obydwoje wyszli na ląd. Jedyny błąd jaki popełnili, polegał na tym, że nie wzięli ze sobą ręczników, a wiec znów położyli się na trawie, tym razem, żeby się wysuszyć. Leżeli tak, kąpiąc się w słońcu. Myśleli o sobie nawzajem, liczyło się tylko to, że są obok siebie i patrzą się w błękitne niebo, odgadując kształty bladych obłoczków, pojawiających się na nim co jakiś czas. Niestety, kiedy niebo znów zrobiło się nieskazitelnie błękitne, ukazały im się widoki bankietu, będzie dobrze, czy źle? Wyznają sobie miłość, czy to nadal pozostanie ich tajemnicą? Nie ważne, jak będzie, nie umieli przewidzieć co się stanie, chodziło tylko o to, aby oni uczynili ten wieczór niezwykłym. W pewnym momencie Hermiona wróciła do rzeczywistości i zadała to pytanie, które zawsze niszczyło magię tego miejsca:
-Która godzina?
                Rudzielec prychnął z niezadowoleni i oderwał wzrok od nieba. Popatrzył przez chwilę z wyrzutem na przyjaciółkę, poczym spojrzał wrogo na zegarek:
-Już późno, jest 13.45.
-O kurcze- wykrzyknęła dziewczyna, patrząc z przerażeniem na Rona. Już miała wizje, że nie zdąży się przygotować, że nie zjedzą obiadu, że jest na wszystko za mało czasu. Chłopak zauważył zdenerwowanie przyjaciółki, co go trochę rozbawiło, ale postanowił ją trochę uspokoić:
-Wyluzuj- to powiedziawszy, pogładził ją delikatnie po ramieniu, poczym podał jej ciuchy. Sam też się ubrał i pomógł dziewczynie wstać.
                Zaczęli iść w kierunku Nory, spokojnym tempem. Brązowowłosa co chwilę trochę przyspieszała, ale za każdym razem Ron łapał ją za rękę i zwalniał. Coraz bardziej bawiło go jej zdenerwowanie, przecież do balu zostało blisko pięciu godzin, a ona strasznie panikowała. W końcu się jej zapytał:
-Czym ty się tak denerwujesz?
-Wiesz jak mało czasu zostało?! Twoich rodziców nie będzie pewnie do 17, a potem i tak nie będą mieli na nic czasu, a my musimy dokończyć robić obiad, przyjąć Charliego i jeszcze przygotować się do tego przyjęcia. No wiesz, ty zarzucisz na siebie spodnie, koszulę i jakąś marynarkę i będzie po sprawie, ale ja muszę zrobić fryzurę, makijaż, wyprasować sukienkę, dobrać buty, dodatki… Wiesz ile to czasu zajmuje?!- dziewczyna wyrzuciła z siebie taki potok słów, że rudzielec musiał się na chwilę zatrzymać i przeanalizować jej wypowiedź. Po chwili znów szedł drogą i śmiał się w niebogłosy. Hermiona była wyraźnie oburzona jego zachowaniem i przyspieszyła znacznie kroku, zostawiając przyjaciela dość daleko z tyłu. Chłopak szybko ją dogonił i opanował śmiech. W końcu brązowowłosa syknęła do niego:
-Co cię tak bawi?
-No wiesz, pochlebiasz mi, aż tak się będziesz dla mnie stroić?- kiedy skończył zdanie znów zaczął się śmiać, ale szybko został uciszony przez przyjaciółkę, która walnęła go dość boleśnie w ramię.
                Przez resztę drogi cały czas sobie dokuczali, jednak  nie były to wredne docinki, tylko takie żarty na rozładowanie atmosfery. Kiedy weszli do domu usłyszeli, że Ginny krząta się po kuchni i pokrzykuje coś do Harrego, który chyba ją ignorował. Czarnowłosy siedział w salonie i przeglądał jakąś książkę, natomiast Weasleyówna biegała koło garnków, zapewne kończąc przygotowywać posiłek. Hermiona od razu poszła do przyjaciółki, aby jej pomóc, na co tamta wyraziła dużą ulgę i wyżaliła się, że Potter wcale jej nie pomaga, natomiast Ron poszedł do pokoju gościnnego i spoczął na sofie, koło przyjaciela. Obydwoje słyszeli szczęk naczyń z kuchni i urywki zdań, jakie dziewczyny do siebie mówiły z wielkim zdenerwowaniem, bardzo ich to rozbawiło. Po chwili dotarł do nich wrzask Ginny, która usłyszała ich śmiech:
-A może byście nam pomogli?!
-Nie…- odkrzyknął Rona, poczym zwrócił się do Harrego- Tej też odbiło?
-Jak to też?
-Hermiona wpadła w jakiś amok i prawie biegła do domu, wykrzykując, że nic nie zdąży zrobić.
-Acha, w takim razie, tak. Czym one się tak przejmują?
-Sam nie wiem…             
                Dziewczyny skończyły przygotowywać obiad, więc posiłek był gotów do podgrzania, kiedy przybędzie Charlie. Hermiona poszła się umyć, natomiast rudowłosa udała się do swojego pokoju, aby zacząć przygotowania. Chłopcy również poszli do swojej sypialni, ale zamiast stroić się na przyjęcie, zagrali w szachy, rozmawiając przy tym. 
*

Dodaję nowy rozdział, a właściwie, jego część, trochę za wcześnie jak dla mnie, ale jestem ciekawa waszych opinii. Będzie obiecana zmiana akcji. Ponieważ moja złośliwość nie znagranic, to następną część wstawię dopiero jutro, albo jeszcze później,a na razie powiedzcie co sądzicie o tym.
 

1 komentarz:

  1. Świetne nie przestawaj pisać i proszę dodawaj częściej posty <3

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy