Od
felernej nocy minął niecały tydzień. Prawie siedem kolejnych dni z życia
każdego ucznia Hogwartu przeleciało, jak piasek przez palce. Zarówno Ron, jak
Ginny nie mieli zamiaru się do siebie odzywać. Weasleyówna traktowała bardzo
niemiło, wręcz bezczelnie i okrutnie, swojego brata oraz jego przyjaciela. Do
Hermiony podchodziła z większym zaufaniem, lecz zachowując dystans, bo miała do
niej wyrzuty, że nadal tak dużo chwil spędzała z „tymi kretynami”. Jeśli
chodzi o faktyczną ilość tego czasu, to wcale nie było go tak wiele, bo Harry ciągle
mocno ćwiczył swoją drużyną, a
wychodziło mu to coraz trudniej, gdyż po pierwsze, sam nie mógł się
skoncentrować przez tą „bójkę”, po drugie, Weasley przepuszczał wszystkie
piłki, po trzecie Dean był dla niego wyjątkowo chamski, a po czwarte, Ginny
opuściła wszystkie treningi, przez cały tydzień. Potter rozważał, czy nie
wpuścić na najbliższy mecz kogoś z ławki rezerwowych, problem tkwił jednak w
tym, że najlepszym zawodnikiem był Thomas, a gdyby wszedł na jedno boisko razem
z Ronem i Harrym, to na pewno nie skończyłoby się to dobrze. Czarnowłosy
wierzył, jednak, w umiejętności swojej (byłej)przyjaciółki i sądził, że, nawet
bez tego ostatniego tygodnia przygotowań, da sobie radę, o ile pojawi się na meczu.
Rudzielec
i jego dziewczyna wracali powoli z kolacji. Trzymali się za ręce, snując się po
zamku i rozmawiając na jakiś, w rzeczywistości, mało istotny temat. Obydwoje
myśleli o następnym dniu, upragnionej sobocie, w którą miał się odbyć, pierwszy
w tym sezonie, mecz quiditcha. Harry stwierdził, że ostatniego dnia już
nie zmienią swojej gry, więc puścił ich wcześniej. Ron i tak został godzinę
dłużej na boisku, ciągle trenując. Prawdą było, że w ogóle mu nie szło, był
coraz gorszy, niemniej czarnowłosy postanowił go nie zmieniać na McLaggena i
dał mu szansę zagrania w najbliższym spotkaniu. Weasley cały czas nie mógł
pogodzić się ze swoim zachowaniem w stosunku do siostry, oczywiście rozpraszało
go to o wiele mniej niż ta kłótnia z Hermioną, jednak ciągle nie udawało mu się
skupić, w sumie, na niczym, a zwłaszcza na grze.
-Ron, mam tego dosyć!- warknęła w pewnym momencie dziewczyna,
przywołując go do rzeczywistości.
-Czego?
-Twojego zachowania! Musisz w końcu przeprosić Ginny, widzę
jak się tym martwisz i jeśli ci to pomoże to ona też się tym bardzo przejmuje.
-A niby jakby miałoby mi to pomóc?!
-Bo kiedy wiesz, że nie jesteś w całej sprawie sam, że ktoś
czuje to samo co ty, łatwiej zmierzyć się z sytuacją.
-Hermiono, ja chyba nie dam rady…
-Dasz! Na pewno sobie poradzisz, nieraz zmierzyłeś się z
niebezpieczeństwem, Śmierciożercami, a nawet śmiercią, lecz boisz się
porozmawiać z własną siostrą?!
Stał i
się na nią gapił. Ostatnie zdanie, to był cios poniżej pasa, a najgorsze było
to, że wyrażało najszczerszą prawdę. Nagle poczuł przypływ odwagi, skoro Ginny również
jest tak trudno, to nie może trzymać ich w tym stanie, musi pójść i ją
przeprosić.
Wyprostował
się, pocałował Hermionę w usta i pobiegł do Pokoju Wspólnego, zostawiając
swoją, oniemiałą ze zdziwienia,
dziewczynę po środku jednego z hogwardzkich korytarzy. W końcu i ona się
otrząsnęła i ruszyła jak najszybciej do Pokoju Wspólnego, była wyjątkowo
ciekawa co Ron ma zamiar zrobić. Na szczęście, kiedy dotarła do pomieszczenia,
rudzielec tylko siedział i nad czymś się zastanawiał.
-Co tak właściwie chcesz jej powiedzieć?- spytała.
-Właśnie myślę…
Brązowowłosa
przycupnęła koło niego i również zaczęła się tym głowić. Nagle zobaczyli, że z
dormitorium chłopców wychodzi Harry i niesie pęczek tulipanów. Od razu
skierował się do sypialni dziewcząt, ale Hermiona go zawołała:
-Harry…
-No co?!- warknął, jakby go o coś oskarżyła- Mam dosyć całej
tej sytuacji, przez tą kretyńską kłótnie nie mogę się w ogóle skupić…
-Ale Harry…- przerwała mu dziewczyna, lecz znów nie dał jej
dokończyć.
-Nie pozwolę na to, żeby jedna idiotyczna wymiana zdań
zepsuła naszą wieloletnią przyjaźń, a to wszystko twoja wina- wskazał na Rona-
Ale dobrze, nie obwiniajmy się nawzajem, bo mogłem stać obok i tylko się
przypatrywać, a nie wziąć twoją stronę.
Ruszył
po raz kolejny na schody. Granger znowu za nim zawołała, ale był zbyt
zdenerwowany i zdeterminowany, żeby jej wysłuchać… I nagle BAM… Spadł ze
schodów, ale dlaczego? Ujrzał, że Hermiona i Ron prawie tarzają się ze śmiechu,
a w dodatku jakieś pierwszoklasistki w kącie pokoju zaczęły histerycznie
chichotać.
-No tak, „dziewczynom można bardziej zaufać”…- zacytował ze
złością słowa brązowowłosej sprzed kilku lat- To dlatego, kiedy ja próbuję
przeprosić przyjaciółkę, to zjeżdżam na tyłku po schodach, które magicznie
zmieniają się w zjeżdżalnie, a ty możesz przesiadywać bezkarnie w naszym
dormitorium godzinami.
-Próbowałam cię ostrzec…- odparła dziewczyna, dusząc rechot.
Potter
przez chwilę patrzył na nią ze złością, a później sam się roześmiał. Lubił jej
uśmiech, sprawiało mu przyjemność patrzenie na, również pogodną, twarz Rona.
Tęsknił za tymi chwilami, kiedy mogli usiąść i we trójkę pogadać dosłownie o
wszystkim, a przez różnicę ich charakterów miało to często zabawne skutki.
Wszyscy, zgromadzeni w Pokoju Wspólnym, patrzyli się na nich ze zdziwieniem i
politowaniem, ale ich to nie obchodziło, w końcu nie pierwszy raz znaleźli się
w podobnej sytuacji.
-Mógłbyś mnie przepuścić?!
Te słowa
przywołały Harrego i jego przyjaciół do rzeczywistości cały urok i radosny
nastrój prysnął jak bańka mydlana wraz z pojawieniem się tej jednej osoby. Jej
mina była bardzo zacięta, włosy, jakby również w wyrazie złości, opadały nierówno
na ramiona, tworząc bardzo delikatne, miękkie fale. Jej brunatne oczy ukazywały
tak głęboki żal, że czarnowłosego aż ścisnęło za serce, choć gdzieś w ich
otchłani doszukał się jakby oczekiwania, nadziei. To sprawiło, że znacznie
przybyło mu odwagi:
-Nie ruszę się stąd, dopóki ze mną nie porozmawiasz!
Weasleyówna
była w wyraźnym szoku. Nie sądziła, że będzie stawiał jakieś warunki, wręcz ją
to rozzłościło, bo sądziła, że w tej sytuacji nie ma do tego żadnego prawa. Po
chwili się upewniła:
-Żartujesz sobie?!
-Oczywiście, że nie.
Chłopak
powiedział to tak spokojnie, że na twarzy rudowłosej pojawił się widoczny wyraz
zdziwienia i delikatny rumieniec. Rozejrzała się po pomieszczeniu i
spostrzegła, że wszyscy się na nich gapią, a zwłaszcza Ron, któremu posłała
wyjątkowo niesympatyczne spojrzenie, i Hermiona.
-Tutaj?!
-Mi to nie przeszkadza…- odparł podnosząc się z ziemi.
Spojrzała
na niego wrogo. Nigdy wcześniej nie był dla niej taki bezczelny, a zarazem czarujący
i miły. Osoba, z którą rozmawiała, wcale nie przypominała jej „prawdziwego”
Harrego, tego, którego znała. W końcu mu odpuściła, głównie przez wieloletnią
„sympatię” do niego.
-Jest ktoś w waszym dormitorium?
-Raczej nie…
Potter
wskazał jej ręką kierunek i obydwoje weszli po schodach do sypialni chłopców,
zostawiając na dole ciekawskich widzów. Chłopak otworzył jej drzwi i spoczął na
swoim łóżku. Ona usiadła naprzeciwko i wpatrzyła się w niego ze złością, ale
również z niecierpliwością.
-Proszę, te kwiaty są dla ciebie- wręczył jej tulipany, nie
bardzo wiedząc co powiedzieć.
Siedziała
oniemiała ze zdziwienia. Jej usta wykrzywiły się w ledwo zauważalny uśmiech.
Znowu popatrzyła na przyjaciela, z wyczekiwaniem, lecz tym razem jej mina była
trochę bardziej pobłażliwa.
-Posłuchaj mnie- zaczął Harry- Ta kłótnia tydzień temu… Ja…
W sumie to nie mam nic na swoje wytłumaczenie. Przepraszam, wiem, że może to
nie starczy, ale nic innego ci nie mogę powiedzieć. Nie chcę kończyć w ten
sposób naszej przyjaźni, nie umiem normalnie funkcjonować, wiedząc, jak bardzo
cię skrzywdziłem, że jesteś na mnie wściekła. Nie musisz ze mną nigdy więcej
rozmawiać, ale błagam wybacz mi, bo naprawdę wiele dla mnie znaczysz nie
darowałbym, sobie gdyby…
-Już dobrze, Harry- przerwała mu Ginny- Przyjmuje
przeprosiny.
Potter
wyszczerzył się do niej, na co odpowiedziała tym samym. Nagle poczuł nieodpartą
chęć, żeby ją pocałować, już w wakacje spostrzegł, że stała się dla niego kimś ważniejszym
niż tylko przyjaciółką. Obydwoje zbliżali się do siebie bardzo powoli. Był to
jakby odruch bezwarunkowy. Ona w tym czasie nie myślała, tak bardzo chciała,
żeby udało im się pocałować, choć ten jedyny raz, zapomniała o Deanie, o Ronie,
w jej głowie tkwił tylko Harry, który znajdował się coraz bliżej. Ich twarze
dzieliło już tylko kilka centymetrów. Chłopak patrzył na jej malinowe, lekko
rozchylone usta, jeszcze tylko kawałeczek i w końcu ich dotknie. Nagle poczuł
nieprzyjemny skurcz w żołądku, koszmarne poczucie winy. Nie mógł jej pocałować,
nawet jeśli bardzo tego chciał, a ona nie protestowała, przecież miała
chłopaka. Gwałtownie się odsunął i znowu przemówił:
-Może chodźmy już na dół…
Ruda
przytaknęła i oboje zeszli z powrotem do pokoju wspólnego. Udawali, że
nic się nie stało. Weasleyówna nawet na niego
nie spojrzała, tylko od razu skręciła do swojej sypialni, a Harry spoczął obok
przyjaciół. Nie mógł zebrać myśli. Zawsze wiedział, że kocha Ginny, ale tak,
jak Hermionę, jak siostrę. Nigdy nie przypuszczał, że może mu się spodobać, że
zacznie ją traktować w „ten” sposób. To było z jednej strony niewiarygodne, a z
drugiej takie prawdziwe, namacalne. Dziwił się, że dopiero teraz to zauważył, a
może zawsze ją tak traktował, cały czas to do niej czuł, tylko nie był tego
świadomy. Najgorszy był fakt, że nie mogli być razem! Po pierwsze, miała
chłopaka i nawet jeśliby zerwała z Deanem, to będą inni, a po drugie, była
siostrą Rona, a ten nigdy by mu nie wybaczył gdyby zaczęli się spotykać. Tylko ile można
wytrzymać w takim stanie? Czy teraz, kiedy uświadomił sobie, co naprawdę czuje
do rudowłosej, będzie umiał wytrzymać, nie okazując jej żadnych swoich uczuć,
kryjąc je głęboko w sobie, żeby nigdy nie ujrzały światła dziennego?
-Harry!
Oburzony
głos Hermiony po raz milionowy w jego życiu, wyrwał go z rozmyślań, brutalnie
przywołując do rzeczywistości. Jej, jak zwykle w takich sytuacjach, zacięta
mina, ściągnięte brwi i usta zaciśnięte w wąską linie wyrażały jawną złość, za
zignorowanie jej wypowiedzi. W takich właśnie momentach do złudzenia
przypominała McGonnagal czy matkę Rona. Potter uśmiechnął się do niej nieśmiało
i nerwowo przeczesał włosy.
-Nie słuchałeś, prawda?- warknęła.
-No… Tak trochę… Nie…- zaczął się jąkać, Weasley parsknął
śmiechem.
-To nie jest zabawne- brązowowłosa walnęła swojego chłopaka
w bark- Wy wpakowaliście się w beznadziejną sytuację, a ja, jak zwykle, muszę
to naprawiać!
-O czym ty mówisz, Hermiono?- spytał wyraźnie zdezorientowany
Harry.
-O tej kłótni z Ginny!- dziewczyna już kipiała ze złości-
Udało ci się z nią pogadać, przyjęła przeprosiny?
-Och, tak- odparł, przypominając sobie zaistniałą sytuację.
Granger
odetchnęła z ulgą, tak samo jak czarnowłosy. Uśmiechnęła się do niego, lecz on
tego nie odwzajemnił, a na jego twarzy pojawił się ledwo zauważalny rumieniec.
Brązowowłosa zaczęła się zastanawiać co mogło zajść podczas tej rozmowy, ale
zaniechała rozmyślań, kiedy Potter poruszył kolejny temat:
-A ty nie masz zamiaru z nią pogadać?- zwrócił się do
rudzielca.
-Zamiar mam, ale zero pomysłu na wykonanie… -odparł z
rezygnacją Ron.
-Obydwaj zachowujecie się jak dzieci- mruknęła brązowowłosa.
-Ach, tak…- sarknął Weasley i złapał ją w pasie.
Harry
parsknął śmiechem, kiedy Hermiona wylądowała na kolanach Rona, a ten cały czas
ją łaskotał, natomiast ona nie mogła
powstrzymać śmiechu, tak że łzy napłynęły jej do oczu. Kiedy rudzielec uznał,
że została ukarana, zaprzestał czynności i złożył namiętny pocałunek na jej
ustach.
-Fuj, nie przy ludziach…- Potter udał, że z odrazą zasłania
sobie oczy przed tym widokiem.
-Jak dziecko- zażartowała po raz enty Hermiona i pstryknęła go w ucho.
Siedzieli
tak we trójkę cały czas się śmiejąc. Czarnowłosy patrzył na przyjaciół z
uczuciem przypominającym wzruszenie. Już od pewnego czasu widział co się między
nimi dzieje i był przekonany, że prędzej, czy później zaczną ze sobą chodzić,
lecz zawsze się tego bał, wyobrażał sobie, że albo go zupełnie oleją i w ogóle
przestaną się widywać, albo cały czas będą się przy nim obściskiwać, a tego by
nie zniósł. Doskonale wiedział, że niektóre pary nie robią nic poza całowaniem
się, co jest w sumie trochę obleśne. Od razu powróciły wspomnienia z randki z
Cho Chang, co prawda oni się wtedy nie całowali, natomiast Roger Davis, Krukon
siedzący wtedy koło nich, nie próżnował, a odgłosy jakie wydawali ze swoją
dziewczyną były co najmniej nieprzyzwoite. Na samo wspomnienie tego widoku
trochę go zemdliło. Na szczęście Ron i Hermiona nie zmienili zbytnio swojego
zachowania, to znaczy byli dla siebie mili, czasem rzucali jakieś komplementy,
ale traktowali czarnowłosego tak jak kiedyś, za co był im bardzo wdzięczny.
-To co masz zamiar zrobić?- rzekła dziewczyna, do swojego
chłopaka, cały czas leżąc mu na kolanach.
-Nie wiem, kurcze, nigdy nie musiałem jej przepraszać…
-A czasem powinieneś… -westchnęła.
-Po czyjej ty właściwie jesteś stronie?
-Przecież wiesz. Mówiłam ci, że głupio się zachowałeś.
Teraz
mierzyli się dość groźnymi spojrzeniami i Harry poczuł, że za moment zostanie
wplątany w jakąś kłótnie. „A co się stało z radością?” pomyślał, przypominając
sobie jak dosłownie kilka sekund temu śmiali się do rozpuku.
-Dobra, to nie jest najważniejsza kwestia w tej chwili- w
końcu się wtrącił- Po prostu z nią pogadaj, Ron, sądzę, że nie jest już zła, na
pewno nie tak bardzo jak na początku, jak ją przeprosisz to będzie ok.
-To nie jest takie
łatwe, stary, ja zrobiłem coś niewybaczalnego…
-Wszystko można przebaczyć-szepnęła Hermiona- Jeśli się
tylko chce, a sądzę, że Ginny też zależy na tym, żebyście żyli w zgodzie.
Zapadła
cisza, każde z nich powoli analizowało
słowa brązowowłosej, zastanawiając się czy to rzeczywiście prawda. W końcu
rudzielec powiedział:
-No dobra, ale co ja mam jej niby powiedzieć?
-Och, tak jak byś nigdy z nikim nie rozmawiał…- prychnęła
dziewczyna, ale Weasley ją zignorował.
-Harry?
-No, powiedz jej prawdę…
-Czyli co?- zdenerwował się Ron- Mam jej powiedzieć,
że zrobiłem to tylko po to, żeby ją chronić, przed chłopakiem, którego dobrze
znam, lubię i szanuję, tylko nie podoba mi się, że spotyka się z moją siostrą,
bo boję się, że ją skrzywdzi?! – wyrzucił z siebie- Mam powiedzieć, że to nie
jest prawdziwa miłość, dlatego boli mnie, kiedy widzę, że się całują?! Powiedzieć, że jest dla mnie bardzo ważna, że zasługuje na chłopaka tak
wyjątkowego jak ona, że ja traktuje ją nie tylko jak siostrę, ale i przyjaciółkę,
dlatego nie mogę się skupić na niczym, wiedząc, że jest na mnie wściekła, bo
zrobiłem tak paskudną rzecz?! I co, myślicie, że mi wybaczy?!
-Wybaczy…- usłyszeli cichy szept, zanim Harry czy Hermiona
zdążyli cokolwiek odpowiedzieć.
Przed
nimi, jakby znikąd, wyrosła Ginny. W jej oczach szkliły się łzy. Nie
spodziewała się takich słów, nie wiedziała wcześniej, co tak naprawdę
czuje jej brat, a teraz nie wątpiła w szczerość jego wypowiedzi, zwłaszcza, że
nie miał pojęcie, że stoi tuż obok.
Chłopak powoli
wstał, uważając, żeby nie zrzucić ze swoich kolan brązowowłosej. Stanął
naprzeciwko siostry i spojrzał jej w oczy. Nie wiedział, że słyszała wszystko
co przed chwilą powiedział. Zaczerwienił się po końcówki uszu. Bał się odezwać,
nie miał pojęcia jak zareaguje, na jakiekolwiek jego słowo. Ona też nic nie
mówiła, wreszcie zrozumiała dlaczego rudzielec tak oschle traktuje Deana i,
mimo że wielokrotnie jej to tłumaczono, dopiero teraz w to uwierzyła.
-Przepraszam- szepnął chłopak.
Rzuciła
mu się na szyje, to był taki impuls. Chciała mu podziękować za te wszystkie
lata, kiedy chciał ją chronić, za nieudolne próby pokazania jak mu na niej zależy
i przeprosić za miliony żartów, złośliwych uwag i poniżeń, które on znosił, bez
większych odegrań, bo była jego siostrą. Wreszcie sama poczuła, że on jest jej
przyjacielem, nie wrogiem, że gdyby nie on nie byłaby sobą, że tęskniłaby za
nim, gdyby go straciła. Oczy jej się szkliły, ale nie pozwoliła skapnąć łzom po
policzkach. To on nauczył ją, żeby była tak silna, żeby nie pokazywała swoich
słabości i chyba była w tym nawet lepsza od niego.
-Kocham cię, braciszku…- mruknęła mu do ucha.
-Ja ciebie też, siostrzyczko.
Usłyszeli
brawa od strony Harrego i Hermiony i odsunęli się od siebie, lekko się
czerwieniąc. Byli do siebie bardzo podobni, oboje wysocy, piegowaci, rudzi,
rumiani, przy każdej choć trochę wstydliwej sytuacji, a i charaktery mieli
niemal identyczne, silni, odważni, zacięci i uparci. Każde z nich różniło się
na swój sposób, niemniej te wszystkie odmiany były niewielkie, tak że gołym
okiem było widać pokrewieństwo.
-Dasz mi jutro zagrać?- rzekła, w końcu, Weasleyówna, do
Pottera.
-A chciałabyś?
-A jak myślisz?- wszyscy się roześmiali.
-Miejsce na ciebie czeka, ale obiecaj, że zagrasz jak
najlepiej umiesz- Ginny energicznie pokiwała głową, a czarnowłosy zwrócił się
do przyjaciela- Ty też…
-Jasne, ale nie wiem jak to wyjdzie- odparł niepewnie.
-Oj przestań- prychnęła jego siostra- Po prostu nie patrz na
trybuny, nie słuchaj Ślizgonów, a jak Malfoy cię wkurzy, to walnij go kaflem.
Znowu
parsknęli śmiechem, tylko tym razem nie umieli się opanować, bo po każdej
salwie chichotów następowała kolejna. Wszyscy zebrani w pokoju patrzyli się na
nich ze zdziwieniem, zresztą, nie pierwszy, raz tego wieczoru. W końcu trochę
się opanowali, a wszyscy czworo prawie płakali.
O
północy zasnęli. Każde z nich obawiało się nadchodzącego meczu, ale teraz,
kiedy wszyscy się pogodzili, wydawał się on dużo prostszą i przyjemniejszą
perspektywą.
*
Nowy rozdział! Trochę wcześniej niż sądziłam, ale proszę. Nie mam pojęcia kiedy pojawi się następny. Muszę wam jeszcze parę rzeczy powiedzieć (napisać):
Po pierwsze: jak widzicie jest nowy szablon! Pisałam już, że stworzyła go Elfaba, ale powtórzę to milion razy, bo naprawdę jest przecudny. Jeszcze raz dziękuję :*
Po drugie: Wiem, rozdział jest krótki, pewnie jeden z najkrótszych w mojej karierze. Nie jest idealny, domyślam się, że Rowling nigdy nie umieściłaby takiej sytuacji z Ronem i Ginny, jaką ja stworzyłam, ale właśnie tak widzę ich relację, dlatego wymyśliłam coś takiego. Możecie mnie za to ochrzaniać do woli...
Po trzecie: Chcę wam podziękować. Z każdym rozdziałem widzę coraz więcej komentarzy, które mnie bardzo podnoszą na duchu. Proszę wszystkich, dokładnie wszystkich czytelników, abyście też komentowali, bo wasze zdanie jest bardzo ważne... Dziękuję, że jesteście <3