Minął listopad. Zima zawładnęła
całą Anglią, doskwierając przy tym wszystkim uczniom Hogwartu . Nikomu nie
chciało się wyściubiać nosa z dormitorium, a tymczasem nauczyciele nie
odpuszczali i zadawali im esej za esejem, w końcu zbliżał się koniec semestru. Hermionie
odpowiadał taki układ- mogła nie myśleć o Ronie, z którym w końcu nie
porozmawiała o tamtym wydarzeniu- była na to zbyt dumna. Zachowywała się jak
robot, pisała multum wypracowań, kuła z podręczników i właściwie nie ruszała
się ze swojego miejsca w bibliotece, no może z wyjątkiem uczestnictwa w
lekcjach.
To było
jedno z tego typu piątkowych popołudni , kiedy z nikim nie rozmawiała,
kompletnie odcięta od świata, zaczytana w „Historię Hogwartu”. Wybiła 20 i
wszyscy uczniowie dawno stamtąd uciekli do swoich pokojów wspólnych albo
dormitoriów. Nikt nie miał zamiaru marnować takiego wspaniałego wieczoru na
naukę. Ale ona nie miała po co tam wracać, w Pokoju Wspólnym czuła się obco,
przytłaczała ją atmosfera, jaka tam panowała, a do dormitorium nie wracała z
wiadomych powodów, nie wiedziała jak zareagowałaby na widok Lavender, dlatego
też wolała jej nie widywać.
Skończyła
czytać książkę i zrobiła do niej notatki. Otoczona stosikiem podręczników,
zauważyła, że jednego jej brakuje. Udała
się w stronę półek z pomocami na temat numerologii. Przebiegła palcem po
grzbietach książek. Poczuła woń pergaminu, która od razu wprowadziła ją w dobry
nastrój. Przyuważyła tytuł dzieła, które było jej potrzebne, lecz stało na
najwyższej półce. Wspięła się na palce i próbowała je zdjąć, lecz wciąż jej to
nie wychodziło. Westchnęła zrezygnowana i już wyciągała różdżkę, żeby przywołać
książkę, kiedy ktoś stanął za nią i zdjął podręcznik.
Odwróciła
się, żeby podziękować „wybawcy”, ale, kiedy go ujrzała, nie była w stanie nic powiedzieć.
Przed nią stał Roger. Nie mogła w to uwierzyć! Jego też za wszelką cenę starała
się uniknąć. Nie rozmawiała z nim o dnia meczu i nie miała na to specjalnej
ochoty, lecz chłopak stał tuż obok i trzymał jej książkę, jak niby miała go
spławić?!
-Czy… czy możesz mi dać tę książkę?- powiedziała bardzo
wysokim głosikiem.
-Tę?- spytał z lekkim uśmiechem, wskazując palcem na
podręcznik, a ona kiwnęła głową- Tylko jeśli ze mną pogadasz.
-Roger, błagam…
-Nie, Hermiono, mamy sobie zbyt dużo do wyjaśnienia, żeby
tak po prostu to zostawić.
Dziewczyna
ponownie westchnęła, ale skierowała się do stolika i zaprosiła go do niego.
Wilde spoczął na krześle naprzeciwko, a lekturę, którą do tej pory kurczowo
ściskał w dłoni, odłożył na blat. Spojrzał się głęboko w oczy brązowowłosej,
czekając na jej ruch.
Hermiona była coraz bardziej
zdenerwowana, jej usta zacisnęły się w wąską linię, a wzrok stawał się coraz
groźniejszy. Kiedy ujrzała beztroski wyraz twarzy Rogera, miała ochotę dać mu w
pysk, lecz gdy popatrzyła w jego srebrnoszare oczy powróciły wszystkie
wspomnienia. Potrafili siedzieć tu godzinami i rozmawiać o niczym. Tak bardzo
tęskniła za tamtymi czasami, mimo że to było tuż po kłótni z Ronem, ale teraz
było jeszcze gorzej- potrzebowała go jeszcze bardziej. W końcu powiedziała:
-Słucham cię.
-Dobrze. Jesteś jedną z najbliższych mi osób. Gdyby nie ty,
nigdy nie odnalazłbym się w Hogwarcie. Jesteś niezwykła, jedyna w swoim rodzaju
i bardzo mi zależy na naszej przyjaźni.
-Z mojej perspektywy to nie do końca tak wygląda- sarknęła.
-Ja o tym doskonale wiem- warknął, ale szybko się
zreflektował- Przepraszam. Chodzi mi tylko o to, że jesteś dla mnie bardzo
ważna i nie chcę, żeby jeden incydent zepsuł naszą przyjaźń.
-Ten incydent- krzyknęła, nie zważając na to, że są w bibliotece-
Zrujnował mi całe życie!
Łzy
zaczęły jej spływać po policzkach. Pomyśleć, że gdyby nie ten pocałunek, gdyby
nie Roger, nigdy by się nie rozstała z Ronem, a teraz prawdopodobnie
siedzieliby przy kominku, beztrosko przy tym gawędząc. A jednak coś jej mówiło,
że powinna mu wybaczyć.
Kiedy
chłopak zobaczył, że zaczyna płakać, podszedł do niej i objął ją ramieniem. Nie
protestowała. To już był dobry znak.
-Hermiono, wybacz mi proszę. Ja naprawdę bardzo cię
potrzebuję i wiem, że ty mnie też. Chcę, żebyś była moją przyjaciółką…
Dziewczyna
jeszcze przez chwilę płakała, lecz po chwili udało jej się uspokoić. Odetchnęła
głęboko, odchyliła głowę i powiedziała:
-Obiecaj mi, że nigdy więcej nie powtórzy się sytuacja z
tamtego wieczoru.
-Obiecuję!
Hermiona
uśmiechnęła się, na co on odpowiedział tym samym, po czym pocałował ją w czoło.
To był taki znak pojednania. Po chwili Roger z powrotem zajął swoje miejsce i
zaczął pomagać brązowowłosej w nauce.
*
Harry
przemierzał puste korytarze z prędkością godną podziwu. Miał dosyć, chciał się
jedynie położyć spać. Taki tryb życia go wykańczał. Właśnie wracał od Dumbledore’a,
u którego spędził ostatnie 3 godziny.* Poza
tym Snape zadał im esej na poniedziałek, a od tego zależała jego ocena na ten
semestr. Był wściekły, wszystko spadło na niego naraz. W dodatku męczyła go ta
sytuacja z Ronem i Hermioną. Minął prawie miesiąc, a oni nic. Brązowowłosa
ciągle płakała gdzieś po kątach, a Ron nie ruszał się bez tej lafiryndy, której
wszędzie był pełno. Czasem miał ochotę strzelić go w twarz. Co on sobie, do
cholery jasnej, myślał?! Że poczuje się lepiej? Harry był w stanie zrozumieć,
że jego przyjaciel był rozżalony, kiedy zobaczył swoją dziewczynę z innym i
nawet mógł znieść, że wtedy pocałował Lavender, ale w danej chwili ta sytuacja
wymykała się spod kontroli. Fakt, że Ron wciąż z nią chodzi, w ogóle do niego
nie docierał i uważał, że niewybaczalne jest to, że, najzwyczajniej w świecie,
chciał się zemścić na Hermionie, zranić ją…
Skręcił
za róg, żeby przejść jednym ze skrótów do wieży Gryffindoru. Pogrążony w
zadumie, kroczył, nie zważając na nic. W pewnym momencie, gdzieś z boku,
mignęła mu jakaś postać. Zatrzymał się, a następnie cofnął kilka kroków. Na
jednej z kamiennych ławek siedziała Ginny. Patrzyła się bez wyrazu w okno, a po
jej policzkach spływały łzy.
Chłopak
zaskoczony tym widokiem, przysiadł się do przyjaciółki. Dziewczyna odwróciła
się do niego i obdarzyła go smutnym uśmiechem. Chwilę potem otarła łzy rękawem
bluzy i spojrzała się na niego z wyczekiwaniem.
-Piękna dziś noc- zagadnął, nie za bardzo wiedząc jak, Harry, a ona parsknęła śmiechem.
-Tak, szkoda tylko, że całe niebo jest zachmurzone- odparła,
a chłopak poczerwieniał- Spokojnie, Harry, to jest teraz najmniej istotne.
-Skoro tak mówisz- uśmiechnął się do niej- Idziesz do Pokoju
Wspólnego?
-Nie, jeszcze chwilę tu posiedzę.
-To, ja może cię zostawię- zaczął nieśmiało, mając nadzieję,
że go zatrzyma.
-Harry, zaczekaj- powiedziała Gin, a on miał ochotę skakać z
radości- Zostań ze mną, proszę.
-Jasne- odparł z szerokim uśmiechem, na co ona odpowiedziała
tym samym.
Na
chwilę zapadła cisza. Rudowłosa ponownie spojrzała się na błonia, które
pokrywała gruba warstwa śniegu i lodu, Harry, natomiast, patrzył się na nią- jej
długie włosy, piegi na twarzy, zadumaną minę, jej szklane, orzechowe oczy i
malinowe usta… Otrząsnął się po chwili i
zauważył, że znów płacze.
-Powiesz mi, co się stało?- zapytał nieśmiało.
-To naprawdę nic takiego- wykrztusiła- Nie ma sensu, żebym
ci o tym opowiadała.
-Właśnie, że jest!- odparł trochę zbyt ostro, dlatego potem
dodał już łagodnie- Jesteśmy przyjaciółmi, Ginny, możesz mi powiedzieć o
wszystkim- rudowłosa uśmiechnęła się.
-Pokłóciłam się z Deanem, znowu…- westchnęła- Ja nie wiem,
co się dzieje. W wakacje i we wrześniu wszystko było idealnie, a potem zaczęło
się psuć i nie mam pojęcia czemu. Czasem się zastanawiam, jak to możliwe, że
chodzimy ze sobą? Przecież mamy tak odmienne charaktery, jesteśmy zupełnie
inni… Z najbanalniejszych przykładów: ja lubię zaklęcia, on woli transmutacje;
ja kocham sowy, on woli koty; ja lubię grać w szachy, on woli eksplodującego
durnia; ja chcę spędzać każdą wolną chwilę z przyjaciółmi, on woli, żebyśmy się
kameralnie zaszyli w jakimś kącie… I takich sytuacji są tysiące, jedynie
quidditch tak naprawdę nas łączy. I powiedz mi, jakie taki związek ma szanse na
przetrwanie?
-Wiesz- mruknął bez przekonania Harry- Podobno
przeciwieństwa się przyciągają.
-Ale my właśnie nie jesteśmy tak zupełnie inni, ale też nie
jesteśmy podobni! Co za bagno!- krzyknęła.
-Gin- zaczął nieśmiało, choć w środku go roznosiło, musiał
jej zadać to pytanie- A nie myślałaś o
tym, żeby z nim zerwać?
-Nie, nie chcę…- rudowłosa wybuchła płaczem.
Tym
razem Potter nie patrzył się na nią bezczynnie, tylko mocno do siebie
przytulił. Dziewczyna oparła głowę na jego torsie, a jego rozpierało szczęście.
Chyba nigdy nie byli ze sobą tak blisko, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Poczuł
jak jej włosy łaskoczą go delikatnie w szyję. Przeszedł go przyjemny dreszcz,
pragnął, żeby tak trwali zawsze, chciał ją pocałować tu i teraz… Lecz po chwili
przypomniał sobie w jakiej sytuacji się znajdują. Wyszedł by na najgorszego
chama. Po prostu wykorzystałby sytuację, że ona nie jest pewna swoich uczuć.
Nie mógł tego zrobić Deanowi, a tym bardziej Ginny. Odsunął się od niej trochę,
żeby ochłonąć, ale kiedy spojrzała na niego wielkimi, szmaragdowymi oczami, bez
zastanowienia wypalił:
-Kochasz go?
-Słucham… ?
-Spytałem- zaczął całkiem spokojnie, choć wewnątrz zżerał go
strach- Czy kochasz Deana?
-Ja, ja…- dziewczyna zaczęła się jąkać, zupełnie zbita z
tropu.
Nie
mogła odpowiedzieć, że tak, bo byłoby to kłamstwem, ale nie chciała też mówić,
że nie, bo wyglądałoby to tak, jak by chciała się naprzykrzać Harry’emu. Prawdą
było, że nigdy tak naprawdę nie kochała Deana, na pewno nie w ten sposób; to co
ich łączyło, to była przyjaźń, sympatia, może nawet chemia, ale nigdy miłość.
Od zawsze była zakochana w Potterze i wiedziała, że to się nigdy nie zmieni.
-Ja nie wiem- wykrztusiła w końcu.
-Jak to nie wiesz?- chłopak zmarszczył brwi.
-No, ja nie wiem… Nie jestem pewna… Chyba nie… Na pewno nie
w TEN sposób, jak już to tak jak brata…
-Ginny- westchnął- Sądzę, że nie ma sensu tego tak dłużej
ciągnąć.
-Ja wiem, ale nie chcę z nim zrywać… Boję się zepsuć
relacje, jakie zbudowaliśmy do tej pory.
-Ale jesteś nie-fair w stosunku do Deana!- Harry, chwytał
się ostatniej deski ratunku- Nie możesz
go tak okłamywać!
-Chyba masz rację…- powiedziała z zadumą, po czym dodała
pewniej- Tak, na pewno masz rację!
Potter
uśmiechnął się szeroko. Wreszcie miał szansę, mógł jej wyznać swoje uczucia,
jak tylko zerwie z Thomasem. Ginny wstała. Była dużo pogodniejsza, niż wtedy,
gdy ją tu zastał. Widać było, że potrzebowała takiej rozmowy, a Harry był
zachwycony, że to właśnie on ją z nią odbył. Również wstał i zatrzymał się tuż
przed przyjaciółką.
-Dziękuję, Harry.
To
powiedziawszy pocałowała go w policzek. Serce czarnowłosego wykonało kilka
radosnych fikołków, ale on, jak zwykle, nie dał tego po sobie poznać. Ruszyli
do pokoju wspólnego rozmawiając o jakiś przyjemnych rzeczach. Obydwoje byli
przepełnieni nadzieją, że wszystko się ułoży i w tym momencie, obydwoje byli
szczęśliwi.
*
To był dość męczący tydzień, a Ron chciał się jak najszybciej położyć. Niestety wiedział, że Gryfoni szykują dziś imprezę, a on, jako, w ostatnim czasie, najbardziej popularny członek reprezentacji quidditcha powinien się na niej znaleźć.
Trochę
mu się już znudziło bycie popularnym. Czasem pragnął usiąść gdzieś w Pokoju
Wspólnym i mieć święty spokój. Tymczasem, za każdym razem, gdy tam wchodził,
napadało go gro ludzi, z czego każdy chciał czegoś innego. Czuł się jakby w
ogóle nie miał prywatności. Co więcej, Lavender kochała spędzać z nim czas,
akurat kiedy był otoczony wielbicielami.
No
właśnie, Lavender… Nic do niej nie miał. Nawet ją lubił, poza tym nieraz
przyznał przed sobą, że mu się podobała, ale miała taką typową urodę, nie taką
jak… No nieważne. Po pewnym czasie, zaczęła go jednak wkurzać. Po pierwsze,
udawała przed nim idiotkę, a doskonale wiedział, że nią nie była, owszem, może
interesowała się kosmetykami, ciuchami i tego typu rzeczami bardziej niż jego
siostra czy… Niemniej nie była głupia, posiadała dużą wiedzę i naprawdę była
dość inteligentna. Po drugie, co się i tak wiąże z pierwszym, nazywała go
Mon-Ron, co bardzo ciężko znosił i za każdym razem, kiedy słyszał ten zwrot,
dostawał szewskiej pasji. No i po trzecie, chyba najgłupszy z tych wszystkich
powodów, ale też najważniejszy- nie była Hermioną!
Z dosyć
ponurym nastawieniem prawie dotarł do portretu Grubej Damy. Chcąc jak
najbardziej odciągnąć moment wejścia do pomieszczenia, usiadł na kamiennej
ławce, w jednej z wnęk. Zaczął rozmyślać. O czym? Głównie o Hermionie. Próbował
się przed tym powstrzymywać, ale to było zbyt trudne, coraz częściej ulegał tym
refleksjom. Najczęściej dopadały go pytania „co by było gdyby?”, np.: gdyby
został wtedy, przy Hermionie i Wildzie i poczekał na dalszy rozwój wydarzeń,
albo wtedy z nią porozmawiał, lub gdyby nie pocałował Lavender… Miliony innych,
tego typu, myśli napadały go codziennie, wpędzając go w coraz większe poczucie
winy. Z drugiej strony, wiedział, że to ona zawiniła. Tylko, że to wszystko nie
wyglądało logicznie, wręcz było bez sensu! Znał ją tyle lat i nie mógł
uwierzyć, że tak po prostu go zdradzała, a poza tym, gdyby tak było, nie
zareagowałaby płaczem na jego pocałunek z Lavender. Niestety, ilekroć
nachodziły go takie dygresje, uświadamiał sobie, że się łudzi. Po prostu
próbuję znaleźć jakiś sposób, żeby usprawiedliwić winę Hermiony, ale jego
zraniona duma mu na to nie pozwalała.
I
nagle, nie wiadomo czemu, nawiedziło go wspomnienie. Jedno z piękniejszych w
jego życiu, chociaż nie- każde wspomnienie związane z Nią było piękne:
Była północ. Ostatnimi czasy nie wracali do Pokoju Wspólnego wcześniej
niż o tej godzinie. Całe dnie były zawalone lekcjami, a Ron dodatkowo miał
treningi. Nie było czasu na spotkania, chyba że w nocy. Znaleźli sobie kilka
sprytnych kryjówek, np.: salę, w której spędzili pierwszy wieczór po pogodzeniu
się, albo schody do sowiarni, na których o tej porze nikogo nie było, często
też przesiadywali na Wieży Astronomicznej. Tym razem wracali z Pokoju Życzeń,
który stał się ich ulubionym miejscem spotkań.
Nagle Ron zatrzymał się, tuż
obok portretu Grubej Damy. Pociągnął swoją dziewczynę w stronę wnęki, w której
znajdowała się kamienna ławka i usiadł na niej.
-Ron, co ty
wyprawisz?- spytała rozbawiona.
-Siedzę.
-Widzę, że siedzisz-
warknęła- Ale czemu się zatrzymujesz?! Jeśli znowu nas złapią, to McGonnagal da
nam popalić!
-No i co z tego?
-Ronaldzie!-
powiedziała bardzo oburzonym tonem- Ja rozumiem, że może ciebie nie obchodzą
oceny, czego osobiście nie popieram, ale doskonale wiesz, że ja…
Nie skończyła mówić, bo chłopak
podszedł do niej i ją pocałował. Zdezorientowana oddała pocałunek. Ron
obejmował ją w pasie tak mocno, jakby bał się, że się wyrwie, ale ona nawet nie
miała takiego zamiaru. Zapomniała nawet o czym mówiła.
Nagle chłopak odsunął się i z
uśmiechem rzekł:
-Nie gadaj tyle!
-Ty chamie!-
zbulwersowała się brązowowłosa- Co ty sobie myślisz? Ja nie jestem…
-Mam to powtórzyć?-
zagroził jej chłopak.
-Tak, proszę- jęknęła,
zmieniając kompletnie ton.
Chłopak zachichotał, po czym złożył
kolejny pocałunek na jej ustach. Tym razem dużo namiętniejszy. Cały czas
obejmował ją w talii, a ona gładziła rękoma jego włosy. Było im tak dobrze.
Niestety od rana znowu zaczną się wszystkie codzienne zajęcia i będą się
musieli rozstać prawie na cały dzień.
Znowu to Ron odsunął się
pierwszy. Popatrzył z uśmiechem na twarz ukochanej. Była zbita z tropu. Te
pocałunki wytrącały ją z rytmu, a jednak były nieodłączną częścią jej obecnego
życia i nie umiała sobie wyobrazić, jak miałaby wytrzymać bez nich, bez Rona
choć jeden dzień.
-Usiądźmy tu na
chwilę- rzekł rudowłosy.
Oboje spoczęli na ławce. Hermina
oparła mu głowę na ramieniu. Wiedziała, że zaraz znowu rozstaną się na prawie
24 godziny, żeby potem móc spędzić ze sobą masę czasu. Brązowowłosa miała
potworne wyrzuty sumienia. Ron powinien teraz smacznie spać w swoim łóżku, a
tymczasem siedział z nią na korytarzu. Nie mogła pozwolić, żeby był tak
zmęczony.
-Chodźmy już-
powiedziała po kilku minutach.
Rudzielec westchnął. Była
wyjątkowo niecierpliwą osobą pod tym względem, ale między innymi za to ją
kochał (do innych rzeczy miała anielską cierpliwość).
W Pokoju Wspólnym nie zastali
nikogo. Wszyscy uczniowie regenerowali się na następny dzień pełen lekcji,
sprawdzianów, esejów i innych szkolnych spraw.
Ron, jak co wieczór, pocałował
swoją dziewczynę na pożegnanie. Już odchodził do schodów, kiedy coś go tknęło i
cofnął się do niej.
-Jutro o tej samej
porze?- spytał spokojnie.
Brązowowłosa popatrzyła na niego
z troską. Słaniał się na nogach. Widać było, że jest zmęczony. Oczy miał
podkrążone i przekrwione, usta suche, a na twarzy pojawił się kilkudniowy
zarost. On praktycznie nie bywał w swoim dormitorium! Lekcje, treningi,
Hermiona, lekcje, treningi, Hermiona… Tak wyglądało kilka jego ostatnich
tygodni. Dziewczyna nie mogła patrzeć na to, jak się męczy. Długo zastanawiała
się nad odpowiedzią i długo nie mogła ona jej przejść przez gardło, ale w końcu
wydusiła:
-Nie.
-Jak to „nie”?-
chłopak zmarszczył czoło.
-Skarbie, popatrz w
lustro. Wyglądasz jak wrak człowieka!
-Dziękuję za
komplement- sarknął, ale ona to zignorowała.
-Nie możesz zarywać
nocy tylko po to, żeby się ze mną spotkać.
-Tylko po to, żeby się
z tobą spotkać?! Tylko?!- nie mógł uwierzyć w jej słowa- Hermiono, do cholery
jasnej, jesteś jedynym szczęściem jakie mnie spotkało na tym ziemskim padole, a
ty chcesz mnie tego pozbawić?!
-No nie, ale…- odparła
trochę zdezorientowana- Nie możesz tak mało spać! A przez te nasze spotkania… Ile
ty w ogóle sypiasz? Cztery godziny?
-Posłuchaj, jeśli
poruszasz kwestię snu, to dobrze, w takim razie zapraszam o 20 do mnie do
dormitorium. Będziesz spać ze mną- powiedział zdenerwowany.
-Przecież wiesz, że to
wbrew przepisom!
-No i co z tego?
-Dobrze.
-Świetnie!
Przez chwilę patrzyli się na
siebie wrogo, po czym obydwoje ryknęli śmiechem. Hermiona dotknęła jego
policzka i pogładziła go.
-Po prostu się o
ciebie martwię- rzekła, już spokojnie.
-Wiem, ale nie masz o
co.
-Ale powinieneś więcej
spać, taki tryb życia wpędzi cię w chorobę!
-Hermiono, uwierz mi,
że jeśli się ze mną jutro wieczorem nie spotkasz, to dopiero będę chory.
Brązowowłosa jeszcze raz
przejechała ręką po jego twarzy. Dała mu całusa w policzek. Nie chciała, żeby
przez nią tak się męczył, ale wiedziała, że go nie przekona. Ron, jakby
czytając w jej myślach, powiedział:
-Nie martw się.
Dziewczyna uśmiechnęła się
szeroko. Nawet w chwilach, kiedy to ona powinna się o niego martwić, to on
stawał się opiekuńczy. To było urocze.
-Kocham cię-
powiedziała.
W odpowiedzi Ron pocałował ją w
czoło. Wiedzieli, że to jest ten moment, kiedy muszą się rozstać. Hermiona
odsunęła się od niego i uśmiechnęła smutno. Dodała jeszcze:
-Jakby coś to powiedz
i…
-Hermiono!
-No dobrze, dobrze.
Rudzielec roześmiał się, widząc
jej naburmuszoną minę. Pocałował ją jeszcze raz na pożegnanie i obydwoje poszli
do swoich dormitoriów.
Nie
wiedział czemu akurat to wspomnienie tak bardzo zapadło mu w pamięć i akurat
teraz powróciło. Jak się nad tym teraz głębiej zastanowił, to miał lepsze
wspomnienia związane z nią. Jednak to go rozbiło. Wtedy była taka troskliwa,
kochana… Nie mógł uwierzyć, że ta sama dziewczyna całowała się z innym
chłopakiem. To naprawdę nie miało żadnego sensu!
Już był
gotowy wstać i pójść ją przeprosić, porozmawiać, jednak coś go powstrzymało.
Zza rogu wyłonił się nie kto inny, jak Hermiona. Wcale nie wyglądała na
przygnębioną, wręcz przeciwnie- śmiała się w niebogłosy. Obok niej szedł ten
debil. Niósł stos książek i wciąż któraś mu upadała. Ron znajdował się w tak
dogodnej pozycji, że mógł jednym ruchem różdżki sprawić, żeby wszystkie
zniknęły, lecz tego nie zrobił. Był załamany! Ona wcale nie cierpiała po tym
zerwaniu! Pewnie już od dawna chciała do tego doprowadzić, żeby móc chodzić z
Wildem. W tym momencie rudzielec stwierdził, że ta dziewczyna z pewnością nie
zasługuje na wybaczenie!
Para go
minęła, a on usilnie się powstrzymując, żeby nie podstawić któremuś z nich
nogi, odczekał kilka minut, po czym z podniesioną głową ruszył do Pokoju
Wspólnego, gdzie czekała na niego chmara wielbicieli.
*
Roger i
Hermiona właśnie wyszli z biblioteki. Dziewczyna oczywiście zabrała ze sobą
masę książek, a że towarzyszył jej mężczyzna, który był dżentelmenem, to,
oczywiście, on je wszystkie niósł. Brązowowłosa nieźle się bawiła, patrząc jak
nie może uporać się z lekturami, ale stwierdziła, że nie będzie mu pomagać,
kiedyś musi jakoś wynagrodzić jej tamto zachowanie.
-Z kim idziesz na Bal Bożonarodzeniowy?**- spytał chłopak.
-Skąd w ogóle pomysł, że na niego idę?- odparła z przekorą.
Była w doskonałym humorze.
-Bo pamiętam jak się ucieszyłaś, gdy Slughorn nam o nim
powiedział.
-Wiesz- dziewczyna trochę spochmurniała- Chciałam iść na
niego z Ronem…
-No tak, jasne- wpadł jej w słowo- Czyli nie masz partnera?
To może masz ochotę iść ze mną?
-Niestety nie.
-Nie chcesz?
-Nie mogę.
-Jak to?- Wilde zmarszczył brwi- Idziesz z Harrym?
-Z Coramciem- jęknęła.
-Chyba żartujesz?!
-No wiesz, chciałam się odegrać na Ronie i…
-Hermiono, zgłupiałaś? Przecież to taki…
-No ja wiem- ponownie jęknęła- Ale w sumie jest miły…
-Bo chce się do ciebie dobrać!
-No może, ale ja się nie dam!
-Błagam cię, nawet się nie zorientujesz kiedy…
Nie
dane było mu skończyć, gdyż nad nimi przeleciał Irytek i złośliwie zrzucił na
Rogera łajnobombę. Ciemnowłosy upuścił przez niego wszystkie książki, a do tego
oblepiony był brunatną, klejącą się, podejrzaną substancją. Posłał w kierunku
ducha wiązankę przekleństw i z powrotem odwrócił się do Hermiony, która
praktycznie tarzała się ze śmiechu.
-No przezabawne!- warknął.
Jej
reakcją była kolejna salwa śmiechu. W końcu i on nie wytrzymał i również zaczął
się śmiać. Nie mogli się uspokoić przez dobrych 10 minut. W końcu brązowowłosa
się opanowała i za pomocą różdżki oczyściła ubranie i włosy chłopaka.
Pozbierali wszystkie książki i beztrosko ruszyli dalej.
Wyszli
zza zakrętu na korytarz, który prowadził prosto do portretu Grubej Damy.
Hermiona miała z nim dużo dobrych wspomnień, lecz niestety związanych z Ronem. Nie
miała jednak czasu o tym myśleć, bo Roger co i raz wypuszczał którąś z książek,
a ona w tym momencie chichotała, pomagając mu je zbierać.
-Wracając do balu- zaczął chłopak- To jak coś też tam będę.
-Jasne, jak zatruję się przystawkami Slughorna, to będę cię
wołać- sarknęła.
-Ej no- zaśmiał się, ale szybko się opanował- Mówię serio.
-Ja też. Uwierz, będzie dobrze.
Z tymi,
dość błogimi i wesołymi humorami wypowiedzieli hasło i razem wkroczyli do
Pokoju Wspólnego.
*
Minęła
noc i nastał następny dzień. Bodajże sobota. Harry szedł z Ronem w kierunku
Wielkiej Sali. Zdążyli się już ze sobą pogodzić. Przez ostatni miesiąc spędzali
razem całkiem sporo czasu. Teraz rozmawiali o czymś, śmiejąc się głośno.
-A tak a propos spania- zagadnął wesoło Potter- O której ty
wczoraj wróciłeś?
-Weź nic nie mów- parsknął rudzielec.
-Stawiam, że o… 3?
-O 5!
-Brawo- zaśmiał się czarnowłosy, po czym dodał trochę
poważniej- Byłeś z Lavender?
-Ta- jęknął Weasley.
-Ale we Wspólnym?
-No właśnie nie. Byliśmy w jakiejś pustej sali…
-Przespałeś się z nią?!- wykrzyknął Harry, zauważając w jaką
stronę zmierza ta rozmowa.
-Pogrzało cię?!- warknął zdezorientowany Ron- I nie wrzeszcz
tak!
-Sorry, po prostu… no wiesz… tak mi się skojarzyło…
-Ale ona chciała- westchnął Ron.
-A ty?
-A jak myślisz?!
-To po co z nią, do cholery, chodzisz?!
-Ja…- zaciął się na chwilę- Nie wiem.
-A ja wiem. Chcesz się odegrać na Hermionie, ale to co
robisz jest podłe. Ona naprawdę cierpi, a ten pocałunek nic dla niej nie
znaczył.
-Mam inne zdanie.
-Oj przestań- Harry się trochę zirytował- Ona nie rozmawiała
z nim o tamtego wydarzenia!
-Czyżby? Bo wiesz, wczoraj widziałem ich na korytarzu i nie
wyglądali na złych czy obrażonych.
-Żartujesz?- zdziwił się czarnowłosy.
-A czy wyglądam jakbym żartował?!
To
powiedziawszy, Ron, z podniesioną głową wkroczył do Wielkiej Sali. Za nim
podreptał, wkurzony tą całą sytuacją i jednocześnie trochę zbity z tropu,
Potter.
*
-Hermiono, musimy pogadać!- warknął Harry, gdy tylko
wypatrzył przyjaciółkę w Pokoju Wspólnym.
Dziewczyna
podniosła wzrok znad książki. Wpatrzyła się w przyjaciela, który stał tuż przed
nią i był wyraźnie zdenerwowany. Nie rozmawiała z nim od wczoraj rana i nie
miała pojęcia czym mogła go tak bardzo wkurzyć (bo oczywistym było, że jest na
nią zły).
-Tak?
-Nie chcesz mnie o czymś poinformować?
-Wiesz, właśnie jestem w trakcie uczenia się numerologii i
mogę powiedzieć ci jaka jest twoja szczęśliwa liczba i…- zaczęła, chcąc
rozluźnić atmosferę, ale chłopak jej przerwał:
-Błagam cię! Dlaczego mi nie powiedziałaś, że pogodziłaś się
z Wildem?
-O…- trochę ją to zaskoczyło- Bo nie było kiedy.
-Czyli pogodziliście się…
-Wczoraj wieczorem.
-Świetnie! A możesz mi wyjaśnić z jakiej niby racji mu
wybaczyłaś? Już nie pamiętasz co się wydarzyło?!
-Oczywiście, że pamiętam- teraz i ona się zirytowała- Ale
wyobraź sobie, że Roger jest dla mnie ważną osobą i nie chce żyć z nim w ciągłej
wojnie.
-Aha, czyli Ron nie jest tak ważny i z nim możesz walczyć?!
-Wiesz, że to inna sytuacja! To on mnie prowokuje!
-Nie, Hermiono, to od ciebie się to wszystko zaczęło.
Naprawdę chciałem wierzyć, że to był jedynie przypadek, ale teraz mam poważne wątpliwości.
-A dlaczego? Bo chciałam odzyskać przyjaciela?
-A Ron. Jego nie chcesz odzyskać. Ty naprawdę zapomniałaś co
was łączyło?!
-Jak w ogóle śmiesz tak mówić?! Oczywiście, że o tym
pamiętam! Czy ty kiedykolwiek się zakochałeś? Jak myślisz jak czuje się
człowiek zraniony przez tą najbliższą osobę?! Myślę o nim każdego dnia,
znienacka dopadają mnie wspomnienia… Jestem tym zmęczona, Harry! Dlatego chcę
mieć kogoś, przy kim choć na chwilę mogę o nim zapomnieć. Roger jest dla mnie
tylko i wyłącznie przyjacielem!
-A ty jesteś dla niego tylko przyjaciółką?
Dziewczyna
zamilkła. Nie spodziewała się takiego zachowania po Harrym. Miała do niego żal
o to, że staje przeciwko niej. Myślała, że może na niego liczyć, a tymczasem on
wyraźnie chciał jej przekazać, że postępuje idiotycznie. Nie miała zamiaru go
dłużej słuchać.
-To już nie jest twój interes!
To
powiedziawszy, szybkim krokiem udała się do swojego dormitorium, gdzie
spokojnie mogła dać upust swojej złości. Potter natomiast został sam,
wściekając się na siebie, że zamiast z nią pogadać na spokojnie, od razu na nią
naskoczył i na Hermionę, za to, że była taka naiwna i nie chciała słuchać
dobrych rad.
______________________________________
* Wiem, że pomijam w tym opowiadaniu niektóre ważne
informacje, dlatego też chciałabym wyjaśnić. Jak zapewne wszyscy wiecie w HP i
KP Harry chodził do Dumbledore’a na specjalne „lekcje”, gdzie oglądał
wspomnienia Toma Riddle’a (ogólnie te spotkania z Dumbledorem mogą pojawiać się
częściej niż w książce czy filmie lub w innej kolejności, ale to tylko dlatego,
żeby Harry miał skąd wracać i co robić po lekcjach-.- ). Jedno ze wspomnień
należy do Slughorna, lecz on je zmodyfikował i jest fałszywe, dlatego też Albus
kazał Potterowi wyciągnąć z niego to wspomnienie. Jak coś, to ta część książki
ciągle trwa gdzieś w tle mojego opowiadania, a Harry wypije Feliks Felicis, ale
wszystko w swoim czasie ;)
** No i oczywiście odbędzie się Bal Bożonarodzeniowy u
Slughorna, na którym… no zresztą sami zobaczycie :P
*
I jak? Tym razem zacznę od
rozdziału: moim zdaniem jest ok i muszę Wam się przyznać, że miał wyglądać
zupełnie inaczej, ale jakoś nie mogłam napisać tamtej wersji, a ta przyszła mi
z łatwością. Wiem, że wciąż nie ma zbyt dużo akcji, no ale trochę się
pozmieniało ;) Ja jestem z niego zadowolona.
Jak Wam mijają, kochani, wakacje?
Wiem, dopiero 2 dni… Ja wciąż mam wrażenie, że jutro muszę iść do szkoły :P A w
dodatku mam strasznego doła, bo właśnie skończyłam gimnazjum i cholernie
tęsknię… Jakby tego było mało, to przytłacza mnie sprawa z liceum. No ale
dobra, nie jest najgorzej! Przynajmniej mamy wolne xD
Nowy szablon! Nie sposób go nie
zauważyć :P Jestem nim zachwycona, bo autorka zrobiła dokładnie to, o co ją
prosiłam ;) Dlatego jeszcze raz dziękuję Carze za to cudo <3
Nowy rozdział… nie mam pojęcia
kiedy :/ Kompletnie nie mam weny, za każdym razem, kiedy go otwieram, jakoś przechodzi
mi ochota na pisanie :(( Trzymajcie kciuki, żeby wena powróciła…