Jesień się zbliżała, a rok szkolny mijał bardzo szybko. Nim
się zorientowali była już połowa września i nadszedł czas eliminacji do drużyny
quiditcha. Ron mówił o tym od początku semestru, dopytując się o różne rzeczy
Harrego, który został w tym roku kapitanem, tak, że wszyscy mieli go po dziurki
w nosie, nawet jego dziewczyna.
To była sobota, Hermiona obudziła
się o 6 rano. Po co? Chyba była równie zdenerwowana co jej chłopak. Wierzyła w
niego bardzo mocno, ale nie dość, że miał konkurencje, to ten tuman (nie umiała
go inaczej nazwać w danej chwili) denerwował się kiedy tylko ktoś „obcy” go
obserwował, więc przepuszczał wszystkie piłki. Poszła po cichu do łazienki, po
czym już przebrana, z książką, zeszła na dół. W pokoju wspólnym nie było nikogo,
zapewne normalni uczniowie odsypiali cały tydzień, tylko ona była tak „inteligentna”,
żeby o tej porze wstać i się uczyć. Siedziała tak i siedziała, a starożytne
runy wciągały ją coraz bardziej. Do pomieszczenia zaczynali schodzić się młodzi
czarodzieje, którzy chcieli jedynie zjeść śniadanie i wykorzystać tą jedną z
ostatnich, pogodnych sobót.
W pewnym
momencie do pokoju weszli Harry i Ron. Potter jak najszybciej uciekł w bok,
żeby porozmawiać z Ginny, natomiast Weasley szedł do Wielkiej Sali, nie zważając
na nic. Był tak przerażony, że nie mógł myśleć o niczym innym niż quidich.
Nagle usłyszał za swoimi plecami radosny głos:
-Nawet się ze mną nie przywitasz?
Chłopak
odwrócił się i ujrzał rozpromienioną Hermionę. Znienacka zawładnął nim stoicki
spokój oraz przeszła przez niego fala gorąca. Uśmiechnął się do niej szeroko.
Jak to się działo, że tak na nią reagował, że mimo tych wszystkich kłótni i
złośliwości tak bardzo za nią szalał? W końcu odparł:
-Przepraszam, nie zauważyłem cię.
-To oburzające- rzekła brązowowłosa, z udawanym tonem
obrazy.
-Wiesz przecież jaki dziś jest dzień, no i…- zaczął się
szybko tłumaczyć, ale dziewczyna mu przerwała:
-Wiem, tylko sobie żartuję. Myślisz, że dlaczego nie śpię od
świtu?
-Naprawdę? Wzruszyłem się- rzekł rudzielec, pół żartem, pół
serio, a Hermiona wybuchneła śmiechem i powiedziała:
-Uspokój się. Będzie dobrze.
-Przyjdziesz?
-Tak, będę siedzieć na widowni i patrzeć jak odbijasz
wszystkie piłki.
-Dzięki.
Ruszyli
do Wielkiej Sali. Szli powoli, oddychając miarowo. Rudzielec o mało co nie
zemdlał. Nie był głodny, ani zmęczony, czuł się jak warzywo. Było gorzej niż
przed pierwszym meczem, ale dlaczego? Kto to wiedział. W pewnym momencie
zauważył, że Hermiona zatrzymała się i pociągnęła go delikatnie w bok. Stali w
jakimś kącie, a chłopak wpatrywał się w nią ze zdziwieniem.
-Posłuchaj mnie- szepnęła- Ja w ciebie wierzę, Harry w
ciebie wierzy, a nawet Ginny sądzi, że sobie poradzisz. Najwyższy czas, żebyś
ty uwierzył w siebie.
-To nie takie proste- jęknął- Boję się.
-Ale czego?
-Tego, że mnie wyśmieją, że nie przejdę…
-No i co z tego, nawet jeśli się nie dostaniesz, to nic się
nie stanie.
-Nic nie rozumiesz! Quidich to jedyna dziedzina, w której
jestem dobry, bez tego będę nikim, tak jak w poprzednich klasach. Ja muszę to
przejść, bo jeśli nie, to ludzie stracą do mnie szacunek, znów będą mnie
porównywać cały czas do Harrego, a ja stracę ciebie…- wyrzucił z siebie
wszystkie obawy, zanim zdążył pomyśleć co robi.
Hermiona
wybałuszyła na niego oczy, a łzy zaczęły spływać jej po policzkach. Jak on mógł
w ogóle pomyśleć, że go rzuci tylko dlatego, że nie będzie w drużynie quidicha.
To jakieś szaleństwo!
-Nawet tak nie myśl!- wydusiła z siebie- Co ty sobie
wyobrażasz! Jesteś o wiele lepszy od Harrego, choćby z wyglądu, jesteś od niego
dużo przystojniejszy, nie powtarzaj mu tego, ale przecież to jest sama skóra i
kości, no a ty jesteś umięśniony, a poza tym macie zupełnie inne charaktery i
też w wielu rzeczach ty masz rację, a on nie, więc ludzie, którzy cię znają,
twoi przyjaciele, nigdy nie będą cię do niego porównywać, a poza tym jesteś
świetnym czarodziejem, znasz masę zaklęć i umiesz je wykorzystać w praktyce. I
w ogóle, jak śmiesz mówić, że mnie stracisz, jeśli nie dostaniesz się do
drużyny?! Co to w ogóle jest za pomysł?! Nie jestem z tobą dlatego, że latasz
na miotle i chwytasz piłki zanim wlecą do pętli. Spotykamy się bo cię kocham,
ty kretynie!
Patrzył
jak jego dziewczyna zaczyna szlochać, po czym sama się uspokaja. Ostatnio go
tak zdziwiła, kiedy szli z Nory nad jezioro. Wtedy pokłócili się dokładnie o to
samo, a tak właściwie to brązowowłosa na niego nawrzeszczała, że powinien
uwierzyć w siebie, a on stał i gapił się na nią tak jak teraz.
-Może coś powiesz?!- zapytała histerycznym, lecz cichym,
głosem.
-Nie wiem co… Zaskoczyłaś mnie… Dziękuję, nawet nie wiesz
jak mi to pomogło… Przepraszam nie chciałem cię zdenerwować… I w ogóle… Nawet
nie wiesz jak mocno cię kocham i szaleje za tobą
Powiedziawszy
te słowa, nie czekał na odpowiedź tylko objął rękami jej twarz i pocałował
delikatnie w usta. Kiedy spojrzał w jej oczy, zobaczył, że jest szczęśliwa, że
cała złość jej przeszła, odnosił wrażenie, jakby cały czas na to czekała. On
też się uspokoił, nadal zależało mu na miejscu w reprezentacji swojego domu,
ale nie było to aż tak ważne, jeśli Hermiona będzie z nim tak, czy siak.
Pocałował ją jeszcze raz. Tym razem na dobre do siebie przywarli. On całował ją
coraz namiętniej, a ona, przyciśnięta mocno do ściany, już była nieobecna, już
znalazła się w tym świecie, do którego trafiała zawsze, gdy się z nim całowała.
Ich języki się złączyły, a przez dziewczynę przebiegł przyjemny dreszcz. Nagle
zobaczyła, że rudzielec odsuwa swoje usta od jej, po czym całuje ją delikatnie
w szyje. Brązowowłosa myślała, że zwariuje! Całowanie się z nim było przyjemne,
ale to było tysiąc razy lepsze, fantastyczne. Czuła jego ciepły oddech na szyi,
a potem delikatny pocałunek i tak cały czas. Miała wrażenie, że wypiła bardzo
dużo alkoholu, a do tego wzięła jakieś tabletki. Już nie była w Hogwarcie,
tylko gdzieś w chmurach, gdzie nie było nauki, problemów, Voldemorta, była tam
tylko ona i Ron, który całował ją tak przez cały czas coraz namiętniej i
namiętniej. Zrozumiała, że chłopak teraz dotyka jej dekoltu i schodzi coraz
niżej i, mimo że było to naprawdę wspaniałe uczucie, którego pozazdrościłaby
jej niejedna dziewczyna, w jej głowie zapaliła się lampka, symbolizująca
niepokój. Coś jej mówiło, że należało przestać, przynajmniej w tym momencie. Tak
więc, odepchnęła go na odległość swoich ramion i spojrzała przepraszająco. To
nie był na to dobry moment, nie byli na to jeszcze gotowi, a poza tym stali w
najbardziej publicznym miejscu w szkole.
-Ron…- zaczęła niepewnie i z dużą niechęcią, ale chłopak jej
przerwał.
-Jasne, przepraszam, chodź już na śniadanie, bo się spóźnimy
na eliminacje.
Ruszyli
w milczeniu. Dość szybko dotarli do Wielkiej Sali i zajęli swoje stałe miejsca.
Naprzeciwko nich spoczęli Harry i Ginny.
-I jak braciszku?- spytała wesoło rudowłosa.
-W miarę- warknął chłopak, po czym spuścił głowę, uginając
się pod groźnym spojrzeniem Hermiony.
-Wyluzuj stary, to tylko eliminacje- uśmiechnął się do niego
Potter.
Wszyscy
zjedli śniadanie, no może oprócz Rona, który spożył tylko jedną kanapkę pod
namową brązowowłosej, a później ruszyli na boisko. Kiedy wychodzili ze szkoły,
dogoniła ich Lavender Brown razem z Parvati Patil. Granger miała wrażenie, że
jej hinduska współlokatorka wcale nie chce do nich podejść, tylko ciągnie ją
przyjaciółka.
-Ron- pisnęła blondynka.
-Tak- zapytał nieobecnym głosem chłopak.
-Powodzenia- powiedziała, a Parv spojrzała przepraszająco na
Hermionę.
-Dzięki- odparł zmieszany, a dziewczyna przysunęła się do
niego, dotknęła jego ramienia i szepnęła do ucha:
-Ja w ciebie wierzę.
Później
obie odeszły w kierunku stadionu, a Harry i Ginny wybuchli śmiechem.
Brązowowłosa, natomiast, była zła jak osa i gotowa walnąć każdego, kto stanąłby
jej na drodze. Teraz kiedy jej przyjaciele prawie tarzali się ze śmiechu, a jej
chłopak, ten burak, stał wręcz z zadowoloną miną, wrzasnęła:
-A wy nie macie co robić?! Chodźcie bo się spóźnicie! Jak
zwykle to ja muszę wszystkiego pilnować…
Dziewczyna
praktycznie odbiegła od nich, a pozostali Gryfoni opanowali się i ruszyli
spokojnie za nią. Potter i Weasleyówna chichotali jeszcze przez jakiś czas,
rudzielec również wydawał się rozbawiony. W końcu Ginny skończyła się śmiać i
powiedziała ostro do brata:
-Przeproś ją.
-Za co?!
-Za to, że pozwoliłeś tej tlenionej małpie na takie
zachowanie, w dodatku w obecności twojej dziewczyny.
-Oj przestań, wiesz, że Lavender obchodzi mnie tyle co
zeszłoroczny śnieg. Hermionie też zaraz przejdzie- odpowiedział lekceważąco.
-Na twoim miejscu nie ryzykowałabym, wiesz jaka ona jest,
jeśli się na ciebie obrazi to może się nie odzywać przez tydzień, jeśli nie
dużej. A poza tym nie dziwię się, że jest jej przykro. Gdyby to ciacho z
Dumstrangu choć dotknęło jej ręki, to walnąłbyś go w nos.
Rudzielec
poczerwieniał na samą myśl o tym kolesiu. W sumie to Ginny miała rację, chłopak
był przerażony, coraz częściej się z nią zgadzał. Postanowił, jednak, że
przerosi brązowowłosa. Nie umiałby przejść eliminacji, wiedząc, że jest na
niego zła. Dogonił ją i złapał za rękę, lecz ona ją wyrwała. Za drugim razem
zagrodził jej drogę tak, że musiała się zatrzymać. Stała i patrzyła się na
niego z wyraźną złością, a on szczerzył do niej zęby. Dziewczyna go wyminęła,
lecz on znowu do niej podbiegł i szli ramie w ramie.
-O co chodzi?- warknęła.
-Mnie, o nic. Pytanie, o co ty się tak złościsz?
-Przepraszam?!
-No wiesz, tak nagle od nas odeszłaś- wyjaśnił beztrosko.
-Ty jesteś taki głupi, czy tylko udajesz?!- wyrzuciła z
siebie za nim zdążyła pomyśleć co mówi.
Chłopak
gwałtownie się zatrzymał, a ona spojrzała mu w oczy. Ron był bliski śmiechu,
ale silił się na złość, co mu najwyraźniej wyszło, bo Hermiona opuściła głowę i
zaczęła się szybko tłumaczyć:
-Przepraszam, nie chciałam tego powiedzieć… ja… ja
-Powiem ci, że nie jestem głupi, ani tego nie udaję. Po
prostu liczyłem na to, że przyznasz się, że ty także bywasz o mnie zazdrosna- powiedział
ze złośliwym uśmieszkiem, a dziewczyna walnęła go mocno w bark.
-Ty kretynie, co ty myślisz, że ja będę znosić to, że
Lavender do ciebie zarywa?! A wiesz co jest najgorsze? To, że tobie się to
podoba i…
Nie dane
jej było skończyć, bo Ron cmoknął ją w usta. Stała tam teraz kompletnie
zdezorientowana i gapiła się na niego bezmyślnie. Musiała przyznać, że ten
drobny gest kompletnie ją uspokoił, ale nie mogła dopuścić do tego, żeby
Weasley myślał, że zawsze będzie mógł ją w ten sposób udobruchać, więc
zgryźliwie spytała:
-I co, myślisz, że to rozwiąże wszystkie problemy? Jeśli
tak, to się grubo mylisz!
-Nie, to było tylko po to, żeby cie uciszyć. Posłuchaj,
dlaczego mi nie ufasz? Mówiłem ci już, że Lav nic dla mnie nie znaczy. Ty
jesteś najważniejsza i to się nie zmieni, to że ona robi takie sceny, tylko ją
kompromituje, a poza tym imponujesz mi tym, że się tak wściekasz z zazdrości.
Hermiona
uśmiechnęła się, po czym jeszcze raz walnęła go w bark, za ten tekst o
zazdrości, a potem rzuciła się mu na szyję i pocałowała. Rudzielec właśnie tego
potrzebował, tej bliskości. Nie ważne, że całowali się tego dnia już któryś
raz, po prostu obydwoje tego pragnęli. W końcu doszli do nich Harry i Ginny, a
Potter powiedział:
-Ej, gołąbeczki! Czy możemy wreszcie dotrzeć na to boisko?
-Tak- odparli chórem.
Znowu
cała czwórka ruszyła w stronę stadionu, ruda i czarnowłosy szli z przodu
rozprawiając o tym, jacy ich przyjaciele są dziecinni. Wcale im nie
przeszkadzało, że rzeczona dwójka kroczy tuż za nimi, przytulona do siebie i
szepce sobie słodkie słówka do ucha.
Doszli
wreszcie do wymarzonego boiska, a Ronowi serce skoczyło do gardła. Zobaczył, że
na środku stoi niejaki Cormac McLaggen, facet, za którym oglądały się wszystkie
dziewczyny i który był o wiele bardziej wysportowany od niego, oraz ten kretyn,
który ciągle przystawiał się do jego dziewczyny, Roger. Oprócz nich stała masa
uczniów, chcących zdobyć pozycje atakujących. Chłopak patrzył na nich z
przerażeniem, a w tym czasie Hermiona cmoknęła go w policzek, po czym szepnęła
do ucha:
-Będzie dobrze.
Później
ruszyła na trybuny, patrząc wrogo na Lavender, która siedziała w pierwszym
rzędzie. Rudzielec został na boisku, był kompletnie przerażony i nie mógł się
ruszyć. Kiedy zobaczył Harrego i Ginny wychodzących przed grupę, coś mu
powiedziało, że należałoby się udać do pozostałych obrońców. Stanął miedzy
McLaggenem, a Wildem, poczuł nagłą chęć pobicia dwóch osób naraz. Potter zaczął
coś mówić do zgromadzonych, a Ron zauważył, że zarówno Cormac, jak i Roger
spoglądają w stronę Hermiony. Uszy aż mu poczerwieniały, możliwe, że sam się
nakręcał, a ci goście wcale nie patrzyli na brązowowłosą, lecz w pewnym
momencie usłyszał cichy, zgryźliwy głoś McLaggena:
-Znasz tą Granger?
-Tak
-Może chciałbyś mnie z nią umówić?
-Słucham?!
Ani Ron,
ani Cormac nie zdołali potem nic powiedzieć, bo czarnowłosy skończył swój
monolog, a eliminacje właśnie się zaczynały. Chłopak spojrzał na swoją
dziewczynę, która siedziała skulona na trybunach i uśmiechała się do niego
ciepło. Ruszył w górę, tak jak dwóch pozostałych. Wilde odpadł właściwie w
przedbiegach, bo Harry stwierdził, że nie ma on szans na bramkarza, lecz
nadawałby się na pałkarza. Kiedy Ginny go przetrenowała, zgarnął to miejsce. Na
placu boju został tylko on i ten kretyn McLaggen. Rudzielec jeszcze raz łypnął
na ławki, po czym skupił się na grze.
Brązowowłosa
siedziała w najwyższym rzędzie, a październikowy wiatr szczypał ją w policzki.
Obserwowała ciemne kropki poruszające się po stadionie. Zauważyła, że o miejsce
obrońcy ubiega się trzech uczniów, był to oczywiście Ron, oprócz niego Roger i
chyba niejaki Cormac McLaggen, o którym plotkowały kiedyś Lavender i Parvati.
Jej zdziwienie było bardzo duże, kiedy Wilde wystartował z pałką do góry, obok
niego szybowała Weasleyówna, i zamiast bronić pętli, to odbijał tłuczki. Mimo,
że Hermionie gra w quidicha nigdy nie szła dobrze, to doskonale znała zasady,
każdy głupi je znał. Brązowowłosa stwierdziła, że według kapitana, chłopak
wydał się lepszy na pozycji pałkarza, tak więc o posadę bramkarza walczył
jedynie Ron, z tym Cormackiem. Jeden zajął miejsce przy jednych z pętli, a
drugi przy drugich. Rudzielec był bardzo stremowany, natomiast jego przeciwnik
wręcz przeciwnie, był pewny siebie.
Skompletowana
wcześniej drużyna wystartowała. Wszyscy, oprócz Harrego, latali wokół boiska,
natomiast kapitan siedział na dole i oceniał ich starania. Ginny zgrabnie
wymijała wszystkich nowicjuszy i miała nad nimi dużą przewagę, co dawało jej
sporą satysfakcje. Zaczął się pojedynek między obrońcami. Na początku obydwoje
bronili swoich pętli, lecz w pewnym momencie McLaggen zaczął mocniej odbijać
kafla, a Ron go przepuścił. Potem było tylko gorzej. Brązowowłosa wiedziała, że
jej chłopak zasługuje na to miejsce o wiele bardziej niż ten zadęty dureń,
więc, uprzednio skarciwszy się za to w duchu, wypowiedziała cicho:
-Confundus…
W tym
momencie Cormac pozwolił, aby kafel wpadł do jednej z jego pętli, natomiast
rudzielec szybko go odbij. Potem poszło gładko, bo McLaggen był bardzo
zdenerwowany i przepuścił kilka piłek, natomiast Ron, zadowolony z siebie,
odbijał jedną po drugiej. Dziewczyna bardzo cieszyła się, że nie musiała
powtarzać zaklęcia. Rudzielec w końcu zwyciężył. Zleciał powoli na ziemię, nie
wiedząc co się dzieje, a Hermiona pobiegła na stadion.
Kiedy
eliminacje dobiegły końca Harry powiedział im kiedy jest trening i przedstawił
kalendarz tegorocznych rozgrywek. Weasley nadal był bardzo zmieszany i w ogóle
nie słuchał co mówi jego przyjaciel, a Cormac wyglądał tak, jakby miał go zaraz
walnąć. Potter zakończył przemowę i odesłał zawodników do zamku, tak więc
wszyscy się rozeszli, a wtedy brązowowłosa podbiegła do swojego chłopaka i
rzuciła się mu na szyję. On odetchnął z ulgą i pocałował ją w policzek. Kiedy
się od siebie odkleili Ron przyjął gratulacje od Harrego, Ginny i, co bardzo
zdenerwowało Hermionę, od Lavender. Dziewczyna natomiast poszła porozmawiać
chwilę z Rogerem, o dziwo rudzielec na to nie zareagował, był zbyt szczęśliwy,
dostał się do drużyny, a w dodatku przypomniał sobie poranną rozmowę z
Hermioną, co go wprawiło w jeszcze lepszy nastrój.
Wszyscy
wrócili do zamku, zjedli obiad, a potem popołudnie szybko im zleciało, nim się
zorientowali była już kolacja, a po niej zasiedli w pokoju wspólnym. Na
początku siedzieli we czwórkę, Harry, Ron, Hermiona i Ginny. Później
Weasleyowie odłączyli się i zaczęli dyskusję w drugim końcu pokoju razem z
Seamusem i Deanem. Potter i Granger siedzieli przez jakiś czas w milczeniu,
wpatrując się w kominek, lecz po chwili czarnowłosy powiedział:
-Powinienem go zdyskwalifikować, wiesz o tym!
-Kogo?- spytała dziewczyna, udając, że nie wie o co chodzi.
-Rona! Nie udawaj Greka, wiem co zrobiłaś!
-No i co teraz?
-Nic, wolę mieć jego w drużynie niż tego dupka, McLaggena.
Wiem na ile go stać.
-To po co mi o tym mówisz?
-Po to, żeby wzbudzić w tobie wyrzuty sumienia, że źle
postąpiłaś, choć tak ogólnie to się cieszę, bo przez to jedno zaklęcie Ron
nadrobił trochę punktów i wygrał. Ile razy je wypowiedziałaś?
-Tylko raz.
-I to tak pomogło?
-Rozproszyło Cormacka i podniosło na duchu Rona.
-No tak
-A skąd ty w ogóle wiesz, że rzuciłam Confundusa?
-Za dobrze cię znam
-Ta, jasne, a tak na serio?
-Obserwowałem cię, miałem przeczucie, że zrobisz coś
takiego, no więc widziałem jak je wypowiadałaś, ale spokojnie, nikomu nic nie
powiem, naprawdę się cieszę
Brązowowłosa
odetchnęła z ulgą, wiedząc, że przyjaciel nie ma do niej pretensji o
Confundusa. Później długo rozmawiali, prawie pół nocy, wszyscy Gryfoni, w tym
Ron i Ginny, zdążyli opuścić to pomieszczenie, a oni tak siedzieli i gadali.
Harry opowiedział jej historię z książką od Slughorna*, na co dziewczyna
wyraziła obawę i dezaprobatę, ale jak zwykle uległa i w końcu przyznała mu
rację, długo też rozmawiali o klubie ślimaka**. Potem przeszli na
sympatyczniejsze tematy, takie jak zawody w quidicha, czy zbliżającą się Noc
Duchów.
Brakowało im siebie, od dawna nie
rozmawiali tylko we dwoje, brązowowłosa właściwie cały wolny czas spędzała z
rudzielcem, a chłopak nie miał im tego za złe, bo czekał bardzo długo aż się
zejdą, a poza tym on właściwie non stop siedział na boisku lub gadał z Ginny.
Obydwoje położyli się zadowoleni z tego dnia, począwszy od śniadania, rozmowy
Hermiony z Ronem, poprzez eliminacje, ich drobną sprzeczkę i krytykę Harrego i
Ginny, kończąc na tej rozmowie. Było po staremu, nie było tak, że połączyli się
w pary i olali kumpli, lecz nadal byli przyjaciółmi na dobre i złe, którzy
mogli przesiadywać ze sobą godzinami, bez przerwy.
*Przypomnienie:Klub założony przez Slughorna wiele lat wcześniej i reaktywowany wraz z wznowieniem jego pracy w Hogwarcie. Profesor zapraszał do niego tylko uczniów wybranych, którzy wydawali mu się zdolniejsi i bardziej „wartościowi” od innych.Należał do niego oczywiście Harry, jak również Ginny i Hermiona, natomiast Ron nie.
**Przypomnienie:Chodzi o książkę, którą Harry pożyczył od prof. Slughorna podczas pierwszychlekcji eliksirów, gdyż nie miał jeszcze własnej. Podręcznik „wyróżniał” się tym, że był bardzo zniszczony, pomazany i podpisany przez niejakiego Księcia Półkrwi,jednym słowem używany.
Trochę inaczej przedstawiłam sytuacje z ta książką niż jest w oryginalnym HP i KP, niemniej u mnie również Ron będzie wyrażał podziw i aprobatę, a Hermiona sceptyzm, niepokój i zazdrość o lepsze oceny Pottera z eliksirów.
*
Nie jest to, co prawda, mój najlepszy rozdział, niemniej z pewnością (przynajmniej jak na razie) najkrótszy. Ja go lubię, jest bardzo lekki i dość przyjemny, choć w sumie o niczym, jak większość ostatnich notek, ale zmiana nastąpi już w następnej części, ale będziecie musieli na to poczekać z miesiąc :( Tak, czy inaczej,proszę komentarze i szczere oceny :)