niedziela, 4 lutego 2018

31. Ulga

              Od feralnych urodzin minęły cztery dni. Tylko cztery dni, ale jakże intensywne. Rona przewieziono do szpitala św. Munga. Jego stan tuż po otruciu był zupełnie niestabilny i bardzo ciężki. Opieka nad nim przekroczyła możliwości pani Pomfrey, dlatego zadecydowano, że wymaga on spotkania ze specjalistą. W szpitalu podawano mu regularnie silne remedium na trutkę, które było jedynym rozwiązaniem, żeby uratować mu życie. Po kilkudziesięciu godzinach pobytu w szpitalu, jego stan znacząco się polepszył i przestał się zmieniać. Wszyscy uzdrowiciele zgodnie twierdzili, że gdyby nie interwencja Harry’ego, który będąc świadkiem tej sytuacji, zareagował błyskawicznie i podał mu bezoar, szanse Weasley’a na przeżycie zmalałyby do zera.
*
                W czasie tych czterech dni Hermiona i Harry prawie nie spali. Chodzili na lekcje, ale nie na wszystkie, a nawet na tych, na których się pojawili, nie byli w stanie się na niczym skupić. Potter był kilkakrotnie proszony do dyrektora w sprawie tego otrucia, ponieważ był przy tym, kiedy jego przyjaciel spożywał skażony miód. Dumbledore chciał poznać jak najwięcej szczegółów dotyczących pochodzenia tego trunku, który znajdował się w barku profesora Slughorna, przyczyn spożycia go przez ucznia oraz objawów związanych z atakiem, którego Ron dostał tuż po wypiciu napoju. Hermiona natomiast cały czas poza lekcjami spędzała w skrzydle szpitalnym. Po pierwsze, chciała jak najwięcej rozmawiać z Panią Pomfrey i dowiedzieć się czemu stan Rona była aż tak zły, a po drugie, profesor McGonnagal wysyłała ją tam kilka razy, żeby dostała jakiś środek na uspokojenie, bo dziewczyna cały czas się trzęsła i wyglądała jak wrak człowieka. Ginny natomiast została zwolniona z obowiązku szkolnego na czas pobytu Rona w szpitalu, więc pojechała do Nory, żeby móc spędzić ten trudny czas razem z rodziną.
                Potter i Granger byli przez te cztery dni prawie nie rozłączni, oprócz tych momentów, kiedy zmuszano ich do rozdzielenia się. Wszędzie chodzili razem, dużo rozmawiali. Prawie nie przebywali w swoich dormitoriach, tylko do późna siedzieli w Pokoju Wspólnym, w którym potem razem zasypiali. Dziewczyna dużo płakała, prawie non-stop. Nie wyobrażała sobie życia bez rudzielca, a myśl o tym, że mogłaby go stracić, sprawiała, że sama chciała umrzeć. Była nawet gotowa to zrobić, gdyby tylko przyszła wiadomość, że chłopak… Nawet nie umiała o tym pomyśleć. Czarnowłosy starał się być dla niej wsparciem, pocieszał ją, mówił, że Ron na pewno się z tego wyliże, ale w rzeczywistości sam był na skraju załamania i im dłużej nie mieli żadnych informacji o polepszeniu stanu zdrowia przyjaciela, tym szybciej tracił wiarę, że kiedyś go jeszcze zobaczy.
                Dlatego, kiedy 5 marca, wczesnym popołudniem dostali wiadomość, że ok. 19 mają się stawić RAZEM w gabinecie dyrektora, ogarnął ich strach. Hermiona płakała nieprzerwanie od momentu, w którym dostali wiadomość, aż do drogi przez zamek na spotkanie z Dumbledorem. Harry cały czas jej mówił, że będzie dobrze, starał się ją uspokajać, ale w końcu nie wytrzymał. Kiedy przeszli przez dziurę pod portretem Grubej Damy o 18.50, powiedział:
-Hermiono, mam już tego dosyć!
-O co Ci chodzi?- spytała rozdrażniona dziewczyna, wciąż pochlipując.
-Nie możesz cały czas płakać! Ja też się strasznie boję, ale staram się być spokojny, ty też powinnaś…
-Jak mam być niby spokojna?!- krzyknęła- Nie rozumiesz, że ja nie mogę go stracić!
-Ja też!
-Nic nie rozumiesz!- warknęła- Co byś zrobił, gdyby na jego miejscu była Ginny?!
                Chłopak nic na to nie odpowiedział. Nie wiedział, co by zrobił… Nawet nie chciał o tym myśleć. Chyba umarłby z rozpaczy. A on nawet nie wiedział czy Ginny odwzajemnia jego uczucia… Stwierdził, że brązowowłosa może nawet, jak na tę sytuację, dobrze się trzyma. Tylko już nie mógł znieść jej płaczu, serce mu pękało, gdy słyszał jak szlocha.
-Przepraszam- odezwał się w końcu.- Po prostu mi też jest bardzo trudno i nie wiem, jak mam Ci pomóc.
-Robisz wszystko, co mógłbyś zrobić.
-No dobrze. A mogłabyś spróbować przestać na trochę płakać?
                Dziewczyna kiwnęła głową i przetarła oczy chusteczką. Jej twarz była bardzo poważna, ale przestała ukazywać jakiekolwiek emocje. Już nie płakała. Harry zastanowił się czy nie wolał jej w poprzednim stanie…
                Doszli do gabinetu Dumbledore’a. Dyrektor powitał ich z lekkim uśmiechem. Był całkowicie spokojny, ale widać było, że coś go trapi. W końcu powiedział:
-Moi drodzy, dziś przed obiadem dostałem list ze św. Munga. Stan pana Weasleya jest już dużo lepszy. Wszak ciągle nie odzyskał on świadomości, ale uzdrowiciele twierdzą, że zmieni się to lada dzień. Dziś w nocy zostanie on ponownie przeniesiony do naszego skrzydła szpitalnego, gdzie zajmie się nim Pani Pomfrey.
*
                Wybiła 7. Hermiona przemierzała korytarze Hogwartu. Jeszcze było na nich prawie pusto, uczniowie dopiero zaczynali się szykować na zajęcia. Dziewczyna szła pewnym krokiem, na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech, ale widać było po niej zmęczenie. Była bardzo blada, jej policzki się odrobinę zapadły, a pod oczami były sińce.
                Kiedy przekroczyła próg skrzydła szpitalnego, pani Pomfrey nawet nie próbowała jej zatrzymywać, wiedziała, że uczennica i tak się stąd nie ruszy. Z odwiedzających poza nią nie było nikogo. Tylko jedno łóżko było zajęte. Dziewczyna usiadła przy nim i aż wstrzymała oddech. Jego twarz była bardzo blada. Strasznie wychudł, mimo że zawsze był dość szczupły. Wszystko w nim wydawało się takie drobne i wiotkie, jakby mogło się złamać przy lekkim powiewie wiatru. Hermionie zaczęły ciec łzy po policzkach. Co za potwór wymyślił substancję, która tak zniszczyła jej ukochanego? Nawet jego włosy wydawały się jakby wyblakłe, już nie mówiąc o tym, że było ich dużo mniej. Jego usta były lekko wykrzywione, jakby z bólu. Jedyną oznaką lepszego stanu zdrowia było chrapanie, które było głośne i uciążliwe jak zawsze. Brązowowłosa uśmiechnęła się na tę myśl. Przynajmniej w tej jednej czynności dostrzegała starego Rona. Bo wszystko inne było w nim smutne i słabe, zupełnie przeciwnie do tego, jaki był naprawdę. Pogładziła jego dłoń, która spoczywała na brzuchu. Była taka zimna…
-Oh, Ron- westchnęła.
                Była strasznie niewyspana. Dopiero teraz, gdy była przy nim i widziała, że nic nadzwyczajnego się z nim nie dzieje, poczuła zmęczenie. Pozwoliła na to, żeby jej powieki opadły. A potem już czuła tylko błogi sen…
*
                Około 10 do skrzydła szpitalnego przybyła kolejna tego dnia osoba. Pani Pomfrey westchnęła pod nosem, jak tak dalej pójdzie zjawi się pół zamku. Rudowłosa przywitała się uprzejmie z pielęgniarką i weszła do sali. Na jednym z łóżek leżał jej brat, głośno chrapiąc, a przy nim znajdowały się dwie postacie.
-Cześć- krzyknęła z radością Ginny.
-Ciii…- szepnął Harry, który aż podskoczył na dźwięk jej głosu.
                Dziewczyna spojrzała jeszcze raz na łóżko. Z jego prawej strony znajdowała się Hermiona, wygięta w jakiejś dziwnej pozycji, opierała się o skraj  i drzemała. Jej dłoń kurczowo trzymała rękę rudzielca.
-Długo tu jesteś?- spytał chłopak.
-Dopiero przyjechałam. Od razu przyszłam tutaj- odparła z uśmiechem.
                Potter wstał i ją mocno przytulił. Ona odwzajemniła uścisk. Obojgu im bardzo ulżyło, że z Ronem już jest lepiej. Czuła, że w jej brzuchu zaczęły szaleć motyle. Ta bliskość z Harrym zawsze tak na nią wpływała. On wtulił się w jej ramię. Trzymał ją mocno. Jedną dłoń miał wplecioną w jej rozpuszczone włosy. Zaciągnął się ich zapachem, przez co zaszumiało mu w głowie.
-Dobrze, że jesteś- westchnął.
                Poczuła jak jej się robi gorąco. Pragnęła znajdować się w jego uścisku całą wieczność. To było takie niesamowite uczucie. Z nikim innym go nie doświadczyła i…
-Ginny?
                Para odskoczyła od siebie w mgnieniu oka. To była Hermiona, która obudziła się i zaskoczył ją widok przyjaciółki. Podeszła do niej i mocno ją przytuliła. Potem usiedli we troje wokół Rona. Harry i Ginny byli trochę zawstydzeni, ale szybko rozpoczęła się dyskusja, która ich trochę ożywiła.
-Byliśmy u niego wczoraj wieczorem- opowiadała rudowłosa- Były momenty, że się przebudzał, wtedy mówił tylko jedno słowo, a potem znowu zasypiał.
-To chyba dobry znak- odparła ochoczo brązowowłosa.
-Tak, zdecydowanie. Mówili, że już jest na bardzo dobrej drodze do odzyskania świadomości- odpowiedziała rudowłosa, po czym zmarszczyła czoło- Hermiono, jadłaś coś dzisiaj?
-Nie, jeszcze nie…
                Jej przyjaciele wymienili spojrzenia. Granger westchnęła. Za bardzo się o nią martwili. To nie ona prawie straciła życie przed kilkoma dniami.
-Nic mi nie będzie- powiedziała stanowczo.
-Ale też nie zaszkodziłby Ci obiad- rzekł Harry.
-Nie chcę go zostawiać…
                Para znowu wymieniła spojrzenia. Ginny westchnęła z dezaprobatą, po czym wstała i rzekła:
-Idę do jadalni i przyniosę ci jedzenie. I nawet nie waż mi się tego nie ruszyć!
*
                Kiedy Weasleyówna wróciła z posiłkiem dla przyjaciółki, pomieszczenie było pełne ludzi. Przyszedł Dumbledore i McGonnagal , którzy chcieli się dowiedzieć, co u ucznia. Przyjechali także jej rodzice. Widać było kwiaty i upominki, które najwidoczniej przynieśli koledzy chłopaka. Leżał też stos prezentów urodzinowych, których Ron jeszcze nie miał okazji rozpakować.
                Toczyła się pogawędka. Wszyscy byli szczęśliwi, bo lekarze zgodnie twierdzili, że z rudzielcem jest już prawie dobrze. Słychać było żarty i śmiechy. Nawet Granger się uśmiechała, mimo że nikt od dawna nie widział, żeby się z czegoś cieszyła.
                Zbliżała się 15. Towarzystwo zaczęło się powoli wykruszać. Państwo Weasley wrócili do domu z przeświadczeniem, że ich syn jest pod dobrą opieką i już z nim coraz lepiej. Nauczyciele jeszcze chwilę rozmawiali, ale też zbierali się do wyjścia. Ginny też chciała niedługo iść do siebie, żeby się rozpakować.
                Niemniej, rozmowa wciąż trwała, kiedy do sali wpadła Lavender Brown, udająca zdenerwowanie:
-Mon-Ron!
                Hermiona stanęła na baczność. Ta głupia flądra jeszcze miała czelność tu przychodzić?! Kiedy Ron został otruty, Harry powiedział o tym także jego „dziewczynie”. A ona aż do teraz, kiedy jego stan już był właściwie dobry nie raczyła go odwiedzić.
                Blondynka podeszła bliżej łóżka i popatrzyła na chłopaka. Jej twarz wykrzywiła się, kiedy dostrzegła, jak źle teraz wygląda. Przeniosła wzrok na brązowowłosą i warknęła:
-Co Ty tu robisz?
-I vice versa?- odparowała Hermiona.
-Ja jestem jego dziewczyną!- oburzyła się Lav.
-Tak?! A przyszłaś do niego, kiedy walczył o życie?! Zainteresowałaś się, co się nim dzieje kiedy był w Mungu?!
-Ja-ja…- zająknęła się- Miałam dużo zajęć…
-Ty, małpo! Nie rozumiesz, że on mógł umrzeć?!
-Ale nie umarł! I przypomnę Ci, że ja oficjalnie jestem jego dziewczyną, a Ciebie nie chciał znać- broniła się Brown.
-A co Ty możesz o tym wiedzieć…- powiedziała smutno Granger.
                Mierzyły się groźnymi spojrzeniami, kiedy Hermiona poczuła, że jej dłoń, która cały czas leżała na ręce Rona, została ściśnięta. Gwałtownie odwróciła głowę w jego stronę, to samo zrobili pozostali, zebrani w sali. Chłopak zaczął poruszać ustami, ale nie było słychać żadnego dźwięku. Brązowowłosa również ścisnęła jego dłoń. Jeszcze chwilę się męczył, a potem udało mu się po cichu wykrztusić:
-Her-mi-jo-na, Hermiona…
                Dziewczyna poczuła, jak łzy napływają jej do oczu. Opadła na krzesło, cały czas patrząc na ukochanego. Chyba nie miał siły nic więcej powiedzieć. Minutę później znowu zasnął.
-To koniec… -szepnęła Lavender i wybiegła z sali.
                Ginny, Harry, Dumbledore i McGonnagal spojrzeli po sobie z mieszaniną zdziwienia, szczęścia, dezaprobaty i rozbawienia. Potem nauczyciele opuścili salę. Weasleyówna zrobiła to samo, pocałowawszy wcześniej Pottera w policzek i pożegnawszy się z Granger.
                Czarnowłosy siedział i patrzył na swoich najlepszych przyjaciół. Cieszył się z tego, że Ron powoli odzyskiwał przytomność. Widział w jaki sposób Hermiona na niego patrzy, z jaką miłością go traktuje. W tym momencie stracił jakiekolwiek obawy, że mogłaby ona kiedyś specjalnie zdradzić Rona. Wszystko to, co się stało w ostatnich miesiącach było nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności, a potem wyborami zagubionych ludzi. Słysząc to, co rudzielec powiedział, stwierdził, że on też ją kocha, skoro nieświadomie, ostatkiem sił wypowiedział właśnie jej imię.
                Z uśmiechem na twarzy, chłopak podszedł do przyjaciółki i cmoknął ją w czubek głowy, po czym opuścił salę, żeby tych dwoje, nawet mimo że Ron jest nieprzytomny, miało chwilę tylko dla siebie.
*
                Czuł jak wszystko się rozjaśnia. Zaczynał myśleć, najpierw tylko o tym, że widzi światło, później, powoli zaczął sobie przypominać kim tak naprawdę jest i w jakim świecie żyje. Kiedy dotarło do niego, że obudził się ze snu, próbował otworzyć oczy, ale nie był w stanie. Ponowił trud i tym razem się udało. Zobaczył, najpierw bardzo nieostry, obraz skrzydła szpitalnego w Hogwarcie. Chciał usiąść, ale poczuł tak silny ból, że z jękiem jeszcze bardziej wbił się w łóżko i ponownie zamknął oczy.
-Spokojnie, Ron- usłyszał piskliwy głos- Nie rób gwałtownych ruchów, zaraz pójdę po pomoc.
-Nie…- to było jedyne, co udało mu się wykrztusić.
                Nie chciał pomocy. Był silny, poradzi sobie z jakimś głupim bólem brzucha i głowy. Czuł drobne ręce, które trzymały jego dłoń w mocnym uścisku. Otworzył oczy, tym razem było trochę lepiej trochę lepiej. Skierował wzrok w jej kierunku. Wyglądała okropnie! Była bardzo blada i miała olbrzymie cienie pod oczami, a w dodatku płakała.
-Nie płacz…- szepnął, próbując otrzeć  łzy z jej policzka, ale ręka okazała się zbyt ciężka, więc tylko go musnął.
-Spróbuję- uśmiechnęła się- Ale nie ruszaj się za bardzo, masz na to jeszcze za mało siły.
-Ja też spróbuję- również próbował się uśmiechnąć, ale grymas, który pojawił się na jego twarzy raczej nie przypominał uśmiechu.
                Przez chwilę patrzyli sobie prosto w oczy, tonąc w nich, tak, jak robili to kiedyś. W tym momencie cały świat przestał istnieć i liczyli się tylko oni. Nie potrafili oderwać od siebie wzroku. Tak dobrze było znowu czuć tę więź. Hermiona pogładziła policzek Rona, bardzo delikatnie, żeby nie sprawić mu bólu. Chłopak przymknął oczy z rozkoszy. Głaskała go z taką czułością, że po jego ciele rozeszło się ciepło. To było tak niesamowite! Niby nie robiła nic niezwykłego, a jednak czuł niezwykłą intymność w tym dotyku…
                Wtedy do sali weszła pani Pomfrey.
*
                Dochodziła 23. Harry i Ginny siedzieli w Pokoju Wspólnym Gryfonów, który był prawie całkowicie pusty. Dziewczyna coś skrobała przy lampce, natomiast czarnowłosy wpatrywał się w mapę Huncwotów.
-Co Ty właściwie piszesz? – spytał w końcu.
-Nie miałam głowy do nauki – sam wiesz dlaczego – a na jutro mamy napisać esej dla Snape’a. Nie sądzę, żeby dał mi taryfę ulgową, bo mój brat jest chory.
-Może Ci pomogę?
-Od kiedy jesteś mistrzem eliksirów? – zadrwiła rudowłosa.
                Spojrzała w jego zielone oczy. Uśmiechał się do niej delikatnie. Coś w jego spojrzeniu sprawiało, że nie mogła oderwać od niego wzroku. Przełknęła ślinę. W ogóle nie układało jej się z Deanem. A Harry był dla niej tak ogromnym wsparciem… Coraz częściej myślała o nim w TEN sposób. Przybliżyła twarz do niego. Tak bardzo potrzebowała teraz bliskości… Jego bliskości… Rozchyliła delikatnie usta, coraz bardziej się do niego zbliżając.
-Ginny… - szepnął, gwałtownie się od niej odsuwając – Dean…
-Tak… - westchnęła – Dean…
-O co chodzi?
-Ostatnio jest między nami bardzo źle… - spojrzała na niego, a on parsknął.
-No tak, wam się nie układa, więc ja mam być nagrodą pocieszenia!
-Co Ty mówisz, Harry? – warknęła.
                Patrzył na nią, a jego serce pękało. Właśnie chciała go pocałować, a on z tego zrezygnował… Przecież tak bardzo tego pragnął! Ale nie mógł tego zrobić Deanowi. Czuł się źle z tym, że chciała go tak wykorzystać.
-Chcesz jakoś odreagować to, że Wam się nie układa, zemścić się na nim! Dlatego próbowałaś to zrobić – mówił głośno, ale, na szczęście, w Pokoju Wspólnym zostali sami.
-Nie, to nie tak – krzyknęła – Chciałam to zrobić, bo… bo… - zawahała się – Bo się w Tobie zakochałam…
                Czarnowłosy wyglądał jakby dostał tłuczkiem w głowę. Ona naprawdę to powiedziała! Jego serce biło tak szybko. Nerwowo przełykał ślinę. Nie sądził, że ten moment nadejdzie tak szybko… Właściwie, to w ogóle nie sądził, że kiedyś nadejdzie… Dopiero po kilku minutach odważył się odpowiedzieć:
- A ja w Tobie – szepnął.
                Patrzyli się na siebie z delikatnym uśmiechem. W ich oczach widać było przerażenie. Tyle rzeczy mogło pójść nie tak. Ginny oficjalnie wciąż spotykała się z Deanem, Ron o niczym nie wiedział… A jakoś mieli przeczucie, że wszystko się ułoży. 
*
Kochani!
Nie będę mówić, że wróciłam, bo to widzicie. Nie będę się też tłumaczyć, bo ciężko jest wytłumaczyć ponad dwuletnią nieobecność – bardzo dużo się działo i wiele się zmieniło! To opowiadanie cały czas było w moim sercu i bardzo chcę je dokończyć.
Dajcie znać, czy ktoś tu jeszcze jest!

9 komentarzy:

  1. Jestem i bardzo się cieszę że wróciłaś :) Czekam na dalsze rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super się czyta całe opowiadanie. Czekamy na kolejne części :)

    OdpowiedzUsuń
  3. NO TEGO TO JA SIĘ NIE SPODZIEWAŁAM! :D Oglądam jakiś filmik na youtube, zaczyna wiać nudą, przescrollowałam całego facebooka, nikt nic do mnie nie napisał, ogólnie nudą wieje jak cholera, więc tak głowię się, głowię, co robić, co robić.
    Przedłubałam całego maila na lewą stronę, ale nadal czekam aż film dojdzie do sedna sprawy, bo ogólnie temat mnie ciekawił :D
    No i nie wiem, co mnie podkusiło wylądowałam tutaj. Powiem ci, że szczęka nigdy tak nisko mi nie opadła, zaraz chyba będę musiała ją nastawić :P
    Wybacz za spóźniony zapłon, GRATULUJĘ POWROTU!! i biorę się za czytanie od początku, bo czemuż by nie :D
    Pal licho film, nie ucieknie
    Dziękuję za znalezienie mi zajęcia na całą najbliższą noc B)
    Dam znać jak sukcesywnie przebrnę przez całość od początku
    *odjeżdża na białym koniu w stronę zachodzącego słońca*
    *zawraca i macha na pożegnanie, ukradkiem bierze ładowarkę do telefonu i znów zmierza w stronę zachodzącego słońca pod którego metaforą kryje się pierwszy rozdział*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lucy!!!!! No powiem Ci, że ja zwątpiłam, że ktoś ze "starej", dyskusyjnej ekipy się pojawi. Super, że jesteś - super, że są inni czytelnicy! Bardzo za Wami tęskniłam i cieszę się, że wciąż stali bywalcy też tu wchodzą :D

      Usuń
  4. To niesamowite, że ktoś tu wchodzi! :D Witam nowych czytelników, cieszę się, że widzę "starych" :P Bez Was to by nie miało sensu!
    Rozdział jest gotowy, wymaga tylko sprawdzenia. Myślę, że wstawię go w tym tygodniu ;) No i mam nadzieję, że jakoś - wspólnie - dotrzemy z tym opowiadaniem do końca :D <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzień dobry!
    Zostawiając opowiadanie w takim momencie to zbrodnia! Ale przez ten rozdział cała złość mi przeszła. Cudownie jak zawsze. Witam spowtotem i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wiem, przepraszam :( Ale ówczesna sytuacja życiowa nie pozwoliła mi postąpić inaczej. Cieszę się, że mimo wszystko wciąż tu jesteś! :D

      Usuń
  6. TAK BARDZO SIĘ CIESZĘ!
    Nie czytam rozdziału, smaczki na koniec. Zabiorę się za czytanie od początku tej cudownej historii!
    I oczywiście 'widzimy się' na wspólnej dyskusji! :*
    łiiii <3

    P.S
    nie wiem co mnie natchnęło, żeby odnaleźć tego bloga. To chyba jakaś m-a-g-i-a

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że wpadłaś, Dulce :D To takie super widzieć tu moich "starych" czytelników! Czekam na opinie pod nowymi notkami ;)

      Usuń

Obserwatorzy