Czuła dziwne podekscytowanie.
Pierwszy raz w swoim życiu. Nie znała tego uczucia i wiedziała, że jest tylko
tymczasowe. Patrzyła, jak Ginny i Molly kręcą się po pokoju. Nie umiała zebrać myśli, nawet nie zwróciła
uwagi na to, że Pani Weasley właśnie coś do niej mówiła i była wyraźnie
zirytowana jej postawą. Dziewczyna uniosła lekko kąciki ust i pokiwała głową.
Gospodyni uśmiechnęła się szeroko i podeszła do swojej córki. Hermiona nie
wiedziała nawet o co chodziło. Miała mętlik w głowie. Wśród tysiąca myśli
pojawiła się uśmiechnięta twarz Rona i za cholerę nie chciała zniknąć, żeby
dziewczyna mogła uporządkować swoje refleksje. Jednak ta znajoma mina podniosła
ją na duchu.
-Wszystko ok?- podeszła do niej Ginny.
-Tak.
-Na pewno?- Hermiona nie wiedziała, czy jej przyjaciółce
chodzi o jej obecny stan, czy o decyzję, jaką podjęła jakiś czas temu.
-Oczywiście- uśmiechnęła się szeroko.
-To dobrze- rudowłosa odwzajemniła uśmiech- My idziemy na
dół, a ty zejdź jak będziesz gotowa.
-Ale nie grzeb się!- pisnęła zestresowana Molly, a córka
rzuciła jej spojrzenie godne bazyliszka.
Obie
wyszły z pokoju, zostawiając brązowowłosą samą sobie. Podeszła do okna, które
wychodziło na las, nie na ogródek. Ta zieleń w jakiś sposób ją uspokajała i
kojarzyła się z dobrymi czasami. Nie wiedziała co zrobić. Z jednej strony
chciała płakać, z drugiej, skakać ze szczęścia; pragnęła uciec, ale też zostać…
Tyle sprzeczności, tyle rozdroży… A ona miała na myślenie jedynie kwadrans.
Puk, puk, puk
Aż podskoczyła, na dźwięk dobrze
jej znanego sygnału. Nie miała ochoty stąd wychodzić, a wiedziała, że za
drzwiami stoi prawdopodobnie Molly, która, jak będzie trzeba, siłą ściągnie ją
na dół. Przez sekundę miała taką myśl, żeby się teleportować z tego miejsca.
Odrzuciła ją od siebie. Podjęła decyzję i nie miała prawa jej zmieniać.
Puk, puk, puk
-Proszę- powiedziała drżącym głosem.
W
drzwiach stanął wysoki, dobrze zbudowany rudzielec. Dziewczyna odetchnęła z
ulgą na jego widok i posłała mu delikatny uśmiech. Jego wyraz twarzy jednak się
nie zmienił- wciąż był trochę niepewny i, w sumie, sam nie wiedział czego się
do końca boi.
-Wejdź- zachęciła go dziewczyna.
Ron
postąpił kilka kroków i spoczął na krześle naprzeciwko niej. Widział, że i ona,
na co dzień spokojna i zawsze zorganizowana, tego dnia też jest zestresowana i
zdezorientowana. To mu w jakiś sposób pomogło, bo miał świadomość, że nie jest
sam.
-Wiesz, że tak nie wolno?- zagadnęła dziewczyna ze śmiechem.
-Ale co?
-Nie masz prawa mnie oglądać.
-Chrzanić to- odparł, a brązowowłosa zachichotała.
-Jaki buntownik!
Tym
razem oboje się zaśmiali, a po chwili cichy rechot przerodził się w głośny
śmiech, który, jak na złość, nie chciał ich opuścić. Minęło dobrych kilka minut
za nim zdołali się uspokoić.
-Denerwujesz się?- spytał po pewnym czasie Ron.
-Tak- odparła zgodnie z prawdą- Boję się, że nie jestem
gotowa na zmiany i…
-Nic się nie zmieni, Hermiono!
-Ron, czy ty sobie zdajesz sprawę z tego, jak ważną decyzję
podejmujemy?! Życie, majątek, dom, rodzina… To wszystko…
-Wiem, Hermiono, ale obiecuję Ci, że zrobię wszystko, aby
nic się nie zmieniło w naszym związku!
-Ta, jasne…
-Tak, bo zmiany nie
przyjdą z dnia na dzień, tylko stopniowo i wspólnie sobie z nimi poradzimy, już
ja o to zadbam!
-Od kiedy jesteś taki mądry?- spytała, po chwili namysłu.
-I tak zawsze będę głupszy od ciebie.
Dziewczyna
się zaśmiała. Tylko on, nikt inny, tak na nią działał i nie wiedziała w sumie
czemu. Była pewna, że kocha go najmocniej na świecie i nie wyobrażała sobie, że
kiedykolwiek mogłaby kogoś innego obdarzyć takim uczuciem. Był jedyny w swoim
rodzaju i należał tylko i wyłącznie do
niej!
-Kochasz mnie?- spytał Weasley.
-Oczywiście! Czemu zadajesz takie głupie pytania?!
Chłopak
wzruszył ramionami i wlepił wzrok w podłogę. W Hermionie, znikąd, pojawiła się
niesłychana determinacja i prawie brutalnie popchnęła go tak, żeby spojrzał jej
w oczy. Rzuciła mu pytające spojrzenie. On jednak nic nie odpowiedział, ale
pocałował ją… I był to jeden z najlepszych pocałunków w ich życiu. Nie chodziło
o to, że był specjalnie namiętny, czy właśnie delikatny, ale o to, że był
niemą, nieoficjalną obietnicą, że wszystko będzie dobrze, bo już zawsze będą
razem.
Ron
odsunął się od brązowowłosej, wstał i nadstawił dla niej ramię:
-Gotowa?
-Tylko, jeśli i ty jesteś gotów.*
Weasley
rzucił jej szeroki uśmiech, na co odpowiedziała tym samym. Wstała, chwyciła go
pod ramię i wzięła głęboki oddech. Miała przeczucie, że wszystko pójdzie po ich
myśli. Była wręcz pewna!
-A więc w drogę, moja ukochana panno Granger- rzekł, wciąż
się szczerząc, ale ona go poprawiła:
-Chciałeś chyba powiedzieć pani Weasley.
Obudziła się zlana potem. Nie
wiedziała, co na nią tak wpłynęło. W końcu właśnie śnił jej się, jeden z
najpiękniejszych snów w życiu. Żałowała, że nie był jawą, bo w realnym świecie
od miesięcy nie rozmawiała z Ronem. Oczywiście naszły ją różne dziwne myśli i
jedno, jedyne pytanie: Czy to możliwe, że kiedyś znowu będą razem, że wezmą
ślub…? Nie! Bo za dużo się wydarzyło i nie umieją tego odbudować. Dlatego musi
się pogodzić z prawdą i iść przez życie bez Rona!
Nadszedł upragniony dzień balu
bożonarodzeniowego, organizowanego przez profesora Slughorna. Był to jeden z
ostatnich dni w Hogwarcie przed świętami. Oceny były wystawione, a tylko
nieliczni uczniowie starali się jeszcze coś poprawić. Tego jednak dnia panowała
ogólna wrzawa dotycząca przyjęcia. Uczniowie, którzy się na nie wybierali,
ustalali wygląd i zastanawiali się, jakie przekąski poda Mistrz Eliksirów,
natomiast ci, którzy nie należeli do Klubu Ślimaka i nie zostali zaproszeni
przez jego członków snuli się po szkole, rzucając „uhonorowanym” wrogie, pełne
zazdrości spojrzenia.
Zajęcia nie były zbyt ciekawe od
kiedy nauczyciele wystawili oceny, przynajmniej z perspektywy Hermiony Granger. Profesorowie przerobili już
prawie cały materiał na ten semestr, dlatego lekcje były dużo luźniejsze, ale
uczniowie wniebowzięci faktem, że nikt ich już nie ciśnie.
Dla
brązowowłosej to był jakiś koszmar! Siedziała sama, w ostatniej ławce.
Przeniosła się tam po rozstaniu z Ronem- nie mogła być tuż koło niego! Teraz
godzinami go obserwowała. Na lekcjach przysypiał albo dyskutował o czymś z
Harrym. W tym momencie obydwoje się z czegoś śmiali. Hermiona poczuła jak się
rumieni. Odnosiła dziwne wrażenie, że rozmawiają o niej. Łzy napłynęły jej do
oczu. Kiedyś stanowili zgrany zespół, byli nierozłączni. Teraz, ona siedziała 5
metrów dalej, a oni się z niej nabijali. „Dosyć!” skarciła sama siebie.
Popadała w jakąś paranoję, przecież nie musieli rozmawiać o niej. Jeszcze raz
przyjrzała się Ronowi. Jego włosy jak zwykle były poczochrane, chyba nigdy nie
udało mu się ich odpowiednio ułożyć, choć nie, raz tego osiągnął, ale wtedy ona
mu je zmierzwiła, bo wyglądały bardzo nienaturalnie. Uśmiechnęła się na to
wspomnienie. Siedziała trochę po skosie i doskonale widziała jego profil. Na jego
twarzy znajdowały się liczne piegi. Na tle ciemnej klasy i okna, z którym
prószył biały śnieg wprowadzał trochę żywych barw, w przeciwieństwie do innych
uczniów, którzy byli tak typowymi blondynami lub brunetami.
Nienawidziła
w sobie tego, że nie umiała go zignorować, odciąć się od tego, co do tej pory
się wydarzyło… Chciała zapomnieć o ich związku i żyć dalej. Wiedziała, że jeśli
nie wyrzuci Rona ze swojej codzienności, nie ruszy. Nic nie osiągnie,
rozpamiętując ich przyjaźń, związek, zerwanie… Ale nie potrafiła tak po prostu
puścić wszystkiego w niepamięć. Gdyby nie spotkanie z Ronem, wtedy, prawie 6
lat temu, w pociągu, nie byłaby tą samą dziewczyną, którą jest teraz. Od kiedy
zaczęli się spotykać również bardzo się zmieniła. Po prostu nie byłaby sobą,
wyrzucając, albo raczej udając, że wyrzuciła go ze swojego życia, wspomnień,
myśli…
*
Rudowłosy
chłopak właśnie tworzył jedną z najlepszych w jego wykonaniu i
najoryginalniejszych karykatur nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią, Severusa
Snape’a. Pałał do tego człowieka szczerą nienawiścią i cały czas nie rozumiał,
jakim cudem, jeden z najpotężniejszych czarodziei w historii Świata Magicznego,
Albus Dumbledore, był w stanie mu zaufać, a w dodatku powierzył mu opiekę nad
dziećmi. To była dla Rona zagadka życia, której nie mógł pojąć. Jeszcze
bardziej zastanawiało go, dlaczego Dumbledore pozwolił Snape’owi należeć do
Zakonu Feniksa. Przecież Severus był śmierciożercą, a prawda jest taka, że kto
raz śmierciożercą się stanie, zawsze nim będzie.
-Co ty wyprawiasz?- zagadnął go Harry, kiedy właśnie
kolorował łojowate włosy profesora.
-A nic.
-To Snape?- zachichotał Potter.
-No ba. Nie widzisz tego uderzającego podobieństwa?
-No właśnie widzę, ale ten tutaj jest trochę za ładny.
Obaj
parsknęli śmiechem. Nie mogli się uspokoić. Ron mimowolnie odwrócił się i
spojrzał na Hermionę. Szybko skierował wzrok z powrotem na kartkę i od razu się
uspokoił.
Wkurzało
go to, że tak na niego działała. Każde spojrzenie budziło w nim ogień, a jakiś
głosik w jego głowie rozpaczliwie wrzeszczał, żeby się pogodzili. Tak bardzo za
nią tęsknił i wstyd mu było przyznać się do tego przed samym sobą. Wściekłość
narastała w nim coraz bardziej. Nie umiał jej wybaczyć tamtego pocałunku! Czuł
się taki zdradzony, porzucony, poniżony… Za dużo wycierpiał w swoim życiu, żeby
tak po prostu zapomnieć. Ile razy naśmiewali się z niego?! Ile razy porównywali
go do Wybrańca?! Ile razy jego życie wisiało na włosku, a on sam miał
przeczucie, że i tak nie ma po co żyć?! I wtedy zaczęło się układać… No
przynajmniej na tyle, na ile może się układać życie w mrocznych czasach… No ale
jednak było dobrze, zaczął się spotykać z Hermioną, potem wrócili do szkoły, on
dostał stanowisko obrońcy w drużynie quiditcha… I wtedy wszystko się
spieprzyło! Najbliższa mu osoba, wbiła mu nóż w plecy! Właśnie dlatego nie
potrafił ani zrozumieć, ani wybaczyć jej tego zachowania- bo była jedynym
promykiem nadziei w tych trudnych chwilach, jedyną osobą, która cokolwiek
znaczyła w jego marnym życiu.
-Co jest?- spytał Harry.
-Nic-odburknął
rudzielec.
-Stary, weź się wreszcie ogarnij!
-O co ci chodzi?!
-Przecież sam po sobie widzisz, że brakuje ci jej! Ale ty za
wszelką cenę nie chcesz się z nią pogodzić, bo przeszkadza ci w tym twoja cholerna,
urażona duma!
-Wiesz co, zaczyna mnie wkurzać, że ciągle mnie pouczasz!
Nawet sobie nie wyobrażasz co ja w tej chwili czuję! Nie wiesz, jak to jest,
kiedy widzisz ukochaną dziewczynę z innym!
-Ale ona cię nie zdradza! Natomiast ty wciąż spotykasz się z
Lavender.
-Z tym, że to ona pierwsza całowała się z innym! Ale ty tego
nie zrozumiesz, Potter!- Ron był tak wściekły, że prawie wrzeszczał.
-Czyżby?! Wyobraź sobie, że wiem co czujesz, Weasley! Nie
jesteś pępkiem świata! Ja też mam swoje problemy! Szaleję za dziewczyną, która
nawet nie raczy na mnie spojrzeć!
Zapadła
między nimi cisza, choć wokół wciąż panował gwar. Właśnie wtedy Harry
uświadomił sobie, że powiedział o wiele za dużo i trochę za bardzo
podkoloryzował sytuację. Gdyby Ron dowiedział się, że podoba mu się jego
siostra, nie przeżyłby jednej nocy. Zresztą nawet nie miał po co mu tego mówić,
bo wiedział, że i tak nie będą z Ginny razem, gdyż ona się spotyka Deanem.
-Kim… kto to jest… o kim mówiłeś?- wydukał zszokowany Ron.
-Zapomnij.
-Chyba sobie żartujesz?! Nie ufasz mi?!
Weasley
zrobił się czerwony na twarzy. Czuł, że wszystkie bliskie mu osoby się od niego
odsuwają, a on nie miał pojęcia jak je zatrzymać.
W tym
momencie profesor ogłosił, że jest przerwa, a szóstoklasiści radośnie wypadli z
klasy. Harry szybko pozbierał swoje manatki i powtórzył:
-Zapomnij o tym, co mówiłem.
I
wyszedł, zostawiając osłupiałego Rona w opustoszałej sali lekcyjnej.
*
Hermiona
jak zwykle zaczekała aż wszyscy wyjdą z klasy. Dopiero potem zaczęła się pakować.
Była kompletnie otępiała i zdecydowanie nie miała ochoty iść na następne
lekcje. W dodatku ciągle myślała o Ronie… Na to też nie miała ochoty, ale
wspomnienia same ją nachodziły. Chciała wpakować się pod kołdrę i płakać, od
czasu do czasu przegryzając czekoladę. Typowo desperackie. No ale w końcu była
desperatką, chyba.
Zarzuciła
torbę na ramię i ruszyła w kierunku drzwi. Każdy krok sprawiał jej ból.
Naprawdę nie wiedziała po czym ma takie zakwasy, ale zdecydowanie nie była z
nich zadowolona. Poza tym z każdą chwilą coraz mniej chciała iść na ten
wieczorny bal.
I
wtedy, zupełnie nieprzytomna, zamyślona, wpadła na coś, albo raczej na kogoś, i
o mało co by nie upadła, gdyby owy ktoś jej nie przytrzymał. Przez moment
zakręciło jej się w głowie i miała wrażenie, że za chwilę zemdleje, ale obeszło
się bez tego typu atrakcji. Minęło parę sekund za nim otworzyła oczy, a kiedy
już to zrobiła, myślała, że krzyknie.
Właśnie
stała, ledwo żywa, w objęciach nie kogo innego, jak Ronalda Weasleya. Słaniała
się na nogach, a on trzymał ją mocno w talii, tak, żeby się nie przewróciła.
Patrzył na nią z nieukrywanym strachem i troską. Żadne z nich nie wykonywało
nawet najmniejszego ruchu. Ich spojrzenia były skierowane bezpośrednio na
siebie. Mieli wrażenie, że czas stanął w miejscu.
-Drodzy państwo! Lekcja się skończyła, a ja nalegam,
żebyście opuścili salę!- dobiegł ich głos profesora Binnsa.
W
mgnieniu oka odsunęli się od siebie, przeprosili nauczyciela i sztywno wyszli z
klasy. Kiedy tylko Ron zamknął za sobą drzwi zobaczył, że Hermiona opiera się o
ścianę i ma mocno zaciśnięte oczy. Zaniepokojony podszedł do niej i dotknął
przelotnie jej ramienia.
-Wszystko w porządku?
Nie
mogła już wytrzymać. Nie dość, że fizycznie czuła się fatalnie, to w dodatku z
jej psychiką było coraz gorzej. Kiedy usłyszała ten miękki głos i poczuła jego
dotyk… Pragnęła mu się rzucić na szyję i błagać, aby jej przebaczył, aby było
tak, jak dawniej. Ale miała na tyle własnej godności, że tego nie zrobiła!
Wyprostowała
się jak struna, uniosła wysoko brodę i sucho odpowiedziała, że nic jej nie
jest. I mimo że w jej oczach szkliły się łzy, dała mu wyraźnie do zrozumienia,
że nie potrzebuje pomocy, opieki czy troski, a przede wszystkim, że nie
potrzebuje JEGO. Odwróciła się na pięcie i prawie pobiegła, by znaleźć się jak
najdalej od tego miejsca, a on został sam, wypowiadając cicho tylko jedno
słowo:
-Hermiona…
*Wielbiciele „Trylogii Czasu” na pewno skojarzą te słowa z
tamtą serią i mam nadzieję, że wybaczą mi użycie ich w tym tekście ;) Natomiast
tych, którzy nie czytali tej trylogii, serdecznie do tego zachęcam, bo mi się
bardzo podobała- przyjemna, lekka lektura, ale z porządną fabułą.
*
Coś czuję, że przez ten rozdział
nie przeżyję następnej nocy, tak jak Harry ;)
Wiem, że możecie być wściekli:
rozdział jest krótki i bez żadnego konkretnego wątku, poza tym po dość długiej
przerwie.
Mi się podoba, wydaje mi się, że
jest trochę inny niż pozostałe, choć doskonale wiem, że moje opisy uczuć
wewnętrznych bohaterów są może trochę przydługie i irytujące.
Pamiętajcie, że to dopiero 1. część
tego rozdziału, a 2. na pewno będzie dłuższa i uwierzcie, że będzie się działo
;) Pomysł jest, teraz tylko napisać :/
No i tu pojawia się problem.
Uwierzcie mi, nie zmyślam, naprawdę nie mam na nic czasu, ledwo się wyrabiam.
Jak widać liceum to nie przelewki -.- A moje zamiary olewania nauki poszły w
las, kiedy pojawił się pierwszy sprawdzian xd Tak więc trudno mi powiedzieć,
kiedy będzie następna notka, ale myślę, że nie później niż w ciągu miesiąca ;)
Pozdrawiam serdecznie :*
PS No ale musicie przyznać, że pojawiło się trochę Romione :D