Było
lato. Rudowłosy, dobrze zbudowany mężczyzna pędził przez ulice Londynu. Wybiła
9, a słońce mocno grzało. Pogoda była idealna na piknik, rower lub inne zajęcia
na powietrzu. Niestety wielu Londyńczyków musiało zmarnować go w pracy. Tłum
kroczył powoli, pragnąc jak najdłużej przebywać na świeżym powietrzu i
zaczerpnąć cudownej pogody. Dwudziestoletni Weasley też o tym marzył, ale
niestety dokumenty go wzywały i był już spóźniony na umówione spotkanie.
Przebiegł koło kwiaciarni i czekoladziarni, nawet nie zwracając na nie uwagi.
Dotarł do jednej z toalet publicznych i zniknął w jej czeluściach.
W
atrium jak zwykle panował zamęt. Miliony liścików latało nad głowami
urzędników, podążających do konkretnych biur. Ron nawet nie skierował się do
swojego gabinetu, od razu pobiegł do Departamentu Magicznych Gier i Sportów.
Zatrzymał się na chwilę i popatrzył na swoje odbicie na lśniącej posadzce.
Poprawił krawat i pędem ruszył dalej.
Dotarł
wreszcie do departamentu i przeszedł między miejscami pracy wielu urzędników
oraz urzędniczek, które uśmiechały się do niego figlarnie. Zapukał do biura
i wszedł. Kwadrans później wracał tą
samą drogą, przeklinając w duchu swoją robotę. Kiedy starał się o posadę Aurora
nie sądził, że będzie tyle papierkowej roboty. Teraz dostał za zadanie jeszcze
raz przeanalizować atak na Mistrzostwach
Świata w Quidditchu, które odbyły się przed sześcioma laty. Weasley sumiennie
wykonał swoją pracę, a w zamian za to nakazano mu, żeby ową analizę i wszystkie
papiery jeszcze raz zobaczyli i podpisali przewodniczący pozostałych
departamentów, a na końcu Minister Magii. Ronald szedł naburmuszony między
stanowiskami, kompletnie ignorując zalotne uśmiechy tamtejszych urzędniczek.
W
pewnym momencie zobaczył, że przy jednym z biurek stoi wysoka, rudowłosa
kobieta i dyskutuje z mężczyzną, który tam pracuje. Podszedł do niej i poważnym
tonem rzekł:
-Pani Potter, czy mogę prosić na słowo?
Dziewczyna
odwróciła się z lekkim przerażeniem na twarzy, po czym wybuchneła śmiechem.
Przytuliła go i dała mu całusa w policzek.
-Co tutaj robisz?- spytał.
-Muszę uzgodnić coś w sprawie następnego meczu- Armaty z
Chudley kontra Harpie z Holyhead. A co tam u ciebie?-
zagadnęła radośnie.
-Nic nowego. Praca, praca i… praca- odparł obojętnie.
-Nie sądzisz, że trochę przesadzasz- rzekła zaniepokojona-
Spędzasz za dużo czasu w robocie, Harry nie…
-Ale Harry ma po co wracać do domu!- warknął zirytowany- A
ja wchodzę do pustych czterech ścian. Wolę spędzać czas tutaj, niż siedzieć tam
samemu.
-Zawsze możesz do nas przyjść.
-Ginny- rzekł czule i dotknął jej policzka- Wiem, że masz
dobre chęci, ale oboje wiemy, że nie mogę was codziennie nachodzić.
-No to może… Jakaś randka?- zasugerowała nieśmiało, a
urzędniczki, znajdujące się niedaleko wytężyły słuch.
-Nie żartuj sobie.
-Ja mówię poważnie! Przecież minęły prawie dwa lata, od kiedy
wyjechała. Czas najwyższy, żebyś zaczął się widywać z ludźmi.
-Wybacz siostrzyczko, ale spieszę się do Departamentu
Przestrzegania Prawa Czarodziejów.
Cmoknął
ją w policzek i wręcz wybiegł z pomieszczenia, a ona ze zrezygnowaną miną udała
się do szefa departamentu.
*
Departament
Przestrzegania Prawa Czarodziejów składał się z dwóch sal: większej, w której
znajdowały się stanowiska zwykłych pracowników, oraz mniejszej, w której stały
zaledwie trzy biurka, obecnie zajmowane przez szefa departamentu oraz jego
zastępcę. Panował tam zawsze porządek, a jednak, od czasu pokonania Voldemorta,
nie były to jedynie sterylnie czyste, chłodne pomieszczenia, w których nikt się
do siebie nie odzywał, ale zawsze panował wesoły, lecz cichy gwar.
Brązowowłosa
kobieta przemierzała dużą salę i powracały do niej wszystkie wspomnienia z
czasów, gdy sama tam pracowała. Na jej twarzy pojawiał się coraz szerszy
uśmiech. Jej obcasy stukały dość głośno, lecz nikt nie zwracał na nią
specjalnej uwagi, za co była wdzięczna. Przeszła, tak dobrze jej znany, wąski
korytarz w mgnieniu oka i znalazła się przy drzwiach do biura szefa. Zapukała
dwa razy. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, gdy usłyszała głos przyjaciółki,
zapraszający ją do środka. Otworzyła drzwi, a jej oczom ukazał się pokój, w
którym jeszcze dwa lata temu spędzała większość czasu.
Stały
tam trzy biurka, jedno na środku, dokładnie naprzeciwko okna, a pozostałe po
obu jego stronach. Przy blacie po lewej siedziała wysoka, dość pulchna
blondynka, notująca coś na pergaminie. Oprócz niej nie było nikogo. Granger
stanęła naprzeciwko jej stanowiska pracy.
-Słucham- rzekła jasnowłosa, dopiero teraz odrywając wzrok
od notatek.
Podniosła
głowę i nie mogła uwierzyć własnym oczom. Mrugnęła kilka razy, ale obraz się
nie rozmywał. Stała przed nią dwudziestoletnia kobieta, w czarnej, obcisłej
sukience do kolan i jasnej marynarce. Miała na sobie wysokie szpilki, a na jej
ramieniu zwisała olbrzymia, czarna torba. Jej włosy były rozpuszczone, a w
uszach połyskiwały srebrne kolczyki.
-Hermiono!- krzyknęła blondynka i rzuciła się jej na szyję.
-Cześć, Suzie- odparła dziewczyna, wyzwalając się z jej
uścisku.
-Jeju- pisnęła Susan- Kiedy wróciłaś i dlaczego nic nie
pisałaś?!
-Przyszłam tu prosto z pociągu i nikt nie wie, że wróciłam-
tylko ty i minister magii.
-No i na ile zostajesz?- dopytywała się dziewczyna.
-Chyba… na zawsze- odarła brązowowłosa.
-Żartujesz?!- ucieszyła się blondynka- Ale czemu nic nie
mówiłaś?
-Bo to nie było do końca pewne. Miałam zostać we Francji
przynajmniej do końca miesiąca, ale Kingsley napisał, że mam wracać.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę!- krzyknęła Suzie.
-Ja też się cieszę- odparła Hermiona.
Usiadły
przy biurku, a Susan porzuciła swoją pracę i zaparzyła im kawę. Rozmawiały
przez prawie kwadrans, dopóki do pokoju nie wszedł wysoki, brązowowłosy
mężczyzna, o ciemnej karnacji.
-Sue, mówię ci, ci ludzie mnie kiedyś wykończą!- rzekł,
przekraczając próg i niosąc stertę papierów- Czy naprawdę na tym świecie żyją
sami idioci?! Zażyczyli sobie, żeby…- przerwał dostrzegając brązowowłosą.
-Witaj, John- rzekła Granger.
Mężczyzna
rzucił papiery na biurko, podszedł do niej i z całych sił przytulił. Roześmiała
się kiedy wreszcie ja puścił, a przyjaciele jej zawtórowali.
-Kiedy wróciłaś? Dlaczego nic nie mówiłaś? Ile czasu
zostajesz?
Wyrzucił
z siebie taki potok słów, że brązowowłosa znowu parsknęła śmiechem, a kiedy już
się uspokoiła wyjaśniła mu to, co przed chwilą przekazywała Suzie. Zasiedli we
trójkę do kawy i Hermiona opowiadała im o życiu w Paryżu.
W
pewnym momencie do pomieszczenia wleciał list. John otworzył go i przeklął pod
nosem. Wstał i zgarnął jakąś teczkę z biurka. Podszedł do wyjścia i rzekł do
blondynki:
-Chodź, Sue. Wilson nas wzywa.
Dziewczyna
jęknęła, ale posłusznie wstała z krzesła i złapała kartkę papieru, na której
coś zapisywała, kiedy Hermiona przyszła.
-Możemy cie tu zostawić?- spytała się, wychodząc.
-Jasne- odparła brązowowłosa- Zaczekam.
Susan
uśmiechnęła się do niej i razem z Johnem opuściła pomieszczenie. Brązowowłosa
wstała z krzesła i przeszła się po pokoju. Nic się nie zmieniło. Zajrzała do
swojego starego biurka. Ze wzruszeniem stwierdziła, że ciągle są tam jej
segregatory, teczki i ulubiony kubek, którego zapomniała wziąć ze sobą.
Widocznie Kingsley nie powołał nikogo na jej miejsce. Podeszła do okna. Zawsze,
kiedy nawał pracy za bardzo ją przytłaczał, przyglądała się codziennemu życiu
londyńczyków. To było jej ukochane miasto i nawet Paryż nie był w stanie go
zastąpić.
*
Ronald
kroczył przez ministerstwo, cały czas wściekły na zleceniodawcę, który dał mu
tak upierdliwe zadanie. Na dodatek rozmowa z siostrą go zdołowała. Wiedział, że
powinien zapomnieć o przeszłości i zacząć wszystko od nowa, ale nie potrafił.
Ona zajmowała szczególne miejsce w jego sercu, tak trudno było pogodzić się z
myślą, że jej więcej nie zobaczy. Zżerał go żal o to, że wyjechała, ale nie
chciał wyrzucać jej z pamięci.
Wszedł
do odpowiedniego departamentu. Nienawidził tu przychodzić, unikał tego miejsca
jak ognia. Niby atmosfera była sympatyczna, ale wszystko mu ją przypominało.
Pamiętał jak przychodziła porozmawiać ze znudzonymi urzędniczkami, jak niosła
kawę do biura, gawędząc przy tym ze wszystkimi po drodze…
Doszedł
do pomieszczenia, w którym urzędował szef departamentu i wszedł do niego bez
pukania. Już od progu zawołał:
-John, musisz mi coś…
Stanął
jak wryty i odebrało mu mowę. Zaczął mrugać nienaturalnie szybko. Był
przekonany, że ma omamy, ale ona nie znikała. Cały czas stała pod oknem.
*
Ktoś
otworzył drzwi. Usłyszała głos, TEN głos. Rozpoznałaby go wszędzie. Odwróciła
się. Stał tam. Patrzył na nią wielkimi, błękitnymi oczami, w których tyle razy
się zatracała. Wyższy, potężniejszy i dojrzalszy niż kiedyś, ale z twarzy taki
sam. Łzy napłynęły jej do oczu. Pragnęła rzucić mu się na szyję i rozpłakać.
Nie zrobiła tego. Ona też dojrzała przez te lata, dlatego rzekła jedynie:
-Dzień dobry, Ronaldzie.
-Witaj, Hermiono- odparł zszokowany.
Stali
tak, nie wiedząc co powiedzieć. Patrzyli się na siebie, a przed ich oczami
pojawiały się wspomnienia- pierwszy taniec, pierwszy pocałunek, pierwsze
wyznanie miłości… Dziewczyna wiedziała, że źle postąpiła. Była przekonana, że
Weasley ma do niej frgo to żal, jednak zdecydowała się zagadnąć:
-Co u ciebie?
-Mam papiery dla Johna- odparł zszokowany, ignorując jej
pytanie.
-To może…- zaczęła, lecz jej przerwał:
-Przyjdę później- odwrócił się.
-Ron, zaczekaj!
Hermiona
krzyknęła za nim, lecz on zniknął za dębowymi drzwiami. Teraz naprawdę chciało
jej się płakać. Liczyła na to, że kiedy wróci wszystko się ułoży, ale nic na to
nie wskazywało.
*
Ronald prawie wybiegł z
pomieszczenia. Miał wrażenie, że to jakiś kretyński sen i chciał się jak
najszybciej obudzić. Przez długi czas próbował o niej zapomnieć i o wszystkim
co ich łączyło, lecz nie był w stanie. W końcu nauczył się normalnie
funkcjonować: chodził do pracy, spotykał się ze znajomymi, jeździł na obiady do
rodziny. Nie był gotowy na nowy związek, lecz nawiązał kontakt z ludźmi, który
bardzo pomógł mu się pogodzić ze stratą. Teraz wszystko powróciło, wszystkie
uczucia, które przez ostatnie pół roku zaciekle w sobie tłumił, uderzyły go ze
zmożoną siłą. Żal, tęsknota, smutek, rozpacz… Chciał pójść do baru i upić się
do upadłego. Tak robił na początku, tuż po jej wyjeździe. Pomagało, ale tylko
na kilka godzin, potem przychodził kac, a wraz z nim przygnębienie. Wymówienie
jej imienia przychodziło mu z trudnością, ba- nawet bał się o nim pomyśleć.
Wszystko mu się z nią kojarzyło.
Nie umiał powrócić do
rzeczywistości i zapomniał co tak naprawdę miał zrobić, więc zszokowany wrócił
do swojego biura.
*
Hermiona
szła przez atrium. Spotkanie z Ronem było bolesne. Nie miała pojęcia, że
przyjaciel ma do niej aż tak duży żal. W głębi duszy liczyła na to, że ucieszy
się z jej powrotu, że zaczną wszystko od nowa. Żałowała, że wróciła. W Paryżu
ułożyła sobie życie, nie było idealne, ale poukładane- chodziła codziennie do
pracy, na spotkania z różnymi czarodziejami, poznała masę fantastycznych ludzi.
Najgorsze były wieczory. Kiedy wracała do domu odczuwała, że jest sama, mimo że
cały dzień obracała się w towarzystwie. Kładła się na dwuosobowym łóżku, które
było w jej przydziałowym mieszkaniu i płakała, że koło niej nikt nie leży, że
ON tam nie leży. Kochała go i nigdy nie przestała, ale nie wytrzymali próby
jaką zgotował im los.
Doszła
do biura Aurorów. Drżącą ręką nacisnęła klamkę, bojąc się, że spotka Ronalda.
Przed jej oczami ukazało się przestronne pomieszczenie. Stało tam kilka blatów
zawalonych po brzegi najróżniejszymi papierami, ale nikt przy nich nie
siedział. Prawie wszystkie ściany (oprócz jednej, na której znajdowały się
drzwi do różnych gabinetów) były całkowicie obklejone różnymi listami gończymi,
plakatami, artykułami. Kiedyś, jeszcze przed wyjazdem, bywała tu kilkadziesiąt
razy dziennie. Czasem musiała załatwić jakąś sprawę, a innym razem przychodziła
po prostu odwiedzić Weasleya.
Szła
teraz wzdłuż ściany z drzwiami. Znała je na pamięć, każde nieraz otwierała.
Kiedy przechodziła koło jednych, na których znajdowało się imię i nazwisko Rona,
przyspieszyła kroku. W końcu doszła do upragnionego wejścia. Tabliczka
informowała, iż jest to gabinet Harry’ego Pottera, zastępcy szefa Biura
Aurorów. Do jej uszu dobiegł piskliwy chichot i uniosła brwi ze zdziwienia.
Zapukała dwa razy.
-Proszę- usłyszała roześmiany głos przyjaciela.
Odetchnęła
głęboko i otworzyła drzwi. Na obrotowym krześle przy biurku siedział
dwudziestoletni, czarnowłosy mężczyzna z dwudniowym zarostem. Jego twarz
pokrywały blizny, ale w zielonych oczach dostrzec można było wesołe promyki. Na
jego nosie spoczywały okrągłe okulary. Na blacie siedziała roześmiana, zgrabna,
również młoda kobieta o ognisto- rudych włosach. Obydwoje odwrócili twarze w
stronę brązowowłosej i zamarli, a ona nie miała pojęcia jak zareagować.
-Hermiona- wydusiła z siebie w końcu Ginny.
Granger
jedynie skinęła głową. Rudowłosa uśmiechnęła się szeroko, podbiegła do
przyjaciółki i mocno ją objęła. Tak dawno się nie widziały, a ostatnio zaczęły
rzadziej korespondować, gdyż miały coraz mniej czasu. Bardzo za sobą tęskniły.
Kiedyś mogły się spotkać właściwie codziennie i rozmawiać na wszystkie tematy,
zarówno na te błahe, jak i bardzo poważne, potem, niestety, nie miały tak dużej
swobody. Brązowowłosa odwzajemniła uścisk. Bardzo brakowało jej we Francji
przyjaciół.
Ginerva
puściła ją i obdarzyła szerokim uśmiechem. W między czasie koło nich stanął
zszokowany Harry. Hermiona patrzyła na niego z wyczekiwaniem, ale on nie mógł
wykonać żadnego ruchu. Patrzył się jedynie na nią szeroko otwartymi oczami.
-Może się z nią przywitasz- warknęła do niego żona.
Brązowowłosa
uśmiechnęła się nieśmiało. Minęło kilka nieprzyjemnych sekund. W końcu Potter
się roześmiał, po czym objął ją, a nawet uniósł i okręcił kilka razy. Ona
również parsknęła śmiechem. Kiedy stanęła już na ziemi patrzyła się na nich, a
w jej oczach pojawiły się łzy szczęścia.
-Co ty tu robisz?
-Kiedy wróciłaś?
-Na ile zostajesz?
Ginny i
Harry przekrzykiwali się nawzajem, co spowodowało wybuch kolejnej salwy
śmiechu. W końcu, kiedy udało się jej uspokoić, odpowiedziała:
-A więc… przyjechałam tu prosto z dworca. Z Paryża
wyjechałam koło 6. Jestem tu z polecenia Kingsleya i zostaję…- zawiesiła na
chwilę głos- Chyba na zawsze.
Rudowłosa
pisnęła i ponownie rzuciła się jej na szyję. Wszyscy byli przeszczęśliwi i nie
mogli przestać się śmiać. Ginerva zadała kolejne pytanie:
-Dlaczego nie napisałaś?
-Bo Kingsley mi zabronił. Miałam tam zostać jeszcze prawie
miesiąc, ale dostałam od niego sowę, w której napisał, że zwalnia mnie z tamtej
funkcji i mam wracać jak najszybciej do kraju, tak więc spakowałam się i
jestem.
-Ale czemu nic mi nie powiedział?- zdziwił się mężczyzna.
-Nie mam pojęcia- odparła Granger- Nie to, że spodziewałam
się jakiegoś hucznego powitania, ale myślałam, że przynajmniej wy, John i Suzie
będziecie wiedzieć, że wracam.
-Czy to ważne?!- wtrąciła rudowłosa- Liczy się to, że jesteś
i już zostajesz. To już pewne?
-Nie do końca. Jeszcze u niego nie byłam, ale sądzę, że tak
na 90% to pewne.
-Nawet nie masz pojęcia jak się cieszymy, że jesteś- rzekł
Harry, obejmując swoją małżonką w talii.
-Ja też się cieszę- odparła z szerokim uśmiechem.
Usiedli
i przez następne pół godziny brązowowłosa opowiadała im o Paryżu. Nie zachowywała
się tak swobodnie od dwóch lat. Poczuła się jakby znowu chodziła do szkoły.
Żartowali i śmiali się z byle czego, jak dawniej w Hogwarcie. Niestety nastąpił
koniec, bo do Harrego przyszły jakieś papiery do wypełnienia, Ginny powinna
wrócić do domu, a Hermiona musiała porozmawiać z Kingsleyem.
*
Ronald
siedział przy swoim biurku, patrzył na kartkę i nie umiał z niej nic
przeczytać. Ciągle miał przed oczami widok Hermiony, stojącej w tamtym
gabinecie; jej bujne, kasztanowe loki, zgrabną sylwetkę, orzechowe oczy,
malinowe usta… Nic dziwnego, że nie mógł się na niczym skupić. Już dawno
porzucił zamiar krążenia po ministerstwie i zbierania podpisów z poszczególnych
departamentów, odłożył to na następny dzień.
Wybiła
15, kiedy wypijał kolejną, już chyba piątą tego dnia, kawę. Gapił się na ulicę
Londynu. Ci mugole, którzy teraz pospiesznie wracali z pracy, wyglądali
komicznie. Uśmiechnął się nawet, przyglądając się im.
Nagle
usłyszał głośne pukanie, które brutalnie przywołało go do ponurej
rzeczywistości. Odstawił kubek na stół i przyjął pozycję, jakby coś uważnie
czytał, po czym niechętnie rzekł:
-Proszę.
Do
pokoju wparowała jego siostra, głośno zamykając za sobą drzwi. Była wyraźnie
zadowolona i chyba za wszelką cenę pragnęła mu telepatycznie przekazać tą
radość. Gwałtownie opadła na krzesło naprzeciwko niego i czekała na jego ruch.
-Co się dzieje, skarbie?- spytał po jakimś czasie.
-Jak myślisz kogo dziś spotkałam?- wyrzuciła z siebie, a jemu
zbledła mina.
-Zgaduję, że Hermionę- odparł ponuro po chwili.
-Skąd wiedziałeś? Widziałeś się z nią?
-Tak- skinął głową.
-I…?- drążyła dziewczyna.
-I co?!- zirytował się rudzielec.
-No rozmawialiście ze sobą?- wyjaśniła mu, jak jakiemuś
tumanowi.
-Zamieniliśmy kilka słów.
-No ale umówiliście się np.: na kawę?- Ginny była coraz
bardziej wkurzona.
-Nie.
-Jak to nie?!- w końcu wybuchła- Człowieku, dziewczyna,
którą kochasz wróciła do kraju i wreszcie możecie być razem, a ty nic z tym nie
zrobisz?!
-Ale może ja nie chcę się z nią spotykać!- wykrzyknął.
-Naprawdę?- Ginerva spochmurniała.
-Gin, ja mam dosyć…- westchnął- Wiesz jak dużo kosztowało
mnie to rozstanie. Nie chcę tego przeżywać drugi raz. Zacząłem wszystko od
nowa.
-Wiesz co, ja sądzę, że okłamujesz sam siebie- stwierdziła-
Ja, na twoim miejscu, nie przegapiłabym takiej okazji.
Chłopak
ledwo się powstrzymał, żeby nie powiedzieć, że nigdy nie była i nie będzie na
jego miejscu. Zamilkł. Rudowłosa wstała, podeszła do niego, pocałował go w
czoło i opuściła pomieszczenie, zostawiając go samego z ponurymi myślami.
*
-Wreszcie jesteś!- uśmiechnął się do niej ciemnoskóry
mężczyzna, kiedy usiadła na fotelu naprzeciwko niego.
-Wybacz, że tak długo, ale…
-Chciałaś najpierw pogadać ze znajomymi i zajrzeć do biura?-
spytał, puszczając do niej oko.
-No, tak- zarumieniła się i powtórzyła- Wybacz.
-Nie szkodzi- odparł bez żadnej urazy w głosie.
-A więc?- spytała nieśmiało.
-Myślałem, że to już jasne- zaśmiał się- Zostajesz. Twoje
biurko ciągle na ciebie czeka.
-Naprawdę?- nie mogła ukryć radości- I nie wracam już do
Francji?
-Nie- odparł- No chyba, że byś bardzo chciała.
-Nie- rzekła stanowczo- Tu mi dobrze.
-A więc witaj w domu!
*
Wybiła
18, a wszyscy pracownicy ministerstwa jak na zawołanie opuścili swoje gabinety
i i skierowali się do kominków, którymi pragnęli udać się do domów. Ron nie
mógł przez cały dzień się na niczym skupić i zdecydował, że znowu zostanie po
godzinach i zrobi, to co miał zrobić.
Od
dłuższego czasu czytał jakiś dokument od szefa i po 15 minutach zdał sobie
sprawę z tego, że nic z niego nie rozumie. Informacje błyskawicznie znikały z
jego głowy, a na ich miejscu pojawiał się obraz Hermiony. Nie umiał zliczyć ile
tego dnia wypowiedział przekleństw, ale wiedział, że było ich mnóstwo. Czemu wróciła?!
Akurat teraz, kiedy udało mu się jakoś poukładać swoje życie, kiedy nauczył się
jak o niej nie myśleć, musiała to zepsuć. Wystarczyło, że na nią spojrzał i już
powróciły dokładnie wszystkie wspomnienia.
Ktoś
delikatnie zapukał do jego gabinetu. Chciał się od wszystkiego odciąć, ale
świat zdecydowanie mu na to nie pozwalał, akurat tego dnia wszyscy czegoś od
niego chcieli. Zdziwiło go również, że ktoś jeszcze o tej porze jest w pracy,
choć w sumie wiedział, że nie tylko on nie nadąża ze swoją robotą.
-Proszę- warknął i skupił się na papierach.
Usłyszał
stukot obcasów. Czyżby to znowu Ginny przyszła go skontrolować? Kobieta usiadła
w milczeniu na fotelu naprzeciwko, a on poczuł, bardzo dobrze mu znaną, woń jej
perfum. Ostrożnie uniósł głowę. To była Ona! Patrzyła się na niego z kamienną
miną, nie wypowiadając ani jednego słowa. Ron ledwo się powstrzymał, żeby nie
otworzyć ust ze zdziwienia. Po paru sekundach udało mu się przyjąć obojętny
wyraz twarzy i beznamiętnym tonem rzekł:
-Słucham cię.
-Tylko tyle masz mi do powiedzenia?- Hermiona zmarszczyła
brwi.
-Chyba nie rozumiem- odparł, próbując się nie zdenerwować.
-Nie było mnie przez dwa lata. Nie odpisałeś na żaden z
moich listów. Kiedy wreszcie się spotkaliśmy, uciekłeś po 5 minutach. Nie
sądzisz, że zasługuję na to, abyś poświęcił mi trochę swojej uwagi?!
-Przepraszam cię bardzo- rudzielec poczerwieniał na twarzy-
Ja ci się powinienem z czegoś tłumaczyć?! To chyba jakiś kiepski dowcip…
-Nie chcę, żebyś się z czegokolwiek tłumaczył!- odparła
stanowczo- Chodzi mi jedynie o to, że mógłbyś ze mną porozmawiać.
-A o czym?!- wykrzyknął- Nie mamy o czym rozmawiać!
-A właśnie, że mamy!- ona również się zarumieniła
-No dobrze- sarknął- To może chcesz pogadać o tym co robiłem
przez te dwa lata? Powiem ci, przez pierwsze pół roku od twojego wyjazdu nie
wychodziłem z baru. Potem Potterowie kazali mi wrócić do pracy, dlatego też
siedziałem tu prawie 24 godziny na dobę. Potem wyjechałem na 2 miesiące do USA,
żeby odciąć się od wszystkich. Wróciłem. Zacząłem wreszcie normalne życie. Wszystko
się ustabilizowało, ale dzisiaj… Dziś pojawiłaś się ty!
-To źle?!- żachnęła się.
-Z całym szacunkiem- przerwał, żeby wziąć głęboki oddech-
Ale wolałbym, żebyś została we Francji i nie niszczyła więcej mojego życia.
Zapadła
cisza. Hermionie słowa stanęły w gardle, a w oczach pojawiły się łzy. Wróciła
tylko dla niego, ale on tego nie rozumiał. Oddychał płytko i w nienaturalnie
szybkim tempie. Nie był na to przygotowany. Nie spodziewał się, że mógłby
powiedzieć coś takiego, a jednak. Przynajmniej był szczery, powiedział
dokładnie to, co mu leżało na duszy i, mimo że jakaś cząstka krzyczała, żeby
przestał i po prostu jej wybaczył, to za dużo wycierpiał, żeby teraz udać, że
nic się wydarzyło.
-Czyli nie chcesz mnie znać?- wydukała.
-Nie powiedziałem tego- burknął, po czym dodał głośniej- Ale
wolałbym, żebyś nie burzyła mojej codzienności.
-Przyjechałam tu tylko dla ciebie!- wykrzyknęła, nie mogąc
wytrzymać- Dlaczego tego nie rozumiesz?
-Nie, to ty nie rozumiesz!- znowu podniósł głos- Wróciłaś,
ale wcześniej wyjechałaś na 2 lata. Raczyłaś mnie poinformować o tym zaledwie
tydzień wcześniej! To ty zniszczyłaś to uczucie, które się między nami
zrodziło!
-Mogłeś ze mną jechać!- broniła się.
-Chyba żartujesz?!- warknął- Miałem rzucić wszystko, żeby
jechać do Paryża?! Miejsca, w którym w życiu nie byłem, gdzie ludzie
porozumiewają się w nieznanym mi języku?!
-Gdybyś mnie kochał, to byś to zrobił!
-Gdybyś ty mnie kochała, nie wyjechałabyś! Albo przynajmniej
powiedziała mi o tym odpowiednio wcześniej! A teraz znowu wracasz tylko na
moment, żeby zniszczyć to, co budowałem przez ostatnie miesiące.
-Wróciłam na zawsze!
Ron
zamarł. To była ostatnia rzecz, która przyszłaby mu na myśl. Nie mógł uwierzyć
w jej słowa. To dlatego Ginny powiedziała mu, żeby walczył o ich związek,
wiedziała, że teraz tak szybko się nie rozstaną. Ale czy on był gotowy
wybaczyć, zacząć wszystko od nowa, ponownie zaufać?
-Posłuchaj mnie, Ron- wyrwała go z zamyślenia, a jej głos
drżał- Ja wiem, że źle się zachowałam. Wiem, że powinnam zostać z tobą, a tymczasem
ja wybrałam karierę. Przepraszam- dotknęła jego dłoni- Ale teraz możemy to
zmienić. Zacząć od nowa…
To była
bardzo kusząca propozycja. Przypomniał sobie jak cudownie się im wtedy układało
i, mimo że były kłótnie i spory, to po nich następowały najwspanialsze
pojednania. Wspomniał ich wspólne mieszkanie- poranki, lunche, wieczory… A
jednak jego duma była zbyt urażona, a serce wciąż bało się zranienia.
-Hermiona- szepnął i zabrał rękę- Wybacz, ale to nie
wyjdzie… Nigdy więcej nie zbudujemy tego co udało nam się wtedy osiągnąć.
Wstała
i wyszła. Nie była w stanie znieść jego słów. Został sam. W pustym, ciemnym
pomieszczeniu, bardzo oszołomiony. Zastanawiał się, czy dobrze postąpił,
odrzucając ją raz na zawsze. Czy jednak możliwe było, żeby znowu odbudowali
swoje relacje?
*
Wybiegła
z biura, a potem jak najszybciej do atrium. Pragnęła natychmiast opuścić to
miejsce i znaleźć się w domu, chociaż nie… Najmocniej chciała teraz tak bardzo nie
cierpieć, po prostu zniknąć z tego świata. Wyszła z jednej z publicznych
toalet, do której przeniosła się za pomocą proszka fiuu. Dopiero gdy znalazła
się na ulicach Londynu i rozpoznała ten znajomy gwar, pozwoliła sobie uronić
łzę. Skręciła w jakiś nieprzyjemny, pusty zaułek i przeteleportowała się
nieopodal własnego mieszkania. Szybko doszła pustą uliczką do starej kamienicy,
którą zamieszkiwała. Wyjęła klucze z torebki, otworzyła bramę, sprawdziła, czy
nie zalega jej jakaś poczta (na ogół wszystko zabierała Ginny i przesyłała jej
do Francji), po czym jak najszybciej pobiegła na drugie piętro i otworzyła
drzwi z numerem 21.
Ukazał
się jej niewielki salon, teraz spowity ciemnością. Zapaliła światło. Wszystko
wyglądało tak jak dawniej: niewielki pokój dzienny z aneksem kuchennym, po
prawej drzwi do sypialni, a obok wejście do łazienki. Niestety wszystkie meble
były puste, bo jej rzeczy cały czas znajdowały się w różnych pudłach.
Nie
miała siły się rozpakować. Rzuciła się na sofę i zaczęła płakać. Nie miała
pojęcia, że w ojczystym kraju będzie jej aż tak źle. Chciała stąd uciec. Znowu
znajdowała się sama pośród czterech ścian. Wszystko w tym mieszkaniu
przypominało jej Rona. Zanim wyjechała pomieszkiwali u siebie nawzajem.
Widziała jak stoi przy kuchni i pogwizdując smaży jajecznicę lub jak przed lustrem
w łazience niezdarnie wiąże krawat… To wszystko miało inaczej wyglądać.
Wstała
i podeszła do barku. Alkohole zostawiła, gdyż wiedziała, że się nie zepsują.
Wzięła butelkę Martini, wygrzebała jeden kieliszek i nalała sobie napoju. To w
Paryżu nabrała nawyku picia wina, bo Francuzi spożywają je do każdego posiłku.
Na ogół jest bardzo słabe, ale czasem na spotkaniach ze znajomymi wypijała coś
mocniejszego. Teraz pragnęła zatopić w nim swoje smutki.
„To wszystko miało inaczej wyglądać…” pomyślała, po raz setny.
*
Ron
energicznie otworzył drzwi do zatłoczonego pubu. Minęło prawie pół roku od
kiedy był tu ostatni raz, ale teraz zdecydowanie potrzebował Ognistej Whisky.
Podszedł do baru i usiadł za nim, po czym zamówił u Toma, który bardzo ucieszył
się z jego wizyty, alkohol.
Rozejrzał
się po pomieszczeniu. Znał je aż za dobrze. Tyle razy tu bywał, jeszcze jako
dziecko, z rodzicami, później ze znajomymi, z Hermioną i na końcu sam, tuż po
jej wyjeździe. Kiedy przychodzili tu razem zawsze zajmowali ten sam stolik przy
oknie i zamawiali piwo kremowe, które przypominało im wspaniałe, szkolne lata.
Śmiali się wtedy do rozpuku i wygłupiali, a około północy wychodzili na spacer
po Pokątnej i teleportowali się do któregoś z ich mieszkań.
Barman
podał mu whisky, a on wypił ją jednym duszkiem. Poczuł jak ciepło ogarnia całe
jego ciało i zamówił następną kolejkę. Nie był w stanie zrozumieć tej sytuacji.
Z jednej strony ciągnęło go do Hermiony i jakaś jego część krzyczała, żeby
natychmiast do niej pojechał, ale żal i urażona duma wygrywały i kazały mu
zostać tam gdzie jest.
-Cześć, Ron- usłyszał za sobą niski głos.
Chwilę
później, koło niego spoczął dość wysoki, blond włosy mężczyzna. Był w wieku
rudzielca, ale wyglądał dużo gorzej. Jego twarz, pomijając „pamiątki” bo bitwie,
była wychudła i zapadnięta. Cała jego postawa wyglądała mizernie, bardzo
schudł, ale, mimo wszystko, na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech, na widok
dawnego przyjaciela.
-Część, Seamus. Kopę lat- odparł Ron niezbyt
entuzjastycznie.
-I co tam w ministerstwie?- zagadnął wesoło Finnigan, mimo
iż widział, że Weasley wcale nie ma ochoty na pogawędki.
-Po staremu. Masa papierkowej roboty.
-To nie po staremu- zaśmiał się blondyn- Kiedyś było tylko
działanie.
-Wiesz, teraz żyjemy w dużo bezpieczniejszych czasach, a
większość Śmierciożerców już złapali, więc co nam zostało.
-No tak. Czasem tęsknie za tą robotą, jednak miała coś w
sobie…
Ron
spojrzał na kolegę, na którego twarzy rysował się wyraźny smutek. Seamus też
kiedyś był aurorem, ale odszedł. Po bitwie o Hogwart dowiedzieli się, że
Lavender Brown przeżyła. Finnigan spędzał u niej, w szpitalu każdą wolną
chwilę, nawet gdy była jeszcze w śpiączce. To jego pierwszego zobaczyła po
przebudzeniu. Z czasem ich relacje zaczęły się zacieśniać, a oni zrozumieli, że
łączy ich uczucie dużo głębsze od przyjaźni. Zaręczyli się, a później wzięli
ślub. Niestety Lavender potrzebowała więcej czasu, żeby dojść do siebie i nawet
teraz większość dni spędzała w szpitalu, toteż jej mąż zrezygnował, już dość
dawno, z pracy w ministerstwie i zaczął nową, w św. Mungu.
-Co tam u Lav?
-Nie jest źle, no ale cóż… Mogłoby być lepiej. Ostatnio powstały
komplikacje. Miała objawy likantropii. Znowu jest w szpitalu i podają jej
antidotum. Teraz jest lepiej, ale był taki moment, że bałem się, że zacznie się
zmieniać… no wiesz, w wilkołaka.
Ostatnie
słowa wypowiedział szeptem, sam był z nimi oswojony, tak samo jak Ron, ale
wśród ludzi wciąż budziły grozę. Weasley poczuł ogromny smutek. Znał ich ponad
pół życia. Chciał dla nich jak najlepiej. Na co dzień nie zdawał sobie sprawy z
iloma problemami się borykają. Pamiętał ich ślub. On w jasnym garniturze, ze
swoim szerokim uśmiechem na twarzy, choć widocznie zmęczony, ona- w białej,
pięknej sukni, zmizerniała, lecz szczęśliwa. Popatrzył jeszcze raz na
przyjaciela. Właśnie wypijał piwo kremowe. Był dla niego pełen podziwu, że
wciąż walczył, że był w stanie zrobić dla niej wszystko…
-Podobno Hermiona wróciła do Anglii?- spytał po pewnym
czasie blondyn- Widziałem się dziś z Kingsleyem.
-Tak, to prawda- odparł smętnie.
-No to czemu jesteś taki przygnębiony?
-Bo wcale nie chciałem, żeby wracała.
-Chyba żartujesz?! Przecież ją kochasz!
-Może i tak, ale za bardzo cierpiałem po jej wyjeździe. Nie
chcę tego przeżywać ponownie.
-Ale przecież ona już tu zostaje!
-Chyba tak…
-No to co ci stoi na przeszkodzie?!- Finnigan się zirytował-
Człowieku, schowaj do kieszeni swoją urażoną dumę i idź się zobaczyć z kobietą
twojego życia… Rzadko spotyka się tak dobrane pary jak wasza. Nie poddawaj się!
I nagle
to do niego dotarło. Seamus i Lavender ciągle walczyli o to, aby ich związek
przetrwał, a on poddał się po pierwszej próbie, jaką zgotował mu los. Kochał
Hermionę… Tak, kochał! Więc musiał za wszelką cenę utrzymać ich związek.
Dokończył napój, który dodał mu jeszcze więcej odwagi i zapału.
-Dziękuję, Seamus- powiedział radośnie do przyjaciela, który
się zdziwił- Idę do Hermiony.
Zapłacił
Tomowi, zabrał rzeczy i ruszył do wyjścia. Rzucił tylko na odchodne, żeby
pozdrowił żonę, po czym wybiegł na ulicę i przeteleportował się do domu Hermiony.
*
Brązowowłosa,
już przeszło godzinę, siedziała na kanapie i płakała. Obok niej stała butelka
tylko na dnie wypełniona winem. Nie czuła się jednak pijana i nie była. Alkohol
też w żaden sposób jej nie pomagał, była coraz bardziej zdołowana. W tle
leciała jaka smutna piosenka o miłości, co jeszcze bardziej pogłębiało jej
depresje. Najgorsze było to, że wszystkie złe słowa, które wypowiedział Ron
były najszczerszą prawdą. Zachowała się okropnie wyjeżdżając praktycznie bez
słowa, a teraz wróciła jak gdyby nigdy nic i pragnęła, żeby było jak dawniej.
Żałosne. Sama sobie nie umiała wybaczyć, a wymagała tego od Weasleya.
Usłyszała
pukanie do drzwi i aż podskoczyła. Przecież tak niewiele ludzi wiedziało, że
wróciła. Kto to mógł być? Schowała prawie pustą butelkę do szafki w kuchni,
poprawiła strój, włosy i wytarła rozmazany makijaż i poszła otworzyć drzwi.
Zamarła,
gdy zobaczyła, kto przed nią stoi. Myślała, że to jakiś sen, ale On tam był!
Opierał się o framugę z zawadiackim uśmiechem, a w ręku trzymał bukiet róż.
Otworzyła oczy szeroko, ze zdziwienia.
-Chyba winien ci jestem przeprosiny- powiedział, ale gdy
zobaczył jej jeszcze bardziej zaskoczony wyraz twarzy, kontynuował-
Potraktowałem cię niesprawiedliwie. Miałaś prawo wyjechać i…
-Ale nie powinnam!- jęknęła.
-Proszę, daj mi skończyć. Miałaś prawo wyjechać, to była
doskonała oferta, a ja powinienem był pojechać za tobą. Tak, powinienem-
powiedział stanowczo, widząc, że chce zaprzeczyć- Dlatego teraz chcę cię
prosić, abyś mi wybaczyła, żebyśmy zaczęli od nowa.
-Nie przepraszaj- powiedziała drżącym głosem, po cym rzuciła
mu się na szyję.
Pocałowała
go tak namiętnie, że o mało co się nie przewrócił. Poczuła niczym
nieograniczoną euforię. Przeszedł ją dreszcz, gdy dotknął jej języka.
Zdecydowanie za tym tęskniła najbardziej. Nie mogła już opisać swojego
zadowolenia, kiedy poczuła, że całuje jej szyje.
Złapała
go za marynarkę, wciągnęła do mieszkania i zamknęła drzwi na klucz.
Rzeczywiście to był początek, a ich dopiero co rozpoczęte, nowe życie
zapowiadało się fantastycznie.
*
Hej, kochani :D
Wiem, wiem, zlinczujecie mnie! Nie dość, że tyle czasu się nie odzywam, to jeszcze nie wstawiam nowego rozdziału.
Przepraszam :c Zaczął się nowy rok szkolny, a ja poszłam do liceum i... jestem mega pozytywnie nakręcona! Dawno nie czułam się tak dobrze! Przepraszam, jeśli kogoś to zdołuje :P Po prostu bardzo źle oceniałam moją obecną szkołę, kiedy do niej szłam i to, co w niej spotkałam bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Przede wszystkim mam mega klasę, a to się, przynajmniej dla mnie, liczy najbardziej. Tak więc po prostu nie umiałam pisać kolejnego rozdziału o ich rozstaniu.
Miniaturka... Cóż, pozostawia ona wiele do życzenia. W gwoli ścisłości, Ron i Hermiona są dorośli i przez długi czas byli parą, ale potem ona dostała awans, który łączył się z wyjazdem do Paryża. Tyle chyba załapaliście. Wszystko jest trochę wyrwane z kontekstu, ale chyba da się ogarnąć.
Skąd ten pomysł? Cóż, bardzo lubię pisać o dorosłym życiu naszych bohaterów, co z pewnością zauważyliście, ale nie o czasach po bitwie, tylko późniejszych. Mam pomysł na kolejne opowiadanie, właśnie w tym stylu i być może ta miniaturka stanie się kiedyś jednym z jego rozdziałów.
Na razie wstawiam Wam ją, żeby trochę o sobie przypomnieć i po to, żebyście mieli co poczytać- takie oderwanie się od lekcji ;) Niemniej zrozumiem, jeśli Wam się nie spodoba.
A nowy rozdział... będzie, kiedy pogorszy mi się humor :P Ale na pewno będę się odzywać ;)
Pozdrawiam :*
Cześć!
OdpowiedzUsuńŚwietna miniaturka! Haha, a miałam uczyć się do angielskiego i odrobić polski. xD
Ale co tam! :P Warto było.
Jak już pisałam świetna miniaturka i nie wiem co mogłabym jeszcze napisać. Po prostu brak mi słów.
Pozdrawiam! :*
Hahahha, ja miałam odrabiać matmę, ale stwierdziłam, że ją wstawię :P
UsuńNaprawdę cieszę się, że Ci się podoba :)
Pozdrawiam :*
Dosłownie odebrało mi mowę! Genialna, wzruszająca, wręcz epicka miniaturka! :D Naprawdę!
OdpowiedzUsuńJa też uwielbiam pisać o nich, jako o dorosłych, więc tym bardziej mi się podobało :P
Napisałabym strasznie długi komentarz, ale nie mam po co: bez błędów, żadnych powtórzeń, świetna fabuła.
Tyle.
Po prostu epickie.
Ojej, dziękuję :)
UsuńNie sądziłam, że zareagujecie tak pozytywnie (ostatnio nadużywam tego słowa -.-), ale nie powiem, że mi się to nie podoba ;)
Pozdrawiam i dziękuję za miłe słowa:*
Ja za to ostatnio nadużywam słowa "epickie" xD
UsuńA tak przy okazji: dzięki Tobie mam inspirację do kolejnych rozdziałów u mnie (przez "kolejnych" mam na myśli od 20. w górę :P).
Trzymaj się! :*
Według mnie ta miniaturka jest świetna! Miałam grać na pianinie, ale trudno, dostanę ochrzan najwyżej xD
OdpowiedzUsuńW każdym razie było warto! ;P
Po prostu jak to czytałam widziałam każdą scenę!
Jesteś świetna <3
Nic dodać, nic ująć
:**
a co do tytułu to myślę, że będzie pasował taki cytat "Są tacy, którzy uciekają od cierpienia miłości. Kochali, zawiedli się i nie chcą już nikogo kochać, nikomu służyć, nikomu pomagać. Taka samotność jest straszna, bo człowiek uciekając od miłości, ucieka od samego życia. Zamyka się w sobie." Jan Twardowski, ale to trochę długie, więc mam jeszcze jeden
Usuń"Jest taka miłość, która nie umiera, choć zakochani od siebie odejdą." też Jana Twardowskiego, mam nadzieję, że pomogłam
Dzięki :D
UsuńHahahaha, ojej, też kiedyś unikałam gry na pianinie :/ a teraz po prostu nie mam czasu...
Na serio się cieszę, że Ci się podoba :)
Jeśli chodzi o tytuł, to myślałam nad jakimś cytatem, ale w sumie, to nigdy nie daję cytatów na tytuły i jakoś dziwnie by to wyszło :/
Ale bardzo, bardzo, baaardzo dziękuję Ci za pomoc, bo może mnie to jakoś zainspiruje ;)
Pozdrawiam :*
Świetne ! Skoro lubisz pisać o dorosłym życiu to zakończ pisanie tego opowiadania i rozpocznij nowe . :) będzie to miłe i dla nas i dla Ciebie .
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa :)
UsuńAle nie chcę kończyć pisać tego opowiadania, tzn chce je zakończyć epilogiem, tak, jak powinno być, a to nie jest takie proste :/ Choć rzeczywiście rozmyślam nad pisanie drugiego opowiadania, ale raczej równolegle do tego.
No nie wiem... Pomyślę.
Pozdrawiam :*
Jesteś świetna :D Miniaturka także <3 pisz częśvcej i weny i humoru :]
OdpowiedzUsuńTo jest malutkie potterowskie arcydzieło :D
OdpowiedzUsuńCześć! Sorki za spam, ale właśnie powróciłam z nowym rozdziałem. Zapraszam :D
poszukiwani-przez-mrocznych.blogspot.com
Genialna miniaturka! Oczywiście, życzę weny ;) Ja kompletnie odcięłam się od bloga. Jestem raczej zmuszona go zawiesić na czas nieokreślony, bo to, co się działo w ostatnim 1,5 w moim życiu.. Po prostu: Wow.. Jeszcze raz życzę weny, bo ja jej w ogóle nie mam i czekam na nią od wakacji :/ Czekam i nie ma.. Niestety.. Wracając do miniaturki- świetna, nie będę Cię linczować, bo jak najbardziej Cię rozumiem, nie doszukałam się błędów. Jednym słowem- Świetna!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i jeszcze raz weny życzę :)
Lucy :*
Dziękuję :*
UsuńBardzo się cieszę, że Ci się podoba. Ogólnie, nie sądziłam, że tak pozytywnie ją odbierzecie.
Za wenę dziękuję i... liczę, że przyjdzie :/
Tobie też życzę weny i wgl powodzenia w różnych sytuacjach życiowych.
Pozdrawiam :*
Hej! Zyskałaś nową czytelniczkę ! :)
OdpowiedzUsuńProszę, dodaj kolejny rozdział. I pogódź ich już. Ja wcale nie uważam, że jest za słodko jak są parą. Jest idealnie <333
Jak czytam, to czasami chce mi się tego Rogera udusić albo zrobić mu coś złego. Zniszczył Hermionie życie i jeszcze ma czelność z nią rozmawiać (nie mówiąc o całowaniu jej w policzek -,-)
Kompletnie zgadzam się z Harrym. Hermiona nie powinna w ogóle mu wybaczać. Gdybym ja była na jej miejscu a on przyszedłby mnie przeprosić, dałabym mu z liścia. I to mocno, żeby dokładnie zrozumiał przesłanie >:D
Ale jestem zuuuaaaa XD
I Hermiona ma iść do Slughorna z Ronem albo wcale. Takie są moje żądania. O, a Roger skończy z Lav-Lav, będzie szczęśliwy.
Jeszcze raz błagam, napraw Romione <3<3
Pozdrawiam :)
Bardzo się cieszę, że Ci się podoba :)
UsuńNiestety chyba mój plan nie spełni do końca Twoich oczekiwań, ale myślę, że jakoś to przeżyjesz ;)
Sama po sobie widzę, że bardziej podoba mi się akcja jak się schodzą itd. niż jak już są parą, ale może jestem w tym osamotniona :/
Dzięki za opinię i pozdrawiam :)
Super Ci to wyszło, naprawdę . Życzę weny bo piszesz super . Więcej ronione ! Haha . Kiedy kolejna notka ? :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :*
UsuńPostaram się, żeby było więcej Romione ;)
Hm... nie wiem, kiedy nowa notka- mam pomysł, ale jakoś nie umiem tego spisać. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie i zaczekacie na wenę i wgl., bo, uwierz mi, ja też bardzo bym chciała coś wstawić.
Pozdrawiam :)
Już wiesz kiedy bedzie kolejna notka ? :)
OdpowiedzUsuńNiesamowita miniaturka! Niesamowita?! NIESAMOWITA?! ONA JEST GENIALNA! EPICKA! I WSZYSTKIE NAJLEPSZE PRZYMIOTNIKI JAKIE W OGÓLE ISTNIEJĄ MOŻNA JE DO NIEJ PRZYPISAĆ! DZIĘKI ZA TĄ MINIATURKĘ! <333333333
OdpowiedzUsuń