-Nad następnym ruchem- odparł obojętnie rudzielec.
-Ta, jasne, gdybyś się tak dogłębnie zastanawiał nad grą, to
bym z tobą nie wygrał już dwa razy. No mów, co jest?
-Zastanawiam się nad tym bankietem.
-Acha, a może jakoś rozwiniesz tą myśl…
-Boję się zachowania Hermiony, to znaczy nie wiem co mam
zrobić, to jest…- chłopak zaczął się plątać w wypowiedzi, nie wiedząc, jak ująć
w słowa to co czuje.
-Ok, spokojnie. Po kolei. Hermiona ci się podoba, tak?-
pomagał mu przyjaciel.
-Tak… A skąd ty to w ogóle wiesz?
-Bo to widać, obydwoje robicie do siebie maślane oczka, ale
żadne was nie daje się przekonać, że podoba się drugiemu.
-Nie przesadzaj, wiesz… A zresztą, tak, Hermiona mi się
podoba i kiedyś podsłuchałem, jak mówiła Ginny, że ja jej też.
-No więc w czym problem.
-W tym, że jak dzisiaj chciałem powiedzieć jej co czuje, to
zwiała.
-Jak to? Powiedziałeś, że chcesz jej coś wyznać, a ona
uciekła?- zapytał z niedowierzaniem Harry, unosząc przy tym jedną brew.
-Powiedziałem jej, że jestem gotów dla niej zrobić wszystko,
a ona najpierw mi nie uwierzyła, a kiedy ją zapewniłem, że to prawda, to ona
przez długi czas milczała, po czym stwierdziła, że idzie popływać. Najgorsze
jest to, że potem, w wodzie, chyba chciała mnie pocałować.
-Jak to, więc się całowaliście?
-No nie…
-Ale ty chciałeś i ona chciała?
-Chyba tak.
-To dlaczego tego nie zrobiłeś?!
-Bo próbowałem rozkminić, dlaczego wcześniej uciekła, kiedy
byłem gotów wyznać jej swoje uczucia!
-Boże…- westchnął Potter i przeczesał sobie włosy, ze
zdenerwowania-Zachowujecie się, jak dzieci.
-Powiedział facet, którego dziewczyna płakała przy pierwszym
pocałunku- powiedział zgryźliwie Ron.
-Przynajmniej się już całowałem- odparł rozdrażniony Harry.
Pewnie
kłócili by się tak dłużej, gdyby nie to, że usłyszeli, że dziewczyny ich
wołają. Chcąc, nie chcąc zapakowali szachy i zeszli na dół. Okazało się, że
wybiła 15, a w domu pojawił się Charlie, który właśnie witał się z siostrą i
jej przyjaciółką. Obie były w szlafrokach, a Ginny miała turban na głowie.
Chłopcy też powitali Weasleya, poczym wszyscy usiedli do obiadu w jadalni.
-Jak podróż?- spytała brata Ginny.
-W porządku, trochę przeleciałem na miotle, mniej więcej do
Niemiec, a potem się przeteleportowałem. Nie było żadnych trudności. Widzę, że
już się przygotowujecie?- powiedział z rozbawieniem do siostry i jej
przyjaciółki, które się lekko zarumieniły.
-No tak, w końcu zostało niewiele czasu- odparła obojętnie
Hermiona.
-A o której wychodzimy?
-O 18.30, ale o 17.30 będzie tu Fred i George. Jakby co, to
będziesz nocował w swoim pokoju, tam jest twój bagaż.
-Ok.
Rozmowa
zakończyła się, a posiłek został zjedzony. Tym razem to panowie sprzątali po
obiedzie, oprócz Charliego, który poszedł do swojego pokoju, a dziewczyny
wróciły do przygotowań. Kiedy weszły do swojej sypialni obie spoczęły na
łóżkach i każda zaczęła wcierać jakieś kremy i balsamy w swoje ciało, po czym
zaczęły dyskusje:
-Z godziny na godzinę coraz bardziej się denerwuje-
powiedziała ruda, a brązowowłosa przytaknęła jej, nadal zastanawiając się nad
tym co zaszło nad jeziorem.
-Co z tobą?- zapytała się jej przyjaciółka.
-Jestem kretynką.
-No nie, dlaczego tak mówisz? Co się znowu stało?
-Twój brat chyba chciał mi coś ważnego powiedzieć- odrzekła,
ale zobaczyła zdziwioną twarz dziewczyny, więc musiała kontynuować- Kiedy
byliśmy dziś nad jeziorem on sprawiał wrażenie, jakby nie chciał iść na ten
bal, a jak się go o to zapytałam to powiedział, że dla mnie może pójść
wszędzie. Na początku myślałam, że sobie żartuje, ale on mówił na poważnie, a
ja zamiast mu wyznać co czuję to uciekłam od rozmowy i stwierdziłam, że chcę
popływać. Potem staliśmy w wodzie i byłam gotowa go pocałować i zrobiłabym to
gdyby on się nie odsunął. Najwidoczniej obraził się. Co prawda jak wracaliśmy
do Nory to wszystko było już ok, ale boję się tej imprezy.
-Nie przesadzaj- pocieszała ją Ginny- Ron na pewno się na
ciebie nie złości, pójdziecie na ten bankiet, będziecie tańczyć, zagrają wolny
kawałek, wy się do siebie przytulicie i wtedy on cię pocałuje.
Kiedy
Weasleyówna skończyła wypowiedź uśmiechnęła się szeroko do koleżanki, która
była bardzo rozbawiona tą wizją, ale była jej przychylna. Tak bardzo chciała,
żeby ruda miała rację, miała szczerą nadzieję, że stanie się dokładnie tak, jak
powiedziała.
Rozmowa
się zakończyła, a panny kontynuowały przygotowania do balu. Na początku
wymyśliły i wykonały sobie nawzajem fryzury i makijaż. Zajęło im to trochę
czasu. Potem wyprasowały kreacje. Kiedy były w trakcie tej czynności usłyszały,
jak państwo Weasley wrócili do domu, chyba w tym samym czasie przybyli Fred i
George ze swoimi partnerkami, więc dziewczyny stwierdziły, że muszą się sprężyć.
W pewnym pośpiechu dobrały dodatki do sukni i buty. Na końcu obie się w nie
wystroiły. Zegar wskazywał 18.10, a one gotowe stały przeglądając się w
lustrze.
-To będzie udany wieczór- powiedziała Ginny, uśmiechając się
do swojego odbicia i obracając kilka razy.
-Mam nadzieję- odparła Hermiona, która stała dość niepewnie
w eleganckiej sukni, na szpilkach. Uważała, że wygląda dość ładnie,
przyzwoicie. Przejechała dłonią po delikatnej spódnicy, a potem poprawiła
fryzurę.
-No to chodź czas na wielkie wejście- zażartowała
Weasleyówna, stojąca w drzwiach z kopertówką.
-Idź, ja jeszcze spakuję torebkę- to powiedziawszy
skierowała się w kierunku biurka, a w tym czasie jej przyjaciółka opuściła
sypialnię.
Dziewczyna
podeszła do blatu i zaczęła wrzucać do woreczka najpotrzebniejsze rzeczy:
różdżkę, kosmetyki, grzebień, zapasowe baletki i masę innych drobiazgów. Jej
torebeczka jak zwykle była zaczarowana, ponieważ brązowowłosa nigdy nie umiała
zmieścić do niej wszystkich, najpotrzebniejszych rzeczy, więc stosowała na niej
zaklęcie zmniejszająco- zwiększające. Była już gotowa, spojrzała jeszcze raz po
pokoju, czy niczego nie zapomniała. Nagle ujrzała na parapecie małe pudełeczko.
Podeszła i wzięła paczuszkę do ręki. Była zaadresowana do niej. Brązowowłosa
trochę się przestraszyła, bo wcześniej ani ona, ani Ginny go nie zauważyły.
Delikatnie pociągnęła za wstążkę i otworzyła pakunek. Na samym wierzchu
znajdował się liścik, a pod nim… piękny, pozłacany naszyjnik. Wisiorek był w
kształcie róży, był zarazem delikatny, jak i bardzo elegancki. Dziewczyna
otworzyła liścik, a łzy napłynęły jej do oczu, ponieważ na kartce było
napisane:
„To skromny
drobiazg ode mnie, mam nadzieję, że ci się spodoba. Nie mam gustu do biżuterii,
ale ten naszyjnik od razu mi się z tobą skojarzył. Możesz go założyć na ten
bal, sprawiłoby mi to wielką przyjemność.
TWÓJ Ron”
Hermiona w
ogóle się nie zastanawiając zdjęła wisior, który miał na szyi i rzuciła go na
łóżko. Potem założyła nowy naszyjnik od przyjaciela. Zdecydowanie dodawał jej
uroku i uzupełniał całą kreacje. Dziewczyna była zachwycona. Spojrzała na
zegar, który wskazywał już 18.20, chwyciła torebkę i wybiegła z pokoju.
Na dole
zgromadziło się już prawie całe towarzystwo, nie było tylko Hermiony i państwa
Weasley. Fred przyszedł z Angeliną Johnson, natomiast George z bardzo sympatyczną
dziewczyną, która miała na imię Emily. Siedzieli w piątkę, wraz z Charliem i
rozmawiali o miotłach. Harry i Ginny stali kawałek dalej, czekając na resztę.
Potter ciągle się zachwycał i komplementował przyjaciółkę, która w sukni od
Hermiony wyglądała fantastycznie. Ron krążył wokół mebli sam, wyczekując z
niecierpliwością na partnerkę. Co jakiś czas zerkał na Freda, w odświętnej
szacie i jego dziewczynę w beżowej kreacji, na Georga, który również był ubrany
bardzo elegancko i jego przyjaciółkę w zielonej sukni. Potem spojrzał na
Charliego, który miał na sobie szatę wyjściową, ale na jego twarzy widać było
liczne zadrapania, zrobione przez smoki, co sprawiało, że wyglądał na trochę
zaniedbanego. Następnie zwrócił twarz w kierunku Harrego i Ginny, którzy
ochoczo rozmawiali, Potter jak zwykle w swoim eleganckim stroju, a rudowłosa w
sukience, którą dostała na urodziny. Nawet on musiał przyznać, że jego siostra
wyglądała wyjątkowo pięknie. Potem ujrzał swoje rozmazane odbicie w oknie,
stwierdził, że nie wygląda najgorzej, na pewno lepiej niż w czwartej klasie.
Teraz miał na sobie przyzwoitą, czarną szatę wyjściową, którą nie dawno dostał
i założył ją pierwszy raz, udało mu się nawet ułożyć trochę włosy, z czego był
bardzo dumny. Stał tak i patrzył na swoje odbicie, kiedy usłyszał zachwycone
głosy i komentarz Georga:
-Wow, Hermiona! Wyglądasz świetnie!
Odwrócił
się w kierunku schodów i ujrzał anioła! A tak mu się przynajmniej wydawało.
Jego partnerka kroczyła z gracją po schodach, podciągając delikatnie suknie,
aby na nią nie nadepnąć. Jej strój był oszałamiający, miał delikatny, turkusowy kolor. Suknia była fantastyczna, była na dość grubych
ramiączkach, na górze miała ozdobny gorset, a na dole bardzo rozłożystą, lejącą
się, gładką spódnicę. Brązowowłosa, oprócz tej kreacji, miała w uszach dość
długie złote kolczyki, a na szyi wisiorek od Rona, co sprawiło mu wielką
radość. Jej twarz była pokryta delikatnym makijażem, a brązowe loki opadały jej
na ramiona, w ręku miała małą torebeczkę. Kiedy tylko dotarła na parter
przystanęła, a spojrzenia wszystkich tam zgromadzony spoczęły na niej.
Dziewczyna czuła się w tej sytuacji niekomfortowo, więc zwróciła się do
bliźniaków:
-Gdzie wasi rodzice?
-Jeszcze się przygotowują, zaraz powinni zejść- odparł Fred,
nie mogąc odkleić od niej wzroku.
Hermiona
podeszła bliżej Harrego, Rona i Ginny, a reszta towarzystwa wróciła do
poprzedniej rozmowy. Chłopcy nadal się w nią wgapiali, nie mogąc wykrztusić ani
jednego słowa, natomiast rudowłosa parsknęła śmiechem i szepnęła do
przyjaciółki:
-Mówiłam ci, że zrobisz duże wrażenie.
Brązowowłosa
zarumieniła się lekko, słysząc to zdanie. Podeszła jeszcze bliżej do rudzielca,
a ich przyjaciele taktownie odeszli w drugi koniec pokoju. Para nadal stała i
patrzyła na siebie, w końcu chłopak z siebie wykrztusił:
-Wyglądasz cudownie, fantastycznie…- próbował znaleźć
przymiotnik, który okazałby jego zachwyt.
Dziewczyna
oblała się jeszcze większym rumieńcem i spojrzała w oczy Rona. Naprawdę
wyrażały podziw, co ją bardzo usatysfakcjonowało. Po chwili przypomniała sobie,
że miała poruszyć jeszcze jedną kwestię.
-Dziękuję ci- rzekła do chłopaka, który zdawał się być
nieobecny.
-Za co?- spytał ze zdziwieniem.
-Za ten wisiorek- to powiedziawszy wskazała na róże
zwisającą na jej piersi, a jej towarzysz uśmiechnął się szeroko.
-Cieszę się, że go założyłaś. Mam nadzieję, że ci się
podoba?
-Tak, bardzo, jest fantastyczny, naprawdę…
Dziewczyna
przerwała słysząc gospodynię, która zbiegała w długiej, brązowej sukni po
schodach, plącząc się co jakiś czas o nią. Za Molly powoli kroczył jej mąż, w
lekko zniszczonej szacie odświętnej. Obydwoje mieli na głowach tiary. Pani domu
obwieściła, że samochody z ministerstwa już czekają i, że powinni wychodzić. W
między czasie wyraziła podziw dla Hermiony i Ginny, za ich wspaniałe sukienki.
Wszyscy wyszli z domu, a pan Weasley zaczarował go tak, aby nikt nieproszony
się do niego nie dostał. Czarodzieje weszli do aut, które z olbrzymią
prędkością wystrzeliły w powietrze. Szybując nad wioskami, a potem nad
Londynem, Ron przypomniał sobie, jak w drugiej klasie wraz z Harrym ukradli
samochód jego ojca i polecieli nim do Hogwartu. Skończyło się tym, że uderzyli
w bijącą wierzbę, zaczarowany samochód pojechał do Zakazanego Lasu i tam
pozostał, a rudzielec złamał swoją różdżkę. Plus był taki, że profesor
Dumbledore i McGonnagal nie wywalili ich ze szkoły.
W końcu pojawili się pod ukrytym
wejściem do ministerstwa. Było ono położone w tak obskurnej uliczce, że mimo
tego iż w centrum Londynu panował zamęt i przewalały się przez nie tłumy, tak
tu nie było żywej duszy. Weasleyowie i ich goście opuścili pojazdy i przeszli
przez chodnik. Kiedy wszyscy stanęli przed starą, zniszczoną bramą, Artur podszedł
do niej i wypowiedział hasło.
Grupa weszła do budynku, a ich
oczom ukazał się niezwykły widok. Masa czarodziei, było ich tam kilkaset,
przechadzała się przez atrium. Każdy miał na sobie elegancki strój, a niektórzy
nawet tiary. Wybiła 19, a wielkie drzwi na głównej ścianie pomieszczenia
otworzyły się. Stanął w nich Ludo Begman i radośnie przywitał swoich gości, po czym
wraz ze swoją partnerką wszedł do sali. Następnie u wrót pojawił się niski
człowieczek, ubrany tak, jak ludzie w baroku. Zaczął on wyczytywać każde
nazwisko, a pary po kolei przekraczały próg. Hermiona poczuła się, jakby była w
jednej z bajek, które czytali jej rodzice, jak była mała. Weasleyowie ustawili
się w dalszej części kolejki, lecz za
nimi stało jeszcze wielu ludzi. Stanęli w parach, od najstarszych do najmłodszych.
W końcu niski jegomość zaczął wyczytywać ich imiona i nazwiska:
-Pracownik ministerstwa, szanowny pan Artur Weasley i jego
małżonka, Molly Weasley.
Tak,
kilka sekund później znaleźli się na sali, wśród wielu innych czarodziei.
Podeszli do jednego ze stolików i wszyscy przy nim spoczęli. Hermiona,
rozglądając się po sali, zauważyła kilka znajomych twarzy, ale nie miała czasu
się im przyjrzeć, gdyż gospodarz zaprosił wszystkich do jedzenia. Po posiłku
zaczęły się tańce, pierwszy rozpoczął Ludo ze swoją żoną, przy następnych już wiele
par weszło na parkiet. Ron i jego towarzyszka jeszcze przez chwilę siedzieli,
po czym dołączyli do par, kiwających się na parkiecie. Po krótkim czasie oboje
stwierdzili, że są zmęczeni i postanowili się czegoś napić, tak więc zeszli na
bok sali, a po chwili usłyszeli za sobą znajomy głos:
-Cześć, Ron!
Obydwoje
się odwrócili i ujrzeli ich koleżankę- Lavender Brown. Hermiona szybko ją
oceniła. Znała Lav od prawie sześciu lat i wiedziała, że dba o swój wygląd, ale
tym razem przeszła samą sibie. Nie dość, że przez wakacje bardzo wyładniała, to
w dodatku miała na sobie fantastyczną, czerwoną sukienkę, złotą biżuterię, a
jej blond włosy spływały jej po ramionach. Była po prostu cudna. Rudzielcowi,
prawie szczęka opadła, on również znał dziewczynę od paru lat, ale nigdy
wcześniej tak nie wyglądała, chyba każdy facet się na jej widok ślinił.
Chłopakowi zaschło w ustach i nie mógł nic z siebie wykrztusić, więc stał tak i
tylko się na nią gapił. W tym czasie jego partnerka zrobiła się czerwona, jak
pomidor i zacisnęła pięści. Była jednak grzeczną osobą, więc taktownie
odchrząknęła, żeby zwrócić uwagę koleżance, że ją zignorowała. Lavender
zareagowała od razu:
-A Hermiona, nie zauważyłam cię!- to powiedziawszy, rzuciła
jej się na szyję.
-A, no widzisz- odpowiedziała dziewczyna przesłodkim tonem.
-Wyglądasz fantastycznie, naprawdę cudownie.
-Dziękuję, ty też- rzekła z wymuszonym uśmiechem.
-Nie spodziewałam się ciebie tu spotkać, przyszliście razem?
-Tak- odparła szybko brązowowłosa, po czym dodała
zgryźliwie- A ty jesteś sama?
-Z rodzicami.
Hermiona
odpowiedziała tylko krótkie „acha” i napiła się łyka napoju. Ron nadal stał i
gapił się na Lav, której najwyraźniej sprawiało to przyjemność. Kapela zaczęła
grać jakiś wolny kawałek, a blondyna zgarnęła Weasleya do tańca. Brązowowłosa
prawie kipiała ze złości, nie zdążyła zareagować, a ta małpa zabrała jej facet.
Oczywiście ten idiota poszedłby wszędzie za jakąś laską! Zrezygnowana
dziewczyna wróciła do swojego stolika, który był pusty i usiadła na jednym z
krzeseł. Miała doskonały widok na parkiet, a na samym środku (tak jej się
przynajmniej wydawało) bujał się Ron z tą kretynką. Ta zołza przytuliła się do
niego i szeptała mu coś do ucha, a on był zadowolony i się do niej uśmiechał, a
czasem coś odpowiadał. Lav jeździła chłopakowi delikatnie dłonią po plecach, a
brązowowłosa miała wrażenie, że dym leci jej z uszu. W pewnym momencie
zobaczyła, że obok niej siada zdyszana Ginny:
-Zazdrosna?- spytała z rozbawieniem ruda, Harry w tym czasie
poszedł po coś do picia.
-Ta małpa zgarnęła go do tańca i żadne z nich nie spytało
mnie co o tym myślę- syknęła, zaciskając zęby.
-Kto to w ogóle jest?
-Lavender Brown!
-Serio?
-Co serio?- o rozmowy dołączył się Potter, który właśnie
przyniósł napoje- A gdzie w ogóle jest Ron?- dodał po chwili.
-Patrz, tam- powiedziała Ginny, wskazując palcem na brata i
jego partnerkę.
-O, co to za dziewczyna?- spytał się chłopak z
zainteresowaniem, lecz po chwili zmienił nastawienie, bo Hermiona walnęła go w
bark.
-Nie przejmuj się to tylko jeden taniec- pocieszała
przyjaciółkę, rudowłosa.
-Chodź- powiedział do Granger Wybraniec, podając jej rękę-
Teraz zatańczysz ze mną.
Obydwoje
wstali, a Hermiona uśmiechnęła się z podziękowaniem do przyjaciela. Odchodząc,
spojrzeli jeszcze na Ginny, ale ona tylko się śmiała, a później poszła
zatańczyć z Charliem. Harry i Hermiona ustawili się gdzieś z boku sali i
zaczęli się kołysać w rytm muzyki. Czarnowłosy mocno objął przyjaciółkę, a ona
odpowiedziała tym samym. Obydwoje byli szczęśliwi, że mają siebie, dziewczynie
powoli przechodziła złość na Rona, coraz mocniej wtulała się w ramię Harrego.
On też czuł, że jej potrzebuje, czasami miał ochotę jej o wszystkim powiedzieć,
o tym co czuje do Ginny, o jego planach co do Voldemorta, że blizna nadal go czasami
boli, o tym jak bardzo się boi i jak bardzo jej potrzebuje. Oczywiście się
powstrzymywał, nie chciał zrzucać na nią swoich problemów i tak miał już
wyrzuty sumienia, że za wiele razy naraził ją niebezpieczeństwo i był jej
wdzięczny, że w każdym wypadku ratowała mu tyłek. Teraz to on chciał jej pomóc,
wiedział jak bardzo cierpi, widząc Weasleya z inną dziewczyną, wiedział, że
bardzo jej na nim zależy. Oczywiście był świadomy, że jej uczucia są
odwzajemnione.
-Nie przejmuj się- szepnął jej delikatnie do ucha.
-Łatwo ci mówić- odparła drżącym głosem, a przyjaciel
jeszcze mocniej ją przytulił, aby dodać jej otuchy. Już nic nie mówił miał
nadzieję, że sama jego obecność jej pomoże.
Piosenka
się skończyła, a brązowowłosa wypuściła Pottera z uścisku i zaciągnęła do
stołu, przy którym siedzieli bliźniacy, ich dziewczyny oraz Ginny. Wszyscy byli
zaabsorbowani rozmową i nie zwrócili uwagi na przyjaciół. Po pewnym czasie
rudowłosa rzuciła do swojego partnera:
-To wracamy na parkiet?
Chłopak
odparł, że tak, acz zrobił to niechętnie, bo był już bardzo zmęczony. Tak więc
Hermiona została przy stole razem z Fredem, Georgem, Angeliną i Emily. Nie
miała ochoty z nimi gadać, nadal gapiła się na Rona i Lavender, którzy
podskakiwali w rytm jakiejś szybkiej piosenki. Tańczyli dopiero trzeci, albo
czwarty taniec, ale brązowowłosa miała wrażenie, że Weasley zostawił ją samą na
cały wieczór. Rozejrzała się ogólnie po sali, ujrzała Harrego i Ginny,
królujących po środku parkietu, Charliego, tańczącego z jakąś panną, która
wydała jej się znajoma oraz Bila i Fleur, którzy stali w ciemnym kącie sali i
zamiast tańczyć namiętnie się całowali. Dziewczyna strasznie im tego
pozazdrościła, miała nadzieję, że na tej imprezie wreszcie pocałują się z
rudzielcem, a tym czasem siedziała przy stole, nic nie robiąc, podczas gdy jej
partner obtańcowywał inną laskę. W pewnym momencie piosenka się skończyła, a
dziewczyna ujrzała Rona i Lav schodzących z parkietu. Brown pocałowała na
pożegnanie chłopaka w policzek, na co Hermiona znowu zrobiła się cała czerwona.
Parę sekund później Ron kroczył ku niej z zadowoloną miną. Na chwilę spoczął na
krześle obok poczym zapytał:
-Zatańczysz?
-Nie wolisz tańczyć z Lavender?!- odpowiedziała zgryźliwie
dziewczyna.
-Nie, skąd ci ten pomysł przyszedł do głowy?
-Może stąd, że zostawiłeś mnie dla niej na jakieś pół
godziny?- to powiedziawszy wstała i zgodnością wyszła z sali.
Rudzielec
siedział zaskoczony na krześle, a towarzystwo obok niego zupełnie zamilkło,
czekając na jego reakcję. Jak widać kłótnia młodej pary była o wiele ciekawsza
niż rozmowa, którą wcześniej prowadzili. Weasley siedział zamyślony, a złość na
siebie samego coraz bardziej w nim narastała. Nie sądził, że tak bardzo zranił
Granger tańcząc z Lav, dopiero teraz uświadomił sobie, jak okropnie się
zachował w stosunku do dziewczyny. Sam
by się strasznie wkurzył, gdyby ona tańczyła przez pół godziny z jakimś
kolesiem, zostawiając go na pastwę losu. W końcu postanowił z nią pogadać, więc
wstał i prawie wybiegł z pomieszczenia. Gdy tylko pojawił się atrium, zobaczył
kilka grup ludzi, którzy prowadzili konwersację, kilka młodych par obściskujących
się gdzieś po bokach i swoją przyjaciółkę, która siedziała na schodach
prowadzących do olbrzymiej fontanny. Siedziała sama, a w obrębie kilku metrów
również nikogo nie było. Ron szybko do niej podszedł i przycupnął obok.
Dziewczyna automatycznie odwróciła głowę w przeciwną stronę, nie płakała, co
prawda powstrzymywała się jedynie ze względu na swój makijaż, ale nie płakała.
Czuła na sobie spojrzenie chłopaka, świdrujące ją na wylot. W końcu się na
niego popatrzyła, a jej oczy wyrażały ból i rozczarowanie. Rudzielec zrobił
przepraszającą minę i zaczął powoli do niej mówić:
-Przepraszam cię. Nie chciałem cię skrzywdzić, zachowałem
się jak kretyn, wystarczyło, że jakaś ładna dziewczyna do mnie podeszła i już
straciłem głowę. Wiem, jestem idiotą. Głównie przez to, że zapomniałem, że
żadna nigdy nie będzie wyglądać tak pięknie jak ty, że z żadną inną nie będę
chciał spędzić tyle czasu, że na żadnej mi tak bardzo nie zależy, jak na tobie-
to powiedziawszy spojrzał na nią, była bliska płaczu, ale tym razem ze wzruszenia.
Jej oczy się szkliły, ale z twarzy nie schodził szeroki uśmiech. Chłopak,
pocieszony zachowaniem przyjaciółki, kontynuował:
-To zatańczysz ze mną, chociaż raz?
-Tak, oczywiście- oparła brązowowłosa, nadal się
uśmiechając, po czym chwyciła jego rękę i razem weszli do sali.
Parkiet
nadal był pełny, a przy stołach nikogo nie było. Hermiona zastanawiała się, jak
wszyscy się tu mieszczą i w dodatku tańczą, ale zaprzestała rozmyślań, bo
stwierdziła, że czarodzieje mogą zrobić wszystko. Chłopak spojrzał odruchowo w
kierunku ławy, przy której spożywali posiłek ze swoją rodzina, ale nie
wypatrzył nikogo z krewnych, więc stwierdził, że wszyscy balują. Para również
ruszyła na środek pomieszczenia i zaczęli tańczyć twista, czy coś takiego. Po
chwili utwór zmienił się na wolną piosenkę. Obydwoje zaczęli powoli, w rytm
muzyki kiwać się na boki. Chłopak przysunął się, jak najbliżej swojej partnerki,
ona też się do niego zbliżyła. Zatonęli w uścisku, który wyrażał wszystkie ich
uczucia. Rudzielec wtulał się w miękki loki dziewczyny, natomiast ona oparła
głowę na jego mocno umięśnionym, bezpiecznym ramieniu. W pewnym momencie Wesley
wyszeptał jej do ucha:
-Jesteś dla mnie wszystkim.
Dziewczyna
odchyliła delikatnie głowę i spojrzała mu prosto w oczy. Wszyscy wokół nich
tańczyli, ale oni stali po środku i się na siebie patrzyli. Nikt oprócz nich
nie był ważny, liczył się tylko Ron, no i oczywiście Hermiona. Brązowowłosej
znowu w oczach pojawiły się łzy, zbliżyła
twarz do ust chłopaka, on też to zrobił. Już dzieliły ich tylko
milimetry, obydwoje byli pewni, czego chcą, obydwoje pragnęli tego pocałunku!
Nagle
zgasły wszystkie światła, muzyka przestała grać, a na sali zrobiło się
potwornie zimno, do pomieszczenia wtargnęło z dziesięć nieludzkich postaci, a
wśród czarodziei wybuchła panika. Wszystko to wydarzyło się w ciągu sekundy,
nikt nie zdążył zareagować, a dementorzy rozpoczęli swoje ataki na ludziach. Po
chwili kilka czarowników i czarownic (w tym Harry, Ron i Hermiona) wystrzeliło
ze swoich różdżek srebrny promień. Pomieszczenie rozbłysło i zaczęło po nim
biegać masa przezroczystych zwierząt w tym jelenie, psy, wydry, borsuki,
króliki i wiele innych. Zakapturzone postacie zaczęły uciekać przez olbrzymie
drzwi i okna, ale drogę zagrodzili im aurorzy, zaalarmowani przez kogoś
obecnego na sali. Schwytali oni dementorów, zabrali poszkodowanych, po czym jak
najszybciej opuścili ministerstwo. Goście przestali się bać, ale zapanowała
ogólna wrzawa, spowodowana tym atakiem. W pewnym momencie na środek sali wszedł
Ludo Begman i obwieścił donośnym głosem:
-Drodzy państwo! Bardzo mi przykro z powodu tego
zamieszania. Niestety musimy zaprzestać zabawy i rozejść się, ze względów
bezpieczeństwa!
Wszyscy
czarodzieje skierowali się do wyjścia, wszyscy oprócz Weasleyów i ich towarzyszy,
ponieważ Artur zatrzymał się, aby przedyskutować z Begmanem sprawę. Po jakimś
kwadransie, kiedy pozostałym gościom udało się opuścić pomieszczenie, oni również
wyszli z ministerstwa. Po drodze młodzi milczeli, natomiast państwo Weasley
dyskutowali o tym ataku. Kiedy samochody dotarły do Nory, wybiła 23. Wszyscy
wyszli z ponurymi minami z aut i skierowali się do domu. Każdy poszedł do
swojego pokoju, lecz po przebraniu się domownicy i ich goście powrócili do
kuchni, gdzie rozpoczęła się rozmowa na temat tego, co stało się w
ministerstwie.
-Jeżeli tam nie jest bezpieczne to już nigdzie- powiedziała
zdenerwowana Angelina.
-W Hogwarcie- poprawił ją Harry, patrząc na nią karcąco.
-Chyba w to nie wierzysz- rzekł do niego Fred- Dumbledore
się starzeje, wielu sądzi, że nie umie już pilnować szkoły tak, jak kiedyś.
-A ty rozumiem się zaliczasz do tych co w niego wątpią-
syknęła Ginny.
-Nie, po prostu uważam, że nie możecie bezgranicznie ufać
Dumbledorowi, bo możecie się na tym nieźle przejechać.
-Co to jest niby za zwrot?- warknęła na syna pani Weasley.
-Chodzi mi o to, że wiem, że on ma dobre chęci, ale jest już
stary i może nie umieć upilnować zamku.
-Masz racje- odrzekła Molly, po czym zwróciła się do
Harrego, Rona, Hermiony i Ginny-Dlatego żadne z was nie wróci do szkoły w tym
roku.
-Co?!- wykrzyknęli chórem, a Fred znowu wziął sprawę w swoje
ręce:
-Mamo, nie do końca o to mi chodziło.
-To, co tak właściwie miałeś na myśli?
-To, że w Hogwarcie nie jest już tak, jak kiedyś, ale wierzę
w umiejętności Harrego, Rona, Hermiony i Ginny i wiem, że dadzą sobie radę w
razie niebezpieczeństwa.
-Dosyć!- powiedział donośnie Artur, widząc, że jego żona
chcę coś odpowiedzieć synowi- Po pierwsze: nie możesz rozkazywać ani Harremu,
ani Hermionie, zrobią co zechcą. Po drugie: ja nie wyrażam zgody, aby nasze
dzieci nie poszły do szkoły. Nie są jeszcze pełnoletni, a nie mogą zostać w
domu, bo tutaj są jeszcze bardziej zagrożeni atakiem.
Ta
wypowiedź zamknęła wszystkim usta i milczeli przez kilka minut. W końcu pan
Weasley znowu zaczął omawiać kwestię ataku przez dementorów:
-Nic nie poradzimy na to zamieszanie. Musimy reaktywować
zakon, ponieważ jest w nim coraz mniej członków, a mimo tego, że ministerstwo
już wie o Voldemorcie, to są za słabi i za mało zorganizowani.
-To co powinniśmy zrobić?- odezwała się Hermiona.
-Przede wszystkim musimy znaleźć jak najwięcej członków.
Powinniśmy włączyć w to nawet waszych kolegów ze szkoły i…
-Arturze, przecież to tylko dzieci, oni nie mogą walczyć z
Czarnym Panem- krzyknęła gospodyni.
-Nie jesteśmy dziećmi, za dużo przeszliśmy, żebyś mogła nas
tak nazywać!- warknął Ron, a siostra od razu go poparła.
-Uspokójmy się wszyscy- powiedział Charlie- Porozmawiamy o
tym jutro. Dzisiaj jest już za późno, z poza tym jesteśmy zbyt zdenerwowani.
Chodźmy spać.
Wszyscy
poszli za jego radą, rzeczywiście byli zbyt zbulwersowani, żeby o tym
rozmawiać, więc opuścili kuchnię. Większość udała się na schody, lecz
brązowowłosa poszła do salonu. Najmłodszy z Weasleyów instynktownie udał się za
nią, zachowując jednak pewną odległość. Dziewczyna otworzyła drzwi i wyszła na
taras zaczerpnąć świeżego powietrza. Zegar wybił północ, a na dworze nadal było
ciepło i przyjemnie. Usiadła na słomianej sofie i wpatrywała się w gwiazdy na
bezchmurnym niebie. W pewnym momencie usłyszała, że ktoś się do niej zbliża.
Skierowała głowę w stronę dźwięku i ujrzała Rona. Chłopak spoczął obok niej i
również spojrzał w górę. Siedzieli tak przez kilka minut, po czym Granger
spytała:
-A ty co myślisz o tym ataku?
-Sam nie wiem. Boję się, bo przecież jak zdołali włamać się
do ministerstwa to mogą bardzo wiele.
-A sądzisz, że w Hogwarcie nie jest bezpiecznie?
-Nie, sądzę, że jest tak, jak zwykle i jakieś brednie o tym,
że Dumbledore się starzeje nie mają żadnego znaczenia. To Voldemort staje się
silniejszy i ma coraz więcej popleczników. Dyrektor może powstrzymać go od ataku
na szkołę, ale go nie pokona, dobrze wiemy, że jest tylko jedna osoba, która
może to zrobić.
Po
policzku Hermiony zaczęły spływać słone łzy. Rudzielec chciał ją objąć, ale
odsunęła się kawałek i otarła je. Po chwili znowu się odezwała, lecz tym razem
jej głos delikatnie drżał:
-Nie tak wyobrażałam sobie ten wieczór, miało być tak
cudownie.
-Wiem, przepraszam cię za to, że zostawiłem cię i poszedłem
tańczyć z Lavender- odparł ze skruchą chłopak.
-Miałam raczej na myśli ten napad dementorów- rzekła
dziewczyna z delikatnym uśmiechem- Ale dziękuję za przeprosiny.
-Wiesz, że ja nic do niej nie czuję?- wypalił Ron, a
brązowowłosa spojrzała mu prosto w oczy.
-Wiem, za dobrze cię znam, ale przyznaj, że ci się podoba.
-Być może. Jest bardzo ładna, ale ty, jak już wspominałem,
jesteś o wiele piękniejsza.
Teraz
Hermiona nie wytrzymała i rzuciła się mu na szyję. On naprawdę powiedział, że
jest piękna i to drugi raz! To była najcudowniejsza chwila w jej życiu, choć
nie, ta naj, najcudowniejsza wydarzyła się kilka sekund później. Rudzielec
spojrzał na nią, na jej wielkie orzechowe oczy, na rumieńce na twarzy i na
jędrne, malinowe usta. Nie mógł się powstrzymać i pocałował ją. Ich twarze
przyległy do siebie i nie mogły się rozłączyć. Po chwili chłopak przestał i
wypuścił ją z uścisku, aby zobaczyć jej reakcję. Patrzyła na niego, lecz nie
wiedział jak określić jej zachowanie, nie miał pojęcia, czy jest zadowolona,
zaniepokojona, czy nieźle skołowana. Bał się coś powiedzieć, lecz nie mógł
znieść tej ciszy i atmosfery, jaka tak nagle zawisła w powietrzu.
-Jesteś całym moim światem. Kocham cię!- szepnął.
Hermiona
wybuchneła płaczem. Oczywiście były to łzy szczęścia, tak bardzo wyczekiwała tej
chwili i wreszcie się stało, nareszcie się im udało. Nie było słów, które
mogłyby wyrazić jej radość. Nigdy wcześniej się tak nie czuła, coraz mocniej
płakała i była coraz bardziej szczęśliwa. W końcu powiedziała przez łzy:
-Ja… też cię… kocham!
Jeszcze
przez chwilę się na siebie patrzyli, po czym ponownie zanurzyli się w namiętnym
pocałunku. Nic poza nim się nie liczyło, cały świat, jakby zniknął. Teraz
musiało być dobrze, mimo całego zła, oni byli blisko siebie, najbliżej jak się
dało i nic innego nie miało już znaczenia.
*
Kolejna część dodana, nie mogę wytrzymać, jestem tak strasznie ciekawa co powiecie. Kurczę, problem tkwi w tym, że jak go napisałam, to myślałam, że jest super, a teraz, po przeczytaniu go z 50 razy sądzę, że jest słaby, no a wy co mówicie, w końcu długo na to czekaliście :D
P.S. Poprawiłam błędy techniczne, tj. te sklejone wyrazy, no i generalnie dodałam trochę słów, ale nie wprowadzałam nowego wątku. Jest to informacja dla tych, którzy, ewentualnie, będą chcieli przeczytać to drugi raz.